sobota, 2 lipca 2016

A ogórki rosnące na zagonku?....................one są OK..A to z prostej przyczyny.Bo są podlewane,mam nadzieję często ,bo jakże by inaczej jak jest taka susza a  przecież powszechnie wiadomo że swoimi korzonkami sięgają tylko do 20 cm w głąb gleby,bo to nie buraczki które mają 80 cm. korzenie.A gleba podlana paruje i to wystarcza by zawiązki owoców ogórka się zawiązały w kształtne,smaczne ,nie gorzkie owoce.A jeżeli chodzi o gorzkie ,to właśnie przyczyną może być brak wody , zbyt głębokie  umieszczenie nasion w glebie ,lub [ co u amatorów  raczej nie ma miejsca],przenawożenie azotem i jeszcze jedno,ale także  nie aktualne  ,tj .zbyt duża różnica temperatury między dniem a nocą.Z zagonka zatem, po odpowiednim potraktowaniu [podlewaniu]  na plon można liczyć.I może on być wysokim plonem ,bo dyniowate są  bardzo ciepłolubne.

I niech tak pozostanie.
Ogórki rosnące  w szklarni lub w tunelu foliowym mogą okazać się bezproduktywne.Bo............bo z powodu ciepłego i suchego powietrza spadają  im pąki kwiatowe, lub kwiatki lub nawet zawiązki owoców ...............ten oczekiwany plon leży na ziemi.Bo za mała wilgoci ,za mało.I  słysząc to pewna osoba urządziła i pomidorom i ogórkom rosnącym w szklarni zamgławianie.Za późno to zauważyłam,bo rośliny już były solidnie mokre.I co spytacie? A to ,że takie postępowanie niesie za sobą pewne skutki......................bardzo niedobre skutki ......................BRUNATNĄ PLAMISTOŚĆ  LIŚCI POMIDORÓW:".A ja myślałam,że je ochłodzę" tłumaczyła się on .I tak to jest jak rośliny porównuje się do ludzi.

A co z ogórkami na zagonku?
Mogą wystąpić zmiany na pomidorach .Nawet tych rosnących na zagonku.Można zaobserwować  więdnięcie szczytowych części  roślin.To nie stanowi jeszcze jakieś , bardzo, tragicznej  niedobrej sytuacji ,bo zauważyć można,że po podlaniu wracają do dobrej kondycji.Gorzej przedstawia się sytuacja z zapyleniem ,a właśnie kwitnienie  się rozpoczyna .Jak temperatura jest tak wysoka  jak obecnie i  w dzień i w nocy może wystąpić sterylność pyłku co oznacza,że  z kwiatka owocu nie będzie.Napisałam,że może wystąpić,bowiem jest to zależne od odmiany i od stanowiska na którym rosną pomidory,a konkretnie,czy jest tam przewiew,czy go  nie ma ? I podobnie,ważne też jest czy jest przewiew w szklarniach i tunelach foliowych,gdzie rosną pomidory?"Stefan - a, co to u ciebie szyb brakuje w szklarni?" zapytałam pewnego podobnie upalnego lata." Tak trujesz o tym przewiewie,że je powybijałem",odparł.Okazało się,że nie powybijał,tylko wyjął,zaznaczając która w które miejsce wrócić mają.Z daleka, jego szklarnia  wyglądała jak szwajcarski ser. Roślinom jednak   to pomogło.Ale to jeszcze nie było tylko to,bowiem bardzo tego roku on  prześwietlał krzewy agrestów i porzeczek i te zlikwidowane po prześwietleniu gałązki położył na dachu szklarni."Do pierwszego wiatru Stefciu,do pierwszego,to poleży" stwierdziłam.Ale wiatru jakoś nie było,lecz uschły liście na położonych na dachu gałązkach, i  za tydzień zostały zdjęte  bowiem niewiele dawały cienia.Wtedy to właśnie narodził się pomysł z rzuceniem na dach starej firanki,stosowanej potem w razie potrzeb przez następne lata.

Jeszcze są takie rośliny ,rosnące w szklarni ,które .....................
KLEMATISY, to przepiękne  pnącza i do tego o bardzo zróżnicowanych kolorystycznie kwiatach.O kwiatach dużych i drobnych i kwiatach pojedynczych i pełnych. I do tego wszystkiego należy dodać,że są to byliny.
Niestety - choć lubią światło, choć lubią słońce,ale jednak nie tropikalne, a takie ostatnio bywa.Oglądałam  ,rosnące "na wystawie południowej",zatem najgorsze jakie może być dla nich stanowisko.Najlepiej czują się "wystawione" na wschód,lub zachód.Do tego jeszcze ,te które oglądałam rosły tuż przy południowej ścianie domku na działce,zatem dodatkowe ciepło oddawał roślinie nagrzany mur i  nie było absolutnie przewiewu.Co to powodowało?Powodowało zasychanie najmłodszych najdelikatniejszych pędów i co za tym idzie pąków kwiatowych.Działkowicz podejrzewał jakąś chorobę lub szkodnika.A to tylko warunki pogodowe , w których tak zachowują się rośliny.Do tego jeszcze gleba w której rosły one w promieniu około pół metra była gołą glebą.Zacienienie jej przez np. jakieś rośliny płożące  okrywające  te miejsca gdzie znajdują się korzenie klematisów jest bardzo wskazane,a nawet konieczne.|No - dobrze,ale co teraz? Jak ratować biedne rośliny?Koniecznością staje się cieniowanie.Na działce akurat był kawałek czarnej foli .Poradziłam zatem właścicielowi biednych klematisów  by przed  wbił dwie żerdzie,albo dwa pręty.Rozciągnął  między nimi sznurek i na  nim tę folię  powiesił odpowiednio  przymocowując by wiatr jej  nie porwał.To jest kłopotliwe,stwierdził działkowicz i zapytał: "A czy nie mogę tej foli  bezpośredni położyć na klematisach?" Absolutnie nie.To bowiem pogorszyłoby sprawę ,bo czarny kolor ,nagrzewa się bardziej jak jakikolwiek inny.Pod czarną folią rośliny ugotowałyby się.No - cóż pogody nie na klimat umiarkowany a na tropikalny i to może spowodować pewne zmiany  w zachowaniu się roślin.

Ot - choćby np:..........................
O pewnej roślinie ozdobnej,która ucierpiała od upałów ,którą oglądałam na pewnej działce.
Koszenie liści truskawek w dwa tygodnie po zbiorze ostatnich owoców jest zabiegiem fitosanitarnym.Przez wyniesieni ich po skoszeniu z działki wynosimy ,być może,różne szkodniki,które w liściach się osiedliły, a już z pewnością, choroby truskawek,a też ich jest trochę jest.Bo choćby ta najpopularniejsza szara pleśń,mączniak i biała plamistość.I choć wydawałoby się,że ich nie ma ,to nie musi być prawdą.Bo właśnie weszły w stan bezobjawowy.Objawią się przyszłego roku wiosną.Jednak koszenie nie uchroni żadnych plantacji ,ani zagonków z truskawkami od groźnych szkodników glebowych np:od OPUCHLAKA TRUSKAWKOWEGO,który to uszkadza rośliny,zarówno owad dorosły jak i jego larwa .Mnoży się intensywnie ,albowiem jak mszyce jest dzieworodny.Zatem nowe pokolenia przychodzą na świat bez udziału samców.Naturalnym najlepszym najbardziej pracowitym w wyłapywaniu tego szkodnika jest KRET.Można też zastosować preparaty doglebowe niszczące go.Jednak  odradzałabym jadania czegokolkiwiek co w takiej glebie urosło przez 3 lata.Jednak trzeba wziąć to pod uwagę,że zniszczyć go należy ,bo poza truskawkami uszkadza inne rośliny np ;azalie,niektóre iglaki i jeszcze inne,które napotka na swojej drodze do zaspokojenia dużego apetytu.Jego obecność poznaje się po, nagłym  [ z dnia na dzień ] schnięciu truskawki.Po wyjęciu z ziemi okazuje się,że ona prawie nie ma korzeni.No tak - a miało być o koszeniu liści.Aby dopełnić  rozpoczęte dzieło ,napiszę jeszcze:Dobrze,że nie spotyka się teraz szkodnika OWOCU TRUSKAWKI.W latach 70,ątych się spotykało.Kłębowisko gąsieniczek żerowało wewnątrz owocu.Już prawie o nim zapomniałam,a przecież bywał kiedyś,bywał i nazywał się KROCINÓG KRWAWOPLAMY.
"Własny domek milszy niż cudze pałace."polskie.
Też tak uważam.
A teraz : pewne wyjaśnienie do wczorajszych treści,albowiem zarzucono  mi,że nie tłumaczę dla czego należy kosić liście truskawek.Aha  - i  jeszcze co do wiersza,to wymaga on wielu poprawek,za szybko powstał.Zatem proszę spuścić na niego kurtynę milczenia.Wracam do koszenia liści.

piątek, 1 lipca 2016

CZY TO JEST DZIEWCZYNKA Z  ZAPAŁKAMI ?
=======================================
Noc już cienie spać pokładła.Zasnęły też wszystkie dzieci.
I ostatnia gwiazdka spadła,aby w ciemnej bramie świecić.
Ale - co to?To  nie ona.To z zapałkami dziewczynka.
W blask płomienia zapatrzona.Płomień ciepły jak pierzynka .
Grzeje ją i rozweseli.Stanął przed nim pan bogaty.
Piękny ,młody w śnieżnej bieli i powiedział:
Ty, herbaty z spirytusem natychmiast się musisz napić,
bo zakończysz życie grypą,lub tyfusem.
Lecz dziewczynka z zapałkami w te słowa się odezwała:
Może być coś miedzy nami ,gdybym od ciebie dostała.
Trawki z drinkiem,dopalacze.Drżą mi dłonie,bom na głodzie,
i za chwile się rozpłaczę.
Kumaj ,ojciec,że nie w modzie dziś dziewczynki z zapałkami.
Nad zapałki wolą dragi popijane browarami.
Lecz browar winien być zimny,taki jak dzisiejszy dzień.
Jeśli kumasz, to swój pogląd na życie  zmień.
Pan bogaty,miły szczery zastanowił się przez chwilę
i zawołał ...........do cholery ,skąd dziś przebierańców tyle?
Zupełnie inaczej winno wyglądać nasze postępowanie z poziomkami.Te rośliny  PROSZĘ TRAKTOWAĆ JAK DWULETNIE.Po tym czasie robią się nie tylko brzydkie,nie tylko "wychodzą z ziemi" ale też bardzo skapo owocują.Pewien działkowicz poirytowany faktem "szukania " nowego miejsca na działce pod nowy zagonek zrobił tak:Tym zagonkiem u niego  została stara beczka.Drewniana,z klepek,bo było to dawno temu.W klepkach  wywiercił otworu o średnicy około 7,8 cm od góry do dołu ,od lewej do,prawej co 20 cm. Otwory też wywiercił w dnie.Od góry była otwarta.Tę beczkę napełnił kompostem wymieszanym z obornikiem i kupną ziemią służącą wtedy do produkcji rozsad.Ubił dobrze i postawił na  kamiennej płycie.Akurat taką miał.I wiecie co ? ustawił w miejscu bardzo eksponowanym.W te wywiercone otwory posadził rozsadę poziomek ,a na szczycie trzy pelargonie.Podlewał od góry oczywiście i nawoził I przyszedł czas plonowania.Jakże to atrakcyjnie wyglądało,a jaka frajda dla jego wnuków? Tego nie da się opisać.Za dwa lata zmieniał ziemię w beczce,wykorzystując ją jako nawóz do nawożenia jesiennego działki  w trakcie kopania.Jednak,  w tym miejscu mógłby ktoś zapytać ...........a do czego ta kamienna płyta pod spodem beczki.............a do tego,że od czasu do czasu przy pomocy sąsiada obracał ją by te poziomki co były od strony północnej odwrócić na południe,wszak beczka jest  przecież okrągła.Ale lata biegły ,innym działkowcom w tym ogrodzie pomysł się spodobał,tyle,że beczki już zrobiły się plastikowe. Tak atrakcyjnie jak drewniane nie wyglądały ,ale to nie przeszkadzało by je zastosować i co bardziej pomysłowi "ubierali "je w różnego rodzaju pokrowce, w których także wycinali otwory.Ktoś,z kim byłam zaprzyjaźniona poprosił mnie o radę ..............w co ma ubrać swoją beczkę.Kupiłam mu na imieniny zieloną ceratę w białą kratkę.Jakże ładnie się prezentowała i w odróżnieniu do innych "ubrań" była bardziej wytrzymała na zmieniające się warunki pogodowe.

To tyle, na tematy działkowe.A teraz pozwólcie ,że umieszczę coś co ja chciałabym zwać wierszem,ale czy tak jest?
Upały dokuczają różnym roślinom - no może najmniej drzewom owocowym,ale już truskawkom i poziomkom raczej tak.Truskawki kończą plonowanie.W tym roku było ono wczesne,obfite ,ale krótkotrwałe,wyłączając odmiany powtarzające.Bo u powtarzających należałoby  podsumować całość plonowania.Ale - ponieważ roślina może wydać tylko tyle ,nie więcej owocu ,rewelacji nie będzie.Plonowanie będzie tylko rozłożone w czasie.I w nawiązaniu do powtarzających informuję,że pewnego zabiegu na  nich nie wykonuje się.Myślę o koszeniu liści.Ten zabieg jest truskawkom,które zakończyły plonowanie ,tak potrzebny jak nam w czasie upału woda,jak nam prysznic na początek  i koniec dnia. To fitosanitarny bardzo ważny zabieg.Bo jeżeli zagonek z truskawkami ma rok,dwa,lub trzy ,to w dwa tygodnie po zakończeniu owocowania należy skosić liście. Starszy,przeznaczyć do likwidacji.Najlepiej,najwygodniej, długim ostrym nożem [kiedyś wykonywano to sierpem ] ścina się na wysokości około 5 ,10 cm licząc od ziemi.W każdym razie - tak by nie uszkodzić zbytnio pąków wzrostu,które znajdują się w środku truskawki.By sobie sprawę ułatwić dobrze jest ścięte liście włożyć , upchnąć do dużego worka na śmieci.I w tym miejscu, decyzję co do tego co z nimi zrobić pozostawiam Państwu.Bo jeżeli roślinom coś dokuczało: jakieś choroby ,lub szkodniki,radzę nie dawać liści na kompost ,ale jeżeli  nie to można dać.Ten sezon raczej nie był złym sezonem truskawkowym.Przeważnie nie było szarej pleśni ,najczęściej występującej na truskawkach.Na liściach i na owocach.Było sucho a susza nie sprzyja powstawaniu tej choroby.

O !  - i natychmiast po skoszeniu liści NALEŻY zastosować nawożenie,nawozem specjalistycznym do truskawek i poziomek.Nie wiosną.................pisałam o tym często,że najlepszym terminem nawożenia truskawek jest czas po zakończonym plonowaniu bo.................spowoduje szybkie odrośnięcie zdrowych liści i one włączą się  do budowy pąków kwiatowych na przyszły rok.Tak,tak,już teraz zaczyna się budowanie  i magazynowanie w roślinie,sił i środków na przyszły rok.A zagonki 4 letnie .............likwiduje się.Pozostawienie ich na jeszcze jeden rok jest nieopłacalne ,nie ekonomiczne ,a owocu będzie na  nich niewiele i będzie bardzo drobny.Proponuję założenia nowego......................ale,ale przypadkiem nie w tym samum miejscu.W tym samym miejscu możemy założyć dopiero zagonek z truskawkami za   Uwaga ! - za  8 lat.
Najlepszy czas na sadzeni nowych roślin to: pierwsza dekada sierpnia.Posadzone w tym czasie zaowocują już w przyszłym roku.Owocu jeszcze  nie będzie bardzo dużo,ale będzie duży.


"W jednym owocu można dostrzec cały wszechświat."chińskie.
Wszechświata nie zobaczyłam,a byłoby w czym ,bo owoców,które wczoraj przetwarzałam  było 10 kg.Kumacie ,Kochani,kumacie?Widzę zamiast wszechświata pełne słoiczki .Trwało to ,z małymi przerwami 7 godzin.By chwycić pałłera wzmacniałam siły winem.Dobrym,odpowiednio wychłodzonym i bardzo mi smakowało,tyle że dziś boli mnie głowa.Wniosek jest jeden- wino,owszem,ale nie pół butelki.Wszystko z umiarem,z umiarem,ale to tak łatwo się tłumaczy.Gorzej z realizacją.Rano szara rzeczywistość zapukała do drzwi .Nie ma owoców do przetwarzania,zatem ta druga połowa butelki poczeka sobie na czas - tak myślę,wiśni sokowych.Bo tylko jak jest przede mną jakaś większa praca,jakaś mobilizacja wtedy się przydaje wino.Dobrze,że mój ojciec tego nie doczekał ,bo z pewnością skomentowałby np.tak:"No to jakby wybuchła III Wojna Światowa ,to ty ciągnęłabyś za sobą beczkę z winem".

Wracając jednak do spraw działkowych...........................

środa, 29 czerwca 2016

WIĘC ..........0  ! p. polonistka postawiłaby mi dwóję  za to więc .....bo tak nie rozpoczyna się zdania.No - dobrze,niech będzie.............JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO ?. A bywało tak,że w kościele w niedziele na mszy tej o 9,ej było  bardzo dużo wiernych .Jeszcze pachniały ściany  świeżą białą farbą bo wymagały pomalowania po  5 latach magazynowania tam płodów rolnych.Kościół pod wezwaniem Św.Józefa  w Rudzie Pabianickiej zawsze przyciągał wiernych ,może też przez te dziewiczo białe ściany i przez to,że był bardzo widny.Do dziś mi się podoba,choć gdybym mieszkała tam gdzie wtedy,już nie byłby moim parafialnym kościołem.Bardzo lubiłam jak mszę odprawiał wikary bo zawsze coś powiedział do dzieci.Był szczupły,młody i  uśmiechnięty.Natomiast proboszcz [ i tu chyba grzeszę ]  nie podobał  mi się bo mówił..............."Pana naszygo".Za te refleksje ofuknął mnie ojciec i zapytał .................a, właściwie stwierdził..................."To ty do kościoła chodzisz dla księdza."I skończyły się moje uwagi na te tematy.I wracaliśmy w milczeniu,przeważnie,bo skoro ja nic nie mówiłam to inni z pewnością też nie.Szłam i myślałam o śniadaniu.Do kościoła bowiem szło się na czczo.W niedziele ono było uroczyste i były ....................serdelki na gorąco.Tylko w niedzielę,bo w tygodniu bułka z masłem .Ale - Kochani .!Te serdelki tak się różniły od tych obecnych jak ja od Kubusia Puchatka.To było coś pysznego  .A do nich musztarda.Była tylko jedna w handlu: Sarepska ,bo jaka jeszcze miałaby być?Jak musztarda,to musztarda .Zdziwiłby się sprzedający gdyby ktoś zapytał o jakąś inną.Taka była i koniec.Sprzedawana w szklankach z grubego szkła, karbowanego w  jej dolnej połowie.Po wykorzystaniu służyła w niektórych domach za szklankę do herbaty ,lub , i to częściej ,do wódki.W moim domu, oprócz musztardy   była jeszcze tzw. letnia ćwikła.Buraczki bowiem i owszem ,ale o tej porze roku chrzan .Nie to się nie zdarzało.Wszystko miało swój czas.Czas chrzanu to czas od Bożego Narodzenia do Wielkiejnocy Ćwikła letnia to ugotowane buraczki i pokrojone w plasterki,także pokrojona w plasterki cebula ,pół na pół.Z tym,że cebula była przesypana solą, pieprzem i  cukrem i tak stała dwie doby.Potem skrapiana była octem i mieszana z buraczkami.Ubijana w słoikach i przechowywana w schowku pod schodami,bo tam było chłodno.Wszyscy lubiliśmy tę inną ćwikłę.
BORÓWKA AMERYKAŃSKA.Niejednokrotnie pisałam o  niej,że w stanie dzikim rośnie na skrajach lasów w pobliżu zbiorników wodnych ,które to systematycznie parują.I co z tego ? zapytacie, być może .Ano - to z tego,że rośliny same wiedza czego im potrzeba i tam się  sytuują i tam rosną.Okazuje się bowiem,że  rosnące w słońcu  i bez pary wodnej ,gubią pąki kwiatowe,kwiaty i zawiązki owoców.Para wodna ............. w naszym przypadku zamgławianie, w okresie od początku kwitnienie do wybarwienia się pierwszych owoców jest im potrzebne jak nam tlen do oddychania.To zapotrzebowanie będzie mniejsze gdy krzewy będą miały stanowiska zacienione ,choćby przez korony drzew.Pomimo tego ,zawsze w czasie który podałam wcześniej i w czasie upalnej pogody należy je ,tj,te krzewy  [ tylko te ] zraszać.A po  co ? spytacie być może?A po to by stworzyć im warunki podobne do tych jakie same wybrałyby.Ta woda pod postacią kropelek na liściach znaczy wiele , przez wiele godzin po zraszaniu.
Jeżeli ktoś uważa,że są to rośliny kłopotliwe,to pragnę przypomnieć,że ich owoce jak żadne inne zdecydowanie wzmacniają wzrok , co nie ujdzie niezauważalne po dwóch,trzech tygodniach konsumpcji tych owoców .I jeszcze to.................O ! jak ja to lubię,jak lubię o tym pisać................To dzięki nim,tym owocom ,w jakimś stopniu oczywiście,taki a nie inny był wynik II Wojny Światowej.Bo,lotnicy RAFU przed oblotami nocnymi zjadali porcję dżemu z tych owoców ,bowiem w nocy po zjedzeniu ich bardzo wyostrza się wzrok,bez względu na to w jakiej formie jadamy czy przetworzone,czy surowe?

A jeżeli chodzi o przetwarzanie ,to jutro przetwarzam maliny i porzeczki ,zatem nie wiem jak będzie z moją obecnością tu,ale może..............,może jakoś się uda?
A teraz jeszcze jak to onegdaj.............. to jest cd, .............tego co wczoraj.
Woda jest potrzebna i drzewom i krzewom i jeszcze truskawkom,choć one [zależnie od odmiany} kończą przeważnie już owocowanie.Drzewa owocowe ,właśnie teraz intensywnie pracują na wielkość owoców ,nawet tych późnych odmian.Za miesiąc zwolnią tempo .Tu także potrzebne jest podlewanie,ale nigdy,przenigdy sposobem zraszania ich ...............O - NIE.  Zupełnie tego nie potrzebują ,bo to nie paprotki doniczkowe, domowe rośliny.Mokre liście na jakimkolwiek drzewie owocowym to : MONILIOZA,BRUNATNA PLAMISTOŚĆ itp.To choroby grzybowego pochodzenia zatem co ?zatem mokro i ciepło ,bardzo, oj ! za bardzo im odpowiadają ..Niedowierzającym proponuje by pomyśleli....................kiedy w lesie jest nadmiar grzybów??...A tak prywatnie ,to nie mogę się  tego czasu doczekać ,bo grzyby leśne  to moja druga miłość.

Ale,ale jest taka roślina,która .......wyjątkowo,właśnie,szczególnie  teraz  zraszania potrzebuje.A tą rośliną jest...........................
Trawniki,trawniki,trawniki ! W prawdzie wegetacja ich właśnie zwalnia,nie mniej wody potrzebują do budowy darniny ,tj . dla korzeni A już młode,założone tej wiosny szczególnie.O tyle jest to sprawa łatwa,że deszczowanie,zraszanie [bo ta forma jest najlepsza] może mieć miejsce o każdej porze dnia - no jednak biorąc pod uwagę to,ż w samo południe więcej  wody wyparuje jak pozostanie w glebie,ale jeżeli nie ma innej możliwości ?.Szczególnie będzie trawnik potrzebował wody po skoszeniu  i to przez co najmniej trzy,cztery dni.Pozostawienie go samemu sobie może skończyć się żółtymi plamami,które to ożyją po jakimś czasie ożyją,ale po co sobie to fundować? No - to teraz wiecie,Drodzy moi Czytelnicy ,dla czego w Anglii są piękne trawniki? Tam tak "palącego" słońca  nie ma .Ale - wolę nasz klimat,nasz kontynentalny i trzykrotnie  więcej dni słonecznych jak na Wyspach.
I gdzie jeszcze woda,będzie bardzo potrzebna ? - no gdzie?wiem - odpowiecie,że wszędzie,bo też to jest prawda,ale jednak.....................
No - właśnie.Miało być ...........w takim upał.............
Chyba mojemu komputerowi też za ciepło,bo bardzo mnie opóźnia a ja z ważna informacją działkowowodną,bo jakaż może być w taki pa?
Może tym przysłowiem wprowadzę nieco chłodu.A -  swoją drogą, uśmiejecie się z niego ,tak jak i ja się uśmiałam ,a to ze względu na jego treść, o tej porze roku.
"Gdy śnieg pada i pada ,suche lato zapowiada."polskie.
Pozostawiam ,bez komentarza.

wtorek, 28 czerwca 2016

Tematowi ............JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO  poświęcę jutro więcej czasu.A dziś tylko tyle:
No - to jest pogodna niedziela końca lat 40-tych.Jeszcze wszyscy są szczęśliwi z powodu zakończenia wojny .Jeszcze późniejsza ogłupiająca propaganda nie działała.Jeszcze ludzie nie byli podzieleni np. na tych co chodzą do kościoła i na tych   co nie chodzą.Chodzili  wszyscy,bo byli stęsknieni Boga,księdza i kościoła,bo przez wiele lat tego nie mieli.Zatem spotykamy się z sąsiadami  i  idziemy przez łąki pełne kwiatów i czystej wody [jeszcze] w rzece Ner.Tak czystej,że były tam nawet raki.Uporządkowanej ,oplecionej faszyną w której to właśnie raków się szukało  która zabezpieczała brzegi przed obrywaniem w okresach wiosennych wylewów.A kaczeńców,a stokrotek miliony na tej  łące,ale mama poganiała",bo się spóźnimy do kościoła".A szło się na godzinę 9- tą .Potem była jeszcze jedna msza o 10 -ej  i suma o 12-ej.My ,jak większość  sąsiadów [zatem szło się razem],zawsze na 9-tą .W tej mszy uczestniczyli [jeszcze wtedy] stacjonujący na pobliskim lotnisku Lublinek żołnierze.Jak weszli do kościoła jak" trzasnęli" obcasami ,a jak potem zaśpiewali.................."Boże coś Polskę.............'"to radowało to ogromnie wszystkich,bo to nasze,polskie wojsko ,tak wytęsknione prze  5 lat.Teraz można było napatrzeć się do woli........................zatem patrzyliśmy i patrzyliśmy.
Za nim przejdę do ............jak to onegdaj  itd...........pewna porada............."A gdzie ja mam te krzewy posadzić "? zapytał mnie ktoś namawiany przeze mnie usilnie do ich uprawy ,bo są  nie kłopotliwe i zbiór owoców łatwy  i jeszcze to,że owoce są bombami witaminowymi.Odpowiedź moja była krótka................"W miejsce obecnie rosnącego żywopłotu."Bo kto powiedział,że  żywopłot nie mogą stanowić krzewy jagodowe ?
A na bieżąco ..................po prosty ,po umyciu i odszypułkowaniu owoce zmiksować  dodając zamiast cukru miód i kostki lodu, na deser ,po obiedzie w upalny dzień.A jeżeli te kostki to nie będzie zamrożona woda,lecz wino [czasem pozostają resztki wina w butelkach]............o! to to jest przepyszne.
A teraz proponuję posiadaczom krzewów i owoców w nadmiarze ,przetworzyć je na zimę  " w takim kształcie," pod taka postacią by był apetyczne,pachnące i smaczne i by pestki nie wchodziły  miedzy zęby.
W tym celu owoce należy ,umyć, oberwać z szypułek włożyć no szerokiego naczynia np. rondla i wlać do tego rondla pół szklanki wody,licząc na  1 kg owocu.Zagotować ,mieszając .Jeszcze ciepłe przetrzeć przez sito [metalowe,bo łatwiej ] .Pestki i skórki odrzucić.Odmierzyć sok ,biorąc na  półtora litra soku dwa opakowania żelfiksu i 50 dkg cukru .Ale cukru dopiero na sam koniec.Żelfiks winien być -  3x1 .Żelfiks wymieszać z zimnym sokiem ,dobrze wymieszać i podgrzewając doprowadzić do wrzenia cały czas mieszając,bo lubi się ta mieszanka  soku i żelfiksu przypalać.W tym momencie wsypać cukier i wlać sok wyciśnięty z 1 cytryny.Ten sok spowoduje,że uzyskana galaretka będzie  miała przez wiele  miesięcy piękny rubinowy kolor.Bez soku po kilku tygodniach zbrunatnieje.
Polecam ten sposób, sposób na nadmiar owocu.Podobnie można ;postąpić z agrestem .I być może nie macie pojęcia jaki to jest wyśmienity ,nie za słodki dodatek w zimie  do najprzeróżniejszych deserów i ciast i lodów.A wykonanie - przyznajcie,nie takie trudne.Należy tylko pamiętać by za długo nie gotować.Nawet krócej jak jest podane na opakowaniu żelfiksu, i lepiej by soku było mniej jak podane jest na opakowaniu.Ten sposób jaki podałam gwarantuje ,bo wielokrotnie go sprawdzałam.

A na  bieżąco?.....................
Już  niebawem będziemy zbierać owoce jagodowe  z porzeczek i agrestu.W tym miejscu,przypominam,że nadarzy się okazja by prześwietlić krzewy.Nie po zbiorze,nie po zbiorze,ale w trakcie zbioru.Po prostu tak:Wybieramy [myślę o formach krzaczastych ] te pędy które są najstarsze ,one przeważnie znajdują się najbliżej ziemi  to  je wycinamy ostrożnie sekatorem na wygodnej  dla nas wysokości.Układamy np. na kawałku czystej foli ,gałązkę obok gałązki.Potem udajemy się do krzewu by zebrać pozostałe owoce,a potem poprawiamy to co wycięliśmy,już bez stresu,że owoce się osypią bo one są zebrane lub  leżą na foli i czekają na zerwanie.Teraz mamy o wiele łatwiejszy dostęp do krzewu, a jest on potrzebny by końcówki pędów wyciąć przy samej ziemi.............to ważne,bo przez takie działanie dajemy miejsce nowym pędom i one powinny z samej ziemi wychodzić ,bo wtedy,tylko wtedy będą dorodne ,silne i grube,nie takie jak wypuszczające z pozostawionego kawałka starej gałązki.Kumacie ? A teraz bierzemy się za zrywanie owoców ze zlikwidowanych gałązek co jest czystą przyjemnością ,bo można to robić na leżaku.Może nie na leżąco ,ale jednak wygodnie.I w tym miejscu ,przestrzegam Was Kochani,że czarna porzeczka  ma tendencję do opadania.Przegapiwszy termin zbioru możemy część owoców zobaczyć ,leżących na ziemi.Plantatorzy czarnej porzeczki tak ją właśnie zbierają.Podkładają pod krzewy  folię i specjalnymi maszynami otrząsają owoc.Nie wiem jak teraz ,ale onegdaj tak było.Pierwszy raz zobaczyłam  kombajny otrząsające w Instytucie Sadownictwa w Skierniewicach pod koniec lat 70 ątych.Zbiór czerwonej i białej porzeczki ,można odłożyć na potem,nie później jednak jak do momentu wybarwienia się wszystkich jagód w gronie.Tych najmniejszych też.
Za "babcinych" czasów porzeczki przesypywano cukrem w dużym słoju w celu uzyskania soku.Stał taki słój na parapecie okiennym do zimy.Zimą dodawało się go do herbaty  szczególnie wtedy gdy ktoś chorował ,gdy miał katar i kaszel i gorączkę.I to był  skuteczny antybiotyk.
A dziś?......................

"Gdzie działanie,tam pomyślność."osmańskie
Ja ,już dziś podziałałam ,w myśl tego co twierdzi mój lekarz ,że :największym wrogiem starości jest bezruch.
I dobrze się składa,bo właśnie chciałabym Państwu zaproponować pracę na działce,a potem ..................."jak to onegdaj........................."

poniedziałek, 27 czerwca 2016

"O - proszę pana,tego nie pochwalam.Na tej pergoli zbyt gęsta jest  winorośl.Nie,nie tylko obcina się jej pędy  wiosną ,ale także teraz.Oczywiście jak jest tak potrzeba jak u pana.Że co ?,Że które obciąć?A ta czynność ,akurat jest bardzo prosta.Nie wymagająca zbytniego myślenia.Bowiem o tej porze roku,tj. na przełomie wiosny i lata pędy przeznaczone do wycięcia ,aż same "wchodzą" w oczy.Wczesnowiosenne tym się różniły od  letnich,że były grubsze ,ale także jak te obecne tj. cienkie też były nieowocujące ,nie zapowiadające  owocowania.To co teraz pozostało do wycięcia ,to już są mizerne ,cienkie pędy.Ale,ale ,proszę też spojrzeć na te grube już z zawiązanymi owocami,czy przypadkiem nie zlikwidować też tam co,nieco?A to nieco,to mam na myśli końce ich.Bo,tak najbardziej prawidłowo,to jest wtedy gdy za ostatnim zawiązanym gronem odliczymy 5,lub 6 liści i wszystko,co ponad to ,po prostu obetniemy.To będzie miało wpływ na wielkość jagód w gronie i na ich smak ,bowiem soki ,które mają dojść do końca pędu zatrzymają się na zawiązanych owocach,co jest oczywistą oczywistością [cytując pewnego klasyka ].Ale,ale proszę przypadkiem w związku z tą informacją  nie obciąć pędu tuż za zawiązanym gronem.Czasem słyszę od działkowców jakieś informacje ,jakieś porady ..................jeden drugiemu,że np. należy pozrywać liście wokół gron to one wcześniej dojrzeją.Tego nie należy robić,bo co innego jest regulowanie wzrostu, "prowadzenie" a co innego ogołacanie z liści".Zadziwiona " tym faktem roślina pomyśli,że to jakiś huragan ją tak" pokaleczył" i szybkościowo popracuje tymi liśćmi ,które pozostały  na dojrzenie gron ,jednak będą one niesmaczne i będą miały grubą skórkę. By zdążyć jeszcze w tym sezonie zawiązać przyszłoroczny plon stąd ten pospoech,bo przecież wie,że ma o wiele mniejsze możliwości ,bo  to co ma pracować ,tego pozostało niewiele.Bowiem nie nagarniesz jedną ręką tyle co dwoma.,
|Na dziś to,tyle  wspominków, ale mam nadzieję,że na tym nie koniec.Będzie jak Bóg da ,ciąg dalszy ,ale nie wiem czy moi Czytelnicy   pochwalają to?
Teraz to,do czego jestem "powołana",zatem ......................co tam słychać na działkach?
Spełniając prośbę p. Bożeny ..........."JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO"?
Załóżmy,że jest niedzielny poranek roku np.1948 i jest ciepło i słonecznie,tak jak wczoraj.Już od 7 rano mama chodziła po domu i śpiewała .........."kiedy ranne wstają zorze..................." i wtedy zawsze ojciec się wtrącał z następująca wagą............. " ktoś postrzelił te zorze,że zostały ranne?"Ranne to może być np.jakie zwierze ,a zorze , są poranne ............" I jak tu spać ,skoro już  taka dyskusja rodzinna się toczy ?Dziś jednak , dopiero doceniam taki sposób budzenia bez względu na to jakie te zorz właściwie miały być. Bo zawsze budziły mnie te ranne zorze i myślę że to o wiele lepszy i łagodniejszy sposób " przejścia" z nocy w dzień.A budziki pozostawiają ślad pod postacią  nerwowości,depresji,stanów lękowych itp..Ale ,niestety "to se ne wraci". jak mówią południowi sąsiedzi.............a szkoda,bo z pewnością byłoby mniej osób znerwicowanych.A wtedy........? Wtedy pobudka była łagodniejsza, a i .wstawanie wolniejsze .Skoro -niedziela to znaczy,że wczoraj była kąpiel.Zawsze była w sobotę , a to i tak często jak na tamte czasy,bo należało  przed tym  nagrzać co najmniej 3,4 kotły wody.Kocioł,to taka ogromna gruba rura  pod którą było palenisko usytuowana w łazience ,przy wannie.Najszybciej taki kocioł nagrzewał się po spalonym drewnie.I tak stopniowo ,po kolei,cała rodzina rozpoczynając od osoby najmłodszej,tj ode mnie zmywała całotygodniowy bród.W międzyczasie było tylko mycie w zimnej wodzie.Bardzo lubiłam soboty ,bo potem zawsze po kąpieli dostawałam czystą koszulę nocną flanelową ozdobioną koroneczkami ,szytą na miarę bo innych nie było.Mniej lubiłam koroneczki które takie miękkie i przyjazne człowiekowi  nie były. A w niedzielę już tylko  zimna woda i ubranie się do kościoła.I tu problem,bo moje ubieranie musiało trochę potrwać.Przebierana byłam bowiem za  Krakowiankę w halki,spódniczkę  fartuszek ,bluzeczkę i pluszowy czarny serdaczek z naszywanymi cekinami i od ramion powiewały kolorowe wstążki  i kilka sznurów korali,takich delikatnych jak maleńkie bombki choinkowe.Trzeba było się z nimi ostrożnie obchodzić by  nie potłuc.A to wszystko,to taka przedwojenna  przebieranka,którą moja mama dostała w prezencie od koleżanki,która to przed wojna ten strój nosiła i  z którego,po prostu wyrosła.Nie lubiłam go ,a to z jednej przyczyny,że pachniał  obcym domem.Ciągle i ustawicznie  ten zapach czułam.Ojciec często stawał w mojej obronie widząc jak sztywnieje po założeniu stroju.Pytał mamy "To  my teraz mieszkamy w Krakowie?,Bo ja jakoś  przeprowadzi nie zauważyłem.Bo jeżeli  jednak mieszkamy w Łodzi ,to skąd ta krakowska manifestacja?"A,że  w domu rządziła mam ,nic te bunty ani jego ,ani moje nie dały...............aż po prosty ze stroju tego wyrosłam i co się z nim stało nie pamiętam.
Przysłowie wybrałam na dziś takiej treści:
"Miłości,brzemienności,jazdy na wielbłądzie -  nie zdołasz ukryć ". .arabskie.
Codziennie obiecuje sobie ,ze napiszę ..............."Jak to onegdaj bywało?".Jednak sprawy działkowe i pogodowe były ważniejsze.I  teraz - uważam,że są ,ale może jednak wyjątkowo nie od nich zacznę,tylko od....................

niedziela, 26 czerwca 2016

Mam szczerze dość tego szkodnikowego tematu i by zrobić" skok" w inny  proponuję coś :CHYBA bardzo dobrego myślę,że nawet pysznego,ale czy osiągalnego?Bowiem jest to przepis, z tej ponad 100 letniej książki kucharskiej.

GRZANKI ZE SZPIKIEM.
=========================
Porobić okrągłe lub kwadratowe grzanki z bułki z zagłębianiami w środku.Obsmażyć na maśle,.Dosuszyć ewentualnie w piekarniku.Kawałek szpiku wołowego ugotować w rosole.Ponakładać w zagłębienia ciepłych grzanek,lekko posolić i można je posypać tartym serem i podawać szybko  aby szpik nie zastygł.

Bardziej eleganckiej i smaczniejszej przystawki nie można sobie wyobrazić.Do niej  ............dobrze wychłodzona czysta ,polska itd...................ale niech się trochę ochłodzi,niech ochłodzi.

S m a c z n e g o          !!!!!!!!!1
Możecie spytać - co też jej przyszło do głowy dziś ,że pisze o białej muszce? Pisze dla tego,że zostały stworzone warunki ,które ona lubi tj.  upał i susza.Bo wszystko co żyje na świecie dobrze się czuje w takich a nie innych warunkach.Ja np.dobrze się czuję w takich jakie są obecnie.Wiele osób narzeka,że za gorąco ,a mnie akurat,nie.Myślę,że to za sprawą moich przodków wywodzących się z Krymu. Gdyby jednak padał deszcz pisałabym o ślimakach bo deszczowa pogoda ,to jest to co z kolei ,one lubią.Ale skoro już  "jestem przy ślimakach " to przypominam,że właśnie  teraz bardzo łatwo je wyłapać.Że - co ?  Że ich nie ma ? O ! - nie ,nie.One są, ale skutecznie schowane przed słońcem w najprzeróżniejsze zakamarki.Jednak ,muszą coś jeść .Zatem opuszczają swoje kryjówki w nocy by się najeść i na dzień do nich wracają,ale.......................jak znajda lepszą?????????? jak znajdą  taką?,to ją wybiorą.Może to być np.jakaś gruba szmata dobrze zmoczona i zwinięta by nie wyschła, i rzucone gdzieś w miejsce zacienione ,tam wejdą z pewnością  a my możemy je w dzień wybrać i w zależności od tego co chcemy z nimi zrobić,wynosimy poza działkę niech tam sobie żyją,lub wrzucamy do naczynia z wodą i proszkiem do prania,celem zabicia.Jednak - bardzo proszę- żadnych egzekucji nie wykonujemy przy świadkach.......................myślę,o małych dzieciach.
MĄCZLIK SZKLARNIOWY - ZAPOBIEGANIE I ZWALCZANIE.
Zastosować metodę mechaniczną tj. obrywać ,w miarę możliwości, liście,tylko te, na których stwierdzić można larwy mączlika,szukając ich TYLKO  na spodniej stronie liści.
Najprostszy i najskuteczniejszy  sposób jednak,to wyłapywanie tych dorosłych,tych fruwających osobników na żółte tabliczki lepowe, podobnie jak to miało miejsce dziesiątki lat temu  gdy wieszano lepy na muchy.Obrzydliwie to wyglądało i przeważnie wisiał  taki lep pod jakąś lampą w domu,lub pod żyrandolem. Żółte tabliczki szczególnie zdają egzamin w uprawach pod osłonami.W efekcie końcowym  ,gdy zginą wszystkie dorosłe osobniki [czasem trzeba zmienić tabliczki] potomstwa już nie będzie.
Można też zastosować zwalczanie biologiczne,wykorzystując ,bardzo,bardzo żarłoczną DOBROTNICĘ SZKLARNIOWĄ. Jest pracowita i dociekliwa i zajrzy w każdy kąt .Ani jeden mączlik się nie uchowa.Potem - niestety sama ginie,z głodu,po prostu,z głodu.
W ostateczności można też przeprowadzić zabieg oprysk preparatem Spruzit,zawierającym naturalne  pyretrum.
MĄCZLIK SZKLARNIOWY.
Za moich czasów  [jak często mawiała też, moja mama ] ,zatem wtedy gdy poznawałam choroby i szkodniki roślin  było powszechnie wiadomo,że ta biała muszka jest typowym szkodnikiem upraw szklarniowych i w tunelach foliowych,które wtedy zaczynały "być modne".Ten śnieżno biały pluskwiak zasiedla różne rośliny pod osłonami.Jest mu to zupełnie obojętne,czy są to dyniowate,czy psiankowate,czy jeszcze inne.I także może pojawić się na roślinach doniczkowych balkonowych ,czy na tarasach w donicach i skrzynkach.Pamiętam jak onegdaj ,my z sąsiadem Stefanem stwierdziliśmy ich obecność.Stało się to nagle w jakąś podobnie jak dziś upalną niedzielę.Sąsiadki z mojej prawej strony jeszcze nie było.Zawsze przychodziła później.Gdy przyszła i usłyszała naszą dyskusje na temat tego szkodnika rzekła :"Wy zawsze coś wymyślicie ,wy lubicie kłopoty."U mnie nie ma żadnej, ani białej, ani innego koloru muszki."  Sąsiad  - już bardziej zorientowany w sprawie,pofatygował się do jej szklarni i poruszył jedną rośliną pomidora.Zabieliło się powietrze od mączlika ,a on śmiał się i śmiał ,aż pomyślałam......................"nic ,tylko zaszkodziła mu ta  wysoka temperatura w szklarni.A po co o tym piszę? Piszę po to by uświadomić wszystkim,że ten przebiegły szkodnik udaje,że go  nie ma,dopóty,dopóki nie poruszy się rośliną ....................teraz także rosnącą  na zewnątrz,na zagonku  i moje nauki częściowo są już nie aktualne.Np .bardzo lubi mączlik zasiedlać fasolę ,a szczególnie tyczkową.Zatem  - Drodzy moi Czytelnicy  sprawdźcie ,:pomidory ,tyczki itp,czy coś nie unosi się w powietrze,białego koloru,bo to jest  połowa kłopotu.Druga połowa nie fruwa.Ona wysysa soki z rośliny  i jest to stadium larwalne muszki,nie fruwające .Ot - i nowy kłopot - być może?I co z tym zrobić ?...................
No - głupszego przysłowia,trzeba by szukać i szukać i z pewnością  nie znalazłoby się .I to jest polskie przysłowie.To ,tak wygląda ta mądrość narodu? A oto  jego treść....................

"Choć chłop bije i kopie,to najlepiej przy chłopie."

I już kończę ,te mądrości narodu i przechodzę do sprawy dość istotnej.Mam na myśli pewnego szkodnika,który właśnie w taką pogodę pojawić się może i tak szybko się rozmnoży,ze może zaskoczyć swoja ilością.Choć temat ten nie jest z pewnością obcy,jednak czuje się w obowiązku przypomnieć o ...........................