sobota, 13 sierpnia 2016

W dużym naczyniu  ,w bardo małej ilości wody   lekko osolonej gotuję dwa średniej wielkości  obrane ze skórki korzenie selera i  4 też obrane cebule i 8 szt.czerwonej papryki bez nasion i 2 ostre  papryki,też bez nasion.Jak to wszystko jest już miękkie. [po pół godzinie lub dłużej ] wyjmuje i studzę ,a do wrzącej wody wkładam na kilka minut 8 średnich pomidorów,by umożliwić obranie ich ze skórki.Obrane pomidory i pozostałe ,ugotowane wcześniej warzywa miksuję ,tak by uzyskać konsystencję pół płynną. Można też przekręcić to przez maszynkę do mięsa.Doprawiam cukrem [obowiązkowo]  solą,a kto lubi [ ja tak ] może jeszcze   dodać 3,4 łyżki octu balsamicznego. Należy to spasteryzować  w małych słoiczkach takich na jeden raz.W zimie , jest to smak i zapach  byłego lata.
Znam osoby które dodają więcej cebuli ,by nieco złagodzić smak i które rezygnują z ostrej papryki zastępując ją pieprzem.
Ilości które tu przytoczyłam są akurat takie - na próbę.Można je pomnożyć gdy próba zda egzamin razy.............ileś tam.

S m a c z n e g o !
Owoce pomidora warte są zachodu i dbałości bo jak żadne inne "służą '" człowiekowi.Bo jak żadne inne mają taki zestaw witamin ,że właściwie ,tego dnia w którym zjadło się jednego dużego pomidora  jesteśmy we wszystkie  witaminy zaopatrzeni.Też jest istotne,że zawierają dużo potasu który jest wszystkim potrzebny,a szczególnie osobom przepracowanym ,obojętnie czy fizycznie czy umysłowo.I tym osobom które  lubią dobra mocną herbatę [bo niby jaka miałaby być?] i lubią dobrą mocną kawę ,a jak jeszcze lubią piwo.....................no ,to lekarstwo" pomidorowe" jest wprost koniecznością jest bardzo potrzebne.Jeżeli nie pod postacią samych owoców,to choćby soku pomidorowego.................bo................bo herbata,kawa i piwo wypłukują z organizmu potas  a pomidor  go uzupełnia. Bo  ,jak potas jest wypłukany to mamy kłopoty z zasypianiem ,a dzienne zmęczenie bardziej dokucza.Zatem - jedna butelka piwa   i 1 herbata i 1 kawa to także 1 duża szklanka soku pomidorowego.Taki sok zamiast kompotu  ,to mniam,mniam  popitka po obiedzie ,a szczególnie jak go się   doprawi  ,dosmaczy wg . własnego gustu.Wg. mojego jest dodanie do soku kilu kropel sosu Tabasco ,nieco  przyprawy kuchennej i odrobina cukru.No  -  byłoby dużym błędem,gdybym w tym miejscu nie wspomniała o zawartości w pomidorach LIKOPENU.To on likwiduje komórki rakowe i nie dopuszcza do rozwoju nowych.Ale,ale ...............najwięcej jest go w soku ,keczupie itp.Zatem zwiększa się  jego ilość po przetworzeniu.

I - właśnie .Ja przetwarzam pomidory .Co robię ? robię sos do różnych mięs kasz ,klusek itp. z przeznaczeniem na zimę ,a ponieważ  pomidory są tu przetworzone,zatem bogate w likopen.Trochę to jest pracochłonne ,ale ma niepowtarzalny smak.Właściwie -  to taki miks jesienny.
Ze spraw ogólnych, dotyczących upraw działkowych ,poradziłabym np.: zająć się plonującymi [mam nadzieje ,że obficie ]  pomidorami.Bo co ? Bo to,że te nie opryskiwane przeciw zarazie ziemniaka mogą właśnie tę chorobę  "złapać "bo już pojawiły się chłodne noce.Zatem są stworzone warunki do jej powstania.Jeżeli zauważymy plamy  brązowego koloru na liściach, i co jest pewnikiem,że to ta choroba na ogonkach liściowych  i na pędach,to jest to pewne,że niebawem pojawią się i na owocach.........twarde, lekko wgłębione brązowe,takie niewinnie wyglądające plamy.Wydawałoby się,że z taka plamą ,po jej wykrojeniu pomidor będzie nadawał się do konsumpcji,ale to jest błędne myślenie.Zatem co ?  Zatem ,w przypadku stwierdzenia plam na liściach i pędach należy przyjrzeć się zawiązanym owocom pomidora.Być może niektóre będzie można od choroby uchronić,zrywając je teraz ,choć są jeszcze zielone i w ten sposób odseparowując od chorych roślin.Ale,ale  - tu proponuję rozwagę.Nie należy bowiem kierować się ich wielkością,lecz tym czy już zakończyły proces rośnięcia.?Czy skórka na nich jest gładka i błyszcząca?...............co oznaczałoby,że tak.Że już rosnąć nie będą,że przeszły ,własnie w czas wybarwiania,a przecież powszechnie wiadomo,że wybarwianie,czerwienienie,zmienianie koloru z zielonego na czerwony ,może mieć miejsce  po zdjęciu z rośliny owocu ,radzę nie czekać zbyt długo ze zerwaniem dorośniętych bo ....................? Bo może  się  zdarzyć,że pozornie zdrowe,bez plam pomidory położone w celu wybarwienia po kilku dniach , jednak pojawią się na nich brązowe plamy.A to czemu? A to temu,że pomimo iż wyglądały zdrowo ,niestety zdrowe nie były.Obraz choroby wystąpił później,później ,bo za późno zostały zerwane bo do zakażenia już ,jednak doszło .To wszystko co podałam, przed  momentem dotyczy roślin rosnących na zagonku i nie opryskiwanych zapobiegawczo przeciw zarazie ziemniaka.Tym roślinom należy też, już obciąć wierzchołki , około 20 cm ,licząc od góry.Zabieg ten powoduje,że siły i środki,roślina pomidora,cała  i co ważne jej korzenie będą pracować teraz na to co było poniżej wierzchołka bo praca na wierzchołek byłaby pracą na próżno.Niestety -  pogoda nie pozwoli na dorośnięcie  tego co na szczycie.Pod osłonami ten zabieg można przeprowadzić   dwa tygodnie później,a teraz ,tylko ewentualnie "przewiesić" końce ku dołowi.

Ależ się zapomidorowałam,ale akurat te owoce warte są tego bo.............
"Jeden tchórz potrafi zgubić całą armię."osmańskie.
Ja ,nawet w to wierzę ,bo nie ma nic gorszego jak tzw.zbiorowa psychoza.
Ale -  wracając do armii,to niepokoją  mnie te stojące naprzeciw siebie ,na wschodzie. Kto nie przeżył wojny, nie przeżył "przewalających się  frontów" wkraczających i ustępujących  armii , ten śpi spokojnie.Ja nie.Czasem niewielki pretekst może wywołać wielką wojnę.Ot - choćby zabicie jednego księcia i jego żony.Kto by wówczas pomyślał ,że przerodzi się to w wielki konflikt zbrojny o wymiarze światowym.?

Ale,ale -  nie po to tu usiadłam by siać defetyzm,ale by radzić co z tymi roślinami na działce zrobić ,jak postępować by prawidłowo rosły i plonowały.

piątek, 12 sierpnia 2016

ONEGDAJ  tj.koniec lat 40-ych i początek 50  -ych.Jak zawsze o tej porze kończyły się wakacje.To smutne.Niebawem trzeba było wracać do szkoły,a że niezbyt ją lubiłam,z wzajemnością  zresztą to było mi smutno.A to  głównie przez tę matematykę.Nie rozumiałam jej,ale też rozumieć nie chciałam.Było bardzo dużo złej woli z mojej strony.I tylko nie wiem czemu jak przyszło  potem,bardzo potem ,po skończeniu jej ,obliczać w jakim stosunku procentowym należy przygotować ciecz ciecz do oprysku roślin to oferowano mi różny alkohol i proszono..................." to pomieszaj mi to z wodą ".A prosili przeważnie prymusy z matematyki i jednocześnie działkowcy.Przez te dwa tygodnie pozostawało korzystać z uroków lata i swobody  najczęściej na podwórku lub nad rzeką Ner.Nad Nerem, który jeszcze wtedy "toczył" czyste wody.I można  było w nim się kąpać  I nie wiem jak te małe rynki naprawdę się nazywały ale wszyscy w Rudzie mówili na nie  źgajki.Myślę,że były to kiełbiki.Zatem te źgajki,kiełbiki łapało się do butelek jak już zostały opróżnione   z kompotu rabarbarowego i podglądało  jak w tych butelkach pływają.:Potem wypuszczało się je na wolność.Albo na podwórku graliśmy w" klasy" i w  "komórki do wynajęcia".Kto  teraz zna te zabawy?A obok nas też na podwórku siadły  sąsiadki na stołeczkach z różnymi miskami i miseczkami  i drylowały śliwki,ale nie na powidła. Na powidła to dopiero we wrześniu z późnych węgierek.Teraz drylowały na kompoty i na marynaty.Przepisy "krążyły" i ja także je pamiętam,że na 2 kg  wydrylowanych śliwek brało się 1 kg cukru i 1 szklankę octu i kilka goździków.Po zagotowaniu tego syropu ,wrzucało się śliwki  [ nie mogły być zbyt miękkie ]
 i pozostawiano do wystudzenia do następnego dnia.Następnego dnia podgrzewano ,zagotowywano i ponownie studzono i tak  co najmniej  przez pięć dni.Gorące wlewano do dużych słojów, lub garnków kamiennych.Nie musiały  byś szczelnie zamknięte.Nie psuły się bowiem bo były odparowane. I tak to robię i teraz a smak i konsystencja śliwek jest podobna do rodzynków.Tak opisują  te śliwki niektórzy.

Chyba drodzy moi  macie  dość na dziś.Jest godz. 11.45,

No - to teraz coś lekkiego ,coś całkiem ,bardzo,zupełnie lekkiego.Powspominam sobie - a co? Zatem....................JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO ?
A - NEKROZY ?, co to takiego?Nekrozy - to zawsze - tylko i wyłącznie zamieranie komórek.Ale to zamieranie może mieć miejsce w różnych częściach rośliny.Ot - choćby gumozowanie  ,tak czeto spotykane na brzoskwiniach i nektarynach .Właściwie , nie powinnam pisać  "i" bo nektaryna to też brzoskwinia.W wyniku  wycieków gumy  ,kojarzonego często z żywicą pozostaje martwa tkanka na pędach drzewa i to jest właśnie NEKROZA.Ale także mogą nekrozy wystąpić na liściach owocach i korzeniach.Przykłady :proszę bardzo:pożółkłe martwe  liście po wystąpieniu np.drobnej plamistości liści na wiśniach  ,także parch jabłoni,parch gruszy i po zarazie ogniowej i martwe liście  po wystąpieniu  zarazy ziemniaka na pomidorach,po szarej pleśni na roślinach ozdobnych,kanciastej plamistości na ogórkach itp.A nekrozy na owocach to choćby  brunatna zgnilizna  i inne.A nekrozy na korzeniach powodowane często przez człowieka przy zbyt głębokim pieleniu  ,ale też uszkodzenia  korzeni przez szkodniki i tu mam na myśli np. przezierniki i inne które to,przecież przez korzenia dostają się do roślin.I w tym miejscu sprawę  NEKROZ ,wyjaśniłam,tak mi się wydaje.Zawsze jest to zamieranie tkanek.Ale dobrze jest wiedzieć jakich i gdzie i jeszcze lepiej umieć je rozpoznawać : bo np.zapadnięta martwa kora na pniu jabłoni to zgorzel kory ,a jeżeli wokół rany są zgrubienia,wypukłości i narośla to jest to rak kory.
No - nie wiem,nie wiem,czy zbytnio się  nie zapuściłam w głąb tej tematyki?Jak myślicie drodzy moi Czytelnicy.?
 W końcu lat 70,ątych bardzo często stwierdzić można było  chorobę śliw i jabłoni objawiającą się srebrzystością liści.Teraz jej  nie spotykam  i to bardzo dobrze,że nie.Jest to choroba pochodzenia grzybowego.Opis - jak to się dzieje,że liście nagle robią się srebrzyste jest dość skomplikowany,a że nie występuje już prawie,pozwolę sobie od tego opisu odstąpić.A właściwie   - nie .Proszę bardzo,ale uprzedzam,że jest to dość skomplikowane."Blaszki liściowe przybierają srebrzyste zabarwienie na skutek odstawania skórki od  warstw miękiszu palisadowego.Przestrzeń tę,wypełnia z czasem powietrze i to powoduje efekt świetlny [srebrzystość]"To z moich notatek i tego chciałam początkowo Państwu oszczędzić.Ale co tam,raz nie zawsze.
Wracam do typowych  chorób .Typowych na roślinach ozdobnych ,warzywnych i sadowniczych.Jaki jest obraz takiej chorej rośliny?Jak wygląda?
A -  tymczasem  warto poznać choroby roślin.Tych ,występujących,rosnących na działkach.W tym momencie przypominam sobie taki fakt:Były to lata "wczesny Gierek".Powstawało wtedy wiele nowych ogrodów działkowych.Na jednym z nich,działkowcy mieli poważny kłopot,bo już drugi rok nie uzyskiwali plonów z fasoli.Obojętne jaka ona  by nie była,czy na suche ziarno,czy szparagowa.Rośliny kwitły,lecz strąki się nie zawiązywały.Pomimo świeżo nabytej wiedzy w tym temacie nie potrafiłam tego problemu rozwiązać.Inne osoby także.Nie ma fasola takiego szkodnika,ani choroby,które by powodowały tak drastyczne zachowanie jej.Jednak po pewnym czasie przyszło mi do głowy ,by zorientować się,by się dowiedzieć,co na tym terenie rosło przed założeniem ogrodu.A rosły tam zboża,ziemniaki ,ale też wyka peluszka seradela  i łubin.Otóż - jest taki szkodnik  roślin strączkowych np. łubinu,występujący na terenach rolnych.Pod postacią poczwarki  jest w glebie przez zimę ,a wiosną ,już jako dorosły osobnik uszkadza kwiaty  łubinu  ,niszcząc , je co automatycznie  powoduje niezawiązywanie nasion [strąków].Pola z tym szkodnikiem dostali działkowcy.On , zaś nie  mając innych strączkowych ,niszczył fasolę.Ot - i cała historia.
Ale nie tak  łatwo było do tego dojść ,bowiem to nie był szkodnik fasoli. To szkodnik nie ogrodniczy ,tylko rolniczy,że tak to nazwę ,a  przecież o rolniczych się nie uczyłam.A piszę o tym ,bowiem często zdarzają się podobne sytuacje,że nagle pojawia się coś  nietypowego dla naszych roślin działkowych.Niejednokrotnie z powodu ich położenia  np. tuz przy lesie,w okolicy mokradeł,lub na terenach rolnych jak to miało miejsce  w opisanym przypadku.
"Dobrze by to było,co drugi dzień święto,a między tym niedziela".polskie.
To przysłowie wybrałam na okoliczność zbliżającego się weekendu.

A - tymczasem co ?...............

czwartek, 11 sierpnia 2016

Czasem nieprawidłowy wygląd liści tłumaczymy sobie brakami jakichś składników pokarmowych w glebie.Owszem - chloroza [bladość ] może byś spowodowana zaburzeniami  w syntezie zielonego barwnika [chlorofilu] co ma miejsce wówczas gdy brakuje w glebie azotu,żelaza ,a także magnezu.To one" pracują" na ciemnozielony ,zdrowy kolor liści.Niech to nie usypia  jednak naszej czujności ,bo równie dobrze mogą to być inne powody.Bo  - mogą to być plamy na liściach spowodowane przez choroby i wirusy , zwane chlorozami lub żółtaczkami.Gdy plamy nie mają wyraźnie zaznaczonych brzegów,gdy są rozmyte,to jest to mozaika,choroba wirusowa :np  SZARKA [śliwa ] ,lu mozaika wstęgowa   też na śliwie ,ale także na tytoniu i pomidorze.Także ,gdy roślina staje się pożółkła,to nie koniecznie oznacza to brak wody.Może oznaczać,żółtaczkę astrów,lub [ tak,tak ] wiśni.I na tym nie koniec ,bo  także może być [oby jednak nie] drobna plamistość liści jabłoni ,biała plamistość liści gruszy [ nie pomarańczowa ,nie ], czarna plamistość liści róży,bakterioza obwódkowa  fasoli,antraknoza fasoli,opadzina liści porzeczek.Nie jest to miłe co napisałam,zdaję sobie z tego sprawę.Ale czyż musi to wszystko Was spotkać,drodzy moi Czytelnicy?
W zakończeniu informuję,że rozwinięcie tematu już nie dziś,na dziś wystarczy mi tych smutnych przekazów.
Jest godz.12.00
To co teraz zaproponuje , jest mniej optymistyczne w swojej treści.Niemniej jednak dość istotne.Tak uważam,bo skoro bawimy się w ogrodników ,to powinny być nam znane np,powody dla których liście nie maja ,typowego dla danego gatunku wyglądu.
W dosłownym tłumaczeniu [ z greckiego] to: piękny chochoł.Bo też jest piękny.Ponieważ łodyga o długości około 50 cm. zakończona jest   dużym pióropuszem liści podobnie jak u cesarskiej korony,stąd ta  nazwa.Niekiedy zwana też lilią grzywiastą.Oczywiście  - poniżej tego pióropusza z liści usytuowane są kwiaty.To w całości jest nad wyraz urokliwe i niespotykane.I już wiem czemu   o niej wcześniej nie pisałam.Zasugerowałam się dawną , nie istotną dziś radą by cebule  EUKOMISU  wykopywać na zimę.W czasach gdy ja  zdobywałam szlify ogrodnicze ,to było przestrzegane.Ale, że od co najmniej dwudziestu lat zimy już nie takie pozostawia się je w glebie ,a sadzi jesienią.Jednak - ponieważ jest to roślina,której ojczyzną jest Afryka ,okrycia i to solidnego na  zimę wymaga.Udawało mi się ,po okryciu  suchymi liśćmi i podwójnie złożoną  czarną agrowókniną przyciśniętą kamieniami je przez kilka sezonów tak chronić od mrozów.To - i Państwu się uda.A kto nie chce ryzykować może  cebule wykopać jesienią i przechować do wiosny i wiosną posadzić .Ja jednak, staram się podawać sposoby uprawy różnych roślin,także ozdobnych metodą najmniej kłopotliwą.
Gdy pierwszy raz zakwitły na mojej działce  zdobyte z trudem cebule były czymś nowym,zupełnie nie spotykanym i podziwianym.Teraz spotyka się je częściej, a że są podziwiane nadal ,świadczy o tym  ich wystrój,że tak to nazwę.Bo - wyobraźcie sobie: gruby pęd wysokości pół metra cały pokryty [jak kłos ]  żółto zielonymi, jednak bardziej zielonymi w kolorze kwiatami  i do tego z czerwoną obwódką  zakończone pióropuszem wąskich,wąziutkich, liści.Kwitnienie  przypada na koniec czerwca,gdy pełnia lata,gdy działkowców na działkach wielu i gdy spacerują i podglądają ,co tam kwitnie u sąsiadów ,a u sąsiadów to jest u nas coś zupełnie nie spotykanego.Dobrze będzie tak tę roślinę posadzić by wokół niej były jakieś inne niziutkie.Proponuje na szczycie skalniaka.

Tym opisem poprawiłam sobie nieco samopoczucie,które nie jest najlepsze ,a to z powodu pewnego przedsięwzięcia  ,o którym mam nadzieje napisać jak się zakończy,ale dość o mnie.Co tam słychać na działkach? Mniej słychać jak w maju,bo też już niektóre ptaki milkną.To prawidłowość  bo już samice ich nie wysiadują piskląt,zatem nie ma po co śpiewać .A śpiewały,by samiczkom   umilić czas związany z wysiadywaniem.W tym momencie oczami wyobraźni widzę, a właściwie słyszę przyszłych ojców jak przez 9 miesięcy śpiewają swoim ciężarnym żonom.
Myślę i myślę i zupełnie nie potrafi wymyślić usprawiedliwienia dla siebie czemu dotychczas nie poświęciłam nieco czasu takiej pewnej bardzo urokliwej roślinie?Widocznie myślenie to nie moja specjalność.
Tą rośliną jest :EUKOMIS.
"Można zmienić,spodnie suknie,perfumy,postawę - nie zmieni się osobowości."wietnamskie
"Nasza osobowość jest dla nas źródłem nieszczęść,a nieszczęścia kształtują naszą osobowość."wietnamskie.

No - to już teraz wszystko jest jasne.I już wiem czemu taka a nie inna jestem .A Wy, drodzy moi Czytelnicy?
Przysłowia  przysłowiami  a działka "czeka".

środa, 10 sierpnia 2016

Nie opryskuje się już teraz ,ze względu na okres karencji ,żadnych warzyw na których mączniak się pojawił,lub się pojawi...................np. na natce pietruszki ,na liściach dyni,cukinii ,patisona ,kabaczka,a być może także ogórka.Jednak tego ,nieco później.Lepiej  zrezygnować z plonu ,jak decydować się na konsumpcję warzyw zawierających choćby ślady środków chemicznych.

Jest godz. 12.15.I to tyle na dziś.
Porażone mączniakiem  liście spotkać też  można na floksach ,a że przekwitły już ,bez żalu wycinamy je przy samej ziemi . Niestety białe plamy pojawić się mogą, ,także na będących przed kwitnieniem dąbkach ,marcinkach itp.Jeżeli decydujemy się na oprysk chemiczny to można nim także  potraktować te ozdobne .

Tylko przypadkiem. rozpędzeni w  pracy ,w działaniu nie opryskajmy.........................
Na działce mączniaka spotkać można na końcach pędów niektórych odmian jabłoni.Niektórych na szczęście.Najbardziej podatna jest inflancka żółta ,zwana przez Państwa  po prostu ,papierówką.Jak się zachować w tej sytuacji.?Bardzo prosto: zlikwidować źródło choroby to jest obciąć zaatakowane przez chorobę końcówki pędów jabłoni.Podobnie należy postąpić ,gdy zauważymy mączniaka  na agreście,lub porzeczce.Aha  ! - tych pędów,tych gałązek nie daje się na kompost.Nieco gorzej przedstawia się sprawa ,gdy na niektórych krzewach ozdobnych mączniak się pojawi,bo wówczas opanowuje cały krzew, nie tylko jego końcówki.No - także nie wszystkie krzewy są podatne na tę chorobę,ale niektóre tak.Nie ma na co czekać.Należy zastosować oprysk przeciw chorobie .Kiedyś bardzo "modny " był Siarkol, lub Saprol.Myślę ,że teraz są już jakieś nowsze preparaty.A czemu należy to zrobić.? Odpowiem tak.Nie powinno się pozostawiać na zimę tak porażonych krzewów,bo wbrew mniemaniu ,nie zginie mączniak od mrozu i da nowe pokolenie w przyszłym sezonie.A po trzech,czterech latach krzew umrze.Zamęczy go ta choroba.

Gdzie jeszcze na działce go szukać?
Jak pada deszcz to się nie pali,Jednak zależy co.Wracając do spraw działkowych.Oczywiście - jest potrzebny deszcz,spokojny,umiarkowany, na działce - zawsze.Teraz też.Powoduje wzrost i warzyw i późnych owoców,takich jak jabłka,gruszki i śliwki.Ale uwaga!  O tej porze tj. w drugiej połowie lata powoduje powstawanie chorób grzybowych  ,a szczególnie MĄCZNIAKA  WŁAŚCIWEGO. W tym miejscu jestem absolutnie pewna,że na każdej działce go spotkam.Że spotkam na różnych roślinach od ozdobnych począwszy przez  warzywne na owocowych drzewach skończywszy.Mączniak właściwy ,to szare lub białe plamy na liściach.Takim wskaźnikiem dla mnie jest pojawienie się go na krzewach rosnących przy ul Bydgoskiej 15 , blisko Lutomierskiej .W Łodzi, niestety w Łodzi, ale kto pilny zauważy tę chorobę być może na klombach,czy skwerach, w pobliżu swoich miejsc zamieszkania.
A na działce?.....................
Coś się mojemu komputerowi nie podoba.Chyba to,że pada deszcz.Ale - właśnie......... ..deszcz.
"Gdy w świecie zamieszanie,pojawiają się natychmiast  bohaterowie."japońskie.
O ! - to,to ,chciałoby się powiedzieć i dodać,nie tylko w świecie,także w kraju ,mieście i gminie.

A  tymczasem ogórki kisną i niech mnie nikt nie usiłuje  przekonać ,że te kupne też są dobre.Owszem - bywają,ale zawsze są bardziej słone.Znam osobę ,która przed  konsumpcją  moczy je  jedną dobę w wodzie ,by były mniej słone.Te kupne.muszą być bardziej słone,by nie spowodować ryzyka zepsucia się produktu.Onegdaj,bardzo onegdaj kiszono ogórki w beczkach dębowych  nie plastikowych i takie beczki topiono w stawach.Dosłownie - topiono.Woda wewnątrz i zewnątrz  powodowała ,że drewno pęczniało ,zatem były ogórki jakby w konserwie,żadnego dostępu ani  wody,ani powietrza.Takie beczki wyławiano wiosną "jak puściły lody"..................tak mawiano .I to dopiero wtedy  było pyszne ,przepyszne.Miały smak jakby dopiero były zakiszone.Przy takim sposobie  kiszenia można było sobie pozwolić na mniejszą  zawartość soli.Ale może paść pytanie..........................jak je z tego stawu z tej wody wyjmowano?Otóż,przy pomocy pewnego narzędzia służącego strażakom.Przy pomocy  bosaka .Bosak to taki długi ,gruby kij z hakiem na końcu,który onegdaj był bardzo potrzebny przy gaszeniu ,szczególnie drewnianych budowli :domu,obory,stodoły by, jak mawiają Oni tj. dzielni chłopcy,znani mi ze swojego bohaterstwa i oddania strażacy.A mawiają  tak : "By oddzielić to co się pali ,od tego co się nie pali,by się nie zapaliło to co się nie pali od tego co się pali".Cytowałam kiedyś to powiedzonko i jak mało  kto ,mam do tego prawo po 25 latach służby.Służby ,nie pracy,bo tak się to zwie.A przy okazji pozdrawiam wszystkich funkcjonariuszy pożarnictwa i wszystkich strażaków ochotników.

No - i znowu się rozpisałam,a tu sprawy działkowe czekają.

wtorek, 9 sierpnia 2016

Aha ! - informacja podana przeze mnie przed momentem dotyczy wszystkich owoców i warzyw.Jeżeli chodzi o warzywa rzadko kiedy przeznacza się do konsumpcji  zepsute.Co innego  może być  nieprawidłowe w ich spożywaniu .Nieprawidłowe jest spożywanie surówek wykonanych dzień wcześniej,bowiem po upływie jednej doby od rozdrobnienia warzyw ginie ponad 50 % witamin.
Jest godz. 12.30.
Ostrzegam Was ,Drodzy moi Czytelnicy.Nie wykorzystujcie" spadów" owoców .Jeżeli na jabłku np.jest gnilna plama,to to jabłko nie nadaje się,ani do zjedzenia na surowo,ani do,przetworzenia w jakiejkolwiek formie.Ta plama bowiem,to nie tylko jabłko zepsute w tym miejscu,gdzie ona jest.To jabłko  jest całe zepsute,bowiem spod niej ,spod tej plamy sięga w głąb miąższu,tego pozornie zdrowego  owocu  PATULINA  [ jeżeli nie mylę nazwy].Ma ona właściwości rakotwórcze.Zatem spady z plamami winny być wyniesione z działki.Nie dawać ich na kompost.Owszem, spady mogą być ,ale te bez plam.
Można także pokusić się,o zakiszenie ogórków na zimę z przeznaczeniem na zupę.Sposób podobny jak poprzedni z tym,że ogórki należy zetrzeć na tarce o grubych oczkach i też dodać czosnku i  zielonego koperku.Kto nigdy takiej zupy ,z tak  przyrządzonych ogórków nie jadł ,to nawet nie wyobraża sobie jak jest smaczna.Ja preferuję utarcie ogórków obranych ze skórki Zupa będzie znacznie delikatniejsza i będzie przypominać ,zupę krem .A jeżeli jeszcze  ogórki  po wyjęciu ze słoika prużyć będziemy przez kilka   minut z masłem to już bardziej luksusowej zupy na świecie nie ma.Onegdaj podawałam sposób jej wykonania, i by  zamiast wywaru  z mięsa ,gotować wywar tylko na włoszczyźnie ,   dodać ogórki ,te z masłem ,śmietanę i na koniec maleńkie pulpeciki z  mielonego mięsa,doprawionego jak na kotlety.Na gotującą się powoli zupę ogórkową już doprawioną wszystkim co trzeba wkłada się do niej maleńkie pulpeciki robione łyżeczka od herbaty.Nie powinno ich być zbyt dużo.Zupa nie  może być gęsta,bowiem dodaje się do niej grzanki i sos czosnkowy,lub szczypiorkowy ,lub serowy.To jest  :,np serowy ! 1 szklanka tartego sera 1 szklanka jogurtu ,sól cukier do smaku,ewentualnie drobno posiekana natka pietruszki.A czosnkowy [ ten preferuję najbardziej].2 jaja ugotowane na twardo posiekane i dodać 4 ząbki czosnku przeciśnięte przez praskę  sól cukier ,natka pietruszki.Tymi sosami smaruje się grzanki i popija zupą ogórkową wykwintną  z pulpecikami podaną w kokilkach.

No - widzicie,i znowu tego za wiele.Tym bardziej,że już kiedyś podawałam ten przepis .

 A ze spraw działkowych pozostało mi dziś......................
Ten drugi sposób,to ogórki na raz !!! w małych słoiczkach.A robię je tak: Np. 3 kg ogórków po dokładnym umyciu szatkuję na plasterki , do tego  dodaję dwie duże główki czosnku przeciśnięte przez praskę  i dwa pęczki zielonego koperku drobno pokrojonego.Wszystko mieszam  z 3   łyżkami  [ nie czubate ] soli.Miech tak postoi to kilka godzin .Po tym czasie "upycham "w słoiczki i zalewam płynem który powstał w wyniku działania soli.Zamykam i dalej postępuję jak w poprzednim przepisie.Moja rada :By ząbki czosnku dobrze się obierały,należy je namoczyć [ząbki nie główki ] w wodzie na 2,3 godz..

Ale,ale...................
Wiecie co ?...............jestem niereformowalna.Miały być trzy zdania ,z co wyszło?Nie na próżno kiedyś jeden ze słuchaczy na moim kursie radził drugiemu.............."Nie dopytuj się ,bo jak zacznie tłumaczyć to wyjdziemy po północy".

Teraz ,ten drugi sposób kiszenia.Na szczęście jest tak prosty,że rozpisywać  się o tym sposobie nie  ma potrzeby. 
Zanim przejdę do spraw działkowych ,napiszę to:Właśnie kisze ogórki na zimę.Jedne tradycyjnym sposobem,drugie nie tradycyjnym.
Ten tradycyjny sposób chyba już podawałam Państwu kiedyś ,zatem dziś tylko przypomnę że :Ważne jest by ogórki nie były PRZENAWOŻONE AZOTEM.Bo co spytacie ,byś może ?, bo takie do,zakiszenia  na zimę się nie nadają,bo po miesiącu od zakiszenia robią się miękkie,robią się "kapcie" jak mawia moja koleżanka.Cóż kiedy takie trudno jest rozpoznać.Ale,ale jest na to pewna rada.Warto wiedzieć kiedy hodowcy nawozem je podsypują .Wtedy gdy jest początek plonowania ,by uzyskać wyższy plon i wyższą cenę.Teraz już  zostawiają je same sobie  [na szczęście].Zatem - jaki z tego wniosek?.Najlepiej kisić ogórki na zimę te które urosły "bez popędzania",bez  intensywnego nawożenia  co ma miejsce w sierpniu im póżniej w sierpniu ,tym lepiej.To jedno : a drugie to woda.Woda winna być" wysokiej klasy",że tak to nazwę.Warto kupić mineralną niegazowaną i taką użyć do kiszenia, bez zawartości jodu .Sól także powinna być niejodowana [ 1 niepełna łyżka na 1 l wody].Ogórki w słoiku ułożone ciasno  "na baczność"Zawsze tak ,by łatwo po  nich spływały wszelkie osady powstałe w wyniku kiszenia.Niech te osady ,te zmętnienia leżą na dnie.Bo co ? bo to ,że w taki sposób nie maja możliwości uszkadzać ogórków,bo to mętnienie  wody to jest czas bitwy bakterii : Bakterii gnilnych i bakterii kiszących.Wartość konsumpcyjna ogórków zależy  od tego kto tę  wojnę wygra.Oby bakterie kiszące , w wyniku  ich działań powstaje kwas mlekowy,najlepszy z konserwantów.Pomóżmy też bakteriom kiszącym ,dodając czosnku i korzeni chrzanu [ nie liście [.One to zabijają bakterie gnilne.Pozostałe dodatki są wskazane dla poprawienia smaku i zapachu.I jeszcze to :Po zakiszeniu  należy jak najmniej ruszać słoikami.Postawić je w miejsce  niezbyt ciepłe ,by kisły powoli.Jak już ukisną co poznaje się po tym że przestają "kipieć"  [5 do 7 dni] ustawiamy je na miejsce stałe i już nie ruszamy.Po jakimś czasie woda w słoikach zrobi się klarowna ,tylko na dnie będzie warstwa osadu.Ta warstwa osadu,to",poległe w boju" - martwe ,więc nie groźne ,bakterie gnilne.
"Głębię duszy mierzymy wysokością  myśli."greckie.
Krótkie ,a jakże treściwe to przysłowie - wiadomo greckie.Grecja ,kolebka mądrości.

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Z pewnych,niezależnych ode mnie powodów,to tylko tyle na dziś.Jest godz.11.55.
A co jeszcze o tej porze można zauważyć na działce? Jakie szkodniki.Tym razem nie szkodniki warzyw  a  krzewów jagodowych.Można zauważyć np. [niechby jednak nie ] zasychające pędy malin,szczególnie tych tradycyjnych tj. będących już po owocowaniu i pędów porzeczek.Groźna choroba grzybowa malin tradycyjnych o nazwie :ZAMIERANIE PĘDÓW ,nie o tej porze się objawia.Objawia się raczej wiosną.Zatem co ? Zatem - najpewniej  są to PRZEZIERNIKI.To ich gąsienice wyjadły środki pędów,a jak wyjedzą to pęd zasycha co jest oczywistą oczywistością ,cytując w tym miejscu pewnego klasyka.Takie pędy należy bezzwłocznie wyciąć,a kto jest bardzo ciekawy niech przekroi je wzdłuż  ,to zobaczy wyjedzone środki,odchody ,a może i samą gąsienice.Ten fitosanitarny zabieg  jest w brew pozorom bardzo ważny ,bowiem usuwając  zasychające pędy uniemożliwiamy  temu szkodnikowi dalsze niszczycielskie działanie.Bo wiecie co ? Bo one wychodzą z jednego pędu i przez korzenie dostają się do nowego.Dla tych którzy preferują  ochronę chemiczną mam informację następującej treści.:............są preparaty doglebowe  niszczące różne szkodniki przebywające w glebie ,także i PRZEZIERNIKI.
Okrągłe otwory w suchych ziarnach grochu,boby lub fasoli oznacza nieomylnie ,że  to  jest obecności :STRĄKOWCÓW.
To stadium larwalne tego szkodnika ,które  jedzą i jedzą i jedzą ziarna czego wcale nie jesteśmy świadomi  bo wyrządzanych szkód na  razie nie widać.Dopiero jak najedzone do syta gąsienice  uznają że już są dorosłe i że czas najwyższy  zamienić się w żuczka ,w chrząszcza ,wówczas wycinają  w skórce nasienia,tj  suchego ziarna okrąglutki, malutki otwór,niby okienka i wydostaje się na zewnątrz.Ciągle jednak pozostaje pytanie ........ale skąd  ten szkodnik się tam wziął? Teraz,własnie teraz,dorosłe osobniki przekłuwają strąki  rosnącej np. fasoli i trafiając na ziarno składają na to ziarnie,na jego powierzchni jajo i pokrywają je jakby folią .Niektórzy mówią jakby to jajo było za małą szybką.I co ? i co dalej.Proszę sobie wyobrazić ,że dalej nic.Ot- takie przyklejone sobie jest i albo natrafi na korzystne warunki i ze złożonego jaja wylegnie się gąsienica,albo nie..Aby było to :albo nie należy przez cztery miesiące przechowywać nasiona do siewu,czy ziarna do spożycia w  niskiej temperaturze,poniżej + 7 stopni,np. w piwnicy, w domku na działce ,w garażu itp.Te  miesiące to : listopad,grudzień,styczeń i luty, bo to jest czas w którym do wylęgu ze złożonych jaj dochodzi,lub nie.W marcu wyschnięte ,martwe jaja odpadają od ziaren i po sprawie .Tyle i aż tyle możemy zrobić,by dysponować zdrowymi, ziarnami ,szczególnie jeżeli chcemy je przeznaczyć do przyszłorocznych siewów.Do konsumpcji także winny być ,bez szkodnika i dla pewności niektórzy zapobiegają wylęgowi przetrzymując je  przez kilka dni w zamrażalniku.:Podobno jest to skuteczne.
W grudniu,a być może w styczniu opisywałam pewne zdarzenie.Pewne zdarzenie w pewnej kuchni.W kuchni tej w dużych ilościach pojawiły się małe czarne żuczki.I co - ? I kłopot ,skąd się biorą.Gospodyni podejrzewała ,że biorą się z mąki.Lecz nie.Jakież było jej zdziwienie,gdy zapytałam o ziarna grochu,bobu,lub fasoli.I jeszcze większe jak po otwarciu woreczka z fasolą pojawiły się małe czarne żuki w ogromnej masie.Niczym  samoloty RAF - u nad Berlinem w 1945 r.Było od  nich czarno wokół [od żuczków oczywiście ].Skąd one się tam wzięły?I choć nie mamy zbyt wielkiego wpływu na ich występowanie warto wiedzieć skąd ?
"Pierwszym warunkiem szczęścia jest rozsądek".greckie.
No - proszę ,jak to człowiek samego siebie nie zna.Wydawało mi się dotychczas,że jestem rozsądna,a tu okazało się,że nie.W przeciwnym bowiem razie byłabym szczęśliwa ,a tak nie jest.

Zostawiając na boku brak szczęścia wyjaśniam co następuje............................

niedziela, 7 sierpnia 2016

Do ryżu na sypko,lub kaszy gryczanej .Wyśmienicie się komponują   kotleciki
 z fileta.Wiem,wiem,jak czytacie kotleciki i do tego mielone,to natychmiast  nie macie na nie ochoty ,bo mdłe,bo nijakie.Ale tak  nie musi być.Proponuję około 70 dkg zmielonego  fileta drobiowego  wzmocnić lepiszczem pod postacią  kawałka słodkiej bułki,lub chałki [1 grubszy plaster } namoczonej  w mleku i odciśniętej  i do tego należy dodać,także zmielone przez maszynkę usmażone na rumiano pieczarki tak około 2 szklanek i 1 jajo.,Dodać sól i pieprz [koniecznie] i wymieszać.Gdy za rzadkie dodać mielonej bułki.Formować małe  kotleciki które po upieczeniu ułożyć na półmisku i dać na nie usmażone, w większej ilości,przyrumienione pieczarki.Sprawdźcie ,czy nie będzie miało to powodzenia?Gwarantuję ,że tak.

 Uwaga na koniec.Filet drobiowy źle się mieli.Należy do maszynki wkładać małe kawałki.

S m a c z n e g o
Tę informacje kieruje do starszych Pań,takich w moim wieku.A dla czego do starszych  i dla czego Pań? Bo to właśnie  one są bardzo podatne na tę cywilizacyjną chorobę.To im się robią "dziury"w kościach.Jednym z czynników który to powoduje,są zawarte w  wysoko przetworzonej żywności fosforany.Nawet w najbardziej luksusowej wędlinie i  w tym  żółtym,twardym,drogim serze.To one,poza procesem starzenia ,zmniejszają zawartość wapnia w naszych kościach.To , czemu ,te fosforany tam są ? Są tam bo bardzo łatwo wiążą tłuszcz i wodę. Wyobraźcie sobie,że  1 kg surowego schabu ,po upieczeniu z dodatkiem specjalnych przypraw w których są fosforany po upieczeniu waży kilkanaście dkg. więcej ,a upieczony w domu waży  o około 20 dkg .mniej.Widzicie jakie to cuda się dzieją przy przetwarzaniu ?Zatem ,może warto przetwarzać ,choćby czasem, w domu ,samemu ?Może czasem fruwający groszek ,a czasem schab,który też może być w galarecie.

No - dobrze....................niech już będzie  to dzisiejsze spotkanie z Państwem ,tylko o kulinariach.
FRUWAJĄCY  GROSZEK..A robi się go tak :
Należy 6,7 szt.skrzydełek drobiowych,kurzych ,lud 2,3 indycze zalać wodą .Tak małą ilością  by tylko nią były pokryte ,posolić dać pęczek włoszczyzny i niech na wolnym ogniu gotuje się to około jednej godziny.Wody nie dolewać.Im mniej jej ,tym lepiej.Po tym czasie przelać wszystko  przez sito  niech przestygnie na sicie i  włoszczyzna i skrzydełka.Gdy już są wystudzone należy  oddzielić mięso od kości  i pokroić  je na małe kawałki.Włożyć do rosołu w którym się gotowało. Także pokroić w kostkę ugotowaną włoszczyznę za wyjątkiem pora.Otworzyć puszkę zielonego groszku ,odlać wodę i dodać do mięsa i rosołu.Także dwie łyżki posiekanego koperku .Wymieszać,ewentualnie dosolić i ponakładać w nieduże filiżanki,lub kokilki.Zawarta w skrzydłach żelatyna spowoduje że powstanie z tego galaretka.Teraz ,na półmisku poukładać porwane listki salaty i wyłożyć na nie,apetycznie wyglądającą galaretkę . Jest to wyśmienite danie na kolację,lub zamiast drugiego dania na obiad z tym,że na obiad radzę podać do tego grzanki i majonez..Nie będę zapewniać,że to jest dobre,bo mówi samo za siebie.A przy okazji zaobserwowałam,że dzieci i młodzież lubią ładnie i apetycznie podane dania.A jak mama zrobi im do tego jeszcze ich drugą ulubioną surówkę ,to już nic lepszego nie może ich spotkać.

A ta surówka - [podawałam chyba już kiedyś sposób  jej wykonania] to tylko : strugana ,strugaczką do jarzyn marchew w długie cienkie i śmieszna ,jak mówią oni, wiórki z tartym chrzanem  tartym serem ,cukrem , solą i gęstym jogurtem lub śmietaną.

A,dla czego "fruwający groszek"?..........z powodu skrzydełek, oczywiście.
Bardzo też lubią chrząstki ,na które w galaretce czasem trafiają - i to jest dobrze,że lubią i że te chrząstki tam są,że nie "wydłubują" i nie pozostawiają na talerzu jak niektórzy dorośli,którzy w prawdzie cierpią na osteoporozę ,ale leku na nią nie zjedzą,  o!  -  nie.Chłopcom kości rosną i  chrząstki biorą w tym rośnięciu czynny udział.

A jeżeli chodzi o osteoporozę...............to taka króciutka informacja................;
A oto przysłowie,które moja koleżanka dość często cytuje swoim synom :
"Chłopak zuch - robi za jednego,a je za dwóch".podobno polskie.
Wczoraj podałam Państwu przepis na surówkę z surowego groszku  z marchewką,którą bardzo lubią.W związku z tym,że jak większość młodych dużo czasu spędzają przed komputerem poradziłam jej by dawała im często,jak najczęściej bogaty w selen ,groszek. Na szczęście nie grymaszą.Gdy byli młodsi ,bardzo lubili dania o dziwnych nazwach.Zatem wymyśliłam ............