środa, 24 grudnia 2014

W ten Świąteczny czas,chciałabym powspominać jak to onegdaj bywało,ale  czy uda mi się to teraz, czy później nie wiem ,a teraz:
CZY WIECIE ŻE,jeszcze około 25o lat temu  zwyczaj ubierania choinki w Polsce nie był znany.Przywędrował do nas z Niemiec.Początkowo tylko na pańskich dworach,bo w wiejskich izbach stawiano jako ozdobę i zapowiedź urodzaju snopek słomy.
WITAM WSZYSTKICH MOICH CZYTELNIKÓW I ŻYCZĘ IM BŁOGOSŁAWIONYCH ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA I WIARY W TO,ŻE MAŁA DZIŚ BOŻA DZIECINA JEST WIELKIM BOGIEM ,KTÓRY NARODZIŁ SIĘ DLA NAS LUDZI,BY NAS ZBAWIĆ, a ponadto by Święta te były radosne ,rodzinne i ciepłe i aby spędzony czas z rodziną był twórczy i mobilizujący  na cały  NOWY ROK.

wtorek, 23 grudnia 2014

A BYWAŁO TAK................... o tej porze ,pachniało już grzybami,oj pachniało ,bo gotowały się namoczone dzień wcześniej kapelusze prawdziwków.W tamtych 40-tych latach pamiętam nie było podgrzybków,czy były nie modne,czy uważano je za nie jadalne ,nie wiem Na Wigilie tylko prawdziwki i to wszędzie ,a marynowane to tylko rydze,a maślaki zjadane były jesienią z jajkiem lub śmietaną i to cała grzybowa opowieść.A zatem gotowały się do miękkości i ponieważ w moim domu nie było uszek z barszczem ,to podawano zupę grzybową z łazankami,oczywiście robionymi ręcznie  i kapelusze prawdziwków obsmażane w cieście naleśnikowym ,w którym było dużo drobniusieńko  pokrojonej cebuli i pieprzu i soli do smaku.Każdy kapelusz w tej dziwnej panierce oddzielnie,...ależ to było pyszne i jest, bo nadal to robię.To chyba najlepsze z całej kolacji Wigilijnej.Pachniało też choinką ,kusiło to co na niej było ,a  wolno było zjeść dopiero w drugi dzień Świąt.Przepyszne maleńkie jabłuszka zwane rajskimi.To rarytas wówczas o tej porze roku ,i w sreberko owinięte orzechy włoskie i w świecących papierkach  długie jak ołówki cukierki i serduszka lukrowane z piernika.Tym szczyciła się choinka,a do tego kilka bombek jeszcze z przed wojny i Niemieckich kugli [to po Polsku bombka].Kugle tym różniły się od naszych bombek,że były przezroczyste jak bańki mydlane,ze skromnym malunkiem I panował już Świąteczny nastrój i było ciepło w całym domu i już rozstawiony stół na osiem osób............ i te osiem osób .........to było to.Dziś żyje,akurat połowa tylko.Może jeszcze jutro c.d.?,jeżeli Kochani nie nudzi Was to?
A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO?
Drodzy Moi Czytelnicy,chcecie więcej się dowiedzieć..............kliknijcie "starsze posty"...na końcu strony,i tam wcześniej też podany jest adres mejlowy mój.Proszę piszcie do mnie.Czekam na pytania.
DRODZY DZIAŁKOWCY,NIE MARTWCIE SIĘ POGODĄ,bo wszystkie rośliny weszły w stan spoczynku bezwzględnego ,który trwa przeważnie do końca stycznia Potem spoczynek już jest względny ,ale też trzeba co najmniej dwu tygodni z temp.około 10 st. by ruszyła wegetacja,co w lutym raczej się nie zdarza.Obserwując jednak pogodę,myślę ,że ja już nie,ale młodzież  doczeka  być może  takiego klimatu,że nie będzie różnicy miedzy latem a zimą,bo przecież jeszcze 50,60 lat temu [pamiętam] nie było Świat Bożego Narodzenia bez śniegu ,czy mrozu.Różnica polegała tylko na tym,że w jednym roku śniegu było 30,a w innym 60 cm.Czy możemy coś z tym zrobić? niestety już nic co było do "zrobienia ,zrobiliśmy" ...............niestety.Podobno jeszcze w latach 60 ątych była możliwość interwencji i zmiany,dziś już za późno.Ułatwienie życia i,wygodnictwo,szerokim pochodem idą przez świat.KOCHANI,PRZEPRASZAM ZA TEN DEFETYZM,ALE STARAŁAM SIĘ ODPOWIEDZIEĆ NA PYTANIE .........CO Z TĄ POGODĄ.............A TYMCZASEM POGODY DUCHA ŻYCZĘ I MIŁYCH CHWIL ROZJAŚNIONYCH KOLOROWYMI ŚWIATEŁKAMI I RADOŚCI Z NARODZENIA  TEGO, KTÓRY NAS OD WSZYSTKIEGO ZŁEGO WYBAWI.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

A bywało tak.Ja byłam zatrudniona cały czas przy mieleniu przez maszynkę,pasztetu,maku Żadnej "gotowizny" nie było np mak w puszce,zresztą na tyle na ile poznałam moją mamę nie wchodziłoby to w rachubę...............bo...."nie wiadomo co tam jest zmielone,a czy mak był niebieski,a czy dobrze sparzony itd,itd."O tej porze też przygotowywane były już ryby.Smażone karpie układane porcjami w specjalnym naczyniu [o grubym dnie i bokach] zwanym kastrolką.Warstwa po warstwie przełożone odrobina masła i  natką pietruszki i wyniesione naczynie zostało gdzie?..................oczywiście do schowka pod schodami,a tam było zimno,oj zimno,bo też i na dworze było  zimno.A w Wigilie odgrzewany był w piekarniku.Gotowano też w moim domu karpia w galarecie jak ojciec mówił " z naleciałościami Żydowskimi" bo na lekko słodko.Musiało w galarecie być dużo marchwi,pietruszki i cebuli.To zresztą moja ulubiona potrawa Wigilijna.Wiem,że niewielu Polaków ją jada. Ale w początkowych latach powojennych nie było ryb morskich,natomiast pod dostatkiem i nie tak drogie jak teraz sandacze i szczupaki I z myślą o nich był  garnek o podłużnym kształcie ,do gotowania ryby w całości,no i gotowano a potem..............to znowu była moja praca..............należało obrać ją [tę rybę] z ości i zmielić w maszynce i także zmielić kawałek namoczonej w mleku i odciśniętej chałki. Oczywiście do tego garść drobniusieńko pokrojonej cebulki sól do smaku i gałka muszkatołowa .Po wyrobieniu nakładało się ten farsz do lnianego woreczka i gotowało w małej ilosci wody z włoszczyzną około pół godziny.Po tym czasie woreczek wyjmowano obciążano deseczka i naczyniem z wodą do wystudzenia.Aha.dodawano też do farszu jajo ,lub dwa.Po ostudzeniu zostało pokrojone w grube plastry i ułożone na półmisku i zalane wodą w której sie gotowało,do której dodano żelatyny.To tyle na dziś  i już idę do kuchni.Wszystkim życzę udanych potraw.