sobota, 21 maja 2016

Działkowcom uprawiającym warzywa przypominam o konieczności wykonania przerywki,a to w korzeniowych ,takich jak marchew,pietruszka i buraczek.Rośliny buraczka uzyskane z przerywki można posadzić w innym miejscu.Jednak nie w południe i nie w upalny dzień,a jeżeli upalny to wieczorem.Nie należy żałować wyrwanych ,bowiem te co pozostaną będą miały więcej miejsca ,by się rozrosnąć.Będą też miały łatwiejszy dostęp do jedzenia,bo stół nagle się zrobił większy.Po przerywce należy koniecznie zagonki podlać by  zamknąć otwory po usuniętych warzywach.

Jest już czas na sadzenie selerów.Najlepiej po brzegach zagonu np. z ogórkami bo tam nie będą konkurować ze sobą o wodę i składniki pokarmowe.A wodę lubią,bardzo lubią,bo  ich przodkowie tj,dziko rosnące selery są roślinami błotnymi .Sadząc na brzegach zagonów wody będą miały pod dostatkiem,tej co pozostanie na ścieżce.One sobie ją stamtąd sięgną,A sadzi się  je bardzo płytko,płyciutko,by nie zasypać pąka wzrostu.Prawidłowo posadzone  szybko rosną i dobrze zawiązują  bulwę korzeniową.
Najwcześniej wprowadzonym do upraw pod osłonami ,a głównie w szklarniach był DOBROCZYNEK SZKLARNIOWY by zniszczyć przędziorki.Samice dobroczynka,też są małe,tak male jak i przędziorki tyle tylko,że w odróżnieniu od  nich są pomarańczowego koloru lub ciemnoczerwonego i mają długie nogi a przędziorek jak to przędziorek,jak to pajęczak jasno żółty nóżki krótkie ,jednym słowem nic ciekawego ,tyle tylko,że żarłocznego,że namnażającego się bardzo szybko i wyrządzającego duże szkody.Składa jaja na liściach na które tylko czeka drapieżny dobroczynek.Samica dobroczynka jest w stanie wyssać w  wciągu doby do 30 jaj lub 20 form ruchomych ,przędziorków.To się ma apetyt,oj ma.Potrafi wyjeść wszystko co tylko w szklarni się znajduje i przędziorkiem nazywa i w końcu ,niestety,ginie z głodu.I kto by pomyślał,że ta metoda jest tak bardzo skuteczna.
Bywają różne sposoby walki z chorobami i szkodnikami roślin.Najchętniej - niestety stosowany to sposób najłatwiejszy i najprostszy i nie da się  ukryć,że bardzo skuteczny.To walka pod postacią oprysków preparatami chemicznymi.ale "świat '" już zmierza w innym kierunku.Np. zastępowane są preparaty chemiczne,biologicznymi.A to zupełnie,zupełnie  inne działanie,bo  zbija się tylko tego szkodnika,tylko tego z całej grupy owadów niejednokrotnie pożytecznych i co jest bardzo istotne nie szkodzi człowiekowi .Także naukowcy badają możliwość  wykorzystania szkodników ,naszych szkodników.I bardzo dobrze,że już nie stosuje się uniwersalnego Owadofosu.Uniwersalność jego polegała na tym,że po zastosowaniu go ginęło wszystko co żyje na działce,czy w ogrodzie ,w tym bardzo dużo owadów pożytecznych takich jak złotooki,biedronki i inne.Aż się dziwię,że przeżył człowiek.Byłam ogromnym wrogiem tego  preparatu.Odradzałam stosowanie go w uprawach amatorskich.I tak sobie myślę,że każdy pozostałby wrogiem,gdyby zobaczył ogromną ilość martwych Biedronek pod krzewami agrestu.Bo co ? spytacie?.Bo czemu pod krzewami agrestu?A było to tak:W latach osiemdziesiątych pojawił się groźny szkodnik tych krzewów,ogromny amator  liści o nazwie PIŁECZNICA AGRESTOWA.Uwaga ! ona lubi powracać i wtedy występuje pod postacią plagi.Tak się stało wtedy.Na opanowanych przez nią krzewach liście zginęły w ciągu dwóch tygodni, o tej porze,właśnie,w drugiej połowie maja.No - to poirytowani tym faktem działkowcy wytoczyli przeciw gąsienicom zjadającym liście agrestu  armatę o nazwie ,właśnie Owadofos.A wcale  nie było to konieczne.Bo bardzo łatwo można wszystkie,absolutnie wszystkie gąsienice,obojętnie na jakich roślinach  żerujące  zniszczy suchym popiołem,ze spalonego węgla lub drewna.Obawiam się tylko ,że  zdobycie popiołu dziś będzie o wiele trudniejsze ,jak wtedy.Jak go zastosować  i czemu on zabija gąsienice?Stosuje się bardzo prosto .Posypuje opanowaną przez tego szkodnika roślinę,np. krzak agrestu.Popiół zatyka gąsienicom otwory służące do oddychania,a że ma tych otworów aż  6 zatem z łatwością można ją udusić.Pamiętam jak w tamtych latach, wraz z moim sąsiadem obserwowaliśmy ileż to ptaków zbiera uduszone gąsienice  i jaka to dla nich frajda a my spokojni ,że ptaki się nie zatrują,bo nie stosowaliśmy środka chemicznego.

|Bardzo też mi się podoba wykorzystywanie organizmów pożytecznych do zwalczania szkodników i o tym za moment.
"Gdańsk bez Polski,a Wisła bez wody,to jedno."polskie
Tak ,jakoś "padło" dziś na to przysłowie.Polityczne w swojej treści.A bywały czasy i to nie tak dawne,że był Gdańsk bez Polski.Mam nadzieje,że za mojego życia to się nie zmieni.

piątek, 20 maja 2016


Nie jestem taka całkiem pewna,czy już kiedyś tego przepisu nie ;podawałam?.Jeżeli nie to poważny błąd ,bo to musi smakować.
POMIDORY "AU GRATIN".
========================
Kilka,lub kilkanaście dużych pomidorów sparzyć ,obrać ze skórki,ściąć wierzchy,wybrać łyżeczką pestki i ułożyć na półmisku,włożywszy  do środka każdego po kawałku masła ,trochę soli i pieprzu.Potem posypać grubo tartym parmezanem i tarta bułką ,polać rozpuszczonym masłem  i wstawić do średniego pieca  na trzy kwadranse.Podać,gdy się z wierzchu przyrumienią.

S m a c z n e g o.
Bo dziś jeszcze chciałabym podać przepis na pomidory sprzed lat.O! bardzo stary przepis.Ale tak coś czuje,że to jest smaczne.
Pogoda sprzyja szybkiemu rozwojowi roślin.Posadzone niedawno pomidory już rozrastają się nie tylko na wysokość,ale i na szerokość.Jeżeli to karłowe,to nie reagujemy,.A miech się rozrastają w którą stronę chcą.Zupełnie,absolutnie tego nie kontrolujemy nie regulujemy.Ale jeżeli to są wysoko rosnące.............O! to czuwamy,czuwamy nad ich nadmiernym rozrastaniem się  w pędy dodatkowe.Te które wyrastają w kątach liści.I choć o tym pisałam wcześniej ..................przypomnę,że POMIDORY WYSOKO ROSNĄCE  muszą być prowadzone,na jeden dwa ,a maksymalnie trzy pędy..............MAKSYMALNIE TRZY, i nic ponad to.Przyznam jednak,że ja jestem zwolenniczką prowadzenia na jeden pęd,bo wtedy sprawa jest niezmiernie prosta.Bo likwiduje się przez uszczypnięcie  wszystkich maleńkich,jak tylko się ukażą pędów wyrastających w katach zawartych między głównym pędem a wyrastającym z niego liściem,konkretnie ogonkiem liściowym.Decyzja ,ile pędów ma mieć wysoko rosnący pomidor ,winna zapaść teraz,TERAZ,NIE ZA MIESIĄC .Bo  wszystkie wyrastające później i później pozostawione,bo się ich nie zauważyło ............." a to niech zostaną " jest błędem .Tylko na starszych,tych wyrosłych najniżej na roślinie,a czasem odziomkowych będzie zawiązany obfity plon.Aha - odziomkowe to takie które wyrastają z ziemi tuż przy roślinie pomidora.Decyzja zapadła.............koniec sprawy.A że prowadzenie na jeden pęd jest najłatwiejsze,to nie muszę nikogo przekonywać ,a jeszcze to: tylko z takich uzyskuje się dorodne,czasem  bardzo duże owoce.Mając dwa zagonki : na jednym karłowe na drugim wysokie pomidory ,można sobie na to pozwolić,bo na karłowych nie wyhoduje się olbrzymów,zatem do wyboru  są i takie i takie.Szczególnie ,można liczyć na  duże,bardzo duże owoce na odmianie OLBRZYM MALINOWY I WOLE SERCA.Obie, to stare polskie odmiany  nadające się także do hodowli pod osłonami.No - ale tam ,to już nie ma innego sposobu jak tylko prowadzenie na jeden pęd.
Skoro już wywołałam ten temat pomidorowy,to jeszcze proponuje jeżeli jest taka możliwość napełnienie wodą jakichś pojemników i taką nagrzaną podlewanie zagonków z pomidorami.O ! one to bardzo lubią i teraz gdy jeszcze nie rozwinęły dostatecznie karpy korzeniowej dobrze będzie taką nagrzaną wodą podlewać punktowo,tj ,pod każdą roślinę  co  najmniej 5 l wody,raz na 2,3 dni.W czerwcu już podlewa się cały zagon,bo już na całym  są korzenie.Pomidory pod osłonami mogą być opanowywane przez szkodnika o nazwie MĄCZLIK SZKLARNIOWY, zwany powszechnie białą muszką,lub mogą dokuczać im PRZĘDZIORKI .Dla czego właśnie one.Bo oba gatunki lubią ciepło i susze.W upalne lata opanowują też rośliny ,rosnące w gruncie.O tych szkodnikach,których jeszcze nie ma ,ale już za 3,4 tygodnie mogą się pojawić napiszę,ale nie dziś.
"Gdy się trunkiem zagrzeje głowa,wtenczas lepiej płyną słowa."polskie
No - proszę,jaka to prosta sprawa.Toż to ja winnam siadać do bloga z jakimś trunkiem.A tak w ogóle ,to jak chodzi o siadanie ,to usiadłam dziś zbyt późno.To nie moja pora.Ale za to już rosną na balkonie pelargonie,w podwójnych skrzynkach.Podwójne to takie które się zakłada na balustradę i  wtedy jedna połowa  skrzynki jest na zewnątrz ,a druga wewnątrz.Mnie to bardzo odpowiada bo nie potrzebne są żadne uchwyty  ,a całość jest  bardzo stabilna.Sadzę w części  zewnętrznej pelargonie bluszczolistne,te zwieszające się ,a w części  wewnętrznej  angielskie ,to te "stojące" i poza tym dobieram je kolorystycznie.Może ktoś ze sposobu tego ,ukwiecającego balkon zechce skorzystać i w nadziei,że tak, piszę o tym.I jeszcze to,że nie spodziewam się już przymrozków.
A  moja rada ,dla hodujących pelargonie na balkonie jest taka :.By uzyskać dorodne rośliny i obficie kwitnące,to w dwa tygodnie  po posadzeniu,zatem jak tylko się już przyjmą dobrze jest przy każdym podlewaniu  PRZY KAŻDYM zasilać je niewielką ilością nawozu.Tak lubią,lubią gdy zasilanie jest minimalne ,ale permanentne.Myślę o nawozie specjalistycznym  przeznaczonym do roślin kwitnących.

A co na działce? Z pewnością wybierają się tam Państwo w najbliższą sobotę i niedzielę.Pogoda podobno ma być sprzyjająca.

czwartek, 19 maja 2016

Ponad 100 lat temu pewna pani napisała jak można podać szczupaka.
  O ! gdzie te czasy jak ja łapałam szczupaki i klenie i okonie  i brzany  i świnki.Te ostatnie to tylko w Policy i na "ciasto".Dziś nie odważyłabym się i z pewnością po złapaniu wpuściłabym do wody bo tak zmienił mi się charakter.Widocznie przychodzi to na człowieka  wiekiem.ale wracając do,przepisu proponuję zamiast szczupaka przyrządzić jakikolwiek filet rybny.To  mi nie przeszkadza ,bo filet nie ma oczu.Zatem chyba też spróbuję,  w myśl hasła...........JEDZMY WIĘCEJ  RYB.

SZCZUPAK PO WĘGIERSKU.
=========================
Po sprawieniu,rybę pokroić na dzwonka posolić i włożyć w rondel,na zeszklona na biało na maśle dużą ilością cebuli.Podlać szklanka białego wina ,posypać łyżeczka ostrej papryki i dusić pół godziny na wolnym ogniu pod przykryciem ,dolewają jeszcze odrobinę  wina,lub kilka łyżek rosołu.Na ostatku wlać perę łyżek kwaśnej śmietany i ewentualnie skropić  jeszcze Maggi.
Podaje się z ryżem na sypko ,lub ziemniakami  pure .

S m a c z n e g o  !
A inna wersja zastąpienia żywopłotu?To np. rząd malin  z dostępem z oby stron,"by się sąsiad nie czepiał".Pracy przy malinach mniej jak przy żywopłocie,jednak dobrze by choć trochę miały słońca i światła ,co żywopłotowi też przeszkadza tylko nam się zdaje że nie,że może rosnąć w cieniu.

Albo zdecydować  się na uprawę roślin jednorocznych stosując zmianowanie i tak np. w jednym roku posiać słoneczniki,zasłonią sąsiada? zasłonią ,w drugim fasolę tyczkową,też zasłoni ,w trzecim WILCA PURPUROWEGO,też przy tyczkach ,tych od fasoli.A jakże to jest urokliwa roślina  i aż szkoda,że tylko jednoroczna.

A wreszcie posadzić  tam iglaki,także pamiętając  by zostawić dojście od strony sąsiada i przy sadzeniu mieć wyobraźnię,jak będą wyglądały z kilka lat,że się rozrosną.Przy okazji mamy taki pożytek z iglaków ,że odpoczywając w ich bliskości "zdrowiejemy od środka ",bo olejki eteryczne wydzielane przez nie to wyśmienitą inhalacja ,to samo zdrowie dla płuc  - no jednak nie radzę by były to Tuje,tj. Żywotniki ,bo one nie lubią dawać,one lubią brać.Nieprzekonanych w tym miejscu nie przekonam bo by zbyt długo to trwało.Napiszę tylko to:Nasi przodkowie sadzili je na cmentarzach ,nie w ogrodach i jeszcze to:Czemu nazywa się Żywotnik.?Jednak nie oznacza to jakiejś mojej niechęci do tej rośliny,absolutnie,może rosnąć na działce,nie zalecam tylko odpoczywania w jej towarzystwie.A zresztą, wszystko na świecie ma swoje miejsce,czyż nie? 
Pewna osoba mająca od strony północnej działki uciążliwego sąsiada ,w pewnej odległości od granicy posadziła żywopłot na całej szerokości tj 12 m.,co temu sąsiadowi się nie podobało,bo jemu  nic się nie podobało.A żywopłot po pewnym czasie nie mógł nikomu się podobać.Taka niestety uroda żywopłotów,że dość szybko się starzeją  i wyglądają po 7 lub,8  latach jakby jakby ktoś je " powygryzał "od spodu ,tuż przy ziemi.I choć to ulubione rośliny drobnego ptactwa ,ze względu na działkowe koty niestety nie służą tym ptakom.Poradziłam zatem,działkowiczowi nie zadowolonemu  ze swojego żywopłotu by go zlikwidował i na to miejsce posadził ze 3,lub 4 odmiany powojników ,tj klematisów o różnej porze kwitnienia.A,,że to z natury działkowicz,majsterkowicz to z kilku prętów powiązanych,nawet nie pospawanych,tylko powiązanych ze sobą zrobił kratownice podpartą z przodu i z tyłu  by wiatr jej nie przewrócił o wysokości 170 cm i zapewnił do niej dostęp ,także od strony sąsiada ,"by się nie czepiał' że wchodzi na jego działkę.I  już 3 sezon powojniki kwitną i cieszą oko.I wiecie co ?Sąsiad postąpił podobnie,ale nie wiadomo,czy na złość ,czy mu się to także po prostu spodobało?
Być może,leży i czeka na kosiarza trawnik,bo jak pisałam wcześniej w maju kosi się częściej,bo też i wzrost trawy jest intensywniejszy.Zatem kto kosił na przełomie kwietnia i maja ,to czas najwyższy ,czynność tę powtórzyć.Bo - angielskie trawniki są  stawiana za wzór,dla tego,że są często koszone i że pokosy są na nich pozostawione .Na to jednak,można sobie pozwolić ,kosząc często.No- nie bez znaczenia też jest angielski klimat  tj,mgły i mżawki.Te mgły i mżawki szczególnie działają na kondycje trawnika wiosną tj. od kwietnia do czerwca.Chcąc mieć trawnik angielski , to w tym czasie dajmy mu to co potrzebuje.Dajmy mu mżawkę pod postacią zraszaczy ustawionych na najdrobniejsze krople,na zamgławianie.I wiecie co? W tym wiosennym czasie,wystarczy tylko około dwóch godzin  mgły, dziennie np  zaraz po przyjściu na  działkę.Myślę o godzinach porannych,bo wtedy jest mniejsze wyparowywanie wody.Te angielskie mgły i nasze zamgławianie co powoduje? Powoduje szybkie  i ,intensywne  zawiązywanie korzeni.Budowana jest darnina,która będzie musiała "stawiać czoła " niesprzyjającym warunkom pogodowym w lecie,np. palącym promieniom słonecznym.Jednak silna i zwarta darnina da sobie radę.I to teraz,to teraz ,na naszych oczach się dzieje,się wiąże pod ziemią co ma się wiązać.Ustanie ,lub zwolni dopiero w lipcu.
Nieco inne będzie nasze zachowanie,gdybyśmy planowali odchwaszczenie trawnika,bo jest taka konieczność,bo wysiały się na nim jakieś chwasty,nieważne jakie,a może stokrotki,a może koniczyna.No - to wszystko co rośnie na trawniku a trawą nie jest zachwaszcza go.W takiej sytuacji nie kosimy przez trzy tygodnie,czym spowodujemy wzrost ,też,chwastów.A chodzi o to,by powierzchnia części nadziemnej ich była duża,bowiem im będzie większa,tym bardziej i szybciej one padną zwiędną ,pożółkną,poczernieją i jak mówi mój sąsiad Stefan............."o ,już trafił je szlak."Gdy pytam co to szlak,niestety on nie wie .Ja też.Ale,ale po zastosowaniu preparatu nie kosimy,nie kosimy przez jeszcze kilka dni.I im będzie bardziej sucho,tym szybciej chwasty padną,zatem co? zatem nie podlewamy wówczas.Bo musi upłynąć jakiś czas ,by poprzez liście preparat dostał się do korzeni.Kiedyś miałam okazję  to sprawdzić.Z dużą łatwością dał się wyciągnąć z ziemi  mniszek po tygodniu działania odchwaszczacza. I co zobaczyłam?Zobaczyłam długi niebywale ,ale zupełnie poczerniały korzeń..W zakończeniu tego tematu,przypominam,że jest też czas na wyrównanie ,ścięcie, żywopłotów.Myślę o typowych żywopłotach,choć osobiście zachęcam do zastąpienia ich jakimiś innymi,bardziej ozdobnymi,lub mniej pracochłonnymi,lub użytecznymi roślinami.I za moment o tym.


"Gdyby tak każdego dnia na drogę bliźniego rzucić jeden kwiatek,to wszystkie drogi ziemi  byłyby pełne radości."angielskie.
I jakie to proste ,prawda?.A wystarczy włączyć TV,lub posłuchać w radiu wiadomości,to aż  pachnie od leżących na drogach kwiatów. No - dobrze.Nie będę rozwijać tego tematu bo właśnie  przypomniała mi się fraszka pewnego satyryka,która mówi mniej więcej tak................."dla pewnej pani bliźni,to tylko mężczyźni."

Ja tu zajmuje się przysłowiami i fraszkami ,a tematy działkowe leżą odłogiem,a przecież...............

środa, 18 maja 2016

A kiedy podlewać trawnik,zapytała moja koleżanka przez telefon,właśnie w tej chwili,bo jakby to było,gdyby nie miała jakiegoś pytania.Ale dobrze,że pyta,bo trawnik można podlewać o każdej porze dnia,także drzewa i krzewy ewentualnie w trawniku rosnące i najlepiej zraszaczem,ale nie krzewy o nie.,tylko trawę.Czemu nie krzewy?Zachęcam do wcześniejszych postów.Tam jest odpowiedź.To informacja dla mojej koleżanki.Mam bowiem obawy,że zadzwoni i zapyta "a dla czego"?
Najlepszy czas podlewania  warzyw ,to wczesny ranek.Pojęcie dość względne,bo wczesny w maju to 9 rano,natomiast w lipcu to 8 rano.O ! wtedy trzeba wcześnie  wstać,ale warto,bo dzień wydaje się  znacznie  ,a i ptaki piękniej śpiewają.Ktoś powiedział,że dla tego śpiewają  najgłośniej wczesnym rankiem,że się budzą wraz ze słońcem  ,ale owady budzą się ,podobno, później  i tak oto,czekając na śniadanie umilają sobie i z pewnością samicy w gnieździe czas,a przy okazji i tym ludziom,którzy wraz z ptakami  wcześnie wstali.ale o co chodzi z tym porannym podlewaniem?Chodzi o to by po podlaniu spulchnić ,wzruszyć glebę ,by uniemożliwić parowanie ,bo przez spulchnianie, wzruszenia  "przerywa się kanaliki " którymi przedostawała się ona w głąb gleby.Tymi samymi zechce wyparować,..............a ty stop ! .Pozostaje zatem grzecznie daje równomierną wilgoć na zagonie co jest niezmiernie ważne.Czasem mogą być problemy ze wzruszaniem gleby na takich zagonach na których  to co posiane jeszcze nie wykiełkowało.Tu,na pierwszym miejscu wymieniłabym pietruszkę.Czasem oczekiwanie na ukazanie się wschodów trwa  niejednokrotnie  6 tygodni.Wiedząc o tym ,można do długo kiełkującej pietruszki dodać szybko kiełkującą rzodkiewkę ,lub sałatę.Oczywiście,tylko symbolicznie,odrobinę  nasion,lub miejsca z zasiewami przysypać piaskiem,by wyznaczyć nim rzędy tam gdzie są nasiona.Tak jednak zastanawiam się czy słusznie to piszę?Bo kto teraz sieje marchew  lub pietruszkę.A pamiętam lata ,70 i 80.Siali prawie wszyscy działkowcy.Co od tamtego czasu się zmieniło? Nie potrafię jednoznacznie sobie odpowiedzieć na to pytanie.,
W nawiązaniu jeszcze,do oprysku ogórków,z reszta też i pomidorów i też w tym samym czasie,chciałabym poinformować Państwa,że oprysk opryskowi ,nie jest równy.I tak np. zapobiegawcze mniej szkodzą jak interwencyjne.Bo interwencyjne są  w momencie stwierdzenia choroby co niejednokrotnie jest związane z plonowaniem,zatem i jedno i drugie jednocześnie i trudna decyzja co wybrać,na co się zdecydować.Przed takim dylematem,często stają działkowcy uprawiający pomidory.Wcześniejszych oprysków nie stosowali,bo była ładna pogoda,"bo może zraza nie pojawi się".Ma to niejednokrotnie miejsce.Są takie lata,ale akurat ten jeden raz się nie udało,bo w sierpniu deszcze i chłody "puściły w ruch machinę chorobową" i pojawiły się plamy nie tylko na liściach ,ale też i na owocach.Ot - i to ten dylemat.Bo na krzakach bardzo dużo zawiązanych owoców .Czy mają zostać zniszczone przez chorobę? bo tak będzie,jeżeli nie zastosuje się oprysku interwencyjnego,ale już innym preparatem.Preparatem o działaniu natychmiastowym :o nazwie BRAVO.To jednak wymaga przestrzegania okresu karencji: to jest czasu od oprysku DO ZBIORU OWOCU.Nie do momentu konsumpcji,lecz do momentu zdjęcia owocu z krzaka i tylko tak należy rozumieć okres karencji.No - jednak to jest bardziej szkodliwe, z resztą jak każdy preparat działający natychmiastowo.Bo proszę sobie obliczyć ile dni upłynie od oprysków czerwcowych,do zbioru owoców ?  toż - to  toksyczność  preparatu dawno zniknie ,zanim pojawią się owoce.
W kwaterze warzywniczej ,w miarę potrzeby podlewamy,ale nigdy silnym strumieniem wody bo on znacznie ubija  glebę ,jakakolwiek by ona nie była,nawet tę bardzo piaszczystą,zdawałoby się lekką ,a jednak.Najbardziej wskazane jest podlewanie  zraszające,lecz nie wszystkich warzyw.Zdecydowanie należy wykluczyć psiankowate i dyniowate,to jest te które są podatne na choroby ,takie jak szare,pleśnie i mączniaki tj,choroby rozpoczynające swój proces chorobowy od liści,np ZARAZA ZIEMNIAKA NA POMIDORACH,I BRUNATNA PLAMISTOŚĆ LIŚCI ,a też i inne rzadziej spotykane,a  u dyniowatych  to choroby ogórków,ale też dyni ,cukinii i patisona.To też choroby  rozpoczynające się na liściach ,jak :KANCIASTA PLAMISTOŚĆ ,czy MĄCZNIAK RZEKOMY.Ale ja chyba robię się już nudna z powodu ciągłego wymieniania i ostrzegania  przed chorobami.Jednak : W myśl zasady,że lepiej zapobiegać jak leczyć.Nad pozostałymi grządkami z rosnącymi  już,lub dopiero  kiełkującymi warzywami  można "ustawić" zraszacze,bo nic tak dobrze nie podlewa jak powolny,delikatny  i rozproszony strumień wody.Zatrzymując się jeszcze przy podlewaniu,pragnę poradzić taką rzecz.OGÓRKI - jakże one lubią ODSTANĄ WODĘ,BO JEST ONA NAPOWIETRZONA.   I w tym momencie słyszę jak pozostałe warzywa krzyczą............" my też taką lubimy".Owszem,to ;prawda,ale te inne nie reagują tak jak ogórki,ciemnym,zdrowym ulistnieniem.Powinnam też ustosunkować się do tematu : wody deszczowej,ale nie wiem,do prawdy nie wiem w jakim stopniu jest ona podobna do wody deszczowej z lat 70 -,ątych.Mam nadzieję ,że jest podobna,a wtedy uczyłam się,że jest miękka  i bardziej wskazana od "kranowej".Z resztą , przecież padający deszcz póki co nie wyrządza jakichś istotnych szkód..................za wyjątkiem kwaśnego deszczu,ale on bywa tylko w niektórych rejonach,np. w pobliżu hut.|A jakże często słyszę "...o ! ogórki dostały plamy po wczorajszym deszczu,bo to widocznie był to kwaśny deszcz",a to wcale nie musi być prawda i przeważnie  nie jest, lecz czas,a nawet moment  pojawienia się choroby.Była na liściach i wczoraj i przed wczoraj ,a może i tydzień  temu ,ale czekała  przycupnięta na okazję  by zaistnieć.I tak np.choroba klimatu tropikalnego MĄCZNIAK RZEKOMY , na ogórkach potrzebuje pogody tropikalnej ,ani wcześniej,ani później nie wystąpi,tylko wtedy gdy po upalnych dniach spadnie deszcz.................zupełnie jak w tropikach.Wtedy suche zarodniki grzybów "rodzą się"",budzą się".Rozwój choroby i pojawienie się pierwszych plam ma miejsce w kilka godzin po ustaniu deszczu.Ma  to miejsce  przeważnie pod koniec lipca.Kto jednak wcześniej wykonał  trzy opryski zapobiegawcze ,np MIEDZIANEM  u tego zarodniki tej choroby nie maja szans.
"Kiedy chłodny maj przybywa,lato w urodzaj opływa."polskie
Oj ! -  zdaje, mi się że chyba tak będzie.Świadczą o tym obficie kwitnące drzewa owocowe.Jeszcze tylko przydałoby się więcej deszczu,bo jak w żadnym innym miesiącu ,właśnie w maju ,jest on bardzo potrzebny.Potrzebny jest do wzrostu owoców i do zasiewów,by to co posiane wykiełkowało i by wybudowało dużą karpę korzeniową i zaraz potem część nadziemną,bo w przyrodzie jest jak w lustrze ,bo przyroda lubi symetrię  i lubi by to co pod ziemią,a zatem korzenie pozwoliły na wybudowanie dużej  rośliny  a przecież tylko o to chodzi.
Zatem, co tam słychać  -   w kwaterze warzywniczej?

wtorek, 17 maja 2016

Preparat doglebowy ,może okazać się niezbędny na rabacie z różami,bo tam nieco inna, ale też gąsienica o nazwie BRUZDOWNICA CIEMNA   tylko czasem, na szczęście występująca,może działać podobnie tj niszczyć pędy róż i to niejednokrotnie takie które już maja pąk kwiatowy na szczycie.Dwa,trzy podlania preparatem załatwią sprawę.Preparat ten nie jest tani,więc należy stosować go tylko w miarę  potrzeb do niszczenia szkodników glebowych,ale...................... przypadkiem nie tam gdzie rosną rzodkiewki.. ....................bo to zbyt toksyczny preparat i choć, owszem rzodkiewki nie będą robaczywe ,ale będą szkodliwe dla człowieka,bardzo oględnie to określając.A przecież wystarczy......................... ale, o części warzywniczej już nie dziś .
A na działce, w części sadowniczej stwierdzamy,już zdecydowane przyrosty tych owoców które drzewo pozostawiło - na razie,bo jeszcze jakiś procent w końcu czerwca spadnie ;pod postacią tak zwanego opadu Świętojańskiego.Będzie to jednak bardzo niewielki procent.Póki co ,co miało spaść to spadło.Z dnia na dzień owoce się powiększają,bo to jest najintensywniejszy przyrost ich.Potem tj .za   cztery ,tygodnie zwolnią nieco.Jest teraz okazja by popatrzeć na korony drzew owocowych.Czy przypadkiem nie są zbyt  zagęszczone.?Czy nie przydałoby się im prześwietlenie,bo jeżeli tak,to przypominam,że jeszcze w tym sezonie można to zrobić w tak zwanym terminie późno -letnim ale uwaga tylko na pestkowych.Ziarnkowe tj,jabłonie i grusze muszą poczekać do następnej wiosny.Także ,choć pestkowe to też,brzoskwinie i nektaryny .Dla nich najstosowniejszy termin to pora kwitnienie.Przestrzeganie terminów jest ważne ,bo choćby  ,weźmy  dla przykładu te brzoskwinie i nektaryny,bardzo wrażliwe na raka bakteryjnego kory,która to choroba może się pojawić  po cięciu,po skaleczeniu ale mniej jest to prawdopodobne gdy to cięcie,to prześwietlanie wykonujemy w prawidłowym czasie.I nie jest to niczyje widzi mi się.Porzeczki i agrest też już intensywnie wiążą owoce.Na czarnej porzeczce możemy zauważyć tzw "przestrzelone grona " co objawia się niezawiązanymi na całej kiści owocami.Bardzo intensywnie przestrzelone są  wynikiem działania mrozu,.Niewielki ubytki w gronie są  cechą genetyczna wielu odmianą  i podobnie jak na drzewach zrzucaniem nadmiaru owocu,bo i drzewo i krzew wie najlepiej ile owoców zdoła wykarmić i tym nie należy się martwić,,ale  na pewno należy martwić się tym ,że np. jakiś pęd porzeczki początkowo  rozpoczął wegetację,lecz teraz więdnie i zamiera..A to może być szkodliwe działanie PRZEZIERNIKA PORZECZKOWEGO.Bo "ta małpa " jakby powiedział mój sąsiad Stefan wyjadła cały środek pędu,co łatwo można stwierdzić przecinając go wzdłuż.I co? I stwierdzamy,że środek jest pusty,puściusieńki.A ta małpa ta tłusta gąsienica ,albo jeszcze tam jest,albo już z niego wyszła i właśnie kombinuje  jakby przez korzenie wejść do następnego.Teraz jest czas jej żerowania i czas obserwacji  i czas walki,łatwej ,prostej i dość skutecznej,polegającej na wycinaniu pędów,które zaczynają więdnąc.Ni należy czekać tylko taki lekko zwiędnięty wyciąć przy samej ziemi,to jeszcze w środku zastaniemy tę "małpę".Są tez preparaty doglebowe niszczące tego pędowego szkodnika,jednak nie obojętne dla człowieka.Ale bez obaw można je zastosować....................................
Duże mądrości zawarte są w tych przysłowiach,  - tak uważam.
"Wdzięczność jest pamięcią serca."niemieckie
"Nic nie starzeje się szybciej jak wdzięczność' łacińskie.
Z pewnością i Państwo  mogliby wiele powiedzieć na ten temat,ale z własnego doświadczenia ,wiem ,że nie warto rozpamiętywać ,bo to tylko podnosi ciśnienie i nie pozwala zasnąć.Lepiej pomyśleć "dobrze,że to mnie spotkało a nie  ja wyrządziłam to komuś.Bo to on będzie z tym   żył  i kiedyś to  mu się przypomni i kiedyś nie będzie łatwe rozliczenia się z samym sobą.A takie czeka wszystkich,choć dziś  jeszcze tego,być może, nie czuje się, ale czeka.

Lecz tymczasem czeka działka i prace różne na niej  i może trzeba by tam zajrzeć w myśl powiedzenia "pańskie oko konia tuczy."

poniedziałek, 16 maja 2016

Jest,zimo,nie da się ukryć.A jak onegdaj było zimno gotowano pożywne i rozgrzewające zupy.A oto przepis na taką zupę,oczywiści ze  starej książki kucharskiej.

KAPUŚNIAK
===========
Nastawić pół kg,dobrej jędrnej kapusty kiszonej i  nalać wody tyle ile potrzeba,dać kawałek rury ze szpikiem i ćwierć kg.  wieprzowiny i głowizny ,lub szpondra,albo ogon wieprzowy włoszczyzny i cebuli i kilka grzybków suszonych.Gdy mięso ugotowane ,wyjąć go,pokrajać w kawałki,grzyby poszatkować i dać do wazy.Resztę jarzyn odrzucić a zupę zaprawić.Kawałek słoniny pokrajać w drobną kostkę,usmażyć z  posiekaną  cebulą i łyżką mąki,na rumiano,zalać zaprażkę kapuśniakiem i zagotować.Dla złagodzenia kwasu,dać kawałek cukru.Można też dodać do zupy kiełbaski pokrojone w talarki.

Oj ! inaczej się onegdaj jadało,zatem ten przepis tylko tytułem ciekawostki,lub do zastosowania częściowego.Tak uważam,ale może ktoś ma inne zdanie i chce spróbować kapuśniaku  - inaczej.
A na działce ?.A na działce przekwitają BZY   szkoda.Należy  zaraz po tym, wszystkie kwiatostany obciąć by nie dopuścić do zawiązania nasion,by umożliwić krzewom zawiązywanie przyszłorocznego plonu,co jest oczywistą,oczywistością  [cytując klasyka] ,że jak nie ma już kwiatostanów,to wszystkie siły i środki  przeznaczone są  na kwitnienie w następnym sezonie.Podobnie należy postąpić z tawułami -  tymi co już przekwitły.
A co z ta pogodą?.Z tymi opóźnionymi  "ogrodnikami'?Bo nie zawsze przychodzą one w wyznaczonym w kalendarzu czasie.Wszystko bowiem zależy od tego jak  jest wcześniej ,na przełomie kwietnia i maja.Pamiętacie ,że   jakiś czas temu tłumaczyłam to zjawisko?.Że topią  się lodowce na północy i już podzielone na góry lodowe,,, dryfują w stronę południową i to z nich dmucha zimno.Kiedy wystąpią te dmuchania zależy od tego kiedy było tak ciepło,że  lodowce się podzieliły.Jak np. na  początku kwietnia , to zimni ogrodnicy są wcześniej, bo już na początku maja , a jak  dopiero pod koniec kwietnia,to wtedy [ CZASEM ,na szczęście],aż pod koniec maja.I wtedy to  można być wprowadzonym w błąd,myśląc,że tego "ogrodniczego" ochłodzenia już nie będzie,  a tu posadzone pomidory i wykiełkowała fasola,A LE TEŻ TU BACH! przyszło.Ale jakże teraz jest łatwiejsze chronienie ciepłolubnych roślin.....................bo można np.dużą cienką folię [taką dużą malarską] rozpostrzeć  nad zagonkiem z pomidorami,zahaczając o paliki i obciążając w kilku miejscach by wiatr jej  nie powiał ,i także można okryć zagonek z fasolą i ogórkami,ale jeszcze lepiej gdy zamiast tej będzie folia pęcherzykowa.Ta nie dopuszcza  chłodu wcale,absolutnie.A przed laty?A przed laty chronienie posadzonych pomidorów było bardzo,ale to bardzo kłopotliwe.Każdą roślinę owijało się indywidualnie papierem pakowym lub gazetowym i zabezpieczało sznurkiem a na zagonach z ciepłolubnymi leżały pledy części ubrań,nawet moja podomka,byle to  okrycie było lekkie i zaraz rano  z zagonów je zdjęto, po czym niejednokrotnie czynność tę powtarzano wieczorem.

I - proszę,pomyślcie ................jakże teraz wszystko jest łatwiejsze ,dostępniejsze i prawie bezproblemowe.
Gdy wczoraj wspomniałam o SKOWRONKU,to przypomniały mi się czasy bardzo odległe,jak to ja chłonęłam wiedzę ogrodniczą.Z ogromnym zaangażowaniem,bo zawsze chciałam tylko tego, jednak życie jak zwykle podyktowało co innego.Ale lepiej późno jak wcale.I np. w tamtych czasach , dobrze to pamiętam kładziono ogromny nacisk na  ochronę naturalną roślin.Przyroda potrafi sobie radzić,byle człowiek jej nie przeszkadzał i  choćby ,mała ,maleńka SIKORKA ,czy wiecie,że potrafi zjeść dziennie,tyle owadów, tj . szkodników ile sama waży.Podobnie jest z KRETEM.Czy wiecie ,że on potrafi WYBRAĆ CO DO JEDNEGO wszystkie myszowate żyjące pod ziemią i tłuste pędraki i inne szkodniki ,a głównie ich stadia larwalne ,lub pod postacią poczwarek.A ileż tego jest?Zapewniam,że dużo,że ma w czym wybierać.A  KUROPATWY? ,o niechby odwiedzały nasze działki jak najczęściej,bo "pozbierają" wszystko co tylko jest  na wierzchu na roślinach i  się rusza.Wtedy te informacje były istotne i kładziono nacisk na to jak zachęcić SZKODNIKI NASZYCH SZKODNIKÓW,by się osiedliły na działce lub w ogrodzie,np. wywieszając tłusty pokarm w zimie dla SIKOR,  i budując dla  nich budki lęgowe.I jak zabezpieczyć się przed szkodami [kopcami ] kreta,że należy przed założeniem trawnika rozłożyć siatkę uniemożliwiającą usypanie kopca.Wtedy to były siatki metalowe,teraz są plastikowe i jak umożliwić kuropatwom" wejście " na działkę sadząc od jednej choćby strony niskie rośliny.To wtedy było ważne,a to też z tej przyczyny ,że ani takiego dużego wyboru jak teraz  środków chemicznych ochrony roślin  nie było,ani też nie było ich w małych  ekonomicznych, przeznaczonych dla nieprofesjonalistów opakowaniach.Z tej to przyczyny też niejednokrotnie  spotykałam na  mojej działce "pracujące "KUROPATWY.Raz spotkałam  taką,która leżała na grzbiecie i w pazurkach miała trawę nią usiłowała się zasłonić - biedna.Wzięłam ją  bo jeszcze wtedy nie wiedziałam,że to są ;ptasie sztuczki,takie udawanie martwego ptaka.Zachowała się z resztą podobnie jak Skowronek wspomniany wczoraj.Wtedy,to był mój pierwszy raz,moje pierwsze doświadczenie z takim ptasim udawaniem,więc starałam się przywrócić ją do życia.Chuchałam,głaskałam,ale jak tylko odwróciłam natychmiast zerwała się do lotu,co potem jeszcze nie raz mi się zdarzyło i zawsze cieszyło jak odlatywały.I wiecie co?Nie pamiętam,by jakieś szkodniki wówczas występowały w postaci plagi i zagrażały plonom,ale wystarczyło przyjrzeć się "pracującym" na gałązkach drzew SIKORKOM by odpowiedzieć sobie na pytanie czemu ptasia ochrona była wystarczająca.Ale............"..to se ne wraci".................niestety,bo przecież nikt nie odda ZŁOTEGO MERCA W ZAMIAN ZA DOROŻKĘ...
Nie,już nie będę planować naszych spotkań,bo i tak życie zweryfikuje moje plany.A tymczasem,takie oto przysłowie:
"Jak  nie można być czymś  innym,dobrze być pisarzem gminnym."polskie
Takim pisarzem gminnym się czuję,ale nie podoba mi się błąd w przysłowiu,bo do człowieka odnosi się: kimś innym,a nie czymś innym.
I zaraz ten pisarz coś napiszę ,ale nie wiem czy akurat  tego chcecie się dowiedzieć Drodzy moi Czytelnicy  .?

niedziela, 15 maja 2016

Tyle wynalazłam na dziś i na potem pracy,że na przyrządzenie potrawy pozostało niewiele czasu.Zatem,ze starej książki wyszukałam:
ZRAZIKI CIELĘCE NA PRĘDCE. przytaczam jak zwykle w oryginale.
Pokrajać podłużne zrazy z pieczeni cielęcej,zbić lekko pałką posolić i kłaść w rondel na rozpalone masło aby się zrumieniły..Potem wcisnąć trochę soku z cytryny  i wsypać łyżkę tartej bułki,zasmażyć razem ,a na koniec włożyć kawałek świeżego masła dla delikatności,przykryć rondel  ,.a gdy się masło rozpuści  i zaparuje ,wydać na stół.Całe przyrządzenie  nie powinno trwać dłużej jak 15 m.

I widzicie ,jak nie warto mi wierzyć.Dzisiejsze spotkanie miało trwać bardzo krótko lub miało go wcale  niem być.
 Tak jak proponowałam przesadzenie SZAFIRKÓW ,biorąc na łopatę [szpadel] całą kępę,bo jest to wygodniej i ekonomiczniej tak nie radzę tego sposobu praktykować przy cebulach tulipanów.A w ogóle to jak to jest z tymi tulipanami?: czy nie mogą sobie rosnąć i rosnąć ciągle w jednym miejscu.Owszem mogą........................bo jeżeli nie zależy nam na obfitym kwitnieniu i jeżeli nie przeszkadza  zbytnie zagęszczeni  ,bo przecież do cebul matecznych przyrosły nowe małe nie kwitnące a zagęszczające - to możemy.Ale kto,pragnie dużych,pięknych kwiatów z posadzonych cebul to winien je przesadzać w nowe miejsce  ,w nowo nawiezioną glebę,raz na rok,a co najwyżej raz na dwa lata..Najszczęśliwsze tulipany ,to takie które  doświadczają stepowej pogody bo są roślinami stepowymi.Zatem mokrą i burzliwą wiosnę i upał i suszę latem.Wykopując  cebulę  POD KONIEC CZERWCA i przechowując je w ciepłym i suchym miejscu,,ale nie na słońcu  dajemy im namiastkę stepowej pogody.Po wyschnięciu czyścimy je i oddzielamy od cebul matecznych ,małe cebulki.?A co z tymi małymi zrobić?Pozostawić,dosuszyć i na przełomie września i października posadzić,ale na oddzielnym,lecz  także dobrze nawiezionym zagonie.One ,niestety zakwitną za 3,lub 4 lata.Przełom września i października to też termin sadzenia dużych cebul.
A skoro o przesadzaniu mowa,to przypominam,że już niedługo , będzie można przesadzić SZAFIRKI.Bo jest taka zasada,że te rośliny ozdobne,które kwitną wcześnie wiosną można przesadzać,rozsadzać po kwitnieniu,a te które kwitną latem lub jesienią ,wiosną.I choć wydaje nam się,że co tam one.?One i tak będą kwitły i rosły.Owszem - zgadzam się.Tak jest,ale skąd wiemy jak będzie kępa szafirków  wyglądać po przesadzeniu w nowe miejsce i w miejsce nawiezione obornikiem.I tu mi się przypomina taki fakt.W czasach mojej zawodowej pracy [funkcjonariusz pożarnictwa ] na pewnej naradzie tzw. prezydium w skład którego wchodził też dyrektor miejscowego PZU padło pytanie.Czemu,pomimo poważnych dotacji  z PZU  przeznaczonych na prewencję,nadal się pali?.Ot  - i oto pytanie  kierowane do mnie bo to ja odpowiadałam na co i w jakim stopniu dotację wykorzystano.Zamiast odpowiedzieć zadałam pytanie " a czy ktoś z zebranych wie ile byłoby pożarów i jak często się paliło,gdyby nie istniała prewencja,gdyby nie było dotacji?".I tak jest też  z roślinami.Nie wiemy jakby one wyglądały  gdyby je potraktować inaczej,bardziej i o nie szczególnie zadbać ,dowartościować,nakarmić. Gdy tego nie zrobimy , efektu nie zobaczymy.Bo wiecie  - Drodzy moi Czytelnicy  w przyrodzie następują zmiany,przyroda żyje..Moje rady służą temu by wziąć to pod uwagę by nie uważać ,że raz posadzone i spokój z tym,bo to przecież to cebulowe,albo byliny i corocznie same wznowią wegetację.
Aha ! jeszcze to.Peonie pięknie się prezentują w wazonie,pod warunkiem,że zetniemy jeszcze zwinięte   pąki, ale wtedy gdy już ukazują swój kolor płatków.Zatem nie w fazie zielonego pąka,lecz pąka nabrzmiałego na tyle,że zielone okrywy jego już się rozluźniły .jednak,co jest ważne,dla przyszłorocznego kwitnienia..................NALEŻY ŚCINAĆ TYLKO Z JEDNYM LIŚCIEM,zatem dość krótko,bo podobnie jak u tulipanów pozostawiona część łodygi będzie pracowała na przyszłoroczne kwitnienie.Także peonie mogą przecież ładnie prezentować się  w niskich szerokich wazonach ze specjalną  wkładką w której "ustawia " się bukiet. I już widzę taki stół udekorowany peoniami ,w czasie eleganckiego obiadu.Będzie  w sam raz bo nie za wysoki,bo jest dużą niestosownością by bukiet w czasie jakichkolwiek posiłków był tak wysoki by uniemożliwiać konwersacje siedzących przy stole osób.
W brew pozorom ,ten gatunek,występujący w wielu odmianach jest dość trudny w uprawie.Ma swoje wymagania które należy spełniać bo inaczej ponosi się fiasko w uprawie.Np.PEONIE ,nie znoszą bliskości drzew,żadnych drzew,ani owocowych,ani iglastych,z resztą z wzajemnością.Tak się nie kochają,że aż lecą iskry ,ze złości.No - wtedy raczej na kwitnienie nie liczyłabym.Ich wymagania,to też duże zapotrzebowanie na składniki pokarmowe i nie tyko w formie nawozu mineralnego sypniętego od czasu do czasu.O - nie.One potrzebują coś bardziej ekskluzywnego,coś smaczniejszego.One potrzebują obornika,corocznie wiosną,ale,uwaga,TO WAŻNE,dopiero wtedy potrzebują obornika jak już rozpoczną wegetację,co poznajemy po wyrosłych pędach.Nie wcześniej,ą już zupełnie i na pewno nie jesienią,bo.............bo wówczas może opanować roślinę szara pleśń co okaże się dopiero w czasie zamiaru kwitnienia.Powtarzam zamiaru,bo najczęściej do kwitnienia  nie dochodzi,bo pąki kwiatowe są opanowane przez chorobę tj,pokryte szarym pylącym nalotem a pęd jakby złamany tyz przy pąku.To ta sama choroba która dokucza też truskawkom i preparat do walki z nią ten sam np. może być to SUMILEKS.Rozpuszczony w konewce dwu lub trzykrotnie winien być użyty do podlania roślin.Pierwsze podlewanie,należy koniecznie wykonać jeszcze przed rozpoczęciem wegetacji.Oczywiście piszę  o roślinach,które wcześniej,w poprzednich sezonach,opanowane były przez tę chorobę.Gdy nie miała ona miejsca ,to widocznie postępowanie  z roślinami było prawidłowe.A prawidłowe to uprawa w miejscach nie zacienionych,to NIE OKRYWANIE niczym roślin na zimę,a już zupełnie nie ściętymi jej pędami,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,o! to jest bardzo poważny błąd.Prawidłowe postępowanie,to też przesadzanie PEONI co 6,7 lat w inne miejsce i wtedy należy wykopać tak duży dół by zmieściło się w nim wiadro kompostu zmieszanego ze sproszkowanym obornikiem,a może,wiadro dobrej ziemi ogrodniczej z obornikiem i by zmiesciła się też roślina wydobyta z dużym zapasem ziemi wokół .Obornika nie należy żałować,bo jak zaznaczyłam we wstępie PEONIE są żarłoczne.Oczywiście,nie robimy tego teraz,lecz pod koniec sierpnia.To jest bowiem czas sadzenia i przesadzania ich.a potem? apotem jeden krzak w czasie kwitnienia wygląda tak jakby rosły w tym miejscu trzy i trzy kwitły.Gwarantuję ,że tak będzie.Czasem zastanawiam się czy wszystko zawarłam w informacji i tak np. teraz myślę,że nie napisałam o podlewaniu szczególnie ważnym w czasie sadzenia i przesadzania  ,że trzeba wówczas najpierw wlać sporo wody do przygotowanego dołka,potem posadzić karpy ,tj część korzeniową i potem nasypać ziemię i jeszcze obficie podlać.Nie wiem czy winnam to pisać?Mam nadzieję,że jest to sprawa powszechnie znana.
Koniec z romantyzmem .Rzeczywistość kuka,jak kukułka  i dopomina się swego.A dziś ta kukułka to PEONIE,BO WŁAŚNIE NADCHODZI ICH 5 MINUT.
"Maj zieleni łąki,drzewa,już i ptaszek w polu śpiewa." polskie.
Mam pewne obawy co do tego śpiewu.W tym miejscu pytam - kto i   kiedy słyszał śpiew skowronka,bo w polu ,żaden inny ptaszek nie śpiewa.Zostaje on jednak systematycznie niszczony ,od czasu jak w pola ruszyły kombajny.Tam ,bowiem wśród zbóż w ziemi buduje  swoje gniazdka.Onegdaj,żniwiarze  jak natrafili na gniazdko skowronka to je omijali.Było to dawno,bardzo dawno ,gdy dane mi było mieć w dłoniach tego małego,szarego jak wróbel ptaszka.A stało się to za przyczyną mojej szklarni,która widocznie znalazła się na drodze jaką przefruwał w pogoni za jakimś owadem i sam został złapany "w szpony szklarni".Cóż było robić...............złapałam go by wypuścić a on tymczasem na mojej dłoni udawał nieboszczyka.Leżał na plecach ,jeżeli skowronek ma plecy z podkurczonymi nóżkami ,ale serce mu biło. Zatem oświadczyłam temu niby nieboszczykowi............." o kochany ,nie ze mną takie numery"i gdy tylko wyszłam ze szklarni , ożył natychmiast.Ucałowałam ,to maleństwo,które może być wzorem dla wszystkich istot żyjących,bo takie skromne w swojej szacie a tak niepowtarzalnie pięknie śpiewające tak umilające człowiekowi życie.Odfrunął natychmiast jak tylko poczuł wolność.Potem ,gdzieś z oddali słyszałam śpiew skowronka.A ,może to był ten?.W pobliżu bowiem rosły zboża.Mnie niebawem przyjdzie się rozstać z tym światem,z tą rzeczywistością i tylko współczuję tym którzy zostaną,bo zostaną bez wielu gatunków zwierząt,których mnie jeszcze były dane poznać i żyć z nimi.