sobota, 28 listopada 2015

TAK TO ONEGDAJ BYWAŁO.W soboty rodzice pracowali,bo były to normalne dni pracy.Jak  nie chodziło się do Walusia,a chodziłyśmy wtedy gdy pracował na pierwszą zmianę,wtedy już po 
13 ej był w domu.A wszystkie zakłady produkcyjne pracowały na trzy zmiany:pierwsza od 5 ej do 13 ej,druga od 13 ej do 21 ej i trzecia od 21 ej do 5 rano.Takie to były czasy.Zatem jak nie u Walusia,to w domu po szkole należało rozpalić w piecu w kuchni.Byłam dzieckiem i jakoś nikt się nie martwił,że pożar wzniecę.Oj !było się szybciej dorosłym,było.Po rozpaleniu w piecu , jak to była sobota tak jak dziś jeszcze przed powrotem rodziców trzepałam chodniczki i wycierałam na mokro podłogi w pokojach.Nie, nie,żadnych odkurzaczy nie było.Potem obierałam ziemniaki i włoszczyznę,zgodnie z tym co było napisane na kartce.Potem wracała mam i dawała mi garnuszek i pieniądze i polecenie "idź do Beksińskiej po śmietanę".O paczkowanej i butelkowanej nikt nie słyszał.Było to nawet dobre na swój sposób,bo wracając ze śmietaną w garnuszku,coś tam zawsze obliznęłam.....................nie przyznając się oczywiście do tego.U pani Beksińskiej kupowało się też drewno na podpałkę.Były to smolne szczapy 3,4,lub pięć związane słomą.W domu tasakiem rąbało się je jeszcze na mniejsze i jako pierwsze "szły "do pieca.To ta smolność powodowała ,że się dobrze paliły.Po nich dopiero węgiel.Wszyscy wokół palili w piecach a ja żadnego smogu nie pamiętam.I nie tylko  nie pamiętam.Jego po prostu nie było.W wymienionym sklepie można było zrozumieć dla czego sklep nazywa się sklep.Wchodziło się do niego po schodach,ale w dół ,zatem sklepienie było nisko,tuż nad głową.Śmietana stała w wiaderku z utopioną tam łyżką wazową.Całość przykryta tetrą.Tetra to taki materiał na pieluszki.Wracając z zakupami obiecywałam sobie,że jak urosnę,to kupię tam cały litr śmietany i wypiję na raz.Nie spełniłam tego,a powodów było wiele,ale o tym nie dziś,lecz smak śmietany tamtej pamiętam.
 A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO?................słów kilka tylko dziś.
A tymczasem ,na działkach jeszcze być może prace,których nie wykonano wcześniej.Może jeszcze nie sprzątnięto wszystkich warzyw ,jak to się kiedyż mówiło "z pola".Jeżeli mróz ich nie zniszczył, to jeszcze można to zrobić.Mam na myśli korzeniowe warzywa,bo je sprząta się najpóźniej...........o przepraszam,nie koniecznie.Najpóźniej  to pory zimowe,które mogą zostać na zagonku,obsypane do wysokości  około nawet 4o cm.Pod okryciem wybielą się i będą smaczniejsze.Pozostają też,niektóre kapustne.....................koniecznie ,brukselka i jarmuż  [ po przemrożeniu są smaczniejsze].Może także pozostać na jakiś czas kapusta pekińska,ale też należy ją lekko obsypać.A wykopane korzeniowe ,zabezpieczyć przed mrozem przechowując w wilgotnym piasku w piwnicy.Pamiętam jak przed laty,,było to dawno temu przechowywałam buraki na balkonie.W dużym kamiennym naczyniu przypominającym kształtem beczułkę moje ukochane cylindryczne  ćwikłowe buraki przełożone gazetami,nie marzły.Przechowywały się do wiosny.To wówczas miało sens bo w sprzedaży ich jeszcze nie było.A w ogóle to nie uprawia się na działkach już wielu warzyw a moi słuchacze na spotkaniach informują mnie,że" najładniejsze warzywa są na Zjazdowej"Informuję ,że tam jest hurtownia warzyw.I trochę racji w tym jest,bo niektóre warzywa wymagają specjalnej gleby i ich uprawa na działce może okazać się nieudana..............To tak trochę w ramach usprawiedliwienia się,że nie wszystkiemu mogę zaradzić.Nie zmienię gleby i żadne rady na to nie pomogą,choć raz mój sąsiad Stefan udowodnił ,że może na naszej gliniastej,ciężkiej glebie wyhodować piękną marchew i pietruszkę.Zrobił podwyższony zagon,zabezpieczając jego boki i wsypał tam kilka worków dobrej ziemi ogrodniczej.Pisałam o tym kiedyś.O tak ,to daje rezultaty,ale czy warto?
A na działkach ?..............a na działkach za nie całe 4 miesiące wiosna.A tymczasem...............?
A teraz o pogodzie.Nie wiem jak u Was,ale u mnie w Łodzi jest okropna.Gdyby zmierzyć natężenie światła w skali 1- do 10,przyjmując,że 1,to najciemniej a 10 najwidniej,to dziś  jest minus 5  [-5] i jak tu człowiek,dziecko słońca ma się czuć?

I jeszcze taka refleksja.Ale Uwaga  ! jakiekolwiek podobieństwo do sytuacji w Polsce ,przypadkowe.

" W wojnie domowej linia ognia jest niewidoczna - przechodzi poprzez serca."
Składniki do : STAROPOLSKIEGO PIERNIKA.
1.5 kg mąki.  5 jaj ,75 dkg miodu,3 szklanki cukru,40 dkg .masła,niepełna szklanka mleka [3/4 ],  4  łyżeczki sody oczyszczanej ,4 opakowania aromatów do piernika.

Miód cukier i masło podgrzać,ostudzić,dodać resztę składników i zarobić jak każde inne.Przełożyć do naczynia [nie plastikowego ] i wstawić do lodówki na 4 tygodnie.{Potem wyjąc,ogrzać,bo zimne jest bardzo twarde i wałkować placki .Rozkładać na blachy.Piec do lekkiego zrumienienia.Wystudzić,przełożyć powidłami śliwkowymi,oblać polewą lub lukrem.Udekorować orzechami,kolorową posypką,skórką pomarańczową itp.

Jednak ! jeszcze kilka uwag na temat wykonania.Proponuje zarobić ciasto dając 1 kg mąki,a w razie potrzeby dodawać sukcesywnie ,pozostałe pół kilograma.A czasem też trzeba dodać mąki nieco więcej,bo to od mąki wszystko zależy.Ciasto winno mieć konsystencję makaronowego i by nie potrzeba zbyt dużo siły przy wałkowaniu.Także ja dodaje zamiast kupnych swoje zapachy piernikowe.W młynku do kawy mielę 1 czubatą łyżeczkę goździków i 2 łyżeczki cynamonu.

Piernik natychmiast po upieczeniu jest twardy,ale to krótko trwa.Potem rozpływa się w ustach.

Aha ! minimalny czas trzymania w lodówce :to 20 dni.

Przepraszam,bardzo przepraszam Wszystkich oczekujących na przepis ma PIERNIK STAROPOLSKI.Już spieszę z tym przepisem.

piątek, 27 listopada 2015

Po wizycie księdza z rodzinnych stron Waluś był zadowolony ,bo podobno wspominali czasy dawne,te lepsze,te bez wojny i okrucieństw.Od tej pory dość często wspominał ......"bo w moich stronach"................alb",bo tam gdzie się urodziłem" i tak jakoś wspominał przeszłość,ale my nigdy nie pytałyśmy ani o żonę,ani o dzieci,bliźniaki.Raz tylko wspomniał.............jakby moi synowie żyli ,to mieliby teraz naście już lat.  A po tej gęsiej uczcie pozostały skrzydła.Waluś trzymał je w piwnicy na lodzie.................tak,tak,na lodzie,którym handlowano od wiosny do jesieni.Lód ten rąbano w kawałki na stawach i na rzekach i przechowywano ogromne jego stosy przykryte trocinami i piaskiem.I co z tymi skrzydłami, ?:wszak gęś była pieczona bez nich.Zrobił nam i sobie pyszne danie.Zawsze obiecuje je powtórzyć,tylko gdzie kupić  skrzydła gęsie.Podzielił je na kawałki ,powiedziałabym bezkolizyjnie t.j. w całych częściach z jakich skrzydła się składają.Natarł czosnkiem na kilka godzin i potem włożył do dużego rondla i obrumienił na klarowanym maśle.Wówczas w sprzedaży nie było klarowanego masła,ale gospodynie robiły je same.Potem dodał kilka .no - ze trzy rozdrobnione marchwie i też ze trzy cebule.Dosolił i dodał jeszcze liści laurowych i  angielskiego ziela ,niewiele ,tak po trzy.Prużyło się to około godziny,ale było miękkie i pyszne w smaku lekko słodkawe,co na tamte czasy było jednak czymś niespotykanym.Ale ,ponieważ mięso gęsie jest ciężko strawne ,trawiłam to i trawiłam ,do następnego dnia.Wcale nie chciało mi się jeść.A,może udałoby się odchudzać gęsiną?

I tak myślicie Kochani......................czemu ona tyle o nim pisze?Bo tak dobrych ludzi się po prostu nie spotyka.To tyle na dziś.
Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia i reklamy kuszą ."Kup karpia ,tylko 7.99 kg."I co ,i co z tym karpiem?A przypadkiem nie mrozić go.Kiedyś na spotkaniu z osobą ,która wie co z czym i co do czego dowiedziałam się,że są dwa artykuły spożywcze ,których metodą domową się nie zamraża.Owszem,przemysłową tak,domową nie.A są to właśnie ryby słodkowodne ,a wśród nich karp i surowe grzyby.Ryby tracą swoją konsystencję ,stają się kaszowate, i podobnie grzyby,ale jeszcze te drugie tracą zapach.Zapytałam wówczas,czy można zamrozić karpia smażonego i dowiedziałam się......................."no,ewentualnie" ale towarzyszyło temu wyraźne niezadowolenie i skrzywienie warg.  .Podobno mrożenie metodą przemysłową to wkładanie produktu do temperatury bardzo niskiej,nie osiągalnej w domowych zamrażarkach i wtedy nie tracą one swoich właściwości.Oczywiście znalazły się niedowiarki na sali ,którzy twierdzili,że wcale te mrożone nie różnią się od tych nie mrożonych,ani konsystencją ani smakiem.Wówczas pani prelegent zaproponowała ,by raz zrobić taki eksperyment.Połowę karpia zamrozić na dwa dni ,a drugą połowę przetrzymać nie w zamrażalce ,tylko w lodówce.Po dwu dniach rozmrozić i usmażyć mrożonego i nie mrożonego i spróbować,czy to to samo.Przyznam nie robiłam takiej próby,bo zawsze jadam tylko świeżego,ale może coś w tym jest,bo mojemu bratu  smakowały tylko karpie u mamy a u żony nie......................no i okazało się ,że u mamy zawsze są świeże,,a moja bratowa mrozi,tłumacząc się tym,że tuż przed świętami nie będzie miała czasu na sprawianie karpia.

A czy wiecie Kochani,że są takie kraje w których karp jest rybą niejadalną.

No - jakoś poszło..........to może jeszcze kilka zdań o Walusiu?
Oj nie wiem,nie wiem czy dziś coś mi się uda napisać ,bo...............złośliwość przedmiotów martwych ale spróbuje ,a tymczasem taka refleksja........................
"Żyj tak jakbyś miał umrzeć jutro.Ucz się tak jakbyś miał żyć wiecznie."

A teraz trochę moich sprawdzonych porad praktycznych.Dawno nie pisałam...............prawda?
Przemija ten miesiąc jak wszystkie poprzednie,to może w związku z tym ,takie przysłowie."Słońce ,w końcu listopada ,zwykle mrozy zapowiada."

czwartek, 26 listopada 2015

Nie...............coś za smutne to zakończenie.Może zatem:Anglik przekonuje Polaka,że jego język jest trudniejszy i podaje przykład:"U nas  mówi się Szekspir,a pisze Shaekspeare."Na to Polak :"A u nas mówi się Bolesław Prus,a czyta ,Aleksander Głowacki." I co.............?
Waluś spodziewał się jakiegoś bardzo ważnego gościa.Dowiedział się  o tym od młodego człowieka,który odwiedził go kiedyś, przy nas i pamiętam,że z pewnymi wyrzutami mówił:"no jak można było tak postąpić?.by się ukrywać,by nie podać,komu jak komu,ale nam, swojego   nowego adresu.""Dobrze,że ksiądz Antoni spotkał się z twoim proboszczem i jakoś się zmówili na twój temat".My oczywiście nie wiedziałyśmy o co chodzi,ale dowiedziałyśmy się niebawem.To ksiądz Antoni,proboszcz jakiejś parafii z okolic Kielc,był tym zapowiedzianym gościem.Moja mama zrobiła w miarę możliwości różne przysmaki i była też pieczona,bardzo pachnąca rumiana gęś.Pieczona była w dużej kastroli...................i kto wie o co chodzi?Kastrola,to duże ,podłużne i bardzo ciężkie  naczynie czarne na zewnątrz i białe polewane wewnątrz. W takim piekło się drób.Były mniejsze i większe.Oczywiście jak można się domyślać nas na przyjęciu nie było,ale byli moi rodzice.......................no i dowiedzieli się przeszłości Walusia,bo do tej pory tylko  było wiadomo ..................że przybył z okolić gór Świętokrzyskich,że miał gospodarstwo rolne i zabudowania  które przez okupanta zostały spalone i otrzymał w Rudzie poniemiecki domek z werandą.

A naprawdę to było tak.Waluś był  w partyzantce,tak jak i inni chłopi z jego wsi.Taka wieś wzbudziła zainteresowani okupanta i przekonanie,że chłopi są w lesie.Kobiety i dzieci zabito ,a wieś spalono,ale..............ale właśnie w tym czasie Waluś przyszedł do wsi po chleb dla kolegów.Zrozumiał co się dzieje,że jest obława,więc schował się do przygotowanej do tego ziemianki  i przez szparę widział jak jego żona i dwójka dzieci [ to byli bliźniacy ] zostają rozstrzelani.Jak wrócił do lasu,to go koledzy nie poznali,był zupełnie bielutki,osiwiał w jednym momencie.Chciał potem odebrać sobie życie ,ale mu nie pozwolono.A wszystko to opowiedział ksiądz proboszcz z jego byłej parafii,który go szukał 3 lata i bardzo się ucieszył jak znalazł.I jeszcze raz okazało się jakim był skromnym człowiekiem. I to on z żoną i dziećmi był tym brunetem ze zdjęcia które oglądałyśmy wcześniej. Ale czy to wszystko o nim................nie wiem?ale wszystko na dziś.O ! trochę czuje się smutna ,bo Jemu nikt nie podziękował,a byłoby za co.
Czas upływał ,Waluś jakoś się "pozbierał".Już nawet uśmiechał się czasem i gościł nas. Zimą często robił  placki makowe.Ponieważ miał kury ,to także miał jaja,a w ogródku,wiosną posypywał mak,gdzie popadło,bo to podobno wróży dobre urodzaje.Wyrastały makówki i wcale nie było ich tak mało.I to nasze zadanie,by z tych makówek wysypać mak.Zagniatał ciasto jak na makaron, z jajami co to miały pomarańczowe ,słoneczne żółtka.Do niego dodawał mak.Rozwałkowywał i piekł cienkie placki na wierzchu na piecu.Nie mogłyśmy się doczekać aż się upieką.Często były we wzorek fajerkowy. Podobne do dzisiejszej macy,tyle,że z makiem.A dla młodych czytelników,wyjaśnienie :fajerki to takie krążki z których składał się między innymi wierzch kuchennego pieca.To,po zdjęciu ich dokładało się przez powstały otwór  opał.I tak to spędzało się czas po lekcjach,po szkole ,bo tamtędy prowadziła droga ze szkoły do domu.Czasem moja mama,ale to bardzo czasem odwiedzała nas i przynosiła jakąś zupę dla wszystkich,w takim garnku,których teraz nie ma.Miały kształt zwężający się ku dołowi i właśnie po zdjęciu iluś fajerek wstawiało się garnek ,czasem  nawet do jego jednej trzeciej w głąb ,do pieca.Zawsze też jego boki były brudne od sadzy,po prostu czarne i należało z takim garnkiem wyjść na dwór i wyszorować go tartą cegłą. Proszek ceglany był w walce z okopceniem bardzo skuteczny,na co pewna sąsiadka Walusia mówiła,że garnek jest umurzony.No cóż skojarzenia bywają różne.Ale ja właśnie chciałam napisać o prośbie jaką wystosował Waluś  do mojej mamy".Jak mi pani  nie pomoże ,to kto"?

I o tym za moment.
To zrobione,tamto zrobione,to co by tu jeszcze wykonać na działce?.A może jeszcze sprawdzić czy na pewno   nigdzie dach nie przecieka?,czy są drożne przewody odpowietrzające ,wszystkie,a szczególnie te pod podłogą.Firanki i zasłonki warto zdjąć i zabrać do domu ,bo wiosną będą brzydko pachniały.Dobry gospodarz,to taki,który narzędzia ogrodnicze,przed zimą myje suszy i części metalowe natłuszcza czymkolwiek .Może to być zużyty olej silnikowy,który też nadaje się do naoliwienia zamków i kłódek.Dla dokładniejszego i wygodniejszego naoliwienia proponuje użyć strzykawki .Ale,uwaga ! bo zdaje mi się,że zamków "Gerda" się nie oliwi.

A teraz................
DOBROĆ.
"Dobroć pełza tam,gdzie nie może iść."Dobroć nie odpoczywa".Tak mnie jakoś naszło,bo ktoś dobry przydałby mi się.Stąd takiej treści przysłowia..

A teraz już w paru słowach o działce.........bo potem...........

środa, 25 listopada 2015

A teraz ,przepraszam TYCH WSZYSTKICH, którzy czekają  na c.d .o Walusiu.Tak dziś się mi złożyło,że za późno usiadłam do komputera,a tu trzeba zrobić ciasto na świąteczny staropolski piernik,bo to ciasto musi poleżeć w lodówce surowe  4 tygodnie.Przepis znajdziecie we wcześniejszych blogach,ale jutro postaram się jeszcze raz go podać,bo zamierzam wcześniej tu się pojawić.

A co do Walusia,to dziś tylko tyle,że te przykrości co go spotkały ,to jakoś uporał się z nimi,ale za to co my pozytywnego dowiedzieliśmy się o nim,od pewnej osoby pochodzącej z jego rodzinnych stron,to dopiero jest ciekawe.
Czy już  są zabezpieczone od mrozu rośliny ciepłolubne?Czy usypane kopczyki wokół róż.Jeżeli jeszcze nie ,to nic się nie stało.Można to zrobić w najbliższym czasie,bo powszechnie wiadomo,że lepiej za późno jak za wcześnie ,bowiem kilka nocy z temperaturą poniżej zera nie zaszkodzi  różom tak jak zaparowanie obsypanej zbyt wcześnie kory  na ich pędach.A skoro jestem przy różach,to KOCHANI,NIC TERAZ NIE OBCINACIE.Wszystkie pędy pozostają na zimę bo  nie wiadomo  ile z nich i do jakiego miejsca przemarznie.Dopiero wiosną będzie wiadomo.Wszystkie poczerniałe od mrozu wtedy się wycina,bo,to co czarne ,to zmarznięte i nie ożyje.Także nie należy usuwać teraz suchych już pędów klematisów t j. powojników.Wyrzucam sobie,że jakoś je pomijałam w swoich postach.Ale jeżeli nic nie stanie na przeszkodzie,odrobię te lekcje zimą,bo wysokość cięcia ich jest bardzo ważna,w zależności od odmiany,należy wiosną pozostawić pędy ,30,40 cm długości lub nawet 80,90 cm.Oczywiście jeżeli zależy nam na obfitym kwitnieniu ich.

I jeszcze taka rada.Jeżeli gleba na tyle będzie zamarznie,że z niej nie  uda się usypać kopczyka,to można do okrycia użyć substratu torfowego.Po rozgarnięciu wiosną JAK ZNALAZŁ I WDZIĘCZNOŚĆ ROŚLIN DOZGONNA.
Tylko proszę substratem nie ocieplać roślin kwasolubnych,takich jak różaneczniki,rododendrony,azalie ,hortensje ,wrzosy i wrzośce.Im bardziej posłuży nieodkwaszony torf.A szczególnie potrzeby tym dwu ostatnim.
W supermarkecie dwóch panów wpada na siebie."O ! przepraszam,szukam żony,gdzieś tu powinna być."Ja też szukam swojej żony odparł drugi,a jak wygląda pana żona?"."Wysoka blondynka ,czarne oczy długie nogi ,kształtny biust.Była w mini spódniczce  ,obcisłej bluzeczce i,wysokich szpilkach ,a pana jak wygląda?..................."nie ważne,szukajmy pańskiej."

Ale tymczasem.............................na działkach już prawie  nic się nie dzieje.Czy aby na pewno?

wtorek, 24 listopada 2015

U jednej z sąsiadek pana Walentego,dalszej i mniej znanej sąsiadki bardzo obrodziły czarne porzeczki. A był to w połowie lat 40 ych  jeszcze nie tak popularny jak teraz owoc.Kobiet było kilka  do zrywania a on jeden,i krzaków  sporo.Waluś potem owoce  ta,jak i inne suszył na swoim ciepłym strychu i zimą gotował z nich kompot,bo jeszcze nie wekowano owoców.W tamtych latach nie było  z resztą słoików.A piło się różne rzeczy np herbatę z suszonej tartej marchwi z dodatkiem upalonego cukru i miała kolor,taka herbata ,tylko smaku niestety nie.Piło się też  Podpiwek.O! to było pyszne.Kupowano suchy podpiwek i z dodatkiem wody ,cukru i drożdży ,nalewane w butelki   szklane wielorazowego użytku  od lemoniady,oranżady lub sinalko hermetycznie zamknięte na  porcelanowe korki z gumką .Po dwóch trzech dniach stania w cieple,wynoszono  je do piwnicy ,do chłodu.Jakież to było wyśmienite,takie ciemne piwo w smaku dobrze gazowane.Waluś zawsze je robił latem.Tego dnia zabrał ze sobą a sąsiadki do zrywania porzeczek zabrały wino swojej roboty z tychże czarnych porzeczek - ubiegłorocznych.I tak w trakcie zrywania popiły sobie.Waluś ,podobno nie pił,w co wierzę ,bo należał do ludzi kontrolujących  swoje zachowanie.Jak to było do przewidzenia ,w końcu wino zaszumiało,a "szum" poszedł w bardzo złą" stronę".Zaczęły bowiem one się zastanawiać czemu ,jeszcze nie stary i przystojny mężczyzna jest sam.Dywagacjom nie było końca .Postanowiły sprawdzić czy aby na pewno jet mężczyzną.Pozwolę sobie oszczędzić opisu jak to wyglądało.Wspomnę tylko,że ich było kila a on jeden no i zwyciężyła siła złego na jednego.Od tej pory Waluś zamknął się w sobie.Widać było jak go to boli.A my wszystko wiedziałyśmy,bo wtedy dzieci szybciej były dorosłe i nikt przed nimi nie ukrywał nic,nawet takich zdarzeń.Nas tolerował.I często pozwalał się głaskać po głowie .Był siwy,całkowicie siwy ,choć jeszcze młody,tak około 40 tki. Pewnego razu w kuchni z szuflady wypadło mu zdjęcie.Początkowo nie chciał nam go pokazać ,ale po pewnym czasie się zgodził.Na  tym zdjęciu jakiś mężczyzna ,podobny do Walusia ale brunet i kobieta i dwóch  małych chłopców.....................I to tyle .A kto był na tej fotce oprócz Walusia o tym nie dziś.
Sygnalizowałam niejednokrotnie,że raz na  4 lata,a właściwie na 4 jesienie winno się zastosować wapno,najlepiej węglanowe,lub kupione w sklepie ogrodniczym,przeznaczone do odkwaszania gleby.Należało to wykonać przed kopaniem,ale kto tego nie zrobił a winien właśnie wapnować ,to może to zrobić teraz na skopane już grządki,biorąc pod uwagę jednak to,że teraz wapna należy zastosować nieco więcej jak 10 kg na 100 m 2.albowiem część jego,  niestety "wyparuje" wszak będzie leżało na wierzchu.I to, ostatni,najostatniejszy termin zastosowania wapna.W ŻADNYM PRZYPADKU NIE NALEŻY  WAPNOWAĆ WIOSNĄ............NIGDY.bowiem rozpoczynające wegetacje bądź posiane,czy posadzone rośliny zostałyby zniszczone przez wapno.A może przydałoby się rzucić go trochę na trawnik,ale naprawdę trochę t,j.1 garść na 10 m 2.Ale uwaga !!!!!!!!!!wapno nie może być zbrylone,bo to bardzo szkodzi trawnikowi.Powoduje zniszczenie darniny w tym miejscu gdzie większa  bryła padnie.Natomiast nie jest istotne w" jakim kształcie" znajdzie się ono na skopanej glebie.Padające deszcze i śniegi zrobią swoje i do wiosny już będzie ok.

A teraz c.d...............to jak to było z tym Walusiem i rwaniem porzeczek?
Generał na apelu mówi do  żołnierzy: - Żołnierze ,wódka zabija !.A oni mu na to: - My się śmierci nie boimy.!
Do tirówki podjeżdża  auto.Przez okno wychyla się robotnik, w pilotce na głowie, kufajce i gumofilcach.Co zrobisz za 150 zł? pyta ją. - Wszystko,rezolutnie odpowiada profesjonalistka.- To wsiadaj,będziemy murować.

Nie wiem co mi tak wesoło,jak powinno być smutno? nie wiem.

Ale teraz,telegraficznie o pracach  j e s z c z e  działkowych.

poniedziałek, 23 listopada 2015

Jeden z braci wyjeżdża na urlop i powierza drugiemu pod opiekę  swojego kota.Dzwoni po jakimś czasie z pytaniem: ....jak tam kot?Brat informuje go,że niestety kot zdechł.Na co tamten,................to musiałeś tak walić prosto z mostu?..........mogłeś przecież powiedzieć,że kot siedzi na dachu i nie chce zejść.Potem,zadzwoniłbym za jakiś czas  a ty powiedziałbyś,że spadł z dachu i leży połamany u weterynarza.A dopiero po moim następnym telefonie powiedziałbyś................mimo wysiłków,niestety kot zdechł..No- ale cóż,stało się,powiedz mi lepiej co tam u mamy? - No - więc widzisz,mama siedzi na dach i nie chce zejść.
Bo dziś jeszcze to:...........
A ONEGDAJ ,BYWAŁO TAK............... w smutne jesienne dni ,ciepło ubrani chodziłyśmy do Walusia.Czasem - jak go nie było siadałyśmy na progu i czekały ,lub ,obrywałyśmy resztki winogrona z krzewu,który rósł przy wejściu.Było już całkiem suche ,jak rodzynki,tylko pestki miało duże i twarde.Waluś umyślnie część zostawiał ,dla ptaków,toteż było tam ich sporo.Tych ptaków których teraz prawie się nie spotyka ,wróbli sikor i innych małych mniej znanych.Dla nich też w końcu ogrodu ustawiał na zimę snopek żyta z ziarnami.Jaki też tam zawsze był rwetes ,jaki bój o pokarm.A jak wszystko zjadły stawiał nowy snopek.To był bardzo dobry człowiek.Niewyobrażalnie dobry.Na wszystko i dla wszystkich miał czas.Gdy czekałyśmy na schodkach i nadchodził ,to zawsze witał nas tak:"o..........moje sikoreczki już na mnie czekają".Najpierw rozpalał w piecu .Po godzinie już było bardzo ciepło,a potem coś pitrasił dla siebie i dla nas.Np "orzechowe ziemniaki" tak je nazywał.To te ,które w dużym garnku  ugotowane dla kur stały pod schodami prowadzącymi na werandę.Ale może nie wszyscy wiedzą co to weranda?O ! w tamtych czasach prawie wszystkie domki miały werandy.To takie oszklone od połowy wejście.Czasem,tak jak u Walusia,kolorowymi jak witraże szybkami.Część dolna był drewnem.Weranda spełniała podwójne zadanie.Ocieplała wejście do domu, i była wyśmienitą lodówką.Trzymano tam różne artykuły spożywcze za wyjątkiem ziemniaków,bo jakby zmarzły,to byłyby słodkie,a takich nikt nie lubił - no może tylko kury.Te malutkie ugotowane ziemniaczki obierałyśmy ze skórki,to było nasze zadanie.Waluś potem je natłuszczał smalcem i układał  na blasze do ciasta.Wkładał do dobrze nagrzanego piekarnika i po 20,30 minutach robiły się rumiane,a w środku wciąż pulchne.Wszyscy jedliśmy je ze smakiem.Czasem do tych "ziemniaczków orzeszków" były jeszcze,też wcześniej ugotowane buraki.One po wydrążeniu środków i wsypanym tam cukrze piekły się na oddzielnej blasze.Prawie zawsze do popicia był kompot z suszonych owoców,które Waluś suszył sam.Miał duży strych i tam latem rozkładał na papierze pakowym pokrojone jabłka ,gruszki i śliwki.Potem wieszał je na tym strychu w płóciennych woreczkach przy kominie.I tam przy kominie wisiała też zawsze słonina.Gruba,na szerokość dłoni,obficie posolona.Na tym kominie było bardzo dużo haczyków do wieszania różnych rzeczy.Inne wieszano latem,a inne w zimie.Latem np,pierzynę kożuch i inne zimowe okrycia, a zimą to co od ciepłego komina powinno otrzymać porcję wyższej temperatury,ot choćby te suszone owoce ,czy słonina.A ta słonina służyła do okrasy ,ale jak powisiała dłużej ,jakaż buła wyśmienita, surowa ,do chleba.Dziś takiej o takim smaku się nie uzyska,że nie wspomnę o jej grubości.Waluś pomagał wszystkim.Kiedyś pomagał pewnej osobie w zrywaniu czarnej porzeczki.Przyszły tak jeszcze inne kobiety do zbierania ...................i co z tego wynikło ,o tym już nie dziś.
Dialog polityczny u fryzjera: - Co tam nowego w polityce, sir ? - Niewiele ,sir,podobno rząd Kenii upadł - Ciekawe,jak to się stało? - Załamała się gałąź podczas posiedzenia gabinetu.

A teraz cd wczorajszego :JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO,choć nie wiem czy to Państwa interesuje?Ale,na działkach już niewiele pracy,już nie wiele doglądania,bo właśnie kończą wegetacje wszystkie rośliny,bo to przymrozki nocne,a niebawem i mrozy ją przerwą.I teraz już można obsypywać kopczyki u róż i innych roślin ciepłolubnych i już teraz NALEŻY owinąć wierzchołki hortensji.Nic nie wycinać.Wszystko owinąć,najlepiej agrowłókniną.To okrycie winno obejmować tylko same wierzchołki,same szczyty.Wszystko co poniżej  tego nie wymaga.Oczywiście robimy to ,jeżeli zależy nam na obfitym kwitnieniu w następnym sezonie.By było łatwiej owinąć ,najpierw krzak należy związać.Aha ! 70,80 cm ,licząc od góry wystarczy owinąć.

niedziela, 22 listopada 2015

A DO KOGO ONEGDAJ SIĘ CHADZAŁO? .W zimne jesienne i zimowe dni do Walusia który  mieszkał w niewielkim domku,który ustawicznie modernizował  i coś w nim zmieniał.Wtedy wpadł na pomysł,by ogrzewać pokój piecem trociniakiem,który sam wykonał.Trociny paliły się bardzo powoli ,a ciepło dawały.Nikt jeszcze wówczas  takiego ogrzewania oszczędzającego węgiel nie znał.Waluś w pobliskich zakładach bawełnianych był tzw,"złotą rączką".Potrafił wszystko.Także potrafił wymyślić jakieś dziwne niespotykane przysmaki:np na patelnie kładł łyżkę smalcu  i kilka łyżek suchego grochu.Przytrzymywał to pokrywką bo bardzo groch "strzelał".ale jak się wystrzelał,jak zarumienił ,to przypominał w smaku orzechy.Jeszcze dziś czuję ten niepowtarzalny smak.Z resztą w tych biednych ,głodnych i chłodnych czasach powojennych wszystko było dobre.Albo rumienił nam na patelni cukier i dodawał o niego płatki owsiane i wylewał na pergaminowy papier wysmarowany masłem,ale nie wolno było tego robić na stole,bo tam leżała zawsze ładna i czysta wzorzysta cerata ,zastępująca obrus.Zatem, tak jak z każdym czymś co było gorące szło się na próg.A pod progiem stał duży garnek z ugotowanymi w mundurkach maleńkimi ziemniaczkami.Po dodaniu do tych ziemniaczków ospy,było to wyśmienite "danie zasadnicze " dla kur.Kiedyś bowiem ziemniaki przebierano i te niewyrośnięte zjadały zwierzęta hodowlane,ale i tak kury niosły się tylko do listopada.Nagromadzone jaja ,zniesione przez kury wcześniej przechowywano w wapnie.Zimą były tylko jaja wapienne,bo nie było ferm drobiowych ,co to "zapalone światło,kury jedzą,zgaszone światło kury śpią".Ale co z tymi małymi ziemniaczkami o tym już nie dziś.
Nie mam się co łudzić to co napisałam,nie wiem czemu przepadło?Zatem może choć połowę tego co zamierzałam napiszę.Wracając do wczorajszego tematu ,to było o ubraniu ,bardzo nieprzyjaznym dziecku,bo to majtki na klapę,niewygodne i tak ich nie lubiliśmy,ja też,że już drugi raz o nich piszę i te drapiące czapki i szaliki i jeszcze,o czym nie pisałam wczoraj  rękawiczki o jednym palcu na tasiemce ,przewleczone przez rękawy w płaszczu,by ich nie zgubić i ten nieszczęsny płaszcz,wiecie jaki?Nicowany,a co to takiego spytacie być może?A to po prostu stary ,popruty i "przełożony "na drugą stronę to jest na lewą,bo po lewej nie był wypłowiały,choć wtedy mówiono nie wyburzał jeszcze.I tak ubrana szłam z koleżanką do kogo?,no to jeszcze napiszę do kogo.Bedę ;pisała po "kawałku" by usterka,którą postaram się usunąć przy pomocy specjalisty oczywiście się nie powtórzyła.
Mam jakieś kłopoty.Napisałam całą stronę i wszystko mi się skasowało.Mam ochotę wyrzrucić go przez okno.
Zanim przejdę do dc ...........jak to onegdaj bywało.............taka oto surówka wypróbowane przeze mnie wczoraj .tylko z trzech składników,ale jednak smak inny.Poszatkowane pół główki kapusty pekińskiej,do tego jedna marchewka,najlepiej pod postacią cienkich paseczków,które uzyskuje się  strugaczką do warzyw, [taka nie jest twarda ] i 3 łyżki sparzonej suszonej żurawiny.Wszystko wymieszać,nieco posolić,dodać 1 łyżkę cukru i kilka łyżek majonezu.I to wszystko,już gotowa o nieco innym smaku surówka.A ponieważ została mi  druga połowa kapusty pekińskiej ,dziś zrobię taką samą bo bardzo smaczna ,ale dla pewnej  odmiany dodam łyżkę  chrzanu.

Żurawina to bardzo zdrowy owoc.Ona" wygania" z naszych przewodów moczowych wszelkie  złogi.Zapobiega budowie kamieni w nerkach i piasku oraz ,  patologicznemu stanowi prostaty.Myślę,że warto ją włączyć do jadłospisu.
Dość późną porą wraca  mąż do domu,a tu niespodziewanie żona w drzwiach,i na przywitanie dostał jednego prawego sierpowego.Za co kochanie pyta mąż ? Pranie robiłam i z twoich spodni wyciągnęłam karteczką,a na niej jakaś Klara i nr. telefonu. - Ależ kochanie,byłem na wyścigach konnych ,a te cyferki to nie numer telefonu,tylko numery gonitw - tłumaczy mąż.
Za tydzień sytuacja się powtarza,ale tym razem obrywa od żony dwa prawe sierpowe.Ależ za co kochanie,pyta mąż?Twój koń do ciebie dzwonił.