sobota, 13 czerwca 2015

Wiśnie czarne sokowe,niebawem się ukarzą.To owoce wybitnie przerobowe.Jeżeli nie zdążysz jednego dnia przerobić wszystkich,na noc rozsyp je możliwie jak najmniejszą warstwą .W ten sposób się nie zaparzą.

Bananów nie przechowuj w lodówce.Pod wpływem chłodu szybkościowo,niewyobrażalnie szybkościowo czernieją.

Po ostrym posiłku,i przy gastrycznych dolegliwościach,dobrze jest na deser zjeść banana.Owoc ten działa łagodząco i neutralizuje ostrość przypraw np. PO GRILLOWANYM KARCZKU.Pieczenie w ustach po ostrych sosach ustaje natychmiast.

Niezbadane to,ale znane,że po kompocie z rabarbaru pozostaje nieprzyjemny smak na zębach.Tej dolegliwości nie doświadczysz,jeżeli do zimnego kompotu  dodasz niewiele białego wina.

To dziwne,ale.................truskawki winno się jadać na czczo.Wówczas witaminy ,żelazo i fosfor w całości przyswoi organizm.

A wieczorem............o wieczorem też jedz truskawki ,bo po nich bez problemu zaśniesz,albowiem owoc ten  posiada brom,a brom wycisza ,koi nerwy i działa lekko nasennie.

Truskawki ,najpierw myj,potem obieraj.Gdy zrobisz to odwrotnie,"naciągną" wodą i być może dostaną się do nich jakieś niepożądane   substancje.
A teraz tylko jeszcze kilka praktycznych rad i idę ,bo woła mnie  świat.Przyroda woła mnie też.A jutro obiecuję więcej i "Jak   to onegdaj bywało"?
I jeszcze to:Woda,a kształt zagonu.Wiosną informowałam,namawiałam,tłumaczyłam jak zagon winien wyglądać.Że winien mieć,wygodną,dostępną z obu stron szerokość   - to 120 cm.Ale też ważne jest by ,nigdy,przenigdy,nie był uformowany zbyt wysoko.Zatem tylko udeptuje się ziemie przy brzegach jego.Nigdy nie wybiera ze ścieżek ziemi i nie nasypuje na zagon...................bo teraz jest bardzo wyraźnie widoczny ten błąd.Cała deszczowa woda spłynęła  .Nie zdołaj jej zagon  zatrzymać.A przecież nie chodzi o to by ścieżki były mokre,a tam to jest na nich może jeszcze woda stoi.
Spadł deszcz,deszcz pochodzenia burzowego,ulewny ,zatem nie wszystkie rośliny z niego skorzystały,a powinny.Gdyby ta sama porcja dostała się do gleby,ale w postaci mżawki ,o to co innego.Ten zbyt szybko spłynął.Ale nie można powiedzieć ,że nic nie dał.To dawanie roślinom jednak było zróżnicowane.I tak np najbardziej "ucieszył się :"trawnik.Jego gęste i drobne i znajdujące się tuż pod powierzchnią gleby korzenie zatrzymywały wodę skuteczniej jak np drzewa i krzewy.Skorzystały też zagonki z truskawkami,bo podobnie jak trawa,jak darnina "plątanina " ich korzeni nie przepuściła wody głębiej.Także ,ale już z innego powodu skorzystały z deszczu wszystkie warzywa korzeniowe i strączkowe,bo z kolei ich korzenie sięgają głęboko i są w stanie pobrać wodę z tych głębszych warstw.Ale jest jeszcze problem glebowy.Ta piaszczysta  -  wiadomo ,jak sito ,przez nią woda przesączy się.Natomiast próchniczna z dużą zawartością substancji organicznej,zachowuje się jak gąbka.Jeżeli dziś nie będzie "powtórki z rozrywki burzowej" to za trzy,cztery dni trzeba będzie podlać psiankowate [pomidory ,papryka] dyniowate [dynia cukinia,patison,kabaczek,ogórek.Także drzewa na podkładkach karłowych i krzewy owocowe ,bo i jedne i drugie właśnie wiążą owoce i jak nigdy, teraz woda jest im potrzebna.Drzewa na podkładkach karłowych z powodu skarlenia [skrócenia] ich korzeni.Wysoko rosnące dadzą sobie radę.

I przy okazji.........nastał czas opadu świętojańskiego.Pod drzewami mogą leżeć zawiązki owoców TO PRAWIDŁOWOŚĆ,PROSZĘ ZATEM SIĘ TYM NIE MARTWIĆ.W starszych postach tłumaczyłam to zjawisko bardzo dokładnie.Tak jest każdego roku.
Ból w pana lewym kolanie  -  to kwestia wieku,wyjaśnia pacjentowi lekarz.Ciekawe  -  denerwuje się pacjent,drugie kolano tak samo stare ,a nie boli.

Późny wieczór.Nowakowie  przyłapali nastoletniego syna jak wymykał się z domu z latarką."Dokąd to "pytają."Na randkę" informuje syn."Ha,ha jak ja chodziłem w twoim wieku na randki,to nie potrzebowałem latarki",zakpił ojciec.
"No i popatrz na co trafiłeś"..............

piątek, 12 czerwca 2015

Drodzy moi Czytelnicy,parający się pracą "na roli"................na działce.Panujące upały powodują,takie a nie inne nasze zachowanie.I tak: zaraz po przyjściu  na działkę ,jeżeli to nie późny wieczór podlewamy w szklarni ,lub tunelu foliowym ,ALE TYLKO ZIEMIĘ.Bo właśnie teraz czyhają przyczajone gdzieś w katach  zarodniki różnych chorób grzybowych.Są takie które potrzebują wilgotne liści pomidorów,papryki ,czy ogórków  i taką jak jest wysoką temperaturę.To zupełnie nie tak jak zaraza ziemniaka,która potrzebuje wilgoci i zimna o tę chorobę w tej chwili jestem zupełnie spokojna.NIE MA JEJ.Zatem, nie wiem już który raz,ale przypominam,mokra ziemia suche powietrze.Będzie to spełnione jeżeli podlewać w szklarniach i pod tunelem będziemy,ramo,do południa ,nie wieczorem,bo nawet nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić jak intensywnie paruje gleba w nocy  i jak para osadza się na szybach lub foli i jak skapuje na rośliny i jakie są one mokre.Podlewanie zagonków jak pisałam niejednokrotnie możemy zacząć już po 16 ej,ale o 19,ej kończymy.A co można podlewać nawet w samo południe?Nawet w samo południe można podlewać trawniki , i można to zrobić tak intensywnie by skorzystały zagonki nieopodal,przez nawilżenie ich od strony trawnika i by skorzystały krzewy,też te nieopodal,że nie wspomnę o drzewach.A wieczorem?A wieczorem zwijamy węże i bierzemy się za uszczykiwanie  wyrastających w katach liści pędów u pomidorów.Do tego  nie należy dopuścić,by roślina się nadmiernie  zagęściła.Pędów może być od jednego do trzech i o tym należało zdecydować wcześniej.Teraz wszystkie dodatkowe likwidujemy i jak zaznaczyłam robimy to wieczorem ,bo wykonane w południe może spowodować zwijanie się liści.Proszę też ewentualnie przywiązać  to co już zdążyło urosnąć by roślina pomidora nie "pokładała" się na boki.Przypominam też,że można jeszcze siać fasolkę szparagową i teraz i jeszcze za dwa i trzy i cztery tygodnie też.To warzywo może bowiem  być wysiewane od maja do lipca,czego z pozostałych strączkowych [bób,groszek] niestety polecić ponownych siewów nie mogę.

Na rabacie kwiatowej obcinamy przekwitłe kwiatostany,a nawozimy [ewentualnie] te,które kwitnąć dopiero będą.Także  podlewamy.A jak wyglądają róże.? Czy przypadkiem nie pojawiły sie plamy na liściach?Właściwie,nie powinny,bo nadmiaru deszczu nie było,no chyba że,popełniono błąd taki jaki kiedyś popełnił mój sąsiad Stefan."Co ty robisz krzyknęłam"widząc jak pryska na liście róż zraszaczem fontanną."A wiesz,..............tak je trochę ochłodzę" odparł.No i ochłodził skutecznie.Plamy pojawiły się za tydzień i potrzebny był natychmiastowy oprysk.Na szczęście wiedziałam jak temu zaradzić Tak to jest jak rośliny traktujemy jak ludzi.Nie mając pojęcia jakie ewentualnie plamy u Państwa na różach mogą być,radzę obciąć gałązkę lub dwie ,schować do woreczka foliowego ,by nie wyschły i udać się z  nimi do sklepu ogrodniczego  i zapytać pokazując chore liście czym tę chorobę potraktować.Osoby sprzedające winny wiedzieć.A na koniec Kochani..............pamiętajcie im bardziej wyszukane,niespotykane w kształcie,czy kolorze róże tym bardziej podatne na choroby ,tak jak niebieskie np,które to właściwie niebieskie nie są tylko sine a podatne na plamy jak żadne inne.
Onegdaj bywało tak.Szło się  z   tej szkoły,bez pośpiechu jak armia Napoleońska spod  Moskwy.W domu bowiem nie było tak ciekawie jak  teraz.Nie było telewizji,komputerów,komórek ,a zamiast aparatu  radiowego,który były rzadkością i w cenie niedostępnej,dla przeciętnego obywatela,grał "na okrągło" kołchoźnik.To takie coś podobne do garnka wbudowanego w skrzynkę i z przodu  zasłoniętego  kawałkiem materiału.Informacje z tego kołchoźnika  były wprost powalające z nóg.Np ,ile procent normy wykonał górnik X,a ile Y i jaka to gorąca przyjaźń łączy nas ze Związkiem Radzieckim i jak Generalissimus Stalin bardzo kocha dzieci i jak Towarzysz Bierut myśli o losie  Polaków.A ,swoją drogą ,dziś podziwiam tych co czytać to musieli .W przerwach między wiadomościami przygrywała orkiestra mandolinistów,lub "umilały" czas pieśni masowe, z tysiącem rąk milionem rąk i jak to serce biło jedno i jak szla naprzód młodzież świata i zawsze my dzieci zastanawialiśmy się ..........to znaczy dokąd?.A po drodze ?po drodze,zaglądało się na podwórka,bo tu mieszkała taka, a tam inna koleżanka.I tak np.  wiosną wydobywano z podwórkowych ubikacji zwanych ,zupełnie nie wiem czemu ustępami,fekalia w celu nawożenia przyległego do podwórka ogródka.A robiono to tak: Otwierano klapę z tyły ,za ustępem i bardzo długom kijem ,z przymocowanym na końcu garnkiem ,porcję po porcji rozlewano na powierzchnie ogródka.I w ten sposób dół kloaczny opróżniano.Widok i zapach był niepowtarzalny.Bardzo dużo gazet zostało na powierzchni ziemi,bo o czymś takim jak papier toaletowy nikt wtedy nie słyszał.No i gospodarze przystępowali do przekopywania.Ubrani w specjalnie tylko do tego służące ubrania i obuwie,które cały rok wietrzyło się w komórkach.Gdy zostało schowane to co leżało na powierzchni,smród ustąpił,a długi,bardzo długi kij z garnkiem na końcu wieszano na tyłach komórek,szopek czy obóreczek.Biorąc pod uwagę co czeka nas w domu,przykucaliśmy gdzieś pod płotem,lub domkiem i oglądaliśmy to jak jakieś widowisko.I pomyśleć,że potem rosły w tym ogródku dorodne ziemniaki .A jakie wielkie głowy kapusty?Tylko jak się te kapusty gotowały ,to bardzo brzydko pachniało.Dziś wiem czemu,wtedy po prostu tłumaczono,to taką a nie inną urodą kapusty.Dziś byłoby to nie do pomyślenia,taka uprawa,bo bakterie Coli i jeszcze może jakieś inne i co na to SANEPID.Ot,czasy się zmieniły.

Jutro cd tego tematu a teraz ekspresowe porady działkowe.
"A jak to onegdaj bywało?"
Przewrażliwiony ,dbający o zdrowie  i  niezmiernie ostrożny człowiek ,pyta lekarza ."Ile będę żył"?"A ile ma pan lat"? "-Trzydzieści pięć".Pije pan"?."Nie""Pali"?"Nie."A kobietki pan używa"? .Nie".Panie,to po co pan w ogóle żyjesz"?

czwartek, 11 czerwca 2015

Przydatny do sporządzania dżemów bardzo,przydatny jest cukier żelujący. Ma też właściwości konserwujące i zapobiegające pleśnieniu.Zatem ryzyka nie ma,Dżem ma odpowiednią konsystencję ,jest galaretą.Po moich wieloletnich doświadczeniach powiedziałabym tak:...........zawsze biorę go więcej jak jest w przepisie.Np na 2,5 kg owocu biorę cukru żelującego na kg.3.Nigdy,przenigdy nie mieszam surowych owoców z cukrem żelującym, bo to ryzykowne i nieapetycznie wyglądają owoce.Odważone np ,te 2,5 kg [teraz ] truskawek zagotowuję z niewielką ilością  wody na dnie i mieszam.Gdy zagotowane,odstawiam do wystygnięcia.Po tym czasie dopiero mieszam z cukrem żelującym,dodaje soku z cytryny ,lub kto woli łyżeczkę kwasku cytrynowego i  doprowadzam do wrzenia.I nie gotuję nigdy dłużej jak 2 minuty.Nie ma takiej potrzeby,bo owoce są już wcześniej ugotowane .A żel zawarty w cukrze łatwo popsuć za długim gotowaniem.Jeszcze gorące nakładam do słoiczków.Odwracam do góry dnem na 15 minut,by "chwyciły".Kwas cytrynowy powoduje,że pozostaje  piękny kolor owocu i wszyscy pytają jak to jest zrobione,że kolor pozostał?|A jeżeli jeszcze Państwo ugotują dżem z odmiany truskawek "MARMOLADA" to będą w galarecie całe owoce.Można  użyć też żelfiksu,ale z cukrem żelującym jest łatwiej.

A kto by się w to bawił powie moja koleżanka?.................więc odpowiadam jej..................ja.
Oj ! nie wiem jak dalej mi się uda pisać,bo bardzo opornie reaguje mój komputer.Czyżby wysoka temperatura  mu przeszkadzała ? A  chciałam poradzić Państwu jak szybko obrać fasolkę szparagową ,konkretnie  pozbawić ją końcówek.Bardzo lubię fasolkę, a obrywania końcówek ,nie koniecznie.Otóż  biorę w lewą dłoń 15 szt i wyrównuję górę ,by wszystkie były na jednym poziomie, i by ta góra to były te końcówki do obcięcia.W prawa dłoń biorę nożyczki i obcinam jednym ruchem końcówki.Jest to o wiele szybciej.

A teraz jeszcze obiecane wczoraj porady, dotyczące truskawek,a konkretnie jak zrobić z nich smaczny  i udany dżem. ?Przepraszam jednocześnie,że już nie zdołam napisać "Jak to onegdaj bywało?.................to może jutro co?
A teraz ,drodzy Działkowcy .Kapelusz na głowę,butelka z wodą pod pachę i na działkę czas.Konieczne,bardzo konieczne  jest podlanie roślin.ALE NIE WIECZOREM,tylko teraz i do godz. no  -  ustalmy 19,ej.A dla czego.............o tym pisałam stosunkowo niedawno.Dziś krótko..............tylko tyle........do zachodu słońca rośliny powinny wyschnąć.I jeszcze to.Jeżeli nie zdążycie podlać SOLIDNIE całej działki ,to  podzielcie te pracę na dziś i jutro..Dziś  połowa i jutro połowa.Bardzo zdradliwe jest bowiem takie podlanie,które nie przenika głębiej jak 5,cm,co łatwo sprawdzić.I UWAGA ! ANI POMIDORY,ANI OGÓRKI ,nie podlewa się "z góry"Dzisiejsze i ewentualnie jutrzejsze podlanie winno "starczyć "do niedzieli,bo w niedziele podobno będą burzę,co nie jest niczym dziwnym po zapowiadanych upałach. A trawnik............może też potrzebuje wody?Termin jego podlewania  -  obojętny.
Później ,ale jestem i witam wszystkich,takim przysłowiem:  "Krótki jest czas życia  -  sławy wieczny."Takie ono jakieś nostalgiczne i refleksyjne..............? prawda?

środa, 10 czerwca 2015

Kontynuując  niejako cd. wczorajszego tematu,chodziło się do szkoły brzydko ubranym,nie zdając sobie jednak z tego sprawy ,bo wszyscy tak byli ubierani.Może nieładnie ,jakby nazwali to dorośli,ale zdrowo.Nie przeziębiano się.No  -  spróbowałby się kto przeziębić w takich barchanach.A,że było dziecku ciepło,to dziecko wracała ze szkoły i wracało.Czasem przez ,zupełnie nie na trasie Rudzką Górę.O ! pokonywania szczytu,to była radość.A z tego szczytu wszystko jak na dłoni i nawet widać było dom w którym się mieszkało,do którego nie było po co się spieszyć,bo zaraz w drzwiach "padało hasło"............"wyrzuć śmieci"...........albo "zejdź do schowka po słoik z ogórkami"..................albo nieco później........................."lekcje odrobione"?A tu droga do domu pełna tajemnic.Domki ,dziś zwane jednorodzinnymi,miały ploty,bramy i podwórka.A czasem na podwórkach jakieś zwierzęta np kury,kaczki,gęsi a czasem kozy.Kozy chętnie podchodziły do płotu ,z apetytem zjadając zerwane po drodze jakieś gałązki.Generalnie jadły wszystko.Mojemu koledze blok rysunkowy,który dla żartów  podał kozie do powąchania.A że koza nie pies ,zjadła go pośpiesznie.W następnych dniach zaglądaliśmy przez płot czy koza żyje,ale miała się dobrze gorzej mój kolega ,bo musiał powiedzieć rodzicom  co się stało z jego blokiem.Często tęż właścicielki kóz opowiadały co one,tj kozy, lubią najbardziej .I nikt,nie zgadłby,bo najbardziej lubią wodę w której gotowały się kluski,zwaną wtedy i chyba dziś też, kluszczanką.Czasem ,szło się chodnikiem  [ jak był] a czasem jezdnią zawsze wybrukowaną kamieniami.I nie raz się zastanawialiśmy,skąd tyle kamieni.Wtedy brat mojej koleżanki powiedział,że to diabeł porozrzucał je po polach ,by utrudnić życie ludziom,co mój ojciec zdementował następująco:"musiałby nie mieć nic ciekawszego do roboty,by rozrzucać kamienie"."A co ma do roboty,a co,dopytywałam się"."A kusić ciebie byś była niegrzeczna",odparł ojciec,a mnie w nocy śniły się diabły.O  -  nie wolno straszyć dzieci.To tyle na dziś,bo wiecie co mnie czeka w kuchni?Przetwarzanie truskawek.I jutro do tego przetwórczego tematu się ustosunkuję i jeszcze będę wracała,że szkoły,bo jestem w połowie drogi do domu ,ale to wszystko trochę później jak zwykle.
Za moment cd."Jak to onegdaj bywało",ale przed tym male przypomnienie dotyczące krzewów ozdobnych.Wszystkie te które kwitną latem  maja już wykształcone na szczytach pędów pąki kwiatowe.Odradzałam  prześwietlania ich wiosną,bo wtedy jeszcze paki widoczne nie były,teraz tak.I zupełnie nieświadomie można było ściąć ,te kwiatowe. Nic nie stoi na przeszkodzie by właśnie teraz prześwietlić.Wyciąć te  pędy,które pąków nie  zawiązały..Można także dokarmić je ,bo są przed kwitnieniem,bo jest taka zasada,że  przed kwitnieniem wszystkie,ozdobne rośliny ,nie tylko krzewy zasila się nawozem mineralnym w proszku,lub granulacie,bo tak najwygodniej,biorąc pod uwagę to ,że proszek działa szybko,granulat wolniej,ale dłużej.
"Majątek jak ptak-,puścisz go,poleci."

"Jedno małżeństwo  -  obowiązek,drugie  -  lekkomyślność,trzecie -- szaleństwo."

podobno,bo to nie ja jestem autorka tego przysłowia.

wtorek, 9 czerwca 2015

Niebawem mam się spotkać z koleżankami i kolegami z okazji 70 lecia szkoły.I wróciły wspomnienia, z tamtych bardzo dawnych lat.Wchodząc do szkoły można było zauważyć schody prowadzące do góry i w dół.Tymi górnymi wchodzili nauczyciele i interesanci,osoby dorosłe.My,tj,dzieci i młodzież  dolnymi.Prowadziły one do szatni.Tam należało się rozebrać i założyć kapcie,obrzydliwe  ze starych filców i zużytych płaszczy ,koców pledów itp.Gdyby się wwąchać  w takie,nawet jeszcze nowe ,to czuło się zapach jakichś obcych domów.A spody ich składały się z kilku warstw ,różnych starych ubrań i by się "trzymały" były szpilkowane.Oczywiście,kto teraz wie co to znaczy ,a to znaczy,że te warstwy były łączone  drewnianymi szpilkami,podobnymi do gwoździ.Takie kapcie  były niezniszczalne.Chyba że się z nich wyrosło,ale to wówczas otrzymywało w spadku młodsze dziecko.I tak myślę,że z powodu długowieczności  okryć i obuwia nie martwiono się następnym dzieckiem przychodzącym na świat.Kwitowano to niejednokrotnie :"Kogo Pan Bóg stworzy,tego głodem nie umorzy".No ale ,jesteśmy w szatni.To piwnica szkolna.Tam także była kuchnia.Wydawano mleko,lub obrzydliwą herbatę [przesłodzoną wodę]A na obiad grochówka z kluskami kolankami,dużymi i nieapetycznymi.A my chcieliśmy z ziemniakami,ale wówczas padało........"kluski są pożywne a wy rośniecie".............jakaś racja w tym była,ale nie smakowa.Z szatni szło się bardzo ładną,bardzo oszkloną klatką schodową na parter,lub piętro.Korytarze były szerokie z posadzką z lastriko,ale w klasach podłogi pastowane pyłochłonem.Wiecie co to jest?To w swojej konsystencji i kolorze i zapachu przypominało zużyty olej silnikowy.A może to było to?Po świeżym zapastowaniu bolały nas głowy.Na co nauczyciele mieli odpowiedź..................."paluszek i główka to szkolna wymówka"Gdy czasem się upadło na taką podłogę,to plama na pończochach była praktycznie nie do usunięcia.Na szczęście nie martwiliśmy się zbytnio plamami,bo też pończochy [patentki],były przeokropne,grube o kolorze bez wyrazu,że nie wspomnę o szelkach do których się je guzikiem przypinało.Tak,tak,rajstopek nie było.A majtki na klapę?,Macie szczęści,że nie musicie takiej bielizny osobistej wspominać.Chodziło się zatem do szkoły w zimie w majtkach na klapę.Dziecku przecież musiało być ciepło.I jakby je tu opisać.To może tak:podobne do kombinezonu kosmicznego.Była część górna z rękawami,połączona z dolną z majtkami długości do połowy łydki.Zatem wkładało się te  przydługie majty ,a na nie pończochy.Nogi wyglądały  jakby były sękate,bo majtki na klapę były z drapanej bai.To takie połączenie ścierki do podłogi z kocem.Z tyłu zapinało się na 4 guziczki górną część,pionowo i na trzy guziczki poziomo,Bo przecież jakoś trzeba było czasem się dobrać do pewnej części ciała.Choćby w ubikacji.I wtedy właśnie odpinano te trzy guziczki i spuszczano klapę.Ach to kosmiczne ubranie?czy to jakaś zemsta była na biednych dzieciach ,ale czyja?My też czasem się mściliśmy,np.tablica składała  się praktycznie z dwóch tablic,przesuwanych ,góra,dół.Jak się zapisało jedną,to się przesuwało ją do góry,a ściągało  tę górną w celu dalszego pisania.Można było zrobić to delikatnie ,lub raptownie.A to raptownie to często zgniatanie kredy ,bo akurat "tak się znalazła na drodze tablicy".Ale co to za zemsta.Za to siermiężne dzieciństwo my 70 latkowie powinniśmy otrzymywać jakiś dodatek do emerytury.
Pomidory "au gratin" wg pani Marii Monatowej.

Kilkanaście dużych pomidorów,sparzyć wrzącą wodą,ściągnąć z nich skórkę,ściąć wierzchołki.Wybrać łyżeczką pestki i ułożyć na półmisku,włożywszy do środka  kawałki masła,trochę soli i pieprzu ,posypać grubo tartym parmezanem i bułeczką .Polać rozpuszczonym masłem i wstawić do średnio gorącego pieca na trzy kwadranse..Podawać gdy się z wierzchu przyrumienią.

A teraz?..........".Jak to onegdaj bywało?"
Strączkowe,to warzywa bardzo,ale,to bardzo mało wymagające.We wcześniejszych postach opisywałam  tę grupę dokładnie ,wiec może tytułem przypomnienia:Pomimo,że jedna grupa,bardzo różnią się  terminem siewu groszek,bób i fasola.Najlepiej obrazują to przysłowia mówiące,że  "kto sieje groch w marcu zbiera w garncu ,a kto w maju ,ten w jaju",a "bob nie posiany do św.Marka,nie pójdzie już do garnka."By się nie powtarzać,przypomnę dziś,że do polowy lipca można wysiewać fasolę szparagową.I tu przypominam sobie taki fakt:Zmartwiony słabą glebą działkowicz powiedział.............."tam nic nie urośnie"..............poradziłam mu na początek właśnie fasolę szparagową niską.Po czym jesienią usłyszałam od tego działkowicza :"wysokość plonu fasoli mnie zaskoczyła".A teraz...?............teraz uprawia o wiele więcej warzyw zmieniając dla niektórych punktowo glebę jak choćby pod ogórki czy pomidory.Aha  !pomidory.Sięgnęłam do stuletniej ,nie ,starszej, książki kucharskiej ,pani Marii Monatowej.Jak wówczas przyrządzano  pomidory?
"Starość ma te same apetyty,co młodość,tylko nie ma tych samych zębów."


"Starość to zachód życia".
Smutne jak dzisiejszy  pochmurny dzień,te przysłowia.ale czasem i tak musi być.



poniedziałek, 8 czerwca 2015

I już ostatni korzeniowy.....................to burak ćwikłowy.Najłatwiejszy z całej grupy w uprawie.Tylko ,też bardzo nie lubi nie nagrzanego zagonka,podobnie,a może jeszcze bardziej jak seler.Zatem nie zaleca się wcześniejszego siewu jak po 15 kwietnia i................aż do 15  czerwca.Te z późniejszego siewu "dogonią" te wysiane wcześniej.To co jest ważne to przerywka,to pozbawienie części wykiełkowanych roślin,by zapewnić prawidłowe  odległości jednej rośliny od drugiej.Często spotykam się z takimi pytaniami dotyczącymi buraczków."Te przy brzegu urosły duże,a te w środku nie".Ot,to właśnie świadczy o braku przerywki.Te z brzegów zagonów trafiły na luksus "wolnej od rośliny" ziemi z jednej strony.A te w środku nie mieściły się przy stole z jedzeniem,bo jak postawić krzesło,gdy jedna osoba stoi przy drugiej?Zatem przerywka,przerywka i jeszcze raz przerywka,nawet teraz.Także w okresach suszy dostarczanie wody,choć burak sięga korzeniem często nawet 80 cm,to jednak.A takie które się zaziębiły i są zjarowizowane , i niebawem zakwitną do jedzenia się nie  nadają,mają łyko.A kto powinien jadać buraczki? Osoby ze skłonnościami do zaparć.Jeden ugotowany buraczek dziennie ,likwiduje problem.
W odróżnieniu od marchwi i pietruszki,selerowi możemy zapewnić dobre stanowisko ,przez zmianę niedużej 20,30,cm warstwy ziemi .W powstały rowek sypie się dobrą ogrodnicza ziemie wymieszaną z obornikiem.O ! obornik selery lubią  ,oj lubią.Wcześniej pisałam  o uprawie współrzędnej.Najlepiej przy brzegu zagonu z jakimś warzywem posadzić selery.Osobiście preferuję z ogórkiem,albowiem przez zróżnicowany pokrój obu,nie będą sobie przeszkadzać.Najczęściej   popełnianym błędem przy uprawie selera jest zbyt wczesne jego sadzenie.Winno się zrobić to po 20 maja.gdyż seler podobnie jak burak podlega jarowizacji.Ileż to miałam pytań typu....."czemu seler nie zawiązał  bulwy tj korzenia  ,tylko wyrósł  w pęd kwiatowy.Czemu zakwitł?Ano właśnie temu,że został zaziębiony,,że "pomyślał"  w pewnym momencie................."aha ,to już była zima i to jest mój drugi rok.O  ! to muszę  zakwitnąć i zawiązać nasiona".Tak własnie zachowuje się seler,po przechłodzeniu,po jarowizacji.Bo,wszystkie korzeniowe zawiązują korzenie w jednym roku i to jest magazyn z którego korzystają w roku następnym.Z tego magazynu pobierają na nasiona.Bo one nie rosną po to by nas nakarmić.One rosną po to by pozostawić po sobie "potomstwo" pod postacią właśnie nasion.Ale do tego potrzebne są dwa lata.Jednak sprytny człowiek przerwał  ten cykl i skonsumował je po pierwszym roku.Chcąc uzyskać dorodne bulwy należy poza koniecznym obornikiem ,koniecznie intensywnie i często podlewać biorąc pod uwagę to,że seler w stanie dzikim jest rośliną błotną.Został uszlachetniony,ale" nawyki"wodne pozostały.By był okrągły,zgrabny i nie miał korzeni bocznych,tylko na samym dole należy pomóc mu wyjść poza zagon.Niech ponad połowa jego znajduje się nad powierzchnią.A uzyskuje się to przez obrywanie liści leżących na ziemi i odgarnianie ziemi od roślin przy pieleniu ,jednak stopniowo i w niewielkich  porcjach jednorazowych.

Najczęściej  konsumowany jest sam korzeń i to jest szczególnie wskazane u osób z chorobami reumatycznymi i artretycznymi.Najlepiej pod pod postacią surówki z jabłkiem,z orzechami,a nawet z mandarynkami i rodzynkami,by zgubić trochę jego intensywny zapach.I lepsza jest śmietana,niż olej.I koniecznie po starciu na tarce należy skropić sokiem z cytryny,który nie tylko zmieni smak ,ale też zapobiegnie czernieniu.
Pamiętam,że jeszcze dziś korzeniowe.Bo poza marchewka i pietruszką jest seler i burak ćwikłowy.
Z  nadzieją,ze wezmą Państwo pod uwagę tę złotą myśl,podaję:

"Niektórzy ludzie ,są jak nóż.Tępy, a zranić potrafi. 

I jeszcze takie pozytywne w swojej treści przysłowie."Czerwiec daje dni gorące,kosa brzęczy już na łące."Ale gdzie te czasy gdy brzęczały kosy?Były,moim zdaniem  lepsze i nie tylko dla tego,że byłam wtedy dzieckiem.Ale dla porządku wówczas panującego.Tego się nie da opisać,tego trzeba było doświadczyć.Doświadczyć zapachu siana,który usypiał,zapachu mleka "wprost od krowy",smaku  zsiadłego,które  miało warstwę śmietany na wierzchu i dawało się kroić i zawsze było "stawiane" na zsiadłe  w kamiennym garnku i schładzane przed podaniem,nie w lodowce,bo ich nie było ,tylko w piwnicy,lub schowku pod schodami.Nabrane łyżką wazową i wylane na talerz,zachowywało swój kształt ,a do tego ziemniaki Almy,lubAmerymi.I jedne i drugie pod koniec gotowania rozpadały się i wychodził na wierzch biały puch.O tym puchu mówiło się ,że są to ziemniaki z kwiatkiem.Dla mnie smak ich jest  nie powtarzalny.Żadna obecna odmiana ,zupełnie,absolutnie ich nie przypomina.Za takie ziemniaki skłonna byłabym zapłacić  10 krotną  ich wartość .A do nich tylko koperek i skwarki.

niedziela, 7 czerwca 2015

Korzeniowe ! Te maja dopiero wymagania.Pamiętacie z pewnością jak pisałam o dyniowatych i psiankowatych i jak to można zmienić glebę w której rosną,bo wystarczy niewielka dawka ziemi ogrodniczej,wymieszana  z suszonym obornikiem bydlęcym i już spełniony wymóg.W uformowany ,wykopanym dołku w dobrej ziemi ,rosną sobie i są "szczęśliwe".No..............nie z marchewką i pietruszką takie rozwiązanie nie wchodzi w rachubę.Należałoby wymienić zagon,wybierając ziemię do głębokości około 60 cm i jest to  nie tyle nie możliwe,co zupełnie nie opłacalne.Czy zatem rezygnować z siewu marchwi  i pietruszki?Myślę,że nie koniecznie,ale należy mieć świadomość że często uboga działkowa gleba nie gwarantuje nam dorodnego plonu.Ale przecież bawimy się w ogrodników.Nasza marchew,będzie niezbyt duża,pietruszka może mieć ordzawienia na korzeniach.Oczywiście gdyby  rosły na glebie prawidłowej ,przebogatej w substancję organiczną tego nie byłoby Pietruszkę od ordzawień możemy obronić siejąc odmianę  Alba.A marchew,cóż marchew...........pozwólmy by była mniejsza,ale przypadkiem nie zasilajmy jej obornikiem,bo będzie ostra i szczypiąca w smaku i obornik zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia ,szkodnika marchwi powodującego jej robaczywienie.To połyśnica marchwianka.Wcześniej wspominałam o uprawie współrzędnej z cebulą.Jeden rządek marchwi,drugi cebuli..............itd.Jest to biodynamiczny sposób uprawy chroniący marchew od połyśnicy a cebulę od śmietki.I na koniec tych dwu korzeniowych..........................przerywka Kochani .............przerywka,nie za gęsto,nie za gęsto.Większe odległości to większe marchewki i pietruszki.
Ale zanim zacznę o warzywkach..............jeszcze trawnik.............Teraz trawnik bardzo może cierpieć i to bez względu na to ,czy jest skoszony czy nie.A szczególnie gdy gleba jest piaszczysta i uboga w substancje organiczną.Skoszony nie ma się czym bronić ,bo "jest goły" i słońce  "popisuje się" i "maltretuje go" powodując powstawanie żółtych plam.Ale  nie martwcie się Kochani,to sprawa chwilowa po deszczu,lub naszym KONIECZNIE podlaniu,OŻYJE.Cierpią także trawniki nie skoszone.Z pośpiechem zawiązują plon  [wykłaszanie się] co jest  równie zabójcze,bo takie plonowanie,to osłabienie darniny.I co?powiecie? I tak źle i tak nie dobrze.Ale teraz  przynajmniej przekonacie się czemu najładniejsze są Angielskie trawniki.Bo tam mgły,mżawki,deszcze i w ogóle dużo wilgoci.
Na dziś jeszcze w planie...................warzywa korzeniowe.Oj ! obawiam się,że nie wiele będę mogła  poradzić na to by były one dorodne.ale postaram się.

Cd. moich obserwacji.Bukiety  peonii ,duże przepiękne bukiety,ale pożytku z nich w domu będzie niewiele ,bo kwiaty w bukiecie są częściowo rozwinięte.Jutro,a najdalej pojutrze posypią się płatki.Te kwiaty należy ,,należy ścinać w fazie skulonego ,ale już wybarwionego pąka..............A to ścinać,...........jakież niewłaściwe.Zbyt wiele roślinie obcięto .Wiem,chodzi o to by pasowały do dużego wazonu.Ale w ten sposób zrobiono roślinie krzywdę.Jak żadna inna,tak peonia cierpi po zabiegu pozbawienia kwiatów...............,nie nie chodzi o kwiaty,chodzi o pędy na których one są.To tak jakby przy obcinaniu paznokci ,obcięto dłoń.Kumacie Kochani?Dwa,trzy sezony,takiego traktowania i koniec kwitnienia ,a czasem też śmierć,rośliny.Oczywiście wszystko zależy od wielkości obecnej krzaka i od tego w jakim procencie pozbawiono go pędów,bo na ich końcach były kwiaty..A przecież można włożyć  kwiaty na pędach długości 30 cm  [maksymalnie] do wazonu niskiego szerokiego,typu ikebana.I gwarantuję oryginalność,niepowtarzalność  wyglądu  i dłuższe ich życie,bo przez ciasne ustawienie nie pozbywają się wody i zbyt szybko,nie parują.A krzakowi pozostawiono większą masę zieloną,która to już za dwa,trzy tygodnie,każdym swoim listkiem ,będzie pracowała ,będzie odbywała się asymilacja,będzie gromadzenie sił i soków i zawiązywanie ,już teraz,tak już teraz pąków kwiatowych na rok przyszły.A może z krzaków peoni nie ma żadnego pożytku,bo nie kwitną wcale?Przyczyn może być wiele.Np po prostu są głodne.A to bardzo żarłoczne rośliny i spora dawka obornika każdej wiosny posypana po wierzchu,to nie luksus,to obowiązek.A może rosną bardzo  blisko drzew ?...................o ! tego bardzo nie lubią.A może nie zakwitły,bo pąki  pokryły się szarą pleśnią?Ma to miejsce wówczas ,gdy jest ciasno,ciemno i wilgotno i gdy po ścięciu, położono na zimę ścięte  pędy na roślinie,na jej korzeniach,by "biedactwo nie zmarzło".A biedactwo,nie marznie.............nie, po prostu,nie.Z tego okrycia jednak bardzo cieszy się szara pleśń ,choroba grzybowa .I w  brew pozorom ,to problem ,żaden.Należy tylko  3, lub 4  razy podlać je preparatem grzybobójczym np.Sumileksem.To ten co zabija szarą pleśń na truskawkach.A jak podlać?Ot. po prostu rozpuścić w wodzie w konewce i podlać.No to co? nigdy,absolutnie nigdy nie ścinać całych pędów?,zapytacie Państwo?Owszem,ścina się je wówczas jak są, już nieprzydatne, jak spełnił swoje zadanie,jak są suche,ale.............. z dala z tymi pędami od krzaka,bo co z tego,że szarej pleśni nie było?,zawsze może być.
Obserwuje wracających z" kąpieli słonecznych"..................oj Kochani ,,,,,,,,,szybciutko do apteki całodobowej ,po oliwkę dla dzieci.To tylko może Wam pomóc.Ktoś onegdaj powiedział,patrząc na osobę nie opaloną ,a poparzoną słońcem.................."O ta się dorwała do słońca jak szczerbaty do sucharów".
"Zawodnicy są tak zaangażowani  w walkę,jak aktorki filmów porno w dialogi".Jerzy Kulej.