sobota, 4 kwietnia 2015

A onegdaj bywało tak: O tej porze podwórko na którym się wychowałam  było już przystosowane do wiosenno-,letniej pory.I tak np.pozdejmowane już drewniane pokrywy z okienek do piwnicy.Poukładane w jednym miejscu  jedne na drugich stanowiły świetne miejsce do wspinaczki i skoku w dół,oczywiście przy sprzeciwie rodziców.Zawsze ,tak jakoś się składało ,że to ja wymyślałam różne zabawy i jak coś się stało ,to oczywiście było na mnie.Ponieważ prośby przez okno nie pomagały ojciec zszedł na podwórko  i na moje nieposłuszeństwo tak  zareagowsał............"Podobno Pan Bóg stworzył człowieka na Swój obraz i podobieństwo,ale jak patrzę na ciebie,zaczynam w to wątpić,więc proszę nie zakłócaj mi mojej wiary".No i to pomogło.Nie na długo,ale jednak.Bo sobie przypomniałam jak pewna nauczycielka cytując mojego ojca,który podobno powiedział,że nie jestem niegrzeczna tylko mam charakter,przypominała mi ,"ej ty z charakterem ,jednak bądź  grzeczniejsza".Ale w tym momencie przyszło mi do głowy ,jakie  w tamtych latach 40 tych ,były zimy,że zakrywano okienka w piwnicach. Ale póki co była już wiosna ,i koniecznie trzeba było coś wymyślić .No i wymyśliłam.Już prawie o zmroku ,po trzecim lub czwartym wołaniu ........"..Zosiu ,do domu",wdrapałam się na klon,który rósł blisko naszego kuchennego okna i z całej siły potrząsałam i bujałam gałęziami które smagały szyby,aż usłyszałam z domu :"Stachu,zamknij okno,bo jakieś straszne wiatrzysko ,niczym trąba powietrzna"."Tak ,tak przytaknął ojciec bo spostrzegł mnie na drzewie.Czasem są takie chwilowe i punktowe trąby powietrzne".Okno zostało zamknięte.Ja wróciłam do domu,a reprymenda ,to .to co pozostało tylko między moim ojcem i mną.

I to tyle Kochani na dziś.Wiem miały być porady praktyczne,ale ja jeszcze dziś winna jestem życzenia świąteczne moim Czytelnikom:ZATEM :BŁOGOSŁAWIONYCH,DOBRYCH,RODZINNYCH  I  CIEPŁYCH ŚWIĄT WIELKIEJNOCY ŻYCZY PAŃSTWU  CIOTKAMALINKA.
i DO JUTRA JAK BÓG DA
Prawdę mówiąc ,to przyszłam trochę tu odetchnąć.Pewna babcia używała tego określenia dość często i raz wnuczek zapytał "babciu,czy dziś jesteś odetchnieta"?.Otóż ja odetchnięta  nie jestem bo gotowanie,pieczenie itp.Ale na przepisy dziś proszę nie liczyć bo to za późno.Chętnych odsyłam do starszych postów.Nie będę też katować odchudzających się.Zaczniemy od początku po Świętach,prawda?A ja razem z Wami. No to co ? może,:" Jak to onegdaj bywało."
W ten już prawie świąteczny czas pomyślałam sobie............."a jak ponad 100 lat temu gospodynie przygotowywały np desery i "padło" na starą książkę kucharską pani Marii Monatowej,bo taką posiadam i otworzyłam na:"Budyń ponczowy"..........to chyba coś nie skomplikowanego pomyślałam  ha,ha,ha.Przepis przytaczam w oryginale i w ówczesnej pisowni.

6 żółtek utrzeć do białości ,z ćwierć kg cukru ,który wpierw otrzeć w kawałkach o 2 pomarańcze i 2 cytryny,a potem dopiero utłuc w moździerzu.Wcisnąć sok z 2 pomarańczy i jednej cytryny,12 dkg  oparzonych migdałów,drobno usiekanych 3 łyżki tartej bułki,wlać 2 kieliszki araku,wymieszać to wszystko lekko z pianą  z pozostałych białek i włożywszy do formy ugotować w  parze jak inne budynie.W chwili podania oblać na półmisku arakiem i zapalić a w sosjerce podać szodo  ponczowe ,lub z wina.

Oczywiście podaje to jako ciekawostkę.Z wykonaniem byłyby pewne kłopoty,bo choćby:gdzie kupić cukier w "głowach" a, taki wówczas był.A szodo ,nawet komputer tego nie akceptuje itd  itd

piątek, 3 kwietnia 2015

A bywało tak.W którąś Wielkanoc,też z końca lat 40 tych,panowała piękna pogoda,zatem my dzieci bawiliśmy się na podwórku.Tak teraz myślę,że kamienice z podwórkami to niezła rzecz.Co jakiś czas,rodzice wyglądali przez okno  by policzyć swoje dzieci.Przeważnie im się zgadzało ,bo też podwórko było obszerne i nie było potrzeby je opuszczać.Był to chyba Wielki Piątek,bo wszystko już było ...........no prawie było zrobione,popieczone,posprzątane.A ,podwórko asfaltowe zmyte wężem podłączonym do kranu obok pralni.Na dachu komórek suszyły się posmarowane proszkiem do mycia zębów pepegi.Pepegi to takie wcześniejsze adidasy ,z tym tylko,że całe były białe  [zawsze ] i sznurowane na  cztery dziurki jak półbuty. Niestety ,z powodu swojej bieli,musiały być smarowane proszkiem do zębów ,dość często.No i musiały wyschnąć.Dach komórek był do tego idealny.|Tam suszyło je słońce.W ten już prawie świąteczny dzień ,jeszcze tylko one czekały na swoje użycie.Nikt wówczas nie przewidywał ,bo i po co śniegu i zimna.To się po prostu nie zdarzało.W trakcie zabawy postanowiliśmy ,że będą to  "komórki do wynajęcia"..............nie mylić z komórkami telefonicznymi na które jak to się mówi,"nawet muchy się nie goniły".Do dziś nie wiem co to znaczy.Komórki należało namalować, by szybko przebiegać z jednej do drugiej.Kto nie zdążył ,przegrywał.Namalować..........kumacie? ,a tu asfalt taki czysty i jak to,do jutra zastanie takie pomalowane podwórko gdy ksiądz , przyjedzie święcić pokarmy.?Rozpętała się awantura .I tylko jak zawsze ojciec mój stanął w naszej obronie......" a co ksiądz nie grał w komórki do wynajęcia ,stwierdził",ale póki co my podkuliliśmy ogony i przeszliśmy do opozycji,zbierając siły za ścianą lewej oficyny przy pralni.I w tym czasie zdarzyło się coś,czego nikt nie przewidział.Z wysokiego komina [na sąsiedniej posesji była piekarnia ] posypały się sadze ,czarne,najczarniejsze  i o zgrozo, na pepegi,na dachu,które w mgnieniu oka  zupełnie i zdecydowanie ,zmieniły swój kolor...................a mój ukochany tatusiek na to.......... " i, i tak trzeba ponownie podwórko myć"."I przyznam szczerze,wolę zmywać białe jak czarne" |I nam się  udało,znowu się udało.O kołach namalowanych na asfalcie nikt już nie mówił tylko o sadzach.Tak to onegdaj bywało.

To tyle na dziś a jutro może jeszcze o czymś praktycznym........zatem porady?no zobaczę.
Tak jakoś mi to idzie dziś kulawo,bo telefony z życzeniami Świątecznymi,które oczywiście mnie cieszą ,tyle tylko,że rozpraszają myśli i to co piszę może być nieskładne .Wybaczcie.

A teraz ........."Jak to onegdaj bywało".?
Nie martwcie się,nic na szczęście, nie trwa wiecznie i te informacje z dziś, przydadzą się niebawem.A proszę sobie przypomnieć Wielkanoc 2013 r.Sięgnęłam do swoich zapisków  pogodowych i  nie uwierzyłabym  gdyby to ktoś inny pisał.To to ,co jest teraz to przysłowiowy Pikuś.Wtedy była zima.
Oczywiście ,cebulowe,tak jak inne rośliny,potrzebują nawożenia.Najlepszym dla nich "jedzonkiem" jest obornik,ten sproszkowany,bo da się wymieszać dokładnie z glebą i to,najlepiej zrobić na "starcie" ,przed sadzeniem,sypiąc go do wykopanego dołka.Nie bez znaczenia jest też nawożenie pogłówne.Tak się nazywa bo ma miejsce po głównym ,czyli tym ,na starcie o czym pisałam przed momentem.Ale tu już nie stosujemy obornika,choć nie widzę przeszkód gdy nas na to stać.Posypujemy go po wierzchu i delikatnie mieszamy z glebą.Ale też można delikatnie wymieszać z glebą jakieś nawozy mineralne sproszkowane,przeznaczone do nawożenia roślin ozdobnych.Jest ich w handlu ogromny wybór.Ale wiecie co ?.............ja po wielu latach praktyki stwierdzam,że nie ma  jak nawozy mineralne  w formie płynnej,ale także   specjalistyczne, do roślin kwitnących.Za każdym podlewaniem aplikujemy jedną a ja nawet dwie miarki [często zakrętki]  do konewki i..................... i wiecie co? spełnione  zostają dwa wymogi tych roślin , bo i dostały jeść i dostały pić.Ponad to wszystkie płynne nawozy działają natychmiastowo,natychmiast są pobierane przez korzenie,co w przypadku wszystkich kwitnących jest ważne ,bo czasu one mają niewiele,w porównaniu do innych   roślin.Zatem powtarzam............często podlewamy i nawozimy i  wówczas pęd na którym kwitną letnie lilie jest niewyobrażalnie gruby i ma ogromną ilość  kwiatów.Przewożony w tramwaju czy autobusie  wzbudza zainteresowanie.Kiedyś wiozłam taki  na czyjeś imieniny,zatem wiem.Dokarmianie,tak jak i podlewanie jednocześnie kończymy w stosownym czasie [ o czym pisałam wczoraj],aby niepotrzebnie nie przedłużać wegetacji i nie marnować nawozu.O liliach  i innych cebulowych można nieskończenie,zatem cdn.
Witam moich Drogich Działkowców...........czy  wiecie, że pan Prezydent podpisał ustawę o altanach?A ja nie podpiszę ,a napiszę cd...........o nawożeniu cebulowych.

czwartek, 2 kwietnia 2015

C.D. JAK BÓG DA ,JUTRO.
A jak to onegdaj bywało?Onegdaj ,nie przypominam sobie,by w Święta Wielkanocne padał śnieg,tak jak teraz .Zmusza mnie to do myślenia,że nic innego nie jest przyczyną ,tylko "wtrącanie się" do praw przyrody przez człowieka.Onegdaj już w podkolanówkach i sandałkach biegałam po łące i  niejednokrotnie też  brodziłam po płytkich rozlewiskach , co to zostały po wielkiej wiosennej wodzie.Oczywiście bez akceptacji rodziców.Pamiętam też sukienki,które lubiłam i nie mogłam się doczekać kiedy je ubiorę.Były to ,zdecydowanie lekkie bawełniane zwane "chłopkami"Lubiłam je bo miały bufki.Czy ktoś jeszcze wie co to są bufki?Ileż to razy zostały zmoczone "śmigusem" z czego można wnioskować,że było ciepło.A jeżeli chodzi o "śmigusa,dyngusa" to przypominam sobie szczególnie jednego,gdzieś tak z końca lat 40 tych.Jak już kiedyś wspominałam na końcu lewej oficyny kamienicy w której mieszkałam ,był mały domek ,w którym była pralnia dla lokatorów.Przy tej pralni był kran usytuowany  na zewnątrz.Często do niego był podłączany wąż do zmywania asfaltowego podwórka,ale można też było umyć tam ręce i leżał  hełm w którym była zawsze woda dla ptaków.Od rana Wielkiej Soboty czekało się na księdza ,który przyjeżdżał bryczką i święcił pokarmy w każdym domu.O jakże się niecierpliwie czekało.Bo na stole  przykrytym białym obrusem z wyhaftowanymi kurczaczkami i zajączkami stało tyle pyszności.A od rana obowiązywał post.Tylko szklanka mleka i nic więcej.Stały lukrowane baby i galareta z nóżek  ,też o kształcie baby i mięsiwo oplecione białą kiełbasą.A tu trzeba czekać.Po poświęceniu wolno było już jeść.Oczywiście my dzieci sięgaliśmy po pisanki.Bo nie myślcie sobie Kochani.Jaj na przedwiośniu nie było.Bo też nie było wielkotowarowej gospodarki.A wiejskie kurki zaczęły się nieść dopiero w marcu.No to my za te jaja i  na podwórko.Słońce świeci ,ptaszki z hełmu wodę piją a my opukujemy jajami o mur ,ten przy pralni i nagle co to?............nie ma kranu tylko jakiś kolek.Aha,bo poprzedniego roku zlaliśmy się korzystając z tego kranu bardzo dokładnie.Moja ukochana chłopka  też była cała zmoczona.Chcąc temu zapobiec dorośli wbili ten kołek.Ale co tam "zebrani w sobie" tak ruszaliśmy  nim aż ustąpił.Oj ! co to się działo?Woda pod kątem prostym z całą siłą uderzała   w zagrodę gdzie były kury i kogut sąsiadów.Kury się pochowały a kogut stanął na wysokości zadania i toczył zaciętą walkę z silniejszym przecież od niego strumieniem wody.Na koniec zaczął piać przeraźliwie głośno,raz za razem i postawił na nogi sąsiadów.Jak to się skończyło z pewnością chcielibyście wiedzieć........................otóż wkręcono kran, a my zostaliśmy pouczeni tylko ,bo przecież to Świąteczny Czas.Teraz myślę,że pewien wpływ na  decyzję dorosłych miały,te szykowane od dawna naleweczki, wszak  już było po Święceniu.
Wymagania wszystkich cebulowych ,co do ilości wody są bardzo duże, o czym nie wszyscy wiedzą.:Przekonałam się niejednokrotnie.Potrzebne będzie w okresach suszy długie i dokładne podlewanie choćby raz na tydzień.I tu wyjaśniam lepiej podlewać rzadziej ,ale dłużej,tak by gleba nasiąkła dokładnie wodą.I choć wiem,że nie będzie to łatwe lepiej przy podlewaniu nie moczyć liści ,by sobie nie zafundować chorób grzybowych.Ale tu pragnę zauważyć ,że cebule,które przekwitły ,nie podlewamy,bo kończą one wegetację w tym sezonie i przechodzą w stan spoczynku tj sen.I z tego snu ich nie budźmy,bo nikt tego nie lubi.Rośliny też.I właśnie przypomniałam sobie jak to kiedyś obiecałam,że przechodząc na emeryturę wyrzucę budzik przez okno.A nie spełniłam tego.ale wracając do podlewania cebulowych,posłużę się następującym przykładem:tulipany i narcyzy ,które wcześnie kwitną,powinny być tylko podlewane do końca maja.Potem niech zasychają.Co miały zmagazynować na przyszłoroczne kwitnienie,teraz  tylko "uklepują,dopychają" i nic już im nie jest potrzebne.Ale nijak nie ma się to do mieczyków które jeszcze podlewamy ,przez trzy tygodnie po kwitnieniu,bo jest to dla nich czas intensywnego magazynowania sił i przyrastania cebul.I błędem jest [a czasem spotykam] wykopywanie cebul mieczyków zaraz po kwitnieniu.Wówczas głodne idą spać a wiosną mizernie wyglądają i niektóre cebule  nie kwitną.Dotyczy to także lilii kwitnących latem.To tyle na temat podlewania cebulowych.Jutro chyba "wypadałoby" ................o nawożeniu.


No ! - nie wiem czy już jestem,czy dopiero jestem.Jakkolwiek,jednak by nie było, witam Wszystkich i na początek  o roślinach  cebulowych ,ozdobnych ,czyli informacja dla Działkowców.Ale jeszcze przez moment o tym co robiłam,że mnie tu nie było?Otóż szykowałam wszystko do sałatki jarzynowej która będę robić jutro i przyszło mi do głowy  by podpowiedzieć,że najszybciej można dostarczyć do sałatki  marchewką z groszkiem,kupując mrożoną,gotując ją i jeszcze,że nieco słodka z natury sałatka nabierze ostrzejszego smaku gdy dodamy do niej przekrojone na połówki oliwki,a zamiast cebuli,kto takowej nie może jeść,niech zastąpi porem,lub bardzo małymi konserwowanymi w lekkiej zalewie octowej cebulkami.Te urozmaicenia mam nadzieje przypadną Państwu do gustu.

A teraz o cebulowych.

środa, 1 kwietnia 2015

Zanim jednak zacznę radzić,przyznam się,że popijam herbatę z cytryną,co normalnie mi się nie zdarza,ponieważ  nie wiem czy jestem podatna na Alschajmera ,czy nie.A kiedyś,bardzo dawno dowiedziałam się,że osoby podatne na tę chorobę ,właśnie nie powinny nigdy łączyć herbaty z cytryną,bo powstaje w wyniku tego cytrynian glinu  i że są to małe gwoździki ,które  to "wbijają" się w mózg ,niszcząc jego komórki.A pewien złośliwiec powie tak,"to niby kiedy ty chcesz dostać tego Alschajmera.Jak będziesz miała 100 lat.Wówczas to i bez cytryny i herbaty ..dostaniesz".Ot................samo życie.

No,ale do tematu wracając napiszę tak :

Czy wiesz, że nadmiar tłuszczu z zupy czy sosu najłatwiej usunąć,gdy po wystudzeniu zbierzesz go delikatnie białym jednorazowym ręcznikiem.Sprawdzałam niejednokrotnie.Tylko z dala z tym nasiąkniętym ręcznikiem od psa łakomczucha.

Mąka ziemniaczana zagęszcza zupy i sosy.Nie należy tylko po zagęszczeniu długo gotować,bo  zrobią się  ponownie rzadka.

Powszechnie wiadomo,że przyrumieniona cebula nadaje rosołowi i ładny kolor i smak.Ale można też to uzyskać dodając do rosołu suszonego grzybka,lub kawałek wysuszonego,żółtego sera.

Kostkę rosołowa wrzucaj pod koniec gotowania jakiejkolwiek zupy ,czy rosołu.Jeżeli wrzucisz od razu,straci smak.

Jeżeli chcesz zagęścić zupę lub  sos ,to mąkę wymieszaj najpierw z zimną wodą lub mlekiem.Wówczas nie porobią się krupki.

Do przesolonej zupy wrzuć dwa duże ziemniaki i zagotuj.Odstaw na  kilkanaście minut.Ziemniaki pochłoną nadmiar soli.

Szczypta,ale tylko szczypta,rozpuszczalnej kawy wrzucona do sosu,do pieczeni nada  mu i lepszy smak i kolor.

Jeżeli mięso zjedzone,a sos został.Nie wylewaj go,tylko napełnij foremki do ludu.Po zamrożeniu wyjmij i każda porcję owiń folia aluminiową.Z pewnością się przyda jedna,dwie,lub trzy kostki sosu,które ponownie włóż do zamrażarki.



I tak  mogłabym nieskończenie radzić,gdyby nie pewne sprawy do załatwienia.Ale  obiecuję jutro nadrobić zaległości informacjami dla działkowców i "Jak to onegdaj bywało?"
............No to trochę porad praktycznych i już słyszę jak pewien "złośliwiec".............powie.........."bo ty bez tego nie możesz żyć"
95 latek jest u lekarza.Lekarza pyta pacjenta jak się czuje?"Rewelacyjnie,odpowiada dziadek.Moja 25 letnia narzeczona jest w ciąży.Będziemy mieli dziecko."Na to lekarz........."wie pan ja mam sąsiada myśliwego.Pomimo że skończył 90 lat ciągle zrywa się rano  chwyta parasol i udaje na polowanie.Raz trafił na niedźwiedzia.Wyciągnął parasol i bach.Niedźwiedź pada martwy."."Ale to chyba ktoś inny strzelał" ,odpowiada dziadek.A lekarz na to "do tego zmierzam."
O ,to dobrze,lista obecności jeszcze nie schowana.Zatem się podpisuję.Ale poproszę kartę wyjścia,bo będzie mi potrzebna za godzinę.

wtorek, 31 marca 2015

A jutro będę tu później.Proszę nie chować listy obecności.
Nie przechowuj pieczywa w plastikowych torebkach,bo tak przechowywane łatwo pleśnieje.Najlepiej zawinąć je w czysta lnianą ,lub bawełnianą ściereczkę  do mycia naczyń.

Aby przechowywane  w pojemniku pieczywo nie pleśniało ,co najmniej raz na 10 dni umyj pojemnik w środku wodą z octem.Ocet zabija też bakterie.

Dłużej będzie świeże pieczywo  przechowywane w zamkniętym pojemniku  wraz z jabłkiem.

A, nasi przodkowie  utrzymywali długo świeżość pieczywa,nawet w kromkach,przechowując go w Rzymski sposób tj w kamiennym garnku przykryte wilgotną szmatką.

Świeże bułki i rogaliki można zamrozić.Po

 wyjęciu z zamrażarki należy zwilżyć je woda z mlekiem i włożyć do rozgrzanego piekarnika.Będą jak dopiero co wyjęte z pieca.

Pieczywo tostowe,przechowuj tylko w lodowce. Wówczas nie spleśnieje.

Nigdy nie jedz ,ani nie dawaj zwierzętom nawet lekko, tylko  lekko, spleśniałego pieczywa,nawet po wykrojeniu plam pleśni.To tylko Twoje złudzenie,że jej  już nie ma.Ona tam jest.

Podgrzewane bułeczki,lub inne pieczywo,będą dłużej chrupiące i gorące,jeżeli położysz na dno koszyczka folię aluminiową.

Aby kromka bardzo świeżego chleba nie kruszyła się podczas smarowanie masłem,podłóż pod nią drugą  kromkę.
Wiecie co Kochani? ,patrzeć nie mogę na poniewierany chleb po trawnikach ,celem nakarmienia ptactwa.A wygląda to tak jakby miały go zjeść nie ptaki,tylko dinozaury,czy jakieś inne bogate w szczęki zwierzęta.Całe pajdy leżą i pleśnieją.A już wyobrażam sobie co będzie po świętach.I na tę okoliczność rad kilka.Ale jeszcze  tylko takie moje myśli . W czasie wojny mój brat był w obozie pracy.W jednym liście napisał :"Mamusiu,nie wyrzucaj skorek od chleba.Jak wrócę wszystkie zjem".
Jeszcze się nie rozpoczęła jak to mówią  "|na dobre"    ta wiosna ,a już niektóre cebulowe przekwitły.No cóż taka ich cecha.Przebiśniegi i krokusy  już weszły teraz w stan spoczynku.Tak to jest,że więcej odpoczywają jak kwitną.A tak w ogóle to coś mi się zdaje ,że za mało piszę o roślinach ozdobnych.Ot choćby , o bulwiastych,czy cebulowych,czyli bylinach wieloletnich.Większość z nich intensywnie rośnie i kwitnie wiosną, latem traci liści i zapada w stan spoczynku.Cebule tych wcześnie kwitnących ,sadzi się do gruntu jesienią,na przełomie września i października,z wyjątkiem narcyzów ,które sadzi się w sierpniu.Ale są też takie,które to latem kwitną np. lilie.Cebule ich sadzi się jesienią,ale po wystąpieniu pierwszych przymrozków winny zostać okryte sucha roślinnością aż do wiosny.Albo też przechowane w chłodnym miejscu i  wysadzone  wiosną.Wówczas  na rynku jest ich najwięcej .Ale są tez takie ,które wymarzają w naszym klimacie i te tylko sadzi się wiosną i wykopuje na zimę.To mieczyki i błączatki.Bez względu na termin sadzenia miejsce pod te rośliny winno być dobrze przygotowane.Głębokość sadzenia zależna jest od wielkości cebuli.Na glebach lekkich sadzi się nieco głębiej,a to ze względu na ewentualne braki wody.Zasada jest taka:SADZI SIĘ NA TRZYKROTNĄ WYSOKOŚĆ CEBULI.Tak,tak,tak głęboko.|Najczęściej  działkowcy sadzą cebule w otwór w ziemi,wykonany jakimś narzędziem.Najlepsze jednak warunki,będą miały cebule sadzone tzw.metodą holenderską.Polega ona na utworzeniu rowka tj wybraniu  z niego gleby  na głębokość sadzenia, a następnie przekopaniu ziemi w rowku.W każdym razie :wzruszeniu,spulchnieniu.Potem układamy na taką pulchna ziemie cebule.O ! - jakże będą szczęśliwe ich korzenie,trafiając na taką.Jest to szczególnie ważne dla cebul zimujących w gruncie.Bo też jest taka zasada dotycząca  cebulowych.IM WIĘKSZA KARPA KORZENIOWA,TYM LEPSZE PRZEZIMOWANIE.Kiedyś po wysłuchaniu mojej  rady  zadowolony z kwitnienia,sąsiad Stefan zawyrokował .Holendrzy to się jednak na uprawie cebulowych znają.To tyle dziś.O cebulowych jeszcze będzie,oj będzie.
Witam wszystkich moich Czytelników  i na początek coś dla Działkowców.

poniedziałek, 30 marca 2015

PONIEWAŻ TO JAJECZNY CZAS......................RADZĘ

W czasie gotowania pękają tylko jaja wyjęte z lodówki.Jeżeli maja być gotowane np jutro wyjmij je dziś.Także piana z białek ,ubija się łatwo i szybko jeżeli jaja mają temp.pokojową.

Do przesolonej zupy nadaje się białko jaja.Ścinając się pochłania sól,Po ścięciu  należy je usunąć.Oczywiście ilość białka jest wprost proporcjonalna do nadmiaru soli.

Żółtko jaja,czy to blade,czy pomarańczowe,nie ma nic wspólnego z jakością i smakiem jaja.Świadczy jedynie o rodzaju pokarmu jakim karmione były kury.

Jeżeli po ugotowaniu jaj natychmiast włożymy je do zimnej wody,lepiej będą się obierać ,ze skorupek.Obrane przetrzymuj w lodowce w zamkniętym naczyniu,bo łatwo obsychają.

A jak odróżnić czy   jajo  jest ugotowane  czy nie?To chyba wszyscy wiedzą,że ugotowane po zakręceniu nim  obraca się jak bączek,surowe zaś nie.

Najlepszym sprawdzianem świeżości jaj jest wygląd białka.Świeże jest jędrne i "trzyma' się żółtka,natomiast nieświeże jest płynne.

Gotowane natomiast,świeże jest ,gdy ma małą komorę powietrzną.Już jak się gotuje można poznać.Świeże jaja leżą,nieświeże,"stoją" w wodzie.

Pęknięte  jajo ,można ugotować  i nie wypłynie ze skorupki,jeżeli przed włożeniem do wody owiniesz go folią aluminiową.

I to tyle na dziś Kochani.Muszę zebrać myśli na jutro i nie wiem czy poruszać sprawy działkowe w tym przed świątecznym czasie/...........chyba jednak tak i jeszcze winna jestem "Jak to onegdaj bywało?'
PORÓWNANIE.
===============
A u mojej koleżanki,co rodzinę ma w komplecie,już od rana połajanki:Kto tak długo w toalecie?
A ja w wannie sobie leżę,pełny relaks,palę świece.
Nikt złowieszczo mi nie wróży,że od świecy pożar wzniecę.

A syn mojej koleżanki lubi muzyki słuchanie,
krótkie noce ,trudne ranki i z bólem głowy wstawanie.
Ja wieczorem na spacerze choć z godzinkę z moim psem,
po powrocie  drink maleńki i zasypiam twardym snem.

A mąż mojej koleżanki,często sypia na kanapie,
gdy wieczorem piwka więcej ,wówczas bardzo mocno chrapie.
U mnie cisza ,spokój błogi,słychać jak zegarek tyka,
nic relaksu nie zakłóca,w radiu cichutka muzyka.

Czytam co chcę,oraz kiedy,nikt nie sprawdza moich lektur,
aby potem wydać werdykt o mym braku intelektu.
Czasem tylko mnie nachodzą smutne myśli,przyznam szczerze,
kiedy widzę jak rodzina na niedzielnym jest spacerze.



A za moment jeszcze trochę porad praktycznych.Ktoś mi powiedział:"Ty się w tym lubujesz".Być może.
Zanim przejdę do spraw istotnych,pozwólcie na pewną rymowaną refleksje związaną ze Świętami Wielkiejnocy.Myślę,ze pogoda nie będzie taka okrutna i pozwoli na wiosenny spacer rodzinom.

niedziela, 29 marca 2015

I jeszcze tylko odrobina,dosłownie,odrobina porad praktycznych.

Ani natki pietruszki,ani zielonego koperku,ani żadnych świeżych ziół nie siekaj na suchej deseczce ,bo to co najbardziej aromatyczne w nią wsiąknie.Deseczkę przed siekaniem pomocz.

Natkę pietruszki myj tylko w ciepłej wodzie,bo w zimnej, co może okazać się dziwne traci smak i aromat.

A ,zapomniana zwiędnięta natka "ożyje",gdy zostanie na moment włożona do ciepłej wody.

Nie chcesz mieć problemów z" wyławianiem" z potraw ziela angielskiego,ziaren pieprzu,liścia laurowego,spraw sobie nową zaparzaczkę do herbaty w kształcie kulki.Odczep od niej łańcuszek . .Włóż przyprawy ,zamknij ,wrzuć do potrawy.A teraz niech się gotuje i gotuje.Wyłowienie to już nie problem.

Ciasto na kluski kładzione,lub leniwe pierogi ,będą miały luźną  konsystencję ,jeżeli zamiast zwykłej ,dodasz wody gazowanej.

Pieprz mielony w pieprzniczce czasem zatyka dziurki.Jeżeli włożysz  do niego kilka ziaren całego pieprzu  zapobiegniesz temu.

Jutro c.d porad i nie tylko.Zatem do jutra. ciotkamalinka
Jak już wspomniałam  wczoraj ,czasem na moim osiedlu spotykam osoby czytające bloga i dyskutujemy  o jego treści .I właśnie wczoraj Pani Basia z panem Markiem podzielili  się taką oto informacją."Nasza babcia przyrządzała śledzie tak":Tyle ile śledzi,tyle średnich marchwi.Za czasów babci śledzie należało oczyścić i wymoczyć.Potem pokroić na małe kawałeczki.Marchew obrać  pokroić w niewielkie słupki i w dość dużej ilości masła prużyć aż do miękkości.Mieszać by się nie przypaliła.Ostudzić.W słoju przekładać warstwę marchwi,warstwę śledzi.Na koniec wszystko winno być pokryte masłem z prużenia marchwi.

Ubolewam, że nie zdążę tego wypróbować jeszcze przed Świętami Wielkiejnocy.Podobno najlepsze są te śledzie podane po kilku dniach .
Pozdrawiam p.Basię i p.Marka.

I jeszcze tylko............
A jak to onegdaj bywało? W okresie Wielkiego Tygodnia chodziliśmy całą rodziną częściej do kościoła jak zwykle oczywiście po południu bo rodzice pracowali.Jeżeli okres ten był już ciepły i prawdziwie wiosenny ubierano mnie w krakowski strój.A skąd on po wojnie znalazł się w moim domu?.Otóż jedna z koleżanek mamy w pracy taki miała ,ale z niego wyrosła,bo przecież przez lata wojny się w niego nie ubierała.W tych czasach szaro-burych i siermiężnych było to coś tak uroczego i nie spotykanego,że idąc w nim czułam się jak królowa.Te kolorowe wstążki  i haftowany koralikami serdaczek i kolorowa spódniczka i nawet takie rude brzydactwo jak ja wydawało się w tym stroju nieco ładniejsze.A w kuchni? Ileż to razy mama piekła i smażyła i gotowała w nocy.A potem krótki sen i szybki prysznic i szła do pracy.Na mnie tylko czekało zmywanie naczyń.Nie lubiłam tego,ale często było co wylizywać.Miałam czas,bo w Wielkim Tygodniu nie chodziło się już do szkoły.W odróżnieniu od Świąt Bożego Narodzenia,na Wielkanoc tylko bywała szynka z kością,taka duża ,krucha i pachnąca.Częściej gościła kulka cielęca.Kulka cielęca to tylna noga cielęcia.Była nacierana solą i różnymi przyprawami przez kilka dni,a na koniec moczona w zsiadłym mleku by skruszała.Piekła się w piekarniku , oj piekła ,bo jeżeli ważyła 5 kg ,to piekła się 2,5 godz.Była wyśmienita,ale brytfanna do mycia trudna, bo ciężka."Taka musi być" informowała mam,by mięso się rumieniło stopniowo.Wynosiłam zatem ją na podwórko i wyniki tego stopniowego rumienienia szorowałam tartą cegłą ,bo niczego innego do szorowania wówczas nie było.Moim przysmakiem jednak ,spotykanym w  domu tylko na Wielkanoc były nadziewane szyje Konkretnie skórki z szyi drobiowych.Czasem były to szyje kurze,czasem indycze,a czasem gęsie.Do nadzienia smażono drobno posiekaną wątróbkę,w dużej ilości masła ,dodawano namoczoną i odciśniętą słodką chałkę sól pieprz ,gałkę muszkatołową  i posiekaną natkę pietruszki.Dokładnie mieszano i nadziewano tym skórki z szyi. Wszystko zaszywano z obu stron.Szyja ,lub szyje piekły się razem z drobiem.Razem też stygły.Potem krojono w plastry.Ależ to była pycha.I co dalej?.........o tym jutro.

A dziś jeszcze,pewien sposób przyrządzenia śledzi .
Witam moich Czytelników i jak łatwo zauważyć wg.starego czasu.Oj  ! coś ten nowy mi nie leży.
Za moment cd...."Jak to onegdaj bywało?,ale przed tym takie oto wspomnienie z ,bardzo dawnych wakacji.W pewnym małym miasteczku mamie siejącej w ogródku nasiona towarzyszył kilkuletni syn.Interesował się ta pracą i też razem z mamą sprawdzał,czy już kiełkuje to co posiane.Kiedyś urodziło się nieżywe prosie w tym gospodarstwie.Mama ,której towarzyszył  jak zwykle syn Jasiu zakopała prosie Po jakimś czasie Jasiu chodził w to miejsce.Mama zapytała "co tam szukasz"? A Jasiu " bo ta świnka,nie kiełkuje i nie kiełkuje".To co napisałam jest autentyczne ,a napisałam na okoliczność  zbliżających się siewów.