sobota, 25 sierpnia 2018

I na tę okoliczność ,niech zamilkną wieki,bo jest już XXI , i w związku z tym sporządzam korniszony  z kupnych,a sprzedający tak się znają na nich jak ja na astronomii.Po prostu sprzedają małe nie wyrośnięte ogóreczki,z plantacji , które jeszcze  normalnie rodzą.To mają być korniszony ? - pytam i zawsze wtedy zapytana osoba spogląda na mnie wzrokiem zranionej gazeli."Czego się czepia - no czego ."Zakąska została zdetronizowana ,ale czy tylko ona ?
I z tym pytaniem pozostawię Was,Drodzy Moi Czytelnicy,którzy macie do mnie cierpliwość.
Korniszony stanowiły zakąskę do pewnej bardzo mocnej wódki sporządzanej ze śliwek węgierek .Pejsachówka miała aż 70 % czystego alkoholu.To jak to było coś bardzo mocnego,to i zakąska musiała być odpowiednio "mocna ".
Pejsachówka,podobnie jak i korniszony wymaga dużo pracy.Myślę o tej z podpisem Rebego.
W czasie gdy  drzewa śliw przekwitały i co za tym idzie rozpoczynały wiązanie plonu,nad nimi budowano konstrukcję, którą przykrywano słomianymi matami.Owoców nie mógł zmoczyć deszcz.Do czasu zbioru były schowane pod  maty słomiane.Teraz gdy o tym myślę,to się zastanawiam,no dobrze ,od deszczu są chronione,ale przecież nie ma dostępu do owoców słońce.?To jednak już nie moje zmartwienie,bo moje 3 butelki Pejsachówki ,kupione dawno,bardzo dawno "służą mi sporadycznie "Tylko wtedy gdy mój smutek sięga dna i  w wielkie święta.Na szczęście to pierwsze zdarza się niezmiernie rzadko,podobnie jak i drugie.
Ale skoro jest alkohol ,musi być do nich zakąska i na tę okoliczność :.............................
Postępowałam z nimi wg. przepisu,bardzo starego,ponad 100 letniego przepisu.Otóż ,wytarłam je w suchą ściereczkę,choć przepis sugerował,by w serwetę,ale lata biegły i z czasem po prostu je przepłukiwałam na sicie i wysypywałam na jednorazowe ,potrójnie złożone ręczniki ,by obeschły.Po tym przełożyłam do naczynia przesypując je solą w  niemałej ilości ,bo 6 lub 7 łyżek na 1 kg, korniszonów.Następne 3 dni ,to tylko potrząsanie naczyniem,by te co były na spodzie znalazły się na wierzchu.I choć przepis tego nie sugerował ,także po pewnym czasie go zmodernizowałam  i zagotowałam wodę ,pół na pół z octem i przez trzy kolejne dni zalewałam nią korniszony,zlewałam i po zagotowaniu ponownie zalewałam ,a w przepisie octu było znacznie więcej.Ostatnie zalanie wrzącym octem z wodą i cukrem i przyprawami miało miejsce po tygodniu ,lub prawie po tygodniu.Takie korniszony mogły stać i stać i nic się z nimi nie działo.Opakowanie obojętne.W moim domu rodzinnym był to garnek kamienny owiązany lnianą szmatką.Zakradałam sie do nich ,a szczególnie smakowały mi ,gdy chorowałam na anginę.Wtedy tę chorobę leczyło się Sulfatiazolem.Mój ojciec n ie lubił leków farmakologicznych i zanim mi je podał ,godził sie bym pojadła korniszonów.I wiecie co ?Już następnego dnia tabletki były niepotrzebne.
A czy wiecie kto to pierwszy wprowadził do  konsumpcji  korniszony i dla czego ?
To nasi starsi bracia w wierze,[ nie lubię Żydzi] ,zatem  niech tak będzie.........................
Używając .... wymyślił , chodziło mi o wykonanie , w taki sposób by smakowały,co wcale nie jest takie proste  i wymaga trochę pracy.Ale ,przed tym należy je pozyskać,zwracając uwagę na ich wielkość: Nie powinny przekraczać  [długości ] wskazującego palca.Jakież to  jest proste gdy się ma zagonek z ogórkami.Na przełomie sierpnia i września ,kończą swoją wegetacje  [przeważnie].W tym roku być może później.W każdym razie,zawsze  wtedy ,gdy dzień się skraca tak jak teraz o 2 godziny i 45 minut i temperatura w nocy obniża.Zawsze wtedy gdy obserwowałam moje rośliny ogórków i stwierdzałam,że liście znacznie sparszywiały ,a to od chłodu i wilgoci,która już tak intensywnie nie wyparowuje jak jest chłodniej,to wtedy likwidowałam plantację.Z resztą ,także z tego powodu,że owoce zawiązane jeszcze ,ale "już na siłę" były niezgrabne,pękate i szybko żółkły, bo jakie miałyby być ? To tylko u ludzi  jest tak,że garbaty może mieć  proste dzieci ,u roślin,nie."Garbate liście,garbate owoce."Po wyrwaniu  pędów ogórków można zauważyć ile jeszcze jest na nich zawiązków owoców tj. małych ogóreczków.Po zerwaniu wszystkich okazywało się,że jest ich około  1,do 2 kg.
W tym miejscu przyznam się jaka to ja jestem idiotka,histeryczka, osoba niepoważna.Zawsze wtedy gdy to robiłam to płakałam,że coś przerywam,coś zabijam,do czegoś nie dopuszczam.Wiele [szczególnie  warzyw ] kiedyś kończy plonowanie,ale nie robiło to na mnie wrażenia.............jedynie ogórki.
I co dalej z takimi maleństwami,zapytałby każdy rozsądny człowiek. ?
A skoro wspomniałam o korniszonach,to ,czy wiecie kto je wymyślił i czemu służyły?
Kto kocha się w pieniądzach ,pieniądzem się nie nasyci.   [ Z Księgi Koheleta ]
To,coś tak jak ze mną ,z tym,że ja kocham się w różnych przetworach,w sporządzaniu ich,to jest mój sposób na życie,ale mam wytłumaczenie........................skoro moja babka to robiła i moja mam ,to jest to dziedziczne.Wiele osób pyta mnie co ja potem z tym robię : Przeważnie rozdaje.Chcesz ,to się do mnie zgłoś ,także Ci dam. A smak ich jest niebagatelny ,chwalony przez obdarowywanych.
W poniedziałek zamykam moją "przetwórnię" owoców i warzyw.Ostatnie - to marynowane gruszki ,bardzo proste w wykonaniu ,bo wystarczy wrzucić obrane połówki do syropu sporządzonego z 1 kg.cukru i 1 szklanki octu.Podawałam go wcześniej,dziś tylko przypominam,że podobnie sporządza się marynowaną dynie.
Niestety nie robię korniszonów,bo do nich potrzebny jest zagonek z  ogórkami,ale o tym za moment ,bo przecież ...............................przysłowie:

środa, 22 sierpnia 2018

J. Tuwim :
Ogłoszenie :
- Do wynajęcia duży widny pokój dla studenta medycyny.Elektryczność,telefon,wygody,trupy na miejscu.Wiadomość u woźnego prosektorium.
Jeżeli śliwki maja być przeznaczone do konsumpcji ,to oczywiście najsmaczniejsze są wtedy gdy dojrzeją na drzewie.Wtedy procent zawartości cukru jest najwyższy,ale,jeżeli mają być przeznaczone na przetwory [ za wyjątkiem powideł ] to powinny być w fazie dojrzałości,jak moje, które w kuchni muszą "odstać swoje ",bo ........................... bo to będą śliwki marynowane po szlachecku,a robi się je tak : 5 kg owoców umyć ,wypestkować i zalać syropem sporządzonym z 2 kg,cukru i 2 szklanek octu i kilku goździków.Pierwszego dnia zalewa się syropem lekko ,tylko leciutko przestudzonym,takim po pół godzinie od zagotowania.Po kilku godzinach zlewa się syrop i ponownie zagotowuje i już zalewa śliwki gorącym.Pozostawia na noc.Następnego dnia odlewa się syrop ,którego jest już znacznie więcej ,w związku z tym należy go odparować,co musi potrwać.Odparować by pozostała   go połowa.Ja zaznaczam sobie na drewnianej łyżce zwanej kopyścią.Kto teraz wie co to jest kopyść ? Ponieważ w czasie odparowywania odparował także ocet należy na końcu dolać go wg. własnego smaku. I tak przez kilka dni należy zalewać gorącym syropem owoce .Odparować jeszcze jeden raz.W tym czasie owoce się pomarszczą i znacznie zmniejszą ,ale.......................ale,jakież są wyśmienite,jak duże rodzynki.Na koniec należy wrzucić je do wrzącego syropu, ale to po  4 lub 5 dniach ,zalać syropem i  szczelnie zamknąć.Nie psują się,a to za przyczyną odparowania z nich wody.
Nic lepszego i szlachetniejszego do różnych mies,szczególnie do pieczeni,nie ma.
To bardzo pracochłonny przepis.Gruszki  marynowane robi się zupełnie inaczej,znacznie szybciej,ale o tym już innym razem.
Z pilnych prac na działce być może będzie zerwanie dojrzałych ,lub dojrzewających śliw.
No to kiedy zrywać,zapytacie być może ? Jak są dojrzałe,czy jak są dojrzewające ?
 No tak - i od czego zacząć ?  Chyba od tego,że w prawdzie choroby tej można się spodziewać niebawem ,ale : ale jak wystąpią warunki do jej powstania, to jest ,jak temperatura  znacznie się obniży,szczególnie w nocy,a póki co ,nie miało to jeszcze miejsca i jak będzie duża wilgotność powietrza ,jak będą padały jesienne deszcze i to jest  małe prawdopodobieństwo pojawienia sie jej  i stwierdzenia widocznych śladów  tj, plam na liściach i co gorsze na owocach,bowiem cały mechanizm  rozwoju choroby wygląda tak : Zarodniki grzybów  noszone przez wiatr i deszcz zakażają kwiaty pomidorów.Bez tego nie ma plam na owocach.Zatem - cały proces trwa,dość długo trwa.Do tej pory nie było okazji do zakażenia,w związku z tym należy domniemywać,że  owoce dorastające na krzakach pomidorów są zdrowe.No - chyba,że popełniono wiele błędów w uprawie : np,posadzono krzaki pomidorów w zdecydowanym cieniu ,lub pod drzewami czy krzewami,że do podlewania zastosowano zraszacza i tym samym spowodowano ,że rośliny zostały pomoczone i że akurat wtedy była zimna noc.
Zbyt dużo tego do spełnienia ,by wystąpiła choroba."To jak to ty mówisz ?" - zagadywał mnie dość często mój sąsiad Stefan,że :" Kędzierzawość liści brzoskwiń jest zawsze ,a zaraza ziemniaka bywa ".Owszem  -  tak mówiłam,a to za przyczyną,że uprawialiśmy zarówno brzoskwinie jak i pomidory.
Ale wracając jeszcze do pytania- stwierdzenia osoby która myśli,że jak teraz zerwie wszystkie owoce z pomidorów ,to ma gwarancje,że dojrzeją stopniowo, i plamy się na n ich nie pojawią.
Oj ! - pojawiłyby się z pewnością gdyby w czasie kwitnienia " dotknęła " ja ta choroba .I co ? i to,że  położone zdrowe i zielone bez plam i tak po pewnym czasie pojawiłyby się na  nich plamy.
Ponad to : nie wszystkie owoce pomidorów nadają sie do zerwaniu i nadają się po wybarwieniu do konsumpcji.NADAJĄ SIĘ TYLKO TE,KTÓRE MAJĄ BŁYSZCZĄCĄ SKÓRKĘ ,BO ZAKOŃCZYŁY PROCES ROŚNIĘCIA. Wszystkie inne ,to jest te z matową skórką,owszem wybarwią się,ale będą niesmaczne.

Mieli rację słuchacze na kursach gdy twierdzili :"Nie pytaj jej bo jak zacznie tłumaczyć to do rana stąd  nie wyjdziemy." Właśnie się sprawdziło  !
Zapytał mnie ktoś,a właściwie stwierdził :"Pozrywam teraz wszystkie zielone pomidory i położę je w ciepłym miejscu ,by stopniowo dojrzewały i w ten sposób ochronie je od zarazy 
ziemniaka ".Wyrzucił to z siebie jednym tchem i  patrząc na mnie oczekiwał potwierdzenia.
Jakież było jego zdziwienie,gdy się z tym nie zgodziłam,bo :....................
Nie wiem ? Zupełnie nie wiem co powinnam najpierw,a co potem ? I to pisze wieloletnia emerytka.W tym miejscu zazdroszczę  tym,którzy sie nudzą,Jakże ja chciałabym się trochę  ponudzić,a tymczasem myślę ,że powinnam na drzwiach wywiesić informację  następującej treści ":Przetwórnia owoców i warzyw."
Ale, póki co przed tym przysłowie :
Nie wierz wiadomościom pochodzącym od dziecka, głupiego,niewiasty i pijanego.  [armeńskie ]
Niechbym ja dorwała autora tego przysłowia,to pokazałabym mu co to znaczy niewiasta,ale co ja sie denerwuję? Teraz nie ma niewiast,teraz są kobiety.Słowo niewiasta powstało od -  nie wiedzieć,bo i owszem kiedyś nie wiedziały,a teraz wiedzą i to niejednokrotnie więcej jak autorzy przysłów.
A - teraz ? A teraz to co najpilniejsze ,a związane z działką :

niedziela, 19 sierpnia 2018

J. Tuwim ;
Znana z ciągłych awantur ze służbą pani R. jest w ciąży.
- Proszę pani ,mówi pokojówka Wikcia,na pewno będzie chłopak.
-- Dlaczego ?
- Bo jaka  by to dziewczyna  z panią wytrzymała przez dziewięć miesięcy.
Jeżeli na działce jest kwatera warzywnicza i z niektórych zagonków zostały sprzątnięte warzywa,bo zakończyły plonowanie ,takie jak groszek fasola i inne,to te miejsca nie mogą  "LEŻEĆ  ODŁOGIEM "  do jesieni,do czasu przekopania ich.Taki sposób postępowania prowadzi do degradacji gleby.To co chcę zaproponować to żadna praca.Po prostu należy tylko lekko wzruszyć glebę na takim  zagonie grabiami i posiać tam jakieś poplony np.wykę peluszkę,seradelę łubin ,czy gorczycę.Lub ich mieszankę .Do jesieni,do czasu kopania,będzie co przykopać ,będzie sporo zielonej masy,która do wiosny się rozpadnie i zmieni strukturę gleby,a także nakarmi nowe rośliny w nowym sezonie. Natomiast posiane żyto ozime może pozostać do wiosny i dopiero wtedy być przekopane.Tę metodę ,to jest posianie żyta zaleciłabym pod uprawę warzyw  ciepłolubnych  sadzonych i sianych nieco później wiosną takich jak papryka pomidory ,fasola ,ogórki itp.Ale żyto należy przekopać znacznie wcześniej  to jest w marcu lub w kwietniu.
Gdy ja pobierałam nauki to wielkim błędem było  nie pamiętać takiej maksymy.:GLEBA MUSI INTENSYWNIE PRACOWAĆ PRZEZ CAŁY SEZON.ODPOCZYWA TYLKO ZIMĄ,TO JEST WTEDY GDY USTAJE WEGETACJA.
Podobnie jest z zaschniętymi końcówkami na niektórych drzewach i krzewach.Powód zaschnięcia bywa różny: bo np,na drzewach wiśni jest to  przeważnie choroba szczególnie Łutówki  o nazwie monilioza.Obcinamy,czyli oddzielamy chore od zdrowego.To trochę tak jak mówią strażacy,moi koledzy.................przy okazji,bardzo serdecznie Was pozdrawiam,a mówią tak :"Należy oddzielić to co się pali od tego co się nie pali,by się nie zapaliło ,to co się nie pali od tego co się pali.".Na innych drzewach mogą to być zaschnięte pędy i kilka suchych liści ,a na nich złoża jaj mszyc.Często, z resztą obraz po żerowaniu mszyc jest smutny,suchy i poczerniały.Jeżeli gałązka nie wróży rozwoju w następnym sezonie ,bo jest całkowicie sucha,to należy ją zlikwidować ,choć nie jest to pora prześwietlania drzew ,ale pora usuwania suchych ich fragmentów,bo zadziwiłaby Was różnorodność chorób i szkodników na tych suchych częściach drzewa.
Podobnie jak i krzewu .Pewne wrażliwe na amerykańskiego mączniaka agrestu  końcówki pędów ,aż są poszarzałe od pylącego nalotu tej choroby ,ale  na szczęście tylko niektóre odmiany czarnej porzeczki mogą chorować na opadzinę liści,ale to już wiadomo co z nimi zrobić.
Ja-- ponieważ jestem zwolenniczką radykalnych działań natychmiast,albo jeszcze szybciej wymieniłabym wrażliwe na nie wrażliwe i tu tylko taki jeden przykład : Wiśnie Łutówkę na Pandę, a to w ramach odstępstwa od oprysków.
Ale - uwaga ! - posadziła nie w te same miejsca gdzie rosły poprzednie.


W kwaterze sadowniczej warto zrobić przegląd drzew i krzewów.Jeżeli pod drzewami leżą  liście ,choćby nawet w niewielkiej ilości,jednak  leżeć nie powinny.Często na nich są zarodniki grzybów [chorób grzybowych ] ,lub szkodniki   w formie przetrwalnikowej ,często niewidoczne gołym okiem.Należy je wygrabić,ale nie dawać na pryzmę kompostową.Kiedyś to było dobrze ,bo jak ja zgrabiłam takie liście,to  wysypałam je na gazetę i podpaliłam,a popiół wysypałam na kompost i nikt  nie robił z tego problemu.Było powszechnie wiadomo,że nie należy rozpalać ognisk i też nikt ich nie rozpalał,ale 3 minutowy ogień nie mógł odymić owadów,nie mógł im zaszkodzić,bo o to głównie chodziło.A teraz ? - a teraz pozostaje wyrzucić je do śmietnika,nie na kompost.W tym miejscu może ktoś zapytać " I co to dało ?". To spowodowało wyniesienie z działki  pewnego procentu chorób lub szkodników.
Podobnie jest z :..............................
Coś o czym za moment napiszę służy temu by jak najmniej,a najlepiej wcale nie stosować na działce czy w ogrodzie preparatów chemicznych.Niejednokrotnie podaje jakiś sposób likwidujący  choroby czy szkodniki ,lub im zapobiegający.Nie zawsze jednak informuje ,że  jest to metoda zastępcza .Po prostu,takie,a nie inne zachowania są wskazane  na kawałku danej nam przyrody,gdzie często przebywamy.
Wiem,że dziś "czerwona kartka",ale także wiem,że nie wiem czy jurto  będę mogła spotkać się
 z Państwem ?
Zatem co ? Zatem przysłowie :
Nie mów o aligatorze  "ohydne bydle ".póki nie przepłyniesz rzeki.
Ale jakby na niego nie spojrzeć,obojętne z której strony,to ani piękny,ani sympatyczny nie jest.