sobota, 10 stycznia 2015

I to na dziś tylko tyle.Szykuję się na bal.
Moje przemyślenia na temat:WITAM DZIAŁKOWCÓW.! Tak sobie myślę,że w przyrodzie nie ma nic stałego ,ot choćby choroby czy szkodniki: jedne się pojawiają inne giną.I tak np jeszcze kilka no może kilkanaście lat temu nikt w Polsce nie słyszał o szkodniku kasztanowców.Szrotówek kasztanowiaczek,owszem był ,ale na Bałkanach i nagle przywędrował [został zawleczony....bo tak to się nazywa] do Polski,a mączniak rzekomy dyniowatych niszczący ogórki..............? Jeszcze w latach 70 go u nas nie było.Pamiętam jak się pojawił i zniszczył plantacje dyniowatych w przysłowiowym mgnieniu oka .Wówczas siałam bardzo smaczną odmianę ogórka ,Monastyrski |No, niechby go ktoś posiał teraz.............zabije go natychmiast ta choroba.Pamiętam jak mój sąsiad Stefan ,nagłe żółknięcie liści ogórków skomentował tak........."tyle padało i padało a widać wody wciąż mało".............bo jakaś roślina żółknie najlepiej uspokoić się myślą ,że to tylko brak wody,bo kiedyś tak było...........ale teraz myślenie należy przestawić...........bo może to nie brak wody,a choroba?Ale niektóre choroby czy szkodniki .............na szczęście zginęły,.............no..........prawie zginęły.Pamiętam ........o .dawno to było jaką plaga był namiotnik jabłoniowy.Na końcach pędów motyl budował jakby namiot z pajęczyny.Ze złożonych tam jaj wylęgały się gąsienice  i "hulaj dusza piekła nie ma".............chrup,chrup......mniam mniam ,znikały liście na jabłoni z  prędkością światła prawie.A pierścienica nadrzewka ........ileż jej było .........w latach 80,ątych.To też motyl...........Składała jaja na gałązkach śliw ,jedno przy drugim i stanowiły one obrączkę.Tak pozostawały na zimę a wiosną................. jak u namiotnika ........z tym że na śliwach.Niejednokrotnie działkowcy po opadnięciu liści  [wtedy lepiej widać] obcinali gałązki z takimi obrączkami.A jakie to było twarde.Pamiętam jak rozbijałam je kamieniem .Z pewnością jeszcze znalazłoby się wiele czy to chorób,czy szkodników, które NA SZCZĘŚCIE zginęły.
O.....KOCHANI...........DZIŚ CIOTKAMALINKA IDZIE NA BAL..............jeżeli spotkanie opłatkowe można nazwać balem.Kręgosłup boli nogi też............ale co tam.Po powrocie będzie się narzekało.Zresztą myślę,że moim koleżankom byłoby przykro gdybym nie przyszła.A więc jeszcze,jeszcze, a jak długo to tylko Bóg wie.

piątek, 9 stycznia 2015

A bywało tak[oczywiście mam na myśli lata 40,te powojenne ,no i może początek 50,ątych. Na sklepach z wędlinami mięsem było napisane  Rzeźnik ,bo autentycznie była tam osoba ,która zabijała kupione żywe zwierzęta,a mięso przechowywano ..........tak,tak w lodówce.........ale proszę nie myśleć że w takiej jak teraz...........o nie.Była to szafa metalowa z podwójnymi ścianami.Między te ściany wkładano kawałki lodu i od wierzchu zamykano.Ten lód wozili ustawicznie handlarze,a złożony był na pryzmach i obsypany trocinami i piaskiem Co dwie doby zmieniano lód w "lodówkach".Z tych lodówek woda była odprowadzana na zewnątrz Natomiast wędliny były robione każdego [prawie dnia].Codziennie świeże.Poza krajaną i serdelkami i parówkami ,była jeszcze cytrynowa i podobna do niej krakowska.Szynki i balerony i polędwice,tylko w okolicach świąt ,lub na zamówienie.No oczywiście też kaszanka ,salceson i czarne.I mortadela którą umyślnie pozostawiłam na koniec ,bo chcę ją wychwalić.........jaka też była uniwersalna,a jak smaczna.Proszę sobie  uświadomić ............co dziennie świeża .Wyczuwało się w niej dodatki ,których teraz niestety nie wyczuwam  ot choćby np gałka muszkatołowa  Mortadela była gruba ,a jej plastry duże i była jedną z najtańszych wędlin.A  w domu różne kombinacje z niej  bardzo smakowite,np ..........gruby plaster ala schab...........panierowany w jajku i bułce............o zamienię teraźniejszy najlepszy kotlet,na tamten ala.Także  smażyło się gruby plaster ,najpierw po jednej stronie,potem po przewróceniu na drugą wbijało jajko [plaster miał kształt jakby miseczki] i na małym ogniu pod przykryciem jajko się ścinało i do tego ziemniaki i pyszny obiad był i szybki.W Rudzie byli dwaj rzeźnicy :Bossakowski i Machała Jeden specjalizował się w jakimś wyrobie wędliniarskim a drugi w innym.Zatem bywało się i tu i tam.Bardzo lubiłam jak mama posyłała mnie po zakupy,bo potem mogłam postać i popatrzeć jak nad łąkami zachodzi słońce,jak "kąpie "się w Nerze  i jak jego promienie ślizgają się po wypukłości kostki bazaltowej ulicy Pabianickiej .Nie, nie jeździły samochody,....no może jeden,lub dwa na dobę.Czasem........ale to przeważnie rano wóz konny z mlekiem ze wsi Chocianowice i to wszystko.Obserwowałam słońce i "wróżyłam"[nauczył mnie teko pewien człowiek]......o czerwono zachodzi........jutro będzie mróz...........to zimą...........o czerwono zachodzi..........jutro będzie wiatr.........to latem.Oczywiście te informację  zanosiłam do domu,ale czasem czekałam jak pojawią się nad łąkami mgły...................a to przecież każda drobinka w mgle to ten kto odszedł i tylko na chwile dostał pozwolenie od Pana Boga  by odwiedzić dawne ziemskie miejsca pobytu Pytałam ich o różne rzeczy ,ale nigdy mi nie odpowiedzieli.Ale wiem,to byli dawni obywatele tych terenów.Tak czasem stałam..........aż za długo i po przyjściu do domu do usłyszałam jak mama mówi do ojca............."wiesz, ta niepoprawna romantyczka spowoduje u nas  kiedyś skręt kiszek z głodu".Ale jakoś się to nie stało.............na moje szczęście.

A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO ?
 WITAM DZIAŁKOWCÓW.............To jaki był ten zakończony już całkowicie sezon?Jak wspominałam wcześniej nie był zły,choroby i szkodniki pojawiały się ,ale nie występowały w postaci plagi.Przynajmniej  ja o tym nie słyszałam. Niejednokrotnie  miniogrodnicy  upierają się  i uprawiają wszystkie,lub prawie wszystkie warzywa a niepowodzeniami obarczają właśnie jakieś choroby ,czy szkodniki bliżej nie znane.I tak zwykła[wydawałoby się ] marchew,czy pietruszka,"co to ona u zwykłego chłopa urośnie a u mnie nie?"............otóż często właśnie NIE .I choć jedna i druga może cierpieć od chorób ,lub szkodników np połyśnica marchwianka powodująca robaczywienie korzeni,lub ordzawienia   pietruszki choroba grzybowa,  dająca korzeń  brunatny,mały,niesmaczny.To  nie musi występować  ,ani ta choroba ani ten szkodnik a marchew i pietruszka  bedą śmiesznie małe .I co..................,w tym samym czasie u chłopa urosła bo.................... on wie że ma glebę nadającą się do uprawy tych zwykłych ,popularnych ,a jakże wymagających warzyw  Jak to...........buntuje się działkowicz,............to u mnie rosną pomidory jak dynie a "głupia pietruszka nie"|? .ano nie,bo jak pisałam wczoraj pomidory będą zadowolone z wymiany częściowej ,niewielkiej ilości gleby w dołku przed sadzeniem roślin a pod uprawę marchewki i pietruszki należałoby wymienić glebę na zagonie do głębokości co najmniej 1 metra..........tak tak.......te warzywa korzeniowe nie zadowolą się jakąkolwiek glebą.Ale już następny  korzeniowy.........burak ćwikłowy już nie jest tak wymagający,ale on potrzebuje siewu nie wcześniej jak po 15 kwietnia bo jest bardzo podatny na zaziębienie zwane jarowizacją.We wcześniejszych postach o tym pisałam.No.............może pojawić się choroba buraka,ale to ma miejsce niezmiernie rzadko.Szczególnie wówczas gdy uprawiany jest po warzywach kapustnych.Choroba wygląda tak........... na korzeniach buraka są guzowate narośl, to kiła kapusty.Czasem spotykam takie na rynku.Raz jak zwróciłam sprzedającemu uwagę [był to z pewnością uprawiający warzywa] by stosował zmianowanie i nie uprawiał buraków po kapuście to najpierw przyjrzał mi się dokładnie a potem odparł"oj nie bądź kobitko taka mądra bo cię pająki za obraz wciągną".Na co ja odparłam ,że akurat nie boje się pająków ,co jest prawdą."Przyciśnięty do muru" bronił się dziwnie.To nie wypada być kobiecie mądrzejszej od mężczyzny.Obiecałam poprawę,ale jakoś rzadko mi się udaje..Seler można tak łatwo zadowolić jak pomidory.Najlepiej uprawiać je współrzędnie z ogórkami.Ogórki po  środku selery po bokach.Te boki tj brzegi zagonu wzbogacić sproszkowanym obornikiem [nasypać w wykopany dołek].To warzywo uwielbia jeść ,jeść obornik oczywiście.Gdybyśmy przystawili ucho do zagonka z selerami to usłyszymy jeść,jeść.No oczywiście czasem chorują na fuzoriozę i septoriozę to  plamy na liściach.Zapobiega się temu ogrywając sukcesywnie wszystkie liście ,które leżą na ziemi. I UWAGA W STANIE DZIKIM SELER JEST ROŚLINĄ BŁOTNĄ,zatem co ........podlewamy,podlewamy,podlewamy.
PEWNEGO RAZU w dyskusji na tematy kulinarne  [podobno jestem w nich dobra ]  stwierdziłam,że z pewnością nie zjadłabym psiego mięsa.No .........i.........usłyszałam..........."a co to za różnica,świnia czy pies?" Odparłam............bo świnia nie zamieniła swojej wolności i niezależności  na miłość i bezgraniczne oddanie do człowieka jak to uczynił pies.ZROBIŁO WRAŻENIE...........POLECAM  OBROŃCOM PSÓW

czwartek, 8 stycznia 2015

A teraz  króciutko....jak to onegdaj bywało.co było w sklepach ,a co nie ,napisałam o tym w poprzednich blogach,dziś jeszcze co było u rzeźnika  ? We wczesnym PRLu  "kursował" taki dowcip.Jak jest różnica miedzy sklepem mięsnym teraz a dawniej?Teraz jest napisane  Mięso i Wędliny a w środku  rzeźnik ,a dawniej było napisane Rzeźnik ,a w środku  mięso i wędliny.Ja mam na myśli ten czas gdy w środku było mięso i wędliny.Wybór był .....nie napiszę ogromny bo byłoby to nieprawdą ale był wyśmienity. Wśród wędlin miała największe powodzenie" krajana" ,to taka terażniejsza zwyczajna ..............ale jakaż smaczna i pachnąca prawdziwą wędzonką i potem serdelki i parówki Jak była zima i paliło się w piecu w pokoju to owinięte w pergamin serdelki  kładło się na sam brzeg tuż przy drzwiczkach ,które zamykano na kilka minut.Potem serdelki były wyjmowane na talerz i być może zdziwicie się Państwo do tego niedzielnego śniadania podawano czerwoną kapustę ugotowaną na lekko słodko i lekko kwaśno i już na talerzu otrzymywała  ona porcję  dużych skwarków, z wędzonego boczku Na te niedzielne śniadania czekaliśmy cały tydzień ,bo nie jadano wędlin tak jak jada się teraz Potem mama  zmodyfikowała to danie kapuściane i po pierwszym zagotowaniu,odlewała wodę i dodawała nową wodę i wino.. i cukier i sok z cytryny..........ale to już znacznie potem.Nie mniej ta czerwona a przez Niemców zwana modra kapusta z dużymi skwarkami jest dla mnie do dziś  przysmakiem tylko, co jest ważne winna być posłodzona[odrobinę] zakwaszona [odrobinę] i nie być zbyt rzadka.
Tak myślę Drodzy Działkowcy,....ze chyba jest to dość istotne ,by teraz w spokojnym czasie omówić choroby i szkodniki pomidorów.Są  to bowiem rośliny dość często jeszcze występujące na działkach nawet na takich na których nie uprawiane są inne warzywa.Często także mała szklarenka czy tunel foliowy tylko jest przeznaczony na ich uprawę.W brew ogólnemu mniemaniu,że nie warto..............WARTO.Watro szczególnie stare sprawdzone odmiany ,ot choćby Olbrzym Malinowy ,..............ależ to pychota,ale uwaga malinowych jest wiele,ja mam na myśli tylko Olbrzyma  Malinowego ..........to ten spłaszczony i pokarbowany.I jak tak sobie myślę,że już są pomidory z wszczepionym świńskim genem...............to,nie, nic więcej już na ten temat.Dlaczego uważam że  nie jest kłopotliwa uprawa pomidorów.Bo ,bez względu na rodzaj gleby dołki przed sadzeniem można wypełnić do połowy sproszkowanym obornikiem  i do połowy ziemią ogrodniczą ,taką którą się kupuje do skrzynek balkonowych.................o jak pomidory to lubią.............a zdrowie aż z nich kipi.I takie wyrośnięte,ciemno zielonego koloru wejdą w stan owocowania zanim pojawią się choroby ,a w przypadku szklarni też szkodniki.Należy tylko likwidować ich zamiary na zbyt dużą ilość bocznych pędów, w tym momencie jak tylko się pojawią  między głównym pędem a ogonkiem liściowym jak będą jeszcze maciupenieńkie..Z reszta do sposobu uprawy wrócę w maju.A teraz to co trapi te rośliny.Ważne jest by umieć rozpoznać i tak np zaraza ziemniaka pojawia się jak kwitną póżne ziemniaki t j  na początku sierpnia ,lub póżniej lub wcale bo jest słoneczne lato, i są to ciemno żółte plamy z brunatną obwódką.Trzy opryski zapobiegawcze w odstępach dwu tygodniowych ,rozpoczynając od 15 czerwca Miedzianem "załatwiają sprawę".Nasze pomidory są odporne,bo otrzymały zastrzyk w stosownym czasie uodparniający .A brunatna plamistość to szare puchate plamy na starszych liściach najpierw ,a potem też na młodszych.Absolutnie nie będzie tej choroby,występującej  w szklarni gdy będziemy wietrzyć takową i nigdy przenigdy nie moczyć roslin,.A teraz uwaga palacze.Gdy pojawią się  smugi na liściach i dziwny jakiś nie pomidorowy wygląd ich to zarażone zostały mozaiką tytoniową A  tu tylko moja jedna rada,dla własnego dobra i pomidorów rzucić palenie .A jak liście w szklarni równomiernie przebarwiają się na żółto to "robota przędziorka,Maleńkiego szkodnika pojawiającego się czasem w bardzo upalne lata.Na 5 Avenii  w Nowym Jorku  ,kupuje się szkodnika naszego szkodnika tj przędzirkoamatora,który po wpuszczeniu do szklarni z ogromnym apetytem zjada wszystkie .Nam pozostaje.........oprysk preparatem przędziorkobójczym....... tylko takim ,nie owadobójczym bo przędziorki to nie owady ,to pajęczaki.Opisałam wszystko co może się zdarzyć i wiecie co? nie pamiętam by w  ciągu 40 lat uprawy sprawiały mi kłopot te choroby iszkodniki.
JUŻ JESTEM I   NIE WIEM OD CZEGO ZACZĄĆ?...........CHYBA OD POCZĄTKU

środa, 7 stycznia 2015

A CO DO NAZWISK POLSKICH OCZYWIŚCIE  TO MAJĄ SWOJE POCHODZENIE OD SĄSIADÓW.............i tak np Nowak to Czechy lub Słowacja .Kowalski to Niemiecki  Szmit,a Pawłowski to Rosyjski Pawłow.Ja jestem Pawłowska ,a mój  pradziadek jeszcze był Pawłowem i mieszkał na Krymie i podobno  był bogaty więc może będę wzięta pod uwagę przy podziale jaki cały czas ma miejsce................ha,ha,ha.Ale jeszcze nazwiska kończące się na "icz" np Pisarkiewicz,Markiewicz itd to  naleciałości  Litewskie.To tyle na dziś,a jutro? jutro chyba nieco póżniej bo pierwszy czwartek miesiąca to dzień dla mnie.............kosmetyczka.
A teraz dowcip Żydowski,i proszę nie posądzać mnie że jestem  anty.........nie ja ludzi dzielę na dobrych i złych,na nierozsądnych i rozsądnych a nie wg ich pochodzenia.Zresztą najwięcej Żydowskich dowcipów znam od samego Juliana Tuwima,który chodził do szkoły z moim ojcem i po powrocie do kraju w latach 50,atych wpadli sobie w objęcia a ja byłam cała przeszczęśliwa  że poznałam tak wielkiego,tak znanego poetę.Potem jeszcze nie raz z ojcem moim się spotykali i wspominali czasy gdy chodzili do szkoły w Łodzi,a mówili na nią Aleksandrówka.A zatem w czasach przedwojennych ,które pamiętali dokładnie  niektórzy [nazwę to tak] znajomi J Tuwima,by "wtopić się" w społeczność ,z którą żyli
,zmieniali sobie nazwiska na Polsko brzmiące. I tak............. Jan Nowak przychodzi do  Rebego ,a ten go pyta "co cię Izaak sprowadza"?Rebe mówi tamten ja chce zmienić nazwisko.""Ależ Izaak,czy Jan Nowak to jest złe nazwisko?"."Dobre Rebe..........ale załóżmy ,że ja się przedstawiam .........a mnie zapytają ,a jak się wcześniej nazywałeś?"
A TERAZ KRÓCIUTKA INFORMACJA DLA ODCHUDZAJĄCYCH SIĘ...............Kurczak,......jego mięso jest nisko kaloryczne,ale uwaga!.............. mięso bez skórki.Wiem że generalnie  jest to mdłe jedzenie.A może wzbogacić je smakowo,Kawałek gotowanego kurczaka obrać ze skóry.Dać psu...........mój skórę uwielbia.Pokroić na małe kawałeczki,na połówki garść oliwek i kilka suszonych pomidorów w paseczki i pęczek szczypioru drobno posiekać i kto lubi przeciśnięte przez praskę 2,3 ząbki czosnku,.Jeżeli trzeba dosolić.Do  tego ostrego keczupu tyle by wszystko było nim umazane.Wstawić do lodówki na  2 godziny.To bardzo smaczne danie obiadowe do którego podaje się do popicia gorący rosół..............ale po zebraniu z niego tłuszczu.Takie jedzenia [sprawdziłam]  odchudza.Można przygotować na dwa dni.
Nie,nie Drodzy Działkowcy,nic złego się nie dzieje .................z powodu mróz.Jak wspominałam we wcześniejszych postach ,styczeń to dla roślin czas spoczynku bezwzględnego.Śpią bardzo głębokim snem.Co może zniszczyć niska temperatura? ...........coś  mokrego.A teraz właśnie wszystkie drzewa i krzewy  wodę ,czyli soki odprowadziły do korzeni tak głęboko,że tam mróz nie dociera.I to jest całe szczęście dla drzew  w klimacie umiarkowanym.Bo proszę pomyśleć ,czy mróz uszkodzi pustą butelkę,nie a napełnioną wodą już tak.Woda zamieniając się w lód powiększa swoją objętość.No tak ,.............powie ktoś a czosnek posadzony jesienią ,konkretnie jego ząbki,a tulipany,? "takie piękne posadziłam jesienią"  ? im też nic nie będzie..............?Jeżeli i ząbki czosnku i cebule tulipanów posadzono w prawidłowym terminie tj miedzy 15 września a 15 pażdziernika  .............to UWAGA!!!! ,.............zdążyły się ukorzenić.Ukorzenione mają możliwość "chodzenia w glebie",raz są głębiej ,a raz są  bardzo płytko np ...........bardzo płytko są wiosną.Można to określić tak ........chowają sie przed bardzo silnym mrozem,a ponad to należy brać pod uwagę zawsze ,skąd uprawiana roślina pochodzi.I otóż nie............. nie Holandia jest ich ojczyzną.Zdziwią się być może Państwo one pochodzą z Kazachstanu.Do Holandii zostały sprowadzone celem uszlachetniania i rozmnażania.Swego czasu osiągały zresztą bardzo wysoką cenę.A te dziko rosnące znoszą warunki pogodowe oj.............. o wiele gorsze jak w  naszej strefie klimatycznej.  Tam zimą ziemia pęka od  mrozu , a latem od suszy i upałów ,a pomimo to przeżywają.I tak jeszcze tylko w zakończeniu ,tematu tulipany ..........najbardziej szkodzi im wilgotne lato,jeżeli cebule pozostawiono na zagonie,stąd zaleca się wykopanie i przesuszenie ,aby stworzyć warunki podobne do panujących latem w stepie i posadzić je ponownie jesienią.Czy uspokoiłam Państwa?.Kochani ,nawet nie macie pojęcia,ja  zresztą też jak przyroda potrafi się bronić przed zagrożeniami.Największym .......jak dotychczas dla niej zagrożeniem jest sam człowiek ........a jakoś daje sobie radę.
STYCZEŃ JEST TO MIESIĄC NOWY,NA NOWO TEŻ BOLĄ GŁOWY.....,TO JEDNO Z PRZYSŁÓW  ..........A DRUGIE...............GDY STYCZEŃ CHADZA Z MROZAMI ,LATO UPALNE Z BURZAMI.

wtorek, 6 stycznia 2015

Onegdaj...........był to z pewnością  już 1944r. W Święto to ,nad ranem ojciec wracał z obowiązkowego dyżuru nocnego ,pamiętam że mówiło się o tym dyżurze  Luftszuc..............a tu taka niespodzianka pogodowa.Wieczorem z Chocianowic [wieś ] pani Markiewiczowa ,zwana po porostu Markiewiczką przynisła trochę rąbanki [to mięso świńskie rąbane" jak leci"] Oczywiście należało to gdzieś schować.................o ....najlepiej w śnieg w ogródku,tam najbezpieczniej.A tu rankiem .........odwilż .Ojciec wpada do domu i już od progu informuje.............."twój garnek jest tak dobrze schowany,że już bo widać od drogi...........popatrz,pływa po wierzchu ,a jeszcze do tego ma czerwoną pokrywkę.Wiesz co ? zróbmy mu  maszt i dodajmy polską flagę.To było w 1944 r ,a w 1945 t także w to Święto schowana dokładnie do zrobionej  w pośpiechu komóreczki koza ,widocznie przez noc zjadła dach i wyglądała przez "wyjedzony" otwór.Ale w tym czasie już jakoś mniej się Polacy bali.Coś "wisiało w powietrzu".........a to słychać było pomruki frontowe,a to ktoś powiedział,że Rosjanie są już pod Tomaszowem,a to że pod Piotrkowem.................."..wiem.wiem  że to z pod jednej okupacji pod drugą"................Kochani ,,,,,,,,,,,,,nikt,absolutnie nikt tak nie myślał.Nam ............tak upodlonym tak uciemiężonym,tak niszczonym było wszystko jedno kto przepędzi Hitlerowców .Umyślnie nie piszę Niemców,bo w śród nich byli i tacy co przebywali w obozach jak mój brat ,lub w więzieniach jak moja siostra.Zresztą..........przytoczę to co powiedział Churchill ,choć chyba to już kiedyś pisałam." gdyby była wojna między Hitlerem a piekłem ,dałbym poręczenie Lucyferowi ."No,to tak to onegdaj bywało.
A CO MÓWIĄ PRZYSŁOWIA  O TYM DNIU? NP;"gdy w Trzech Króli mrozem trzyma,będzie jeszcze długa zima .""Na Trzech Króli słoń słońce świeci,wiosna do nas pędem leci." Cytując te dwa przysłowia zastanawiam się : to w końcu jak będzie? jest mróz ,zatem jeszcze będzie zima,ale też świeci słońce co to podobno daje szybką wiosnę Więc jak będzie?..............będzie tak :"przysłowia mądrością narodu" i z tym należy się zgodzić i nie zastanawiać więcej.Może lepiej pocieszyć się takim:....................."Trzej Królowie pod szopę,przybywa dnia na kurzą stopę.O i tym pozytywnym akcentem zamykam temat.A jak to onegdaj bywało?
WITAM WSZYSTKICH W TO BARDZO CHRZEŚCIJAŃSKIE ŚWIĘTO ,ŚWIĘTO OBJAWIENIA  PANA............................................Dziś Prawosławni  natomiast obchodzą Wigilię Bożego Narodzenia.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Jasiu ! dobry ten indyk...?..........bobry.A jadłeś? nie ,  ale widziałem jak wujo jadł.
No to może jeszcze tylko to..........Czy znacie :Państwo  naleśniki po Turecku?............Są ich ogromni amatorzy ,sa też przeciwnicy.Do naleśnikowego ciasta dodaje się szczyptę ,no może trochę wiecej przyprawy do piernika,lub dwa gożdziki  zmielone na proszek.Po upieczeniu smaruje miodem każdy naleśnik [1 łyżka na 1 naleśnik}.Jeżeli do tego podamy grzane [z korzeniami]wino ,to jest to coś rewelacyjnego na "po nartach" ,ale też po łyżwach ,po sankach.O tyle dobra że można przygotować przed wyjściem na zimowe zabawy i po powrocie odgrzać a alkohol zamienić na herbatę z cynamonem,też rozgrzewa.
Rok ubiegły nie był szczególnie obfitujący w choroby i szkodniki ,na szczęście.Zatem zawsze można spodziewać sie gorszego.W części sadowniczej jak zwykle ,nie zadowoliły wiśnie.Ja już wcześniej o tym pisałam,że niektóre choroby bywają,a niektóre ,występują zawsze.To od czego cierpią drzewa wiśniowe,to w porównaniu do innych drzew owocowych "plaga egipska".Jest to: drobna plamistość liści ,powodująca opadanie ich już w sierpniu,[choroba grzybowa],to jest też monilioza powodująca zsychanie końcówek pędów już po kwitnieniu i nawet zawiązaniu owoców, a także choroba kory i drewna ,rak bakteryjny,.W wyniku opanowania przez tę chorobę pojawia się gumozowanie ,tj wycieki kropli przypominających żywice.Wiśnie na tę bakteryjną chorobę są bardzo podatne,równie a może bardziej jak brzoskwinie i nektaryny.Gdy choroba  przechodzi w fazę raka bakteryjnego ,w krótkim czasie drzewo umiera.Najbardziej podatne są drzewa starsze.I z tej to przyczyny sadownicy niekiedy po 15 lub 20 latach likwidują plantację.Walka bowiem z tą chorobą jest niezmiernie uciążliwa i mało efektywna.Z pewnością  najbardziej podatne są drzewa intensywnie prześwietlane,ale prześwietlane być muszą ,a polega to na tzw."fryzjerskim strzyżeniu " tj skracaniu o połowę  cienkich sięgających ziemi pędów PRZY DUŻEJ OSTROŻNOŚCI.Co mam na myśli...........ta ostrożność,to nie............ "dorwanie się do drzewka" i ogolenie go jak wierzbę przydrożną.......ta ostrożność to podzielenie tego zabiegu na co najmniej  trzy sezony,to także przecieranie co jakiś czas sekatora  spirytusem [obojętne jakim np salicylowym] Moniliozę natomiast najlepiej niszczyć mechanicznie,Obcinać końcówki ,z pewnym "zapasem",gdy tylko spostrzeżemy zjawisko zasychania.Oczywiście wywozimy je z działki jak wszystko co chore i mogące nieść zagrożenie dla zdrowego.Niestety ,bez dwu oprysków zapobiegawczych nie uda nam się "dotrzymać "zielonych liści na drzewkach wiśni do jesieni.Te opryski winno się wykonać Sylitem dwa tygodnie po kwitnieniu drzewek wiśni i cztery tygodnie po kwitnieniu po raz drugi.A cięcie prześwietlające......NIE WIOSNĄ ,NIE,NIE,Wiśnie prześwietla się w czasie zbioru owoców,lub natychmiast po,bo jest to czas ........najzdrowszy   dla drzewka [mniejsze prawdopodobieństwo zakażenia chorobami] No,to jeszcze pozostało mi wyjaśnić czemu tak się dzieje,że teraz ,tyle chorób...........a kiedyś ich nie było.Nie bylo,bo nie było takich jak teraz odmian wiśni.Te owoce,które hodowano 60,70 lat temu nie chorowały ,ale też były ,male,z duża pestką ,a kwaśne "jak ocet  siedmiu złodziei " .Nie wiem co to znaczy,ale tak się mówiło kiedyś,a potem się mówiło,że tak kwaśne owoce mogą posłużyć za napęd do rakiety kosmicznej.W tym ulepszaniu gatunku wyhodowano wiśnie które są owocem deserowym,ale niestety wszystko kosztuje,a ta zmiana niesie za sobą uciążliwości oprysków,specjalnego "prowadzenia" drzewek i krótsze ich życie.
Przepraszam.........w przepisie na placki ziemniaczane napisałam piecze a winno być smaży.To oczywisty błąd ,bo piecze się w piekarniku a na patelni smaży, ale to jest tak "z kim przestajesz takim sie stajesz".Pewna osoba tak błędnie właśnie to określa ,no i mi sie udzieliło.Miał rację  Gebels  twierdząc  ,że "kłamstwo powtarzane często staje się prawdą "
To tyle tytułem wstępu i jestem winna podsumowania roku działkowego.

niedziela, 4 stycznia 2015

Placki ziemniaczane do szampana przed obiadem jako przystawka.I  nazwałam je  PRZYSTAWKA  SZLACHECKA. coś mnie ciągnie do szlachty.
Do ciasta z 1 kg ziemniaków 2,jaj i szklanki mąki dodaje się dużą  garść rodzynków,najlepiej tych dużych białych i dużą garść posiekanych orzechów włoskich.Jakież od tych orzechów  są "chrupiące" I piecze małe placuszki ,układając na ciepłym półmisku.Do tego podaje się cukier puder "wzbogacony" cukrem waniliowym...........koniecznie.
NALEŚNIKI PO SZLACHECKU.Zrobić ciasto naleśnikowe ,ale nieco gęstsze. .Przygotować  farsz z drobno pokrojonych pieczarek i cebuli.Podsmażyć ,odparować,ma to być gęste.lepsze od pieczarek są kurki ......w supermarketach.Na rozgrzaną patelnie nalewać małe placuszki [patelnia koniecznie ma być rozgrzana].Gdy się lekko ciasto zetnie nałożyć łyżkę farszu, i zaraz też łyżkę lub dwie ciasta naleśnikowego.Po ścięciu się go obrócić na drugą stronę.Usmażone układać warstwami na ciepłym półmisku przetrzymywanym w lekko ............tylko lekko ,nagrzanym piekarniku.Podawać z zupą grzybową,kurkową,lub pieczarkową,ze śmietaną.Sukces murowany ,ale proszę zrobić próbę z ciastem,czy nie za gęste,czy nie za rzadkie?
Onegdaj bywało tak : jednak  inaczej się jadało i inne też były sklepy i ich wyposażenie np w spożywczym ,był czas,że było masło tylko z bloku,zresztą bardzo smaczne i margaryna  jedna,pop prostu margaryna,zresztą nie cieszyła się powodzeniem.Potem pojawiło się masło w kostkach Były aż .............dwa rodzaje tj delikatesowe i stołowe.A mleko i jego przetwory : mleko tylko z metalowej 40 l. bańki  nalewane do naczyń przyniesionych przez kupujących.Przetwory .............tylko twaróg, serów  żółtych nie było wcale. Czasem dostawały szkoły w ramach dożywiana z paczek UNR a.Herbaty aż dwa rodzaje,Ulung i Gruzińska,obie obrzydliwe i przypominały w smaku taką ,która jest już trzeci raz parzona.Amatorzy herbaty [znałam jednego takiego],pili "parzychę" tj  pół szklanki suchej herbaty ,łyżka cukru i wody do pełności.Coś takiego jak kawa prawdziwa większości obywateli chyba nie była potrzebna ,bo jej w sprzedaży nie było,natomiast były dwie odmiany zbożowej :kuchenna i Turek i coś co dla mnie nie jest zrozumiałe do dziś do obu kaw,kto lubił je .........................ha,ha, mocniejsze dodawał cykorię.To takie podobne do dropsów prasowane ,czarne tabletki.Myślę ,że z uprawną cykorią nie miały nic wspólnego.A warzywniak proszę sobie wyobrazić to :ziemniaki,buraki ,cebula,włoszczyzna,ale jeszcze nie w pęczkach ,trzy rodzaje kapust:biała,włoska i czerwona.Czasem chrzan do tarcia no i beczka z kiszoną [jeden rodzaj ]kapustą.I to wszystko. Zimą ,ani kalafiorów,ani pekińskiej a o brokułach nikt nie słyszał a coś takiego jak pomidory ,czy zielone ogórki.........nie było w całym kraju.Pierwsze pojawiały się pod koniec maja...........w cenie nie do zrealizowania.Nie było żadnych soków,  ani     konserw groszku  ani kukurydzy,ani choćby soku czy przecieru pomidorowego .Zatem zupełnie co innego jadało się zimą a.co innego latem.Gospodynie domowe same konserwowały w butelkach sok pomidorowy i szczaw i zatykane te butelki były korkiem i lakowane zatem jak zawartość się popsuła,co często miało miejsce to rozrywało butelkę jak koktajl Mołotowa.........korek nie puścił. W tych odległych latach częściej jadano zimą placki kartoflane ,lub naleśniki,ale w bardzo prosty,nie wyszukany sposób ,po prosty z cukrem i popijano kawą zbożową z mlekiem Zresztą........garnek z taką kawą zawsze był pełny bo jak się jedną wypiło,to natychmiast gotowana była druga.Świetnie gasiła latem pragnienie była tylko uciążliwa,bo trzeba ją było "pilnować" ,bo kipiała. Nikomu do głowy nie przyszło to co po wielu dziesiątków lat nam,że można naleśniki ,lub placki  ziemniaczane podać tak...........
C D..........jak to onegdaj bywało?.
JAŚ,ZE STASIEM SPIERAJĄ SIĘ O PALCE U RĄK  JAŚ  LICZY ...........JEDEN , DWA  I OCZYWIŚCIE KOŃCZY NA .........DZIESIĘĆ.STAŚ NATOMIAST TAK LICZY ...............DZIESIĘĆ DZIEWIĘĆ OSIEM,SIEDEM ,SZEŚĆ,.............TO LEWA REKA I PRAW + PIĘĆ ..............RAZEM JEDENAŚCIE.TO JAK  TO JEST?