sobota, 27 grudnia 2014

I CO ZROBIĆ Z TYM JEDZENIEM???????/ Dobrze jeżeli jest miejsce w zamrażalniku,ale................... nie wszystko można zamrozić..........właściwie wszystko można,lecz nie wszystko po rozmrożeniu będzie smaczne ,np. zdecydowania niesmaczne [bo straciło swoją konsystencje będzie wszystko to co jest w galarecie] np karp,czy jakaś inna ryba ,tzw "zimne nogi...................itp.Ale jeżeli chodzi o karpia ,można pozbawić go galarety i zamrozić samą rybę.Smażony po rozmrożeniu będzie nadal smaczny.Pierogi kluski, owszem można mrożić,lecz rozmrażanie  winno być powolne,a szczególnie drobnego makaronu.A pierogi przed włożeniem do zamrażalnika dobrze będzie nieco natłuścić olejem,by się nie sklejały.Z resztą  ,jest to też wskazane zaraz po ugotowaniu.NO - NIESTETY NIE MROZI SIĘ NICZEGO CO JEST Z MAJONEZEM. a więc np jaj na twardo,czy sałatki jarzynowej ,czy jakiejkolwiek surówki Wszystkie mięsa czy to smażone czy gotowane można zamrażać pamiętając jednak o tym,że  już takie smaczne jak przed  zamrożeniem nie będą.Można też zamrażać pieczywo ,lub ciasto ,z zastrzeżeniem by ciasto nie było z kremem[chyba ,że krem TYLKO z masła]Wszelkie kremy na bazie bitej śmietany ,tak jak majonez zostałyby "zważone" przez  ujemną temperaturę. Wszystkie śledzie,czy to w oleju,czy marynowane,zupełnie  zmienią swoją konsystencję..........będą "kaszowate"A na koniec tych kulinarnych porad .............jeszcze to.............pomyślcie,może macie kogoś komu podarunek żywnościowy sprawiłby frajdę.Ja znalazłam ......i co z tego,że się ucieszył ..........."ale mam zakąchy",przecież on też człowiek i nie mnie oceniać jaki prowadzi tryb życia,czasem organizm jest tak silny że przetrwa wszystko .......ot........choćby Churchill pił wiele i palił wiele,a cały czas funkcjonował i to zupełnie prawidłowo ,był bardzo mądrym politykiem i kto wie jak zakończyłaby się II wojna światowa gdyby nie On. Jestem pełna  uznania dla niego i dla jego mądrości i dla poczucia humoru i co....................życzę sobie dożyć takiego wieku jak On.
ŚWIĘTA, ŚWIĘTA I.........................
"ICEK ,POŻYCZ 100 ZŁ.."................MONIEK ........."...OD KOGO"?
ŻONA WYCHODZI...........MĄŻ  PYTA ............."..kiedy wrócisz kochanie?" zona odpowiada "kiedy mi się będzie podobało .."...........na to mąż"dobrze kochanie,tylko nie później'.

piątek, 26 grudnia 2014

No to spadł wreszcie tak upragniony śnieg,a ja jestem pod wrażeniem filmu o życiu Jakutów.Tam dopiero jest zima  np -70 st.Do najzimniejszej miejscowości  zamieszkałej prowadzi szlak Kołymski.Przeważnie wykorzystywany właśnie zimą,bo są odcinki prowadzące przez lód na jeziorze.Kilkaset  kilometrów przez prawie tydzień pokonują kierowcy  ciężarówek by dostarczyć  np:  jednemu tysiącowi ludzi żyjących tam artykuły żywnościowe,leki,materiały budowlane.Na całej trasie   spotkać można ciężarówki,"którym się nie udało" I po  co o tym piszę? bo zrozumiałam  jedną sprawę dokładnie. Jak pięknie można współżyć z nawet okrutną przyrodą np ,mając trzy zbiorniki "{duże] z paliwem,bo na tym pustkowiu stacji benzynowej "nie uwidzisz" i jak  człowiek cieszy się na spotkanie z innym towarzyszem niedoli też borykającym się z trudnościami takiej podróży i że nikomu nie przychodzi do głowy by nie pomóc innym w biedzie,i nikt nie traktuje drugiego jak frajera ,którego na postoju można np okraść.I DOSZŁAM DO WNIOSKU ..............nam,jest po prostu za dobrze za luksusowo. Tamci ludzie sa tak diametralnie różni i tak czują się częścią przyrody i nie wojują z nią,a stosunek do drugiego człowieka daje im spokój i dobre samopoczucie.Oj............może trochę Jakuckiej zimy przydałoby się.?????????/
No tak...........rosołek smakował,a mięsko z rosołu już nie koniecznie ,bo jak jest taki wybór?????????............no to zatem odchudzający się mamy obiadki na kilka dni.:2 ziemniaki ,kawałek gotowanego mięsa [oddało tłuszcz do rosołu] do popicia czysty czerwony barszczyk i szybkościowa surówka z pora i  chrzanu  z odrobiną cukru i soli i jogurtu.ALBO WYSTAWMY TO MIĘSO ZA OKNO LUB NA BALKON aby udało się o nim zapomnieć. i w stosownym czasie zmielić na maszynce do mięsa,dodać soli pieprzu i dać na patelnię z lekko zrumienioną cebulą.Położyć na wierzch spagetti   i kolacja mniam ,mniam.,Można też dodać,drobno  pokrojonej papryki ,ale to już nie dla odchudzających.

WITAM  JESZCZE ŚWIĄTECZNIE ,WSZYSTKICH DZIAŁKOWCÓW,i proszę nie martwcie się że informacji ogrodniczych ostatnio było mnie.Nadrobię to  w styczniu.Będzie o uprawie i właściwościach zdrowotnych owoców i warzyw.Ale to wszystko jak Bóg da. A dziś tylko tyle.To bardzo dobrze,że spadł najpierw śnieg ,a dopiero po nim chwycił mróz.A wiecie jakie rośliny są z tego najbardziej zadowolone ?    W S Z Y S T K I E..............ale ,ale są takie ,które szczególnie ........to iglaki.Dla nich każda .......im większa  pokrywa śnieżna ,tym lepsza,a to z powodu bardzo płytkiego korzenienia się .Przy "gołej" glebie i systematycznym intensywnym zamarzaniu i rozmarzaniu "ma miejsce praca gleby " wypychanie do góry i osiadanie i wówczas zrywają sie korzenie Mój sąsiad zakochany w swoich iglakach,jeździł w zimę nagarniać śnieg na glebę gdzie rosły iglaki i raz..........................przy nagarnianiu coś błysnęło.......................a to był pierścionek  i to zaręczynowy żony,która zgubiła go jesienią i nie wiedziała dokładnie gdzie? Zgubę opłakała jeszcze też z powodu,że wierzy w taką przepowiednie że jak zginie obrączka lub pierścionek ,,jedno z małżonków umrze.................."...też coś.................wierzyć w takie bzdury" Ale sąsiad wpadł do domu z butelką szampana i pierścionkiem i urządził ponowne zaręczyny. A to wszystko dzięki komu?............dzięki mnie oczywiści tj tej która uświadomiła potrzeby iglaków.

czwartek, 25 grudnia 2014

Bywało tak,że zawsze w 1-szy Dzień Świat zapraszana była na obiad Ciotka Adela.Była to "przyszywana ciotka"..............koleżanka z pracy mojej mamy.Ciotka miała niezwykły dar przewidywania i  wróżenia .Ja jako osoba wierząca nie  powinnam nawet o tym pisać,ale jeżeli ten dar miała od Boga?To było coś niezwykłego ,a czasy niespokojne,więc chciało sie wiedzieć co jutro.Ciągle powtarzano  w mojej rodzinie,że jedno z pierwszych przewidywań..........ba.......twierdzeń .........brzmiało......."Basiu,przed tobą jeszcze wiele lat pracy ".Mówiła to do mojej mamy, która w lipcu 1939 r miała w kieszeni papier o przejściu na emeryturę.Jeszcze tylko urlop w sierpniu,a we wrześniu już opłacone wczasy.Mama wybierała się ze mną do Zaleszczyk na winogrona ,bo miała takie zalecenie lekarskie Winogronowe owoce bardzo wspomagają serce........podobno mają właściwości lecznicze .Emerytura w 39 roku życia, nic dziwnego.Pracownicy Magistraccy mieli prawo przejścia na nią po 20 latach pracy.Zatem wszystko świadczyło o tym, że tak będzie.Wyśmiewano w pracy ciotkę Adelę i co...............jak zwykle ten się śmieje kto śmieje się ostatni.1 września wszystko się wywróciło do góry nogami ,a Zaleszczyki...........o jakież były modne,to tam uciekali ci z Polski,którzy uciec powinni,by wróg sie na nich nie pastwił.I wojna się skończyła ,i zaraz w marcu  45r. mama poszła do pracy,bo wzywały ją liczne plakaty,by pracownicy magistraccy się stawili jak najszybciej  ............ no i zaczęła od organizacji pracy,ustawiania biurek itp.............no i przepracowała do 1955 r.I kto miał rację?Zresztą już nikt nie powątpiewał w umiejętności ciotki.I jeszcze raz była potrzebna gdy ojciec w 39 r."poszedł na Warszawę" ja bronić i nie wracał.Tak opisała sytuację.................."O widzę Stacha,jest gorąco,leży na piasku,ale nie jest ranny,natomiast ma wrzody na plecach,zatem Basiu szykuj mu kąpiel ,leczniczą ,ze słomą  owsianą,bo za cztery dni będzie w domu.I tak się stało,co do dnia i wrzody na plecach miał,ale ciotka poradziła przecież jak je wyleczyć. I potem gdy z obozu jenieckiego kto miał wrócić to wrócił a mój brat nie, wówczas Ciotka spokojnie patrząc na rozłożone karty powiedziała" widzę go idzie pieszo i jest bardzo zawszony.Basiu szykuj się bo przyjdzie w ostatni dzień oktawy Bożego  Ciała w samo południe........i tak się stało.Stanął na podwórku i tylko przez łzy zawołał jestem,ale mam wszy.Ubranie zostało spalone ,a brat nagusieńki powędrował do  naszykowanej kąpieli bo już mama nie wątpiła w to co mówi ciotka i kąpiel naszykowała.I ileż jeszcze było takich "trafień"ciotki ,ale o tym już nie dziś.
A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO?
CZY WIECIE,ŻE............dawno,dawno temu Święto Bożego Narodzenia obchodzone było 6 stycznia .

środa, 24 grudnia 2014

A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO CD .A może jutro nie będę miała możliwości,a dziś jeszcze trochę czasu mam.Po kolacji Wigilijnej szliśmy wszyscy na Pasterkę i to bardzo mnie zawsze cieszyło,a droga była oj była...................... i długa i uciążliwa ,bo przeważnie leżał śnieg i brnęło się w nim, ja często po kolana.A gdy nie było dużego śniegu to szlo się przez łąki i przez mostek na Nerze i   wówczas   przypominało mi się takie zdarzenie.Było to latem .Nad czystą jeszcze wtedy rzeką leżał na kocu ,najprawdopodobniej po kąpieli  tatuś z półtorarocznym synkiem Widocznie tatuś nieco popił bo zasnął a synek bawił się jego genitaliami.Zaalarmowany milicjant ,stwierdził ten fakt i najpierw zrugał tatusia,który  z zupełnie niewinną miną oświadczył: "a co ,miałem mu dać nóż ,żeby się skaleczył?" Potem obiegła ta informacja  chyba cały świat i wróciło do Rudy gdzie miała faktycznie miejsce. Pasterka to dla takiego dziecka jak ja było coś mistycznego.W domu wszyscy wypijali grzankę zrobioną ,z tabliczki czekolady 3o dkg irysów,dwóch łyżek masła i ćwiartki spirytusu.Ja też dostałam jedną łyżkę stołową i zaraz poszłam spać.Oj..........bardzo mi to smakowało ............oj bardzo.
I zupełnie nadprogramowo udało się powspominać jeszcze dziś.
Onegdaj bywało tak : do kolacji siadaliśmy około 18-ej Stół nakryty był obrusem grubym lnianym,dodatkowo obciążały go solidne i długie frędzle [teraz nie wiem czemu nie ma obrusów z frędzlami] haftowany był przez moją mamę w piękne ,kolorowe choinki i bombki,a na samym środku opłatek na talerzu ,też wyhaftowany. Można powiedzieć obrus okolicznościowy,a nad stołem żyrandol w kształcie  dużego koła zawieszony na łańcuchach  i 9 lampek w kształcie świeczek i żarówki przykryte kapelusikami różowymi ,dawały ciepłe światło.Na co dzień paliły się tylko cztery............ ale w taki dzień wszystkie.Ale mycie tych klosików oczywiście obowiązkowo przed świętami  ..........to była udręka..............ale za to jak pięknie i czysto świeciły po myciu.W ogóle to jakoś w tamtych czasach nie było tyle punktowych świateł co teraz.Owszem punktowe były na szafkach przy łóżkach.Pamiętam jak kiedyś po zgaszeniu już prawie zasypiałam gdy nagle ktoś pstryk,zapala moją lampkę............a to mój braciszek Stach.Patrzę jednym okiem o co chodzi,a on wygładza różki banknotów 100 zł. i chowa do portfela........t.ak ,tak u Stacha wszystko musiało być równiutkie.Potem juz do tego pstrykania przywykłam bo,zdarzało sie czesto oj zdarzało.W wieczór Wigilijny wszystkie potrawy wędrowały na stół ,a było tego ,oj było.Można wreszcie pojeść skonstatował ojciec ,ale natychmiast przypomniała mu mama o obowiązku dzielenia opłatka,a ja czekalam na koniec kolacji ............jaki też prezent otrzymam.Pamietam jeden,to kredki Czeskiej firmy Kochinor....................ależ się cieszyłam.A czy wiecie ,że mam je do dziś.Takie to były jeszcze normalne Wigilie ,ale to lata 45,46 i może jeszcze z rok lub dwa a potem...................... a potem przyszedł czas gdy zabrano mi to co istotne i nie wiem kogo powinnam zaskarżyć teraz za zabrane mi dzieciństwo.?
W ten Świąteczny czas,chciałabym powspominać jak to onegdaj bywało,ale  czy uda mi się to teraz, czy później nie wiem ,a teraz:
CZY WIECIE ŻE,jeszcze około 25o lat temu  zwyczaj ubierania choinki w Polsce nie był znany.Przywędrował do nas z Niemiec.Początkowo tylko na pańskich dworach,bo w wiejskich izbach stawiano jako ozdobę i zapowiedź urodzaju snopek słomy.
WITAM WSZYSTKICH MOICH CZYTELNIKÓW I ŻYCZĘ IM BŁOGOSŁAWIONYCH ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA I WIARY W TO,ŻE MAŁA DZIŚ BOŻA DZIECINA JEST WIELKIM BOGIEM ,KTÓRY NARODZIŁ SIĘ DLA NAS LUDZI,BY NAS ZBAWIĆ, a ponadto by Święta te były radosne ,rodzinne i ciepłe i aby spędzony czas z rodziną był twórczy i mobilizujący  na cały  NOWY ROK.

wtorek, 23 grudnia 2014

A BYWAŁO TAK................... o tej porze ,pachniało już grzybami,oj pachniało ,bo gotowały się namoczone dzień wcześniej kapelusze prawdziwków.W tamtych 40-tych latach pamiętam nie było podgrzybków,czy były nie modne,czy uważano je za nie jadalne ,nie wiem Na Wigilie tylko prawdziwki i to wszędzie ,a marynowane to tylko rydze,a maślaki zjadane były jesienią z jajkiem lub śmietaną i to cała grzybowa opowieść.A zatem gotowały się do miękkości i ponieważ w moim domu nie było uszek z barszczem ,to podawano zupę grzybową z łazankami,oczywiście robionymi ręcznie  i kapelusze prawdziwków obsmażane w cieście naleśnikowym ,w którym było dużo drobniusieńko  pokrojonej cebuli i pieprzu i soli do smaku.Każdy kapelusz w tej dziwnej panierce oddzielnie,...ależ to było pyszne i jest, bo nadal to robię.To chyba najlepsze z całej kolacji Wigilijnej.Pachniało też choinką ,kusiło to co na niej było ,a  wolno było zjeść dopiero w drugi dzień Świąt.Przepyszne maleńkie jabłuszka zwane rajskimi.To rarytas wówczas o tej porze roku ,i w sreberko owinięte orzechy włoskie i w świecących papierkach  długie jak ołówki cukierki i serduszka lukrowane z piernika.Tym szczyciła się choinka,a do tego kilka bombek jeszcze z przed wojny i Niemieckich kugli [to po Polsku bombka].Kugle tym różniły się od naszych bombek,że były przezroczyste jak bańki mydlane,ze skromnym malunkiem I panował już Świąteczny nastrój i było ciepło w całym domu i już rozstawiony stół na osiem osób............ i te osiem osób .........to było to.Dziś żyje,akurat połowa tylko.Może jeszcze jutro c.d.?,jeżeli Kochani nie nudzi Was to?
A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO?
Drodzy Moi Czytelnicy,chcecie więcej się dowiedzieć..............kliknijcie "starsze posty"...na końcu strony,i tam wcześniej też podany jest adres mejlowy mój.Proszę piszcie do mnie.Czekam na pytania.
DRODZY DZIAŁKOWCY,NIE MARTWCIE SIĘ POGODĄ,bo wszystkie rośliny weszły w stan spoczynku bezwzględnego ,który trwa przeważnie do końca stycznia Potem spoczynek już jest względny ,ale też trzeba co najmniej dwu tygodni z temp.około 10 st. by ruszyła wegetacja,co w lutym raczej się nie zdarza.Obserwując jednak pogodę,myślę ,że ja już nie,ale młodzież  doczeka  być może  takiego klimatu,że nie będzie różnicy miedzy latem a zimą,bo przecież jeszcze 50,60 lat temu [pamiętam] nie było Świat Bożego Narodzenia bez śniegu ,czy mrozu.Różnica polegała tylko na tym,że w jednym roku śniegu było 30,a w innym 60 cm.Czy możemy coś z tym zrobić? niestety już nic co było do "zrobienia ,zrobiliśmy" ...............niestety.Podobno jeszcze w latach 60 ątych była możliwość interwencji i zmiany,dziś już za późno.Ułatwienie życia i,wygodnictwo,szerokim pochodem idą przez świat.KOCHANI,PRZEPRASZAM ZA TEN DEFETYZM,ALE STARAŁAM SIĘ ODPOWIEDZIEĆ NA PYTANIE .........CO Z TĄ POGODĄ.............A TYMCZASEM POGODY DUCHA ŻYCZĘ I MIŁYCH CHWIL ROZJAŚNIONYCH KOLOROWYMI ŚWIATEŁKAMI I RADOŚCI Z NARODZENIA  TEGO, KTÓRY NAS OD WSZYSTKIEGO ZŁEGO WYBAWI.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

A bywało tak.Ja byłam zatrudniona cały czas przy mieleniu przez maszynkę,pasztetu,maku Żadnej "gotowizny" nie było np mak w puszce,zresztą na tyle na ile poznałam moją mamę nie wchodziłoby to w rachubę...............bo...."nie wiadomo co tam jest zmielone,a czy mak był niebieski,a czy dobrze sparzony itd,itd."O tej porze też przygotowywane były już ryby.Smażone karpie układane porcjami w specjalnym naczyniu [o grubym dnie i bokach] zwanym kastrolką.Warstwa po warstwie przełożone odrobina masła i  natką pietruszki i wyniesione naczynie zostało gdzie?..................oczywiście do schowka pod schodami,a tam było zimno,oj zimno,bo też i na dworze było  zimno.A w Wigilie odgrzewany był w piekarniku.Gotowano też w moim domu karpia w galarecie jak ojciec mówił " z naleciałościami Żydowskimi" bo na lekko słodko.Musiało w galarecie być dużo marchwi,pietruszki i cebuli.To zresztą moja ulubiona potrawa Wigilijna.Wiem,że niewielu Polaków ją jada. Ale w początkowych latach powojennych nie było ryb morskich,natomiast pod dostatkiem i nie tak drogie jak teraz sandacze i szczupaki I z myślą o nich był  garnek o podłużnym kształcie ,do gotowania ryby w całości,no i gotowano a potem..............to znowu była moja praca..............należało obrać ją [tę rybę] z ości i zmielić w maszynce i także zmielić kawałek namoczonej w mleku i odciśniętej chałki. Oczywiście do tego garść drobniusieńko pokrojonej cebulki sól do smaku i gałka muszkatołowa .Po wyrobieniu nakładało się ten farsz do lnianego woreczka i gotowało w małej ilosci wody z włoszczyzną około pół godziny.Po tym czasie woreczek wyjmowano obciążano deseczka i naczyniem z wodą do wystudzenia.Aha.dodawano też do farszu jajo ,lub dwa.Po ostudzeniu zostało pokrojone w grube plastry i ułożone na półmisku i zalane wodą w której sie gotowało,do której dodano żelatyny.To tyle na dziś  i już idę do kuchni.Wszystkim życzę udanych potraw.
A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO? CD.
A CZY WIECIE, ŻE W TYM SAMYM CZASIE CO MY ŚWIĘTUJĄ TEŻ  ŻYDZI? Oczywiście nie Boże Narodzenie,a Święto Chanuka tj.Św.Światła ,a to na pamiątkę jak w 320 r. pne Grecy okupujący Izrael spustoszyli Świątynię Jerozolimską,a jeden dzbanuszek z oliwa palił się jeszcze 8 dni.I tyle dni  trwa świętowanie.
CZY WIECIE,ŻE..........pod koniec lat 70,ątych ubiegłego wieku pojawił się dziwny szkodnik  truskawek.............krocinóg krwawoplamy.Zerował wewnątrz owocu,a wyglądało to jak kłębowisko małych,maciupkich,żmijek.Większe ogniska tego szkodnika  znaleziono w  okolicach Szczecina.Zupełnie nie mam informacji jak ,lub w jaki sposób udało sie go  tak radykalnie zniszczyć,bo na szczęście już nie występuje. 

niedziela, 21 grudnia 2014

ONEGDAJ BYWAŁO TAK: O tej porze już była "oprawiana" i ubierana choinka,duża i bardzo pachnąca ,bo to był świerk nie jodła.Świerki bardzo intensywnie pachną, i co jeszcze pachniało ?,pachniała zapastowana podłoga i gotująca się szynka i grzyby i kapusta  i kompot z suszu.Taka kompozycja zapachowa tylko wtedy.................potem już przez cały rok nigdy.I napalone było we wszystkich piecach.Tym w łazience też.A w łazience był  ogromny zbiornik z wodą w kształcie rury,przez środek której szła też ,ale już mniejsza rura,a na dole palenisko Korzystało się z nagrzanej wody.W łazience było  bardzo,bardzo gorąco,a to z powodu jej małych rozmiarów.Ach jakaż to była frajda wejść do wanny pełnej wody,po okupacyjnym polewaniu w bali.Do paleniska trzeba było ustawicznie dokładać ,by następna woda się nagrzała.Pamiętam jak ojciec przyniósł z komórki wiadro węgla,musiał zatem się ubrać. wszedł,dołożył do paleniska i w tym ubraniu usiadł by pilnować swojej kochanej córeczki,by się nie utopiła.Weszła mama i oczywiście skomentowała to tak:" Oj Stachu,Stachu a ty jak Ruski,tobie nie za ciepło,w kożuchu  i na pieczku też nie  ,ale to wszystko nasycone było miłością,którą odczuwałam,a potem kochany tatusiek zaniósł swoją córeczkę do łóżka i dostałam odświętną  koszulę nocną i lizeskę.Lizeski mama robiła z włóczki szydełkiem. ..............to takie coś króciutkie  okrywające ramiona.I potem już nigdy w życiu nie czułam sie tak szczęśliwa i tak BEZPIECZNA ................    teraz wiem jakie to ważne.I następny dzień ,przeważnie biało za oknami i choinkowo w domu i zaczęło się ubieranie świerka i znowu ojciec czuwał by ustawiony był w sporej odległości od okna bo przecież............nie było elektrycznych lampek tylko świeczki na małych lichtarzykach .Ale jakże po zapaleniu ich zapachniało i lasem i świecą i to też zupełnie niepowtarzalne wrażenia.Kto tego nie widział nie poczuł nie jest w stanie sobie tego wyobrazić.Śpiewaliśmy kolędy a tatuś mój kochany czuwał nad tym by nie zapaliły się szantilowe firanki wykończone koronkowymi gwiazdkami zrobionymi szydełkiem przez mamę.Tak ,tak,tak się nazywał ten materiał był cieniutki jak mgiełka.Szkoda byłoby takich firanek,a gdzie ,nie gdzie pożary się zdarzały.A jutro cd opowieści i jak robiło się sandacza,lub szczupaka w szarej galarecie.?
A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO?
A,CZY WIECIE ŻE JUŻ ZA TYDZIEŃ PRZESTANIE DNIA UBYWAĆ?
A CZY WIECIE SKĄD SIĘ WZIĘŁO PRZYSŁOWIE :"Święta Łuca  dnia przyrzuca",a przecież Łucji jest chyba około połowy grudnia.No tak.......ale ileś lat temu Łucji było 24 grudnia.
CZY WIECIE,ŻE.........to co nas kąsa wilgotnym latek to tylko  samice komara,bo samczyki jak to samczyki z kwiatka na kwiatek na nektarek.A dzieje się tak ,gdyż samica musi mieć dostęp do białka ,albowiem jest je potrzebne  do złożenia jaj .................a jak bardzo potrzebne jest pajączycy to jest nie do uwierzenia.Po kopulacji zjada swojego "małżonka" i  może złożyć jaj,że ho,ho ho.No i narodzą się dzieci na bazie tatusia.