sobota, 22 sierpnia 2015

Podaję małą porcję,...............na próbę. 1 kg małych,jędrnych,świeżych ogórków 3 większe  papryki,2 średnie cebule, 4 łyżki musztardy 1 łyżeczka soli 4 łyżki cukru 7,lub 8 łyżek  oleju.Warzywa myjemy .Ogórków nie obieramy ze skórki .Paprykę pozbawiamy gniazd nasiennych.Cebulę obieramy i teraz wszystko kroimy w kostkę lub paseczki.Ja wolę paseczki,ale winny być cienkie.Należy wszystko wymieszać posolić posłodzić i postawić na dwie godziny .Po tym czasie dodać olej i musztardę,której może być mniej lub więcej w zależności od upodobania.Jeżeli robimy to do obiadu,to powstały sok przed dodaniem oleju  należy,nieco odlać,ale jeżeli na zimę to po napełnieniu słoików podolewać do nich i pasteryzować około 15 minut. A dalej jak zwykle ,ustawić do góry dnem by lepiej się zamknęły.W zimie jak znalazł a i do obiadu też smaczne i proponuję taką sałatkę podać na kolację do wędliny,a już do kiełbasy z grilla........................no co tak,spróbujcie   sami.
A ta sałatka ogórkowa ,może być na teraz i na zimę, po spasteryzowaniu oczywiście.
O ogórkach jeszcze ich przetwarzanie na teraz i na zimę.
O kiszeniu pisałam we wcześniejszych blogach,może zatem tylko przypomnę,że ważna jest woda w której są kiszone.Z pewnością będzie" bezpieczniej" dla ogórków jak będzie to mineralna niegazowana.Ja mam swoją ulubioną i sprawdzoną ,ale nie będę pisała nazwy,bo może nie powinnam robić reklamy.Podpowiem tylko,że to wyśmienita górska.No i wyszło w tym momencie jak w dowcipie o czterech brydżystach ............." nie powiem kto,patry w karty,ale jak huknę w ten łysy łeb"...........Ważna też jest ilość soli  1 łyżka na 1 litr wody.I to byłoby to co jest najistotniejsze ,a kto pragnie poszerzonej porady,to odsyłam go do wcześniejszego posta.I przepraszam za to odsyłanie,ale myślę,że dość często się powtarzam,co z kolei może zanudzać tych co systematycznie mnie czytają.No  -  dość tego.A czy próbowaliście  kiedyś  tak zakisić ogórki?Podaję bardzo dokładnie dla tych z Państwa,którzy zdecydują się i zrobią to pierwszy raz.1 kg ogórków 5 większych ząbków czosnku i duży pęczek kopru,ale nie tego z "parasolkami' ,a tego jeszcze zielonego i 1 niepełna łyżka soli.Wszystko umyć.Ogórki poszatkować na cienkie plastry czosnek po obraniu ze skórki drobniutko poszatkować ,lub przecisnąć przez praskę.Bardzo drobno posiekać koperek,ale tylko te delikatne piórka ,grubszych łodyg ,nie.Wszystko wymieszać dodać soli i pozostawić na 2 godziny.Po tym czasie nakładać do słoiczków,takich na jeden raz i  uzupełnić powstałym od soli sokiem,wynieść do piwnicy i ustawić na gazetach,bo będą "kipiały"Po 10 dniach już można  je przenieść na właściwe miejsce.Powiem tyle...................to jest pycha,bardzo wygodna pycha,bo już przygotowana do konsumpcji.Aha ! ogórków nie obieramy ze skórki.

I o ogórkach jeszcze to.Podobnie postępujemy z ogórkami na zupę.Trzemy na tarce o drobnych lub grubych oczkach,jak kto woli i dodajemy ,to co wyżej,z tym,że na zupę możemy przeznaczyć te niekształtne ,przerośnięte i tu będzie wskazane obrać je ze skórki.
A teraz ogórkowo,bo przecież  to taki ogórkowy czas.Na działkach,nawet podlewane rośliny plonują już nieco mniej.Taka to kolej rzeczy.Powiecie: przecież jeszcze lato,więc czemu mniej.?Tak,tak,lato, ale "od Św.Hanki ,zimne wieczory i poranki."A dyniowate,do których zaliczają się ogórki za lato uważają taki czas w którym moce są ciepłe.Bo większość roślin najintensywniej rośnie właśnie w nocy.............o dziwo,tak jak grzyby.Nocne chłody i temperatura spadająca poniżej + 7 stopni może nawet powodować żółknięcie liści ogórków i gorzknienie owoców.Z kolei przykrycie ich choćby agrowłókniną lub przezroczystą folią  dla ocieplenia spowoduje pojawienie się mączniaka właściwego na liściach.Będą tak wyglądały jakby je ktoś posypał mąką.A skąd ta moja pewność,że tak będzie?.Ta pewność stąd,że zawsze o tej porze on "szaleje"I bez różnicy mu czy to liście ogórka,czy natka pietruszki, czy szczypior cebuli czy jeszcze jakieś inne rośliny.Ot,po prostu,to jego pięć minut.Bo tak jest w przyrodzie,że każdy ma swoje pięć minut.Mączniak akurat wtedy jak dzień się skraca i temperatura w nocy spada.

I co jeszcze o ogórkach?
Witam Działkowców balkonowców i doniczkowców.Kwitnienie pelargonii i innych roślin kwiatowych w pełni.To od nas zależy czy pozostawimy je na przyszły sezon ,czy nie.Ja  -  radziłabym tak:Jeżeli jest to pierwszy rok ich rośnięcia  w tych pojemnikach i są zdrowe i nie mają szkodników  to tak ,bardzo tak.Zostawić,przetrzymując je w chłodnym pomieszczeniu z dostępem światła np.na klatce schodowej Nie w domu,bo tam w zimie dla nich za ciepło  -  no,chyba że w nieogrzewanym pokoju.Pelargonie musza przejść stan spoczynku ,zahamować wzrost  i wznowić go w marcu.Ale teraz pozwólmy im jeszcze cieszyć się latem i wegetacją. A po co ona nam to pisze?być może zapyta ktoś z Państwa.Pisze po to,by poinformować ,że nie tylko w marcu,ale także w sierpniu można rozmnażać pelargonie,odcinając zdrowe,dobrze wykształcone końce pędów z co najmniej trzema "kolankami",z czego dwa winny znaleźć się w ziemi,a jedno ponad nią.Można pomóc w przyjęciu się roślin maczając końcówki w ukorzeniaczu.To taki proszek pomagający roślinom . Winien to być ukorzeniacz do pędów zielonych nie zdrewniałych.Ale możemy też popróbować bez niego.Wówczas ścięte pędy odkładamy na kilka godzin by końcówki zaschły.Potem umieszczamy w ziemi,dobrze obciskamy ,podlewamy i dla pewności na kilka dni nakrywamy  czymś przezroczystym,by panowała tam  większa wilgotność,potrzebna w początkowej fazie przyjmowania się roślin.I te pojemniki ze  świeżo posadzonymi roślinami trzymamy  na zewnątrz ,aż do przymrozków ,podlewając.Nie nawozimy ich.Zimę powinny przetrwać tak jak i inne w chłodnym pomieszczeniu.Takie postępowanie pozwoli nam zaoszczędzić pieniądze,bo nie wydamy ich  wiosną na nowe nasadzenia.Aha  ! jeszcze to:nie pobieramy pędów z roślin chorych,ani takich które ,teraz w prawdzie nie mają ,ale miały jakieś szkodniki,mszyce,mączlika itp.
Miało być wiśniowo ,ale będzie ogórkowo ,ale jeszcze przed ogórkowo ,będzie pelagoniowo.Ale namotałam,ale namotałam  -  prawda?

piątek, 21 sierpnia 2015

No  ,może jeszcze nie teraz,ale za kilka dni pojawią się na rynku śliwki  typu węgierkowego.Polecam najbardziej węgierkę zwykłą bo ma ścisły miąższ ,jest słodka i pachnąca i taka najbardziej nadaje się by sporządzić z niej powidła,ale o tym pisałam całkiem niedawno.Nadaje się także na placek ze śliwkami.Nie znam osoby która by placka ze śliwkami nie lubiła.Tylko wiecie co?ZNACZNIE,BARDZO ZNACZNIE ,JEST SMACZNIEJSZY JAK CIASTO JEST DROŻDŻOWE.Wiele osób broni się zupełnie nie wiem czemu przed zrobieniem ciasta drożdżowego.A jest to bardzo łatwe,z jednym wszak zastrzeżeniem.Nie robi go żadna maszyna tylko nasze dłonie.To temperatura ciała i ugniatanie  tworzą zdrowsze od proszkowego i smaczniejsze ciasto na spód do śliwek.Zalecam wykonać go w komorze zlewozmywaka po dokładnym umyciu ,,wyparzeniu i wytarciu do sucha.Ta wysokość,a raczej niskość jest bardzo wygodna.Wiele gospodyń ma swoje przepisy ,ja też.

1 kg mąki,10 dkg drożdży,20 dkg masła,3 jaja ,niepełna szklanka cukru i półtorej szklanki mleka.To potrzebne składniki.

Mleko lekko podgrzać .Drożdże wymieszać z łyżka cukru,zalać mlekiem i postawić do wyrośnięcia na pół godziny.W tym czasie przygotować mąkę cukier i wbić trzy jaja.Stopić masło i odstawić .Ma być tylko letnie.No i dodać drożdże i masło i wyrabiać około 20,30 minut.Jak będzie odstawało od dłoni ,to znaczy,że jest dobrze wyrobione.Wyłożyć na blachę wysmarowaną masłem i poukładać na nim przekrojone i wypestkowane śliwki  częścią przekrojoną do góry,by zatrzymać w  nich sok w czasie pieczenia.J polecam posypać je kruszonką [przepis jak ją zrobić podałam chyba wczoraj].Odstawić na pół godziny do wyrośnięcia  Potem  piec około 50 minut w średnio gorącym piekarniku,lub prodiżu.Sprawdzić patyczkiem czy upieczone.Cudów nie ma.............na pewno upieczone.A jakież pyszne............a jeszcze posypane cukrem pudrem.Nie zdąży ostygnąć  gwarantuję  to Państwu,bo drożdżowe zupełnie inaczej pachnie jak proszkowe................no niestety i tu znowu coś za coś,ale warto.

I jeszcze uwaga dla osób które będą robiły drożdżowe pierwszy raz.Wszystkie składniki powinny mieć jedną i tę samą temperaturę.Zatem i mleko i jaja wyjmujemy z lodówki na dwie godziny przed sporządzaniem ciasta.O  ! gdybym mogła się dowiedzieć  o sukcesie pierwszego pieczenia drożdżowego.
A teraz ,wiecie co?..............
Aha !..........tak,tak,renkloda pisze się przez "K" ,nie przez "G", bo to francuskie słowo.Piszę ,bo zwrócono mi na to uwagę.Ale,co tak,sporządzamy przepyszny dżem .Wg mojej instrukcji ,nie może się nie udać,nie ma takiej opcji.Tylko proszę pamiętać,że wykonanie ważne,ale surowiec też.Kupujemy renklody żółte i dojrzałe.Dobrze by były duże bo to oznacza,że drzewo rosło na prawidłowej glebie i od takich dużych owoców ,łatwo się oddziela pestkę od miąższu.Bo jeżeli są drobne ,o to znaczy,że gleba była sucha i uboga w substancje organiczne i wówczas pestka nie "odchodzi "od owocu .Po dokładnym umyciu i wypestkowaniu odważamy np 2,5 kg [nigdy więcej] i z odrobiną wody na dnie ,stale mieszając doprowadzamy do zagotowania.Potem studzimy i do zimnych już owoców dodajemy trzy opakowanie  np żelfiksu,nie zważając na to ,że te trzy opakowania są na 3 kg owocu,jak mówi informacja zawarta na nim.Mieszamy bardzo dokładnie z zimnymi owocami i po wymieszaniu zagotowujemy ,cały czas mieszając.Należy uważać by się nie przypaliło i by spostrzec  moment wrzenia,bo od tego momentu tylko jedna minuta i dodajemy cukier i mieszamy i  ponownie doprowadzamy do wrzenia i znowu jedna minuta,no może trochę więcej,odrobinkę.Jeszcze gorące nakładamy do słoików i odwracamy do góry dnem na kilka minut.To musi się udać ,bo żelfiksu było  nieco więcej i nie był dżem za długo poddany smażeniu  i zakładam,że słoiki były czyste i nakrętki też  [ najlepiej by nakrętki były nowe.]I jeszcze to:żelfiksy są na różną ilość cukru.Do tego dżemu polecam te na najmniejszą ilość zatem 3x1 tj na tę podaną porcję nawet może być  nie cały kilogram.
A teraz ,Uwaga ! ,bo będę namawiać do pracy.Najpierw do sporządzenia przepysznego dżemu renklodowego.Lepszego do niego nie ma.Przy nim truskawkowy to pikuś.Wiele osób się ze mną zgadza i zgadza się z tym też ,że jak żaden inny,pachnie jesiennym wiatrem.A zatem.................
Zajrzałam do swoich  notatek,bardzo starych notatek.Czy jest w nich coś o śliwach co powinnam Państwu przekazać.Chyba tak.Zatem:Śliwy wymagają klimatu ciepłego i wilgotnego.Cierpią gdy temperatura spada jesienią nagle np. wciągu kilu dni z +10,robi się -10 ale jeżeli następuje to powoli ,to wytrzymują jak większość  drzew owocowych,do - 28 .Ponieważ moje notatki są już wiekowe a wtedy  martwiono się bardzo o to jak będzie przebiegała zima.A przebiegała ,oj przebiegała ,czasem z bardzo niskimi temperaturami i wtedy zachodziła obawa przemarznięcia drzew owocowych w ogóle.Ponieważ zimne powietrze jest cięższe od ciepłego  ,to opada w zagłębienia  terenu i tam w ogrodach działkowych położonych tak właśnie następowało przemarzanie drzew,szczególnie gdy niska temperatura utrzymywała się dłużej.Pamiętam takie wiosny gdy stały,czarne,martwe drzewa.Jakiż to smutny widok.Ale od bardzo wielu lat to się nie zdarza,bo i zimy o wiele łagodniejsze.Właściciele sadów wiedząc o tym,że w zagłębieniach terenu tworzą się tak zwane zastoiska mrozowe ,tam sadów nie zakładają,a działkowcy,oni wyboru nie mają.Ale na szczęści jak już wspomniałam zimy nie takie.A w ogóle ,to jak to się dzieje,że przecież,drzewo ,żywy organizm,po opadnięciu liści zamienia się w suche drewno.Już pisałam wcześniej,że   -  o, tak gdzieś teraz zaczyna wytwarzać się warstwa korka miedzy gałązką a liściem.Przewodzenie soków ustaje.Nie mają potrzeby już odżywiać liści  i owoców,więc wiązki sitowo - naczyniowe,to jest takie rureczki podzielone na pół ,stąd ta podwójna nazwa ,robią się puste.Soki spływają do najgłębiej zalegających korzeni  -  i co?  -  ano to,że drzewo ,zamienia się w drewno.Cała jego część nadziemna robi się sucha i to całe nasze szczęście.Ale proces ten następuje powoli i jeżeli jeszcze całkiem opróżnione nie są  a tu nagle wystąpią  niskie temperatury................to bach.............popęka..............popęka kora i wystąpi tak zwana listwa mrozowa t j .pęknięcie kory wzdłuż  pnia lub gałęzi.Pisałam o tym,  by malować mlekiem wapiennym starsze drzewa ,by rozjaśniać ich pnie................na zimę.Dla śliw to także istotne.Czasem taka listwa mrozowa może powstać na przedwiośniu ,bo z kolei za wcześnie zaczną krążyć soki i za wcześnie wypełnią się  nim wiązki sitowo  -  naczyniowe.Tylko odpowiednia dbałość o drzewa daje obfite ich plonowanie i np.zauważenie takiej listwy mrozowej,nie powinno na zauważeniu się skończyć.Nasza reakcja to przybicie kory do miazgi gwoździami  ,tak tak gwożdziami ,tuż przy samym pęknięciu w odległości jeden  gwóźdź od drugiego około 20 cm.Potem owinięcie szmatą  drzewa i pozostawić jej od wiosny do jesieni na korze i ciągłe polewanie wodą .Jesienią drzewo jest już zdrowe.W tym miejscu mógłby ktoś zapytać ,a czemu te rurki są podzielone na pól.A temu,że jedną połową płyną soki  do liści i owoców,a druga połową wracają od liści do korzeni.I jeszcze to jest ważne............wiązki sitowo naczyniowe są tuż pod korą.I co z tego wynika.?Wynika to,że o korę należy dbać.Uf ! ,to tyle.Widzicie Kochani ile to musiałam się uczyć?
Witam w ten słoneczny dzień moich Czytelników ! i jak nigdy tak mi się tęskni za deszczem,tak chciałabym posłuchać jak puka w parapet okna i jak ożywi te suche trawniki i jak zmyje kurz ze wszystkiego co ,żywe i nieżywe.I jak tu człowiekowi dogodzić ? -  pomyślicie sobie z pewnością.Ano,taka nasza natura.Obiecałam wczoraj wrócić jeszcze do tematu ŚLIWY, a zatem............

czwartek, 20 sierpnia 2015

A co?nic na temat przetworzenia owoców jeżyny?Ponieważ zapowiada się  ,że będziemy drożej za  wszystko płacić,może wato zrobić galaretkę jeżynową .W tym celu zagotowujemy pewną ilość owoców z odrobina wody na dnie i po tym przecieramy przez metalowe sitko.Uzyskamy jakąś ilość soku.Wówczas do zimnego dodajemy żelfiksu, [dodajemy nieco więcej jak podane na opakowaniu] i tylko krótko gotujemy i dodajemy cukru i.....................robimy tak jak galaretkę malinową o której pisałam chyba na początku lipca,zatem odsyłam Państwa do jakiegoś starszego posta ,a watro,bo tam obszerniej piszę o tym.Dziś tylko dodam,że taka galaretka jest wyśmienitym dodatkiem do sernika na zimno.Przyprawiony i przygotowany sernik,można wzbogacić wkładając w różne miejsca  po jednej łyżeczce galaretki.Na taki sernik,na którym jeszcze będzie galaretka owocowa na wierzchu dzieci mówią .................."to ten pyszny piegowaty sernik".O tym jak go przyrządzić też pisałam dokładnie jakiś czas temu.To jest  ciasto ,które każdy potrafi zrobić ,a wyjęte z lodówki  jest szczególnie  smaczne w te upały.A jak upały zelżeją ,też jest dobre  i może być polane jakimś słodkim,gęstym likierem ...........dorosłym tylko.A że nie wymaga pieczenia i włączania piekarnika ,na ten czas bardzo dobre.

I już słyszę................a co ja tam jeżyn za jednym razem zbieram.............niewiele.Radzę zatem dzisiejszy zbiór dać do lodówki i następny za dwa try dni też i do nich dodać następny i już jest odpowiednia ilość.A kto nie ma do tego sposobu zaufania poszczególne porcje może zamrozić i odmrożić w momencie przetworzenia,albo też stopniowo gotować i do lodówki chować już uzyskany  sok.
Idziemy na zagonki z warzywami.O  !  poplonowe ,do siewu których tak namawiałam cierpią.One potrzebują dużo wody.Także jeszcze plonujące dyniowate ,a wśród nich  ogórki.Niepodlewane będą niekształtne  i mogą być gorzkie.Trochę lepiej mają się psiankowate tj. papryka,pomidory a to z powodu głębiej   sięgających korzeni.I jedne i drugie najlepiej podlewać  punktowo,tj tylko w okolicy samej rośliny.A to też ze względu na oszczędności  wody.Z resztą i tak niebawem skończą plonowanie.No  -  dyniowate za dwa tygodnie,proces rośnięcia będzie bardzo spowolniony ,nieopłacalnie spowolniony.Psiankowate uczynią to za cztery tygodnie.I jeszcze ważna informacja..............absolutnie nic nie pielimy,nie wzruszamy ,nie spulchniamy.NIE,NIE,NIE,BOWIEM TE ZABIEGI DODATKOWO WYSUSZAJĄ GLEBĘ.

A co jeszcze koniecznie podlać trzeba.Podlać trzeba plonujące drzewa i krzewy.Drzewa  mniej,krzewy więcej.Potrzebuje wody szczególnie jeżyna bezkolcowa.A te pędy u jeżyny  na których  nie ma owoców   można wyciąć,bo niepotrzebne już są.W przyszłym roku pojawią się owoce na nowych pędach  przecież.I specjalnie na koniec zostawiłam maliny.Myślę o owocujących teraz,zatem np. Polana ,lub Polaka.Nie wiem,do prawdy nie wiem co napisać bo wszystkie maliny mają bardzo,bardzo płytko  korzenie,zatem prawie codziennie można by je podlewać,bo są właśnie teraz  w szczycie plonowania,a ten plon do powstania potrzebuje wody.Ja zrobiłabym tak  [ w tej nietypowej sytuacji ].Podlałabym obficie i wyściółkowała glebę jakimś materiałem zatrzymującym wodę np. ułożyłabym miedzy pędami malin nieco kompostu,nawet z tej wierzchniej warstwy.I proszę pomyśleć jakie  to różne są nasze zachowania w razie jakiejś klęski .I oby się skończyła jak najszybciej,czego Państwu i sobie życzę.

A śliwy "muszą zaczekać do jutra".
Wychodzimy z trawnika i idziemy....................
Pomimo mojego poważnego wieku,nie przypominam sobie takiej suszy.A właściwie co to znaczy poważny wiek?...........tak utarło się mówić by nie przyznać się ,że już  się jest np,po siedemdziesiątce.Ale wracając do trawników,właściwie do czegoś co trawnikiem było.Z trawy zrobiło się siano  ,wiec może należy mówić .............sienniki.Owszem ,pamiętam wysuszone trawniki ,ale trwało to dwa,trzy tygodnie,a nie sześć jak teraz.Co zatem.Jak się zachować  w takiej sytuacji?Na spacerze z moim psem spotykam osoby które właśnie o to pytają.Jedni nie reagują i mówią "co będzie,to będzie",inni chcą podlewać i podlewać,a jeszcze inni nawet dosiewać trawę w miejsca bardzo "spalone" słońcem.I wiecie co? myślę,że reakcja tych pierwszych jest prawidłowa.Nic na siłę,bo przyroda tego nie lubi i dosiewanie w tej chwili nasion spowoduje ich przemieszczanie się w niewidoczne przez nas zagłębienia w trawniku i ewentualnie tam wykiełkują,ale czy młode delikatne  roślinki wytrzymają tę temperaturę i piekące słońca tego nikt nie zagwarantuje.Ponadto ,nie uzyskamy zamierzonego efektu,bo nawet bardo podlewając  i podlewając kiełkowa  będzie nie równe.Jest jeszcze jeden problem trawnikowy.Często w tej suchej trawie rosną sobie zieloniutkie,zupełnie, zieloniutkie chwasty np mniszek lekarski ,zwany powszechnie mleczem."A to małpa,myślimy sobie,ten to nie uschnie".A czemu tak jest?Jest tak dla tego,że jego korzeń sięga znacznie głębiej jak trawy.Na tyle głęboko,dy pobrać z tych właśnie głębszych warstw [resztki ]  wody.Tak myślę,że resztki,ponieważ lustro wody codziennie znacznie się obniża.Jaka winna być nasza reakcja na te chwasty?...................odradzam,zdecydowanie odradzam stosowania jakichkolwiek preparatów niszczących chwasty.To już byłoby za dużo na biedną umęczoną suchą trawkę."To jeszcze i to?"............pomyślałaby sobie.Zatem,tylko mechanicznie,tylko tak likwidujemy teraz dobrze widoczne na trawniku chwasty,wycinając długim ostrym nożem jak najdłuższą część korzenia.Są też w sprzedaży takie narzędzia z jakby nożem na końcu właśnie.Używając takiego,nie musimy się schylać.A same,trawniki,.............nie, sienniki,tylko wygrabić  .Usunąć suche części roślin ,by umożliwić odrost po ewentualnym deszczu,co tam po deszczu,po deszczach.Przewiduję,że trawa mająca zdolności odradzania się.................tak zrobi.Tylko proszę nie  żądać ode mnie  gwarancji,bo odpowiem......................nie wiem.W tym miejscu przypomina mi się jak kiedyś ,bardzo,bardzo dawno uczyłam się prowadzenia samochodu,czyli mówiąc teraźniejszym językiem "robiłam prawo jazdy".Z instruktorem umawiałam się  na rożnych parkingach.Raz był to parking pokryty ażurowymi betonowymi  płytami.Ten ażur wydawał mi się niebezpieczny,więc zapytałam?................"to ja mam po tym jechać"...............".ano tak".............odparł instruktor."Ale ja jeszcze nigdy po czymś takim nie jechałam".Na to pan instruktor.........."ja też nie.To będzie nasza wspólna inauguracja".I wiecie co?ta susza to też nasza wspólna inauguracja.A czy jestem za podlewaniem trawników?.Nie nie jestem.Jeszcze kilka tygodni temu byłam,teraz gdy susza jest tak dotkliwa ,nie jestem.Uważam,że nie wolno myśleć.. w ten sposob........."Niech tam wyschnie woda w Karpackich górach,byleby była w Warszawskich rurach".Na każdym z nas spoczywa obowiązek oszczędzania wody.To trochę inne zachowanie jak wcześniej.Zatem ,nie podlewanie trawników,nie myjemy naczyń pod bieżącą wodą, i nie kąpiemy  się w wannie pełnej wody.Teraz prysznic,tylko prysznic.I aby do pierwszego długotrwałego deszczu.
A teraz ................moje ostrzeżenie.Przebywając na działce możemy zostać użądleni przez osy ,lub pszczoły.Są bardzo rozdrażnione.A czemu akurat teraz są rozdrażnione?Ano,temu,że panuje susza.Zatem należy ich dodatkowo nie drażnić np. wymachując rękami.Najlepiej spokojnie się zachowywać jeżeli mamy świadomość ,że akurat na naszej działce są.Dobrze też będzie odwrócić ich uwagę od nas wieszając ,gdzieś na drzewie butelkę lub dwie z odrobiną piwa na dnie.I UWAŻAJMY NA DZIECI .Szczególnie jeżeli nie wiemy czy przypadkiem nie są uczulone na jad owadów żądlących.A jeżeli już tak się stanie ,że ukąsiła kogoś osa lub pszczoła i żądło tkwi,to nigdy,przenigdy nie usiłujmy go wyjąć  chwytając palcami,bo na końcu tego żądła jest w woreczku jad i chwytając palcami  wyciskamy jad z woreczka i aplikujemy sobie całą jego porcję.Należy nożem ,tuż przy skórze "ściąć"żądło.Znacznie koi ból  po ukąszeniu jakiegokolwiek z resztą owada kompres z plastra cebuli,przyłożony na ukąszone miejsce.

I teraz miało być o śliwach a będzie o trawnikach.
Tak,tak,dziś jestem tak wcześnie bo właśnie nic nie przetwarzam, żadnych owoców ani warzyw,ale kto myśli że  tak już będzie,myli się.Po wczorajszym spotkaniu  w  Zarządzie Okręgowym Polskiego Związku  Działkowców,bardzo sympatycznym spotkaniu, ustaliliśmy plan wykładów.Jest ich sporo.Jeżeli zatem ktoś  z Państwa otrzyma powiadomienie o szkoleniu ,to się spotkamy.Szkolenie  dotyczy nowych Działkowców.

środa, 19 sierpnia 2015

Proponuję klasyczną marmoladę.
==========================
Taką robiła moja babka,moja matka i robię także i ja ,bo przetwarzanie owoców i warzyw to mój sposób na życie.Potrzebne będzie 1 kg .jabłek,1 kg gruszek,1 kg śliwek i  0.5 kg cukru.Owoce naturalnie  ,należy umyć wypestkować ,jabłka i gruszki obrać ze skórki,pozbawić gniazd nasiennych i  tak przygotowane zmielić w maszynce do mięsa.,bo w klasycznej marmoladzie nie może być żadnych kawałków owoców.Jakby powiedziała moja babka ,"winna mieć glazurę".Dodać cukier i smażyć ,mieszając   .By się ta praca nie znudziła należy ją rozłożyć na  trzy dni.Codziennie po trochu odparowywać,do uzyskania prawidłowej konsystencji.Im gęściejsza ,tym klasyczniejsza.Jak jeszcze gorąca składamy ją do słoików  ustawiając jak zwykle do góry dnem..............by chwyciło.Tu bardziej przydatne będą mniejsze słoiki,bo proponuję ją wykorzystać do pieczywa.A jakże smaczne są dwa herbatniki połączone marmoladą ,tuż przed podaniem.................niby nic,a pyszne.Moja babka ani matka słoików niestety nie miały i taką marmoladę w kamiennym garnku zapiekały w piekarniku i wtedy na wierzchu powstawała glazura.

Ale się zajabłkowałam,ale to tylko świadczy o tym jaki to uniwersalny owoc.
A z tym suszem to będzie tak: Jest  bardzo smaczny i to nie tylko w kompocie ,ale do pochrupania przy telewizorze,zamiast chipsów.... i zdrowsze i smaczniejsze  i jedzenie suszonych jabłek pobudza perystaltykę jelit i działają także moczopędnie.W prawdzie nie tak jak sok jabłkowy ,ale jednak. Lecz jak je teraz ,bez używania suszarki wysuszyć  [ bo mamy oszczędzać energie elektryczną, zresztą tak jak i wodę].W tym celu odsuwamy lodówkę od ściany,dokładnie omiatamy z kurzu i pajęczyn ,tę grzałkę która musi grzać by lodówka mogła chłodzić.To dziwne jak to ciepło zamienia się w zimno i aż szkoda ,że z niego nie korzystamy.Zatem ..............do roboty i wykorzystania tego źródła ciepła.Kawałki jabłek nawlekamy na mocne nici i zawieszamy z tyłu lodówki,nieco zwiększając jej odstęp od ściany by jabłka szybko wyschły.A zawiesić  na położonej i obciążonej na wierzchu lodówki szczotce,konkretnie na jej kiju.No  -   nie uda się to gdy lodówka jest obudowana.

A dla bardzo pracowitych mam pewien jabłkowy przepis.
Poza wymienionymi już sposobami,można też usmażyć jabłka pół na pół z aronią,dając jednak więcej cukru.I to także będzie nadawało się zarówno do naleśników jak i do ciasta.
Smaży się także krótko.Jednak należy mieszać by się nie przypaliło.

A co z tym suszem z jabłek?
Tę szarlotkę najlepiej lubię piec w prodiżu,co nie oznacza,że można także w piekarniku.

Będą potrzebne około 30,40 dkg biszkoptów 1 słoik około 0,9 l.i  4 łyżki masła 4 łyżki cukru i 4 łyżki maki.

Na wysmarowaną tłuszczem ,lub wyłożoną specjalnym papierem do pieczenia formę kładziemy biszkopty.Powinny być dwie warstwy,co najmniej na to wylewamy przesmażone jabłka i posypujemy kruszynkami  [ jak ciasto drożdżowe] sporządzonymi z maki cukru i masła.Kruszynki robi się bardzo łatwo i szybko ,delikatnie mieszając w palcach ,te trzy składniki,ale ich nie zagniatać,nie łączyć ,a dzielić.Ta informacja dla tych osób,które jeszcze nigdy kruszonki nie sporządzały.Piecze się do momentu,aż one ,te właśnie kruszonki,zaczną się rumienić.Po wystudzeniu można posypać cukrem pudrem.Cała praca przy takim cieście ,to kilka minut,a jakie dobre,jak biszkopty robią się jabłeczne a jabłka biszkoptowe.A jeżeli chcemy szarlotkę podać w sposób bardzo elegancki ,to  każdy kawałek  dekorujemy bitą śmietaną.Może być ,gotowa z podciśnieniowego opakowania.
Namawiam,gorąco namawiam wszystkich na przetwarzanie owoców i warzyw,a szczególnie jak je mamy na działce.Słyszę i widzę co się dzieje,co spowodowała susza.Płody ziemi wszystkie będą o wiele droższe.Już drożeją.Że nie wspomnę o tym ile będą kosztowały w zimie................I problem jabłkowy ,zdaje się  samoistnie się rozwiąże.Sadownicy maję o wiele mniej do zaoferowania jak w ubiegłym roku.I chyba  sami nasze jabłka zjemy.Ale póki co .tak by się przydało kilka słoików przesmażonych jabłek i oczekujących na sporządzenie z nich szarlotki.A jeżeli jeszcze do tego z własnego mini sadu to i nic się nie zmarnuje  ,i tanio i smacznie.Proponuję na 1 kg obranych jabłek dać 30 dkg cukru,odrobinę cynamonu i przesmażyć to krótko i jeszcze gorące przełożyć do słoików,mocno zamknąć i odwrócić do góry dnem by się na pewno zamknęły.Niech tak postoją nawet pół godziny.Gwarantuje że dobrze się przechowają ,bo jabłka mają własny  konserwant ,kwas.|I jakie to mile,gdy w zimie ,za oknem śnieżyca,termometr wskazuje -10 st. a my otwieramy słoik  i  już w kuchni pachnie latem,pachnie działką i smarujemy tą jabłkową konfiturą,lub dżemem,jak kto woli np naleśniki,lub pieczemy szarlotkę.

A podam zaraz przepis na szarlotkę,którą robi się 10 minut.
Nie wiem jak Wy,moi Czytelnicy,ale ja nie lubię wiatru,a właśnie sobie pozwala i wieje i wieje.Więc jeżeli źle się czujecie to witam  w klubie.I jeszcze to: w tej sytuacji kawa pogarsza samopoczucie.

Ale co tam, dziś jeszcze jabłkowo........

wtorek, 18 sierpnia 2015

Wybierając odmianę jabłoni należy kierować się także tym jaką ona ma porę dojrzewania.Odradzam odmiany zimowe ..............no chyba że dysponujemy przechowalnią z kontrolowaną atmosferą.Marzenia o przechowaniu na działce w domku,czy w piwnicy spełzają na niczym.Udaje się przechować gdzieś do końca listopada.Myślę ,że najlepsza będzie jakaś odmiana jesienna,lub wczesno-jesienna.takie owoce to zjeść się zdąży i na przetwory    przeznaczyć można .W brew pozorom,wcale nie jest ich tak niewiele, przetworów oczywiście:bo może być to :susz [ o jak smakuje w zimie taki do pochrupania ]. ?Albo można przesmażyć z cukrem i spasteryzować ,by mieć do szarlotki.Robi się to prawie samo,bo można przy ładnej pogodzie poobierać owoce na działce.Skropić kwaśna wodą,lub do takiej wrzucać,a to po to by nie ściemniały i już gotowe przywieźć do przesmażenia do domu.Albo.................zrobić wszystko na działce  i gotowe przewieźć do domu.A sok..........myśleliście Kochani o soku z jabłek spasteryzowanego po odwirowaniu  w sokowirówce. Bardzo do niego są przydatne różne butelki po sokach dla dzieci.A kto tu,teraz i w tej chwili powie mi................"..o co tam,przecież jest kupny".............to proponuje mu odwirować 1 szklankę soku  z własnych jabłek i porównać z kupnym sokiem.To co wyczuwam od razu to cukier.............ależ w tym kupnym jest cukru............w, każdym.Porównanie wychodzi bardzo blado...................mniej więcej tak jak porównanie mnie z Królewną Śnieżką.

A teraz już koniec i jeszcze tylko takie ostrzeżenie...............Kochani,nie przeznaczajcie do konsumpcji ,ani do przetworzenia owoców nadgniłych  [takich troczę popsutych] ,bo choć popsute trochę,całe  są zepsute.całe.................konkretnie PRZEROŚNIĘTE PATULINĄ  a to trucizna dla człowieka.O jakże dawno o tym się uczyłam.

No --myślę ,że odrobiłam wczorajsze zaległości i może trochę napisałam na zapas  bo jutro od rana idę na zebranie do Polskiego Związku Działkowców w sprawie jesiennych szkoleń.
A jaką odmianę z tego gatunku wybrać.?To nie jest trudne.Bo odmian jest wiele ,bardzo wiele.Wystarczy sprawdzić w internecie.A czym się kierować?Oczywiście,porą dojrzewania,smakiem  i BY NIE BYŁA TO ODMIANA PODATNA NA CHOROBY.A już absolutnie na parcha jabłoni,bo jest nie do zwalczenia przez amatorów sadowników.Ilość oprysków i  i ich różnorodność ..............niewyobrażalna.ALE JA NIE WIEDZĄC O TYM POSADZIŁAM TAKIE PODATNE NA PARCHA DRZEWKO,TO CO JE WYKOPAĆ?Być może spyta ktoś z Państwa.Otóż wyjścia są dwa: albo wykopać,albo zaszczepić na nim inną odporną odmianę.Mając już "choroby z głowy",możemy mieć tylko kłopot z pojawieniem się  na jabłoni szkodnika o nazwie kwieciak,no i ewentualnie mszyce i to wszystko.I muszę tu przyznać ,że to naprawdę niewiele.Bo  zarówno przeciw kwieciakowi jak i mszycom stosujemy jeden oprysk, KONIECZNIE,jak zaczynają pękać pąki i może to być jeden preparat owadobójczy.No  -  byłabym nie uczciwa,gdybym nie wspomniała o brunatnej zgniliźnie owoców ,którą teraz można zauważyć [ po prostu z drzew spadają zgniłe jabłka].Ale ponieważ dotyczy to całego sadu ,wszystkich drzew to i jabłonie też potraktujmy tymi dwoma opryskami ,ale już nie owadobójczymi , przypadkiem...............Jesienią  w słoneczny listopadowy dzień ,najlepiej Miedzianem i  jeszcze raz przypominam wszystkie drzewa i wiosną  ,w okolicach kwitnienia Topsinem też wszystkie drzewa.I to tyle.W stosunku do innych drzew owocowych jest to niewiele.A za moment jeszcze tylko......................
Podobnie ,jak grusze,jabłonie są także długowieczne.W prawdzie "produkowane" teraz na podkładkach karłowych,trochę na tej długowieczności straciły,ale jednak.Nie musimy się martwić sadząc drzewko jabłoni na działce,co posadzimy po nim,bo może sobie rosnąć i rosnąć i przeżyje nas.Należy mu jednak zapewnić podstawową dbałość ,to jest podlewanie  w razie potrzeby i trzykrotne  dokarmianie.Średnio licząc po jednej garści nawozu wieloskładnikowego ,zatem bogatego w azot,fosfor ,potas dajemy w marcu,w dwa tygodnie po kwitnieniu i jesienią jak już spadną wszystkie liście.No i prześwietlanie.I tu najczęściej Działkowcy popełniają błędy.A winno być tak:.Zaraz po posadzeniu ..................owszem skraca się o jedną trzecią część nadziemną,bez względu na to czy jest to jednoroczny okulant [wtedy jest tylko jeden pęd] czy dwuletni ,już rozgałęziony.Jak rozgałęziony ,to gałązki też skracamy o jedną trzecią.I TO KONIEC NA TERAZ I NA NASTĘPNE 5 LAT NAWET.W każdym razie  do momentu aż drzewko wejdzie w intensywny okres plonowania Wyjątek stanowią hodowane w pojemnikach. Tych skracać nie musimy.A mój sąsiad Stefan niecierpliwił się ogromnie".No kiedy,no kiedy będę wreszcie prześwietlać"?.O nie podobała mu się  moja  odpowiedź,że za dwa lata.Próbował negocjacji "a może chociaż tę gałązkę"A w czasie 5 lat po posadzeniu sekator należy ...............położyć i zapomnieć gdzie się położyło.Tak będzie najlepiej,bo wycinanie w tym czasie to odwrotny od zamierzonego skutek.Na miejscu jednej gałązki pojawią się trzy,lub cztery bo drzewko jest nastawione by "budować,budować,budować,rosnąć,rosnąć rosnąć"..........................a jak ma 6 i więcej lat nasze byle nie za intensywne prześwietlanie  już nie jest dla niego istotne ,bo tak mówi do nas "już jestem dorosłe ,już rodzę owoce " ,już tak intensywnie nie buduję korony".Na wszystko przecież musi znaleźć siły i środki.Nie da rady na jedno i drugie ,by odbudować  to co wycięliśmy  i by zaowocować.Tak dużo piszę na ten temat,bo to dla tego gatunku jest  to najważniejsze.Planując sadzenie  tej jesieni jabłoni właśnie,proszę pomyśleć o tym co napisałam.Aha ! jeszcze to:Nowe drzewko jabłoni możemy posadzić w "nowym " miejscu,lub po jakimś wykopanym starym drzewie ,ale tylko pestkowym,nie ziarnkowym.Zatem na pewno nie jabłoń po jabłoni  i nie jabłoń ,po gruszy.I to nie koniec tematu jabłoniowego,zaraz cd.
Drodzy moi Czytelnicy!.............ja chyba powinnam wrócić do pracy,bo jak sobie przypominam,wtedy,czasu miałam więcej.Trochę czuje się usprawiedliwiona bo ustawicznie coś przetwarzam.Wymyślam różne sałatki i potem pasteryzuje.Zatem są do wykorzystania w zimie.Wiele też rozdaje i mam w tym wielką przyjemność.Część z tych sałatek służy mi jako dodatek w zimie do kapusty pekińskiej ,czerwonej,do czarnej rzepy itp.I chyba jest to mój sposób na życie.

A dziś............dziś jabłonie i jabłka.

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

 A onegdaj tj polowa lat 60 ątych  jeździłam na ryby w okolice Sulejowa,bo wówczas jeszcze ryb w Pilicy było pod dostatkiem:klenie,brzany i typowe dla tej rzeki świnki.Te ostatnie były dziwnie zbudowane ,bo pyszczek miały umieszczony niżej jak wszystkie inne ryby i z tej przyczyny "dziwnie brały"a brały na ciasto.Trzeba  było wiedzieć kiedy "podciąć" wędkę.Ale nie o tym chciałam pisać.Chciałam pisać o tym jak  idąc przez wsie ,których teraz nie ma  ,bo są na dnie zbiornika Sulejowskiego spotykałam różnych ludzi,a miedzy innymi Tereskę.Tereska była bardzo biedną rolniczką ,bo też i ziemie tam były piątej klasy ,a do tego mąż zaniedbywał gospodarstwo,wiec i płot się przewracał i stodoła częściowo zawalona.A mąż Marian sporo czasu spędzał u kochanki co to podobno na imię miała Mariola.Jakże biedna Tereska zazdrościła jej tego imienia  i ponieważ nie miała dzieci ,winiła siebie za to i starała tłumaczyć męża.A Mariola była słomianą wdową bo mąż w wojsku,a ona pracowała jako sprzątaczka w pobliskim Sulejowie.Do tego Sulejowa Tereska chodziła z jajkami  i czasem ,to były dwa ,tylko dwa jajka ,ale jak je sprzedała to kupiła za to chleb.Bieda w tym walącym się gospodarstwie była ogromna.Kiedyś spytałam  co będzie jadła na  Kolację Wigilijną...............odparła "ugotuję zupę z pierdziołek [to male gruszki] i do tego kluski jak będę miała na mąkę ,i to wszystko".A przypomniało mi się to wczoraj jak pisałam o gruszkach i gruszach,i to że nie wspomniałam o dzikich rosnących na miedzach i wyznaczających granice pól.I z tych to grusz ludzie na wsi po ususzeniu gotowali zupy i podawali z kluskami.Ale lata biegły  i chyba gdzieś tak za trzy ,ponownie byłam w tym rejonie,ale nie poznałam obejścia Treski.Nowy dom,na progu domu powitał mnie mąż.Wyszła Tereska i pogadałyśmy sobie jak za dawnych lat.A ta zmiana  ,tłumaczyła Tereska nastąpiła po tym jak  zaginęła Mariolka .Po prostu,poszła do lasu na grzyby i nie wróciła.A sąsiedzi szemrali,że może to i lepiej,bo jakby się dowiedział jej mąż jak się tu prowadziła  to być może i tak by ją zabił ,bo był wyrywny ,tłumaczyli go ludzie.Potem jeszcze nie raz spotykałam Tereskę i na Kolację Wigilijną poza zupą z gruszek podawała śledzia z ziemniakami.
No,to dajmy działkom odpocząć.I może"Jak to onegdaj bywało."/? 

niedziela, 16 sierpnia 2015

Wiem  -  powtarzam się ,tak jak z tym przepisem na marynowane gruszki,ale  nie chcę Państwa odsyłać do starszych postów gdzie go podawałam.Aha ! poza wszystkim  co posiadają  owoce grusz ,witaminy i sole mineralne ,są bogate w potas ,a tego nigdy nie mamy za wiele i działają podobnie jak jabłka moczopędnie.
Gruszki,to takie owoce,które należy  zrywać jeszcze przed dojrzałością  konsumpcyjną,ale już w trakcie dojrzałości zbiorczej ,to znaczy kiedy ,zapytacie być może/,a jest to wtedy gdy pod drzewem pojawiają się pierwsze spady.I takie twarde,po kilu dniach zrobią się miękkie.I niech tak pozostanie w Państwa pamięci,bo wyjątkowo owoce grusz nie powinny pozostawać na drzewie,aż zmiękną,bo wtedy są mało smaczne i szybko "kaszowacieją."A te twarde  ...................... o jakież pyszne będą jako dodatek do sałatek i surówek w zimie,gdy je teraz zrobimy marynowane,ale warunek,tylko twarde.A przetworzenie ich jest tak łatwe,że już nic łatwiejszego nie znam ,a mój sąsiad Stefan dodałby..............łatwe jak konstrukcja cepa,ale kto teraz wie co to cep,więc ja się tym nie posługuję.

2 kg cukru  i pół litra octu i kilka goździków należy zagotować i w czasie gotowania na wolnym ogniu stopniowo ,dzieląc na  partię gotować w tym syropie obrane i pozbawione gniazd nasiennych gruszki.Może ich być ok. 6 kg,lub więcej.Każdą partię gotować około 15 ,20 minut ostrożnie mieszając.Wyjmować łyżka cedzakową do słoików i włożyć następną partię.Potem wszystkie słoiki  uzupełnić syropem ,gorące zamknąć.Przechowują się idealnie.Ale............... by miały ładny jasny kolor należy w czasie obierania wrzucać je do zakwaszonej wody i jeszcze to:nigdy,przenigdy nie dodajemy wody do syropu,tylko cukier i ocet 10%.Bo z woda będzie to zupa gruszkowa ,a bez wody gruszki całe.
Grusza lubi stanowisko słoneczne,bo gdy rośnie w dużym zagęszczeniu "wyciąga się" i wyrasta nawet do 15  i więcej.Wówczas dolne gałęzie ogałacają się,z liści , i w końcu zasychają..Drzewa rosnące w większej rozstawie, o co na działce nie jest tak łatwo ,tworzą korony mniej wyniosłe,ale za to rozłożyste.I o to chodzi.Bo zbiór owoców z tak uformowanych drzew jest łatwy ,bowiem można go dokonać bezpośrednio z ziemi.Zatem kto pragnie posadzić drzewo ,lub drzewa gruszy,niech weźmie to pod uwagę.Znam taką działkę na której rosną tylko trzy drzewa, w tym jedna jabłoń i dwie grusze.Ależ one mają luksus rośnięcia.Korony prawie okrągłe,rozłożyste i działkowicz nie narzeka,że jakieś gałęzie uschły,bo się widocznie zestarzały.Nie,............tam wszystkie są młode i zielone  i tu chciałam wyjaśnić jakie to ważne dać drzewu odpowiednią przestrzeń życiową.Wiem,chciałoby się mieć  i takie drzewo i takie i jeszcze krzewy,które już nie ma gdzie posadzić ,no to może pod drzewami właśnie.Ale najniebezpieczniejszy  [dla drzew oczywiście ] jest brak wyobraźni działkowca.Nie zawsze potrafi przewidzieć,że to małe drzewko,przecież urośnie i będzie potrzebowało więcej przestrzeni życiowej jak w momencie sadzenia.Zatem.............po wyznaczeniu miejsca w którym ma rosnąć np grusza,odmierzamy na sznurku 3 m i sprawdzamy czy w promieniu tych trzech metrów  licząc od planowanego miejsca coś nie rośnie.I TO JEST MINIMUM.A jeżeli rośnie ,to albo to,albo grusza.Nie raz pisałam,że przecież jest coś za coś.Kiedyś obawiano się o mrozy które mogłyby uszkadzać te gatunki drzew.Coraz mniej jednak jest tych obaw,bo też i mrozy mniejsze,a grusza wytrzymuje do - 28 st.Jednak nie należy dopuścić nigdy do powstania ran zgorzelinowych ,które maja miejsce nie tyle na skutek niskich temperatur, lecz wtedy gdy występują jej wahanie np,+7 st. w dzień i - 10 st. w nocy.A objawia się to pęknięciami kory na pniu,lub w rozgałęzieniach konarów i z tej przyczyny należy zawsze rozjaśniać pnie i konary ,by nie następowało  ,niepotrzebne,przedwczesne krążenie soków bo zawsze  kończy się to ranami kory.Rozjaśniać jest bardzo łatwo,po prostu,malując  mlekiem wapiennym NA ZIMĘ,NIE WIOSNĄ TYLKO NA ZIMĘ,BY ODBIJAŁY SIĘ PROMIENIE SŁONECZNE,A NIE SKUPIAŁY NA CIEMNYM KOLORZE KORY.Umyślnie tak zaznaczyłam fakt bielenia,albowiem ,przy pełnej dbałości o drzewa ,grusz i jabłoni,to jest najważniejsze,bo najbardziej groźne.,

A gdybym ,w tej chwili miała posadzić drzewa gruszy........to wybrałabym niepodatne na groźne choroby grzybowe ,wcześnie wchodzące w owocowanie i plonujące obficie i corocznie..............zatem ty same co już rosną od lat.BONKRETA WILLIAMSA I KONFERENCJA.|Bonkreta  Williamsa potrafi mieć czterokrotnie wyższy plon od Faworytki ,czyli Klapsy.
Grusze,! i co Państwo na to?Grusze,które rosną,grusze,które pragniemy posadzić itd ,itd.