sobota, 6 grudnia 2014

Aby skończyć te śledziowe przepisy obiecany dziś śledź jeszcze inaczej a mianowicie będzie to bardzo elegancko podany ŚLEDŹ KORZENNY W KUBECZKU.6 połówek korzennego śledzia,,duża garść suszonych pomidorów,dwie średnie cebule,6 papryk jak najmniejszych.Papryki jeszcze są i można je kupić [nie drogo] teraz i przechować w szufladzie lodówki.Papryki przekrajać tak by uzyskać całą część górną [jakby kapelusik],oczyścić z nasion.Śledzie  i pomidory pokroić w paseczki,cebule w drobną kosteczkę.Wszystko wymieszać dodać 2 łyżki oleju[ewentualnie] i nałożyć do papryki jakby do kubeczków.Przykryć " kapelusikiem" i pod folią spożywczą przechować w lodowce przez trzy dni.Podawać na listkach sałaty..............oj mniam mniam .........to jest pyszne,ale musi postać by składniki przeszły sobą wzajemnie.Aha...... śledzia nie moczymy.
To jeszcze tylko o śledziach nieodzownej potrawie Świątecznej.NA RAZIE MARYNOWANY .Ale nie ,nie ,nie ten kupny.gotowy.Sami zrobimy lepszy.Kupujemy kilka  8,10 filetów,ala matyjas ,grubych dużych i jędrnych Moczymy je około 4 godzin i przygotowujemy marynatę tj 4 szklanki wody poł szklanki octu 4 łyżki cukru i zagotowujemy z różnymi przyprawami ziele ang.liść laurowy "przetrącone" ziarna pieprzu.Do zimnej ,zdecydowanie zimnej zalewy wkładamy śledzie na co naj mniej 5 dni.Po tym czasie wyjmujemy ,kroimy w paseczki i dodajemy dużo cebuli pokrojonej w kostkę.Najlepiej by była to cebula cukrowa,to ta podłużna wrzecionowatego kształtu i wlewamy oleju tyle by się śledzie nim pokryły.Przetrzymujemy w chłodnym miejscu przez tydzień i niech to miejsce nie będzie znane domownikom .............bo.......a co ja będę pisać dla czego bo.

To tyle na teraz ,ale przepis na nie spotykane dotychczas śledzie mam oj mam.
A dzieje się lub,będzie się działo w kuchni.WITAM WSPÓŁSIOSTRY I WSPÓŁBRACI W TYM SAMYM KŁOPOCIE.................WITAM ODCHUDZAJĄCYCH SIĘ i właściwie powinnam powitać tych wszystkich którzy lubią lekkie jedzenie.To co podaje najpierw wypróbowuje na sobie.Dziś będzie to kapuśniak z kiszonej kapusty.Oddzielnie gotuję około 30,40,dkg kapusty,bez płukania i oddzielnie dużą porcję włoszczyzny i 4 duże ziemniaki i liść laurowy i ziele angielskie i sól oczywiście [niewiele].Ziemniaki kroję drobno,bo stwarza to wrażenie że jest ich więcej i że więcej zjadłam i że jestem najedzona,.................a co nie...........przecież było" tyle" ziemniaków.Po ugotowaniu mieszam z kapustą,ale stopniowo,by nie przekwasić i...........teraz......użyję sobie  i dodam około 20 dkg.kiełbasy drobiowej, bardzo chudej np z fileta.Jest smaczna i pachnie wędzonką a kalorii w niej bardzo minimalnie.Pokrojona w cienkie plasterki i zagotowana z kapuśniakiem nadaje mu zapach i smak.ZUPEŁNIE JAK BY BYŁ PRAWDZIWY NAJPRAWDZIWSZY.Oczywiście ilości jakie podałam............nie na jeden raz .Sprawdziłam na sobie ...........nie tuczy.
"A na działkach nic się nie dzieje" i oby tak dalej się nie działo.Już nasze  odwiedziny sporadyczne,ot tylko tak by sprawdzić bo............"pańskie oko konia tuczy".Tylko przypadkiem proszę nie okrywać zagonka z posadzonym czosnkiem [ząbkami czosnku],bo okrycie będzie utrzymywało wodę ,co dla czosnku jest ,ujmując to bardzo oględnie NIE WSKAZANE.W większej wilgoci będą namnażały się najprzeróżniejsze choroby grzybowe.Pozwolę sobie ich nie wymieniać.Chyba we wrześniu uczulał Państwa  i sugerowałam uprawę na podwyższonym zagonie,a to właśnie z tej przyczyny by woda spływała na ścieżki.  Natomiast nic dotychczas nie wspominałam o bardzo ozdobnej trawie Pompasowej,która to okrycia właśnie wymaga.Do innych roślin i ich przezimowania ustosunkowałam się we wcześniejszych postach,no może tylko przegapiłam klematisy tj powojniki,które lekkiego okrycia wymagają i lawenda.
NO,TAK DRODZY MOI CZYTELNICY ,tak sobie myślę,że chyba wrócę do pracy to będę miała więcej czasu.Tylko kto przyjmie 75 latkę.Ojej.....! za trzy tygodnie  już 76 latka.Bo też trzeba było się urodzić akurat 1 stycznia?Chyba dziś będę miała ""dwa podejścia "" Jedno teraz a drugie [być może] po południu,tak,chyba tak.Za dużo nagromadziło się informacji.Ot choćby zaraz dla Działkowców.

piątek, 5 grudnia 2014

A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO? Onegdaj o tej porze przeważnie już był śnieg i mróz i chodziło się na sanki.Ubranie to ciepłe,barchanowe,granatowe spodnie i bluza zwane ,nie wiem czemu pumpy .No proszę nawet komputer się nie buntuje bo zaakceptował te nazwę.A pod spodem majtki na klapę..........oj nie będę tego opisywała ,ale tylko nadmienię że ze stringami nie miały nić wspólnego.Z takiej zimowej zabawy wracało się mokrym bo oczywiście raz na sankach,a raz bez sanek zjeżdżało się.Pumpy potem wisiały przy pokojowym piecu i suszyły się do następnego dnia A piec......? to zimą najukochańszy mebel w domu.Bardzo lubiłam siadać i patrzeć jak spadają iskry do popielnika.{Pewna młoda osoba zapytała mnie  niedawno.............a co to jest popielnik?}A jak już dużo popiołu się zebrało i w piecu się paliło to po umyciu wkładało się do popiołu ziemniaki.Po godzinie były upieczone.Bardzo,bardzo lubiłam te chwile  z ogniem.W moim pokoju piec był brązowy i po środku miał małą wnękę zamykaną na drzwiczki.W białym piecu w innym pokoju tego nie było.O jakże byłam z tego powodu szczęśliwa,bo ojciec mój,pół Rosjanin lubił ciepło i w tej wnęce trzymał herbatę by cały czas była ciepła.Stał oparty o piec i się grzał i popijał herbatę.Stąd ,miałam go często dla siebie.Mama wyśmiewała się z niego mówiąc " Tobie to najlepiej byłoby na pieczku [rusycyzm] na kożuchu,"czemu ojciec nie zaprzeczał,bo w ogóle nie miał zwyczaju zaprzeczać,czasem tylko nadmieniał że"od mrozu wyginęło pół armii Napoleońskiej i że nie zna przykładu by ciepło komuś zaszkodziło.To też był czas robienia cacuszek na choinkę z bibuły i kolorowego papieru i słomy i kilometrowych łańcuchów,ale na choinkę jeszcze czas .Kupowało sie ją w ostatniej prawie chwili na składzie opałowym.Oczywiście  tylko świerk.Jodły choć ładniejsze nie były w modzie bo nie pachniały w domu.Teraz młodzi nie maja pojęcia jak  bardzo może pachnieć choinka gdy z zimna trafia do ciepłego pokoju............bardzo pachnie ŚWIERK,OCZYWIŚCIE ŚWIERK.Ale na opowieść o samej choince jeszcze czas,bo o tej porze myślano czy gdzieś do sklepów nie "rzucono" już cytryn ,lub pomarańczy,oczywiście Kubańskich ,bo to nie kapitalistyczne cytrusy były.Za to były wzbogacone w szkodnika o nazwie Rybik Cukrowy,którego czasem spotykamy w wilgotnych miejscach w domu pod postacią maleńkich srebrnych żmijek .Tak tak,to od tej pory je mamy i przy okazji DRODZY DZIAŁKOWCY ! to właśnie nazywa się "zawlekaniem"szkodników ,lub chorób,o czym czasem piszę.Pomarańcze z innych rejonów nie miały tego szkodnika.
To tyle na dziś ,przypominam o pytaniach do mnie.
DRODZY MOI CZYTELNICY,JEŻELI PRAGNIECIE WIĘCEJ PRZEPISÓW PROSZĘ "KLIKNIJCIE" NA KOŃCU STRONY "STARSZE POSTY" a ZAPRASZAM TEŻ DO ZADAWANIA MI PYTAŃ NA MÓJ ADRES  e-majl: ciotkamalinka@gmail.com. Będę bardzo wdzięczna.
NIE ,NIE JESZCZE NIE KOŃCZĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
A teraz coś na Świąteczny deser dla dzieci.Może goście przyjdą też z dziećmi i na tę okoliczność podaję przepis na ich kilkoro::::::::...............no..........dorośli też mogą to zjeść.Dzieci informujemy,że są to ciepłe lody............dla maluchów słowo lody ,to słowo magiczne.Każdy deser powinien być słodki ,ale nie mdły stąd podaję taką kompozycję: pół litra mleka 4 owoce kiwi 3 banany,garść rodzynek [sparzonych] kawałek laski wanilii 2 łyżki [nie czubate ]cukru.Owoce obrać,pokroić w małe kawałeczki,wymieszać z rodzynkami i zalać ostudzonym mlekiem,które wcześniej było zagotowane z cukrem i kawałkiem laski wanilii ,lub z cukrem waniliowym.Proszę zrobić próbę generalna przed Świętami.Może zwiększycie ilość kiwi,może bananów,może cukru.Każdy wg własnych upodobań.Pewna osoba przed podaniem posypała deser czekoladą ,ale ja wolę bez.Lubię dominację wanilii,bo przypomina smak lodów.
KUCHNIA NA SŁODKO!    Czy będą pieczone u Państwa makowce .............tak, to mam pewną radę .Kiedy na ciasto nakładamy już przygotowaną masę makową dajmy na samym początku zwijania wałek grubości kciuka lub grubszy masy marcepanowej.Po zwinięciu bedzie w samym środku.A masę robi się tak:30 dkg,orzechów włoskich zmielonych wymieszać 30 dkg cukru pudru,3 białkami od jaj i zapachem migdałowym.Ma bardzo plastyczna konsystencję.Zrobienie z tego wałka to pikuś.Zobaczycie,że tegoroczny makowiec ma .............oj........ma wzięcie.

czwartek, 4 grudnia 2014

 już na zakończenie.WIECIE CO  KOCHANI? nigdy więcej nie będę mówiła na coś smacznego ..........cymes......bo to tłumaczone z Hebrajskiego znaczy ...........tłuszcz z baraniego ogona..........brrrrrrrrrrrrrrrrrrr dodawany jest do CIAST WŁAŚNIE na bliskim wschodzie.
Pewna Barbara poprosiła mnie wczoraj jak przyjąć gości z pracy, bo ona leży chora,by się nie rozsiadywali. bo nie ma siły na długie wizyty .I właśnie  otrzymałam podziękowanie  A poleciłam jej Dżin z Tonikiem,kostką lodu i plasterkiem cytryny ,a na zakąskę solone krakersy posmarowane  serem pleśniowym z oliwką po środku oraz orzeszki ziemne.Zdało egzamin.ale ja wszystkim Barbarom życzę zdrowia.
Gwarantowany przepis :1 kg.maki  10 dkg drożdży,20 dkg masła,,trochę więcej jak pół szklanki cukru 3 jaja, półtorej szklanki mleka.
Drożdże i cukier wymieszać w letnim mleku.Pozostawić w cieple na pół godziny.Po tym czasie wszystko dokładnie wymieszać z mąką PRZYPOMINAM sypaną z sita i wyrabiać,wyrabiać.Jak kiedyś pisałam najwygodniej drożdżowe robi mi się w komorze zlewozmywaka ,wyszorowanej,wymytej,wyparzonej i zatkanej korkiem wcześniej wygotowanym.Niejednokrotnie trzeba dosypać mąki lub dolać mleka.W czasie wyrabiania dodaje się roztopione ,tylko letnie masło.Jak ciasto będzie od ręki "odstawać"znaczy ma dość.Przekłada sie do formy  i pozostawia do wyrośnięcia w  ciepłym miejscu na pół godz.przykryte ściereczką.Piecze nieco ponad 40 min [do zrumienienia] w najpierw  średni nagrzanym piekarniku,pod koniec do 200 st.Jeżeli zrumienione i upieczone można wyjąć i pozostawić w cieple w formach,aż wystygnie.Właściwie to nie ma się co nie udać przy pieczeniu drożdżowego,może być mało pulchne gdy dodano za dużo cukru.Przestrzegam przed wykonywaniem tego ciasta robotem.Drożże to pieszczoszki i potrzebują ludzkiej ciepłej ręki...............no niestety.
A Z DROŻDŻOWYM TO JEST TAK
Problemy jak mi przedstawiono są dwa :"by biszkopt nie miał zakalca a drożdżowe było takie jak piekła babcia.A ze ja jestem babcia to mam prawo powiedzieć, mnie oba ciasta się udają.Owszem podam przepisy,ale najpierw uwagi ogólne: Otóż MĄKA MA BYĆ  CIEPŁA!!!!!!!!!!!!! TO ZNACZY,że przez kilka godzin w jakimś naczyniu winna wygrzewać sie na kaloryferze,aby" odżyć" po magazynowaniu i tu i tam i nabrać właściwej puszystości.Co jeszcze dotyczy maki to to,że nigdu do ciasta nie sypiemy jej bezpośrednio,tylko przez sito......TYLKO TAK.........Jaja powinny być wyjęte z lodówki  i mieć temp. pokojową.Ze nie wspomnę,że MUSZĄ być świeże,co w przypadku biszkoptu jest niezmiernie ważne Mleko ,podgrzane nieco a w nim rozpuszczony culier i dodane drożdże,NIE INACZEJ.[to dotyczy drożdżowego

A TERAZ PIECZENIE............BISZKOPT.
takie składniki:6 jaj pół szklanki cukru,pół łyżeczki proszku do pieczenia.
Najpierw ubijamy pianę z białek  NA SZTYWNO dodajemy STOPNIOWO mąkę,żółtka i cukier i bardzo ostrożnie mieszając "od spodu" na końcu proszek do pieczenia.W tym czasie piekarnik już się nagrzewa.Nigdy biszkoptowego ciasta nie wstawia się do zimnego piekarnika.W temp około 200 st,pieczemy około pół godziny.Sprawdzamy patyczkiem,jak suchy wyłączamy piekarnik i uchylamy drzwiczki i pozostawiamy go jeszcze pół godziny.Gwarantuję sukces Najczęstszą  przyczyną nieudanego biszkopta jest zbyt wczesne wyjęcie go  z piekarnika ,nieostrożne  mieszanie  składników z pianą lub nieświeże jaja
A teraz kochani 20 minut przerwy i wracam z drożdżowym
Jestem i na wstępie pozdrawiam Pana Piotra męża  Pani Madzi i pracowników szpitala MSW w Łodzi a szczególnie panią szatniarkę i rejestratorki medyczne ,zmarzniete od rozsuwanych drzwi .I nie wiem od czego zacząć,ale chyba od ciast bo obiecałam ,a czas nagli .Święta przyczaiły się za drzwiami i tylko patrzą "jakby się wślizgnąć."

środa, 3 grudnia 2014

Te dowcipy usłyszałam od Juliana Tuwima,którego miałam zaszczyt poznać po powrocie z zagranicy i bardzo jestem z tego dumna.
Mosiek ma ogromny kłopot ,bo jego narzeczona jest w 9-tym m-cu ciąży ,a on ją zna tylko 3 -m-ce.I dzie zatem z tym kłopotem do Rebego ,a on mu tłumaczy" znasz ją 3 -ce tak,a ona ciebie też zna 3 m-ce  a razem znacie się trzy,"Policz 3 i 3 i 3 to przecież 9.Uradowany mosiek wrócił do domu .

Icek musi podróżować jutro ,a jutro jest szabat ,czyli sobota,a Żydzi w sobotę nić robić nie powinni idzie zatem do Rebego z problemem a ten tłumaczy mu tak."Zaprzęgaj bryczkę i jedż,ten dukt którym będziesz jechał jest w piątek a tylko po bokach sobota.

Teraz  jużdo jutra ,na pewno przypomnę sobie jeszcze jakieś dowcipy,ale jutro też nieco póżniej choć mam nadzieje ,że nie tak póżno jak dziś.
Zima to najgorszy okres dla roślin parapetowych.Cierpią od przeciągów,od nagłej zmiany temp w pomieszczeniu,od krótkiego dnia i od [najczęściej] nadmiaru wody Np.paprotki zrzucają liscie ,z dwóch powodów,własnie od przeciągów i suchego powietrza [kaloryfery].Możemy temu zapobiec spryskując je , ale już nie należy tego robić na figowcach i fikusach,.Szczególnie na fikusie sprężystym.To ten o dużych liściach niesprzyjający człowiekowi    -   podobno .ale chyba jest to prawda bo znam osobę posiadającą tę roślinę i jest bardzo nerwowa.Fikusy Beniemina i Binendijki można spryskiwać bo mają male i delikatne liście.Wszystkie duże i skórzaste   należy tylko zmywać mokrą ściereczką.Generalnie  rośliny które mają pień np jukka lub dracena nie wymagają w zimie częstego podlewania bo mają gdzie wodę magazynować.Nadmiar wody jukki pokazują  nam brązowieniem końców lisci.Zresztą ,wiele roślin tzw "przelanych" tak wygląda.Małe Fikusiki Beniaminki cierpią najbardziej w zimie z powodu braku światła,ale na to nic nie poradzimy.Różne Sekulenty zwane czasem błędnie kaktusami też nie znoszą nadmiaru wody.Maja przecież bardzo mięsistą  budowę.A tak w ogóle lepiej jak nasze doniczkowe w zimie mają za sucho jak za mokro.A CZY KWITNIE U PAŃSTWA GRUDNIK  [SZLUMBERGERA UCIĘTA] BO U MNIE WŁAŚNIE ZACZĄŁ.Ma przepiękne kwiatki w kolorze bzu i wnosi trochę wiosny jesienią.Podlewam go nawozem do roslin kwitnących bo wyjątkowo on tego teraz potrzebuje.I jeszcze tylko dla rozweselenia ..........................ale to za moment
Tak to wygląda jak  sie korzysta z "państwowej służby zdrowia " - to dzień z głowy.I nie mam pretensji ani do lekarza ,ani pielęgniarki bo oni też maja za swoje,tylko do organizacji.Wróciłam głodna ",a Polak jak głodny to zły a jak się naje to ino by ligoł " wiec zjadłam  małą kanapkę i jestem ale dziś tylko rozprawie się z doniczkowymi bo jest "burza na  parapecie".

wtorek, 2 grudnia 2014

A  teraz przepraszam Wszystkich moich Czytelników,że tylko tyle na dziś.Obiecuję odrobić zaległości.
Drugie pytanie? czy na zimę szklarnia na działce ma być otwarta czy zamknięta? Zdecydowanie otwarta.Przemarzana intensywnie gleba to pozytywne zjawisko a ponad to w okresach odwilży i parowania i osadzanie sie pary na szybach będą rosły glony.Wiosną trudne do zmycia.
Co poza roślinami ozdobnymi ,może teraz rosnąc na parapecie okiennym?No cóż pora to bardzo nie sprzyjająca jakimkolwiek uprawom ,a to ze względu na krótki dzień,ale można próbować PĘDZIĆ NP: PIETRUSZKĘ SELER I CEBULĘ Takie rośnięcie  pietruszki i selera na natkę i cebuli na szczypior nazywa się pędzeniem .Należy przygotować odpowiedniej głębokości naczynie[może być obcięta butelka po mleku lub kefirze,bo nie przezroczysta] do której sypie się tyle piasku by schował się w nim korzeń.Do jednej butelki czasem mieszczą się trzy Piasek winien być tylko wilgotny a na parapecie widno i ciepło.Nie bez znaczenia jest też pędzenie selera.Jego aromatyczne liście i soczyste ogonki wzbogacą każdą surówkę,a rosół i jarzynowa będą pachniały  wiosenną włoszczyzną.Można też ,nie pędzić a uprawiać rzeżuchę  .Na dużym talerzu układamy warstwę ligniny,moczymy ją obficie i rozkładamy warstw nasion[gęsto] jedno przy drugim.Przykryć talerz przezroczystą szklaną lub plastikową miską,a to z tej przyczyny,ze rzeżucha jak rośnie ,brzydko pachnie i dla utrzymania wilgotności.Po osiągnięciu kilku cm. wysokości ścina się ją nożyczkami ,ligninę odwraca na "lewą stronę" i powtarza czynność siewu.Tak jak w przypadku pędzenia ,należy używać  mało wody tak do rzeżuchy jej nie żałować.Jest bardzo bogata w witaminy i smaczna .Wyśmienita do wszelkich surówek,bo zaostrza ich smak,a ja dodaje ją do pewnego GOTOWCA [gotowiec to coś do szybkiego posmarowania kanapek]Sporządzam mielone z wędzonego boczku  ALE SUROWEGO i dodaje do niego właśnie rzeżuchę.Zamiast rzeżuchy można też posiać na ligninie nasiona rzodkiewek,ale tu byłabym ostrożna z poleceniem tego,bo nasiona mogą być  " zaprawione" przeciw chorobom  lub szkodnikom.Wszystko co właśnie poleciłam to BOMBY WITAMINOWE.
Jestem nareszcie i odpowiadam na pytania.............

poniedziałek, 1 grudnia 2014

CD .JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO? Na jeszcze inne obiady smażyło się całą górę placków ziemniaczanych i wszyscy jadali je z cukrem a ja z mamą z dodaną do środka posiekaną cebulką.Tuż przed jedzeniem polane kwaśną śmietaną.Często też były zupy owocowe,z łazankami swojej roboty i śmietaną, a także łazanki przełożone surowymi jabłkami pokrojonymi w plasterki i posypane po wierzchu cukrem i cynamonem i polane masłem i zapieczone w piekarniku.I jak widać jest wiele potraw postnych ,nie wspominam o rybach,bo wówczas były drogie i tylko czasem była na obiad zupa rybna,której jednak ani mama ,ani ja nie jadałyśmy.Ojcu i reszcie rodzeństwa smakowała ta zupa z małych kawałków ryb,bez ości i w tym celu przecedzano ją ,wybierając  ości.Dodawana była włoszczyzna ,maleńkie zacierki i śmietana.I było tak dobrze i rodzinnie ,ale na horyzoncie zbierały się chmury,to wybory 1947 r [pierwsze sfałszowane]ale alianci byli spokojni bo przecież Stalin przyrzekł  że będą demokratyczne....................ha,ha,ha.Ale to już nie było ich zmartwienie bo zarówno jak i w Teheranie tak i w Jałcie Stalin dostał nas w prezencie.Przecież aliantom chodziło o likwidację faszyzmu,nie stalinizmu .Churchill  powiedział "...gdyby Hitler napadł piekło,dałbym poręczenie Lucyferowi." 
to tyle na dziś.
I JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO? O tej porze rozpoczynał się post Do samych Świat Bożego Narodzenia,nie jadało się ani mięsa ani wędlin.Ktoś kiedyś powiedział tak........."no to co jedliście?".Wbrew ogólnemu mniemaniu poza mięsem i wędliną jest jeszcze bardzo dużo artykułów  spożywczych.W schowku pod schodami ,bo tam zimno stał bardzo duży garnek kamienny o dwóch uszach,pojemności około  około 20 l..Już na tydzień przed Adwentem ,nie wiem ile ,ale dużo moczyło się śledzi.Były do wyboru matyjasy,uliki i pocztowe .Do marynowania brano właśnie te ostatnie,bo były większe i nieco twardsze.Natomiast do oleju najlepsze były uliki,małe i delikatne.Po wymoczeniu przygotowywano ogromną ilość cebuli pokrojonej w talarki i w kamiennym garnku przekładano warstwę śledzi,warstwę sparzonej [dziś zastanawiam się po co] cebuli Zaznaczam jednak że śledzie były tylko wypatroszone.Zatem w marynacie znalazły się całe ,nawet z głowami.Dopiero na talerzu każdy obierał sobie sam,lub jadł w całości odrzucając tylko głowy.Ocet spowodował,że ości zmiękły.I w ogóle taki miały inny smak jak dzisiejsze.Uwielbiałam wyjadać ,[chyba za całą rodzinę] marynowaną cebulę.To było danie obiadowe: góra śledzi i góra ziemniaków.A po tym "melzupa" by sie nie chciało pić.Melzupę gotuje się tak:na wrzące mleko wsypuje partiami mąkę  [niewiele],i miesza.Robią się gródki.Dodaje też nieco soli.I  była ona też dobra ,tak jak śledzie,a może lepsza .Na inny obiad były usmażone placuszki serowe...............oj pychota.A robiło się je tak: 2 szklanki mąki,2  szklanki gotowanych ziemniaków i 2 szklanki dobrego twarogowego sera 2 jajka.Wszystko należało zarobic [wymieszać] i nakładać na  gorący tłuszcz nieduże placuszki.Smażyć na rumiano po obu stronach.Poszczególne partie układać na półmisku i wstawić do tylko letniego piekarnika.Każdą warstwę posypując cukrem pudrem Gdy wszystkie usmażone podawać z jakimś kompotem na gorąco.Kompotu naszykować sporo,bo placuszki lubią pić. Ja na swoim gospodarstwie zmodyfikowałam nieco to danie,dodając do ciasta  proszku do pieczenia 1 łyżeczkę,a do cukru pudru cukier  waniliowy,czasem też do środka rodzynki. cdn.
Dziś nieco pózniej tu jestem i być może tak też będzie do piątku.

niedziela, 30 listopada 2014

Onegdaj bywało też tak:W tym czasie na podwórku mojego domu,gdy nie było śniegu [czasem tak się zdarzało] życie wrzało jak latem.Mężczyżni  wykonywali ostatnie prace w komórkach,jeszcze rąbali drewno i segregowali,to jest smolne to na podpałkę a tamto do póżniejszego dołożenia,Niektórzy mieli duże skrzynie w kuchniach to  nosili tam węgiel.Często kilkanaście wiader.Te skrzynie były ładnie pomalowane na biało i służyły też za siedzisko przy piecu,jak przychodziło się zmarzniętym do domu. W ogóle lubili spotkać się na podwórku,zapalić papieroska i ponarzekać "oj idzie ,idzie zima"Podwórko .żyło.Myślę,że to jakiś zamiennik, to co teraz panowie robią ,a mianowicie pilot i browar.Przecież coś trzeba robić.................Kochani proszę o wybaczenie tej złośliwości.Nie będziecie przecież tego pamiętać 75 letniej babci.? W tym czasie także tarło się już chrzan.W sprzedaży był tylko w korzeniach,nie w słoiczkach.Było to tak:Najpierw moczyło się korzenie w wodzie i trzymało w chłodnym miejscu przez tydzień Wiadomo,że tarty chrzan szczypie w oczy.No - zupełnie tej dolegliwości nie odczuwa się wykonując tę pracę na dworze.Stała koło pralni beczka,odwrócona do góry dnem.Nie wiem czyja? Na niej bardzo dobrze tę pracę się wykonywało.Po utarciu  chrzan sparzano zakwaszonym wrzątkiem.Musiał być sparzony by pozbyć sie goryczki.Najczęściej robił to ojciec lub mama a ojciec zajmował się nalewką na wiśniach,która była w schowku pod schodami.Zlana do butelek,ale wiśnie pozostały.Pamiętam jak jednego roku dobraliśmy się z bratem do tych wiśni.Zajęci  chrzanem i nalewką rodzice nie zwrócili uwagi na niebezpiecznie zalegającą cisze.A my z bratem zjedliśmy wiśni tyle ile daliśmy rady ,a potem w tym schowku zasnęliśmy.Co było potem nie wiem,bo obudziłam się domu następnego dnia,a całą awanturę wziął na siebie mój brat bo starszy Bolało mnie wszystko ,z głową włącznie i przyrzekłam  ,że żadnego alkoholu nie wezmę do ust..............ale tak pięknie się łamie przyrzeczenia
A chrzan stał i czekał aby zjeść go z szynką,taką co to miała kość w środku i tłuszczyk na brzegach,
no i była wyśmienita .Chrzan był podawany  z buraczkami i dosładzany miodem.Ten mógł stać dłużej a na same Święta był podawany żółty bo z żółtkami jaj na twardo przetartymi przez sitko i miodem  Na szklankę chrzanu 3 żółtka i 1 łyżka [lub więcej]miodu.

A jak jadano w okresie przedświątecznym o ty jutro.
I już ,jak to onegdaj bywało?
A TERAZ MOJA INTERWENCJA!!!!!!!!!!!! Kochani.......... ,wczoraj będąc w aptece,dowiedziałam się ,że zabrakło witaminy  C.No cóż jak przeziębienie nas męczy  [a teraz  ma prawo ] to witamina ta jest nieodzowna.A to co się wydarzyło?  bo katar,bo kaszel i co najgorsze ,podwyższona temp. to oczywiście w wyniku przemęczenia,przechłodzenia i"złapania wirusa",ale też w wyniku małej odporności bo zabrakło witaminy C w naszym organiżmie.A powszechnie wiadomo,że najlepiej przyswaja się  podawana w warzywach i owocach.Lepiej jak w pigułce,bo ona szybko [właściwie jej nadmiar] jest wydalana z moczem.

A MOJA INTERWENCJA TO ...... SURÓWKI,SURÓWKI  SURÓWKI.!!!!!!!!!!!

np.bardzo bardzo bogaty w witaminę,nazwijmy ją odpornościową,:taki zestaw Pokrojona w paseczki,czerwona papryka[jeszcze jest i nie droga] i tyle samo lub nieco mniej cebuli,pokrojonej w piórka ,potraktować jakąś ostrą przyprawą do mięs  lub kurczaka [tak ,tak ,do tego też można jej użyć] posłodzić[koniecznie] dodać oliwy lub oleju.Dodawać do kanapek śniadaniowych,obiadu i kolacji,,ąż nam się znudzi i zrobimy nowy zestaw: 3 garście odciśniętej kiszonej kapusty 2 pory pokrojone w talarki [zestaw bardzo witaminowy] i 2 łyżki namoczonych wcześniej rodzynków, 1 łyżkę cukru  i oleju do smaku,a jak i to się nam znudzi to dla OSŁODY  pół kg mrożonych truskawek lub czarnej porzeczki i  po sporządzeniu kisielu lub galaretki wkładamy owoce.
Cebula najlepsza jest cukrowa ,a z porów bierzemy tylko część białą
Ratujmy sie bo ten czas,jest najgorszy,  styczniu już będzie lepiej.
A zatem ,co z tym szczypiorem.Na wstępie wyjaśniam,że chodzi o szczypior z siewu,nie z  cebuli posadzonej w piasku,[to drugie nazywa się pędzeniem]Osoba która posiała szczypior [polecaną przeze mnie odmianę czosnkowego] zrobiła wszystko prawidłowo.W sierpniu można wysiewać szczypior i dokąd stał na balkonie wszystko było ok.Przeniesiony do pomieszczenia zachorował biedaczysko na mączniaka właściwego [jest jeszcze mączniak rzekomy].Mączniak właściwy ,charakteryzuje się tym,że pokrywa zielone części  rośliny mączystym nalotem.Chcąc ratować go zmywano szczypior wodą co było oczywistym błędem ,bo mączniak jest chorobą grzybową i wodę potrzebuje do intensywnego rozwoju.Ta przypadłość nie ma miejsca na szczypiorze z pędzonej cebuli,bo w stosunku do szczypioru z siewu jest znacznie silniejsza.Może zatem w zimie pozyskiwać lepiej szczypior tą metodą ,a wysiany w pojemniku pozostawić na balkonie do wiosny,okrywając doniczkę folią pęcherzykową ,lub gazetami .Już pod koniec marca wznowi wegetację.Mam taki i właśnie odmianę   czosnkowy.Jest lekko słodkawa i pachnie czosnkiem,ale niewiele.
Witam wszystkich moich Czytelników w pierwszy dzień Adwentu.Czas radości ,bo oczekiwania na przyjście Mesjasza.Ja też czekam.Na razie jestem w podróży i mam nadzieja na mały przystanek za cztery tygodnie.
TERAZ ODPOWIADAM NA PYTANIE ,CO STAŁO SIĘ ZE SZCZYPIOREM POSIANYM W POJEMNIKU W SIERPNIU I PRZENIESIONYM DO DOMU?