sobota, 3 grudnia 2016

A co tam dzieci wymyśliły ?
Kiedy jest ślisko dziadek nie wychodzi.Boi  się złamać,rękę nogę lub inny członek.
Romans to gatunek literacki ,który dzieje się nocą.
Potraktował ją jak kobietę i od tej pory jest w ciąży.
NIE WIECIE JAK SMAKUJE SZYNKA WIEPRZOWA Z TAMTYCH 40 - ych lat.
By się tego dowiedzieć ,jest to teraz nie do zrealizowania .Można bowiem pokusić się by zrobić samemu szynkę wędzoną ,tak jak to robili moi rodzice ,a zatem 4  tygodnie peklowania ,potem wędzenie ,a potem umiejętne gotowanie.Woda miała tylko "mrugać " tyle godzin ile ważyła szynka.Nie uzyska się tego efektu bowiem sedno tkwi w karmie jaką teraz otrzymują świnie.Wówczas były to przeważnie  parowane ziemniaki.Żadnej sztucznej nawitaminizowanej i z antybiotykami karmy.Taka szynka ,z warstwą tłuszczu ,tuż pod skórą  [ tak ,tak ,miała skórę ,nie  tak jak dziś ]  i kość w środku ,a to   zdecydowanie  zmienia  jej  smak.
Do takiej szynki chrzan i ćwikła .Chrzan tarty ,tuz przed Świętami,na dworze ,by nie szczypał w oczy.Czasem zdarzało się,że dwie lub trzy osoby tarły go na podwórku. A szukać wtedy tartego chrzanu,to próżna praca.Po prostu było wiadomo wszem i wobec,że chrzan trze się  samemu,z zakupionych korzeni.
I to tyle na dziś,a jutro mnie  nie ma.
Nie ! - nie była taka głodna i chłodna końcówka lat czterdziestych.Owszem -  brakowało wielu rzeczy,które teraz są ,bardzo wielu ,np. owoców zagranicznych nie było  żadnych ,tak,tak  żadnych, ani  cytryn ni pomarańczy ,a już bananów i mandarynek i ananasów..................toż to ,nawet nie wiedzieliśmy jak one wyglądają.Dopiero około 20 grudnia słychać było hasła na ulicy ,że tu czy tam rzucili pomarańcze.O tym jaka to była dla nas ,dla dzieci frajda te pomarańcze nie opiszę ,bo to opisać się nie da ,przy założeniu,że nie było także pod dostatkiem polskich jabłek.Panoszyły się zatem awitaminozy  pod różna postacią .Czasem pod bardzo przykrą tj. pod postacią zmian skórnych,,czasem też na twarzy.I kogo ja powinnam podać do sądu za moje dzieciństwo odbiegające od normy ??????????.
Jadało się za to dużo kiszonej surowej kapusty.Nie, nie  takiej jak teraz.Takiej kiszonej samemu.Kiszenie to był rytuał.Wyparzanie beczki .Mycie dokładne pożyczonego hebla do szatkowania  itd itd i  A na dnie beczki się znajdowało ,to..: ,..........dwie,lub trzy całe  główki  kapusty i kilka jabłek.Wiosną ,bo wtedy kończyła się kapusta ...................to ,to z dna to była pychota.A wiecie jakie są dobre gołąbki z liści kiszonej kapusty ? Nie nie wiecie.
Nie wicie także ,Droga Młodzieży  ,jak smakuje .......................
To było  40 lat temu.A 70 lat temu ?
Dobry gospodarz ma już prace jesienne  zakończone.Choć przypominam sobie,że onegdaj w moim ogrodzie pewien działkowicz przekopywał glebę pod warzywa już po połowie grudnia.Gleba  nie była zmarznięta  ,ale pokryta niewielką warstwa śniegu.Idąc ,już z daleka było widać jaka część jest przekopana,bo była czarna.Inny ,także w tym czasie ,zapóźniony nieco przekopywał gdy było ciemno,a przecież w grudniu szybko robi się ciemno i by sobie pomóc robił to przy pomocy lampy stojącej ,co jaki,czas ją przestawiając.I..............w tym miejscu można by mnie zapytać ...........a co ja tam robiłam o tej porze ? O ! - Kochani ! - ja pojechałam po włoszczyznę ,bo to były takie czasy,że opłacało się ją uprawiać  i przechowywać  w piasku ,w piwnicy na działce bo tam było zimno,nie tak jak w piwnicach blokowych.To jednak,....................... nie było wtedy gdy wystawiłam furtkę od ogrodzenia  z zawiasów.Pisałam o tym kiedyś,że zima z 78  na 79 rok była bardzo śnieżna,a moje drzewka  owocowe posadzone  były  zaledwie 3 lata wcześniej ,a w ogrodzie grasowały dzikie króliki. Śnieg sięgał po koronę drzew .Zatem,obawiałam się ,że kora tych koron  może zostać ogryziona .W prawdzie były one owinięte,ale nie  ich  korony .Dojechać do ogrodu samochodem było niemożliwe Pozostawała komunikacja miejska,która też miała kłopoty.Po dłuższym oczekiwaniu postanowiłam kupić i wziąć "na drogę" jakiś alkohol.W sklepach [ wtedy ]  tylko półlitrówki i to najobrzydliwszej jaka mogła być.Ale co tam ,na bezrybiu i rak ryba ,jak mówi stare porzekadło.Gdy znalazłam się przy furtce,było ciemno,nikogo w pobliżu,żadnych śladów na śniegu i furtka nie dała się otworzyć.Hamował ją śnieg.No to- wystawiłam ją z zawiasów.Odgarnęłam zaspy ,które uformowały się przy moich drzewkach  i w drodze powrotnej usiłowałam wstawić furtkę ,lecz to było niemożliwe.Przypomniał mi się wtedy pewien dowcip .Mąż  wraca po północy i usiłuje otworzyć furtkę od ogrodzenia swojej posesji.Nijak, klucz nie chce wejść tam gdzie powinien.Obudzona żona pyta przez okno............".może rzucić ci  klucz ?"  Na co mąż."Klucz to ja mam .Rzuć mi dziurkę."

A ta opowieść ku rozwadze,czy przypadkiem nie szykuje się nam podobna zima ?
"Człowiek wspaniały daje nieproszony,przeciętny ,gdy go poproszą,podły - nie daje nigdy."indyjskie .
Tak jakoś  w okolicach Świat Bożego Narodzenia miękną nam serca i chętniej dajemy - czyż nie ?
A co jeszcze dać działce ?.......................

piątek, 2 grudnia 2016

Humor zeszytów szkolnych ;
Przed wścieklizną chroni człowieka  szczepionka i kaganiec.
Jontek miał wspaniałą detonację głosu.
Dżdżownica  spulchnia glebę i robi ulgę rolnikowi.

O  ! - widzicie Kochani jakie mądre dziecko .Wie co robi ulgę rolnikowi.U mnie zaliczyło Ono 6.
Suszone owoce zimą przeznaczane były na kompot,ale nie tylko.Śliwki dodawano do kapusty, a z gruszek...................aż mnie śmiech ogarnia jak piszę to słowo,bo jakież to były gruszki ? To  małe ulęgałki zwane też pierdziołkami.Z nich  gotowano zupę.Po ugotowaniu w małej ilości wody przecierano je przez sito,dolewano  jeszcze wody,dosładzano i podawano z małymi kluseczkami w których był cynamon i utłuczone w moździerzu  goździki.Cała rodzina za wyjątkiem mnie  lubiła tę zupę.Nazywała się garus. Nie garum,bo garum to sos z odpadków rybich  i soli przechowywany tygodniami w cieple,sporządzany za czasów życia Jezusa.Wyobrażam sobie ten zapach.Dla mnie i jedno i drugie nie do jedzenia,ale przecież są tacy którym smakuje. W naszej strefie klimatycznej ,choćby ta gruszkowa zupa.
ONEGDAJ , jak wspomniałam wczoraj  przeważnie już była zima a śniegi często ,tak obfite,że chodziło się tunelami.Jako dziecko chowałam się w tych tunelach wraz z głową.Gdy był suchy śnieg to robiło się na nim orła ,to jest kładło na plecach i "szorowało"  po nim  rękoma i nogami.Po wstaniu  był podobny do orła obraz.A jak był mokry to z takiego robiło się bałwana.Przeważnie składał się z trzech kul śniegowych z garnkiem na głowie i marchewką zamiast nosa,że nie wspomnę o miotle.Ileż to razy słychać było w moim domu lub u sąsiadów................"no tak ! - ja szukam garnka a on jest na głowie bałwana "Garnek wracał na miejsce ,a biedny bałwan stał z gołą głową.O tej porze także sprawdzano "jak się mają "suszone grzyby i owoce.Przechowywane w chłodzie w płóciennych woreczkach .Grzyby - obowiązkowo z liśćmi laurowymi .........................by nie wdały się mole.Mole jakoś się nie wdawały co w głównej mierze zależało od tego ,czy zostały złożone jajeczka tych moli w czasie rośnięcia grzybów ,w lesie.Jak nie zostały ,tak i moli nie było,ale póki co nie zaszkodzi liści tam włożyć.Sprawdzano też suszone jabłka  śliwki i gruszki,to było ważne by je mieć na zimę Bo ,jeżeli myślicie Kochani,że można je było kupić w sklepie to nie w tych latach.Dopiero na przełomie 40 i 50 pokazały się na rynku,ale nie w sklepie bo niby w jakim miałyby być ?Większość sklepów to PSS,lub MHD  .PSS znany do dziś ,natomiast Miejski Handel Detaliczny [MHD] zginął bezpowrotnie.A małe warzywniaki,całkiem malutkie :to przeważnie były budki zaopatrzone w marchew ,pietruszkę ,z selerem i porem to już był  problem i jeszcze buraki i ziemniaki i cebula  i w kącie w beczce kiszona kapusta i ogórki.I to było wszystko.I kupujących nie było bo np. w mojej rodzinie ,ale nie tylko,bo także u sąsiadów jesienią PRZYJEŻDŻAŁ  CHŁOP  i przywoził na całą zimę ziemniaki ,włoszczyznę i cebulę i buraki .I przechowywano to do wiosny z niemałymi kłopotami bo albo było za ciepło ,to ziemniaki rosły i trzeba było pędy obrywać ,albo za chłodno ,to należało okrywać starą niepotrzebną kołdrą.A korzeniowe miały się lepiej w suchym piasku w skrzyni ,także w schowku pod schodami.Wracając jednak do suszonych owoców,to każdy suszył je sobie sam i  było ich dość sporo...................bo....................
JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO ?.To onegdaj ,to mam na myśli aż 70 lat wstecz.Nie wiem po co ja to wszystko pamiętam ,ale pamiętam..........
Przeważnie ,to pelargonie przechowuje się przez zimę do wiosny i do czasu rozpoczęcia wegetacji.Teraz winny być obcięte krótko tj, na wysokość 10,20 cm. i wystawione w zdecydowanie chłodne miejsce np .na klatkę schodową ,do widnego garażu lub piwnicy .Jednak temperatura tam nie może spaść poniżej 0  st.Podlewanie  winno być ograniczone ilościowo i raz na 10 dni,bo to jest ich spoczynek zimowy ,nie wegetacja.Wegetacja rozpocznie się w marcu i wtedy możemy pozyskiwać z nich młode sadzonki .Co nie wyklucza wykorzystania roślin macierzystych.
W tym miejscu jednak muszę przestrzec  tych z Państwa którzy przeznaczyli do zimowania rośliny bardzo opanowane latem przez mszyce lub przędziorki i szkodniki te nie  były zwalczane.Teraz  są niewidoczne ,co nie oznacza ,że ich nie ma.Są,są i dadzą o sobie znać wraz z ruszeniem wegetacji.Są dwa wyjścia z tej kłopotliwej sytuacji : albo zdecydować się na walkę chemiczną wiosną ,albo zlikwidować  rośliny ,a skrzynki umyć dokładnie,bardzo dokładnie.I to tyle na temat : ROŚLINY ZIMĄ.
Bo jeszcze kilka słów.........................
ROŚLINY POKOJOWE,I BALKONOWE ,W ZIMIE.
Wszystkie bez wyjątku doniczkowe rośliny ozdobne cierpią  w zimie od braku światła ,a także od za suchego powietrza [kaloryfery].Reagują na te niedogodności różnie.Przeważnie zrzucaniem liści jak choćby : FIKUS BENIAMINA.To ten o liściach zielonych w białe plamy.Im bardziej jest biały tym podatniejszy na zrzucanie liści.Fikus o liściach zielonych nie reaguje tak jak biały.A drugi ,także fikus tyle,że to jest pnącze  o nazwie FIKUS BINENDYJKI  będzie usiłował szukać światła co spowoduje,że roślina będzie ..........wybiegnięta  ,co objawia się większymi odległościami między jednym a drugim liściem na pędzie.FIKUS SPRĘŻYSTY , to ten o dużych liściach  [ nie powinien   być w sypialni ] zimą  wstrzymuje tylko wegetację.Podobnie będzie zachowywało się wiele roślin doniczkowych.Za wyjątkiem POINSECJI ,tj .GWIAZDY BETLEJEMSKIEJ,bo to jej czas ,jej 5 minut.Ta okolicznościowa roślina ,by zakwitła ponownie w następnym roku wymaga specjalnej hodowli,co dla amatorów  nie jest rzeczą  ani łatwą,ani prostą.Pozostałe  doniczkowe już na początku  marca zakończą spoczynek , "otrząsną się " z zimy i rozpoczną wegetację a my rozpoczniemy zasilanie ich nawozem.
Nie bez znaczenia będzie wspomnieć tu o zraszaniu ,szczególnie paproci,nawet co drugi dzień.Pozostałych ,raz na tydzień.
Natomiast balkonowe...................



O j! - nazbierało się dziś informacji ,nazbierało .Rozpocznę jednak od nieplanowanej wcześniej.Tak się składa ,że spacerując z moim psem oglądam różne rośliny."To takie skażenie zawodowe",powiedział ktoś.I choć o tym pisałam wiosną ,powtórzę także dziś,bo jest to stosowny czas by zniszczyć mechanicznie pewnego szkodnika,którego spotykam na świrku  rosnącym przy ul Bydgoskiej ,chyba pod nr.40 .Jakiż on biedny ten iglak,bo pokryty galasami.W  tych galasach  to jest  naroślach  schował się przędziorek sosnowiec.I niech nikogo nie myli,że skoro tak się nazywa to jest szkodnikiem sosny, O ! - nie.Pasożytuje bowiem na cyprysie, jałowcu,modrzewiu, sośnie,świerku i żywotniku.Moja rada na dziś :Przejrzyjcie swoje iglaki i jeżeli zauważycie guzowate zniekształcenia  i kuliste wyrośla ,to należy je wyciąć .Nie będzie to trudne,bowiem spotkać je można przeważnie na końcach pędów.Po wycięciu wynieść z działki  i po sprawie i po szkodniku.Takie mechaniczne działania niejednokrotnie są bardzo skuteczne w walce ze szkodnikami w okresie ich spoczynku zimowego. To jest pierwsza informacja.
  A druga ,to....................
Uśmiechnijcie się ,Drodzy moi  Czytelnicy ,bo i niebo się uśmiecha  po wczorajszej ulewie.I by to było możliwe,zamiast przysłowia, dziś treść  adnotacji wykonanej przez listonosza na kopercie przeznaczonej do zwrotu :
"Adresat w dalszym ciągu nie żyje."

środa, 30 listopada 2016

Humor z zeszytów szkolnych :
Dyrektor uścisnął pracowników z przodu i z tyłu.
Jak strażacy zobaczą pożar to sikają.
Lekarze przed operacja myją ręce i pielęgniarki.
MÓJ PRZEPIS NA MARYNOWANEGO ŚLEDZIA jest taki :......................
Kupuję kilka 7,8 szt. tuszek śledziowych solonych i mocze je 3 godziny w zimnej wodzie.Potem mocze je jeszcze przez dwie doby w wodzie OD MARYNOWANYCH OGÓRKÓW.Jest doprawiona i odpowiednio  kwaśna i słodka.Po czym szykuję 3 cebule drobno posiekane i przesypuje ją czubatą łyżeczką cukru i małą łyżeczką świeżo mielonego pieprzu.Dodaję także trzy ogórki konserwowe pokrojone w plasterki i pokrojone w dzwonka śledzie i to wszystko mieszam z kilkoma łyżkami oleju.Może postać w lodówce i 2 tygodnie.Nawet będzie wtedy lepsze .Zatem co ?Zatem można przygotować je  z przeznaczeniem na konsumpcję w Święta  już niebawem ,zostawiając sobie czas  tuż przed Świętami na przygotowanie innych dań.I .......................to jest pyszne ,a jakże proste w wykonaniu.Chyba kiedyś już ten przepis podawałam.
ONEGDAJ śledzie były tylko " z beczki " całe, z głowami i wnętrznościami.W tej beczce  woda z solą była pomarańczowego koloru od tłuszczu,bo śledzie były tłuste.W mojej rodzinie kupowano ich kilka kg.Moczono około doby zmieniając wodę.Potem czyszczono i wkładano do kamiennego garnka przekładając sparzoną cebulą.Tej cebuli było bardzo dużo ,A,, o co chodziło z tym parzeniem to nie wiem.Parzona była też dodawana do innych dań do których teraz dodaje się surową.Także przed smażeniem by była lekkostrawna,bo surowa smażona podobno nie jest.Gotowano zalewę z trzech części wody i jednej części octu z dodatkiem sporej ilości cukru i liścia laurowego i ziela angielskiego i "poprzetrącanego", tylko , w moździerzu ziaren  pieprzu.Stał ten duży garnek kamienny ze śledziami  w chłodnym miejscu tj. w schowku pod schodami i ubywało ich systematycznie.Przeważnie jadano do ziemniaków na obiad ze śmietaną lub nie. Były podawane w całości i trzeba było sobie na talerzu dzielić .To było wyśmienite,ale gdzieś w  okolicy 20 grudnia mieliśmy już dość śledzi.Z reszta, na wsiach pod koniec Adwentu przybijano śledzia do drzewa .................na złość.................. i tłuczono garnek od postnego żuru.

A teraz ,jakże  sprawa jest uproszczona...............
ONEGDAJ O TEJ PORZE ROKU.......................
Ja zobowiązana byłam do robienia ozdób na choinkę.A zatem ,najpierw gwiazdki,które  dziś zupełnie wyszły z mody.Kto chciałby tyle czasu na  nie poświęcić ,by z pasków papieru powstały.Było to zajęcie żmudne i nudne.Od tego zaczynałam  ,by mieć to " z głowy "Bardzo lubiłam robić łańcuchy z kolorowego błyszczącego papieru .Kleiło się te łańcuchy klejem robionym z kasztanów,który dziwnie pachniał.Z wydmuszek  wyczarowywałam  piękne pierroty ,a z bibuły jeżyki i inne cacka.Co roku ich przybywało,zatem choinkę  ubierało się dość długo.Chętnych było sporo do tej pracy, czego nie można powiedzieć o jej rozbieraniu.W pokoju było ciepło.W piecu "trzaskały " płomienie.Natychmiast po wniesieniu choinki zapachniało lasem ,bo choinki wtedy pachniały ,bo to nie były jodły,to były świerki.Kogo by wtedy było stać na jodłę?Z resztą wcale ich w sprzedaży nie było.A PACHNĄCE I DZIŚ ŚWIERKI,wtedy kupowało się w składach ,opału.Często już na tydzień przed Świętami  i wieszano za oknem,na balkonie itp.Oczywiście świerk wcześniej gubi igły jak jodła,ale za to bardzo intensywnie pachnie.Do Święta Trzech Króli  "wytrzymywał".Ubierało się go na dzień przed Wigilią wzbogacając jabłuszkami ,cukierkami i owiniętymi w  srebrną folię  orzechami włoskimi,bo to wszystko było wtedy luksusem,często nieosiągalnym.Zjadać  to co do zjedzenia na choince ,było wolno dopiero w I szy dzień Świąt.
Tuż przed rozpoczęciem Adwentu  przygotowywano  śledzie.Dużo śledzi,a robiło się je ................tak.....................


JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO ?
 Jakieś 70 lat temu zima już była w pełni.Przychodziła wcześnie i odchodziła późno.W szkole śpiewało się piosenkę.................:"Hej na koniu ,hej na białym Święty Marcin jedzie już"............. bo też o tej porze był już śnieg i nie było to  nic dziwnego. Przeważnie  pod koniec października zdejmowano okna ze strychu i je myto na podwórku w ciepły jesienny dzień.Bo okna nie były takie jak dziś .Owszem - były podwójne ,ale ta podwójność polegała na tym ,że jedne otwierały się na zewnątrz ,a drugie do wewnątrz.Te do wewnątrz na lato były zdejmowane.Ale jak przychodziła zima wracały na swoje miejsce.Lubiłam pomagać przy ich myciu ,bo można było chlapać wodą do woli.Woda była w kranie  za domem ,przy pralni.Po wstawieniu ich dodatkowo ocieplano, pokoje szczególnie.Kładziono dużo waty między nie i tę watę posypywano  pocięta kolorową bibułką i układano na niej KUGLE .Zdziwicie się ..................a co to jest ? A to ,po prostu bombki na 
choinkę ,ale wtedy wszyscy tak je zwali  - z niemiecka.Od razu robiło się cieplej w domu.
Moim zadaniem w końcu listopada i na początku grudnia było.......................,
Zanim przejdę  dziś do chatki i zapiecka o zamieciach i zawiejach...............krótko ! Zamieć jest wtedy gdy śnieg leżący na ziemi jest zamiatany przez  wiatr.Przenoszony z miejsca na miejsce.Natomiast zawieja ,to wiatr działający na padający śnieg.Często występuje jedno i drugie.Wyjaśniam ,bo moja koleżanka mnie zapytała na czym polega różnica między zawieją a zamiecią.Pomyślałam zatem,że może napiszę o tym na moim blogu,bo może się ta informacja  przyda.

A teraz...................
To jest pozytywne zjawisko - śnieg.Oczywiście o tej porze roku.Mówi nawet przysłowie,że :
"Zima ,bez śniegu - lato bez chleba."ukraińskie.
I nie tylko o sam chleb chodzi.O wszystko,o glebę i jej zaopatrzenie w wodę ,bo śnieg wolniej  w nią wsiąka jak deszcz  i o rośliny będące w tej chwili w tak zwanym spoczynku zimowym jak drzewa ,krzewy ,a nawet różne cebulowe z czosnkiem posadzonym jesienią, włącznie.Mnie  możecie  nie wierzyć ,ale przysłowia są wszakże mądrością ludzką.Ale,ale,ale ,będąc na działce ,tak przy okazji postrącajcie śnieg z iglaków,bo to jest mokry śnieg i pod jego ciężarem mogą łamać się gałęzie.Tylko iglaków ,bo to na  nich ma się na czym on  zatrzymać - na igłach.Może jeszcze w tej chwili nie ma go aż tyle .Myślę jednak przyszłościowo,stąd moja rada.
Kończąc z przysłowiami pragnę jeszcze podać jedno..................moje ulubione i dotyczące zimy :
"W zimie komin nam ojcem,fajerka matką,kożuch dobrodziejem a zapiecek chatką."polskie

wtorek, 29 listopada 2016

A teraz ,jak zwykle na koniec................humor z zeszytów szkolnych:
Konserwatyzm to ochrona przed psuciem się.
Na ukształtowanie powierzchni ziemi mają wpływ jej trzęsienia ,oraz wulkanizacja.
Gdyby nie echo ,to by Wojski nie grał.


Zaproponowałam przeniesienie się do pomieszczeń ogrzewanych ,do domu,bo tam przecież też rosną jakieś rośliny.Ozdobne,doniczkowe.Przypominam,że GENERALNIE  w zimie ograniczamy podlewanie ich.Szczególnie takich ,które mają zdolność magazynowania wody w różnych swoich częściach.W liściach,pędach,pniach,jak np. draceny.No - nie z przesadą,ale nieco,odrobinkę więcej podlewamy grudniki  ,które  nazywają się  : szlumbergera ucięta.To moja ukochana roślina bo kwitnie wtedy gdy inne przechodzą stan spoczynku.Dla obfitego kwitnienia już od września należy ją podlewać nawozem do roślin kwitnących.Odwdzięczy się przepięknym bukietem fioletowo,różowych kwiatów.Często właśnie na same Święta Bożego Narodzenia.
O innych doniczkowych ,już nie dziś ,a jest o czym pisać.
Przy spadkach temperatury na zewnątrz poniżej -4 stopni  w domku będzie około 0 st.co może spowodować zniszczenia przechowywanych tam jakichkolwiek owoców ,czy warzyw.Szczególnie i w pierwszej kolejności mróz zniszczy pomidory.No - chyba że zawiniemy je w koce,z nadzieją,że jeszcze się ociepli ,to wtedy uda się je przez 2,3 tygodnie  tam  przechować.Także ucierpią jabłka.Pamiętam jak kiedyś sąsiad mojego sąsiada Stefana wystawił wiosną skrzynkę zniszczonych przez mróz, czarnych jak smoła jabłek co oczywiście nie uszło uwadze Stefana ................"Popatrz szefowa [ tak mnie nazywał ] jaka to dziwna odmiana jabłek i do tego przechowała się ,aż do wiosny."
 W tym miejscu  wyjaśniam,że nie ma takiej możliwości  by przechować odmiany jabłek późnych,zimowych metodą amatorską.Co najwyżej w piwnicy ,gdzie nie spada temp. poniżej 0 st. poukładane jedno obok drugiego i przeglądane co najmniej  raz na dwa tygodnie i to też nie jest pewne,że uda się je przechować do wiosny.To nie te odmiany jabłoni  późnych są teraz ,które uprawiał dziadek i przechowywał owoce w stodole w sianie.Były zdecydowanie twarde.Teraz takich nie ma bo nikomu nie smakują [ za wyjątkiem mnie ].Będące  aktualnie w doborze [ tak to się nazywa ] są miękkie,mają cienka skórkę i muszą być przechowywane w chłodniach  z kontrolowaną atmosferą.Z tego powodu nie zaleca się działkowcom upraw odmian późnych ani jabłoni ,ani grusz.
Także  radzę warzywa korzeniowe chronić przed przemarznięciem ,przesypując je piaskiem i chowając ewentualnie do piwnicy.
To już chyba ostatnie porady dotyczące sezony działkowego.
Proponuję  zatem przenieść się na kilka chwil do domu,by.................
Tak coś mi się wydaje,że prawidłowo radziłam Państwu prowadzenie ostatnich prac jesiennych.Chyba przekopana już  jest kwatera warzywnicza  i także wydobyte na wierzch przy kopaniu poczwarki najprzeróżniejszych szkodników  i także już zostały skonsumowane przez ptaki.Bo tak jest,że ,że przy kopaniu odwraca się skiby i to co było schowane  głębiej znalazło się na wierzchu.Stąd tyle ptaków towarzyszy oraczom na polu.Teraz pokrywa zagonki śnieg i to jest pewna prawidłowość..............choć z tego powodu,że zima już przyszła,może jej nie być na Święta Bożego Narodzenia,w myśl przysłowia :"Gdy Barbary po wodzie ,Boże Narodzenie po lodzie,a gdy po lodzie to Boże Narodzenie po wodzie,"Dość często się to sprawdza,choć nie zawsze - na szczęście.Bo  ,to tak jakoś jest milej ze śniegiem,bo to typowo zimowe Święta.Najczęściej jednak do oglądania na pocztówkach.
Jeżeli w domkach na działce coś pozostało z plonów,to......................
Choć to dopiero za  cztery tygodnie ,ja już na dziś wybrałam przysłowia o następującej  treści :
"Dobrze by to było, co drugi dzień święto, a pomiędzy tym niedziela."polskie.
"Najpierw tydzień przygotowań,a potem dwa dni świąt."polskie.

Czyż tak  nie jest ?
Ale, że jeszcze na przygotowania do świąt jest trochę czasu ,to może poświęcę go sprawom ogrodniczym ?

poniedziałek, 28 listopada 2016

Humor zeszytów szkolnych :
Chłop powoli bronował ,bo kamienie wchodziły mu w zęby.
Maria Konopnicka urodziła 8 dzieci ,po czym się zbuntowała.
Nad prawidłowym orzecznictwem  sądów rejonowych i wojewódzkich  czuwa sąd   ostateczny.

Brawo dziecko ! U mnie dostałoby 6.Bowiem tylko w tym nadzieja .W sądzie ostatecznym.
Większość owadów pożytecznych ,takich co to zjadają szkodniki lub ich jaja  np . biedronki, dobroczynki ,czy złotooki pochowały się w najprzeróżniejszych zakamarkach .Jednak tam gdzie jest sucho.W domkach,szklarniach,a czasem tylko w stercie jakichś desek ,czy innych przedmiotów.Specjalnie opisuje te miejsca by mieć świadomość,że tam są i nie rozpalać  zbyt wcześnie ogniska wiosną z tego co przez zimę leżało i było do spalenia przeznaczone.Dobrze będzie z tym paleniem poczekać do połowy maja ,aż pożyteczne owady opuszczą swoje leża zimowe.Zwracam także uwagę na  ZŁOTOOKA ,to bardzo sprzyjający człowiekowi owad,bo bardzo drapieżny i z dużym apetytem zjada wiele szkodników . Wrogów człowieka.Czy ma złote oczy nie wiem ,ale wiem,że ma zielone ,przezroczyste skrzydełka i lubi zakamarki w pobliżu okien.Nie należy go niszczyć.Podobnie  jak i dżdżownic.O tej porze roku raczej jestem  o nie spokojna."Zawędrowały " bowiem w swojej wędrówce przedzimowej ,nawet poniżej 1 m.Ożywią się wiosna i wyjdą na powierzchnie i będą zjadały ubiegłoroczne resztki roślinne  .I co z tego  ? spytacie być może.A to z tego,że to co po zjedzeniu wydalają jest  pierwszorzędnym nawozem,bez problemu pobieranym natychmiast  przez rośliny,że nie wspomnę tu o ich innej pożytecznej roli.:Budują kanaliki w glebie w których utrzymuje się powietrze i woda.I jedno i drugie ,bardzo potrzebne korzeniom roślin.Jest taka o nich prawda ,że spulchniają gleby ciężkie,zwięzłe a swoim śluzem potrzebnym do poruszania spajają lekkie piaszczyste.I w tym miejscu spytacie...................po co ona głosi nam te prawdy oczywiste ?
Głosi po to by  poinformować ,że tam gdzie jest dużo substancji organicznej tam jest dużo dżdżownic.   Jak działkowicz  ma pryzmę kompostową to w niej aż roi się od nich.Oczywiście,można czegoś nie dać na kompost i wywieźć czasem z działki , ale tylko wtedy gdy są ważne ku temu przesłania. To winno jednak mieć miejsce niezmiernie rzadko.A ja widuję działkowców wywożących  [o zgrozo ]skoszoną trawę. Widuję także  zadeptywanie dżdżownic...............".bo takie brzydkie."Ale nie wszystko co ładne jest pożyteczne pożądane i zdrowe .Pozwolę sobie nie dawać w tym miejscu przykładów.
Ustała wegetacja roślin na naszych działkach i w ogrodach.Za wyjątkiem  zimozielonych ,to jest iglaków,niektórych żywopłotów  itp.A w glebie ? Co teraz się dzieje? Teraz dostały "cynk"  najprzeróżniejsze cebule by "zejść niżej ".I tak np. tulipany których cebule wiosna są prawie widoczne ,bo znajdują się tuż pod powierzchnią gleby,próżno byłoby teraz je tam szukać.Ta zmiana zwana jest "chodzeniem cebul".No - nie ,nie chodzą w lewo,czy w prawo .Chodzą tylko  : góra ,dół.A posadzone ząbki czosnku  ?,Też już powędrowały na znaczniejszą głębokość. I może to wydawać się nieprawdopodobne ,ale jest prawdziwe .A wiosną ? A wiosną powrócą na swoje miejsca.Te swoje miejsca to  taka głęgokość ,która jest potrzebna w czasie wegetacji.Teraz wegetacji nie ma ,stąd inna ich pozycja.I tak to ,bez pomocy człowieka dają sobie radę.To dzięki tej zdolności "chodzenia" nie przemarzają.
A co z tymi co chodzili , co się autentycznie  poruszali / ?
"Fortuna jest dla jednych matką,dla innych teściową,"angielskie.
Ale co tam  fortuna,z frasunkiem do dopiero mogą być kłopoty:
"Frasunek siwiznę przed czasem przynosi ."polskie.
"Frasunek kości wysusza."polskie.
"Frasunek zdrowia rabunek."polskie.

Przy okazji wyjaśniło się ,skąd  ta osteoporoza.To ze zbytniego frasowania .No ,proszę ,a lekarze nic o tym nie mówią tyko zalecają spożywanie większych ilości wapnia.

Nie wiem jak u   Was,Drodzy moi Czytelnicy,bo u mnie sypie od  rana śnieg ,a to zmienia zupełnie pozycję działki i gleby i roślin  tam będących.Coś z pewnością się skończyło i choć ten śnieg nie utrzyma się [podejrzewam ] nie zmieni się już nic w przyrodzie.Coś ustało i to aż do wiosny......................