poniedziałek, 16 maja 2016
Gdy wczoraj wspomniałam o SKOWRONKU,to przypomniały mi się czasy bardzo odległe,jak to ja chłonęłam wiedzę ogrodniczą.Z ogromnym zaangażowaniem,bo zawsze chciałam tylko tego, jednak życie jak zwykle podyktowało co innego.Ale lepiej późno jak wcale.I np. w tamtych czasach , dobrze to pamiętam kładziono ogromny nacisk na ochronę naturalną roślin.Przyroda potrafi sobie radzić,byle człowiek jej nie przeszkadzał i choćby ,mała ,maleńka SIKORKA ,czy wiecie,że potrafi zjeść dziennie,tyle owadów, tj . szkodników ile sama waży.Podobnie jest z KRETEM.Czy wiecie ,że on potrafi WYBRAĆ CO DO JEDNEGO wszystkie myszowate żyjące pod ziemią i tłuste pędraki i inne szkodniki ,a głównie ich stadia larwalne ,lub pod postacią poczwarek.A ileż tego jest?Zapewniam,że dużo,że ma w czym wybierać.A KUROPATWY? ,o niechby odwiedzały nasze działki jak najczęściej,bo "pozbierają" wszystko co tylko jest na wierzchu na roślinach i się rusza.Wtedy te informacje były istotne i kładziono nacisk na to jak zachęcić SZKODNIKI NASZYCH SZKODNIKÓW,by się osiedliły na działce lub w ogrodzie,np. wywieszając tłusty pokarm w zimie dla SIKOR, i budując dla nich budki lęgowe.I jak zabezpieczyć się przed szkodami [kopcami ] kreta,że należy przed założeniem trawnika rozłożyć siatkę uniemożliwiającą usypanie kopca.Wtedy to były siatki metalowe,teraz są plastikowe i jak umożliwić kuropatwom" wejście " na działkę sadząc od jednej choćby strony niskie rośliny.To wtedy było ważne,a to też z tej przyczyny ,że ani takiego dużego wyboru jak teraz środków chemicznych ochrony roślin nie było,ani też nie było ich w małych ekonomicznych, przeznaczonych dla nieprofesjonalistów opakowaniach.Z tej to przyczyny też niejednokrotnie spotykałam na mojej działce "pracujące "KUROPATWY.Raz spotkałam taką,która leżała na grzbiecie i w pazurkach miała trawę nią usiłowała się zasłonić - biedna.Wzięłam ją bo jeszcze wtedy nie wiedziałam,że to są ;ptasie sztuczki,takie udawanie martwego ptaka.Zachowała się z resztą podobnie jak Skowronek wspomniany wczoraj.Wtedy,to był mój pierwszy raz,moje pierwsze doświadczenie z takim ptasim udawaniem,więc starałam się przywrócić ją do życia.Chuchałam,głaskałam,ale jak tylko odwróciłam natychmiast zerwała się do lotu,co potem jeszcze nie raz mi się zdarzyło i zawsze cieszyło jak odlatywały.I wiecie co?Nie pamiętam,by jakieś szkodniki wówczas występowały w postaci plagi i zagrażały plonom,ale wystarczyło przyjrzeć się "pracującym" na gałązkach drzew SIKORKOM by odpowiedzieć sobie na pytanie czemu ptasia ochrona była wystarczająca.Ale............"..to se ne wraci".................niestety,bo przecież nikt nie odda ZŁOTEGO MERCA W ZAMIAN ZA DOROŻKĘ...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz