środa, 31 grudnia 2014

Ona pyta ją "jak spędziłaś Sylwestra?".........odpowież,........."..a skąd wiesz ,że to był Sylwester"?
Ale najlepiej wspominam Sylwestry jako nastolatka.Rodzice pozwalali nie iść spać i o północy ,wszystkie dzieci z podwórka spotykały się i w śniegu [zawsze był] śpiewaliśmy "kółko graniaste,czworo kańciaste.Kółko nam sie połamało 4  grosze kosztowało ,a my wszyscy bęc.Oczywiście to  bęc było w śnieg.Ale .............frajda.A na śniadanie noworoczne było coś co wszyscy lubiliśmy ogromnie.Dzień wcześniej upieczony w formach do ciasta "kartoflarz " Dokładnie to takie ciasto jak na placki ziemniaczane z mąką ,jajami i sporą ilością cebuli i pieprzu i soli oczywiście..Konsystencja nieco gęściejsza jak na placki i dla puszystości 2 łyżeczki proszku do pieczenia To na dwie blachy.Piekło się około godziny w piekarniku opalanym węglem,innego nie było.Kto zechciałby to wykonać,teraz powinien patyczkiem sprawdzać............. czy już się upiekło.Radzę zacząć od małej porcji.Po wystudzeniu,następnego  dnia ,na  piec wędrowały dwie patelnie i pokrojone z kartoflarza placki odsmażane były "na chrupiąco" i do tego do popicia czerwony czysty barszcz................Pychota.Pytacie ,czemu dwie patelnie? bo gęb do jedzenia sporo i doczekać się swojej porcji wymagało cierpliwości.
A teraz moje rady, rady,osoby doświadczonej w alkoholowych libacjach i jak po balowaniu wrócić do rzeczywistości, bez KOCIOKWIKU,CZYLI  BEZ KACA GIGANTA.Kac gigant poznaje się po tym ,że  po przebudzeniu.......o dziwo nic nam nie jest.Jesteśmy pełni zapału do pracy,czynienia innym dobra i nawet poświęcenia.Raz pamiętam takiego i gdyby nie zdecydowana interwencja rodziny zabrałabym się za mycie okien.Taki stan trwa do godzin południowych i dopiero.............................. wówczas  przychodzi właściwy stan zwany kacem podgrzańcem.Jesteśmy niezdolni do żadnych działań i należy nam się szczególna opieka.Nie pijemy wówczas  ani kawy [kofeina wzmaga działanie alkoholu]ani też  coli  bo z kofeiną,także nie herbaty.Najlepszy będzie sok pomidorowy,bo uzupełnia wypłukany przez alkohol  potas .Aby sok pomidorowy nie był "drętwy"..........tj bezsmakowy,naszykujmy sobie ,jeszcze przed balem jakieś większe naczynie tego soku i dodajmy kucharka ,lub Vegety,lub jakiejś innej przyprawy kuchennej i  [z umiarem] jakiegoś sosu ostrego np Chili lub Tabasco,................. o jak taka ostrość dobrze robi na "zmęczony " organizm.Co do jedzenia to też radzę naszykować wcześniej coś lekkiego,bo możemy nie mieć siły na gryzienie np rosół do którego przed podaniem wlewamy kluseczki [niewiele].Białko jaj jest lecznicze na takie stany,albo kwaśny barszcz,ale nie z papierka bo za gęsty ,tylko z butelki i z białą kiełbasą bardzo drobniutko pokrojoną.I ,proszę...............szykując to jeszcze przed balem nie zastanawiajmy się czy mi to smakuje czy nie ?.......................będzie smakowało A najlepiej zachować umiar w piciu..............ale to przecież jedna taka noc w roku. A na trzeci dzień już jesteśmy "fertik" [Moryc z "Ziemi obiecanej"] i tylko nadal uzupełniamy potas .Teraz np bananami.
NA WSTĘPIE .........PO STAROPOLSKU ..................WSZYSTKIM MOIM CZYTELNIKOM DO  SIEGO  |ROKU..

wtorek, 30 grudnia 2014

I jeszcze o tej porze bywało tak ,że dużo czasu spędzałam na dworze,bo zamarznięty  Staw Stefańskiego  i rzeka Ner i Rudzka Góra ,a zatem łyżwy i "wygibasy" jak mawiał mój ojciec na stawie.Bo przecież musiał sprawdzić czy lód mocny albo wyścigi z rozpędu na Nerze albo sanki i Rudzka Góra.Po takim dniu poliki przypominały kolorem tę dolną część Polskiej flagi W moim domu od lat była taka  umowa.Dzieci [tj do 18 lat] wracają do domu przed zmrokiem i nie było żadnej dyskusji na ten temat. Zimą to było dokuczliwe i czekało się albo wiosny ,albo pełnoletności.Przyszło mi pewnego razu zrozumieć dla czego takie  ostre i moim zdaniem  niesprawiedliwe prawo,bo czy to moja wina ,,że słońce tak wcześnie zachodzi?"Właśnie z dwoma koleżankami  było to na Rudzkiej Górze ciągnęłam sanki pod górę by potem[ależ to była frajda] zjechać w dół.I nagle zauważyłyśmy babcię z chrustem na plecach [młodzieży wyjaśniam.........chrust to suche gałązki z drzew]Przeważnie palono nimi w piecu.Dogoniłyśmy babcię "pnącą się pod górę" z wielkim wysiłkiem..........i chciałyśmy  pomóc .Przecież miałyśmy sanki,ale babcia się uparła i dziękując nam wskazała "ja tylko tu pokazała szczyt góry." Zupełnie się nad tym nie zastanawiałyśmy,że niby do czego na szczycie ten chrust.Wyprzedziła nas nieco ,więc była przed nami  jakieś 30,40 sekund.Gdy dotarłyśmy i my na szczyt ,ani babci ,ani chrustu.Było jeszcze widno.............i przed zmrokiem byłam w domu..................oj bardzo szybko się w domu znalazłam. Nie raz wracałyśmy z koleżankami do tego faktu ,ale nic racjonalnego do głowy nam nie przyszło.Gdybym była sama myślałabym ,że mi się  przywidziało a tak.............nadal nic nie wiem.
Onegdaj bywało tak......... O tej porze kończyło się Świąteczne jedzenie i właśnie na Nowy Rok gotowano bigos............przepyszny ,bo na wodzie od szynki ,z różnymi pozostałościami mięsnymi i wędliniarskimi,które mama przesmażała aż do zrumienienia.Garść suszonych grzybów  i dobra własna kapusta ,co to stała w beczce w schowku pod schodami.Gotowało się to na 'brzegu płyty" na piecu.W samego sylwestra ka kolacje był podany a do tego dobry alkohol ,który "doprawiał' mój szwagier [piętro wyżej],a że był magistrem farmacji,możecie wierzyć na słowo,że mu sie to udawało Raz pamiętam jak poświęcił wiele czasu by zrobić likier mleczny.A polegało to na odparowaniu mleka o 70 %.Dostałam do spróbowania,1 łyżkę.Teraz nie byłoby problemu bo jest mleko skondensowane ,które można połączyć ze spirytusem [powoli by się nie zważyło].Bardzo przydatny po zimowych zabawach .Na dno kieliszka,kładzie się ziarnko prawdziwej kawy i nalewa likier mleczny i............bach......alkohol z zakąską .
I jeszcze o tej porze............
A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO?
Przeważnie po dniach świątecznych dniach leniuchowania jest wielu osobom [mnie też] smutno.Zatem aby poprawić sobie i być może jeszcze komuś nastrój uświadomię  jak to kiedyś Polska była w pogardzie ,jak się z nami nie liczono,a teraz jesteśmy równorzędnym partnerem "tych wielkich" choć ciągle walka trwa Tak jakoś bez echa przeszła rocznica powstania Wielkopolskiego...................zwycięskiego zresztą.W tamtych czasach gdy kształtowała się POLSKA,było wielu jej przeciwników,później zresztą też.Czy wiecie co w czasie obrad w Wersalu powiedział o nas ówczesny premier Anglii."przyznać Polsce Śląsk,to tak jak dać małpie złoty zegarek"I tak tworzono granice naszego Kraju po I szej wojnie .Wszystko musieliśmy wywalczyć ,bo też Traktat Wersalski to utworzony w tamtych latach "kaleki twór" a jego postanowienia nie były respektowane........i już nie będę wspominać Hitlera jak pierwsze co zlekceważył to zakaz tworzenia  armii niemieckiej.Zezwolenie to jeden tysiąc żołnierzy  ...........ha.........ha........ha.A potem już po rozpoczęciu działań II wojny będący w Polsce ..........przepiękny,bardzo przystojny o regularnych rysach wysoko urodzony Von Sztaufenberg .............powiedział o nas",toż to naród niewolników,tylko do tego się nadaje".I jak nie udał mu się zamach [42] na Hitlera,pomyślałam "to i tak by  nic nie zmieniło" A potem,potem ,powoli ale jednak zaczęliśmy się liczyć ,ale  kosztem naszych obywateli,walczących z totalizmem Hitlerowskim ,wszędzie gdzie się dało i jakże już inny  był stosunek premiera Churchilla do Polaków.Darzę go ogromną sympatią i wiem że,chyba, nie jego wina że znaleźliśmy się za  "żelazną kurtyną"Pod koniec swojego życia płacił dużą cenę za intensywne i wyczerpujące działania.Chorował przecież na depresję i w chwilach gdy dopadała go,mówił" znów przyczołgał się do mnie ten czarny pies"Oj Anglicy,Anglicy któż inny by Was tak wspierał jak On w czasie niemieckich  nalotów.No.........to poprawiłam sobie humor............. mam świadomość ,nikt nie ma powodu ani mnie,ani mojej Ojczyzny wyśmiewać.
A TAM CO MACIE ZAPYTAŁ CELNIK.?...................tam...........to żarcie dla koni.Dla   konia mówicie,przecież koń tego nie będzie jadł ............. to herbata.A to już jego sprawa............ nie chce  ,niech nie je.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

NASTURCJA ,coś ostatnio jej nie spotykam,a jest urokliwą rośliną i pikantną przyprawą.Może rosnąc w ogrodzie lub  na balkonie.W ogrodzie wysiewa sie ją po połowie maja a w skrzynki balkonowe  można już  miesiąc wcześniej,ale przed wystawieniem "zahartować rośliny" tj przyzwyczajać stopniowo do warunków panujących na zewnątrz przez wystawianie najpierw na godzinę,potem na  trzy godziny  itd J jeżeli wybierzemy do uprawy balkonowej nasturcję pnącą,będziemy mieć balkon w kwiatach i sporo zadowolonych  z   tego faktu owadów ,bo nasturcja jest rośliną miododajną a to wszystko niewielkim kosztem.Całkowity koszt to nasiona i nawóz do roślin kwitnących  ..............koniecznie ,TEN NAWÓZ DO KAŻDEGO PODLEWANIA.......... TEŻ KONIECZNIE.W ogrodzie wysiewa się nasturcję:karłową ,płożącą,lub pnącą.Kwitnie od czerwca do późnej jesieni.Liście nasturcji w niektórych krajach,używa się,jako pikantnego dodatku do wiosennych sałatek.Widocznie ja nie jestem tym innym krajem,bo nie zachwyca mnie ten dodatek do surówek.Ale bardzo lubię marynowane  pączki kwiatowe i niedojrzałe nasiona,bo przypominają kapary.I tu warto mi wyjaśnić co to są kapary:to marynowane w occie,lub solone lub konserwowane w oliwie pączki kwiatowe kapara ciernistego,krzewu pochodzącego z krajów śródziemnomorskich,Kaukazu,Tybetu i zachodnich Indii,egzotyczna pikantna przyprawa korzenna,do dziczyzny ,sosów i sałatek,dla smakoszy o wyrafinowanym guście.I tu muszę stwierdzić ,chyba dla tego ,że nie jadam dziczyzny lub nie mam wyrafinowanego gustu,wolę marynowane  w occie  zielone nasiona nasturcji,, jak prawdziwe kapary,ale i jedne i drugie zamienię na oliwki.............. a do tego czarne oj mniam, mniam.Ale dla tych którzy chcą spróbować podaję przepis na marynowane niedojrzałe,zielone,nasiona nasturcji .Zebrane "na raty" ,by uzyskać większą ilość nasiona przechować w lodówce.Zalać wrzątkiem,zagotować, odcedzić.przygotować 4% ocet,dodać ziarna pieprzu,ziele angielski,liść laurowy,gorczycę,kolendrę,sól i cukier do smaku.Wrzucić owoce nasturcji do gorącej  zalewy i nie gotować .Przełożyć do małych[ bardzo małych]słoiczków.
ZIOŁA, ZATEM WITAM DZIAŁKOWCÓW
Przed Komitetem Wojewódzkim  Polskiej  Zjednoczonej  Partii Robotniczej w Łodzi stoi człowiek z wiązką siana i je [to siano] konsumuje.Pierwszy Sekretarz tego komitetu zauważył to przez okno i mówi do sekretarki:idź i daj mu  5 zł,niech idzie do baru mlecznego na obiad.Sekretarka wypełniła polecenie.Zadowolony człowiek obmyślił plan ..........."to ja pojadę do W-wy do Komitetu Centralnego,z pewnością dostanę więcej." Tak zrobił .Akurat spoglądał przez okno  Towarzysz Wiesław ,czyli Gomułka i  pyta sekretarki "co on robi"?...........sekretarka na to......"je siano".........to idź i powiedz mu ,niech siano zostawi na zimę ,przecież trawniki jeszcze zielone...............................to krążący  w" głębokim"  PRLu dowcip.A młodzieży wyjaśniam,że bary mleczne to było jedzenia dla ubogich i nie koniecznie niesmaczne.Zależało od "załogi" baru.Mogła ta załoga nie umieć pisać..........byle by umiała gotować.Pamiętam taki bar w Rudzie Pabianickiej, i napisy na szybach ,co aktualnie jest do zjedzenia.Raz było tak napisane:........................"naleźniki z serem i mleko z siodłem " ale o dziwo wszyscy wiedzieli o co chodzi.
Po  obfitym świątecznym jedzeniu,nie możemy zastosować głodówki..............."..nie damy rady " ,organizm będzie dopominał się racji wczorajszej i przed wczorajszej.Zatem dajmy mu,dajmy ,nawet dużo ,ale nie kalorycznie...............i tak np.nagotujmy zupy na dwa dni a jak zjemy jednego dnia ,nie utyjemy................jest piękna kapusta pekińska,gotuje się szybko i do tego ze dwie cebule i jakąś przyprawę kuchenną i można kto lubi dodać też paprykę[wszystko oczywiście pokrojone] a na koniec ze dwa .lub nawet trzy pomidory [mogą być z puszki ]Teraz te z puszki tańsze  a do pojadania sałatka jarzynowa.Też może być większa ilość np na 3 dni.A w tej sałatce wszystko co jest jarzyną ,a zatem marchew,pietruszka,seler  groszek [ugotowane]a dla zaostrzenia smaku oliwki i suszone pomidory.............ale to wszystko bez majonezu.W okresach napadowego głodu zjeść porcje takiej sałatki,albo ugotować na kolację kalafiora ,lub mrożonej fasolki z odrobina tłuszczu.Odchudzanie  to też intensywne myślenie...........niestety.........".co by tu zjeść" i niech w wyniku tego myślenia nie "wpadnie nam w rękę" kawałek wczorajszego tortu.
WITAM POWIĘKSZONE GRONO ODCHUDZAJĄCYCH  SIĘ. I MOJA RADA NA DZIŚ TO:.............

niedziela, 28 grudnia 2014

NA KONIEC POZDRAWIAM POWIĘKSZONE GRONO ODCHUDZAJĄCYCH SIĘ !
Onegdaj bywało tak.Ciotka Adela ,o której pisałam wcześniej też gościła na obiedzie Noworocznym.Była osobą samotną i "ciągnęło " ją do ludzi.Pamiętam taki właśnie Nowy Rok gdy nagabywana nieustannie ["powiedz Adelciu kiedy sie to skończy?"] ............nagle wstała ,ustawiła mały stolik po środku pokoju i zaczęła kolo niego tańczyć...wołając............."idą nasi,idą nasi",po czym sie zadumała i dodała ale ci biedni "nasi" jakieś inne mają czapki i coś z orzełkami nie tak i to nie ci na ktłórych czekasz Stachu..............zwróciła się do ojca.Ojciec czekał na Armię Andersa i jego samego na białym koniu.Nie, od tej strony przyjdą,pokazała na wschód i dodała.................. oni dochodzą już do Tomaszowa.Ale przecież przegonią okupanta.I tak się stało za niecałe 3 tygodnie.I już wisiały nad nami rządy Stalina,upoważnionego przez aliantów ...........no nie całkowicie do tego.Przyrzekł bowiem uczciwe wybory w Polsce................te uczciwe wybory to dyktatura ciemniaków i tylko realizacja długoterminowego planu Stalina.Bo po co uśmiercił tyle Polskiej inteligencji ,tylu oficerów. i wartościowych wykształconych Polaków,?............bo ciemniakami łatwiej rządzić.A gdy "dorwał " go pierwszy udar w 1949 r.stał się obsesyjnie wystraszony.Wszędzie "węszył" spisek.Nawet na jego polecenie wymyślono rzekomą aferę lekarską w którą wplątany został jego osobisty lekarz.I zapijał wyrzuty sumienia codziennie wraz z towarzyszami,którzy przychodzili ,ze strachu.Pił  dużo i palił dużo,ale nie dane mu było dożyć tak sędziwych lat jak Churchillowi.........."..dobiły" bo wizję pomordowanych.................tak myślę.Okazuje się że nieczyste sumienie zabija. i tu służę następującym przykładem: Mój  pewien znajomy opowiadał mi,że miał przyjaciela ,taksówkarza,o którym nie wiedział nic ,aż pewnego razu wyznałz.5 lat pracowałem w UB [to Urząd Bezpieczeństwa] ,gorszy od piekła i co mam zrobic ,bo codziennie wychodzą ze ścian wszyscy bici i mordowani przeze mnie.Już zmieniłem mieszkanie ,ale to nic nie dało ,chyba sobie życie odbiorę ,bo tak żyć się nie da.Za dwa lata ,tak uderzył w drzewo,że samochody zrobiły się dwa.No cóż nieszczęśliwy wypadek skomentowali znajomi i rodzina.,na szczęście był bez pasażera..................no tak to na pewno nieszczęśliwy wypadek.Na koniec pozdrawiam wszystkich Rosjan,z których wywodzi się mój najukochańszy św.pamięci tatuś.
A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO?
Chodzi o to czy nagarniać śnieg na drzewa owocowe? otóż nie koniecznie .Im potrzebne będzie coś innego, o czym za moment.Iglaki korzenią sie płytko.......to sprawa genetyki.Ich pra pra, dziadowie mieli do dyspozycji niewiele miejsca ,do rozłożenia i sięgnięcia  korzeniami w głąb ,ot choćby Cis,który wywodzi się z gór Kaukazu.Wśród skał trudno trafić na glebę.Dla każdej rośliny,dla drzew także ważne jest korzenienie  się tuż pod powierzchnią gleby a to z prostej przyczyny tam jest najwięcej pokarmu [azot ,fosfor,potas   i mikroelementów].W głębszych warstwach [podglebie i skała macierzysta] ich nie ma.Zatem te korzenie tuż pod powierzchnią budują najwięcej  włośnikowych mających zdolność pobierania składników pokarmowych.I jak te włośnikowe się przez "pracę mrozu" pozrywają to czym ma roślina [drzewo] pobierać pokarm i wodę?Przydałoby się czymś iglaki do ziemi umocować i ten temat spędza sen z powiek mojego sąsiada na działce i  chyba coś wymyśli.A drzewa owocowe.......... a drzewa owocowe [np,jabłonie,grusze]  te szczególnie nie mają powodu do zmartwienia ,im mróz może sobie być i może nie być,bo mają długi mocny korzeń palowy ,zwany też macicznym.On  jest tak silny że korzenie włośnikowe ,ani drgną.CZY  MACIE NA DZIAŁCE  10 LETNIĄ GRUSZĘ?..........TAK?............NO TO POWINNA MIEĆ WYSOKOŚĆ OKOŁO 4,5 m.a jej korzeń palowy sięga do 10,lub więcej metrów.Trzyma zatem drzewo w pionie solidnie.A w okresie zimy drzewom owocowym będzie potrzebny dostęp powietrza do korzeni.Jeżeli spadnie dużo śniegu............ale naprawdę dużo,np 30,40,cm ,to jest jeszcze wszystko w porządku,ale jeżeli w wyniku dodatniej temp. w dzień powierzchnia śniegu zacznie sie topić i powstanie "szyba" ,to w tej "szybie " należy zrobić po prostu dziury,np kijem od grabi ,czy innego narzędzia.Przy tej pracy proszę jak najmniej udeptywać śnieg ,jeżeli pod spodem jest trawa,bo to jej szkodzi.
Odpowiadam na pytanie.....a dla czego iglaki tak płytko się korzenią? a jak korzenią się drzewa owocowe?.............bo to ważniejsze stwierdził pytający.
CZY WIECIE,MOI DRODZY CZYTELNICY ???? Jaka jest różnica miedzy zawieją  a zamiecią?,otóż zawiewa śniegiem padającym,a zamiata tym co leży.A jaka jest różnica miedzy szronem,a szadzią?......Szron leży na ziemi,a szadź na drzewach.................Ale się wygłupiłam prawda? ............bo chyba wszyscy to wiedzą.Proszę wybaczyć ,pod koniec roku widocznie u mnie występuje zmęczenie"  materiału".
Jadę wczoraj autobusem i wiesz co?..........stanął przy mnie  kontroler i tak patrzył  na mnie jakbym nie miał biletu........a ty co? a ja popatrzyłem na niego jakbym miał.

sobota, 27 grudnia 2014

I CO ZROBIĆ Z TYM JEDZENIEM???????/ Dobrze jeżeli jest miejsce w zamrażalniku,ale................... nie wszystko można zamrozić..........właściwie wszystko można,lecz nie wszystko po rozmrożeniu będzie smaczne ,np. zdecydowania niesmaczne [bo straciło swoją konsystencje będzie wszystko to co jest w galarecie] np karp,czy jakaś inna ryba ,tzw "zimne nogi...................itp.Ale jeżeli chodzi o karpia ,można pozbawić go galarety i zamrozić samą rybę.Smażony po rozmrożeniu będzie nadal smaczny.Pierogi kluski, owszem można mrożić,lecz rozmrażanie  winno być powolne,a szczególnie drobnego makaronu.A pierogi przed włożeniem do zamrażalnika dobrze będzie nieco natłuścić olejem,by się nie sklejały.Z resztą  ,jest to też wskazane zaraz po ugotowaniu.NO - NIESTETY NIE MROZI SIĘ NICZEGO CO JEST Z MAJONEZEM. a więc np jaj na twardo,czy sałatki jarzynowej ,czy jakiejkolwiek surówki Wszystkie mięsa czy to smażone czy gotowane można zamrażać pamiętając jednak o tym,że  już takie smaczne jak przed  zamrożeniem nie będą.Można też zamrażać pieczywo ,lub ciasto ,z zastrzeżeniem by ciasto nie było z kremem[chyba ,że krem TYLKO z masła]Wszelkie kremy na bazie bitej śmietany ,tak jak majonez zostałyby "zważone" przez  ujemną temperaturę. Wszystkie śledzie,czy to w oleju,czy marynowane,zupełnie  zmienią swoją konsystencję..........będą "kaszowate"A na koniec tych kulinarnych porad .............jeszcze to.............pomyślcie,może macie kogoś komu podarunek żywnościowy sprawiłby frajdę.Ja znalazłam ......i co z tego,że się ucieszył ..........."ale mam zakąchy",przecież on też człowiek i nie mnie oceniać jaki prowadzi tryb życia,czasem organizm jest tak silny że przetrwa wszystko .......ot........choćby Churchill pił wiele i palił wiele,a cały czas funkcjonował i to zupełnie prawidłowo ,był bardzo mądrym politykiem i kto wie jak zakończyłaby się II wojna światowa gdyby nie On. Jestem pełna  uznania dla niego i dla jego mądrości i dla poczucia humoru i co....................życzę sobie dożyć takiego wieku jak On.
ŚWIĘTA, ŚWIĘTA I.........................
"ICEK ,POŻYCZ 100 ZŁ.."................MONIEK ........."...OD KOGO"?
ŻONA WYCHODZI...........MĄŻ  PYTA ............."..kiedy wrócisz kochanie?" zona odpowiada "kiedy mi się będzie podobało .."...........na to mąż"dobrze kochanie,tylko nie później'.

piątek, 26 grudnia 2014

No to spadł wreszcie tak upragniony śnieg,a ja jestem pod wrażeniem filmu o życiu Jakutów.Tam dopiero jest zima  np -70 st.Do najzimniejszej miejscowości  zamieszkałej prowadzi szlak Kołymski.Przeważnie wykorzystywany właśnie zimą,bo są odcinki prowadzące przez lód na jeziorze.Kilkaset  kilometrów przez prawie tydzień pokonują kierowcy  ciężarówek by dostarczyć  np:  jednemu tysiącowi ludzi żyjących tam artykuły żywnościowe,leki,materiały budowlane.Na całej trasie   spotkać można ciężarówki,"którym się nie udało" I po  co o tym piszę? bo zrozumiałam  jedną sprawę dokładnie. Jak pięknie można współżyć z nawet okrutną przyrodą np ,mając trzy zbiorniki "{duże] z paliwem,bo na tym pustkowiu stacji benzynowej "nie uwidzisz" i jak  człowiek cieszy się na spotkanie z innym towarzyszem niedoli też borykającym się z trudnościami takiej podróży i że nikomu nie przychodzi do głowy by nie pomóc innym w biedzie,i nikt nie traktuje drugiego jak frajera ,którego na postoju można np okraść.I DOSZŁAM DO WNIOSKU ..............nam,jest po prostu za dobrze za luksusowo. Tamci ludzie sa tak diametralnie różni i tak czują się częścią przyrody i nie wojują z nią,a stosunek do drugiego człowieka daje im spokój i dobre samopoczucie.Oj............może trochę Jakuckiej zimy przydałoby się.?????????/
No tak...........rosołek smakował,a mięsko z rosołu już nie koniecznie ,bo jak jest taki wybór?????????............no to zatem odchudzający się mamy obiadki na kilka dni.:2 ziemniaki ,kawałek gotowanego mięsa [oddało tłuszcz do rosołu] do popicia czysty czerwony barszczyk i szybkościowa surówka z pora i  chrzanu  z odrobiną cukru i soli i jogurtu.ALBO WYSTAWMY TO MIĘSO ZA OKNO LUB NA BALKON aby udało się o nim zapomnieć. i w stosownym czasie zmielić na maszynce do mięsa,dodać soli pieprzu i dać na patelnię z lekko zrumienioną cebulą.Położyć na wierzch spagetti   i kolacja mniam ,mniam.,Można też dodać,drobno  pokrojonej papryki ,ale to już nie dla odchudzających.

WITAM  JESZCZE ŚWIĄTECZNIE ,WSZYSTKICH DZIAŁKOWCÓW,i proszę nie martwcie się że informacji ogrodniczych ostatnio było mnie.Nadrobię to  w styczniu.Będzie o uprawie i właściwościach zdrowotnych owoców i warzyw.Ale to wszystko jak Bóg da. A dziś tylko tyle.To bardzo dobrze,że spadł najpierw śnieg ,a dopiero po nim chwycił mróz.A wiecie jakie rośliny są z tego najbardziej zadowolone ?    W S Z Y S T K I E..............ale ,ale są takie ,które szczególnie ........to iglaki.Dla nich każda .......im większa  pokrywa śnieżna ,tym lepsza,a to z powodu bardzo płytkiego korzenienia się .Przy "gołej" glebie i systematycznym intensywnym zamarzaniu i rozmarzaniu "ma miejsce praca gleby " wypychanie do góry i osiadanie i wówczas zrywają sie korzenie Mój sąsiad zakochany w swoich iglakach,jeździł w zimę nagarniać śnieg na glebę gdzie rosły iglaki i raz..........................przy nagarnianiu coś błysnęło.......................a to był pierścionek  i to zaręczynowy żony,która zgubiła go jesienią i nie wiedziała dokładnie gdzie? Zgubę opłakała jeszcze też z powodu,że wierzy w taką przepowiednie że jak zginie obrączka lub pierścionek ,,jedno z małżonków umrze.................."...też coś.................wierzyć w takie bzdury" Ale sąsiad wpadł do domu z butelką szampana i pierścionkiem i urządził ponowne zaręczyny. A to wszystko dzięki komu?............dzięki mnie oczywiści tj tej która uświadomiła potrzeby iglaków.

czwartek, 25 grudnia 2014

Bywało tak,że zawsze w 1-szy Dzień Świat zapraszana była na obiad Ciotka Adela.Była to "przyszywana ciotka"..............koleżanka z pracy mojej mamy.Ciotka miała niezwykły dar przewidywania i  wróżenia .Ja jako osoba wierząca nie  powinnam nawet o tym pisać,ale jeżeli ten dar miała od Boga?To było coś niezwykłego ,a czasy niespokojne,więc chciało sie wiedzieć co jutro.Ciągle powtarzano  w mojej rodzinie,że jedno z pierwszych przewidywań..........ba.......twierdzeń .........brzmiało......."Basiu,przed tobą jeszcze wiele lat pracy ".Mówiła to do mojej mamy, która w lipcu 1939 r miała w kieszeni papier o przejściu na emeryturę.Jeszcze tylko urlop w sierpniu,a we wrześniu już opłacone wczasy.Mama wybierała się ze mną do Zaleszczyk na winogrona ,bo miała takie zalecenie lekarskie Winogronowe owoce bardzo wspomagają serce........podobno mają właściwości lecznicze .Emerytura w 39 roku życia, nic dziwnego.Pracownicy Magistraccy mieli prawo przejścia na nią po 20 latach pracy.Zatem wszystko świadczyło o tym, że tak będzie.Wyśmiewano w pracy ciotkę Adelę i co...............jak zwykle ten się śmieje kto śmieje się ostatni.1 września wszystko się wywróciło do góry nogami ,a Zaleszczyki...........o jakież były modne,to tam uciekali ci z Polski,którzy uciec powinni,by wróg sie na nich nie pastwił.I wojna się skończyła ,i zaraz w marcu  45r. mama poszła do pracy,bo wzywały ją liczne plakaty,by pracownicy magistraccy się stawili jak najszybciej  ............ no i zaczęła od organizacji pracy,ustawiania biurek itp.............no i przepracowała do 1955 r.I kto miał rację?Zresztą już nikt nie powątpiewał w umiejętności ciotki.I jeszcze raz była potrzebna gdy ojciec w 39 r."poszedł na Warszawę" ja bronić i nie wracał.Tak opisała sytuację.................."O widzę Stacha,jest gorąco,leży na piasku,ale nie jest ranny,natomiast ma wrzody na plecach,zatem Basiu szykuj mu kąpiel ,leczniczą ,ze słomą  owsianą,bo za cztery dni będzie w domu.I tak się stało,co do dnia i wrzody na plecach miał,ale ciotka poradziła przecież jak je wyleczyć. I potem gdy z obozu jenieckiego kto miał wrócić to wrócił a mój brat nie, wówczas Ciotka spokojnie patrząc na rozłożone karty powiedziała" widzę go idzie pieszo i jest bardzo zawszony.Basiu szykuj się bo przyjdzie w ostatni dzień oktawy Bożego  Ciała w samo południe........i tak się stało.Stanął na podwórku i tylko przez łzy zawołał jestem,ale mam wszy.Ubranie zostało spalone ,a brat nagusieńki powędrował do  naszykowanej kąpieli bo już mama nie wątpiła w to co mówi ciotka i kąpiel naszykowała.I ileż jeszcze było takich "trafień"ciotki ,ale o tym już nie dziś.
A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO?
CZY WIECIE,ŻE............dawno,dawno temu Święto Bożego Narodzenia obchodzone było 6 stycznia .

środa, 24 grudnia 2014

A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO CD .A może jutro nie będę miała możliwości,a dziś jeszcze trochę czasu mam.Po kolacji Wigilijnej szliśmy wszyscy na Pasterkę i to bardzo mnie zawsze cieszyło,a droga była oj była...................... i długa i uciążliwa ,bo przeważnie leżał śnieg i brnęło się w nim, ja często po kolana.A gdy nie było dużego śniegu to szlo się przez łąki i przez mostek na Nerze i   wówczas   przypominało mi się takie zdarzenie.Było to latem .Nad czystą jeszcze wtedy rzeką leżał na kocu ,najprawdopodobniej po kąpieli  tatuś z półtorarocznym synkiem Widocznie tatuś nieco popił bo zasnął a synek bawił się jego genitaliami.Zaalarmowany milicjant ,stwierdził ten fakt i najpierw zrugał tatusia,który  z zupełnie niewinną miną oświadczył: "a co ,miałem mu dać nóż ,żeby się skaleczył?" Potem obiegła ta informacja  chyba cały świat i wróciło do Rudy gdzie miała faktycznie miejsce. Pasterka to dla takiego dziecka jak ja było coś mistycznego.W domu wszyscy wypijali grzankę zrobioną ,z tabliczki czekolady 3o dkg irysów,dwóch łyżek masła i ćwiartki spirytusu.Ja też dostałam jedną łyżkę stołową i zaraz poszłam spać.Oj..........bardzo mi to smakowało ............oj bardzo.
I zupełnie nadprogramowo udało się powspominać jeszcze dziś.
Onegdaj bywało tak : do kolacji siadaliśmy około 18-ej Stół nakryty był obrusem grubym lnianym,dodatkowo obciążały go solidne i długie frędzle [teraz nie wiem czemu nie ma obrusów z frędzlami] haftowany był przez moją mamę w piękne ,kolorowe choinki i bombki,a na samym środku opłatek na talerzu ,też wyhaftowany. Można powiedzieć obrus okolicznościowy,a nad stołem żyrandol w kształcie  dużego koła zawieszony na łańcuchach  i 9 lampek w kształcie świeczek i żarówki przykryte kapelusikami różowymi ,dawały ciepłe światło.Na co dzień paliły się tylko cztery............ ale w taki dzień wszystkie.Ale mycie tych klosików oczywiście obowiązkowo przed świętami  ..........to była udręka..............ale za to jak pięknie i czysto świeciły po myciu.W ogóle to jakoś w tamtych czasach nie było tyle punktowych świateł co teraz.Owszem punktowe były na szafkach przy łóżkach.Pamiętam jak kiedyś po zgaszeniu już prawie zasypiałam gdy nagle ktoś pstryk,zapala moją lampkę............a to mój braciszek Stach.Patrzę jednym okiem o co chodzi,a on wygładza różki banknotów 100 zł. i chowa do portfela........t.ak ,tak u Stacha wszystko musiało być równiutkie.Potem juz do tego pstrykania przywykłam bo,zdarzało sie czesto oj zdarzało.W wieczór Wigilijny wszystkie potrawy wędrowały na stół ,a było tego ,oj było.Można wreszcie pojeść skonstatował ojciec ,ale natychmiast przypomniała mu mama o obowiązku dzielenia opłatka,a ja czekalam na koniec kolacji ............jaki też prezent otrzymam.Pamietam jeden,to kredki Czeskiej firmy Kochinor....................ależ się cieszyłam.A czy wiecie ,że mam je do dziś.Takie to były jeszcze normalne Wigilie ,ale to lata 45,46 i może jeszcze z rok lub dwa a potem...................... a potem przyszedł czas gdy zabrano mi to co istotne i nie wiem kogo powinnam zaskarżyć teraz za zabrane mi dzieciństwo.?
W ten Świąteczny czas,chciałabym powspominać jak to onegdaj bywało,ale  czy uda mi się to teraz, czy później nie wiem ,a teraz:
CZY WIECIE ŻE,jeszcze około 25o lat temu  zwyczaj ubierania choinki w Polsce nie był znany.Przywędrował do nas z Niemiec.Początkowo tylko na pańskich dworach,bo w wiejskich izbach stawiano jako ozdobę i zapowiedź urodzaju snopek słomy.
WITAM WSZYSTKICH MOICH CZYTELNIKÓW I ŻYCZĘ IM BŁOGOSŁAWIONYCH ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA I WIARY W TO,ŻE MAŁA DZIŚ BOŻA DZIECINA JEST WIELKIM BOGIEM ,KTÓRY NARODZIŁ SIĘ DLA NAS LUDZI,BY NAS ZBAWIĆ, a ponadto by Święta te były radosne ,rodzinne i ciepłe i aby spędzony czas z rodziną był twórczy i mobilizujący  na cały  NOWY ROK.

wtorek, 23 grudnia 2014

A BYWAŁO TAK................... o tej porze ,pachniało już grzybami,oj pachniało ,bo gotowały się namoczone dzień wcześniej kapelusze prawdziwków.W tamtych 40-tych latach pamiętam nie było podgrzybków,czy były nie modne,czy uważano je za nie jadalne ,nie wiem Na Wigilie tylko prawdziwki i to wszędzie ,a marynowane to tylko rydze,a maślaki zjadane były jesienią z jajkiem lub śmietaną i to cała grzybowa opowieść.A zatem gotowały się do miękkości i ponieważ w moim domu nie było uszek z barszczem ,to podawano zupę grzybową z łazankami,oczywiście robionymi ręcznie  i kapelusze prawdziwków obsmażane w cieście naleśnikowym ,w którym było dużo drobniusieńko  pokrojonej cebuli i pieprzu i soli do smaku.Każdy kapelusz w tej dziwnej panierce oddzielnie,...ależ to było pyszne i jest, bo nadal to robię.To chyba najlepsze z całej kolacji Wigilijnej.Pachniało też choinką ,kusiło to co na niej było ,a  wolno było zjeść dopiero w drugi dzień Świąt.Przepyszne maleńkie jabłuszka zwane rajskimi.To rarytas wówczas o tej porze roku ,i w sreberko owinięte orzechy włoskie i w świecących papierkach  długie jak ołówki cukierki i serduszka lukrowane z piernika.Tym szczyciła się choinka,a do tego kilka bombek jeszcze z przed wojny i Niemieckich kugli [to po Polsku bombka].Kugle tym różniły się od naszych bombek,że były przezroczyste jak bańki mydlane,ze skromnym malunkiem I panował już Świąteczny nastrój i było ciepło w całym domu i już rozstawiony stół na osiem osób............ i te osiem osób .........to było to.Dziś żyje,akurat połowa tylko.Może jeszcze jutro c.d.?,jeżeli Kochani nie nudzi Was to?
A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO?
Drodzy Moi Czytelnicy,chcecie więcej się dowiedzieć..............kliknijcie "starsze posty"...na końcu strony,i tam wcześniej też podany jest adres mejlowy mój.Proszę piszcie do mnie.Czekam na pytania.
DRODZY DZIAŁKOWCY,NIE MARTWCIE SIĘ POGODĄ,bo wszystkie rośliny weszły w stan spoczynku bezwzględnego ,który trwa przeważnie do końca stycznia Potem spoczynek już jest względny ,ale też trzeba co najmniej dwu tygodni z temp.około 10 st. by ruszyła wegetacja,co w lutym raczej się nie zdarza.Obserwując jednak pogodę,myślę ,że ja już nie,ale młodzież  doczeka  być może  takiego klimatu,że nie będzie różnicy miedzy latem a zimą,bo przecież jeszcze 50,60 lat temu [pamiętam] nie było Świat Bożego Narodzenia bez śniegu ,czy mrozu.Różnica polegała tylko na tym,że w jednym roku śniegu było 30,a w innym 60 cm.Czy możemy coś z tym zrobić? niestety już nic co było do "zrobienia ,zrobiliśmy" ...............niestety.Podobno jeszcze w latach 60 ątych była możliwość interwencji i zmiany,dziś już za późno.Ułatwienie życia i,wygodnictwo,szerokim pochodem idą przez świat.KOCHANI,PRZEPRASZAM ZA TEN DEFETYZM,ALE STARAŁAM SIĘ ODPOWIEDZIEĆ NA PYTANIE .........CO Z TĄ POGODĄ.............A TYMCZASEM POGODY DUCHA ŻYCZĘ I MIŁYCH CHWIL ROZJAŚNIONYCH KOLOROWYMI ŚWIATEŁKAMI I RADOŚCI Z NARODZENIA  TEGO, KTÓRY NAS OD WSZYSTKIEGO ZŁEGO WYBAWI.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

A bywało tak.Ja byłam zatrudniona cały czas przy mieleniu przez maszynkę,pasztetu,maku Żadnej "gotowizny" nie było np mak w puszce,zresztą na tyle na ile poznałam moją mamę nie wchodziłoby to w rachubę...............bo...."nie wiadomo co tam jest zmielone,a czy mak był niebieski,a czy dobrze sparzony itd,itd."O tej porze też przygotowywane były już ryby.Smażone karpie układane porcjami w specjalnym naczyniu [o grubym dnie i bokach] zwanym kastrolką.Warstwa po warstwie przełożone odrobina masła i  natką pietruszki i wyniesione naczynie zostało gdzie?..................oczywiście do schowka pod schodami,a tam było zimno,oj zimno,bo też i na dworze było  zimno.A w Wigilie odgrzewany był w piekarniku.Gotowano też w moim domu karpia w galarecie jak ojciec mówił " z naleciałościami Żydowskimi" bo na lekko słodko.Musiało w galarecie być dużo marchwi,pietruszki i cebuli.To zresztą moja ulubiona potrawa Wigilijna.Wiem,że niewielu Polaków ją jada. Ale w początkowych latach powojennych nie było ryb morskich,natomiast pod dostatkiem i nie tak drogie jak teraz sandacze i szczupaki I z myślą o nich był  garnek o podłużnym kształcie ,do gotowania ryby w całości,no i gotowano a potem..............to znowu była moja praca..............należało obrać ją [tę rybę] z ości i zmielić w maszynce i także zmielić kawałek namoczonej w mleku i odciśniętej chałki. Oczywiście do tego garść drobniusieńko pokrojonej cebulki sól do smaku i gałka muszkatołowa .Po wyrobieniu nakładało się ten farsz do lnianego woreczka i gotowało w małej ilosci wody z włoszczyzną około pół godziny.Po tym czasie woreczek wyjmowano obciążano deseczka i naczyniem z wodą do wystudzenia.Aha.dodawano też do farszu jajo ,lub dwa.Po ostudzeniu zostało pokrojone w grube plastry i ułożone na półmisku i zalane wodą w której sie gotowało,do której dodano żelatyny.To tyle na dziś  i już idę do kuchni.Wszystkim życzę udanych potraw.
A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO? CD.
A CZY WIECIE, ŻE W TYM SAMYM CZASIE CO MY ŚWIĘTUJĄ TEŻ  ŻYDZI? Oczywiście nie Boże Narodzenie,a Święto Chanuka tj.Św.Światła ,a to na pamiątkę jak w 320 r. pne Grecy okupujący Izrael spustoszyli Świątynię Jerozolimską,a jeden dzbanuszek z oliwa palił się jeszcze 8 dni.I tyle dni  trwa świętowanie.
CZY WIECIE,ŻE..........pod koniec lat 70,ątych ubiegłego wieku pojawił się dziwny szkodnik  truskawek.............krocinóg krwawoplamy.Zerował wewnątrz owocu,a wyglądało to jak kłębowisko małych,maciupkich,żmijek.Większe ogniska tego szkodnika  znaleziono w  okolicach Szczecina.Zupełnie nie mam informacji jak ,lub w jaki sposób udało sie go  tak radykalnie zniszczyć,bo na szczęście już nie występuje. 

niedziela, 21 grudnia 2014

ONEGDAJ BYWAŁO TAK: O tej porze już była "oprawiana" i ubierana choinka,duża i bardzo pachnąca ,bo to był świerk nie jodła.Świerki bardzo intensywnie pachną, i co jeszcze pachniało ?,pachniała zapastowana podłoga i gotująca się szynka i grzyby i kapusta  i kompot z suszu.Taka kompozycja zapachowa tylko wtedy.................potem już przez cały rok nigdy.I napalone było we wszystkich piecach.Tym w łazience też.A w łazience był  ogromny zbiornik z wodą w kształcie rury,przez środek której szła też ,ale już mniejsza rura,a na dole palenisko Korzystało się z nagrzanej wody.W łazience było  bardzo,bardzo gorąco,a to z powodu jej małych rozmiarów.Ach jakaż to była frajda wejść do wanny pełnej wody,po okupacyjnym polewaniu w bali.Do paleniska trzeba było ustawicznie dokładać ,by następna woda się nagrzała.Pamiętam jak ojciec przyniósł z komórki wiadro węgla,musiał zatem się ubrać. wszedł,dołożył do paleniska i w tym ubraniu usiadł by pilnować swojej kochanej córeczki,by się nie utopiła.Weszła mama i oczywiście skomentowała to tak:" Oj Stachu,Stachu a ty jak Ruski,tobie nie za ciepło,w kożuchu  i na pieczku też nie  ,ale to wszystko nasycone było miłością,którą odczuwałam,a potem kochany tatusiek zaniósł swoją córeczkę do łóżka i dostałam odświętną  koszulę nocną i lizeskę.Lizeski mama robiła z włóczki szydełkiem. ..............to takie coś króciutkie  okrywające ramiona.I potem już nigdy w życiu nie czułam sie tak szczęśliwa i tak BEZPIECZNA ................    teraz wiem jakie to ważne.I następny dzień ,przeważnie biało za oknami i choinkowo w domu i zaczęło się ubieranie świerka i znowu ojciec czuwał by ustawiony był w sporej odległości od okna bo przecież............nie było elektrycznych lampek tylko świeczki na małych lichtarzykach .Ale jakże po zapaleniu ich zapachniało i lasem i świecą i to też zupełnie niepowtarzalne wrażenia.Kto tego nie widział nie poczuł nie jest w stanie sobie tego wyobrazić.Śpiewaliśmy kolędy a tatuś mój kochany czuwał nad tym by nie zapaliły się szantilowe firanki wykończone koronkowymi gwiazdkami zrobionymi szydełkiem przez mamę.Tak ,tak,tak się nazywał ten materiał był cieniutki jak mgiełka.Szkoda byłoby takich firanek,a gdzie ,nie gdzie pożary się zdarzały.A jutro cd opowieści i jak robiło się sandacza,lub szczupaka w szarej galarecie.?
A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO?
A,CZY WIECIE ŻE JUŻ ZA TYDZIEŃ PRZESTANIE DNIA UBYWAĆ?
A CZY WIECIE SKĄD SIĘ WZIĘŁO PRZYSŁOWIE :"Święta Łuca  dnia przyrzuca",a przecież Łucji jest chyba około połowy grudnia.No tak.......ale ileś lat temu Łucji było 24 grudnia.
CZY WIECIE,ŻE.........to co nas kąsa wilgotnym latek to tylko  samice komara,bo samczyki jak to samczyki z kwiatka na kwiatek na nektarek.A dzieje się tak ,gdyż samica musi mieć dostęp do białka ,albowiem jest je potrzebne  do złożenia jaj .................a jak bardzo potrzebne jest pajączycy to jest nie do uwierzenia.Po kopulacji zjada swojego "małżonka" i  może złożyć jaj,że ho,ho ho.No i narodzą się dzieci na bazie tatusia.

sobota, 20 grudnia 2014

No to Kochani idę do kuchni robić doświadczenia,do przekazania potem. Działkowców proszę o ferie Świąteczne,jak przeżyje ,co nie ode mnie zależy wróce do spraw ogrodowych.
TO JEST WAŻNE................Filet powinien mieć mało glazury.Powinien być  gruby ,"bo plasterkowy" tylko nadaje się na kotlety.Po dokładnym  odmrożeniu,ale powolnym należy filety położyć na ręczniku jednorazowym na godzinę by nieco obeschły nie solić,bo sól zatrzymuje wodę i wówczas nie smażą się a prużą............ a to sprzyja rozpadaniu.Oczywiście ważna jest panierka,wła by nie była za mokra ........... no chyba że jest to ciasto naleśnikowe "NAJBEZPIECZNIEJSZE" dla filetów bo czują się ciastem "związane".Nie  tylko ważne jest to by tłuszcz był gorący..............najpierw bardzo ,ale to bardzo rozgrzewamy patelnie potem patelnie z tłuszczem,a potem   najlepiej takim ,który ma najwyższą  temp.wrzenia, i tak np .olej ma tylko 280 st,a masło klarowane i smalec 360.Jest oczywistą oczywistością,że ścina natychmiast rybę i się ona nie rozpada.A sól ? a solimy natychmiast po   usmażeniu,za godzinę bedzie cala "aż do dna" słona.Wszystko to co napisałam nie będzie potrzebne filetom "wysokiej klasy" i rybom świeżym.Jednak karp smażony na klarowanym maśle TO JEST TO.Oj biedni ci  z zachodniej Europy i Amerykanie bo oni karpi nie lubią Uznają tylko ryby  o białym mięsie.I tu mi się przypomina pewien Szwed ,który ,jak jego rodacy nie jadał kiszonej kapusty,bo to produkt popsuty,................... i tak długo to twierdził, i twierdził aż raz spróbował w Polsce bigosu................no..............potem już dla niego nie było nic lepszego.

To co teraz napisze proszę uważać za anachronizm,bo to były dary które dawał mi mój ojciec,a gdyby żył miałby 117 lat.Mówił "świeżość ryby poznaje się po kolorze skrzeli ,powinny być różowe i sprężyste ,nie ciemne w kolorze bordo,a ryba winna mieć wypukłe,nie zapadnięte  oczy."Drogi tatusiu,filety nie mają oczu" odparłabym gdyby żył,..............no i to sa kłopoty wynikają z braku oczu właśnie.A jakie to kłopoty mam na myśli ?................a to te związane ze smażeniem.Potrafią filety rozpadać się w trakcie obróbki termicznej Czasem jest to "taka uroda fileta",że lepiej zrobić z fileta kotleta.............próbowaliście Państwo?...........nie .........to proponuje.Rozmrozić rybę,namoczyć chałkę słodką w mleku,tak około jednej czwartej chałki na  70,80,dkg fileta ,chałkę odcisnąć z mleka i i wraz z filetem zmielić w maszynce do mięsa,dodać bardzo drobniutko pokrojoną i zeszkloną cebulkę 1 jajo,sól i wyrobić na pulchna masę Formować kotlety i obtaczać w tartej bułce i.............to jest pyszne..........nie myślcie sobie,ja nie polecam byle czego,a co też jest istotne ,można kotlety zrobić prawie już i tylko w piekarniku lub mikrofali odgrzać.a gdy kotletów zrobi się za dużo to np w drugi dzień Świąt na śniadanie można pokroić je w kawałki i odsmażyć na" chrupiąco"na  patelni i ewentualnie zrobić do tego sos czosnkowy lub szczypiorkowy w zależności od upodobań.To żadna robota.Czosnek przecisnąć 4 ząbki ,a szczypior posiekać dać do tego ,3 łyżki majonezu i tyleż śmietany,lub jogurtu gęstego,doprawić do smaku cukrem i solą wymieszać. oj to jest pyszne,szynka pozostanie.
A zaraz uwagi moje dotyczące smażenia fileta.
A TERAZ JESZCZE PORADY KULINARNE..............RYBY..........
Motocyklista z prędkością 220 km./h potrącił wróbelka .Zabrał go  do domu,włożył do klatki,dał wody i jedzenia,wróbelek leżał bez życia.Obudził się wczesnym rankiem,patrzy kraty,woda,żarcie'' ,o to chyba zabiłem motocyklistę ".

piątek, 19 grudnia 2014

DRODZY MOI WSPÓŁSIOSTRY I  WSPÓŁBRACIA W KŁOPOCIE,A ZATEM ODCHUDZAJĄCY SIĘ.Na nadchodzące Święta proponuje naszykować kotlety z piersi drobiowej w następujący sposób: lekko pobić i przyrządzić  "wcierkę" z bardzo ,ale to bardzo rozdrobnionej cebuli,czosnku [kto lubi] Maggi tyle by to wszystko miało konsystencję śmietany.I tę wcierkę wcieramy w kotlety.Ja już to zrobiłam ,każdy zapakowałam oddzielnie do woreczka foliowego.W lodówce poleżą dwie doby ,a potem dam do zamrażalnika.Przemrożenie spowoduje lepszą kruchość.Oddzielne zapakowanie każdego kotleta umożliwia wyjecie tylu ile akurat jest potrzebne.A wcierka tak zmieni smak suchego i osobiście dla mnie bezsmakowego mięsa,że nawet nie odchudzający się,go zjedzą,ale warunek.........by wcierka zadziałał ,najpierw musi poleżeć w lodówce................nie od razu do zamrażalnika.I głowa do góry KOCHANI ODCHUDZAJĄCY.Usmażone na patelni bez tłuszczu możemy zjeść nawet dwa i ogromną ilość surówki takiej np:kapusta pekińska,cebula,szczypior,marchew z odrobina soli i cukru  i 2 łyżkami oliwy lub oleju.Oczywiście wszystkie składniki rozdrobnione.
CZY WIESZ,ŻE ..........Najwięcej luteiny [to ta co leczy oczy] jest w roślinie kwiatowej Aksamitka.Zwana często też Studentami lub Śmierduchami.I jakby ją zjeść jak ona ma faktycznie bardzo "uciążliwy" zapach,a taka zdrowa na oczy...........no trudno,pozostają tabletki.

A CZY WIESZ,ŻE,,,,,,,,,,W Ameryce południowej jest taki odłam religijny,lub sekta,która wierzy w reinkarnację i że w tym drugim życiu jesteśmy zwierzętami.Jest niebo jak zwierzęta kochaliśmy np kochał ktoś ptaszki  jest wróbelkiem ,a piekło gdy dokuczał np kotom jest kotem maltretowanym.A kto męczył karpie ,będzie karpiem Oj dobrze że my w taką reinkarnację  nie wierzymy.............bo byłby u nas karpi dostatek,ale ciekawe co  powiedziałyby w Wigilijną noc?
O tej surowce nie można powiedzieć,że jest mało kaloryczna............niestety,ale bardzo smaczna i nadaje się do chudych mięs i karpia w galarecie.
3 papryki należy pozbawić gniazd nasiennych i pokroić w cieniutkie paseczki.Posypać jakąś przyprawą [nieco ostrą] np do mięs lub drobiu lub do grilla .Nie przesadzając oczywiście ,ale takie ostre przyprawy do mięs nadają surówkom  inny smak.W tym czasie jak papryka będzie miękła  od przyprawy kroimy w paseczki małą garść suszonych  śliwek i suszonych pomidorów.wszystko mieszamy i dodajemy tyle majonezy by surówka była nim" umazana"Jest ona lekko słodka,a kto takiej lekko słodkiej nie lubi ,może "złamać " jej smak dodając garść oliwek.Wypróbowałam i z oliwkami i bez,obie mi smakują tak bardzo,że zjadłam z chlebem na kolację.
Z  PEWNYM OPÓŹNIENIEM WITAM  MOICH CZYTELNIKÓW I NA WSTĘPIE Z PROPOZYCJĄ SURÓWKI

czwartek, 18 grudnia 2014

W ten karpiowy czas w latach 80,ątych na podwórku w 4 oddziale Państwowej Straży Pożarnej w Łodzi handel karpiami kwitł.A przywiezione  były z Nakielnicy koło Aleksandrowa.A teraz ,a teraz pusty plac .Wszystkie budynki i garaże i wspinalnia i zabytkowa stróżówka z kolumienkami i przechodząc patrze w górę,o tam jeszcze jest ślad ,tam pracowałam i wspominam tych,których tak jak budynku już nie ma.Tadeusza,który miał zabrać do przesadzenia kwiatka z parapetu i upominany o to zawsze odpowiadał "w stosownym czasie",aż kiedyś wiatr otworzył okno całość spadła i całość sie zniszczyła,..tak to określał ........całość ,no i stosownego czasu nie było.Ileż razy mu dokuczano jak o czymś mówił " w stosownym czasie" i ten Tadeusz systematycznie dokuczał Geni bo jadła bardzo dużo a była chuda,że u niej jedzenie w złość się zamienia ,a ona dokuczała mu mówiąc "panie towarzyszu".I pamiętam Nelli która była ciepła i sympatyczna i tak wcześnie odeszła i prawie nagle,na białaczkę i Stasia ,który chciał takiej pensji jak Komendant,bo przecież takie same mają żołądki,szkoda tylko że głowy różne ,tłumaczyliśmy mu.I pamiętam Danuśke  urodzoną optymistkę a jednak zabił ja rak.Do końca w to nie wierzyła i Ewunię,która do Księdza Kapelana mówiła  Ty i tłumaczyła to tym,że On też tak do mnie mówi.I pamiętam  Dżekiego psa kundla który na hasło "pokaż strażaka" wchodził po drabinie.W wiadomościach Łódzkich  często był na pierwszym planie gdy pokazywano jakieś pożary,a raz nawet maszerował z pętem kiełbasy w pysku,i nie wiem czy to palił się sklep mięsny?.I pewnego razu do stróżówki  przyszła kobieta z zawiniątkiem i szczeniakami,kładąc je oświadczyła strażakowi "to robota waszego psa,wiec chowajcie sobie je dalej" I pamiętam  tych wszystkich przystojnych i zgrabnych jeżdżących do pożarów młodych i sympatycznych i dowcipnych chłopców.......... .............,gdzie Wy teraz?...........też tam w górze?A dowcipnych na tyle ,że raz jakieś majty umoczone w wodzie wysięgnikiem wprowadzili do pokoju na 1 szym pietrze.Ileż było śmiechu...............oj  było, było.KOCHANI,POZDRAWIAM WAS WSZYSTKICH, ŁÓDZKICH  STRAŻAKÓW I   KASIĘ I ANIĘ Z .DZ.SOCJALNEGO.
No - niestety tak już będzie w tym przed świątecznym okresie. Moje krótsze  działania komputerowa,więc może dziś zatem tylko jak to onegdaj bywało.

środa, 17 grudnia 2014

I TO TYLE NA DZIŚ,WSZAK JUŻ BARDZO PRZED ŚWIĄTECZNY CZAS Idę próbować jak wzbogacić smak, potraw jak zmniejszyć czas pracy w kuchni i jak zdążyć podać to Państwu.
MOJA PORADA KULINARNA.To co Państwu zaproponuje jest bardzo ,ale to bardzo łatwe a PRZEPYSZNE  -  no ale najdalej w sobotę należy to zrobić.Mam na myśli rybę smażoną i marynowaną..............wiem ,wiem większość z  Państwa to potrafi ,ale UWAGA ...........moja propozycja różni się od tej znanej.co jest istotne znacznie zmniejsza czas pracy i jest smaczniejsza.Do marynaty najlepsze są ryby tłuste.Ja pozwoliłam sobie na Halibuta ,a to tylko dla tego,że mam w pobliżu hurtownie rybną i jest też tam sprzedaż dla indywidualnych odbiorców.I świeży Halibut  [tuszka] kosztuje 23 zł.kg.Zainteresowanym podam adres.Karp [tuszka] w ciągłej sprzedaży 19 zł.kg....................... i co najważniejsze jeżeli chodzi o karpia unika się"rytualnego" uboju.No,ale wracając do tej" szybkościowej" smażonej i marynowanej ryby.W 90% przyrządzana jest  z nie solonych śledzi.,które należy usmażyć,obtaczając tylko w mące.To ważne ,bo panierka musi być cieniutka,gdyż inaczej będzie "odstawała" od ryby po zamarynowaniu.Śledzie musza całkowicie wystygnąć.No............ i tu gospodynie gotowały zalewę z jednej części octu i 4,lub 5,ciu części wody i soli i cukru i przypraw i zalewano zimną zalewą śledzie,a ja proponuje  ze słoika konserwowych ogórków wyjąć wszystkie.Poszatkować na plasterki,także 2 lub 3  cebule na plasterki [cieniutkie].Cebulę posłodzić by zmiękła od cukru co najmniej 1 łyżkę i niech tak postoi  pół godziny.Po tym czasie wymieszać ją z plasterkami konserwowych ogórków i przekładać tym śledzie.Następnego dnia wlać wodę z ogórków.Gdy ogórki były łagodne w smaku,ewentualnie dodać nieco octu.ZARĘCZAM,TO MA INNY,LEPSZY SMAK
CZY WIESZ,ŻE:Słonecznik otrzymał swoją nazwę nie tyko dla tego,że jego kwiat jest podobny do słońca,ale, dla tego,że obraca się za słońcem przez cały dzień.I tak np rano"spogląda  na wschód" a wieczorem na zachód,a w nocy wraca do pozycji wschodniej.Gdyby przez cały dzień  filmować to ,a potem przyśpieszyć film,to wyglądałby jak wahadło zegara.
A CZY WIESZ,ŻE:Błękit nieba zawdzięczamy  składowi powietrza.Gdyby nie było w nim tlenu,niebo byłoby  CZARNE,PO PROSTU CZARNE i na tle tej czerni słońce.No - zupełnie nie potrafię sobie tego wyobrazić.

wtorek, 16 grudnia 2014

A JUTRO ,MOŻE JUTRO MNIEJ BĘDĘ DOKUCZLIWA,ale tak się składa,że dziś ja cierpię ,nie tak jak karp ale jednak i jest to nie fizyczne,a psychiczne cierpienie.Tymczasem pozdrawiam Wszystkich.
 JA TEŻ W OBRONIE KARPIA.Piszę ,że też ponieważ w radiowej 1-ce rano broniono tych zwierząt.Tak ,tak zwierząt.A zwierzęta to nasi młodsi bracia.I proszę pomyśleć,czy ból ,czy strach odczuwają mniej,bo nic nie mówią.Nie fundujmy im męczarni   i stresu w torbach  plastikowych ,a potem w wannie[dla oczyszczenia z mułu].Czy wiecie jak one się wówczas czują......? jak Czerwony Kapturek po spotkaniu wilka.I jeszcze jak to zabawa dla dzieci,pokazać jak w wannie pływa rybka,prawda?A potem.................potem "rytualny ubój",tłuczkiem do mięsa " albo trafię albo nie,no to poprawię.Nie,nie, nie, nie uwierzę,że tak trzeba.Trzeba na pewno zabijanie oddać w ręce fachowców i ......... sprawdzać czy są fachowcami,by zmniejszyć do minimum transport,przelewanie z jednego pojemnika do drugiego,wybieranie,ważenie i znowu wybieranie,bo to nie ten.Świat dzieli się na na rośliny ,zwierzęta i ludzi.Zwierzęta tak jak i my cierpią,boją się śmierci i przeczuwają ją bo jest inna sytuacja jak była dotychczas ,bo wyrwano je z ich środowiska.Ograniczmy to w czasie odławiając karpie choćby dopiero  teraz,przecież, nie ma zimy i uśmiercając je po odłowieniu.I nie uwierzę,że może zabraknąć karpia.To nie te czasy to to tamte słusznie minione.No może będą trochę droższe,ale jak mawiał pewien stary człowiek żyjący nad Pilicą........... jak jest na mięso,to musi też starczyć na cebulę.W moim sklepiku osiedlowym przyjmowane są zapisy na tuszki karpia.Takie będą dostarczone.Zapisałam się bo rzeźni w domu urządzać nie będę.Oczyszczony i posolony karp może w lodowce 2,dni postać,to będzie akurat od poniedziałku do środy.A w poniedziałek  z pewnością karpia będzie  pod dostatkiem Powtarzam też,choć o tym pisała wcześniej KARPIA SIĘ NIE MROZI.............to nie to.

Zdaje sobie sprawę z tego ,że może to co napisałam się nie podobać,a może straciłam czytelników???????????????
Pani z kochankiem w domu.W drzwiach klucz przekręca wracający mąż.Pani prowadzi kochanka do balkonu i mówi"skacz" "Ale to 13 piętro " odzywa się kochanek.Na to pani " no wiesz,nie bądź przesądny".
DRODZY DZIAŁKOWCY................to od Was wszystko się zaczęło,to dla Was rozpoczęłam pisanie ............... i co teraz piszę o  tym,o czym choć trochę mam pojęcie.Dziś pragnę uspokoić wszystkich ................. nie,nie ruszyła wegetacja  [bo słyszę takie głosy ].Na szczęście okresy ocieplenia przeplatają się z ochłodzeniem.A ponadto przewiduję zimę ,na podstawie wieloletnich obserwacji około Sylwestra,ale zaznaczam..................przewiduję.Generalnie jednak klimat się ociepla i ja już o tym mówiłam w latach 70 ątych.Raz nawet  " przyśpieszyłam " ten proces wmawiając moim imieninowym gościom [26 lipca] że już jest.Spotkaliśmy się na działce ,a ja na młodej wiosną posadzonej gruszce powiesiłam kiść bananów.Wówczas nie do zdobycia.Zatem bardziej wiarygodnie to wyglądało.No............nie wiem czy niebawem,może nie bananowce,ale pomarańczowe drzewa ..........kto wie?W Hiszpanii rosną na ulicach takie które są odporniejsze na chłody, tyle tylko że owoce mają "drewniane" i nikt poza turystami się nimi nie interesuje .Więc może...................kto wie,50 lat szybko minie a wtedy............?

Zanim jednak to nastąpi przypominam o bieleniu drzew.Pisałam o tym obszernie w poprzednich postach.Nie na wiosnę,ale właśnie teraz bieli sie wszystkie starsze jak 10 letnie.Wapno jest do nabycia w sklepach ogrodniczych..

poniedziałek, 15 grudnia 2014

RÓŻNICA  POKOLEŃ
===================
Choć cizia za kiosek oddechy skrzyżować,spoko mała ,spoko,daj się skonsumować.
Nie bądź głupia,szkoda chwili,patrz świat gna do przodu,że też muszę mieć z tobą zawsze tyle zachodu.
A teraz już  nara,a teraz już sie ma,gdyby kto zapytał to mnie tutaj niema.
Bo tam kumple za rogiem w browary bogate ,a świeże towary mają wolną chatę
i ochotę już iść w ślinę,ale jeszcze odrobinę,poczekają małolaty,napompujem automaty,
by mieć siłę gdy do chaty  już wdepniemy i noc całą będzie działo się oj działo.
Świt wystraszył małolaty,poszły więc do mamy,taty.
W gardle kołek,fajek brak,browar zwietrzał,niech go szlak i wapniaki te za ścianą
robią nam pobudkę rano"Wstawaj,wstawaj i się nie leń" woła ta cmentarna zieleń,
że też muszą w każde rano ćwiczyć gardło te za ścianą.

             ...............................................

W Niemnie czysta woda płynie.Siedzi chłopak przy dziewczynie,
nie śmie spojrzeć w oczu błękit,nie śmie zanucić piosenki,
ani białej dotknąć dłoni,aby szczęścia nie przegonić.


Ale żeby nie było tak wesoło to jeszcze wiersz..................uwaga ............kontrowersyjny.
A onegdaj bywało tak Zupełnie zapomniałam ,że za oknem wisiał zając .Oj wisiał sobie wisiał kilka tygodni.A po to aby skruszał ,ile w tym prawdy nie wiem.Ale już wiem dlaczego nie ma zajęcy?,bo musiałyby do skruszenia być wywiezione na Syberię,bo nawet w Norwegii też już cieplej jak bywało.Zatem wisiał sobie wisiał i nikogo to nie dziwiło bo ta "ozdoba Świąteczna" zdobiła wiele okien.Już widzę ,już sobie wyobrażam co by się działo gdybym wywiesiła zająca za oknem przy ul.Kasprzaka................Na 3,4 dni przed świętami  zając był sprawiany.Przywiązany tylnymi nogami do górnej futryny drzwi,był stopniowo,powoli ,obdzierany ze skóry.A ja siedziałam w kącie i  wyłam akompaniując ojcu w tej pracy."Ja nie wiem co z niej wyrośnie"? zapytała  zatroskana mama.A w tym czasie listonosz [poczta była na parterze]rąbał drewno  i nagle z tunelu śnieżnego wyłonił się szczur.Nie miał złych zamiarów,natomiast listonosz tak.Zamachnął się na szczura ,ale ten był szybszy i skoczył  by ugryźć go w rękę.Mocno zacisnął szczęki,na tyle że listonosz puścił siekierę,to i szczur puścił listonosza.A ja skonstatowałam :"przyszedł szczur pomścić zajączka " na co mama stwierdziła:"już wiem ona będzie klasyczną świruską ".

No i zaczęły się przygotowania do pasztetu.Pasztet musiał się składać z wielu mies ,a więc nieszczęsny zając ,ale tylko przodek bo cąber był w śmietanie.Był kawałek indyczki.wołowiny ,cielęciny i obowiązkowo tłustej wieprzowiny[ brzuszek] no i wątroba.Wszystko to było krótko obsmażane na patelni na maśle i wkładane do garnka z  dużą garścią grzybów ,włoszczyzną ,kilkoma cebulami i taką ilością wody by było mięso pokryte.Wątroby tam nie dawano Tylko była usmażona na maśle.Gdy miękkie,mięso obierało się z kości i mieliło 3 krotnie i wątrobę  i............uwaga także wszystkie dodatki ,a więc włoszczyzna grzyby ,cebula W czasie gotowania wody ubyło ,a nie wolno było dolewać.Po zmieleniu dodano ją do pasztety i jajka i doprawiono solą,ale żadnej bułki.Na dnie formy ułożone były paski słoniny w ładny wzorek,forma wysmarowana masłem i posypana tarta bułką.O......stał w piecu długo......... i był pyszny ..........podobno .........Ja nie jadłam ze względu na zajączka.
A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO?
Łosoś  to ryba zdrowa i smaczna.Żyje tylko w czystej wodzie.A czy wiecie ,że jeszcze niedawno ...........no ponad 20 lat temu we wrześniu z pudełka robiłam sobie skarbonkę i wrzucałam tam do grudnia co udało się zaoszczędzić.Na pudełku było napisane "na łosośka" .Była wówczas bardzo droga i występowała tylko pod postacią ............wędzonej na zimno .Żadnego innego  nie uświadczyło się.A teraz ? oj jest ,ale też drogi ................. no  -  nie tek jak wówczas Jest tak smaczny , że nawet gotowany daje się zjeść.A jak gotowany t o akurat polowa tych kalorii co u smażonego.PROPONUJE JEDEN ,Z NICZYM A DRUGI ZE WSZYSTKIM Jest jeszcze czas i można wypróbować który bardziej smakuje. TEN Z NICZYM to ugotowane ok.30,40 dkg.łososia w wodzie z włoszczyzną i przyprawą kuchenną i liściem laurowym i angielskim zielem i garścią zielonego kopru. Wody tyle aby tylko był pokryty.Wyjmujemy po 20,30 min.ugotowaną rybę a w wodzie rozpuszczamy żelatynę licząc małą łyżeczkę na szklankę.Zalewamy rybę i wystawiamy w chłodne miejsce dla stężenia.Podaje się ją skropioną sokiem z cytryny lub [mnie tak bardziej smakuje ] z octem balsamicznym.NO I TEN ZE WSZYSTKIM.tak samo przyrządzamy jak poprzedni ,z tą jednak różnica  że na dno salaterki układamy pokrojone w plasterki konserwowe ogórki jaja na twardo [co najmniej  dwa ] zielony groszek i,paprykę.To jednak po sxtężeniu już niczym nie skrapiamy.Podaje się z wytrawnym czerwonym winem i grzankami.To wino oczywiście z okazji Świat.Wino jest bardzo zdrowe bo zabija utleniacze w naszym organiżmie  [oksydanty]a te utleniacze utleniają nasze komórki tak rdza  metal.Nie będę rozwijać tematu,bo przecież wiadomo ,że lepiej mieć więcej jak mniej komórek .
NIE,NIE KOCHANI MOI WSPÓŁSIOSTRY I WSPÓŁBRACIA W KŁOPOCIE CZYLI ODCHUDZAJĄCY SIĘ ..........NIE ZAPOMNIAŁAM O WAS
Maleńka porada kuchenna........Jeżeli planujesz  kotlety na Święta  schabowe,karczek a nawet mielone i do tego panierowane dodaj ostrego,tartego sera do tartej bułki,licząc na 4 panierki 1 czubatą łyżkę sera.A mielone będą delikatniejsze w smaku jeżeli zamiast bułki namoczysz w mleku słodką chałkę i jeżeli cebula w mielonych będzie przed dodaniem zeszklona.

niedziela, 14 grudnia 2014

Oj,wiele, nawet często nie zdajemy sobie sprawy z tego jak bardzo wiele.Np ściany malowane farbą emulsyjną Pod taką farba ściana nie oddycha ,ale to już dawno znana sprawa.Taka farba jest łatwiejsza i niezawodna w użyciu, i nikt już do klejowej nie powróci....a szkoda .Wszystko to co robiła klejowa ,robimy teraz my ,wszystko bierzemy na siebie i daje  to na starość bóle kostne przeważnie,ale nie tylko.Szkodzimy sobie zasłonami z włókna sztucznego ,bo nie potrzeba ich ani maglować,ani prasować.A kiedyś,kiedyś były lniane .Jakie to było zdrowe dla człowieka.Nadmiar wilgoci len brał na siebie,a jak było za sucho oddawał wilgoć i mniej było chorób przewodu oddechowego[np astmy] a firanki co to wymagały ramowania  też z naturalnej bawełny.Że już nie wspomnę w co się ubieramy .I tu przypomina mi się takie zdarzenia.Było to z pewnością około 40 lat temu.Szanowny małżonek wybrał się na ryby a głupia żona zarządziła generalne sprzątanie kuchni.Jakoś prace się przeciągnęły do godzin nocnych,bo właśnie musiałam wyprasować zasłonki lniane.Oj  żle się prasowały,ale to już był "ostatni akord" Zatem gdzieś około 2 ej weszłam na bufet by je zawiesić.Oczywiście robiłam to przy zapalonym świetle ,bo jakby inaczej,gdy z dołu usłyszałam nawoływania.To dwóch milicjantów zażądało kategorycznie bym ich wpuściła.No cóż pomyślałam przecież w mundurach.No i po spełnieniu polecenia rozglądali się gdzie ten hak na którym w ich wyobraźni jakoby miałam się powiesić Uśmialiśmy się gdy wyjaśniłam co  robię.Głupie żony ,zawsze są  śmieszne Zaprosiłam ich na kawę choć to w nocy i wiedziałam ,że  i tak spać już nie będę.W pokoju stał telewizor ,który był zrobiony przez pewnego pasjonata takich prac.I ja nazwałam go LEM.Po pewnym czasie w trakcie dyskusji dowiedziałam się,że" te Lemy dobrze odbieraja".Nie wyśmiewałam się z tego ,albowiem wiedziałam,że  chcieli być tacy grzeczni tacy mili..Ale tak myślę sobie czy  teraz ktoś zainteresował  by się co o 2 ej w nocy robi kobieta w oknie?
A CO JESZCZE NAM SZKODZI W NASZYCH DOMACH?
Odpowiadam na pytanie...........jak przechowywać cebulę i czosnek.No cóż  ,jest pewna różnica w sposobie przechowania Czosnek przeważnie spleciony jest w warkocz,by go zawiesić.Jeżeli mamy taki warkocz,to najlepiej zawiesić go w kuchni w pobliżu okna.Bo okno w czasie gotowania uchylamy co czosnek lubi [nieco wilgoci od czasu do czasu] ,a cebula .wprost przeciwnie nie .I tu zwracam się do osób starszych.............. może pamiętacie jak u babci w metalowej siatce,trójkątnego kształtu wisiała nad piecem cebula,ona ,nad piecem,nie przy oknie.Ja teraz takich siatek nie widuję,zostały wyrzucone a nasi przodkowie i ich myślenie" przekreślone" i wszystko pochowane ,bo tak ładniej i inaczej............bo my już jesteśmy mądrzejsi i "kiśnie " schowana w szafce cebula...............ale gdyby tylko oto szło ............. nie tylko.Otóż zarówno cebula jak i czosnek posiadają dezynfekujące związki allilowe [to,to co nas szczypie w oczy] w połączeniu z parą wodną w kuchni [gotowanie] jest ogromnym dobrodziejstwem  na nasze i szczególnie dzieci gardła.MOŻE ZATEM ZMIENIĆ PRZYZWYCZAJENIE i powiedzieć przepraszam naszym przodkom i powiesić cebule nad piecem w plastikowym w prawdzie ,ale ażurowym  pojemniku,co nawet blondynka potrafi [przepraszam blondynki,też nią jestem].Można zawiesić na klapie od pieca tylko trochę chęci i pomyślunku .

ŻABIE PRZEMYŚLENIA
=====================
Nieopodal wodopoju ,nocą zawsze kusi licho
Zając czyta dzieciom bajki,myszy w stogu siedzą cicho.
Noc już gwiazdom dywan ściele,mgła okrywa życie,
a tymczasem cztery żabki po cichu i skrycie,
opuszczają dom rodzinny,nenufarów liście,
podróż długa jest przed nimi,a o świcie chcą być w mieście..
Skaczą,skaczą,kic i kic.Tu nic nie ma i tam nic.
O ! dąb stary ,a w nim sowa,sowa w dzień się tutaj chowa,
a że noc to nie ma sowy,bo wybrała się na łowy.
Miasto  blaskiem lśni z daleka,zda się że na żabki czeka.
A w tym mieście na wystawie sukieneczki takie prawie,
jakie chciały ,bo czerwone,więc kupiły i  wracają już w tę stronę,z której przyszły, 
Zobaczyły je zające,zadziwione kto na łące,tak czerwony  jak by maki
chyba ktoś nieznany jaki.
A bociany z ptasim okiem,już zmierzają szybkim krokiem,
za żabami ,jakże dobrze, że czerwone,ale one wystraszone spoglądają w dębu stronę.
O ! już jest i jest też  sowa.Gdy spostrzegła je w te słowa,odezwała   się a co to?
jakieś krwawe na was błoto.?
To są nowe sukieneczki,czerwieniutkie jak kwiateczki,
Lecz nam poradź sowo w biedzie,bo co teraz z nami będzie?
Patrz ,bociany przyczajone,tylko patrzą w nasza stronę.
Na to sowa mądry ptak,wnet odpowiedziała tak:
Zawsze lęk jest oraz trwoga kiedy się poprawia Boga
To on w zieleń ubrał żaby,by te żaby pośród trawy,
nie rozpoznał żaden wróg,to uczynił dla was Bóg

Jeszcze morał,taki będzie,zapamiętaj zawsze wszędzie,
czy to piątek ,czy niedziela nie poprawiaj Stworzyciela.









PRZEPRASZAM KOCHANI,ALE NAJPIERW BĘDZIE WIERSZ,ten który miał powstać wcześniej [na Mikołaja ,dla dzieci].

sobota, 13 grudnia 2014

Bywało tak ,ze do teraz nie daje mi to spokoju.Sygnalizowałam to wczoraj Jest [dla przykładu] rok 1938 .W Rudzie Pabianickiej prawie tyle samo Polaków co Niemców.Budowane są nowoczesne  kamienice,rozwija się handel ,a moja siostra gra w siatkówkę  w IMCe ze swoimi koleżankami ,Niemkami.Żyje w przyjażni  z Judytą Gertrudą i Natalią.  Sklep cukiernia niemiecki ,sklep spożywczy ,niemiecki i nikomu to nie przeszkadzało.I legenda głosi że  dwóch synów z jednej rodziny niemieckiej w Rudzie walczyło w powstaniu warszawskim ,ale po dwóch różnych stronach barykady.I nagle sąsiad stał się wrogiem,?I zostają zerwane wszelkie przyjaźnie?I liczyli się ci co znali język niemiecki jak moja siostra i ojciec,a jakież było nagabywanie by podpisać folks listę na szczęście  tego nie zrobili.Jak można było zrzec się polskości zapytał mój ojciec pół  Rosjanin?.Mieliśmy -  [już na wygnaniu] sąsiada który podpisał ,więc w domu mówiło się szeptem.I to chyba my Polacy pierwsi znienawidziliśmy Niemców ,ale czemu pierwsi?............,nie ,pierwsi byli oni ,najeżdżając  nas ,uważając  za prymitywnych  i ciemnych i tylko nadających się do ciężkiej pracy fizycznej na rzecz "wybrańców",tych doskonałych rasowo .Zatem jaka  była radość gdy uciekli w popłochu.I gdy okazało się ,że ten ,któremu tak wierzyli ,który przeżył 42 zamachy,zmuszony został sam na siebie się "zamachnąć" i chyba to już kiedyś pisałam.Był na koniec schorowany ale nie na tyle by nie pocierpieć przed śmiercią a jemu podobny Stalin ,taki car narodu,i taki bandyta jednocześnie też pocierpiał ,gdy po ostatnim wylewie leżał i nikt nie ośmielił się w tym leżeniu mu przeszkodzić.............bo po prostu wszyscy się go bali Leżał zatem usiusiany  i ukupkany i zmarzniety przez wiele,wiele godzin.I tak to jest jak wielki mocarz nie bierze tego pod uwagę ,że wszelkie mocarstwa tego świata to ułuda.
A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO?
Aby rozprawić się z tym tematem GENERALNIE I DOGŁĘBNIE,to moje dzisiejsze postanowienia,Wczoraj pewna zatroskana osoba zadzwoniła z pytaniem..........co się stało? Na działce rosła pietruszka korzeniowa.Chciała mieć ją w domu więc wykopała z ziemi  ,przygotowała super podłoże bo przesiany kompost,ubiła w skrzyneczce i posadziła korzenie pietruszki wraz z natką ,bo to o natkę chodziło .Jakież było jej zdziwienie gdy pietruszka wcale nie okazała się być wdzięczna za taka troskliwość.Nie dość że zwiędła jej natka ,to jeszcze pojawił się biały nalot na listkach.To mączniak wyjaśniłam .A jaki popełniła ta osoba błąd?..........błędów było wiele.Otóż ,nigdy ,przenigdy nie sadzimy korzeni do ziemi,bo ona długo utrzymuje wilgoć.Piasek to coś najbardziej pożądanego i to nie za wilgotny ...............bo mączniak.Ale ona chciała dobrze,myślała,że korzeń pietruszki będzie potrzebował pokarmu z dobrej ziemi................a nie o to chodzi.Poza wodą korzeń nic nie pobiera...................bo tu wyjaśniam.Cały cykl    ZAMKNIĘTY tej rośliny to:kiełkowanie nasion,rośnięcie części podziemnej i nadziemnej,zawiązanie korzenia ,który jest magazynem sił witalnych i możliwości po spoczynku  [usunięciu z ziemi] ponownego ożywienia,wydania na świat natki,w następnej kolejności nasion,uschnięcie korzenia i jego śmierć.W warunkach domowych najczęściej nie dochodzi do zawiązania nasion.I to co robimy w domu nie nazywamy rośnięciem a pędzeniem A my zadufani w sobie myśleliśmy ,że co?????????????/ ,że ta pietruszka posiana przez nas,rośnie  dla nas,do konsumpcji .........prawda?,tak myśleliśmy.A tu okazuje się ,że ona rośnie by wydać plon,pozostawić po sobie dzieci,co ma miejsce w następnym sezonie.Zresztą jak każdy gatunek na ziemi No i korzeń należy sadzić po przesuszeniu,nie z ziemi do piasku.I jeszcze jedna moja uwaga.Do pędzenia w domu jeszcze lepsza jest pietruszka naciowa.Ma nieokazałe korzenie i potężniejszą  [czasem kędzierzawą] natkę.Przypominam też że możemy pędzić seler [ o jak pięknie pachnie rosół z natką selera]  a także ........buraczki.Buraczki gdy mamy nieco miejsca w widnej piwnicy lub garażu I w środku zimy co...................botwinka. Ogromnych bukietów witaminowych z parapetów  życzę.
A TERAZ DO DZIAŁKOWCÓW I NIE TYLKO
 Dziś na zimowym spacerze................ha,ha.gdzie ta zima? z psem zauważyłam  że trawa jest zielona jak w maju.Dawniej by to nie miało miejsca.Śnieg leżał często już od końca listopada I ta zielona trawa przywołała wspomnienia .Gdzieś,na początku lat 90 -ątych  ubiegłego wieku jechałam na naradę którą organizowała jednostka  nadrzędna,w Warszawie.Był to pażdziernik ,było szaro i mglisto a przy drodze sprzedawcy grzybów.I tylko to nas interesowało tj kierowcę i mnie.On tez był ŚWIR NA PUNKCIE GRZYBÓW.Powiedziałam wówczas "wiesz co jak będę na emeryturze to we wrześniu postawię szałas w lesie i będę zbierać ,tylko zbierać grzyby.....................Jedziemy ,jedziemy,nagle na zieloniutkiej łące [jak teraz] ogromne stado krów i zauważyłam że są brudne.Pełna ochoty do pracy stwierdziłam"wiesz ja umyłabym je chętnie"Na tym koniec.Po naradzie i powrocie do Łodzi  pracownicy bardzo chcieli się dowiedzieć i dopytywali Andrzeja no i co ,no i co co nowego?[oczywiście mieli na myśli temat narady] ,a nieco zagubiony i nie wyspany [zawsze taki był] Andrzej przekazał............."szefowa wyprowadza się do lasu i  będzie  myć krowy".
ZUPEŁNIE NIE NA TEMAT.............

piątek, 12 grudnia 2014

A bywało tak........... radośnie bo pierwsze powojenne święta i w polskim kościele czekał polski ksiądz i choć nie wszystko jeszcze działało radość rozpierała nas.Np do kościoła szło się z własnym światłem by oświetlić drogę bo nie wszystkie ulice oświetlone były.My mieliśmy dużą lampę na naftę  ,jak górnicza.Bardzo mi się to podobało,a szczególnie brnięcie w wielkim śniegu na Pasterkę,w wielkim śniegu bo kto by go sprzątał.A miało się buty które nazywały się kapce.Były aż do kolan,zapinane z tyłu na trzy sprzączki i całe z filcu,tylko na samej stopie i zelówkę miały ze  skóry ,ale ............mieli je ci którym udało się ukryć przed okupantem i skórę i filc. Były bardzo ciepłe ,a że śnieg od grudnia do marca był suchy zdawały egzamin.Jak wspomniałam wcześniej przez cały adwent pościliśmy.A chciało się dobrej kiełbasy oj chciało.Zastępowały ją śledzie w marynacie [ im dłużej stały ,tym były lepsze ] i na kolację placki ziemniaczane na pysznym oleju ciemnozielonego koloru ,który tłoczony był na zimno,.................a pachniał................bardzo apetycznie.Ten olej też smakował gdy polało się nim drobno posiekaną posoloną cebulkę i w tym maczało świeży chleb z chrupiącą skórką.Dziś jeszcze można go kupić na rynku  od "baby"I w tym momencie przypomina mi się taka  jedna wigilia okupacyjna .:Jakiś znajomy rodziców dał litr tranu.Wykorzystany był  do smażenia na nim placków ziemniaczanych.Czy potrafią Państwo wyobrazić sobie zapach i smak tej potrawy??????????? a ja słyszałam........."jedz,jedz bo to pożywne."A dziś zastanawiam się nad tym czemu?czemu? tak się musiało zdarzyć? i na te rozważania pozwolę sobie jutro.Pozdrawiam Wszystkich moich Czytelników
A TERAZ  - JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO  ?
O deserach.Czy budyń to tylko deser dla dzieci ?..............nie.Zależy jak jest podany.Jeżeli mamy wysokie  szklanki  z grubym dnem i specjalne o dłuższych trzonkach łyżeczki to już samo w sobie jest eleganckie .Możemy np.ugotować w dwu oddzielnych naczyniach dwa budynie .Niech będzie to śmietankowy i czekoladowy.Do przygotowanych naczyń wlewamy nieco jednego koloru,potem drugiego i ponownie pierwszego.I tak przemiennie,do wyczerpania.Ale to nie wszystko.Tą długą łyżeczką ale cienkim końcem delikatnie [tylko trochę] mieszamy.Odstawiamy do wystudzenia.Podajemy z bitą śmietaną posypaną tartą czekoladą,lub rodzynkami.A inna wersja to jeden kolor np śmietankowy i po napełnieniu naczyń wsypujemy po łyżce stołowej tartej czekolady i lekko mieszamy.W takich wysokich szklanicach pięknie prezentują się galaretki owocowe ale zrobione w ten sposób,że nalewamy np pierwszą warstwę [ok3cm] koloru czerwonego.Wystawiamy w chłodne miejsce do zastygnięcia.Po czym wlewamy kolor zielony i ponownie studzimy.I ponownie czerwony i ponownie zielony.W tym czasie galaretki przeznaczone do użycia trzymamy w cieple np w naczyniu z ciepłą wodą .Jest to trochę pracochłonne ale przepięknie się prezentuje.Przed podaniem tę długą łyżeczkę wkładamy w galaretkę aż do dna utoruje ona drogę słodkiemu likierowi lub  wiśniówce które to alkohole wlejemy tuż przed podaniem [ok 2łyżek]na jedną porcje.No - oczywiście nie jest to deser dla dzieci.I  by nie było im  przykro wlewamy sok owocowy.I jeszcze jedna rada.Ale to już raczej poświąteczna. Jeżeli zostaną różne resztki wina w butelkach,można je wlać do pojemnika w którym robimy kostki lodu.To najlepszy sposób przechowania wina.Będzie można je w razie potrzeby dodać do drinków.
NO  -  TO JESZCZE TROCHĘ PORAD GASTRONOMICZNO - KUCHENNYCH

czwartek, 11 grudnia 2014

TO TYLE NA DZIŚ BO CIOTKAMALINKA  BIERZE SIĘ ZA PRACĘ PRZEDŚWIĄTECZNE
Porada kuchenna.Niebawem będziemy przyrządzać śledzie ,a jak śledzie to cebula.Oczywiście najlepsza jest cukrowa ,ale teraz już trudno ją spotkać w handlu,a to z przyczyny ,że jest odmianą letnią i źle sie przechowuje.Ale ja chciałam o poprawieniu jej smaku.Najlepsza jest pokrojona w cieniutkie piórka i posypana odrobiną cukru,np 2 duże cebule pół łyżeczki cukru.niech taka pocukrzona trochę postoi.I jeszcze druga rada .Kompot z suszonych owoców będzie bardzo elegancki jak do szklanek lub kompotierek na wierzch położymy plaster ananasa.Smakowo nie kłócą się.A kisiel żurawinowy [niektórzy go podają] bedzie smaczniejszy gdy już po ugotowaniu ale jeszcze do ciepłego dodamy suszonej żurawiny.|Ta potrawa wigilijna jest rodem z Litwy.
Mięta jest zielem  stosowanym od wieków.Znaleziono ją w egipskich grobowcach.Żydowskie synagogi pachniały miętą bo posypywano nią podłogi.Marsz swój aż do Europy zawdzięcza braciszkom z różnych klasztorów.Mięta jest byliną, jej ciemnozielone liście często mają odcień czerwieni lub fioletu.W lipcu na końcach pędów pojawiają się  fioletowe kwiatki w kształcie kłoska.Chcąc mieć suche ziele należy je ściąć przed kwitnieniem rośliny bo wtedy aromat jest najintensywniejszy.To zresztą tak jak i z lawendą.Mięta winna rosnąć na stanowiskach ciepłych w słońcu ,lub półcieniu,ale najważniejsze jest by gleba była wilgotna wiec może przy kranie ,lub przy studni,lub przy oczku wodnym.W Europie jest mięta częstym dodatkiem do sosów lub mięs,u  nas  rzadko.Najczęściej w postaci naparów i ciepłych lub zimnych herbatek. ALE UWAGA!!!!!!!!! ZBYT DUŻE JEJ DAWKI MOGĄ BYĆ SZKODLIWE,mogą drażnić błony śluzowe przewodu pokarmowego,i zamiast uspokajać[bo ma te właściwości]pobudza układ nerwowy.A dla mnie jest to jedyne zioło ,którego nie lubię,a to z powodu ,że w pewnym okresie życia napiłam się naparu mięty ......na zapas.A było to w latach 50 tych ubiegłego stulecia.Tańczyłam wówczas w zespole przy zakładach Harnama w Łodzi.Wiadomo ,że  po wysiłku chce się pić ,zatem w czasie prób stało wiadro z ciepłą miętą i wazowa łyżka i poobijane garnuszki .................no cóż sorry,takie były czasy.Tak,tak droga młodzieży ,o wodzie mineralnej nikt nie słyszał.Ale wspominam też z dużą sympatią naszego nauczyciela.do tańców ludowych trzeba mieć cierpliwość .On ja miał.A balet z zakładów Harnama był znany w Europie,ale mnie będzie zawsze   kojarzyć się będzie z miętą i teraz mnie nikt nią nie uraczy,poprzysięgłam wówczas nigdy więcej mięty.
No dobrze to dziś niech na początek..............ZIOŁA NIECH BĘDĄ ZIOŁA

środa, 10 grudnia 2014

Oj bywało radośnie ,szczególnie  w pierwsze powojenne Święta. w prawdzie jeszcze nie chodziliśmy do kościoła naszego katolickiego,bo w nim okupant urządził skład płodów rolnych ,ale na "rzut kamienia" był kościół ewangelicki a ewangelika {Niemca ]ani na lekarstwo wiec ewangelicki stał się katolicki I te msze  pierwsze dla mnie i ksiądz w pięknej kapie.Kapy teraz nie widuję.To coś z tyłu przepięknie haftowane a z przodu skromne szelki ale nie ma co się dziwić bo przecież msza była odprawiana tyłem do wiernych a przodem do ołtarza.No i oczywiście po łacinie .Pamiętam ,że na  końcu ksiądz mówił "ite misa es" [idźcie msza skończona].To było TO tego brakowało NASZ BÓG I MY. I te radosne  powroty z kościoła i ludzie znajomi .............którzy.........przeżyli to samo co my.A jak już wspomniałam Niemca ani na lekarstwo.I zupełnie nie wiem czego się tak bali ? nas czy nadchodzących Rosjan?A jeszcze niedawno bo rok wcześniej w okresie przedświątecznym właśnie,wczesnym wieczorem psy ujadały u sąsiadów a to nie wróżyło nic dobrego ,no i zjawili się chłopcy 14,15 letni z Hitlerjugend  z zabawkami przez siebie wykonanymi i należało [dla bezpieczeństwa] przyjąć ich i dać kilka fenigów [niemieckie grosze] .Oni potem fundowali prezenty swoim żołnierzom walczącym na wschodzie.Na jakim wschodzie? już nie było wschodu....,już Rosjanie w akcji Bagration tak przegonili  tych walczących na wschodzie i całe armie szły do niewoli jak np 6 armia gen Von Paulusa.Jak oglądam stare filmy i widzę żołnierzy  Niemieckich zmarzniętych ,głodnych i zmaltretowanych to jest mi ich przeogromnie żal.To byli ludzie, przecież mieli żony ,dzieci matki i tylko łatwo poddali się indoktrynacji jak ci chłopcy z Hitlerjugend z opaskami na rękawach czerwonymi i w białym kole   połamany krzyż [hakenkrojc] i  taki sam był wymalowany na lokomotywie z tektury ,którą pozostawili za fenigi.I potem jeszcze 19 stycznia widziałam chłopca też z tej organizacji,który stał w bramie pewnego pałacyku przy Pabianickiej 240 [już go nie ma] i stał tam kilka godzin z pancerfaustem [broń przeciwczołgowa] i czekał z pewnością na Radziecki czołg, i niestety nie doczekał się.Po pewnym czasie leżał  martwy  a obok rozbrojony pancerfaust,a jego matka gdzieś tam jeszcze długo czekała ,a potem został jej tylko płacz i żal,ale niech przypomni sobie jak wyciągała ręce do ukochanego wodza i jak mu bezgranicznie uwierzyła w obiecany raj na ziemi.Bo tak zawsze jest gdy nie rozpozna się Antychrysta.I tu wyjaśniam,że Antychryst nie oznacza przeciw Chrystusowi ,lecz zamiast Chrystusa [z Greckiego] A ten który Antychrystem był  ...........za długo był i o nim jeszcze  jutro
A  JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO?
To były porady działkowe ,a teraz...........KUCHENNE.........NIEBAWEM WIĘCEJ CZASU W KUCHNI SPĘDZIMY. I moje rady są następujące........Dobrze jest mieć gdzieś na boku dużą miskę z wodą,do której  w czasie sporządzanie potraw wkładamy brudne naczynia.Po wymoczeniu łatwiej je umyć.Oczywiście nie dotyczy to tych,którzy mają zmywarkę .Nieładny zapach śledzi i ryb morskich z różnych naczyń i deseczek nigdy nie zmywamy ciepłą wodą tylko zimną ze zmywakiem umoczonym w soli............o ! jak pięknie "puszcza" przykry zapach.Dla bezpieczeństwa nie korzystamy  równocześnie z piekarnika i palników.Myślę o kuchence gazowej.Byłam świadkiem takiego zdarzenia:.Sąsiad  wypalał w piekarniku jakieś gliniane talerze a sąsiadka włączyła palnik.W tym czasie sąsiad zmniejszył dostęp gazu do piekarnika,ale tak niefortunnie,że zgasł,ale się ulatniał i jak potem tłumaczył gazownik likwidujący szkodę.........gaz z piekarnika" liznął " płomień i wybuch gotowy.I wszyscy pojawili się na klatce schodowej................."co się stało?,co się stało ? no i oczywiście  ...............który to zawór .?............ i czy tylko ja muszę wiedzieć .......ale do tego się przyzwyczaiłam ,że wtedy wszyscy patrzą na mnie.W kuchni zwracamy uwagę  na podłogę by w czasie pracy nie była mokra.Tak..............,tak ..........proszę się nie dziwić ,że tyle tego BHP,ale proszę pamiętać ,że najwięcej wypadków jest w domu.I dalej ..........żadnych mikserów ,ani młynków nie obsługujemy  mokrymi dłoniami i nie pochylamy się nad nimi..................... a jakby sie tak urwało to co ma właśnie ogromne obroty????????.A z przyjemniejszych rzeczy..........aby ciasto drożdżowe  "trzymało wilgoć" należy do niego dodać szczyptę soli,............aby kruche placki ,lub placki piernika "nie piały.."..........nie zadzierały się po brzegach,a chcemy je ułożyć jeden na drugim ,przekładając jakimś nadzieniem,to należy po ułożeniu obciążyć je deseczką i naczyniem z wodą i pozostawić tak na kilka godzin.
A na działce zalega sen w drzewach,w krzewach i w ozdobnych,tylko oczko wodne z lodową szczelną pokrywą  jeszcze nie śpi.Myślę,że że ryby przeniesione  w bez mrozowe miejsca ale by te żyjątka co pozostały przeżyły należy doprowadzić do wody pod lodem powietrze.Kiedyś wkładano do wody snopek słomy,by doprowadzić tlen [słoma to rurki],a zatem dwie trzy plastikowe rurki załatwią sprawę.Ta woda na wiosnę będzie żywą wodą.Spokojni ci co położyli działkę do snu zimowego ,no może z zastrzeżeniem  .............bo zapowiadają wichury.Czy wszystko tam zatem sprzątnięte,? nie będzie wiatr wybijał szyb w domku czy szklarni jakimiś porzuconymi przedmiotami ?
A te skrzydełka wcale nie były tak dobre jak dobrze  pachniały a może mi się przejadły?bo ostatnio coś często je jadałam.Ale ktoś skwitował to tak................"..bo tobie to najbardziej smakuje internet" a zatem..............

wtorek, 9 grudnia 2014

O skrzydełka za ładnie pachną ,zatem do jutra.
Onegdaj bywało tak............gdy nie było śniegu i mrozu chodziło się na spacer w kierunku rzeki i łąk .A zaraz za rzeką była wieś Chocianowice,na którą tubylcy mówili Choćki.I choć od łąk do wsi jeszcze około 800 m,to słychać było wieczorem brzęk baniek i czuło się zapach mleka ,takiego prawdziwego co jak postawiło się na zsiadłe to na wierzchu była gruba warstwa śmietany.Gdy jeszcze słodka dodawało się do prawdziwej kawy,której mnie nie wolno było pic,ale znalazłam sposób,by choć trochę spróbować z kubka mojej siostry ,dzięki jej nieuwadze.I tak na prawdę nie wiem w  czym miałaby mi szkodzić?Bardzo  lubię dobrą kawę ,ale gdyby jeszcze do niej  była tamta śmietanka Ul. Pabianicka w tamtych czasach "błyszczała" kostką bazaltową,szczególnie w zachodzącym słońcu,jakby rozsypano perły. W połowie  lat 40 tych ,wracało życie.Nareszcie mieszkańcy wsi pracowali dla siebie,bo w czasie okupacji hitlerowskiej wszystko co wypracowali zostawało im zabrane.Hodowali świniaki,to te świniaki miały kolczyki w uszach i były ewidencjonowane.Jak podrosły zostawały odbierane.Raz na jakiś czas tak jak teraz brzęk baniek słychać było kwik  świń,ale Polak potrafi i niejednokrotnie udało się kolczyk przełożyć na prosiaka niedorosłego,a wyrośniętego zachować .Konfiskujący dziwili się bardzo,"czemu ten nie urósł"?I tak oto raz na jakiś czas pojadło się "rąbanki ' Hitlerowcy czuli się tam dobrze .............żyć nie umierać..............wszystko dostarczała wieś,jak to się teraz mówi.........za fryko........To mleko które tak pachniało przez rzekę i przez łąki było przynoszone w lekkich metalowych bańkach na sprzedaż.Robiły to kobiety.Pokrywka od takiej bańki miała kształt kubka i mierzyła równe pół litra,co bardzo ułatwiało  odmierzanie litrów.Na moście   nad Nerem już pod koniec 44 roku pewna Niemka spotkała znajomą Polkę,która szła zmartwiona i głodna i widząc taką pocieszyła ją i swoim charakterystycznym akcentem oznajmiła "Pani Proniu [Broniu] niech sie pani nie martwi jeszcze Adek pokaże tej Angla  niebieskie niebo.Chodziło jaj oczywiście o V2 ale akurat  nie było to zmartwieniem  pani Broni.Jakże wszyscy wówczas się cieszyliśmy,że  jesteśmy u siebie.Niestety nie na długo.
A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO ?
Tak lubię skrzydełka i tak często je przyrządzam ,że kiedyś pofrunę.A robię je tak: W moździerzu [mam po babci ] "tłucze" 1 goździk .odrobinę cynamonu 5 ziaren pieprzu 3 ziarna ziela angielskiego i dodaje do tego 2 łyżki curry ,4 łyżki oleju i 1 łyżkę miodu.........no oczywiście do smaku sól.Tym nacieram skrzydła [około 12 szt] i leżą w lodowce  2 doby.Po tym czasie nadają się do pieczenia.Ponieważ są ..........nie bardzo,ale trochę kaloryczne ,to do tego tylko zielona sałata z "oszczędnym" sosem vinigret.
No - dziś tak późno bo wróciłam z miasta.Nie wiem czemu zawsze u mnie w domu się mówiło ...........z miasta,a przecież nie mieszkam na wsi.No dobrze' ale przecież muszę usprawiedliwić swoja nieobecność.Jestem bardzo głodna ,więc nie wiem jak długo tu wytrzymam bo tam w piekarniku już pachną skrzydełka kurczakowe wg mojej receptury.................a pachną.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

A BYWAŁO TAK..........Kto nie przeżył głodu i chłodu okupacyjnego nigdy,przenigdy nie zrozumie jaka to radość,gdy w piecu "strzelają smolne szczapy".Podejrzewam ,że nawet może być kłopot ..............co to jest smolne i co to jest szczapy?To jest to czego mi brakuje ,bardzo brakuje,bo kaloryfer,żeby nie wiem jaki był ciepły ,rodzinnego ciepła nie daje.A smolne szczapy to kawałki drewna bardzo żywicowe,dobrze i szybko się palące i"strzelające" gdy płoną.Także niezrozumiała może być radość z przyrządzanych potraw Wigilijnych po Wigiliach okupacyjnych składających się z zupy z ulęgałek [maleńkie gruszeczki  rosnące  na miedzach] Zwane też pierdziołkami .Ten kompot słodzony był sacharyną po której dostawało się zgagę i CZASEM,TYLKO CZASEM,były do tego kluski i okraszona olejem kapusta.I jeszcze w wielu rodzinach płacz po tych co zginęli w obozach hitlerowskich.A jak że" ordnung mus zajn " Rodzina otrzymywała powiadomienie ,że zmarł na serce.I jakie to dziwne,że ci w obozach takie słabe mieli serca,bo wszyscy umierali na serce.Takie pismo leżało na stole w czasie kolacji Wigilijnej  i w tym uroczystym dniu świadomość,że pozostaliśmy sami,że zdradzili nas wszyscy i ci na wschodzie i na zachodzie.Churchill  miał tyle zmartwień,że co mu tam Polska..........wiedział że po Rosji będzie następny a Roosevelt migał się jak  długo mógł by nie wplątać  Ameryki w wojnę,ale któż by chciał.Dostarczał zatem broń i do Anglii i Rosji ale. choć tyle..............nagle ............stało się !!!!!! wczoraj była rocznica .7 grudnia o godz.7,45  1941r Japońskie samoloty zaatakowały Amerykańska bazę Pearl Harbor ,akurat wtedy gdy trwała msza.Nadleciały Japońskie samoloty i zupełnie zaskoczyły żołnierzy  Amerykańskich,z wyjątkiem jednego,który rękawem odsunął wszystko na ołtarzu polowym ,ustawił tam karabin maszynowy i  komenderował "chwalcie Pana i podawajcie amunicję"Potem powstała o tym piosenka.Ataki Japońskie  poczyniły ogromne zniszczenia,bo Japończycy fanatycznie wierzyli w swojego Cesarza.To ich bóg i w imię poświęcenia  życia umierali za niego  jako żywe torpedy KAMI KADZE, CO OZNACZA BOSKI WIATR.I długo jeszcze trwała wojna z Japonią W Europie pokój  od maja 45 a wojna Światowa praktycznie skończyła się dopiero we wrześniu.Ogromnie się cieszę jak oglądam stare filmy na których kapitulację Japonii przyjął  gen.Mak Artur  i na zakończenie powiedział ...."MÓDLMY SIĘ O POKÓJ I NIECH  BÓG ZACHOWA GO NA ZAWSZE."A tyle pięknych i młodych i inteligentnych chłopców Amerykańskich zginęło z rąk fanatycznych Azjatów i nie uratował ich Roosevelt Bo fanatyzm jest nawet gorszy od  faszyzmu choć oba sa na literę  F

A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO?
A  teraz.a teraz Kochani,obiecane wczoraj danie Wigilijne dla zapracowanych.Nie wiem czy kiedyś już go nie proponowałam,ale ponieważ zmieniłam ilość składników  podaje:::::::::::: Należy ugotować 1 kg kapusty kiszonej na średnio kwaśno [zawsze zostawiamy kwaśną wodę z płukania lub gotowania] może trzeb  będzie dodać do gotowego dania bo mało kwaśne.W rondlu ,lub dużej patelni usmażyć 1 kg.pieczarek pokrojonych,lub całych gdy bardzo malutkie.Gdy zmieniają kolor na rumiany dodajemy łyżkę maki,mieszamy i  dodajemy do  kapusty. Świeżo zmielony pieprz w ilości umiarkowanej wieńczy dzieło.Po dwu ,trzech dniach jest jeszcze lepsza.A dla nie zapracowanych proponuje sporządzić krokiety ..............
Usmażyć cieniutkie naleśniki nakładać kapustę z pieczarkami  zawinąć do środka prawą i lewą stronę naleśnika i teraz zwinąć ciasno w rulon.W ten sposób będą miały jednakowy kształt.Obtaczać w cieście naleśnikowym i bułce tartej i smażyć krótko na patelni ,tylko tyle by się lekko przyrumieniły...............no i eleganckie i pyszna danie Wigilijne gotowe. Można je zrobić wcześniej i potem tylko podgrzać..............mniam, mniam.

Najpierw pewien pomysł,jakim chciałabym się podzielić ze wszystkimi a szczególnie z tymi którzy maja żarówki "tak sprytnie schowane" że nie ma je za co uchwycić .Są równe z płaszczyzną w której  je  zainstalowano.A żarówki jak to żarówki lubią się przepalać................................ i przy wymianie kłopot  ................był ,ale już go niema.Należy cienki patyk [ja użyłam długopisu] przykleić plastrem do żarówki i obracać by wykręcić.Gwarantuję sukces...........to musi zadziałać bo działa na zasadzie dzwigni...... i po kłopocie.
No nie wiem czy nie powinnam tego opatentować?

niedziela, 7 grudnia 2014

A z Unrowskimi Paczkami było tak.Były w nich też soki owocowe w metalowych puszkach koloru wojskowego ochronnego i ojciec mówił na nie puszki pancerne.Soki były wyśmienite pomarańczowe cytrynowe,grejpfrutowe i mandarynkowe.Mnie najbardziej smakował taki którego nikt nie chciał pić ,a mianowicie grejpfrutowy.Rodzina stwierdziła,że jestem nienormalna i że choroby psychiczne pojawiają się czasem w bardzo młodym wieku i objawiają  różnie ,oj bardzo różnie.Do dziś jest to mój ulubiony sok,ale jakoś choroba psychiczna się nie rozwinęła w brew oczekiwaniom bliskich.W paczkach też były "pastylki" tj bardzo kolorowe guziczki a w  środku czekolada.........takie z niespodzianką, Kolorowy lukier na wierzchu a wewnątrz czekolada.Były też używane ubrania ,taki ówczesny ciucholand,ale przepiękne.Po pończochach z pokrzyw [pisałam o tym we wcześniejszym blogu] niemieckich i to jeszcze na kartki,toż to były luksusy.Pamiętam czerwoną plisowaną spódniczkę . Jak z niej wyrosłam i była wydana jakiemuś innemu dziecku to płakałam.A  Święta się  zbliżały ,a w schowku pod schodami co to pierwszy raz w życiu się upiłam [ polecam wcześniejszy blog] leżała w kamiennym garnku DUŻYM BARDZO DUŻYM bardzo duża szynka tylna z kością natarta solą i saletrą i co jakiś czas była obracana na drugą stronę.To trwało 6 tygodni ,a potem ustawiana stara beczka w ogródku i budowany kanał  około 1 m.i palenisko i sterta liściastego drewna i wędzenie i taki wieczór jak w domu wszystko pięknie pachniało wędzonką i potem doglądanie jak dojrzewa wisząc w schowku  pod wspomnianymi schodami.Ale tu przerwa do jutra.A jutro przepis na wigilijną inna kapustę.Przepis dla kobiet zapracowanych.
JESZCE NIECO O TYM JAK TO BYŁO Z TYMI  UNROWSKIMI PACZKAMI?
A ONEGDAJ BYWAŁO TAK....Wszyscy czuli zbliżające się Święta Bożego Narodzenia.Jakoś częściej bywało się w kościele i oczekiwało szopki ,która była ubożuchna jak Jezus ,który w niej przyszedł na świat.Przeważnie był śnieg i mróz ,a do kościoła 3 km.choć to w granicach administracyjnych miasta,zatem idąc robiło się orły na śniegu.Polegało to na tym,że leżąc na wznak machało rękoma i nogami i w śniegu pozostawał ślad orła.....................ni i czyj ...................i czyj ładniejszy ?............ot to były zmartwienia.W domu trzeba było pomagać w przygotowaniach np prasując wierzchnią stronę powłoki na kołdrę.Sama magiel nie wystarczała.Wierzch był ozdobny koronkami robionymi szydełkiem i miał wycięcie w kształcie rąbu  i łączące ten rąb koronki które po powleczeniu [przez ten otwór wkładało się kołdrę] i związywało pięknie wyprasowaną wstążką.Kokarda musiała być okazała i zawsze w kolorze kołdry  ,a kołdra miała dwie strony,obie w innych kolorach np.seledynowy i żółty ,a inna błękitny i różowy.Oczywiście po pierwszej nocy kokarda była nieco" zmęczona" z czego zawsze naśmiewał się ojciec,kwitując to tak "ciekawe co ty w nocy robiłaś"?Częściej i dłużej  w  zimowe wieczory cała rodzina spędzała  przy stole.Ojciec nieodzownie z gazetami i informował nas o różnych niepowodzeniach i katastrofach.ale najbardziej interesował go stan wody na świecie i bardzo sie martwił ,ze ubywa na co mama uspokajała go mówiąc" nie martw się dla ciebie starczy".Taki spektakl powtarzał się co najmniej raz na miesiąc.Ale najprzyjemniejsze były kolacje.Zawsze coś smakowitego.Bo o tej porze mama miała czas,bowiem, pracowała.Poszła do pracy jak tylko [wiosna 45r] ukazały się ogłoszenia,że wzywa sie przedwojennych pracowników magistrackich na swoje miejsca pracy. Pierwsze dni to było urządzanie wszystkiego,noszenie szaf i biurek.I  pierwszy miesiąc,a może i następne wypłata była w paczkach UNRA.CZEGO W TYCH PACZKACH NIE BYŁO? Dużo różnych puszek z żywnością ,ale nie wszystkie na polski smak.Pamiętam ze Szwecji zawsze było to mięso [z czego nie wiem?] z dużą ilością rodzynek i różowego bardzo słodkiego budyniu,brrrrrrrrrrrrr za słodkiego.Natomiast wszystkim nam smakował polny groch z koperkiem i gotowana fasola z surową cebulą Nieco to modyfikując robię taką sałatkę ,na zimno oczywiście.

3 szklanki czerwonej fasoli ,ugotowanej i ostudzonej ,1 szklanka kiszonych lub konserwowych ogórków,pół szklanki  drobno posiekanej cebulki,nieco cukru 7 łyżek oleju i odrobina ostrego sosu tabasco.Modyfikując dalej dodaje teraz jeszcze 1 dużą paprykę też pokrojoną w kosteczką.I to wszystko mieszam.Smaku nabiera w lodówce po 2 godzinach.ale ja chyba o tym kiedyś pisałam bo taki przepis znalazłam też w "kuchni meksykańskiej".Gdzie Meksyk a gdzie Szwecja a jednak...................
I jeszcze dwie krótkie informacje..........Chciałam wczoraj na Św Mikołaja zamieścić wierszyk dla dzieci ,ale jakoś wena odeszła,ale podobno co się odwlecze.........
I druga............nie wiem jak u Was ale u mnie w Łodzi jest ciemno,a mgła taka że na spacerze psa nie widziałam.Kilkadziesiąt lat temu mój ojciec mówił tak "jak jest mgła to rośnie śnieg" i to mnie bardzo cieszyło,a dziś..............nie musi rosnąć, jeżeli o mnie chodzi i czym by się tu pocieszyć?Wiem ,wiem co chcecie mi powiedzieć i mam własnej roboty wyśmienitą nalewkę truskawkowo -wiśniową.Ale ta pociecha zbyt krótko trwa
Zatem ,do roboty,może to zmieni nastrój.JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO?
Witam Wszystkich o do Was Działkowcy ,taka informacja.W  TV ,"idzie"reklama w której sprzedający informuje,że jabłka z jego sadu są nie pryskane.Ja....człowiek,który już dawno "wyćwiczył" w sobie spokój..............O !............w tym momencie nie jest mi łatwo.To co???????? wszyscy ci co pryskają to jacyś idioci?.OŚWIADCZAM Z CAŁĄ ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ,NIE MA DORODNYCH OWOCÓW [TU JABŁEK] W GOSPODARCE WIELKOTOWAROWEJ BEZ OPRYSKÓW.Można tylko skwitować to tak:TELEWIZJA KŁAMIE.Czy telewizji nie zależy na dobrej reputacji?????????????????????

sobota, 6 grudnia 2014

Aby skończyć te śledziowe przepisy obiecany dziś śledź jeszcze inaczej a mianowicie będzie to bardzo elegancko podany ŚLEDŹ KORZENNY W KUBECZKU.6 połówek korzennego śledzia,,duża garść suszonych pomidorów,dwie średnie cebule,6 papryk jak najmniejszych.Papryki jeszcze są i można je kupić [nie drogo] teraz i przechować w szufladzie lodówki.Papryki przekrajać tak by uzyskać całą część górną [jakby kapelusik],oczyścić z nasion.Śledzie  i pomidory pokroić w paseczki,cebule w drobną kosteczkę.Wszystko wymieszać dodać 2 łyżki oleju[ewentualnie] i nałożyć do papryki jakby do kubeczków.Przykryć " kapelusikiem" i pod folią spożywczą przechować w lodowce przez trzy dni.Podawać na listkach sałaty..............oj mniam mniam .........to jest pyszne,ale musi postać by składniki przeszły sobą wzajemnie.Aha...... śledzia nie moczymy.
To jeszcze tylko o śledziach nieodzownej potrawie Świątecznej.NA RAZIE MARYNOWANY .Ale nie ,nie ,nie ten kupny.gotowy.Sami zrobimy lepszy.Kupujemy kilka  8,10 filetów,ala matyjas ,grubych dużych i jędrnych Moczymy je około 4 godzin i przygotowujemy marynatę tj 4 szklanki wody poł szklanki octu 4 łyżki cukru i zagotowujemy z różnymi przyprawami ziele ang.liść laurowy "przetrącone" ziarna pieprzu.Do zimnej ,zdecydowanie zimnej zalewy wkładamy śledzie na co naj mniej 5 dni.Po tym czasie wyjmujemy ,kroimy w paseczki i dodajemy dużo cebuli pokrojonej w kostkę.Najlepiej by była to cebula cukrowa,to ta podłużna wrzecionowatego kształtu i wlewamy oleju tyle by się śledzie nim pokryły.Przetrzymujemy w chłodnym miejscu przez tydzień i niech to miejsce nie będzie znane domownikom .............bo.......a co ja będę pisać dla czego bo.

To tyle na teraz ,ale przepis na nie spotykane dotychczas śledzie mam oj mam.
A dzieje się lub,będzie się działo w kuchni.WITAM WSPÓŁSIOSTRY I WSPÓŁBRACI W TYM SAMYM KŁOPOCIE.................WITAM ODCHUDZAJĄCYCH SIĘ i właściwie powinnam powitać tych wszystkich którzy lubią lekkie jedzenie.To co podaje najpierw wypróbowuje na sobie.Dziś będzie to kapuśniak z kiszonej kapusty.Oddzielnie gotuję około 30,40,dkg kapusty,bez płukania i oddzielnie dużą porcję włoszczyzny i 4 duże ziemniaki i liść laurowy i ziele angielskie i sól oczywiście [niewiele].Ziemniaki kroję drobno,bo stwarza to wrażenie że jest ich więcej i że więcej zjadłam i że jestem najedzona,.................a co nie...........przecież było" tyle" ziemniaków.Po ugotowaniu mieszam z kapustą,ale stopniowo,by nie przekwasić i...........teraz......użyję sobie  i dodam około 20 dkg.kiełbasy drobiowej, bardzo chudej np z fileta.Jest smaczna i pachnie wędzonką a kalorii w niej bardzo minimalnie.Pokrojona w cienkie plasterki i zagotowana z kapuśniakiem nadaje mu zapach i smak.ZUPEŁNIE JAK BY BYŁ PRAWDZIWY NAJPRAWDZIWSZY.Oczywiście ilości jakie podałam............nie na jeden raz .Sprawdziłam na sobie ...........nie tuczy.