czwartek, 31 grudnia 2015

Idę się szykować do swojego balu,zatem    ŻYCZĘ WAM JUŻ TERAZ CAŁEGO NASTĘPNEGO UDANEGO ROKU,A NA DZIŚ UDANEJ ZABAWY.  Ps ,proszę w imieniu wszystkich piesków kotków ptaszków ...................zachowajcie  umiar w hukaniu.A tak, teraz prywatnie: rozumiem  blaski  i światła ,ale co komu daje huk ,tego już nie rozumiem..
Uwaga ! drodzy moi Czytelnicy,przy sporządzaniu owocowej galaretki należy uważać by ona  nie zmarzła  [wszak mróz na dworze].Ma tylko zastygnąć,tylko stężeć,nie zmarznąć.A poszczególne warstwy wylewać na już zastygniętą poprzednią.Wylewamy następną  nie gorącą lecz zimną.

Po balu zbieramy wszystkie resztki bo mięsne i wędliniarskie będzie można wykorzystać.Należy tylko pokroić je w średnia kostkę i dla pewności,przesmażyć ,dodać cebulę lub dwie i pokrojone [sporo] pieczarki,, i prużymy , pod przykryciem pół godziny,,,,,,,,,,,,na koniec dodajemy soli ,jeżeli trzeba  i , ,pieprzu i śmietanę.

A druga wersja,to: zaczynamy tak samo ,to jest przesmażamy i też dodajemy  cebulę ale po tym pół opakowania mrożonej włoszczyzny i także prużymy pół godziny.Na koniec sporo ostrego keczupu,każdy wg,własnego smaku.

W tym poświątecznym ,a zaraz i ponoworocznym czasie nie polecam potraw ciężkostrawnych,a szczególnie gdy także zamierzamy wypić jakąś ilość alkoholu.Nie pozwólmy,aby organizm  pracował na dwa fronty,to jest  likwidował  alkohol i pracował nad strawieniem pokarmu.Poza ciężkostrawnym makowcem,który żołądek  trawi tylko 4 godziny o ! są takie jak  mięso gęsie 20 godzin,sardynki 12 godzin,suche wędliny 3 godziny,podobnie jak i inne mięsa.Za to warzywa tylko 1 godzinę lub dwie,ale jak tu pic pod marchewkę?Zatem, chcę napisać,że rozumiem,że zakąska musi być zakąską,ale już nie koniecznie akurat cała od początku do makowca włącznie ciężkostrawna.

Teraz jeszcze obiecane we wstępie,co zrobić z resztkami mięs po świątecznych dniach?
Deser pod koniec zabawy,to jest coś co" już nam nie wchodzi".Radzę nie szykować ani tortów,ani ciast,a już absolutnie nie makowca [wyjaśnię potem].Ale można wykorzystać tortownicę by w niej zrobić galaretki owocowe.Co najmniej trzy warstwy,w trzech różnych kolorach.Jest  zimno,więc będą szybko zastygały .Można jeszcze zdążyć wykonać.Do każdej warstwy radzę dodać jakieś owoce np :ananasy ,mandarynki,winogrono,lub brzoskwinie z puszki.Ten deser,to powinna być niespodzianka.Zapowiadamy,że teraz będzie tort ,a tu wnosimy tort,tyle,że lekki i lekkostrawny i że taki wszyscy chętnie zjedzą.Kroić można na stole ,by wcześniej obejrzeć jak pięknie się prezentuje.

A czemu nie polecam makowca?
Co jeszcze można "nadziać "na wykałaczki? Można zawinąć suszoną śliwkę w wędzony boczek i usmażyć na gorącym tłuszczu.Podaje się na gorąco.Można też zawinąć kawałki żółtego sera z korniszonem w środku.To podaje się na zimno i stwierdzam,  że ma powodzenie.Można przygotować cały półmisek takiego zrolowanego sera nadzianego na wykałaczki.A można też zrolować plasterki polędwicy  z suszonym pomidorem w środku.Także plasterki jakiegoś pieczonego mięsa,posmarowane musztardą lub chrzanem i także zrolowane i nadziane na wykałaczki.Można ustawić kilka półmisków z takimi roladkami,ale najładniej wygląda jeden duży z różnymi rodzajami,na zielonej sałacie,która to nie tylko zdobi,ale też utrzymuje  w lepszej "kondycji"potrawy mięsne.

Natomiast deser.............
Może coś takiego na początek ostatniego dnia tego roku ?

"Wesołe towarzystwo lichą ucztę okrasi".
"Jeżeli twój towarzysz jest jak miód,nie zjedz go całego."

Tak sobie myślę,że przysłowia te pasują do dzisiejszego dnia.A teraz jeszcze o tym co można przygotować dla gości i co zdobić z tym co po gościach pozostanie nie zjedzone.

środa, 30 grudnia 2015

Do tej pracy należy dzieciom przygotować składniki:A będą to dwa lub trzy jabłka,opakowanie wykałaczek i pokrojone na male kawałki : kabanosy,żółty ser [kostki 2 cm x 2 cm].Te przygotowane kostki sera dzielimy na połowę.Bo tę drugą połowę obtaczamy w ostrej papryce.Kroimy na mniejsze kawałki marynowane śliwki lub gruszki i dajemy też oliwki i co tam nam jeszcze przyjdzie do głowy.Dzieci będą nadziewały to przemiennie na wykałaczki ,a na koniec taką już "zapełnioną" wbiją w jabłko.Jabłko będzie wyglądało jak jeżyk.Tylko pozostawia się wolny spód jabłka,by można go było położyć na podstawku.Pierwsze nadziewania zróbmy sami by poinstruować dzieci.Wykałaczki winny mieć pozostawione nieco na początku i końcu by było co wbić w jabłko i za co chwycić,by wyjąć z jabłka.Całość wkłada się do buzi "ściągając" to co było nadziane.
Zapewniam Was,że może nie od razy,może nieco potem,będą miały "jeżyki" powodzenie.Wtedy jak już wszyscy będą syci ,a zakąsić trzeba.

A jak chodzi o jeżyki,to można też "najeżyć " pomarańczę,a to nie dla zjedzenia,ale by ładnie w pokoju pachniało,wbijając w skórkę ,gęsto goździki.Przyprawę, oczywiście,nie metalowe.I tu proszę się nie śmiać,bo pewna osoba użyła właśnie metalowych,tłumacząc..........." jak byłam dzieckiem to ojciec wbijał gwoździe  w jabłka,które potem musiałam jeść by wzbogacić organizm w żelazo."

AHA ,.....................PRZY SAŁATCE WARSTWOWEJ NALEŻY W ŚRODKU ZROBIĆ NIEWIELKIE ZAGŁĘBIENIE ,BY TAM WLAĆ MAJONEZ.NIE POWINIEN SPŁYWAĆ BOKAMI.

I co? i to tyle na dziś.Ale tak zupełnie to nie jestem pewna czy to już wszystko co miałam do zaproponowania na Noc Sylwestrową.
Do takiej sałatki potrzebna jest duża ,szklana,lub plastikowa misa-salaterka.Ma być przezroczysta,bo to właśnie widok poszczególnych warstw pobudza apetyt.Jeżeli chodzi o te warstwy pomysłów może być wiele:Ja proponuję,pierwszą to jest tę na dnie warstwę z kilku jaj ugotowanych na twardo i rozdrobnionych,następna np,to ugotowana marchewka pokrojona w kostkę,z konserwy lub mrożona [bo to ma być mało pracochłonna sałatka] ,potem np. maleńkie cebulki marynowane ,też gotowe ,ze słoiczków ,po nich np. czarne oliwki też w jednej warstwie ,a następnie zielony groszek i już na samym wierzchu ponownie jaja na twardo i marchewka.Zatem one otwierają i zamykają warstwy.Ale to nie wszystko.Na sam wierzch majonez,raczej sporo majonezy i dwie długie specjalne ,do sałatek łyżki.Każdy winien nabierać nimi aż do samego dna  i mieszać dopiero na swoim talerzyku.Aby warstwy były widoczne ,powinny mieć niemałą wysokość.To należy wziąć pod uwagę kupując składniki do niej.Ta wysokość warstwy to co najmniej 5 cm.A pomysłów może być wiele.Może też warstwę stanowić marynowany czosnek i mini kolby kukurydzy i suszone pomidory pokrojone w paseczki.Metodą błędów i prób wyeliminowałam tylko pędy bambusa,ale może akurat na takie "bez wyrazu" natrafiłam?

Wybrałam tę sałatkę na noc Sylwestrową ,bo jak widzicie Kochani ,by ją wykonać wystarczy kilka minut ,przy założeniu ,że są przygotowane składniki.Brałam pod uwagę to,że gospodarze nie mogą być przemęczeni jeszcze przed nocą.

A to co teraz zaproponuję mogą wykonać dzieci.Będzie to dla nich frajda.  
Wracając do tematów Sylwestrowych...................czy myśleliście Kochani,że można też przygotować dla gości sałatkę  warstwową?Nie?A może was namówię,bo pracy przy niej niewiele,co ja piszę niewiele,odrobinka ,a wygląd bardzo apetyczny.
A o,dla oto ten wiersz dla dzieci.
TRZEJ KRÓLOWIE W PODRÓŻY.
============================
Słońce wyszło już z za lasu,wybieliło domów ściany,
w wielkich łożach śpią królowie,obudziło więc poddanych.
Trzy królestwa przebogate w złoto ,brylanty rubiny,
dla monarchów to nieważne ,bo czekają na nowiny.
Nocą maja treść ich poznać ,tak przewidzieli prorocy.
Więc czekają niecierpliwie,może będzie to tej nocy?
Mrok kurtynę ciemną zesłał,noc się stała
i jak ma to w swym zwyczaju milion gwiazd pozapalała.
  Jest też jedna duża   gwiazda ,rozświetliła aż pół nieba.
Monarchowie zrozumieli ,że im w drogę ruszać trzeba.
Spakowali srebro,złoto.Wzięli też z sobą kanapki,
a na progu ich żegnały królowe matki i babki.
Gwiazda ich zaprowadziła,tam gdzie zaprowadzić miała,
do stajenki ubożuchnej  ,gdzie w żłóbku Dziecina Mała.
Rączki do ich wyciągnęła i radośnie powitała.
Zbędne mi jest srebro złoto i innych majątków wiele,
Potrzebuje was kochani,boście moi przyjaciele.
Lecz  najbardziej chciałbym aby,ta gwiazdka co w gorze świeci.
Przyprowadziła  tu do mnie wszystkie małe i,duże dzieci.

Przepraszam Was Kochani,za to co zaraz nastąpi.Wydrukuje wiersz niezdarny bardzo,mojego autorstwa.Napisałam go z myślą o dzieciach ,może w szkole,lub przedszkolu się przyda na okoliczność,ze przecież już niedługo......................

A potem wrócę do tematów wcześniejszych,wciąż aktualnych,działkowo - kulinarnych.O! i to tak jest jak się zaczyna pisać wierszem,to nawet zwykła informacja się rymuje.

wtorek, 29 grudnia 2015

SAŁATKA  WIOSENNA.Jest bardzo prosta w wykonaniu.Należy 5 jaj ugotowanych na twardo pokroić w kostkę ,dodać jedną puszkę zielonego groszku bez wody oczywiście,duży pęk lub dwa szczypioru  drobniutko posiekane i mały słoik majonezu,posolić do smaku i dodać jedną łyżeczkę cukru i nieco świeżo mielonego pieprzu.Wymieszać.Też ,dobrze by się" przegryzła "w lodówce.

Oj coś telefon złowieszczo milczy.A moja koleżanka właśnie urządza Sylwestra dla młodych.Czyżby nie miała żadnych pytań?

Kochana! ja już jestem przy podaniu czegoś na gorąco.To "na gorąco "winno być lekkie ,a energotwórcze.Może zatem  :ROSÓŁ PO RYCERSKU?

Nie,nie ja go wymyśliłam.W dawnych czasach  gdy rycerze wracali z wojaczki,nie mieli sił by zaspokoić swoje stęsknione lubki [ tak mówiono na czekające kobiety].One zatem szykowały coś wzmacniającego.Był to esencjonalny rosół i żółtko jaja.W przetłumaczeniu na dzisiejsze czasy ,mniej więcej brzmi to tak:Podaje się w kokilkach bardzo gorący rosół  z zieleniną podaną osobno i przy każdej kokilce kieliszek z surowym żółtkiem kurzego jaja.Tylko przed tym jaj jeszcze w całości należy sparzyć wrzątkiem,co z reszta jest oczywiste.Każdy z uczestników  rycerskiej biesiady sam wrzuca żółtko do gorącego rosołu i miesza.Winno ono się ściąć pod wpływem temperatury  i wyglądać jak małe kluseczki.Taką zupę się pije .Odbudowuje siły i można bawić się do rana.

To tyle na dziś ,ale do jutra jeszcze coś wymyślę Sylwestrowego.O! dzwoni telefon.

Proponuję dwie sałatki:Jedna to : MEKSYKAŃSKA, a druga WIOSENNA .Meksykańska to moja ulubiona,ostra  w smaku i młodzież  taką ostra lubi.Przepis znajdziecie we wcześniejszych blogach ,ale na to nie ma czasu, z resztą jak to ze mną bywa nieco ten przepis zmodyfikowałam.Poprzednio proponowałam namoczyć dzień wcześniej i ugotować około 40 dkg  czerwonej meksykańskiej fasoli ,a dziś proponuje kupić 5 puszek tej fasoli.Po otworzeniu odlać wodę w której się znajdowała i dodać 3 słodkie papryki pokrojone w kostkę 1 cebulę podobnie i tak samo 5 lub ,6 konserwowych ogórków Wymieszać ,dodać 8 łyżek oleju ,pół łyżeczki soli i 1 łyżkę cukru i jakiś ostry sos .Wszak to sałatka meksykańska, a oni tylko takie ostre lubią.Ten ostry sos to może być :2 lub 3 łyżki sosu Chili,lub 1 ,ewentualnie 2 łyżeczki sosu Tabasco .Uwaga ! ten jest bardzo ostry.Jednak kupując je należy zwrócić uwagę ,czy na pewno są to z grupy ostrych ?Meksykańska sałatka po wykonaniu powinna postać w lodówce.Wtedy jak się  "przegryzie" jest lepsza.Aby sobie usprawnić pracę : proponuję pootwierać wszystkie puszki,ale nie zdejmować denka i ustawić do góry dnem w zlewozmywaku,wówczas woda w której była fasola szybko ścieknie, i nie marnujemy czasu na oczekiwanie aż się to stanie Możemy go wykorzystać na przygotowanie np. papryki.

A teraz..............WIOSENNA SAŁATKA
DRODZY MŁODZI.Myślę,że więcej będziecie tańczyć jak jeść,zatem dobrze będzie mieć dużo "gotowców".Takim gotowcem,szybkim w wykonaniu,bo przecież Wy nie macie czasu,będą słone krakersy  i wyciśnięta z tubki  [do nabycia w sklepach rybnych] pasta z tuńczyka ,łososia  i inne Dajemy tej pasty tylko na środek krakersa i tyle by można ją czymś przybrać np.kawałkiem suszonego pomidora,ostrą papryczką,oliwką lub korniszonem.To można zrobić wcześniej na dużym półmisku lub tacy.A wędlina ?Nie proponuję żadnej krojonej bo się zeschnie,bo przecież więcej będzie tańców jak konsumpcji.Co zatem w zamian?W zamian kabanosy,ciekawie podane.
Spróbujcie znaleźć w domu taki wazon z którego będą widoczne,będą wystawały.Oczywiście wazon należy umyć dokładnie a na dno położyć kawałek ręcznika jednorazowego.Na taki pomysł wpadłam gdy odchodziłam na emeryturę i żegnałam moich pracowników.W biurze miałam duży kryształowy wazon.W  nim  to właśnie umieściłam kabanosy,przekrawając je tylko "na zgięciach",by zachować stosowną długość.Wszyscy nie mogli się nadziwić jak w tym kryształowym wazonie pięknie się prezentują "kabanosy-kwiaty".No  -  to wędlinę mamy z głowy.Białko organizm dostanie.A co z węglowodanami?Pieczywo,tradycyjne, nieco banalne.Może zatem coś co nabierze się na swój talerzyk a do tego potrzebny będzie tylko widelec.I wiecie co? widelce jak to widelce lubią spadać,więc dobrze jest nieć je pod ręką w zapasie,by nie biegać do kuchni.A wiecie jakie  nie spadają? Te do ciasta,są małe i poręczne,a że noży nie ma powodów podawać będą pasowały.Z talerzykiem i małym widelczykiem wszędzie można przysiąść.Nie koniecznie przy stole,bo stół można zamienić na szwedzki stół ,do którego się nie siada............ale wolna wola.No dobrze,to co to ma być tymi węglowodanami...............może np..............
Wiem,wiem,wiem................już mi przypomniano przez telefon ,ze dziś mam napisać jak młodzi w domu najszybciej, i najwygodniej przygotować się mogą do Sylwestrowej Nocy.Ale przed tym mam taką wiadomość.Podobno we Francji ruszyła wegetacja roślin  i już wiadomo,że urodzaju nie będzie.A głównie chodzi o owoce.Nie wiem tylko czy to oznacza,że drzewa kwitną,bowiem w informacji była mowa o różach kwitnących.Oj! niedobrze.Stoję dziś przy termometrze i obserwuje,że temperatura  spada.....................nieco...............ale niech tam choć nieco...........................bo wiecie co? To już ostatnia chwila,ostatni moment by spadła poniżej 0.Oby nie spotkało nas to co Francuzów.A ja tak liczyłam,na ten wyż,że przyjdzie na początku Świąt ..............ale jeszcze nie jest za późno.Póki co róże u nas nie kwitną .Nie martwmy się.Sylwester przed nami,powitajmy go z uśmiechem i pysznymi daniami.Bo to jedyna noc w której się nie śpi a je.

Zatem,ogrodniczko-kucharka,lub kucharko-ogrodniczka ...............proponuje.

poniedziałek, 28 grudnia 2015

"A ile ma być tego mielonego mięsa "pyta właśnie moja koleżanka.Odpowiadam.................na 2 litry zupy 30, dkg.Może też być nieco więcej w  zależności od upodobań smakowych.
COŚ NA GORĄCO NA SYLWESTRA.  A może zrezygnować z  dość często podawanego białego barszczu ,na białej kiełbasie?Owszem,coś kwaśnego mile widziane po alkoholu .Może zatem :ZUPA OGÓRKOWA PO SZLACHECKU.Też można ugotować dzień wcześniej i tylko w nocy odgrzać.A robi się ją nieco inaczej.Gotuje z drobno pokrojoną włoszczyzną  liściem laurowym i zielem angielskim i solą lub kostkami rosołowymi,bez mięsa.Oddzielnie na maśle pruży się  obrane ze skórki i utarte na tarce o grubych oczkach ogórki  kiszone.Po 20 minutach prużenia  [ gotowania pod przykryciem] dodaje do zupy.Dodaje także śmietanę i jak się zagotuje ,na taką powoli się gotującą  wkłada  po jednej sztuce małe pulpeciki z mielonego mięsa.A mielone mięso  [może też być drobiowe ] winno być przyprawione jak na kotlety mielone z solą ,pieprzem  [ koniecznie] ,żółtkiem od jaja ,ale bez cebuli.Dokładnie wyrobione dodaje się do gotującej zupy ,nabierając poszczególne porcje łyżeczka od herbaty. Po 10 min,zupa gotowa.Teraz tylko należy wzbogacić jej smak posiekanym koperkiem i zostawić pod przykryciem do wystudzenia.Ten przepis kiedyś podawałam,ale dobrze sobie odświeżyć go z powodu Sylwestra.Ale,ale  to nie wszystko.Do takiej  zupy dodaje się grzanki ,które też można,,  wcześniej usmażyć na maśle na patelni.Na maśle najsmaczniejsze,ale należy czuwać by się nie przypaliły i po trzeciej porcji umyć patelnię i dać świeże masło i smażyć ewentualnie następne.Ale,ale ,to też jeszcze nie wszystko bo do tych grzanek podaje się pastę czosnkową .Każdy smaruje sobie grzanki sam tą pastą.Składa się ona z np.4 lub więcej jaj na twardo rozdrobnionych  z  15 dkg tartego ostrego,żółtego sera posiekanej natki pietruszki ,kilku ząbków czosnku przeciśniętych przez praskę lub drobno posiekanych soli, cukru i połowy słoiczka majonezu i dla złagodzenia smaku też połowy kubka  gęstego  jogurtu.Po dokładnym wymieszaniu nakłada się do co najmniej dwóch miseczek,by był łatwiejszy  do pasty  dostęp..Kto nie toleruje czosnku,może z niego zrezygnować ,ale z czosnkiem ma to swój charakter.

Jeżeli myślicie Kochani,że to wszystko co mam do powiedzenia w tym temacie,,,,,,,,,,,,,,,,to informuję,że nie wszystko.......................bo np. zupełnie inaczej urządza się wieczór Sylwestrowy dla młodzieży.O tym jednak  już nie dziś .Ale się rozpisałam a czy będzie to wykorzystane?.................chciałabym.Są to rady osoby która pamięcią sięga co najmniej 70 wieczorów Sylwestrowych.Lecz dla mnie to zawsze też dzień  zadumy o przemijaniu bo zaraz  1 szego stycznia kończę lata.W tym roku dwie siódemki.
Przygotowując w domu Sylwestra winniśmy najpierw zadać sobie pytanie.Jak on ma wyglądać?Czy siedzimy przy stole i konsumujemy i prowadzimy konwersację, i oglądamy telewizję? Czy także tańczymy.Bo jeżeli to pierwsze,to cóż,kolacja jak to kolacja,może być podobna do innych ,lub bardziej uroczysta.Ja jednak skupie się na nocy Sylwestrowej tańczącej.Wówczas Pani Domu,winna też być piękna i nie pachnieć śledziami i nie siedzieć w kuchni.Zatem powinna nawet dzień wcześniej przygotować zakąski.I jak już wspomniałam ,przecież dzień wcześniej można przygotować śledzie i po podzieleniu na dzwonka przybrać korniszonami lub kaparami,lub jednym i drugim i skropić olejem, by nie wyschły.W sam wieczór Sylwestrowy,tylko wyjmuje się je  z lodówki.Także  wcześniej można przygotować .......................i tu radzę by się nie napracować...................paluszki rybne.Robota niewielka.Należy tylko je usmażyć,a przecież mogą być podane na zimno ,na listkach zielonej sałaty ,i też przechowane w lodówce.Bardzo wdzięczni będą zaproszeni goście,jak na stole spotkają jakąś sałatkę.Proponuje dwie.Jedna też może być wykonana wcześniej,a druga  -  no niestety tego samego dnia.Ta pierwsza,to sałatka z mrożonek.Po jednym opakowaniu marchewki,groszku,fasolki  [ groszek może też być z puszki ].Można ugotować wszystkie razem i po wystudzeniu dodać 4 jaja ugotowane na twardo i 4 ogórki konserwowe .I jedno i drugie pokrojone w kostkę.Wymieszać posolić,ewentualnie posłodzić i dodać 1 średniej wielkości opakowanie majonezu.Nie proponuję cebuli,której to w rozdrobnionym kształcie przechowywanie nie służy,ale za to możemy  posypać po wierzchu drobno posiekanym szczypiorem.A ta druga sałatka ma tylko  dwa składniki.Będą to 4 papryki łagodne w smaku i 4 pęczki rzodkiewek.Że  trzeba umyć ,a paprykę pozbawić ziarenek z środka,to właściwie nie powinnam już o tym pisać.W efekcie końcowym,rzodkiewki przekrawamy,każdą na 4 części ,a paprykę na większą kostkę,taką co najmniej   3 x 3 cm.Do tego sporządza się sos z 1 lub 2 łyżek chrzanu ,połowy kubka gęstego jogurtu i połowy średniego słoiczka majonezu.Polewa tym sałatkę ,tuż przed podaniem.No  -  to pozostała tylko wędlina,i kolacja gotowa ,ale przecież o  niej nie będę pisać.To jednak tylko  do północy,,,,,,,,,,,,,,,a co potem .Przydałoby się coś na gorąco.

Na  gorąco proponuję.............
"Kiedy przyjdzie Nowy Rok,już ku wiośnie  bliski krok" .  I tym pozytywnym w swojej treści przysłowiem  Witam Państwa,a że Nowego roku jeszcze nie ma to do wiosny dwa kroki.Ale to też niewiele.

No i zadała mi lekcję do odrobienia moja koleżanka...............jak urządzić Sylwestra w domu?  No  -  nie wiem czy uda mi się ją  zadowolić,ale może ktoś z Państwa skorzysta z moich porad.Taką mam nadzieję.

niedziela, 27 grudnia 2015

No ,własnie zadzwoniła moja koleżanka z niedosytem informacji kulinarnych i prośbą  ................."...wiesz,że Sylwestra w tym roku o mnie więc może coś na tę okoliczność?"Postaram si  odparłam ,a mając na uwadze jej wysublimowany smak musi to być coś ,o czym muszę pomyśleć. I tak chyba będę myślała  do jutra i jeszcze potem też......stopniowo,Kochana stopniowo.
KOTLECIKI Z INDYKA.Odjąć mięso z piersi indyka i posiekać drobno i utłuc w moździerzu.Trzy żółtka utrzeć z łyżką młodego masła,dać trochę soli,imbiru i kilka trufli pokrojonych w paseczki a wymieszawszy razem robić małe owalne kotleciki.Ułożyć na brytwannie .Przed tem maczając każdy kotlecik w rozpuszczonym maśle i przykryć tłustym papierem.Tuż przed wydaniem ,wstawić do bardzo gorącego pieca na 20 minut.Na półmisku nacisnąć nad każdym  trochę soku z cytryny i podawać z puree z kasztanów,z pieczarek,lub zielonego groszku a w sosjerce osobno sos pieczarkowy lub maderowy.

Oczywiście przytoczyłam w oryginale .Nie ma u nas niestety jadalnych kasztanów,ale zamieniłabym je na ziemniaczane purre ,a tłusty papier folią aluminiową a możdzierz...........,posiekałabym na desce zamiast tłuc w moździerzu mięso z piersi indyka a  trufle pieczarkami itd,itd .Ważna jest baza ,a bazy,póki co pod dostatkiem...................... resztę podyktuje wyobraźnia.
W tym czasie w którym czujemy się syci,o jedzeniu można właściwie tylko pogawędzić.Proponuję  pogawędzić,bo coś mam przeczucie,że na pogawędce się skończy.Z resztą wybrałam takie danie z mojej ponad stuletniej książki kucharskiej, które nie jest możliwe do realizacji,bo składnikiem   głównym jest kapłon .To taki specjalnie tuczony przedstawiciel drobiu i o ile się nie mylę także wysterylizowany.Biedny .........jak piał ,to chyba sopranem.

A oto przepis:Najsmaczniejsze są kapłony styryjskie,bardzo duże i specjalnie karmione.W byłym Królestwie zbliżone do styryjskich są znane w handlu kapłony rostowskie..Oczyszczonego i  nasolonego kapłona należy piec około półtorej godziny w piecu,często polewając masłem.Potem go potranżerować i ubrać platerowanemi szpadkami aby się w całości lepiej  trzymał na półmisku i podać do niego zieloną lub zimową sałatę i kompoty mieszane.W ten sam sposób,można piec duże i tłuste pulardy.

Ale taka okrutna nie jestem i zaraz podam coś z tamtych lat,co po pewnej modyfikacji można i teraz przyżądzić.
Bo właśnie WITAM DZIAŁKOWCÓW DONICZKOWCÓW.Czas zimy nie jest sprzyjającym czasem dla roślin ozdobnych doniczkowych.Wiele z nich przechodzi stan zimowego spoczynku,do którego potrzebna jest temperatura w granicach 10,12 stopni co nie jest ,możliwe do realizacji w ogrzewanych pomieszczeniach,w których przecież my żyjemy.Jeżeli mogę coś poradzić to wyniesienie ich na klatki schodowe,jeżeli mamy pewność,że nie zginą.Najbardziej takiego wychłodzenia potrzebują wszystkie kwitnące wiosną i latem z pelargoniami włącznie.O !,te szczególnie.Ten odpoczynek zimowy to nie tylko niższa temperatura,to także bardzo oszczędne podlewania,CO DWA TYGODNIE.W zimie nie potrzeba częściej.Jeżeli rośliny chorują,mają mączyste naloty lub brązowe plamy na liściach  [np figowce ] to nie z braku wody ,a z jej nadmiaru.Także wszystkie mające możliwość magazynowania wody jak kaktusy ,sekulenty  i inne oszczędnie podlewamy.Popatrzmy na roślinę .Ma gdzie magazynować wodę.............. o tak ma ,np w mięsistych liściach ,w pędzie  jak choćby  jukki i draceny................ też oszczędnie podlewamy.Natomiast co może się zdarzyć jak będzie za sucho w pomieszczeniu i za ciepło ? Może pojawić się MĄCZLIK SZKLARNIOWY,to taka mała biała muszka, której albo stworzymy warunki  do bytowania ,albo nie.To  -  nie,to spryskiwanie dwa razy w tygodniu roślin.To roślinom nie zaszkodzi,wprost przeciwnie  ,no może za wyjątkiem  tych które już jakieś choroby grzybowe "złapały",co objawia się plamami na liściach.Przeznaczone do zdobienia balkonów  pelargonie i inne,m u s z ą,po prostu musza być w chłodzie,bo w pomieszczeniach gdzie jest wysoka temperatura będą wiosną bezużyteczne WYBIEGNIĘTE,CIENKIE I CHUDE.No, oczywiście, można je krótko przyciąć,ale to opóźnia kwitnienie.

Do tematu jeszcze powrócę,bo już pod koniec lutego będą doniczkowe oczekiwały od nas stosownych działań.

To co..............jeszcze gawędy o jedzeniu?
Na porannym spacerze z moim psem zauważyłam,że gołębie, nie tylko się kąpią ,one siedzą w wodzie jakby to było  w maju.W takich sytuacjach,przy takich anomaliach pogodowych myślę o latach gdy zima była zimą.Nie do pomyślenia takie ciepła np. w latach 40 tych.Wtedy też  myślę o Tych co  od zimna, nie od działań wojennych ginęli na na frontach i tak mi przykro,że człowiek człowiekowi był takim wrogiem.Gdy np.Von Paulus poddał swoją 6 Armię 31 stycznia 43 roku ,to tego dnia temperatura wynosiła  - 43 stopnie.My syci i ogrzani nie jesteśmy w stanie sobie tego wyobrazić.Ja też.

 No, ale dość i niech to będzie wstępem na dziś bo właśnie..................

sobota, 26 grudnia 2015

Moja rada.Nie wyrzucaj plastikowych wytłoczków  po czekoladkach ,z bombonierek,bo po umyciu i wlaniu tam wody i zamrożeniu uzyskuje się ciekawe w kształcie kostki lodu.

Także można wycisnąć sok z cytryny i w tych wytłoczkach lub typowych, zamrozić.Tym sposobem mamy zawsze sok cytrynowy,np. do herbaty  [elegancko wygląda,tak podany ]Poza tym herbata będzie zaraz odpowiednio schłodzona,że nie wspomnę o mrożonej herbacie,którą można wzbogacić kostką takiego zamrożonego soku.

Kostki lodu z zamrożonymi w środku owocami lub ziołami [np .listek mięty ] wyjątkowo dekoracyjnie wyglądają w szklankach do serwowania cocktaili .Do tego celu nadają się zwłaszcza drobne owoce ,takie jak maliny ,czarne porzeczki,czarne jagody i.....................poziomki................POZIOMKI TO JEST TO.Powrzucaj owoce do pojemników na lód zalej wodą i,zamroź.

Otwieramy wino................a tu korek tkwi mocno i uparcie.............zaraz się z nim rozprawimy.Należy szyjkę butelki krótką chwilę obracać nad jakimś płomieniem,np zapalonym gazem,ale też może być nad płomieniem świecy.Szkło się rozszerzy co jest oczywistą oczywistością i korek uda się wyjąć.

Otworzonego a nie wypitego szampana  [ u mnie to niemożliwe],by był świeży jeszcze za dzień lub dwa zatkaj  kawałkiem folii aluminiowej,lub łyżeczką wsadzoną trzonkiem do dołu.W ten sposób zapobiega się utlenianiu.Przyznam ,że sposób ten znam od lat i od lat nie rozumiem czemu się tak dzieje.Ale czy wszystko trzeba rozumieć? 
I z tym pytaniem pozostawiam Państwa do jutra.A spotkamy się jak Bóg pozwoli.Życzę dalszego  udanego Świętowania.




















Będzie to GALARETA ZE ZWYKŁEGO LUB SZAMPAŃSKIEGO WINA.Przytaczam w oryginale,zatem  czasem słownictwo ,nie zgadza się z obecnym.Zagotować syrop z pół kilograma cukru i szklanki wody; po wystudzeniu wlać butelkę białego wina lub taniego szampańskiego jak węgierski,albo krymski,wcisnąć sok z jednej cytryny,dodać rozpuszczonej żelatyny jak zwykle i zastudzić.Można taką galaretę przekładać różnemi owocami ugotowanemi w  syropie,lub z konserw jak;morele brzoskwinie,renklody,ananas,wiśnie  etc.Ale każdą warstwę wlanego płynu,trzeba wpierw zastudzić,a dopiero  potem owoce układać.

Nie,nie jest to takie trudne jak się wydaje.Trzeba tylko dwa razy przeczytać.Może być problem....................ale ile dać tej żelatyny?Ja zrobiłabym tak:przeliczyłabym ile jest razem płynu.Wychodzi,że 1 litr i trochę.Jedna torebka galaretki owocowej jest na pół litra wody Zatem powinno być ............trzy,no cztery opakowania,dla pewności takiej np galaretki.Myślę o ilości żelatyny oczywiście......................ale myśląc dalej  ,że, nie wiem czy nie udałoby się wykonać takiej galaretki owocowej z tej z torebki ,na bazie wina ,po prostu.Tylko wówczas należałoby jednak rozpuścić ją w niewielkiej ilości gorącej wody i dopiero potem dodać do wina.Wypróbowałabym na niewielkiej próbie ,takiej z 1 opakowania galaretki   owocowej i 1 szklanki wina,biorąc pod uwagę jeszcze przecież wodę gorącą,co najmniej pół szklanki w której wstępnie rozpuściłabym galaretkę.A z reszta zawsze jest "bezpieczniej" gdy płynu jest nieco mniej jak mówi przepis.Kusi mnie by spróbować,nie na krymskim szampanie,bo takiego chyba nie spotkam, ale na  tym najtańszym........................no nie ważne który to jest najtańszy i też kusi mnie by przybrać to bitą śmietaną z brzoskwiniami z puszki.

I jeszcze...............

Witam Was Kochani i pozwólcie,że na początek,pewne przysłowie,nieco  jak na przysłowie przydługie,ale takie romantyczne w swej treści.

"A gdy w drzewach zamrą sroki ,zmarzną rzeki i potoki,słonko z naszych ócz odchodzi,Nowy Rok się wówczas rodzi."
I jeszcze to,że jest radość   z przybywającego dnia.Nie myślcie jednak,że już to ma miejsce,bo jeszcze nie,jeszcze godziny wschodu słońca 7,45 jak były 24 grudnia tak nie zmieniają się aż do 31 grudnia,jedynie po południu przybędzie do końca miesiąca  6 minut i te sześć minut mierzone jest ,o czym mówi następne przysłowie:"Na Nowy Rok przybywa dnia na  barani skok.""

Ale,czasem przysłowia ni jak nie idzie wytłumaczyć.,nijak zrozumieć..................ot choćby takie:"Święta Łuca dnia przyrzuca."Nie można się z tym zgodzić wiedząc,że Łucji jest gdzieś tak około połowy grudnia.Ale,ale,ale,to bardzo,bardzo stare przysłowie,jak i większość ,zresztą,mówi o 24 grudnia,bo prze wiekami wtedy właśnie "było Łucji".

Zatem  teraz pozostanie mi coś zaproponować  ot,tak nie koniecznie by to wykonać,ale by wiedzieć jakie to onegdaj przyrządzano desery...............ale nie widzę przeszkód dla tych którzy wykonać by zechcieli.Jest to przepis z tej starej,często wspominanej książki kucharskiej.

piątek, 25 grudnia 2015

Przy nalewaniu wina do kieliszków  obowiązuje następująca zasada:białym winem napełnia się kieliszek na dwie trzecie jego wysokości,czerwonym,tylko do połowy.Podczas nalewania kieliszki winny stać na stole.Natomiast ,inaczej jest przy nalewaniu szampana:każdy bierze swój kieliszek do ręki i lekko go pochyla.Bez względu na to czy chcemy się do tego stosować czy nie,warto wiedzieć.

Przechowywanie wina..............tylko w pozycji  poziomej ,bowiem butelki leżąc mają korek niezmiennie zanurzony w winie on  wysycha,wino wietrzeje i traci smak,tak samo z resztą jak i przechowywane  w lodówce.

Co zatem można przechowywać w pozycji pionowej?Może być to: likier, koniak,whisky,wódka,portwajn,sherry a także wina do aperitifów i deserowe.

Większą ilość butelek wina winno się przechowywać w ciemnym pomieszczeniu o temp. 12,14  stopni.Ważne jest też by w pobliżu nie znajdowały się produkty o silnym zapachu,środki czystości,czy detergenty,może bowiem przez korek woń przeniknąć  do wina.

I to tyle na dziś ,tematów...................o wszystkim po trochu,a jutro,może jeszcze gawędy o jedzeniu,a może też porady jak przechowywać żywność,bo oczami wyobraźni widzę ile tego w lodówkach jest.
Czy wiecie ,że błękit nieba zawdzięczamy  tlenowi,wchodzącemu w skład atmosfery.Gdyby go nie było,to na czarnym,zupełnie czarnym,jak smoła czarnym niebie,świeciłoby jaskrawo ogniste słońce.Wyobrażacie sobie taki widok?Bo ja nie.

Często na jakąś smaczną,pyszną potrawę mówimy ,"ależ to cymes"Oj! nie zdajemy sobie sprawy  z tego co mówimy,bowiem cymes jest to tłuszcz z baraniego ogona.

A jak  powinno być prawidłowo nalewane wino................wszak czas własnie na nie.
Zanim jednak  napiszę coś konkretnego..............to Wiecie Kochani,że szczypiorek na moim balkonie zgłupiał od tej pogody,bo pojawiły się trzy piórka,ale,ale o dziwo  tylko u tego ostatnio posianego.W drugiej misie rośnie kilkuletni i ten nie jest taki głupi,nie da się zwieść anomaliom pogodowym.Ot,co znaczy doświadczenie.A po co o tym piszę,byście przypadkiem nie zmartwili się,że coś takiego np. na działce ma miejsce bo tak jak pisałam  kilka dni temu może się zdarzyć ,że te rozpoczynające wcześnie wegetację rośliny mogą nagle ją rozpocząć .Nie będzie to jednak miało wpływu na ich wzrost i plonowanie,gdy przyjdzie  zima.,A podobno już idzie.Przepowiadałam ją w same święta licząc na wpływ  księżyca będącego w pełni.Pamiętam taką dziwną zimę w latach 80 atych.Święta były deszczowe i po świętach także padał deszcz i padał i tak sobie myślał padać dalej,aż tu nagle w godzinach przedpołudniowych ostatniego grudnia ,w Sylwestra jak nie ściśnie mróz,jak nie powędruje słupek rtęci w termometrach w dół,z szybkością obecnego pendolino,a tu ja do  pracy przyjechałam samochodem.Cały był mokry od deszczu i to wszystko zamarzło.No - trzeba będzie skrobać pomyślałam............żadna to nowość....................ale,ale wszystko czym próbowałam oskrobać choćby szyby .....bez efektu.Próbowałam też zrobić to przy pomocy soli...............niewiele dało.O otworzeniu drzwi nie było mowy.Uratowały mnie dopiero suszarki ,które mieli strażacy,bo to było w straży,bo tam pracowałam .Nie życzę nikomu ,by w tym roku sytuacja się powtórzyła w okolicach Sylwestra,a na to się zanosi................zatem uwaga ! na pogodę.

A czy wiecie,że............
Ale internet ma powodzenie,"dopchać" się trudno.No  -  ładnie.To zamiast siedzieć przy świątecznym stole to....................Ale  nie dziwie się,nie dziwię.To już nie te czasy gdy spędzało się przy jedzeniu cały dzień.A tak w ogóle ,to wolę ten okres przedświąteczny,okres przygotowań ,a samego świętowania już nie bardzo,bo różnie to bywa bo, np. zjadłam na śniadanie kiełbasę tzw."długo dojrzewającą" ,której normalnie nie  jadam i nie przyzwyczajony organizm fiksuje.Słona nawet nie była  a ja już wypiłam hektolitry wody....................bo też z tymi świętami....?.....

A teraz może co ?jakieś gawędy jeszcze o jedzeniu?,a może jakieś porady praktyczne?|To co ustalamy?

czwartek, 24 grudnia 2015

ŚLEDZIE POCZTOWE JAKO PRZEKĄSKA.Najlepsze śledzie są tak zwane pocztowe.Takich śledzi nie moczy się,tylko obmywa w kilku zimnych wodach,lub jeżeli bardzo słone,to można namoczyć w mleku,na 3 - 4 godziny..Potem opłukawszy ściągnąć delikatnie skórkę,rozpłatać na dwie połowy,pokrajać je w ukośne paski i ułożyć na półmisku.Do pyszczków włożyć,gałązki zielonej pietruszki,lub sałaty,a z boku przybrać marynowanymi grzybkami,i korniszonami,z wierzchu kaparkami i polać dobrą oliwą.Można też posmarować śledzie gęstym sosem musztardowym.

I to tyle o śledziach ,onegdaj.Dziś nie do realizacji z powodu  [ skąd wziąć pocztowe śledzie ]?Także pyszczki śledziowe .A to tylko jeden wiek,a jak świat się zmienił.Z tych przepisów śledziowych też można wybrać ciekawe.Może coś przytoczę,bo to Sylwestra, niebawem. Z tego przepisu,radzę  wykorzystać przybranie śledzi na półmisku,że bez pyszczków,no cóż,trudno.

I już na koniec:

Zdenerwowana blondynka krzyczy do boy,a hotelowego:Pan sobie myśli,że jak jestem ze wsi,to można mnie wsadzić do tak małego pokoju?Ależ ,proszę pani,jedziemy na razie windą.
Do kartofli jeszcze wrócę,bo przepisy są ciekawe i proste w wykonaniu i jest z czego wybrać bo jest ich,aż ponad pięćdziesiąt.Ale teraz,ot,tak jako ciekawostka..................jak wówczas  ,w tych już zamierzchłych czasach przyrządzano śledzi?/
KARTOFLE TARTE.Uwaga!oryginał   Ugotowane ,w ostatniej chwili przed podaniem kartofle po odcedzeniu i odparowaniu,utrzeć wałkiem w garnku na masę,dodawszy łyżkę świeżego masła,lub zasmażonego z cebulką,wg,gustu,albo ze stopioną słoniną.Takie kartofle winny być od razu podane,bo gdy stoją łojowacieją.Ot ,i to to są tarte kartofle.

Ten wałek,tak myślę,że to po prostu obecna pałka,a jałowacienie wywodzi się od łoju ,wołowego tłuszczu,którego tu przecież nie ma.Zatem nie wiem o co chodzi,a le póki co podawajmy je świeże,albo zapieczone .A to piszę w nawiązaniu do wcześniejszego przepisu.Myślę,że te zapieczone mogą być smaczne i niepowtarzalne,ani w smaku ,ani w wyglądzie
Policzyłam:W tej książce  są 53 sposoby podawania,jak pisze autorka kartofli.A ja wolę ziemniaki.Widać bardziej mnie "ciągnie "do Małopolski bo tam tak się te okopowe nazywa.

I wybrałam na dziś taki sposób:

BABKA Z KARTOFLI WYPIEKANA W PIECU.To może być smaczne.Przytaczam w oryginale.Ugotowane kartofle utrzeć z cebulą i masłem..Nałożyć do rondla ,lub rondelka wysmarowanego masłem i posypanego tartą bułką i wypiekać w gorącym piecu przez dobre pół godziny aby się z pod spodu i z boków,zrumieniły na złoty kolor.Podając do mięsa,wyrzucić tę babkę na salaterkę ,lub talerz.   

No dobrze,dobrze,być może skwitujecie tę informację.........ale jak się te kartofle uciera?Dotarłam do przepisu na tarte kartofle i już podaję.
Ta ciotkamalinka,która wczoraj "dała plamę"I dziś już wiem dla czego.Posłużyłam się dawnym przepisem.Tam podstawą był ser o innej konsystencji.Ale dość o tym.Może zatem zacytuję klasyka tj P Marię Monatową ze starej książki kucharskiej ,tej ponad 100 letniej,dziś już  raczej jako  ciekawostki.
RADOSNYCH,RODZINNYCH,ZDROWYCH I POGODNYCH ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA  ŻYCZY ciotkamalinka.

środa, 23 grudnia 2015

I jeszcze to:Możecie mnie zrugać na moim adresie mejlowym  ciotkamalinka@gmail.com
Nie mogę,jakoś  nie mogę tego przeboleć,że wprowadziłam w błąd.Myślę............tyle przepisów jakoś chyba było udanych,a tu takie fiasko i do tego nie sprostowałam natychmiast ,bo czekałam jak wyjdzie za drugim razem.Wybaczycie mi?
Ale zjeść się daje,tyle że bezpośrednio z kubka.
KOCHANI ...........NIE WIEM JAK MAM PRZEPRASZAĆ.....................ale nie udało mi się i musiałam robić od nowa i nawet nie wiem czy to za rzadki serek,czy galaretka nie taka ,czy moja starość ? Wzięłam zatem dla pewności ,ten drugi raz na dwa kubki serka [razem 28 dkg ] jedną galaretkę rozpuszczoną w ćwierć litra wody ,i to się udało.Jeszcze  raz przepraszam i proszę mi wybaczyć w tym przedświatecznym czasie.
Teraz o SERNIKU NA ZIMNO..............ale nie,nie myślcie,że  będę powtarzała przepis podany kiedyś.Kto ma ochotę może poszukać we wcześniejszych postach.Ja jednak dziś o serniku na zimno podanym bardzo elegancko.Tak elegancko,że może stanowić deser równie eleganckiego świątecznego obiadu.Będą do  niego potrzebne  jakieś kokilki,lub kompotierki ,lub filiżanki,a w ostateczności szklanki.Także dwa serki homogenizowane o smaku waniliowym .Są takie w sprzedaży w plastikowych kubeczkach o gramaturze 14 dkg.2 galaretki owocowe o różnych kolorach i bakalie [rodzynki,figi itp], oraz 1 puszka ananasa w plastrach.Rodzynki należy sparzyć ,figi pokroić w paseczki.Jedną z galaretek  rozpuścić w nieco mniejszej ilości wody [tylko w nieco]. i  wystudzić i ćwierć szklanki,no może trochę więcej z niej dodać do serków i ,wymieszać.Ponakładać do naczyń  dodając sporo rodzynków.Wystawić w chłodne miejsce,o które dość trudno w ten niezimowy czas...............może na balkon?Niech tak zastygnie  -  to trochę trwa,zatem lepiej robić wieczorem bo chłodniej.Część rozpuszczonej galaretki trzymać w ciepłym miejscu ,np w naczyniu z letnią wodą.Jak "sernik " już zastygnie [zetnie]ostrożnie wylewamy pozostałą galaretkę  także zimną wzbogaconą jakimiś bakaliami ,a jak była to galaretka pomarańczowa np.to mogą znaleźć się tam kawałki pomarańczy,lub mandarynek,lub nie kawałki a plastry.I ponownie wynosimy to w chłodne miejsce.Jak zastygnie sporządzamy następną galaretkę o innym kolorze oczywiście,najlepiej bardzo kontrastowym wzbogaconą bakaliami. Dokładnie wystudzoną wylewamy do naczyń na to co już tam wcześniej zastygło.No  -  to już teraz może postać nawet do jutra.A jak jutro przychodzą goście ,to wyjmujemy deser na małe talerzyki,na wierzch kładziemy po plastrze ananasa z puszki,który to może  być nasączony lub jest,pokropiony,winiakiem [tylko dla dorosłych.}|Inna wersja to polanie całości jakimś likierem.I taki wyporcjowany deser wieńczy dzieło eleganckiego obiadu.Wiem,wiem...........zaraz będzie narzekanie....................."to tyle pracy".Ale proponuję wykonywać to pomiędzy  innymi pracami w kuchni,np krojąc  np.sałatkę.Przecież można ją zostawić na chwilę by rozpuścić galaretkę,a że prawda jest taka,że teraz kuchennych robót jest wiele,to niestety tak musi być.......................bo celebrujemy Święta,celebrujemy i  to wcale nie jest takie złe,czyż nie?

A na koniec jeszcze taka uwaga! filiżanki kokilki,czy inne naczynia winny mieć taki kształt,by nie było kłopotu z wyjęciem serniczków.Przed tą czynnością wszystkie przenosimy z miejsca zimnego do cieplej kuchni,na godzinę,wówczas łatwo wyjdą z form a gdyby były jakieś trudności to na moment należy je wstawić do ciepłej,nie gorącej wody.Myślę jednak,że takiej potrzeby nie będzie.
Przechodząc przez most,ktoś zauważył,że w rzece tonie człowiek i woła. - Help,! Help!.A on na to:No kochasiu ,mas za swoje.Trzeba się było uczyć pływać a nie angielskiego.

Ale ja  nie o tym...........ja o wodzie właśnie.Jeżeli chcesz zrobić wrażenie na gościach podaj kostki lodu przezroczyste  jak  kryształowe.A jest to bardzo łatwe do wykonania.Należy tylko przed wlaniem do pojemniczków wodę przegotować i odstawić na godzinę.A jak pięknie wyglądają kostki lodowe w kolorze.Należy tylko zamrozić sok np.pomarańczowy i z czarnej porzeczki i jabłkowy lub jakiś inny owocowy.Pomieszane tworzą ciekawą kompozycję barw.Ale uwaga!
,bo bardzo zachęcą dzieci do jedzenia ich.

A  teraz jeszcze  o czym...............jak myślicie Kochani?.....................

wtorek, 22 grudnia 2015

Pani Maria Montowa  ponad sto lat temu zaproponowałaby nam na świąteczny obiad:

KROKIETY Z KARTOFLI....................w dwu wersjach:

Przyrządzić  pure z kartofli 1 kg.Dodać dwa jaja ,usiekanego kopru i pietruszki [natki ] posolić popieprzyć i wyrabiać podłużne kotleciki które obtoczyć najpierw w mące potem w rozmąconym jaku ,potem w tartej bułce i smażyć na rumiano ze wszystkich stron na klarowanym maśle.Podawać jako garnitur do mięsa ,lub jako postną potrawę z ostrym sosem.

A  można także i to jest ta druga wersja:Do pure dodać  smaku z nagotowanych grzybków odrobinę],zatem smak winien być esencjonalny.Dodać ;pokrojone drobno ugotowane grzybki,,jedną cebulę posiekana i "zeszkloną" na maśle.Oczywiście jaja i sól i pieprz jak w przepisie wyżej.Można te krokiety podawać do wszelkich czystych zup,lub jako dodatek ,na oddzielnym półmisku ,do bigosu.Jeżeli potrzebna jest większa porcja ,można smażyć partiami i  przekładać na półmisek trzymany w  ciepłym piekarniku .

Będzie to smakowało.....................Oj będzie..
Myślę,że wystarczy tych przepisów na dziś.............................prawda?
Zatem................Kochani ! nie lubiący ani sera ,ani oliwek,też dla Was coś wymyśliłam.Sięgnęłam po foremki do ciastek ,metalowe.Wybrałam  o kształcie serduszka.Tą foremką wykrawałam z angielki serduszka i też rumieniłam na patelni jak poprzednie.Wystudziłam.Tą samą foremką wykrawałam z plasterków sera żółtego i wędliny,też serduszka,z tym że potem każde przekroiłam na pół i na każdej angielce kładłam te połówki,tak,że każda porcja ,każde serduszko,było w połowie serowe i w połowie  wędlina .Odrobina  majonezu po środku,tylko tyle by na nim położyć kawałek korniszona lub plasterek konserwowego ogórka.Też dobre...............nawet zaskakująco dobre.

Podając to,mam także nadzieję,że być może  po przeczytaniu i spróbowaniu coś innego,podobnego przyjdzie Wam do głowy Kochani.

A co by na to Pani Maria Monatowa  ,autorka książki kucharskiej wydanej w 1905 r.Ten 1905 rok to taki rok rewolucyjny.Burzyli się robotnicy w Łodzi także.Ale popatrzcie..............tu rewolucje, a tu książki kucharskie, jakże  pięknie możemy się różnić,.A, ja jestem za książką bo wprowadzanie czegokolwiek na siłę zupełnie mnie nie pociąga i historia pokazała jak smutno to się kończy.

Ale uwaga ! jakiekolwiek podobieństwo do aktualnej sytuacji,tego co napisałam powyżej jest zupełnie przypadkowe.

A Pani Maria proponuje.................
Coś ,po co się sięga po pierwszym kieliszku,winno być małe,na raz do ust.Przygotowałam  zatem  niecocoś takiego dla osób lubiących  ser pleśniowy i oliwki.To mój przysmak i jedno i drugie.A ser uważam,za najsmaczniejszy,Cambozola.Dostępny  w supermarketach.Z miękkiej angielki pokrojonej w  ukośne kawałki wykrawałam kieliszkiem nieco większym,takim od wina kółka.Robiłam to tak,że przyciskając obracałam jak przy wykrawaniu ciasteczek.Kółka winny być mniejsze od obwodu  szklanki.Pewną porcję wrzuciłam na gorące masło i zrumieniłam po jednej i po drugiej stronie.Wystudziłam i posmarowałam serem pleśniowym.Na wierzch położyłam połówki oliwek.Stworzyłam z tego piramidkę.Wyglądało  atrakcyjnie i zagadkowo.Spróbowałam..................ależ to pycha.Zjadłam wszystko ,ale kolacji już tego dnia nie,bo jest to jednak kaloryczne.I tak potem pomyślałam,że także może być elegancką zakąską do winiaku,czy koniaku,podane ot tak ,bez zobowiązań komuś kto "wpadł" złożyć nam życzenia czy to świąteczne,czy noworoczne,czy imieninowe,czy urodzinowe.

Ale pomyślałam też o tych którzy takiej zakąski nie lubią...........................
Witam Was Kochani i ciesze się ,że pomimo prac  przed świątecznych znajdujecie czas by "zajrzeć" do mojego bloga.Wczoraj wieczorem jeszcze próbowałam czym można ,na powitanie,przy "przychodniaczku"poczęstować gości? Bo jak już wiecie jestem niespokojną duszą kuchenną..Sam przychodniaczek to coś na samym początku - na powitanie i na dobre samopoczucie ,a jeszcze przed zaproszeniem do stołu.Właściwie można zrezygnować z zakąski ,bo jest ona na dnie kieliszka ,ale ponieważ to co zrobiłam wczoraj było  i smaczne i atrakcyjne i z pewnością nigdzie nie publikowane,bo wymyślone przeze mnie ,tak samo z resztą jak i przychodniaczek ,proponuję ,może wykorzystać go na stole ,Atrakcyjnie wygląda i wyśmienicie smakuje,a pracy nie tak wiele przy tej "rewelacji".

Ale przed tym:Po skończonej spowiedzi kapelan więzienny,mówi do skazanego za kradzieże kieszonkowca.  -  Gdy wyjdziesz na wolność chciałbym ci pomoc. - Ksiądz nie może mi pomóc.Mój zawód wymaga bardzo dużej wprawy.

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Czasem się zastanawiam jaki sens mają "wciskane na siłę " "rozchodniaczki".Uważam,że "przychodniaczki",o to, to może być ciekawe i zaskakujące.Wypróbowałam...............jest bardzo OK.W zanadrzu mam dwa przychodniaczki,o nie ,właściwie trzy.O jednym pisałam wcześniej .Jest to  "KRWAWA  MERY,ale taka prawdziwa,nie jakieś tam wymieszanie soku pomidorowego z wódką.Należy doprawić sok z przyprawami  ostrymi sosami itp i wlać do szklaneczek,tak gdzieś trzy czwarte, a po nożu ukośnie ustawionym wewnątrz szklanki wlewać ostrożnie wódkę.: Wygląda to tak:sok oddzielnie i wódka na wierzchu oddzielnie.Postawić należy na tacce w lodówce.Do drzwi pukają zaproszeni goście,a my z tacką i przychodniaczkiem.Zapewniam  podoba się to wszystkim "a woda rozmowna" "rozwiązuje  języki".

Ale wypróbowałam też .W małych kieliszkach kilka rodzynków na dnie i wlany na nie jakiś winiak.Albo ................[ale to jest trochę kosztowne].........Gold Wasser  [złota woda],ze złotymi refleksami.To bardzo słodki i gęsty likier..............panie go lubią.Tu w kieliszku na dnie powinno się znaleźć ziarenko kawy.W czasach mojej młodości ta wódka była  " na po nartach",bo bardzo rozgrzewa.Dziś ma niestety nieco wygórowaną cenę ,ale smak niepowtarzalny.Wszystkie przychodniaczki ,to dwa w jednym.Wypija się alkohol i zakąsza  tym co na dnie kieliszka.

Proszę wypróbować jeszcze przed "użyciem".............tylko nie za wiele,bo prac dużo w kuchni,gdzie i ja się udaję.

Jednak jeszcze przed tym:

Podobno zmieniłeś pracę,mówi kolega do kolegi.Tak,zrobiłem to ze względów zdrowotnych.A co ci dolega?Mnie nic,ale mojemu szefowi,robiło się niedobrze na mój widok.
SAŁATKI. Ile gospodyń tyle przepisów,a kiedyś t.j. 50 lat temu były tylko dwie:Jedna jarzynowa w skład której wchodziły  ugotowane  ziemniaki marchewka ,groszek [kto miał zawekowany przez siebie] surowa cebula ,jabłko kiszone ogórki i jaja ugotowane na twardo i majonez ,który  robiła sama  gospodyni .Pamiętam ,że należało,do dwóch żółtek wlewać cieniutkim strumieniem  olej i  roztrzepywać i uważać by się nie zważyło,potem musztardę sól i cukier.I dodawano do sałatki.

A druga to była sałatka śledziowa.Składała się z ziemniaków,śledzi,kiszonego ogórka i cebuli i majonezu także.
Dziś obie uważane mogą być za klasyczne.


A ja dla siebie odstępuje od tej klasyki i robię sałatkę z dwóch torebek mrożonej zupy jarzynowej.Jest to bardzo prosta czynność,uzyskanie z tych zup sałatki.Gotuję w niewielkiej ilości wody z solą,odcedzam,studzę,dodaje surowej świeżej papryki [2 szt] kiszonego ogórka i cebuli też po 2 szt. soli i ewentualnie trochę cukru.To ma  być sałatka małokaloryczna,zatem majonezu daję odrobinę i uzupełniam te braki majonezowe musztardą.Zapewniam :najeść się można,smaczna jest pracy niewiele i świadomość,tej nisko kaloryczności.

Teraz natomiast coś zupełnie .........................kalorycznego,oj! kalorycznego.
W pierwszych słowach ,pragnę przeprosić Was kochani za moja monotematyczność ,ale to ten przed świąteczny czas,też jest trochę winien,bo na ulicy,w sklepie,tylko o jedzeniu się mówi,to co ja mam zrobić ,też wciągnęłam się w te tryby.Zapewniam jednak ,że tematów działkowych jest,oj! jest sporo.......I właśnie.........w kuchni pracy pod dostatkiem dziś do godzin popołudniowych ,z pewnością,więc krótko będzie.Ale potem odrobię zaległości.

A tymczasem: takie złote myśli:

"Wszyscy umiemy  zabijać czas,ale nikt nie potrafi go wskrzesić."

"Nie możesz zatrzymać żadnego dnia,ale możesz go nie stracić"



No i porad moich,informacji moich,na razie kulinarnych  kilka.

niedziela, 20 grudnia 2015

Jeszcze tylko dziś..............ale to nie koniec moich porad o smażeniu karpia,lub jakiejś innej ryby słodkowodnej.Nie ulega wątpliwości,że najsmaczniejsza jest ...............prosto z patelni,ale czemu..............pytam zawsze gospodyni ma nie mieć "wolnego" w Wigilię?Można przecież usmażyć  ryby dzień wcześniej.Najsmaczniejszy karp jest smażony na smalcu lub oleju  ,ale koniecznie pod koniec smażenia należy dodać świeżego masła i to tak trochę więcej..Tak to robią Francuzi.Wszystko smażą na oleju i pod koniec zawsze dodają masła.Niech tak na wolnym ogniu "przejdzie tym masłem".Ale  uwaga ! następna porcja karpia po umyciu patelni.Tak jest i smaczniej i zdrowiej.Ponieważ karp zalicza się raczej do ryb tłustych  lepiej jest panierować go tylko w mące,a jeżeli w mące i bułce ,to należy uważać by panierka się nie "paliła"Tak przygotowany karp wkłada się do naczynia żaroodpornego i odgrzewa w wyznaczonym czasie w piekarniku.Pod koniec odgrzewania należy rybę odkryć.Po odkryciu będzie taka jak wprost z patelni.

I to tyle moich świątecznych porad na dziś.Jeszcze tylko.

Sędzia na stażu prowadzi rozprawę i ma wątpliwości.Idzie zatem do starszego kolegi i pyta.Mam gościa co pędzi bimber..............ile powinienem mu dać?Kolega po zastanowieniu 20 zł za litr,ani grosza więcej.
I jeszcze ,krótko c.d. tematu.
Karp,może być smażony,z rusztu i gotowany w warzywach.W przypadku tych dwóch pierwszych sposobów  ,po sprawieniu  można go posolić nawet na kilka godzin przed przyrządzeniem,natomiast gotowany będzie lepszy,posolony niewielką,bardzo niewielką ilością soli i na godzinę przed gotowaniem.Sól w karpiu + woda powoduje lekkie stwardnienie ryby,natomiast sól + tłuszcz nie.

Wszystko co ma być gotowane, a jest suszone np grzyby,groch do kapusty,owoce na kompot ,by szybciej się ugotowały należy dzień wcześniej namoczyć w miękkiej wodzie,bo namoczone w miękkiej , to wprost mamy szybkościowe gotowanie.Ot  - i problem .A skąd wziąć miękką wodę?I już problemu niema ,bo miękka to  posolona.Zatem i grzyby i groch moczymy w wozie z solą ,nawet w takiej ilości,jaką w ogóle potrzeba.No - nie solimy tylko suszonych owoców.I tu też moja rada.Susz ,to przeważnie jabłka gruszki  i śliwki.Śliwek  ,jeżeli to kalifornijskie ,które jeszcze przed gotowaniem są miękkie ,lepiej nie moczyć by zmiękły.Dodać je dopiero w czasie gotowania,nie rozpadną się i będą  całe,zatem apetyczne.A co do kompotu,to dobrze jest dodać też do niego rodzynków.Będzie aromatyczniejszy i słodszy.Ktoś mi kiedyś zwrócił uwagę ,czemu piszę rodzynków a nie rodzynek.Informuję, obie formy są poprawne.Ale wracam do kompotu.Podanie go , w jaki sposób to zrobimy ma znaczenie.By podnieść do maksimum walory smakowe ,można na każdą porcję w kompotierce położyć plaster ananasa z puszki i ze dwie kostki lodu.Wszak to ma być kompot bardzo,bardzo,uroczysty,bo wieńczący dzieło Kolacji Wigilijnej.Na taki zimny kompot nigdy nie wyrażał zgody mój ojciec ,pamiętam, że swoją porcję stawiał na radiu.Było to lampowe radio marki Tesla w bakelitowej  obudowie.Bardzo się ta obudowa nagrzewała ...........i po sprawie.Wszyscy piliśmy zimny kompot,ojciec ciepły".Oj zobaczycie ,będziecie mieć na święta chore gardło.".........wyrokował.I co? i jedyną osobą która często  na gardło chorował był tylko on.

Ja jednak jeszcze o kapuście z grochem.W niektórych domach taką się podaje.Należy jak to kapustę ,gotować przez pierwsze pół godziny odkrytą,by wyparowała z niej siarka.Siarka w kapuście,to to co czujemy już na klatce schodowej ,to ten zapach.Po wyparowaniu go jest smaczniejsza.Groch,oczywiście gotuje się osobno i potem miesza.Na 1 kg kapust ,daje się 40 dkg grochu.Pamiętajmy też o dodaniu majeranku,który to nadaje tej potrawie taki pradawny smaczek i ułatwia trawienie.Sok odciśnięty z kapusty ,lub z jej płukania jeszcze przed gotowaniem nie należy wylewać.Lepiej poczekać jaki będzie smak gotowego dania,to jest po wymieszaniu z grochem.Może trzeba będzie jednak  całość zakwasić ,bo jest danie za mdłe.Kapusta z grochem im częściej odgrzewana,to tak jak bigos  jest coraz lepsza.Na kolację Wigilijną podaje się przeważnie z olejem,kto nadal pości.A że post już nie jest obowiązkowy,można podać ze skwarkami,dużymi chrupiącymi z brzuszka.Skwarki winny być tylko na wierzchu.Każdy miesza sobie sam.O..............to jest pyszne,tak samo pyszne jak tylko sama kapusta ze skwarkami .
Witam już Świątecznie wszystkich  moich Czytelników i pozwólcie,że na początek takie dwie złote myśli:

"Strata czasu jest podobnie do śmierci - nieodwracalna."
"Pokora jest pewnym stosunkiem duszy do czasu.To zgoda na czekanie."

No - to już Świątecznie  jak zapowiedziałam we wstępie teraz porad kulinarnych kilka osoby z ponad 50  letnim stażem w kuchni,dla tych którzy skorzystać by z nich  zechcieli.

sobota, 19 grudnia 2015

A były to LEŚNE PRYKUSKI.Ta nazwa tak jakoś trochę po polsku,trochę po rusku.Może akurat na ten niegrzybowy  rok nie będzie możliwa do spełnienia,ale wiedzieć warto,że w Wilnie na kolację Wigilijną to danie znaleźć się musiało.Potrzebne będzie  około 30 szt dorodnych kapeluszy grzybów prawdziwków.Oni używali określenia borowiki.W 5 szklankach wody moczono je na noc.Potem  po posoleniu gotowano do miękkości.Czasem dolewano jeszcze szklankę wody.Po ugotowaniu [kapelusze winny być miękkie] wszystko studzono.Sporządzali ciasto naleśnikowe używając do niego wody z kapeluszy i dodawali dużo,np.  3 szt, drobniutko posiekanej cebuli i soli i pieprzu.Pieprzu ,koniecznie.Maczano dokładnie w  tym cieście kapelusze grzybowe i smażono na gorącym tłuszczu po obu stronach.Ciasta na kapeluszach winno być sporo.A jak zostanie go trochę to usmażone z niego małe placuszki ,także są pyszne.Wszak w tym cieście zawarty jest cały grzybowy smak.
No, tak, ale w tym jak już napisałam  niegrzybowym roku ,może to danie być trudne do spełnienia.




Wilniuki na Kolację wigilijną musieli też mieć kisiel żurawinowy,co akurat  teraz,jest możliwe do spełnienia .Należy tylko do bardzo rzadkiego kisielu [podwójna ilość wody]  dołożyć żurawin.Oczywiście najlepsze będą surowe,dostępne w ekskluzywnych  prywatnych sklepach.Przy braku tychże mogą być" ze słoika".Ten kisiel nie jedzono a pito.

A teraz idę z psem,a potem smażę rybę do marynaty.Pisałam o tym wcześniej.I tak sobie myślę,co tam teraz przygotowania do Świat?W latach 60  ątych  poświęcałam jedną noc na pieczenie ciast.Była, to koniecznie szarlotka,makowiec i keks.Około 5,ej nad ranem kończyłam pieczenie,brałam prysznic i szłam do pracy.Ciasto dzieliłam na  3 części,dwie dla jednych i drugich rodziców i jedno dla nas.A skąd brałam siły tego nie wiem.A jeszcze wtedy nie było gotowych substytutów ,takich jak już zmielony mak.Należało go sparzyć i przemielić trzy razy przez maszynkę do mięsa.A bakalie do keksu "zdobywało"się już od listopada włącznie.A owoce do kompotu suszyło się samemu.Nie było np. śliwek kalifornijskich .Dziś takie poświecenie nikomu nie jest potrzebne ,no i nie idę do pracy,ale za to w tamte dawne,bardzo dawne święta prawie zawsze była zimowe.Nie,sernika nie piekłam,bo wtedy nie było świeżych jaj,tylko wapienne.Stare gospodynie wiedzą o czym piszę.Sernik piekłam na Wielkanoc.A keks ? to ciasto absolutnie mi teraz nie smakuje,bo jest na proszku.Wolę drożdżowe,jakiekolwiek ale drożdżowe.Przepis na bardzo łatwe w wykonaniu  drożdżowe znajdziecie Państwo we wcześniejszych postach.
Temperatura,a rośliny.Czy coś się dzieje z roślinami?.W 99 % nie.Z pewnością śpią snem zimowym,bo ,by się przebudziły potrzeba też dłuższego dnia .A co z tym jednym procentem zapytacie Państwo?Ano - ten jeden procent to bardzo wcześnie wznawiające wegetacje rośliny ,takie jak ranniki krokusy,czasem też forsycje i nic poza tym.Bo poza tym muszą mieć dzień w którym słońce zachodzi ,chociażby około 19  ej.Proszę jeszcze się nie martwić o grusze,jabłonie  i inne drzewa ,a także o krzewy owocowe.Jak w połowie stycznia będzie taka pogoda jak dziś wówczas zaczniemy się wszyscy martwić,nie tylko działkowcy,ale też sadownicy.

No jak by to było, by w tym przedświątecznym czasie nie  pisać o pysznych daniach ,może nie przez wszystkich znanych.A jeszcze do tego moja koleżanka co jakiś czas przypomina mi.................."a pamiętasz jakie to było smaczne,no wtedy................" i tu następuje opis potrawy.I właśnie przypomniała mi wielki,ogromny,przysmak Wilniuków.A były to.................
"Tylko czas nie chodzi spać".

A szkoda ,szczególnie teraz mógłby  choć podrzemać.Piszę to na okoliczność przygotowań przed 
świątecznych.I jakoś zimy nie widać bo blokują wyż syberyjski ,niże atlantyckie,a tak liczyłam,że może ................ale nie Także księżyc wchodzący w pełnie też nic nie pomoże,tym razem,a często pełnia oznacza mróz w zimie i pogodę słoneczną latem.I jest podwójny dylemat,bo to i ze śniegiem i  mrozem byłoby bardziej Bożonarodzeniowo  i jedzenie na balkonie bezpieczniejsze.Czy przechowywać je na zewnątrz,czy w lodowce ,postanowiłam wczoraj sprawdzić,a to głównie z przyczyny,że przecież lodówka nie jest z gumy.Położyłam termometr na godzinę w lodowce ,a potem na balkonie,też na godzinę.Uśmiałam się bo i tu i tam było  + 7 stopni.Zatem skoro w lodówce żywność przy tej temperaturze dobrze się przechowuje,to i na balkonie ,tak samo.A czasem mamy inne przeświadczeni.................ale cyfry nie kłamią.

A jak już jestem przy temperaturze to:

piątek, 18 grudnia 2015

A teraz już na rozstanie   k u c h a r k a   to jest ja, podaje:

Dziewczyna przyprowadza swojego chłopaka,aby poznała go matka.Po wizycie matka mówi:Bardzo żle wychowany ten twój chłopak.Jak z nim rozmawiałam ,to ziewnął  z 10 razy. - Mamo! on nie ziewał,on próbował się odezwać.
Po nazewnictwie poznaje,że autorka Pani Maria Monatowa wywodziła się chyba z Wielkopolski,bo nie używa nazwy ziemniaki,tylko kartofle...........to wpływy niemieckie  w tamtych stronach.Małopolska używała  ziemniaki.Ale wracając do przepisu Uwaga ! przytaczam w oryginale.

KARTOFLE PANIEROWANE SMAŻONE.
Ugotowane w łupach [skórka] kartofle obrać ,umaczać każdy w rozmąconym jaju,opanierować  bułką z tartym parmezanem i na maśle obsmażyć ze wszystkich stron na złoty kolor.Takie kartofle  podać można do eleganckiego obiadu lub śniadania  .Do śniadania postnego podając do nich śledzie zawijane z musztardą.

Przeświadczona,że na śniadanie  Państwo śledzi z tymi ziemniakami jeść nie będą powstrzymam się od podania przepisu na śledzie z musztardą,ale kto wie,może jednak je poszukam bo coś mi się zdaje ,że moje porady działkowe zamieniły się w porady kulinarne,a ja w kucharkę.............ale to tak z okazji Świat Bożego Narodzenia i zaraz potem Nowego Roku.

I na koniec .Zachęcam odważnych do wypróbowania tego przepisu.Mam tylko obawy co do tej panierki.By bułka tarta z serem dobrze do ziemniaka przylegała do rozmąconego jaja dodałabym nieco mąki.Także masło..............myślę,że winno być klarowane,bo świeże zbyt szybko by się przypalało.Ale spróbować warto,tym bardziej że jest jeszcze trochę czasu do Świąt.A może właśnie podać je  wtedy?.No  - ale myślę,że nie na śniadanie.
Przy założeniu,że ryby będzie 1 kg....................jako dodatki:2 marchewki, 2 cebule 2 czerwone łagodne w smaku papryki i 10 dkg . masła i kostka rosołowa lub dwie i 1 łyżka cukru i keczup ostry lub łagodny + dodatki takie jak liść laurowy ziele angielskie i pieprz w ziarenkach.Bardziej aromatyczna będzie potrawa gdy te dodatki zapachowe zostaną "przetrącone" np .pałką i włożone do zaparzaczki do herbaty.Pisałam o tym kilka dni temu.
Przyrządzenie : ,to po obraniu pokrojenie wszystkich warzyw w plasterki,papryki w paski i wrzucenie do rondla wraz z kostką bulionową  i przyprawami.Winny pod przykryciem prużyć się tak około pół godziny na bardzo niewielkim ogniu.Być może w czasie prużenia będzie trzeba dodać wody,bo warzywa nie mogą się zrumienić.Pod koniec dodaje się cukier i tyle keczupu ile nam odpowiada smakowo.Tymi przepysznymi warzywami dekoruje się usmażoną rybę.Jak ma być podana na ciepło,to należy i rybę i dodatki włożyć do naczynia żaroodpornego.Kto nie lubi papryki ze skórką może ją opalić nad płomieniem na widelcu.Skórka sama zejdzie i dopiero taką po oczyszczeniu z pestek pokroić.

To mój sposób na RYBĘ PO GRECKU.Ale wiem,że ile gospodyń to każda ma swój przepis równie dobry,a może i lepszy.I by skończyć ten temat informuję Państwa ,że Grecy  przeważnie nie znają  tak podawanej  ryby.

Jeszcze dziś chciałabym przytoczyć pewien przepis na ziemniaki..............tak,tak,na ziemniaki,z mojej starej książki kucharskiej.Wiele podanych tam przepisów jest nie do odtworzenia np. w dziale o dzikim ptactwie jak podawać przepiórki kwiczoły,bekasy itp.ale ziemniaki akurat można.
Za czasów mojej młodości nikt nie mówił RYBA PO GRECKU,tylko DORSZ PO GRECKU.Myślę,że dorsz zamienił się w rybę w momencie gdy znacznie zdrożał.Pamiętam jak kosztował 7 zł.za 1 kg.A w tym czasie kiełbasa zwyczajna 21 zł . za 1 kg.Ponieważ warzywa do ryby po grecku prużone są z dodatkiem tłuszczu,to ryba winna być raczej  chuda.Mogą dorsza zastąpić jakieś filety z  mintaja ,morszczuka itp.Oczywiście występują tylko mrożone .Należy je rozmrozić w niewielkiej ilości słonej wody.Sól nadaje rozmrażanej rybie sprężystość.Nie robi się rzadka.Samo smażenie ,to ewentualne dosolenie ryby EWENTUALNE i spryskanie jej sokiem z cytryny .Cytryna też ujędrnia  rozmrożone mięso ryby i niweluje w pewnym stopniu jej morski zapach.Ale to skropienie ,to tylko odrobina [ 1 łyżka soku na 1 kg ryby.}A teraz smażenie.Po obtoczeniu w mące kładziemy kawałki LUŹNO na dobrze nagrzanej patelni.Od tłuszczu też zależy,"kondycja ryby po smażeniu".Bo im temperatura wrzenia tłuszczu wyższa ,tym" kondycja" lepsza.I tak np ..temp.wrzenia oleju to około 220 st.masła 280 st,ale smalcu...............aż............360 st,wszystko około naturalnie.Zatem co? zatem wysoka temperatura smalcu powoduje natychmiastowe" ścięcie " się rybiego mięsa.Tomek  na smalec może sobie pozwolić ,bo cholesterol będzie liczył dopiero za 50 lat.A pozostałym Państwu poddaje to pod rozwagę........................ale może ten jeden raz w roku?
W czasie smażenia uchylamy okno,ale aby pozbyć się całkowicie tego zapachu na rozgrzane płytki należy rozsypać mieloną ziarnkową kawę.I za pół godziny powtórzyć.Gwarantuję całkowitą neutralizację rybiego zapachu.

To tyle tytułem wstępy,a teraz  sam przepis.Będzie prosty jak konstrukcja cepa,tak powiedziałby mój sąsiad działkowy Stefan,bo ja staram się wszystko uprościć,na ile? zaraz Kochani ocenicie.
Bardzo ciekawe są te dwie złote myśli:
"Brak poczucia humoru,nie zawsze jest dowodem powagi".
"|W naturze człowieka jest rozsądne myślenie i nielogiczne działanie.?"

A tak w ogóle,to mam w planie tyle tematów i nie wiem jak to wykonać szybko i sprawnie,bo w każdy następny dzień czasu będę mieć coraz mniej.

Zatem może najpierw spełnię prośbę Tomka ,który pyta o sprawdzony przeze mnie  przepis na RYBĘ PO GRECKU.

czwartek, 17 grudnia 2015

Dwóch kolegów spędza czas przy piwie.Jeden czyta głośno gazetę.............O! tu jest napisane,że picie alkoholu skraca życie o połowę..........Ile masz lat Stefan? - 30.  No widzisz - jakbyś nie pił miałbyś teraz 60.
Właśnie za kilka minut wybieram się do kuchni bo już pomoczyły się w zalewie octowej moje płaty śledziowe.Pisałam o tym dokładnie kilka dni temu.Teraz wyjmę je z zalewy, pokroję na małe kawałki i dodam drobniutko posiekanej cebulki i oleju.Przed tym jednak tę posiekaną cebulkę trochę posłodzę.Zmięknie od cukru i nada całości smak wykwintny.A jeszcze lepszy będzie gdy postoi w lodówce kilka dni.A co do dośledzi ,to już niejedna osoba mi dziękowała za ten sposób podania ich. I jeszcze tylko taka uwaga! kto  nie może jadać surowej cebuli,radzę już taka posiekaną sparzyć na sicie i ostudzoną lekko posłodzoną dodać do śledzi.Także odważnych zachęcam,by zamiast cukru dodali miodu,ale ,bez przesady...............no 1 łyżeczkę na przykład.

Jest mi smutno rozstawać się z Państwem i by te smutki rozproszyć..............
A że kulinarnie zaczęłam,to niech już będzie.Pewna osoba zapytała mnie."Jak to,to śledzie z cebulą mogą być kilka dni?"
Brzuszki z łososia to coś pysznego i zdrowego,bowiem z powodu zawartości w nich tłuszczu posiadają różne OMEGI , co to opóźniają starzenie się komórek ludzkich i obniżają poziom cholesterolu,ale,ale,ale nie wszyscy tolerują  tak tłusty pokarm.Jak to zmienić,by dało się  je, zjeść?Ugotowałam pięć jaj na twardo i po obraniu ze skorupek przekroiłam na pół.W pięciu połówkach ścięłam czubki [bo one mają stać te połówki ] i dodałam te czubki do pięciu połówek  i drobno posiekałam a właściwie rozgniotłam widelcem i  dodałam jedną porcję brzuszka  [około 20 dkg.] i jeszcze rozgniatałam dalej i pod koniec dodałam jedną równą łyżkę posiekanego zielonego koperku i jedną łyżeczkę soku z cytryny [nie więcej] Wszystko dokładnie wymieszałam i ponakładałam na pozostałe połówki  jaj,tworząc jakby całe jajo .Na okrągłym talerzy położyłam listki sałaty i poustawiałam jajka na ściętych wierzchołkach.Były stabilne.A że jemy też oczami między te jajka powkładałam rzodkiewki - kwiatki.Rzodkiewki kwiatki robi się bardzo prosto.Po obcięciu liści i ogonka małym nożykiem nacina się skórkę od ogonka do miejsca gdzie były listki,nie ucinając jednak całkowicie i tak nacinając kilkakrotnie  odchylona czerwona skórka odsłania białe środki.I ładne to i apetyczne i zdrowe i postne.I tłuste brzuszki po wymieszaniu z jajami dają się zjeść Dla kogo byłoby to za suche danie,może podać sos składający się z trzech części  chrzanu majonezu i jogurtu i łyżeczki cukru.Może być podany oddzielnie a może być ustawiony w miseczce z łyżeczką po środku talerza z jajami .Mam nadzieję że to zupełnie coś innego i mam nadzieję nowego.Że jest to smaczne,gwarantuje  ciotkamalinka.A na wypróbowanie jest jeszcze czas.
Teraz będzie coś z kulinariów.Bo ja jestem taki niespokojny duch kuchenny i zrobiłam próbę.To akurat bardzo pasuje na Kolację Wigilijną.
Nie,na razie ,nie będzie .............."Jak to onegdaj bywało",bo jak się rozpiszę to zapomnę np.zapytać Działkowców:Czy Jukki są związane? ,by uchronić ewentualne paki kwiatowe znajdujące się właśnie w samym środku i także by nie zbierał się tam śnieg,który mógłby,topniejąc powodować zagniwanie .Ważne jest to szczególnie przy starszych egzemplarzach  to jest takich które już kwitły.A że śniegu jeszcze nie było,można ewentualny błąd naprawić.

A teraz dla lekkiego rozweselania:
- Tatusiu,czy ty wiesz,że mamusia jest lepszym kierowcą od ciebie?
- Tak myślisz?
- Widziałem jak przy zaciągniętym hamulcu ręcznym przejechała kilka kilometrów,a ty mówiłeś,że to niemożliwe.
Oj zdarzyło mi się raz  zdarzyło,ale tylko kilka metrów przejechać.
Zatem uwaga na niedzielnych kierowców!!!!!!!!!!!! bo tyle świątecznych dni  przed nami.

środa, 16 grudnia 2015

W mojej książce kucharskiej wydanej w 1905 roku ,o rybach......................

Najlepiej jest kupować ryby żywe,ale nie dla wszystkich jest to dostępne,z powodu,że są znacznie droższe,oraz że na targi przywożą pewne gatunki już śnięte,np sandacze lub pstrągi.Trzeba dobrze uważać aby wybrać ryby świeże,bo stare  i nadpsute,są wprost trucizną i najbardziej dla zdrowia szkodliwe.Świeże ryby poznaje się po krwistoczerwonych skrzelach i wypukłych szklących oczach.Ryby nie świeże maja oczy wpadnięte w głąb a skrzela blade lub bardzo ciemne o brudnym kolorze.O wiele smaczniejsze są mleczaki.Łatwo je rozpoznać ,bo są zwykle cieńsze od ikrzaków.

 To tylko sto lat a jak wiele choćby w tej dziedzinie się zmieniło.Bo ja np,nie mam pojęcia,kupując  mrożone filety,czy jak te filety były rybą to ona miała oczy wypukle czy wpadnięte?I z tym pytaniem pozostaje do jutra Wasza ciotkamaliunka.
ONEGDAJ BYWAŁO TAK.!.........Front się nieco uciszył i wstawał pochmurny ranek 19 stycznia.Była mgła i na drzewach prześliczny szron,a my szykowaliśmy się do schronu,tj.do piwnicy usytuowanej pod pięknym pałacykiem.Zmuszona zostałam do założenia kilku sukienek,jedna na drugą i do dziś nie wiem po co.Dzieci mojej siostry podobnie,ale one zostały zapakowane do głębokiego wózka dziecięcego i pookrywane jakbyśmy jechali na Syberię.Mróz jednak nie był mały,tak gdzieś, około - 25 stopni.W południe zawsze było o kilka stopni więcej.To wtedy było normalne a  i tak  nie ma co porównywać np .do temperatury w okolicach Stalingradu,bo tam już na początku listopada było - 40 .Gdy teraz o tym myślę i widzę na starych filmach ,to jest mi przykro,bardzo przykro,że w takich warunkach walczył człowiek.I nie ma to znaczenia,jakiej narodowości człowiek,wszak człowiek,który złożył przysięgę na posłuszeństwo i wykonywanie zadań.Ale wracam do naszego wymarszu.Szłam pierwsza ,przywiązana do wózka,bym się nie zgubiła z krzyżem w ręku.Było przecież jeszcze ciemno.Tak dotarliśmy do budynku w którym były solidne i obszerne piwnice.Po nie przespanej nocy zasnęłam natychmiast ,położona na jakiejś półce wypełnionej sianem.Gdy się obudziłam w piwnicy było jakieś zamieszanie.Okazało się,że mój szwagier z butelką bimbru poszedł do właściciela tej posiadłości by mu podziękować,co jeszcze kilka dni wcześniej byłoby zupełnie absurdalne.Po pewnej ilości wypitego płynu obaj poczuli jakiś przypływ odwagi i wyszli na taras by postrzelać  [ oczywiście nie mój szwagier ].I nagle serie z karabinu maszynowego po ścianie budynku i brzęk tłuczonych szyb.Obaj bohaterowie na szczęście zdążyli się schować,ale tylko perswazje kobiet po pewnym czasie poskutkowały i zgodzili się obaj,że oni na wojnę jednak nie pójdą.Gdy się przebudziłam już całkowicie ,stwierdziłam,że coś mnie uwierało.A to były jabłka .Tak je przechowywano wówczas  -  w sianie.Oczywiście ,kto je miał i kogo było stać na tak urządzone piwnice.Ależ radość,.......................w styczniu jabłka?.............coś nie spotykanego.Były to szare renety i do dziś pamiętam ich smak ,ale te dziś ,nie są takie,a może ja nie jestem taka?Trzeba było jednak wyjść na dwór bo zrobił się dzień i sprawdzić czy nasz dom stoi?..............ale o tym nie dziś.

Bo dziś jeszcze,chcę coś podać Państwu,coś co było istotne ponad sto lat temu.
Jakiekolwiek podobieństwo do panującej aktualnie sytuacji,jest zupełnie przypadkowe.

 A mam na myśli te dwa przysłowia:

"Im bardziej się zwierze rzuca,tym  bardziej w sieć się wikła "
"Jest zwierze większe od słonia  -  myśliwy."

I wracam już,do ...............

wtorek, 15 grudnia 2015

Bo dziś jeszcze tylko to:  - Baco,a gdyby garnitur kosztował tyle co flaszka wódki,to co byś kupił  -  garnitur czy flaszkę?  -  Jasne ,że flaszkę bo na czorta mi taki drogo garnitur ?
A ONEGDAJ BYWAŁO TAK................Noc zapadała ,a niebo rozświetlone.Jakieś małe spadochrony,jakby dziecinne "wisiały na niebie" i oświetlały tak intensywnie,że było widno jak w dzień.No  -  i właśnie znaleźliśmy się my mieszkańcy Łodzi na linii dwóch frontów,ustępującego i wkraczającego.A te  spadochroniki potrzebne były  ,by samoloty widziały cele.Z ogromu zagrożenia  [ tak dziś myślę ]ani moja rodzina,ani sąsiedzi nie zdawali sobie sprawy.Np.biegali po okolicy i zbierali te już nieczynne spadochrony ,a szczególnie z powodu sznurka.Do dziś pamiętam..............." o to wspaniały szpilsznur ".Wszystko wtedy było potrzebne,wszystko się przydawało.Bo skąd niby mieliśmy wiedzieć,że to koniec wojny,koniec braków w zaopatrzeniu?.Że paliwo już nie będzie potrzebne i że w kat pójdą karbidówki i będzie można zapalić lampy naftowe.Czy z ciekawości,czy z głupoty weszliśmy na dach,by lepiej widzieć.W prawdzie był to parterowy budynek,ale jednak.Przecież mogliśmy być wzięci za szpiegów podających jakieś sygnały   wrogowi.Ale widok był z dachu przepiękny.Od naszego budynku w linii prostej było około 3 km.do lotniska Lublinek.Tam zmagazynowany był olej napędowy przez okupanta.Myślę,że wycofując się postanowili zniszczyć go.Jedna po drugiej pękały beczki  i w powietrzu na tle płomieni  zmieniały swoje kształty,jak kwiat rozwijający się w przyśpieszonym tempie ,na klatkach filmu.Dziś szacuję,ze tych beczek były setki,zatem kanonada i fajerwerki  trwały około 1 godziny.Ledwo nieco przygasło,nagle pojawiła się łuna ,ale gdzieś daleko.To palił się Radogoszcz.To wiezienie gdzie spalono wielu więżniów.Udało się przeżyć tylko tym którzy wskoczyli do basenu z wodą przeciwpożarową.O tym jednak dowiedzieliśmy się za kilka dni.Aż tu nagle druga łuna ,całkiem blisko.Ojciec lokalizował..............." o to pali się apteka na Marysinie",a za moment brat krzyczy z drugiej części dachu................."patrzcie Gadka płonie."Gadka to blisko,bardzo blisko nas położona  wieś.Paliły się drewniane zabudowania ,słomiane dachy i stogi.A wyglądało to tak jakby ktoś podpalił gruby sznur długości 1 kilometra.I w tym momencie zeszliśmy z dachu.Zaczęło być groźnie.Druga połowę nocy,a właściwie to już ranek spędziliśmy w piwnicach pięknego pałacyku,którego właścicielem ,był,jeszcze był  , okupant.Grzecznie przyjął nas i innych Polaków.Sama wyprawa do tego ......................jak rodzice  mówili schronu wymaga szczegółowego opisu,ale to już nie dziś.
Jak to onegdaj bywało,zaraz po tym  nieszczęsnym,pracochłonnym przepisie,na doskonała rybę.Tak  -  to jedyny pozytyw całej sprawy...............jest doskonała,wyśmienita.

Zatem:około 1 kg takiej ryby jak sum,amur,lub tołpyga należy  posolić i usmażyć w panierce z mąki.Wystudzić.Przygotować do niej zalewę.........................i tu, ta praca:3 papryki,pół słoika ogórków konserwowych,3 duże cebule,pokroić w kostkę lub paseczki.Ogórki też.I teraz :3 szklanki wody,4 łyżki cukru,4 łyżki oleju,2 łyżki octu,2 łyżki keczupu,2 łyżki koncentratu pomidorowego,wymieszać dodać pokrojone warzywa i pogotować około 10 minut,dodać soli do smaku.Wystudzić.Dobrze wystudzić !.Zalać usmażoną rybę.Niech w tej zalewie postoi co najmniej 3 doby............w chłodzie,ale po 4 jest jeszcze lepsza.Znam osoby,które uwielbiają tak podaną rybę,ale znam też takich którzy uwielbiają zalewę z dodatkami.Mąż mojej koleżanki prosi......................"...to zrób choć ten sos".

 Mam w planie spróbować jakby smakował karp,ale zrobię próbę z niewielkiej  jego ilości.
Jakiekolwiek podobieństwo do aktualnej sytuacji politycznej  -  przypadkowe.

"Wody w usta nabiera zwykle ten,kto źle pływa w potoku słów."
"Obawiać się trzeba,nie tych co maja inne zdanie,lecz tych co mają inne zdanie,ale są zbyt tchórzliwi,by je wypowiedzieć."
To ,tyle ,tytułem wstępu, a teraz ,wiem,pamiętam,jestem winna przepisu na bardzo smaczną rybę,,ale niestety też pracochłonną.A ja lubię podawać przepisy proste,nie wymagające  zbyt wiele kolo nich zachodu.Ale Kochani ! moja koleżanka nie podarowałaby mi tego ,gdybym przepisu tego nie przytoczyła.Wiem,że jej tak sporządzona ryba  bardzo smakowała i nie tylko jej ,ale niestety ma  ona wiele wad: a to cena [bo najlepszy jest sum] no  i ta pracochłonność.No dobrze,niej jej już będzie....................


poniedziałek, 14 grudnia 2015

Wiecie kto do mnie właśnie zadzwonił?.......................nie trudno zgadnąć............moja koleżanka z prośbą,"a pamiętasz jak wtedy zrobiłaś?"..................... i tu opis tego co zrobiłam.No - nie wiem czy podać ten przepis................pomyślę,do jutra czas.
JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO ?To onegdaj to środek lat czterdziestych.Jeszcze był okupant,ale coraz częściej słyszało się............."idą nasi,idą nasi",a nam było zupełnie obojętne z której strony idą,byle to byli nasi.Tymczasem mróz o tej porze i duży śnieg  był normalnością.Jak zapadał zmrok to trzeba było przygotować karbidówkę.Karbidówka to lampa składająca się z dwu części.Nakładało się do niej kawałki karbidu i nalewało wodę i skręcało w jedną całość Powstający w wyniku reakcji chemicznej gaz po zapaleniu oświetlał pomieszczenie.Przeważnie tę pracę wykonywałam ja z młodszym bratem. Starszego brata nie znałam,bo był zabrany do obozu prosto ze szkoły w październiku  1939 r .Ja wówczas miałam 10 miesięcy.Ale nie o tym chciałam pisać.Chciałam pisać o tym jak o tej porze szybko zapadał zmroki i jak na podwórku przy studni szykowaliśmy lampy   karbidowe.Przy studni się to robiło,bo do wody blisko.Mnie jednak przy niej trudno było się utrzymać na nogach,bo z rozlewanej wody natychmiast powstawało lodowisko.No  -  dobrze ,lampy poskręcane.Teraz szło się do domu zrobić zaciemnienie.Przy każdym oknie były rolety złożone "w harmonijkę".Te rolety były czarne.Zapalało się lampy dopiero po zaciemnieniu  i wychodziło sprawdzać na dwór czy gdzieś światło nie prześwituje,bo gdyby,to byłby mandat od żandarma ,który co wieczór sprawdzał to.Na ulicach nie świeciły się żadne latarnie.Panował niewyobrażalny mrok.Wszyscy poruszający się po zmroku byli zobowiązani  nosić fosforyzujące guziki w klapach...............ot,po prostu,..........by na siebie nie wpaść.Rodziców w tym czasie nie  było ,bo pracowali.To było obowiązkowe,bo albo praca na miejscu ,albo wywózka.Chcąc wybronić się od tej wywózki pracowali od rana do wieczora,ale choć w nocy ich mieliśmy.Inne dzieci w okolicy pozostawały często,tylko z babciami.Czekaliśmy więc na rodziców  z bratem który z resztą tez pracował pomimo,że miał tylko 14 lat.Pracował krócej ,ale jednak.I pamiętam,że to on pierwszy w styczniu 45 roku,z wypiekami na twarzy "wpadł do domu" i krzyknął ...................."nasi są już w okolicach Tomaszowa".Ojciec namalował mu kółko na czole i w tym momencie jak coś huknęło  a,jak za moment poprawiło..................to ojciec tylko ustawił nas w szerokiej  framudze drzwi wejściowych.Potem dowiedziałam się ,że gdyby mury się posypały ,to framuga [obramowanie ] mogłoby  pozostać.Podobno w powstaniu Warszawskim tak często się ratowano.No i się zaczęło.Z Łodzi do Tomaszowa  ,niedaleko.Przyszli późną nocą.Nikt ,nie spał.Gdyby trzeba było nakręcić film o tym wydarzeniu ,mogłabym opowiedzieć ,całą tę noc i wszystko co potem nastąpiło.Jednak,by nie zanudzać postaram się skrócić...............ale to już nie dziś.I tylko informuję,że wówczas miałam 6 lat.Skończyłam je 1 stycznia 45 roku.Tych z Państwa,którzy być może wspominki moje kiedyś już czytali przepraszam "za powtórkę z rozrywki".
Sprawdzone wczoraj ,na pewnym "dwulatku ,niejadku".Ten deser zjadł z apetytem ,a były tam owoce,których to on absolutnie nie jada" i nie ma na to rady" powiedziała jego mama.A przecież dziecko owoce jeść powinno.

Ten deser to połowa gruszki i polowa jabłka starte na tarce o grubych oczkach [bez skórki].Nałożone do kompotierki,posypane łyżeczką rodzynków i polane bardzo niewielką ilością mleka skondensowanego słodzonego.Swoim apetytem,zadziwił mamę.

A teraz,czy jeszcze ma być o karpiu.?Nie,ale może jutro.Teraz o ...................
"Pan gra jak noga"powiedział jeden z czwórki brydżystów,do kolegi."A ja pana oceniam nieco wyżej",odparł tamten.

W szpitalnej świetlicy ,pielęgniarka podchodzi do pacjenta."No - już  wystarczy tego oglądania,teraz idziemy do łóżka." "A jak nas ktoś przyłapie"?

A czy zauważyliście Kochani Moi Czytelnicy,że dzieci najuważniej słuchają gdy mówi się nie do  nich.

I tak idąc tym tropem ................dzieci...................

niedziela, 13 grudnia 2015

A jeżeli  już poruszyłam temat kaloryczności to,czy wiecie że:1 średnia marchewka surowa ma około 15  kal.a gotowana 25.A  1 ziemniak około 20 kal.a z łyżką sosu 70.Ale co ja tu straszę,przecież idą Święta,kaloryczne Święta,bo zimowe ,zatem spędzane przy stole i nawet się nie dziwię,bo jak będzie taka pogoda jak dziś co to od rana nie pada a leje?.Nawet mój ;pies chyba dziś tyje,bo nie chce chodzić.Nie wiem czemu,ale mam taką nadzieję,że w ostatniej chwili,zatem może dopiero 24 grudnia  przyjdzie zima,tylko nie przeczuwam czy śnieg,czy mróz,czy jedno i drugie.Klimat się zdecydowanie ociepla.Ja przy swojej dobrej pamięci wspominam 13 grudnia stanu wojennego.Toż to były śniegi i mrozy i koksowniki  na ulicach i zamarznięte szyby w  środkach komunikacji miejskiej i tylko wszędzie wojsko i wojsko,na każdym rogu i w radiu i w telewizji i cisza w telefonach i ocet z musztardą w sklepach.I mam żal,ogromny żal za zafundowanie mi takiego czasu,który trudno dziś opisać bo nawet nie ma się na to ochoty.Wówczas wszystko należało przestawić na zupełnie inne tory,a mój prezes w pracy powiedział.........."czuje się jakby mnie ktoś zanurzył w szambie i wyciągnął takiego ociekającego gównem "...................przepraszam,ale przytoczyłam w oryginale.

Ale by nie zakończyć tak smutno:Pada deszcz,jak dziś,.Turysta spostrzegł bacówkę.Puka.Otwiera mu baca ,zaprasza do środka i tak sobie rozmawiają.W pewnym momencie turysta mówi:Baco,dach wam przecieka.  - Wim,mówi baca. - To dla czego go nie naprawicie?.  Bo deszcz pada,odpowiada spokojnie baca.To czemu go nie naprawicie jak jest słońce?Bo wtedy nie przecieka.
Ja wolę niskokalorycznego, - no może nie tak nisko,ale jednak niżej jak poprzedni KARP  W GALARECIE.Kilka kawałków np około 1 kg ,po dokładnym  oczyszczeniu z wierzchniej warstwy,tj lekkim nawet oskrobaniu odkładam na bok nieco posoliwszy.To  jest  ważne by w gotowaniu nie wydzielał się niepożądany zapach.Oczywiście nie wykluczam także moczenia w mleku wcześniej przed soleniem,ale po oczyszczeniu.Pisałam o tym wczoraj.W rondlu  [ okazuje się do karpia nieodzowny ] w 1 l.wody gotuję 15 minut 2 duże cebule pokrojone w talarki 3 marchewki także w talarkach i i 2 pietruszki podobnie,oczywiście ziele angielskie liście laurowe i pieprz.Także łyżeczka  niepełna soli ,przy założeniu,że karp był lekko ,bardzo lekko posolony [taki lepszy] i 1 łyżka cukru.Po 15 minutach gotowania pod przykryciem dokłada się rybę,w taki sposób,by pokryć ją tymi warzywami i niech tak około pół godziny jeszcze się BARDZO POWOLI gotuje,niech tylko "mruga"|,bo taka będzie najsmaczniejsza.W między czasie należy przygotować 2 równe  łyżki żelatyny wymieszać w niewielkiej ilości wody ,by "napuchła",to jest by całą wodę............no, np pół szklanki w siebie "wciągnęła".Taką łatwiej będzie rozpuścić.Wyjąć należy kawałki karpia.Ja usuwam z dzwonków wszystkie ości,nawet te malutkie przy grzbiecie ryby.Po tym należy ułożyć na półmisku,lub półmiskach [oby nie za płytkie były].Dołożyć do wody z warzywami żelatynę i mieszać do rozpuszczenia.Uwaga ! niektóra wymaga zagotowania inna nie.Tego należy przestrzegać zapoznając się z informacja na opakowaniu,bo zagotowana ta której gotować nie należało traci swoje właściwości.Po ułożeniu dzwonków zalewa się tą zalewą w której one były gotowane,wraz z warzywami,a kto nie lubi,może przez sitko wlać tylko samą zalewę.Ale wierzcie mi z warzywami smaczniejsza jest ryba.Podaje się z dobrym chrzanem i białym pieczywem.I  mnie do niej smakuje zimne,zimniutkie co?........................ piwo.Może to profanacja karpia ,ale mnie smakuje.No oczywiście nie na Kolację wigilijną......................ale potem....................oj to jest pycha.
Bo z tym KARPIEM to  jest tak,że czasem można przedobrzyć.I w dwu przepisach które zaraz przytoczę,ten jeden,to moim zdaniem właśnie karp przedobrzony,ale mojej koleżance i jej rodzinie bardzo,ale to bardzo smakuje.Przyznaję,mnie nie .Ale jest to przepis na karpia po żydowsku od mojej mamy,która pracowała z Żydówką i to od niej dostała dokładną instrukcję  .Mój ojciec wprost nie mógł się doczekać tego przysmaku,ale my dzieci nie bardzo,co ojciec kwitował w taki sposób..........."|kto się urodził niewolnikiem,ten panem nie umrze."Że to niby on jest panem,a my niewolnicy.No - ale dość tego wspominania lat ..............końca 40 i 50,ych.

No to zaczynam:Należy w dużym rondlu  usmażyć na klarowanym maśle kilka kawałków karpia.Załóżmy ,tak około 1 kg.Ale karp ma być świeży,nie mrożony ,lekko posolony.Co do mrożonego,to wypowiedziałam się na ten temat wcześniej.Może być też obtoczony w mące lub nie.Masło winno być dobrze rozgrzane,a robi się to tak,że najpierw sam rondel winien się rozgrzać i w następnym etapie ,już rondel z masłem.W taki sposób nigdy ,nic smażonego nie przywrze do naczynia,czy to rondla czy patelni.Po usmażeniu rybę należy wyjąć i wsypać tam sporą porcję pokrojonej drobno cebuli i także pokrojonej w kostkę  [ nie na tarce,nie ] marchewki.Można sobie to ułatwić kupując marchewkę mrożoną.Nawet lepiej bo ona szybciej zmięknie.Co to znaczy sporo? to znaczy po trzy szklanki marchewki i cebuli ,lub nawet trochę więcej..Po wsypaniu do rozgrzanego masła ,pruży się pod przykryciem około 20 minut,mieszając od czasu do czasu i tak gdzieś po 10 minutach należy dodać jeszcze masła ewentualnie dosolić i dodać 1 łyżkę cukru,oraz  1 łyżeczkę tartej gałki muszkatołowej .Na koniec ,to jest po tych 20 minutach włożyć rybę wlać jedną szklankę wina ziołowego ,tj Wermutu i dodać jeszcze przypraw takich jak ziele angielskie pieprz ,liść laurowy.Ale ja to robię tak:w woreczku foliowym tłuczkiem do mięsa traktuje te przyprawy.Są zatem lekko rozdrobnione....................ale uwaga ! wkładam je do metalowej dziurkowanej zaparzaczki do herbaty  i wrzucam do rondla.Po dokładnym zamknięciu,oczywiście.Zdejmuję też przytwierdzony łańcuszek ,by było wygodnie łyżką przesuwać ją w różne miejsca.Ona mi służy z resztą do różnych dań wymagających przypraw,których obecność bardzo lubię,ale nie lubię potem tych przypraw "łowić".Dodać łyżkę rodzynków i kilka rozdrobnionych migdałów.To wszystko razem jeszcze gotuje się na bardzo małym ogniu około 20 minut,  [ na bardzo małym].Podaje na gorąco,z czerwonym winem i grzankami.Niektórzy te grzanki dzieląc na kawałki wkładają do swojej porcji do sosu.Podobno to pycha.

Ale ja wolę.............
Zanim przejdę do  KARPIA...............takie oto złote myśli."Człowiek,który w nic nie wierzy wszystkiego się boi."I przy okazji przysłowie na ten temat."Miłość z bojaźnią nie stoi,nie miłuje kto się boi."I jeszcze taka złota myśl:"Kto nie umie udawać nie umie rządzić."Ot,i dylemat ................to znaczy kto?

No dobrze,dobrze,niech już będzie o KARPIU.

sobota, 12 grudnia 2015

Tylko na chwilkę jeszcze,tylko nachwilkę,by zapewnić moją koleżankę..................publicznie.............że jutro podam przepis jak ja robię karpia w galarecie,bo jakby to było gdyby nie zadzwoniła i nie przypomniała co jeszcze powinnam podać.....................podchlebiając się przy okazji."przecież ten twój karp jest pyszny".
"O ,kapusta,ta jest ciężko strawna"..................nieprawda."Bigos jest ciężkostrawny"...........prawda.
A tak w ogóle to kapusta jest daniem zasadniczym w te zimowe święta.Ale kto nie może "pozwolić sobie na bigos" polecam kiszoną kapustę z pieczarkami.1 kg kapusty ugotować,1 kg.pieczarek usmażyć i pod koniec smażenia dodać 1 łyżkę maki ,rozprowadzić i lekko tę mąkę przyrumienić i dodać do kapusty .Wymieszać ,ewentualnie posolić i popieprzyć.

Lub wersja dla odchudzających się .Także kapusta, ,także pieczarki,lecz ugotowane w bardzo małej ilości wody z kostką bulionową lub dwoma  [są takie o smaku grzybowym ].Po 20 minutach gotowania i mieszania by się nie przypaliło ,a wody ma być mało,należy wymieszać z odcedzoną ugotowaną kapustą.Smak pieczarek ,winien  [ i będzie ] dominować.I nie myślcie sobie............."o to takie  nie kraszone"..? ...............,bo to jest bardzo smaczne................no i ta świadomość ,że nie kaloryczne,też przecież się liczy.

I to jeszcze................pierwsze 20 min,kapusta winna być gotowana odkryta,by wyparowała z niej siarka,tak tak w kapuście jest odrobina siarki.Potem będzie lepsza i potem można już ją przykryć.

I to tyle na dziś.Nie,jeszcze to:Rozmawiają dwie przyjaciółki.Jedna mówi:Mam wspaniałego męża,nie pije ,nie pali,nie zdradza mnie,nie lubi piłki nożnej ,a nawet mnie nie bije.Na to druga.A od dawna jest obłożnie chory?
To co koniecznie zmienić należy to:SPOSÓB MYŚLENIA.Tak tak,drogie babcie i dziadkowie,do Was się zwracam ,bo to Wy pamiętacie te czasy,gdy o karpia się walczyło  i wystawało w długich kolejkach.A teraz? a teraz chętni kupna będą proszeni ,by tego dokonali  właśnie u tego sprzedającego.To jemu na nas zależy,nie odwrotnie.Zatem kiedy kupić tę rybę.?Ja to zrobię w poniedziałek przedświąteczny i zapewniam wszystkich,że kłopotu z zakupem mieć nie będę.Oczywiście kupię już zabitego.Po przywiezieniu do domu oczyszczę i wypatroszę i podzielę na dzwonka.I teraz moja rada dla tych ,którym karp śmierdzi ,bo tak to trzeba nazwać,mułem.Po dokładnym oczyszczeniu należy kawałki zalać słodkim mlekiem,na kilka godzin.Mleko ma bowiem to do siebie,że bardzo łatwo pochłania obce zapachy.Potem opłukać posolić i przez dwie lub trzy doby może być przechowany w lodówce.To, jeżeli przeznaczony jest do smażenia,a do gotowania w galarecie  tylko dobę lub dwie.Ale.......................myślę,że i we wtorek i środę będzie dostępny.

I na koniec tego tematu.Czy wiecie,że w wielu krajach karp nie jest rybą jadalną?

A teraz tak trochę o wszystkim co może jest znane,a może nie?Wszak na działki się nie wybieracie  -  prawda?.No chyba że tam hodujecie karpie.
Ja dziś w obronie uciśnionych KARPI.
Kochani,proszę nie męczcie ich.One i tak przeżywają stres  związany z odłowieniem i przeniesieniem do miejsc gdzie w prawdzie woda jest ,ale jest jej mało i zbyt płytka.A po co odławia się wcześniej karpie.Po to by się nie "rozbiegły"po całym hodowlanym stawie...............kumacie?by nie usiłowały"  zejść na dno"by się zagłębić w mule.Zatem są ściśnięte i zaniepokojone,a jeszcze przenoszone ,żywe w plastikowych foliówkach i wpuszczone do wanny celem oczyszczenia to dopiero cierpią.A co do tego oczyszczenia,to jest absurdalna teoria.Może kiedyś było to potrzebne bo były tylko dzikie karpie,ale teraz NIE,NIE,NIE.One właśnie już oczyszczają się po odłowieniu.Poza tym karpie hodowlane  [te o kilku zaledwie łuskach ] różnią się tym od dzikich  [to te całe pokryte łyskami ],że nieco inne mają zwyczaje .One to, tak mułem nie pachną jak dzikie.Poza tym ,powątpiewam w to oczyszczenie w wodzie kranowej i czy karp będzie chciał się oczyszczać..?..........skąd ten przesąd prowadzący jedynie do cierpienia ryby i niespodzianki,że zbyt szybko w" kranówce" ryba padnie i potem problem,bo zakładano,że będzie żyła  kilka dni,a ona zrobiła nam kawał i już rano był martwa.I całe jej szczęście  - no -ale nie nasze.

Zatem jak słusznie postąpić z Świąteczną rybą?
Iluż takich spotykamy ,którzy lubią mówić o niczym ,bowiem jest to jedyna rzecz na której się znają.

 I jeszcze to:Dwie rzeczy nie mają granic :wszechświat i ludzka głupota.!

A przysłowie:?"Gdy się woda ścina i u gęsi pierś biała,będzie zima długo trwał".Ale jak sprawdzić tę gęś? ,ot i jest problem.

A teraz,coś zupełnie nietypowego...............

piątek, 11 grudnia 2015

Nadszedł czas  na :JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO....?................Szczególnie jakoś wspominam te lata głodne i chłodne................lata 40 e.O tej porze roku już zawsze była zima.Przychodziła czasem pod koniec listopada,a czasem na początku grudnia.Towarzyszyły jej obfite opady śniegu i duże mrozy.Pamiętam "tunele" w których się cała chowałam i tylko śnieg i śnieg i po lewej i po prawej stronie.I pamiętam  nieogrzane mieszkania,bo opału nie było,a jak był to tylko z ;przeznaczeniem na święta i niedziele.Pamiętam też Wigilie Bożego Narodzenie i podawane wówczas potrawy .Była to zupa z suszonych małych gruszeczek  [to z dzikich gruszy rosnących na miedzach przeważnie w celu wyznaczenia granic pól.}Na te gruszeczki,mówiono po prostu pierdziołki,lub bardziej elegancko,ulęgałki.Ta zupa była gęsta od nich,bo nic więcej w niej nie było.Posłodzona oczywiście sacharyną.Sacharyna ,to taki sztuczny cukier,po którym zawsze była zgaga.Była w malutkich pudełeczkach,wielkości zapałek a na wierzchu był obrazek słońca na tle granatowego nieba.Nie wiem czemu,ale jako dziecko tego słońca się bałam,a może tego granatu nieba ?Zatem,pierwsze danie zjedzone.Z niecierpliwością czekało się na drugie,bo była  to sałatka z gotowanych ćwikłowych buraków  pokrojonych w plasterki i cebuli ,także pokrojonej w plasterki.Cebula na jedną godzinę przed była posolona i posłodzona tą sacharyną by zmiękła,a potem zostało to wymieszane ,pokropione octem i dodany PYSZNY olej tłoczony na zimno ciemnozielonego koloru,przemycony jakoś,jak nie wiem.A do tego ziemniaki w mundurkach.Ależ to było pyszne.Nareszcie ziemniaki nie brukiew.Jeszcze dziś czasem robię taką sałatkę pół na pół surowa cebula i gotowane buraki i mi smakuje,szczególnie do mielonych kotletów ,by udowodnić sobie,że do mielonych kotletów ni musi być zawsze jarzynka z marchewki.I przy kolacji ,zawsze mama i ojciec płakali ,bo siostra w więzieniu a brat w obozie.Potem gdy wrócili...................jakież to było szczęści i radość ,no i koniec wojny i Kolacja wigilijna i nikt nie płacze................a ja zdziwiona,bo myślałam,że w czasie  kolacji płakać należy..Że to jakiś obowiązek. 

I  to tyle na dziś.Jak to dobrze,że jest cukier.Chyba zrobię tę sałatkę,bo z cukrem to pychotka.