Onegdaj tj. np. 70 lat temu w taką pogodę życie towarzyskie na podwórku kamienicy w której mieszkałam kwitło.Sąsiedzi wietrzyli co się da ,a dawało się najczęściej wietrzyć pościel.Ależ dobrze się w takiej napowietrzonej spało.Ale ponad to wiele prac wykonywano na podwórku,choćby przygotowywanie owoców do przesmażenia .I to co w tej chwili napiszę będzie w tych pospiesznych czasach niewiarygodne.Sąsiadka, pani Genia pozbawiała owoce agrestu pestek.W tym celu najpierw nożyczkami do manicure obcinała coś co wcześniej było kwiatkiem i z drugiej strony kawałek ogonka.Potem żyletką oprawiona w korek od butelki przekrawała [ średnio dojrzały agrest ] i małą,maciupką łyżeczką służąco do soli wydobywała pestki.Dopiero takie owoce nadawały się na konfiturę agrestową.Przyglądałam się temu i obiecywałam sobie,że jak urosnę,to też będę smażyć konfitury z tak przygotowanych owoców agrestu.Przykro mi,ale słowa nie dotrzymałam.
Pani Genia nie chcąc nagrzewać sobie kuchni smażyła konfiturę na dworze.W tym celu wykopywała dołek na brzegu ogródka graniczącego z podwórkiem i w ten dołek wstawiony został prymus. Tak było wygodniej i uniemożliwiało przewrócenie się całości .Prymus ,to taka maszynka na naftę,bardzo delikatna druciano blaszana .I z tego pomysłu skorzystałam po latach na działce.Wtedy gdy lodówka była zdobywana nie kupowana ,ja także zrobiłam dość duży o okrągłym kształcie dołek.Wstawiłam do niego wiadro,do wiadra wlałam wodę ,a do wody wstawiłam różne butelki,z różnymi płynami,a mój sąsiad Stefan skwitował to tak "Ty szefowa to jesteś mądra " i oczywiście także chłodził sobie napoje w taki sposób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz