sobota, 26 grudnia 2015

Moja rada.Nie wyrzucaj plastikowych wytłoczków  po czekoladkach ,z bombonierek,bo po umyciu i wlaniu tam wody i zamrożeniu uzyskuje się ciekawe w kształcie kostki lodu.

Także można wycisnąć sok z cytryny i w tych wytłoczkach lub typowych, zamrozić.Tym sposobem mamy zawsze sok cytrynowy,np. do herbaty  [elegancko wygląda,tak podany ]Poza tym herbata będzie zaraz odpowiednio schłodzona,że nie wspomnę o mrożonej herbacie,którą można wzbogacić kostką takiego zamrożonego soku.

Kostki lodu z zamrożonymi w środku owocami lub ziołami [np .listek mięty ] wyjątkowo dekoracyjnie wyglądają w szklankach do serwowania cocktaili .Do tego celu nadają się zwłaszcza drobne owoce ,takie jak maliny ,czarne porzeczki,czarne jagody i.....................poziomki................POZIOMKI TO JEST TO.Powrzucaj owoce do pojemników na lód zalej wodą i,zamroź.

Otwieramy wino................a tu korek tkwi mocno i uparcie.............zaraz się z nim rozprawimy.Należy szyjkę butelki krótką chwilę obracać nad jakimś płomieniem,np zapalonym gazem,ale też może być nad płomieniem świecy.Szkło się rozszerzy co jest oczywistą oczywistością i korek uda się wyjąć.

Otworzonego a nie wypitego szampana  [ u mnie to niemożliwe],by był świeży jeszcze za dzień lub dwa zatkaj  kawałkiem folii aluminiowej,lub łyżeczką wsadzoną trzonkiem do dołu.W ten sposób zapobiega się utlenianiu.Przyznam ,że sposób ten znam od lat i od lat nie rozumiem czemu się tak dzieje.Ale czy wszystko trzeba rozumieć? 
I z tym pytaniem pozostawiam Państwa do jutra.A spotkamy się jak Bóg pozwoli.Życzę dalszego  udanego Świętowania.




















Będzie to GALARETA ZE ZWYKŁEGO LUB SZAMPAŃSKIEGO WINA.Przytaczam w oryginale,zatem  czasem słownictwo ,nie zgadza się z obecnym.Zagotować syrop z pół kilograma cukru i szklanki wody; po wystudzeniu wlać butelkę białego wina lub taniego szampańskiego jak węgierski,albo krymski,wcisnąć sok z jednej cytryny,dodać rozpuszczonej żelatyny jak zwykle i zastudzić.Można taką galaretę przekładać różnemi owocami ugotowanemi w  syropie,lub z konserw jak;morele brzoskwinie,renklody,ananas,wiśnie  etc.Ale każdą warstwę wlanego płynu,trzeba wpierw zastudzić,a dopiero  potem owoce układać.

Nie,nie jest to takie trudne jak się wydaje.Trzeba tylko dwa razy przeczytać.Może być problem....................ale ile dać tej żelatyny?Ja zrobiłabym tak:przeliczyłabym ile jest razem płynu.Wychodzi,że 1 litr i trochę.Jedna torebka galaretki owocowej jest na pół litra wody Zatem powinno być ............trzy,no cztery opakowania,dla pewności takiej np galaretki.Myślę o ilości żelatyny oczywiście......................ale myśląc dalej  ,że, nie wiem czy nie udałoby się wykonać takiej galaretki owocowej z tej z torebki ,na bazie wina ,po prostu.Tylko wówczas należałoby jednak rozpuścić ją w niewielkiej ilości gorącej wody i dopiero potem dodać do wina.Wypróbowałabym na niewielkiej próbie ,takiej z 1 opakowania galaretki   owocowej i 1 szklanki wina,biorąc pod uwagę jeszcze przecież wodę gorącą,co najmniej pół szklanki w której wstępnie rozpuściłabym galaretkę.A z reszta zawsze jest "bezpieczniej" gdy płynu jest nieco mniej jak mówi przepis.Kusi mnie by spróbować,nie na krymskim szampanie,bo takiego chyba nie spotkam, ale na  tym najtańszym........................no nie ważne który to jest najtańszy i też kusi mnie by przybrać to bitą śmietaną z brzoskwiniami z puszki.

I jeszcze...............

Witam Was Kochani i pozwólcie,że na początek,pewne przysłowie,nieco  jak na przysłowie przydługie,ale takie romantyczne w swej treści.

"A gdy w drzewach zamrą sroki ,zmarzną rzeki i potoki,słonko z naszych ócz odchodzi,Nowy Rok się wówczas rodzi."
I jeszcze to,że jest radość   z przybywającego dnia.Nie myślcie jednak,że już to ma miejsce,bo jeszcze nie,jeszcze godziny wschodu słońca 7,45 jak były 24 grudnia tak nie zmieniają się aż do 31 grudnia,jedynie po południu przybędzie do końca miesiąca  6 minut i te sześć minut mierzone jest ,o czym mówi następne przysłowie:"Na Nowy Rok przybywa dnia na  barani skok.""

Ale,czasem przysłowia ni jak nie idzie wytłumaczyć.,nijak zrozumieć..................ot choćby takie:"Święta Łuca dnia przyrzuca."Nie można się z tym zgodzić wiedząc,że Łucji jest gdzieś tak około połowy grudnia.Ale,ale,ale,to bardzo,bardzo stare przysłowie,jak i większość ,zresztą,mówi o 24 grudnia,bo prze wiekami wtedy właśnie "było Łucji".

Zatem  teraz pozostanie mi coś zaproponować  ot,tak nie koniecznie by to wykonać,ale by wiedzieć jakie to onegdaj przyrządzano desery...............ale nie widzę przeszkód dla tych którzy wykonać by zechcieli.Jest to przepis z tej starej,często wspominanej książki kucharskiej.

piątek, 25 grudnia 2015

Przy nalewaniu wina do kieliszków  obowiązuje następująca zasada:białym winem napełnia się kieliszek na dwie trzecie jego wysokości,czerwonym,tylko do połowy.Podczas nalewania kieliszki winny stać na stole.Natomiast ,inaczej jest przy nalewaniu szampana:każdy bierze swój kieliszek do ręki i lekko go pochyla.Bez względu na to czy chcemy się do tego stosować czy nie,warto wiedzieć.

Przechowywanie wina..............tylko w pozycji  poziomej ,bowiem butelki leżąc mają korek niezmiennie zanurzony w winie on  wysycha,wino wietrzeje i traci smak,tak samo z resztą jak i przechowywane  w lodówce.

Co zatem można przechowywać w pozycji pionowej?Może być to: likier, koniak,whisky,wódka,portwajn,sherry a także wina do aperitifów i deserowe.

Większą ilość butelek wina winno się przechowywać w ciemnym pomieszczeniu o temp. 12,14  stopni.Ważne jest też by w pobliżu nie znajdowały się produkty o silnym zapachu,środki czystości,czy detergenty,może bowiem przez korek woń przeniknąć  do wina.

I to tyle na dziś ,tematów...................o wszystkim po trochu,a jutro,może jeszcze gawędy o jedzeniu,a może też porady jak przechowywać żywność,bo oczami wyobraźni widzę ile tego w lodówkach jest.
Czy wiecie ,że błękit nieba zawdzięczamy  tlenowi,wchodzącemu w skład atmosfery.Gdyby go nie było,to na czarnym,zupełnie czarnym,jak smoła czarnym niebie,świeciłoby jaskrawo ogniste słońce.Wyobrażacie sobie taki widok?Bo ja nie.

Często na jakąś smaczną,pyszną potrawę mówimy ,"ależ to cymes"Oj! nie zdajemy sobie sprawy  z tego co mówimy,bowiem cymes jest to tłuszcz z baraniego ogona.

A jak  powinno być prawidłowo nalewane wino................wszak czas własnie na nie.
Zanim jednak  napiszę coś konkretnego..............to Wiecie Kochani,że szczypiorek na moim balkonie zgłupiał od tej pogody,bo pojawiły się trzy piórka,ale,ale o dziwo  tylko u tego ostatnio posianego.W drugiej misie rośnie kilkuletni i ten nie jest taki głupi,nie da się zwieść anomaliom pogodowym.Ot,co znaczy doświadczenie.A po co o tym piszę,byście przypadkiem nie zmartwili się,że coś takiego np. na działce ma miejsce bo tak jak pisałam  kilka dni temu może się zdarzyć ,że te rozpoczynające wcześnie wegetację rośliny mogą nagle ją rozpocząć .Nie będzie to jednak miało wpływu na ich wzrost i plonowanie,gdy przyjdzie  zima.,A podobno już idzie.Przepowiadałam ją w same święta licząc na wpływ  księżyca będącego w pełni.Pamiętam taką dziwną zimę w latach 80 atych.Święta były deszczowe i po świętach także padał deszcz i padał i tak sobie myślał padać dalej,aż tu nagle w godzinach przedpołudniowych ostatniego grudnia ,w Sylwestra jak nie ściśnie mróz,jak nie powędruje słupek rtęci w termometrach w dół,z szybkością obecnego pendolino,a tu ja do  pracy przyjechałam samochodem.Cały był mokry od deszczu i to wszystko zamarzło.No - trzeba będzie skrobać pomyślałam............żadna to nowość....................ale,ale wszystko czym próbowałam oskrobać choćby szyby .....bez efektu.Próbowałam też zrobić to przy pomocy soli...............niewiele dało.O otworzeniu drzwi nie było mowy.Uratowały mnie dopiero suszarki ,które mieli strażacy,bo to było w straży,bo tam pracowałam .Nie życzę nikomu ,by w tym roku sytuacja się powtórzyła w okolicach Sylwestra,a na to się zanosi................zatem uwaga ! na pogodę.

A czy wiecie,że............
Ale internet ma powodzenie,"dopchać" się trudno.No  -  ładnie.To zamiast siedzieć przy świątecznym stole to....................Ale  nie dziwie się,nie dziwię.To już nie te czasy gdy spędzało się przy jedzeniu cały dzień.A tak w ogóle ,to wolę ten okres przedświąteczny,okres przygotowań ,a samego świętowania już nie bardzo,bo różnie to bywa bo, np. zjadłam na śniadanie kiełbasę tzw."długo dojrzewającą" ,której normalnie nie  jadam i nie przyzwyczajony organizm fiksuje.Słona nawet nie była  a ja już wypiłam hektolitry wody....................bo też z tymi świętami....?.....

A teraz może co ?jakieś gawędy jeszcze o jedzeniu?,a może jakieś porady praktyczne?|To co ustalamy?

czwartek, 24 grudnia 2015

ŚLEDZIE POCZTOWE JAKO PRZEKĄSKA.Najlepsze śledzie są tak zwane pocztowe.Takich śledzi nie moczy się,tylko obmywa w kilku zimnych wodach,lub jeżeli bardzo słone,to można namoczyć w mleku,na 3 - 4 godziny..Potem opłukawszy ściągnąć delikatnie skórkę,rozpłatać na dwie połowy,pokrajać je w ukośne paski i ułożyć na półmisku.Do pyszczków włożyć,gałązki zielonej pietruszki,lub sałaty,a z boku przybrać marynowanymi grzybkami,i korniszonami,z wierzchu kaparkami i polać dobrą oliwą.Można też posmarować śledzie gęstym sosem musztardowym.

I to tyle o śledziach ,onegdaj.Dziś nie do realizacji z powodu  [ skąd wziąć pocztowe śledzie ]?Także pyszczki śledziowe .A to tylko jeden wiek,a jak świat się zmienił.Z tych przepisów śledziowych też można wybrać ciekawe.Może coś przytoczę,bo to Sylwestra, niebawem. Z tego przepisu,radzę  wykorzystać przybranie śledzi na półmisku,że bez pyszczków,no cóż,trudno.

I już na koniec:

Zdenerwowana blondynka krzyczy do boy,a hotelowego:Pan sobie myśli,że jak jestem ze wsi,to można mnie wsadzić do tak małego pokoju?Ależ ,proszę pani,jedziemy na razie windą.
Do kartofli jeszcze wrócę,bo przepisy są ciekawe i proste w wykonaniu i jest z czego wybrać bo jest ich,aż ponad pięćdziesiąt.Ale teraz,ot,tak jako ciekawostka..................jak wówczas  ,w tych już zamierzchłych czasach przyrządzano śledzi?/
KARTOFLE TARTE.Uwaga!oryginał   Ugotowane ,w ostatniej chwili przed podaniem kartofle po odcedzeniu i odparowaniu,utrzeć wałkiem w garnku na masę,dodawszy łyżkę świeżego masła,lub zasmażonego z cebulką,wg,gustu,albo ze stopioną słoniną.Takie kartofle winny być od razu podane,bo gdy stoją łojowacieją.Ot ,i to to są tarte kartofle.

Ten wałek,tak myślę,że to po prostu obecna pałka,a jałowacienie wywodzi się od łoju ,wołowego tłuszczu,którego tu przecież nie ma.Zatem nie wiem o co chodzi,a le póki co podawajmy je świeże,albo zapieczone .A to piszę w nawiązaniu do wcześniejszego przepisu.Myślę,że te zapieczone mogą być smaczne i niepowtarzalne,ani w smaku ,ani w wyglądzie
Policzyłam:W tej książce  są 53 sposoby podawania,jak pisze autorka kartofli.A ja wolę ziemniaki.Widać bardziej mnie "ciągnie "do Małopolski bo tam tak się te okopowe nazywa.

I wybrałam na dziś taki sposób:

BABKA Z KARTOFLI WYPIEKANA W PIECU.To może być smaczne.Przytaczam w oryginale.Ugotowane kartofle utrzeć z cebulą i masłem..Nałożyć do rondla ,lub rondelka wysmarowanego masłem i posypanego tartą bułką i wypiekać w gorącym piecu przez dobre pół godziny aby się z pod spodu i z boków,zrumieniły na złoty kolor.Podając do mięsa,wyrzucić tę babkę na salaterkę ,lub talerz.   

No dobrze,dobrze,być może skwitujecie tę informację.........ale jak się te kartofle uciera?Dotarłam do przepisu na tarte kartofle i już podaję.
Ta ciotkamalinka,która wczoraj "dała plamę"I dziś już wiem dla czego.Posłużyłam się dawnym przepisem.Tam podstawą był ser o innej konsystencji.Ale dość o tym.Może zatem zacytuję klasyka tj P Marię Monatową ze starej książki kucharskiej ,tej ponad 100 letniej,dziś już  raczej jako  ciekawostki.
RADOSNYCH,RODZINNYCH,ZDROWYCH I POGODNYCH ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA  ŻYCZY ciotkamalinka.

środa, 23 grudnia 2015

I jeszcze to:Możecie mnie zrugać na moim adresie mejlowym  ciotkamalinka@gmail.com
Nie mogę,jakoś  nie mogę tego przeboleć,że wprowadziłam w błąd.Myślę............tyle przepisów jakoś chyba było udanych,a tu takie fiasko i do tego nie sprostowałam natychmiast ,bo czekałam jak wyjdzie za drugim razem.Wybaczycie mi?
Ale zjeść się daje,tyle że bezpośrednio z kubka.
KOCHANI ...........NIE WIEM JAK MAM PRZEPRASZAĆ.....................ale nie udało mi się i musiałam robić od nowa i nawet nie wiem czy to za rzadki serek,czy galaretka nie taka ,czy moja starość ? Wzięłam zatem dla pewności ,ten drugi raz na dwa kubki serka [razem 28 dkg ] jedną galaretkę rozpuszczoną w ćwierć litra wody ,i to się udało.Jeszcze  raz przepraszam i proszę mi wybaczyć w tym przedświatecznym czasie.
Teraz o SERNIKU NA ZIMNO..............ale nie,nie myślcie,że  będę powtarzała przepis podany kiedyś.Kto ma ochotę może poszukać we wcześniejszych postach.Ja jednak dziś o serniku na zimno podanym bardzo elegancko.Tak elegancko,że może stanowić deser równie eleganckiego świątecznego obiadu.Będą do  niego potrzebne  jakieś kokilki,lub kompotierki ,lub filiżanki,a w ostateczności szklanki.Także dwa serki homogenizowane o smaku waniliowym .Są takie w sprzedaży w plastikowych kubeczkach o gramaturze 14 dkg.2 galaretki owocowe o różnych kolorach i bakalie [rodzynki,figi itp], oraz 1 puszka ananasa w plastrach.Rodzynki należy sparzyć ,figi pokroić w paseczki.Jedną z galaretek  rozpuścić w nieco mniejszej ilości wody [tylko w nieco]. i  wystudzić i ćwierć szklanki,no może trochę więcej z niej dodać do serków i ,wymieszać.Ponakładać do naczyń  dodając sporo rodzynków.Wystawić w chłodne miejsce,o które dość trudno w ten niezimowy czas...............może na balkon?Niech tak zastygnie  -  to trochę trwa,zatem lepiej robić wieczorem bo chłodniej.Część rozpuszczonej galaretki trzymać w ciepłym miejscu ,np w naczyniu z letnią wodą.Jak "sernik " już zastygnie [zetnie]ostrożnie wylewamy pozostałą galaretkę  także zimną wzbogaconą jakimiś bakaliami ,a jak była to galaretka pomarańczowa np.to mogą znaleźć się tam kawałki pomarańczy,lub mandarynek,lub nie kawałki a plastry.I ponownie wynosimy to w chłodne miejsce.Jak zastygnie sporządzamy następną galaretkę o innym kolorze oczywiście,najlepiej bardzo kontrastowym wzbogaconą bakaliami. Dokładnie wystudzoną wylewamy do naczyń na to co już tam wcześniej zastygło.No  -  to już teraz może postać nawet do jutra.A jak jutro przychodzą goście ,to wyjmujemy deser na małe talerzyki,na wierzch kładziemy po plastrze ananasa z puszki,który to może  być nasączony lub jest,pokropiony,winiakiem [tylko dla dorosłych.}|Inna wersja to polanie całości jakimś likierem.I taki wyporcjowany deser wieńczy dzieło eleganckiego obiadu.Wiem,wiem...........zaraz będzie narzekanie....................."to tyle pracy".Ale proponuję wykonywać to pomiędzy  innymi pracami w kuchni,np krojąc  np.sałatkę.Przecież można ją zostawić na chwilę by rozpuścić galaretkę,a że prawda jest taka,że teraz kuchennych robót jest wiele,to niestety tak musi być.......................bo celebrujemy Święta,celebrujemy i  to wcale nie jest takie złe,czyż nie?

A na koniec jeszcze taka uwaga! filiżanki kokilki,czy inne naczynia winny mieć taki kształt,by nie było kłopotu z wyjęciem serniczków.Przed tą czynnością wszystkie przenosimy z miejsca zimnego do cieplej kuchni,na godzinę,wówczas łatwo wyjdą z form a gdyby były jakieś trudności to na moment należy je wstawić do ciepłej,nie gorącej wody.Myślę jednak,że takiej potrzeby nie będzie.
Przechodząc przez most,ktoś zauważył,że w rzece tonie człowiek i woła. - Help,! Help!.A on na to:No kochasiu ,mas za swoje.Trzeba się było uczyć pływać a nie angielskiego.

Ale ja  nie o tym...........ja o wodzie właśnie.Jeżeli chcesz zrobić wrażenie na gościach podaj kostki lodu przezroczyste  jak  kryształowe.A jest to bardzo łatwe do wykonania.Należy tylko przed wlaniem do pojemniczków wodę przegotować i odstawić na godzinę.A jak pięknie wyglądają kostki lodowe w kolorze.Należy tylko zamrozić sok np.pomarańczowy i z czarnej porzeczki i jabłkowy lub jakiś inny owocowy.Pomieszane tworzą ciekawą kompozycję barw.Ale uwaga!
,bo bardzo zachęcą dzieci do jedzenia ich.

A  teraz jeszcze  o czym...............jak myślicie Kochani?.....................

wtorek, 22 grudnia 2015

Pani Maria Montowa  ponad sto lat temu zaproponowałaby nam na świąteczny obiad:

KROKIETY Z KARTOFLI....................w dwu wersjach:

Przyrządzić  pure z kartofli 1 kg.Dodać dwa jaja ,usiekanego kopru i pietruszki [natki ] posolić popieprzyć i wyrabiać podłużne kotleciki które obtoczyć najpierw w mące potem w rozmąconym jaku ,potem w tartej bułce i smażyć na rumiano ze wszystkich stron na klarowanym maśle.Podawać jako garnitur do mięsa ,lub jako postną potrawę z ostrym sosem.

A  można także i to jest ta druga wersja:Do pure dodać  smaku z nagotowanych grzybków odrobinę],zatem smak winien być esencjonalny.Dodać ;pokrojone drobno ugotowane grzybki,,jedną cebulę posiekana i "zeszkloną" na maśle.Oczywiście jaja i sól i pieprz jak w przepisie wyżej.Można te krokiety podawać do wszelkich czystych zup,lub jako dodatek ,na oddzielnym półmisku ,do bigosu.Jeżeli potrzebna jest większa porcja ,można smażyć partiami i  przekładać na półmisek trzymany w  ciepłym piekarniku .

Będzie to smakowało.....................Oj będzie..
Myślę,że wystarczy tych przepisów na dziś.............................prawda?
Zatem................Kochani ! nie lubiący ani sera ,ani oliwek,też dla Was coś wymyśliłam.Sięgnęłam po foremki do ciastek ,metalowe.Wybrałam  o kształcie serduszka.Tą foremką wykrawałam z angielki serduszka i też rumieniłam na patelni jak poprzednie.Wystudziłam.Tą samą foremką wykrawałam z plasterków sera żółtego i wędliny,też serduszka,z tym że potem każde przekroiłam na pół i na każdej angielce kładłam te połówki,tak,że każda porcja ,każde serduszko,było w połowie serowe i w połowie  wędlina .Odrobina  majonezu po środku,tylko tyle by na nim położyć kawałek korniszona lub plasterek konserwowego ogórka.Też dobre...............nawet zaskakująco dobre.

Podając to,mam także nadzieję,że być może  po przeczytaniu i spróbowaniu coś innego,podobnego przyjdzie Wam do głowy Kochani.

A co by na to Pani Maria Monatowa  ,autorka książki kucharskiej wydanej w 1905 r.Ten 1905 rok to taki rok rewolucyjny.Burzyli się robotnicy w Łodzi także.Ale popatrzcie..............tu rewolucje, a tu książki kucharskie, jakże  pięknie możemy się różnić,.A, ja jestem za książką bo wprowadzanie czegokolwiek na siłę zupełnie mnie nie pociąga i historia pokazała jak smutno to się kończy.

Ale uwaga ! jakiekolwiek podobieństwo do aktualnej sytuacji,tego co napisałam powyżej jest zupełnie przypadkowe.

A Pani Maria proponuje.................
Coś ,po co się sięga po pierwszym kieliszku,winno być małe,na raz do ust.Przygotowałam  zatem  niecocoś takiego dla osób lubiących  ser pleśniowy i oliwki.To mój przysmak i jedno i drugie.A ser uważam,za najsmaczniejszy,Cambozola.Dostępny  w supermarketach.Z miękkiej angielki pokrojonej w  ukośne kawałki wykrawałam kieliszkiem nieco większym,takim od wina kółka.Robiłam to tak,że przyciskając obracałam jak przy wykrawaniu ciasteczek.Kółka winny być mniejsze od obwodu  szklanki.Pewną porcję wrzuciłam na gorące masło i zrumieniłam po jednej i po drugiej stronie.Wystudziłam i posmarowałam serem pleśniowym.Na wierzch położyłam połówki oliwek.Stworzyłam z tego piramidkę.Wyglądało  atrakcyjnie i zagadkowo.Spróbowałam..................ależ to pycha.Zjadłam wszystko ,ale kolacji już tego dnia nie,bo jest to jednak kaloryczne.I tak potem pomyślałam,że także może być elegancką zakąską do winiaku,czy koniaku,podane ot tak ,bez zobowiązań komuś kto "wpadł" złożyć nam życzenia czy to świąteczne,czy noworoczne,czy imieninowe,czy urodzinowe.

Ale pomyślałam też o tych którzy takiej zakąski nie lubią...........................
Witam Was Kochani i ciesze się ,że pomimo prac  przed świątecznych znajdujecie czas by "zajrzeć" do mojego bloga.Wczoraj wieczorem jeszcze próbowałam czym można ,na powitanie,przy "przychodniaczku"poczęstować gości? Bo jak już wiecie jestem niespokojną duszą kuchenną..Sam przychodniaczek to coś na samym początku - na powitanie i na dobre samopoczucie ,a jeszcze przed zaproszeniem do stołu.Właściwie można zrezygnować z zakąski ,bo jest ona na dnie kieliszka ,ale ponieważ to co zrobiłam wczoraj było  i smaczne i atrakcyjne i z pewnością nigdzie nie publikowane,bo wymyślone przeze mnie ,tak samo z resztą jak i przychodniaczek ,proponuję ,może wykorzystać go na stole ,Atrakcyjnie wygląda i wyśmienicie smakuje,a pracy nie tak wiele przy tej "rewelacji".

Ale przed tym:Po skończonej spowiedzi kapelan więzienny,mówi do skazanego za kradzieże kieszonkowca.  -  Gdy wyjdziesz na wolność chciałbym ci pomoc. - Ksiądz nie może mi pomóc.Mój zawód wymaga bardzo dużej wprawy.

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Czasem się zastanawiam jaki sens mają "wciskane na siłę " "rozchodniaczki".Uważam,że "przychodniaczki",o to, to może być ciekawe i zaskakujące.Wypróbowałam...............jest bardzo OK.W zanadrzu mam dwa przychodniaczki,o nie ,właściwie trzy.O jednym pisałam wcześniej .Jest to  "KRWAWA  MERY,ale taka prawdziwa,nie jakieś tam wymieszanie soku pomidorowego z wódką.Należy doprawić sok z przyprawami  ostrymi sosami itp i wlać do szklaneczek,tak gdzieś trzy czwarte, a po nożu ukośnie ustawionym wewnątrz szklanki wlewać ostrożnie wódkę.: Wygląda to tak:sok oddzielnie i wódka na wierzchu oddzielnie.Postawić należy na tacce w lodówce.Do drzwi pukają zaproszeni goście,a my z tacką i przychodniaczkiem.Zapewniam  podoba się to wszystkim "a woda rozmowna" "rozwiązuje  języki".

Ale wypróbowałam też .W małych kieliszkach kilka rodzynków na dnie i wlany na nie jakiś winiak.Albo ................[ale to jest trochę kosztowne].........Gold Wasser  [złota woda],ze złotymi refleksami.To bardzo słodki i gęsty likier..............panie go lubią.Tu w kieliszku na dnie powinno się znaleźć ziarenko kawy.W czasach mojej młodości ta wódka była  " na po nartach",bo bardzo rozgrzewa.Dziś ma niestety nieco wygórowaną cenę ,ale smak niepowtarzalny.Wszystkie przychodniaczki ,to dwa w jednym.Wypija się alkohol i zakąsza  tym co na dnie kieliszka.

Proszę wypróbować jeszcze przed "użyciem".............tylko nie za wiele,bo prac dużo w kuchni,gdzie i ja się udaję.

Jednak jeszcze przed tym:

Podobno zmieniłeś pracę,mówi kolega do kolegi.Tak,zrobiłem to ze względów zdrowotnych.A co ci dolega?Mnie nic,ale mojemu szefowi,robiło się niedobrze na mój widok.
SAŁATKI. Ile gospodyń tyle przepisów,a kiedyś t.j. 50 lat temu były tylko dwie:Jedna jarzynowa w skład której wchodziły  ugotowane  ziemniaki marchewka ,groszek [kto miał zawekowany przez siebie] surowa cebula ,jabłko kiszone ogórki i jaja ugotowane na twardo i majonez ,który  robiła sama  gospodyni .Pamiętam ,że należało,do dwóch żółtek wlewać cieniutkim strumieniem  olej i  roztrzepywać i uważać by się nie zważyło,potem musztardę sól i cukier.I dodawano do sałatki.

A druga to była sałatka śledziowa.Składała się z ziemniaków,śledzi,kiszonego ogórka i cebuli i majonezu także.
Dziś obie uważane mogą być za klasyczne.


A ja dla siebie odstępuje od tej klasyki i robię sałatkę z dwóch torebek mrożonej zupy jarzynowej.Jest to bardzo prosta czynność,uzyskanie z tych zup sałatki.Gotuję w niewielkiej ilości wody z solą,odcedzam,studzę,dodaje surowej świeżej papryki [2 szt] kiszonego ogórka i cebuli też po 2 szt. soli i ewentualnie trochę cukru.To ma  być sałatka małokaloryczna,zatem majonezu daję odrobinę i uzupełniam te braki majonezowe musztardą.Zapewniam :najeść się można,smaczna jest pracy niewiele i świadomość,tej nisko kaloryczności.

Teraz natomiast coś zupełnie .........................kalorycznego,oj! kalorycznego.
W pierwszych słowach ,pragnę przeprosić Was kochani za moja monotematyczność ,ale to ten przed świąteczny czas,też jest trochę winien,bo na ulicy,w sklepie,tylko o jedzeniu się mówi,to co ja mam zrobić ,też wciągnęłam się w te tryby.Zapewniam jednak ,że tematów działkowych jest,oj! jest sporo.......I właśnie.........w kuchni pracy pod dostatkiem dziś do godzin popołudniowych ,z pewnością,więc krótko będzie.Ale potem odrobię zaległości.

A tymczasem: takie złote myśli:

"Wszyscy umiemy  zabijać czas,ale nikt nie potrafi go wskrzesić."

"Nie możesz zatrzymać żadnego dnia,ale możesz go nie stracić"



No i porad moich,informacji moich,na razie kulinarnych  kilka.

niedziela, 20 grudnia 2015

Jeszcze tylko dziś..............ale to nie koniec moich porad o smażeniu karpia,lub jakiejś innej ryby słodkowodnej.Nie ulega wątpliwości,że najsmaczniejsza jest ...............prosto z patelni,ale czemu..............pytam zawsze gospodyni ma nie mieć "wolnego" w Wigilię?Można przecież usmażyć  ryby dzień wcześniej.Najsmaczniejszy karp jest smażony na smalcu lub oleju  ,ale koniecznie pod koniec smażenia należy dodać świeżego masła i to tak trochę więcej..Tak to robią Francuzi.Wszystko smażą na oleju i pod koniec zawsze dodają masła.Niech tak na wolnym ogniu "przejdzie tym masłem".Ale  uwaga ! następna porcja karpia po umyciu patelni.Tak jest i smaczniej i zdrowiej.Ponieważ karp zalicza się raczej do ryb tłustych  lepiej jest panierować go tylko w mące,a jeżeli w mące i bułce ,to należy uważać by panierka się nie "paliła"Tak przygotowany karp wkłada się do naczynia żaroodpornego i odgrzewa w wyznaczonym czasie w piekarniku.Pod koniec odgrzewania należy rybę odkryć.Po odkryciu będzie taka jak wprost z patelni.

I to tyle moich świątecznych porad na dziś.Jeszcze tylko.

Sędzia na stażu prowadzi rozprawę i ma wątpliwości.Idzie zatem do starszego kolegi i pyta.Mam gościa co pędzi bimber..............ile powinienem mu dać?Kolega po zastanowieniu 20 zł za litr,ani grosza więcej.
I jeszcze ,krótko c.d. tematu.
Karp,może być smażony,z rusztu i gotowany w warzywach.W przypadku tych dwóch pierwszych sposobów  ,po sprawieniu  można go posolić nawet na kilka godzin przed przyrządzeniem,natomiast gotowany będzie lepszy,posolony niewielką,bardzo niewielką ilością soli i na godzinę przed gotowaniem.Sól w karpiu + woda powoduje lekkie stwardnienie ryby,natomiast sól + tłuszcz nie.

Wszystko co ma być gotowane, a jest suszone np grzyby,groch do kapusty,owoce na kompot ,by szybciej się ugotowały należy dzień wcześniej namoczyć w miękkiej wodzie,bo namoczone w miękkiej , to wprost mamy szybkościowe gotowanie.Ot  - i problem .A skąd wziąć miękką wodę?I już problemu niema ,bo miękka to  posolona.Zatem i grzyby i groch moczymy w wozie z solą ,nawet w takiej ilości,jaką w ogóle potrzeba.No - nie solimy tylko suszonych owoców.I tu też moja rada.Susz ,to przeważnie jabłka gruszki  i śliwki.Śliwek  ,jeżeli to kalifornijskie ,które jeszcze przed gotowaniem są miękkie ,lepiej nie moczyć by zmiękły.Dodać je dopiero w czasie gotowania,nie rozpadną się i będą  całe,zatem apetyczne.A co do kompotu,to dobrze jest dodać też do niego rodzynków.Będzie aromatyczniejszy i słodszy.Ktoś mi kiedyś zwrócił uwagę ,czemu piszę rodzynków a nie rodzynek.Informuję, obie formy są poprawne.Ale wracam do kompotu.Podanie go , w jaki sposób to zrobimy ma znaczenie.By podnieść do maksimum walory smakowe ,można na każdą porcję w kompotierce położyć plaster ananasa z puszki i ze dwie kostki lodu.Wszak to ma być kompot bardzo,bardzo,uroczysty,bo wieńczący dzieło Kolacji Wigilijnej.Na taki zimny kompot nigdy nie wyrażał zgody mój ojciec ,pamiętam, że swoją porcję stawiał na radiu.Było to lampowe radio marki Tesla w bakelitowej  obudowie.Bardzo się ta obudowa nagrzewała ...........i po sprawie.Wszyscy piliśmy zimny kompot,ojciec ciepły".Oj zobaczycie ,będziecie mieć na święta chore gardło.".........wyrokował.I co? i jedyną osobą która często  na gardło chorował był tylko on.

Ja jednak jeszcze o kapuście z grochem.W niektórych domach taką się podaje.Należy jak to kapustę ,gotować przez pierwsze pół godziny odkrytą,by wyparowała z niej siarka.Siarka w kapuście,to to co czujemy już na klatce schodowej ,to ten zapach.Po wyparowaniu go jest smaczniejsza.Groch,oczywiście gotuje się osobno i potem miesza.Na 1 kg kapust ,daje się 40 dkg grochu.Pamiętajmy też o dodaniu majeranku,który to nadaje tej potrawie taki pradawny smaczek i ułatwia trawienie.Sok odciśnięty z kapusty ,lub z jej płukania jeszcze przed gotowaniem nie należy wylewać.Lepiej poczekać jaki będzie smak gotowego dania,to jest po wymieszaniu z grochem.Może trzeba będzie jednak  całość zakwasić ,bo jest danie za mdłe.Kapusta z grochem im częściej odgrzewana,to tak jak bigos  jest coraz lepsza.Na kolację Wigilijną podaje się przeważnie z olejem,kto nadal pości.A że post już nie jest obowiązkowy,można podać ze skwarkami,dużymi chrupiącymi z brzuszka.Skwarki winny być tylko na wierzchu.Każdy miesza sobie sam.O..............to jest pyszne,tak samo pyszne jak tylko sama kapusta ze skwarkami .
Witam już Świątecznie wszystkich  moich Czytelników i pozwólcie,że na początek takie dwie złote myśli:

"Strata czasu jest podobnie do śmierci - nieodwracalna."
"Pokora jest pewnym stosunkiem duszy do czasu.To zgoda na czekanie."

No - to już Świątecznie  jak zapowiedziałam we wstępie teraz porad kulinarnych kilka osoby z ponad 50  letnim stażem w kuchni,dla tych którzy skorzystać by z nich  zechcieli.