sobota, 6 czerwca 2015

Potrzebny będzie duży garnek,najlepiej typu rondel.Jakiegokolwiek mięsa około 80 dkg i 3 cebule,3 papryki,3 marchwie i 2 kostki rosołowe lub jakaś przyprawa kuchenna ,nieco ponad pół szklanki oleju ,łyżka ,miodu i łyżeczka ostrej papryki.Mięso pokroić w kawałki jak na gulasz,może to być karkówka,może być pierś kurczaka,ale najlepsze są podudzia drobiowe obrane z kości i też pokrojone w gulaszowe kawałki.Podobnie postępuje się z dodatkami .Po  umyciu,obraniu,wydrążeniu papryki z nasion  kroimy wszystkie w niewielką kostkę,marchew,też i paprykę,i cebulę .Kostki bulionowe rozgniatamy w miseczce widelcem z niewielkim dodatkiem wody ,dodajemy olej i w rondlu wszystko razem mieszamy, i olej i kostki też.I niech tak stoi od rana do obiadu.Po tym stawiamy na ogniu i prużymy około 40,50,minut,od czasu do czasu mieszając.Próbujemy,czy nie trzeba dodać soli,a może [kto lubi  bardziej słodkie] jeszcze miodu.Można też wykonać to danie dzień wcześniej i przetrzymać w lodowce.Będzie jeszcze lepsze.Podaje się do dużych klusek [tych bardzo dużych],lub ryżu.Można takiego gotowca zabrać też na działkę.Dodaję tylko,że wołowina raczej się nie nadaje,bo trzeba by ją osobno wcześniej  poddać obróbce termicznej,aż zmięknie.

A do spraw uprawowych wrócę raczej jutro.Dziś tylko przypomnę...............trawa skoszona?
Teraz spieszę z podaniem przepisu na szybki obiad.I informuję,szybciej być nie może.Często polecam go" słomianym wdowcom."
I tak sobie myślę,,że kapusty białej czerwonej i włoskiej ,to chyba nie opłaca się uprawiać na działce,ale jeść,to już co innego.Przez lata sposób konsumpcji zmienił się bardzo.Pamiętam jak kapustę białą gotowała moja mama .Była zawsze suto okraszona  pysznymi skwarkami   z wędzonego boczku i zaprawiona była mąką ,posłodzona  ,posolona i zakwaszona po prostu octem.A ja już gotuję ją tak:do ugotowanej i odcedzonej,[aha ugotowanej bez pokrywki] dodaje puszkę zielonego groszku masło i ogromna ilość siekanego koperku,no może przesadziłam z ta ogromna ilością.Wszystko mieszam ,doprawiam do smaku solą i cukrem i octem balsamicznym.A jak już jest w handlu agrest,to gotuję go w bardzo małej ilości wody,przecieram przez sito i nim zakwaszam..A kapusta włoska służyła dawniej tylko do dodawania jej do rosołu.Dziś wyszło to z mody. Natomiast konsumowana jest tak jak kalafior z bułką tarta i masłem.Gotowana,przekrojona na ćwiartki.Do wody zamiast soli dobrze jest dodać kostki bulionowe rosołowe.Taka kapustę włoską winny jadać osoby z osteoporozą ,bo jak żadne inne warzywo posiada łatwo przyswajalne składniki  [między innymi wapno np.]potrzebne przy tym schorzeniu organizmowi.Nie wspominam o surówkach ,które wykonuje się ze wszystkich kapust,w kompozycji ,przeważnie z marchewką,cebulką  a ostatnio też  z suszonymi pomidorami,które bardzo zmieniają smak surówek.A że kapusta włoska jest delikatna w swojej konsystencji,podobnie jak pekińska,bardzo się na surówki nadaje.No to jeszcze czerwona kapusta,którą Niemcy zwą modrą.Jak ją zwał,tak zwał,ale u nas jest jakoś zapomniana i rzadko występująca na stołach.Przyznam ja też ją traktuje po macoszemu i tylko czasem gotuję w taki sposób:Gdy prawie miękka odlewam wodę i wlewam czerwonego wina słodkiego i dodaje garść rodzynków solę i jeszcze pod przykryciem krótko gotuję.Dodaje masło i podaje na stół.Nie wszystkim jednak tak podana kapusta smakuje.A moja koleżanka nie mając czerwonego wina dodała wermutu.Mnie to też smakowało.No to już tylko pozostała brukselka,którą ,jeżeli mamy na działce, należy pozostawić do zimy,bo przemrożona jest bez goryczki,o wiele smaczniejsza.Najlepiej po ugotowaniu polać ją sosem beszamelowym ,lub posypać tartym serem i zapiec krótko w piekarniku.Zamykając ten rozdział,informuje,że warzywa kapustne często podlegają chorobie o niesympatycznej nazwie ..........kila kapusty,która niestety też może "atakować" buraczki.Objawia się naroślami i guzami na korzeniach ,buraczków także.No cóż,wiele przecież jest chorób warzyw.Kapustne nie są wyjątkiem.
A teraz cd...............kapustnych.
"Codziennie jestem piękniejsza,ale dziś to już przesadziłam"

Myślę,ze Państwo potraktowali te informację właściwie,t j. jako żart,ale aby uroda szła w parze ze zdrowiem,moja taka praktyczna rada,dla ludzi starszych  ,tak jak ja.W tak upalne dni najlepiej gasić  pragnienie  gorącą herbatą posłodzoną glukozą,choć nie koniecznie,ale koniecznie posłodzoną.Reakcja na glukozę jest podobno różna.Ja się po niej czuję mocniejsza,ale może sobie to wmówiłam?Decyzje pozostawiam Państwu.

piątek, 5 czerwca 2015

Może ja czasem się powtarzam za co przepraszam,ale niejednokrotnie jest mi to potrzebne do powiązania tematu.Zatem cd.kapustnych.Wspominałam niejednokrotnie,że poza ogromnym bogactwem w witaminy i mikroelementy te warzywa maja LECZĄCE składniki takie jak sulforafan i też innulinę,która to jest prebiotykiem dobrym na wszystko.Dobrym na pracę jelit,dobrym na obniżanie cholesterolu,i ..........................dobrym na odchudzanie.Ewentualnie,proszę sprawdzić.A solforafan poza wszystkim zabija komórki rakowe w organizmie człowieka .I co jest wprost rewelacyjne oba składniki nie giną w czasie obróbki cieplnej jak np witaminy.A moja rada dotycząca brokułów.Najsmaczniejsze i nie pozostawiające zapachu w domu są prosto z patelni.Male kawałki wrzucone na gorący tłuszcz [niewielka ilość ] na 7, 8 minut,to coś bardzo smacznego .I jeszcze brokuł może być podany na zimno połączony z papryką surową pokrojoną w kostkę i posoloną i posłodzoną nieco z dodatkiem oliwy ,lub oleju i octu balsamicznego.Ale to w przypadku gotowanego na parze,[bo to też jest sposób].Gdy smażony oleju nie dodaje się.A kalarepka? ..............o to ulubione danie mojego psa i moje,podawane po prostu w plasterkach.Plasterek za plasterkiem.Kalarepka jest bardzo,ale to bardzo bogata w innulinę.Można jej użyć do sporządzenia takiego dania...........DWA W JEDNYM.Obrać kilka kalarepek ugotować w całości około 20 minut w osolonej wodzie.Ostudzić,wydrążyć środki.Nałożyć farsz jak na mielone kotlety.Podawałam to wcześniej,a dziś dodam,że takie z farszem mięsnym są smaczne zapieczone w piekarniku,lub prodiżu,ale też z serem pleśniowym w wydrążonym otworze..........................mniam ,mniam.Także kalarepka  jest wyśmienitym bo neutralnym dodatkiem do wszystkich surówek.Pasuje do marchewki,do selera,do szczypioru do jabłka ,a także co może wydawać się dziwne do gruszki i to w proporcjach pół na opół.No i w tym miejscu niestety muszę przerwać kontakt z Państwem ,i pozostawić na jutro część tematu KAPUSTNE.
Wczoraj ,polecałam uprawę  kapustnych jesienią .Jest jeszcze termin wczesnowiosenny,ale on jest zdecydowanie bardziej ryzykowny .A czemu?A temu,że zbyt szybko może zrobić się ciepło ,na co kapustne reagują zdecydowanie negatywnie.Nie wiążą główek nie  zakwitają kalafiory i brokuły itp.No dobrze,zapytacie? to jak to się udaje plantatorom.Udaje się im poprzez  "stosowanie uprawy szybkościowej"............tak bym to zwała.Codziennie rośliny dostają wodę wraz z nawozem i przez to rosną tak szybko,że zdąża urosnąć przed upałami i suszą,które to jak wspomniałam są dla  nich zabójcze.A jesienią? A jesienią z każdym dniem jest coraz lepiej coraz chłodniej,coraz wilgotniej ..............i o to chodzi.Ale co zrobić z tym co urosło?Krótko nazywając ............skonsumować.Ale jak?Danie bowiem może być smaczne,a może nie.To z reszta sprawa indywidualna .Np.Anglicy lubią kalafiora i fasolkę ze słodkim sosem ze śmietany i soku cytrynowego.Jednak nie mogę powiedzieć,że to sprawdziłam.Dowiedziałam się zupełnie przypadkiem od kelnerki w Paryżu.Chciałam sprawdzić jak smakuje pudding ,no i sprawdziłam,że jest to kawałek ciasta polany rzadkim budyniem.Gdy stwierdziłam,że mi to nie smakuje kelnerka bardzo się ucieszyła................i odparła............"bo to angielski przysmak nie francuski " co mnie przyznam szczerze było obojętne,ale wówczas właśnie dowiedziałam się o tym sposobie jedzenia kalafiora ze słodkim sosem.A ja proponuje kalafiora tek:albo z bułką i masłem,albo surowego posiekanego,lub utartego na tarce z dodatkiem cebuli i marchewki,też utartych i obowiązkowo z chrzanem,śmietaną,lub jogurtem,lub z chrzanem  i majonezem.............pychota,ale dla tych co nie liczą kalorii.A moja koleżanka ,która coś chyba ma z Angielki i wszystkie surówki  u  niej musza być słodkie dodaje rodzynki i pokrojone w paski morele.Przyznam..............nie jest to złe.A ja jeszcze bardzo lubię jak kalafiora gotowanego trochę zostanie,dodać go do jajecznicy,luk zrobić dziurki w kromce chleba,usmażyć po jednej stronie ten chleb ,a po przewróceniu włożyć w wydrążone kromki resztki kalafiora.Zatem kalafior warzywo uniwersalne.

I już już ciąg dalszy o brokułach i kalarepce.
A teraz ,pozwólcie moi,Drodzy Czytelnicy,że dziś będzie i JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO i o uprawie i o tym jak jeść ,z czym jeść,to co na działce urosło,"|albo urosło na rynku.I jeżeli ktoś myśli,że wczoraj skończyłam temat KAPUSTNE to jest w błędzie.Zatem wszystkiego po trochu.To co zamierzam napisać to temat "morze",ale muszę z tego zrobić jakiś mniejszy akwen wodny.A przy okazji .............czy wiecie jak w wojsku określa się kałużę?"Jest to niewielki akwen wodny bez większego znaczenia strategicznego."
Szczęście to: kiedy dzieci są ubrane ,najedzone i nie ma ich w domu.

Zdrowy  rozsądek to rzecz ,której potrzebuje każdy,,mało kto posiada , a nikt  nie wie,że mu go brakuje.

Aby nikogo nie obrazić,informuję,że siebie też miałam na myśli pisząc powyższe.

czwartek, 4 czerwca 2015

Warzywa kapustne.I w tym miejscu powinnam napisać,Kochani ,dajcie sobie spokój,bo przy nich pracy dużo,nawożenia także.Bez obornika nie urosną,i często nas zawodzą.Ale nie ,proszę tego nie brać pod uwagę co napisałam .Wszakże bawimy się w ogrodników.I jak to z zabawą bywa: jednych bawi to,innych coś zupełnie innego.Zatem............... prawie cała grupa tego warzywa uprawiana jest z rozsady,np kapusta,biała ,włoska ,brukselska,brokuł włoski kalarepa,kalafior ,kapusta czerwona i pekińska.Ta ostatnia uprawiana z siewu.Poprzestanę na informacjach telegraficznych.I tak np,cała grupa tych warzyw nie znosi słońca,ciepła,suszy.Z tej przyczyny dobrze rośnie wiosną,a jeszcze lepiej jesienią.Kto zatem chciałby, jednak posadzić na jesienny zbiór np.kalafiora,kalarepkę,czy brokuł...............czy................ o przepraszam najważniejsza w jesieni jest brukselka.Tylko w jesieni.Może pozostać na zagonie do wiosny,będzie wtedy najsmaczniejsza bo przemrożona...............a to jej jest potrzebne,dla "zgubienia goryczki".Zatem kto by chciał,................to w połowie czerwca wysiewa ,na rozsadniku nasiona,za miesiąc sadzi to co wyrosło w dość dużych odległościach np 30x30 cm,bo przecież potem się rozrosną.Ale te miejsca winny być nawożone obornikiem.Najwięcej obornika  potrzebuje kalafior,bo w glebie nie nawożonej urośnie wielkości guzika od zimowego płaszcza.Natomiast przy niewielkim nawożeniu urośnie zupełnie zadowalająco brokuł.Ale i przy jednym i przy drugim,należy mieć baczenie,by róża ,czy to kalafiora,czy brokuła nie przekwitłą,bo straci smak i będzie łykowata.Zadowolenie z brokuła tym większe,że po ścięciu róży głównej ,zawiążą się mniejsze w prawdzie, ale jednak róże boczne.Przy kalafiorze nie ma to zastosowania.Z jesiennej uprawy też uzyskamy dorodne kalarepki i co jest istotne ,mogą być posadzone współrzędnie  z innymi warzywami np po brzegach zagonu.Jesienne chłody i dużo,dużo wody,spowodują zaskakująco wysoki plon.A w połowie lipca można wysiewać na zbiór jesienny z bezpośredniego siewu kapustę pekińską.I już w zakończeniu tematu Uwaga  ! warzywa kapustne bardzo lubią ślimaki,zatem,albo ,ślimakol,albo ich przysmak co to nim zapijają sie na śmierć,piwo
Wypróbowałam  bardzo dobre,dobre i pobudza apetyt.Na 4 osoby,będzie to 10 większych pomidorów pozbawionych środków tj wydrylowanych i jak zwykle w przypadku "pucharków pomidorowych" nacieramy środki jakąś ostrą przyprawą,ot,choćby do grilla.Robimy to tak,że maczamy palec w przyprawie  i nacieramy ścianki wewnętrzne pomidora.A faszerować będziemy  :kukurydzą z puszki ,bez wody oczywiście dwoma małymi posiekanymi cebulami ze szczypiorem,do tego 4 jaja  na twardo ,też posiekane i około 20 dkg łososia wędzonego na zimno.Ten co to wygląda jak polędwica.Często jest paczkowany w takiej właśnie gramaturze,lub mniejszej.Plasterki jego należy pokroić w kostkę i dodać do sałatki.Wszystko teraz wymieszać , ,dodać 4,5 łyżek majonezu,i jedną łyżeczkę cukru.Nałożyć do pucharków pomidorowych i ułożyć na sałacie na półmisku.Przybrać np plasterkami ogórka małosolnego,lub natką pietruszki.Ale Uwaga ! ta przystawka bardzo pobudza apetyt.
Dziś wypada ,zgodnie z planem ,omówić grupę warzyw kapustnych,ale przed tym coś co można jako gotowca  zabrać na działkę.
Autentyczne.........Do szyby samochodowej właściciel przykleił kartkę takiej treści..............."?Uprasza się kota sierściucha o nie wchodzenie na maskę tego wypasionego samochodu".

środa, 3 czerwca 2015

I jeszcze tylko dziś taka dodatkowa informacja dotycząca pomidorów.Czasem przyczyną nie zawiązywania owoców  jest zbyt wysoka temperatura,z reszta zbyt niska też.Ale dotyczy to raczej pomidorów uprawianych w szklarni.Występuje ,może wystąpić, tzw sterylność pyłku.A in vitro  raczej zastosowania tu niema.Należy przy uporczywych upałach bielić szyby.Albo.................zarzucić na szklarnie lub tunel starą ,zbędną firankę.Z ogromnego balkonowego okna  o jest przydatna.Ale mogą być mniejsze dwie.I tylko należy przywiązać do czterech rogów firanki sznurek z kamieniami w  w torbach foliowych.Wiatr nie porwie takiej firanki.Co najwyżej zaintryguje to psa."Co też jest w tej torbie"?
Do mięsiwa proponuję dużą tacę ,lub półmisek  ANTY SAŁATKI. A będzie to porwana sałata na strzępy na spód, jaja na twardo w ćwiartkach.W ćwiartkach też pomidory.Kilka różyczek ugotowanego kalafiora ,grubsze plasterki ogórka  małosolnego i rzodkiewki w całości.Na koniec[,można to zrobić na działce ]polewamy,niezbyt obficie sosem zrobionym pół na pół z majonezu i gęstego jogurtu,posłodzonego i posolonego z dodatkiem posiekanego szczypioru,a także może być kto lubi  przeciśnięty przez praskę czosnek.Ja kiedyś coś podobnego już proponowałam.W zależności od pory roku można zmieniać składniki.
Bardzo łatwo będzie przewieźć je zastygnięte  w galarecie A co.? oczywiście  owoce.W dużej salaterce przygotowujemy pokrojone truskawki,banany,mandarynki i sparzone wrzątkiem by "spuchły" rodzynki.Zalewamy je galaretką owocową.Na działkę zabieramy śmietanę w spreju i nią traktujemy każda porcję ,a już szczytem elegancji będzie posypać wszystko smażoną  skórka pomarańczową.Jest taka w sprzedaży.

Natomiast do mięsiwa...........
W związku z zapowiadaną ciepłą i bezdeszczową pogodą proponuje oprócz grilla,coś do tego z grilla mięsiwa.A przypominam,że jest czas owoców i warzyw.I może na owocach poprzestanę.
Pomidory w brew    pozorom rośliny , nie z naszego klimatu. Wszak ich ojczyzną jest Ameryka  Południowa.Pisałam o tym wcześniej.Zatem część swojego życia muszą rosnąć pod osłonami i być dogrzewane.Dopiero po połowie maja można sadzić je na zagony.Jednak zbytni pośpiech nie jest wskazany .Lepiej zrobić to wówczas jak ziemia już się ogrzeje,bo chłód w niej zawarty będzie miał wpływ na rośliny.A wiecie jaki ?,Ano tai,że opadną pierwsze [te najniżej na roślinie usytuowane ] pąki kwiatowe,kwiaty,a nawet zawiązki owoców.Zatem na wczesny plon nie ma co liczyć.Dopiero wyższe piętro zaowocuje.Przypominam sobie jak byłam dzieckiem,to dorośli ostrzegali..........."jeszcze,nie siadaj na ziemi,jeszcze nie kładź się na łące,bo po zimie z ziemi wychodzi trąd"co było oczywistą bzdurą,jednak nie wiedzieli jak dzieci przestraszyć ,to użyli tego groźnego w samym brzmieniu słowa.Zawsze lepiej posadzić je nawet pod koniec maja ,lub w pierwszych dniach czerwca,gdy już żaden "trąd" im nie  zaszkodzi.Jeżeli sadzimy rośliny hodowane w domu,to z pewnością są one "wybiegnięte".I takie szczuplutkie sadzimy częściowo poziomo w wykopany rowek i tylko sam wierzchołek"puszczamy pionowo" i natychmiast przywiązujemy do palika.Proszę się nie obawiać ,roślina da sobie rade i z części ułożonej poziomo "wypuści"korzenie.Czy "zaprawiać" dołki obornikiem ,czy nie ,zdania są podzielone.Jedni uważają,że pobudzi je to do nadmiernego wypuszczanie pędów,które należy usuwać ,i jest to dodatkowa praca,inni natomiast,to ci co pracy się nie boją a wolą dorodne i "krępe" i ciemno zielone rośliny.Ja jestem w tej opcji.Ale kto tego nie zrobił ,może teraz posypać po wierzchu po jednej garści obornika przy każdej roślinie,albo nawet nieco później to zrobić.Wtedy,gdy to zasilanie spowoduje już tylko wyższy plon zatem jak pojawia się pierwsze zawiązki małych jeszcze owoców.Podlewanie pomidorów,to tylko dostarczanie wody glebie,nie moczenie roślin.Zbyt podatne są na najprzeróżniejsze choroby liści,a szczególnie gdy te liście zostaną mokre na noc.Gdy już rozpoczniemy zbieranie pierwszych plonów,pamiętajmy  o tym,że one ciągle potrzebują i jedzenia i wody.I takie dwukrotne potraktowanie obornikiem ,to przedłużenie plonowania o dwa,tygodnie.
Do psiankowatych zalicza się też pomidory. A jakie są ich wymagania,co lubią ,a czego nie? i czy potrafimy temu sprostać?
Właściwie,to nie mam czego się bać,pomyślał,Czerwony Kapturek,las znam a seks lubię.

wtorek, 2 czerwca 2015

Potrzeba matką wynalazku...........to prawda.Gdy dziś dowiadujemy się,że jutro "wpadną" niespodziewani goście,to................,kupujemy gotowe,upieczone,formy babeczek.Robimy szybki krem,a że to będzie raczej słodkie, intensywnie słodkie, przybieramy plasterkami kiwi.A jakże urokliwie będą takie babeczki wyglądały gdy na kremie położymy  równiutkie,równiusieńkie plasterki .A jest to bardzo proste,by były równe.Po obraniu ,każdy owoc wkładamy do krajarki do jaj. i energicznie przyciskamy.I przy okazji jest to o wiele szybciej.Ale uwaga! informuję,że kiwi i galaretka owocowa,to woda i ogień.Ale mogą "występować " razem na torcie czy na jakimś cieście,czy choćby na tych babeczkach,jeżeli owocową galaretką zrobimy w nieco mniejszej  ilości wody i wylejemy ja na półmisek ,lub tacę i po zastygnięciu pokroimy w kostkę i przybierzemy tą kostką tort ,lub ciasto,lub babeczki.

I druga rada.

W związku z zapowiadaną ładna pogodą na koniec tygodnia,być może że spędzimy ten czas na działce lub w ogrodzie.Proponuje już w piątek upiec drożdżowe ciasto,by zabrać go ze sobą.Ale drożdżowe ma to do siebie,że szybko się starzeje.Będzie dłużej świeże,jeżeli jego środek zostanie wypełniony budyniem.Zatem sporządzamy  ciasto z 1 kg mąki 10 dkg drożdży,20 dkg masła,nieco więcej jak połowy szklanki cukru,3 jaj i półtorej szklanki mleka.Doświadczone gospodynie wiedza,że wszystkie składniki winny mieć temp.pokojową i że masło należy rozpuścić i lekko wystudzić i że w mleku z odrobiną cukru rozrabiamy drożdże i jak podrosną wszystko mieszamy,wyrabiamy i dzielimy na dwie części.Ugotowany wcześniej budyń i wystudzony wylewamy na wyłożone na blachę wysmarowaną tłuszczem ciasto.Pokrywamy budyń druga polową ciasta.Zostawiamy do wyrośnięcia.Jak podwoi swoją objętość  ,pieczemy w 180 st,do zrumienienia.W prodiżu robimy z połowy porcji i najpierw zapiekamy spód.No to Kochani zaopatrzeni jesteście w słodkości .Zatem mnie wypada tylko życzyć smacznego.
Trochę porad praktycznych,może przydatnych,w tym właśnie czasie.
Psiankowate,to nie tylko pomidory.Do tej grupy zalicza się także paprykę.A tak jakoś potraktowałam ją po macoszemu.A przecież ,też,można ja uprawiać na działce.I to nie koniecznie w szklarni.Można sadzić bezpośrednio na zagonie,bule ten zagon był najcieplejszym miejscem  na działce.Szczególnie winien być osłonięty od strony północnej .I znam takich działkowców którzy planując zagonek z tym warzywem,zawsze od strony północnej  uprawiają fasolę tyczkową.Ale równie dobrze,może to być ściana domku,szklarnia,krzewy jagodowe,lub ozdobne.Bo papryka bardzo negatywnie reaguje na północne wiatry.Jeżeli zdarzą się takowe w okresie jej kwitnienia,niestety,zrzuci kwiatki.Papryka  podobnie jak pomidory wymaga dobrej próchniczej gleby ,wzbogaconej obornikiem.I cóż to za problem.Bo skoro już bawimy się w ogrodników to kupmy ze dwa opakowania dobrej  ziemi lub substratu  torfowego i jedno opakowanie [jest niewielkie,ale wystarczy] sproszkowanego bydlęcego obornika.Po wykopaniu  dołków ,gdzieś tak 30x30 cm wsypujemy do nich przemiennie dobrą ziemie lub substrat torfowy [ jest to odkwaszony torf] i obornik.I niech wokół będzie nie wiem jak uboga gleba,papryki dostały do swojego wzrostu i plonowania stanowisko przebogate we wszystko co jest im potrzebne.Przypominam,że w odróżnieniu od pomidorów ,nie wymagają palikowania.Przypominam,że też w odróżnieniu od pomidorów całe rośliny i owoce ,są przysmakiem ślimaków.Szczególnie pomrowa wielkiego.To taki  co nie nosi domku na plecach,jest duży i pokryty śluzem,którego trudno się pozbyć,gdy weźmiemy go w dłonie.Z powodu swoich rozmiarów potrafi skonsumować sporą część roślin,z wierzchołkami włącznie,a tam przecież są pąki wzrostu.I do tego jest jeszcze taki inteligentny,że potrafi schować się do owocu papryki,zjadając ją od środka,czego my możemy nie być świadomi.Zatem,niech na zagonku z papryką,czy w szklarni,czy w tunelu foliowym "dyżuruje" albo ślimakol,albo płytkie pojemniki,z piwem,które ,te właśnie ślimaki bardzo lubią.Do tego stopnia,że zapijają się na śmierć.I jeszcze jedna,wydaje mi się ważna informacja.Gdy za miesiąc pojawią się na roślinach  papryki pąki ,lub kwiatki,"pilnujmy" by nie był to jeden pąk,lub jeden kwiat.A na czym to pilnowanie ma polegać?Otóż w takiej sytuacji,ten jeden pąk,lub ten jeden kwiat uszczykujemy.Nie dopuśćmy do zawiązania z tego jednego,jedynego kwiatka owocu.Bo to będzie tylko on,tylko ten jeden,a zlikwidowanie go spowoduje ukazanie się wielu pąków i wielu kwiatów i wielu owoców.Będą tylko nieco później.Nie dotyczy to papryki ostrej,która ma zwyczaj powolnego plonowania.A co za tym idzie ukazywania się kwiatków co jakiś czas,nie jednocześnie i co jakiś czas owoców.No to  na koniec...............jeszcze tylko to.Po dotykaniu,owoców,lub roślin papryki ostrej należy umyć ręce,by dotykając twarzy nie dotknąć oczu.To jest ważne.To co "szczypie" ,a może bardzo szczypać w oczy,to capsycyna.To jeden ze składników rozgrzewających plastrów.

Termin sadzenia papryki.............od 25 maja do 10 czerwca.
Wiem.............one już rosną,ale informacji nigdy za wiele.O sposobie uprawy psiankowatych zatem.
Młody człowiek,próbuje dostać się ,do damskiego akademika.Pani w recepcji pyta,"a pan do kogo"?.A kogo pani poleca?

Przychodzi facet do baru i po drodze potyka się o pijanego leżącego pod stolikiem..Wskazuje na jego kieliszki o mówi do barmana - Dla mnie to samo.

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Tak się ostatnio zajęłam kwaterą sadowniczą..............a przecież niektórzy z Państwa uprawiają też warzywa.A warzywa mają też swoje wymagania.Czasem można im sprostać,czasem nie.I tak np,wymagania dyniowatych,a w śród nich :dynia, cukinia .,patison,kabaczek ,no i ogórek.A mają one wymagania ,oj mają.Choćby glebowe.Ale to w ich przypadku,to akurat "Pikuś"Bo jeżeli weżmiemy pod uwagę to,że korzenie mają małe,krótkie,mizerne,to przecież tam gdzie one,tj te korzenie będą się znajdowały szykujemy odpowiednie,odpowiednio duże stanowisko.I nawet jak mamy bardzo,ale to bardzo piaszczystą,lub gliniastą  ,ubogą w substancje organiczne glebę,to dla tych roślin ,na ten sezon możemy ją zmienić.Dla dyni,cukinii patisona czy kabaczka,wykopujemy dołek o głębokości i szerokości 30 cm.W ten dołek nasypujemy  [kupioną] ziemię ogrodniczą i mieszamy pół na pół ze sproszkowanym obornikiem bydlęcym.Nie kurzakiem.I luksus na ten sezon dla tych żarłocznych,wymagających dyniowatych spełniony .Ale to nie wszystko.One też bardzo lubią ciepło.I to spełniamy.Po włożeniu w każdy przygotowany dołek nasion[ np 2] ,podlewamy i przykrywamy obciętą  5 l  butelką po wodzie  mineralnej.I to wystarczy,na początek.Po wykiełkowaniu ,zostawiamy tylko jedną roślinę ALE UWAGA ! tę zbędną obcinamy nożyczkami ,tuż przy ziemi,nie wyciągamy,bo ta co ma pozostać może być poruszona przez znajdujące się blisko korzenie,a tego dyniowate nie lubią,oj nie lubią.No to,właściwie po co wkładać dwa nasiona?A jak jedno nie wykiełkuje?No tak..............ale ona dopiero teraz o tym pisze?Ano pisze teraz,bo jeszcze do połowy czerwca można siać dyniowate.I wiecie co?.Posiane teraz dogonią te uprawiane wcześniej przez sąsiadów,bo.................bo" trafiły" w ciepłą glebę.Gdy roślina jest w fazie trzech liści butelkę zdejmujemy.ALE UWAGA !  w pochmurny dzień by nie poparzyć roślin.A ogórki? a ogórki też jeszcze można wysiewać w przygotowane rowki  20x20 cm wypełnione identyczną mieszanką i przykryte folią lub agrowłókniną.Także w fazie trzech liści okrycie zdejmujemy i także w pochmurny dzień.Jeżeli te ogórki,z tego zagonka,maja być zakiszone na zimę,to niczym już ich nie nawozimy.Przenawożone będą się psuły..To tyle na dziś,jutro o innych warzywach.
A teraz?,a teraz idziemy na działkę.
Takie mam szczęście,ze wiele rzeczy mnie ominęło. Np dzień dziecka.Jak ja byłam dzieckiem ,takiego święta nie było.Z resztą,kto się wówczas interesował,zajmował dziećmi,tak jak teraz?Rodziny były bardzo wielodzietne,a jak czegoś jest dużo,to się tak tego nie szanuje.Zatem,ani w domu,ani w szkole nie świętowano z naszego powodu,nie świętowano.Dzieci miały słuchać starszych,być grzeczne ,ciche,nie wtrącać się do rozmowy ,dorosłych.Bo jeżeli nie to w domu grzeczność "załatwiał" pasek ,a w szkole linijka.Linijka służyła bowiem przeważnie nie do do robienia prostych linii ,lecz do wymierzania razów na otwartą dłoń.Zwano to "dawaj łapę"A święto? jakie święto i kiedy? Dopiero jak już byłam dorosła i odwiedzałam rodziców z okazji Dnia Matki,to po cichutku i w tajemnicy przed mamą ojciec dawał mi  z okazji mojego świeta na "szampanika",tak mówił ,bo wiedział że go lubię. Mama nigdy się o tym nie dowiedziała.A w tamtych czasach szampan wcale nie był taki tani jak dziś.I to tylko pozostało w mojej pamięci.Nagle,w wieku dwudziestu paru lat stałam się dzieckiem.Pamiętam jednak pewne świętowanie,w wieku 8 lat.To moja pierwsza komunia.Ale,ale,nie,nie.Nie było gości,nie było przyjęcia nie było prezentów.Nawet, nie odbyło się to w niedzielę,lecz w sobotę.A wtedy soboty,nie różniły się niczym od innych dni tygodnia.I idąc  do kościoła  [ tak ,tak, idąc] oglądali nas koleżanki i koledzy ze szkoły,bo kolo niej się przechodziło.Czułam powagę sytuacji  i to,że taka jestem ważna,inna jak ci przed szkołą i tylko było smutno ,bo buciki nie miałam skórzane,tylko płócienne,ale chociaż wyprosiłam,że były zapinane na pasek i,na ładny okrągły jak  porcelanowa kulka guziczek. Potem ustawicznie były czyszczone proszkiem do zębów Bo to był taki uniwersalny proszek,do zębów,do naczyń,do butów,do pepegów.A w domu,czekało śniadanie,wyśmienite,bo bułka z masłem i pomidorem.A pomidor wtedy ,to luksus.I to był mój komunijny prezent.Nie mając orientacji ,że może być inaczej,nie ma się też pretensji,zatem i pomidor,może być przyczyna wielkiej radości.A dla czego ,teraz o tym pisze?Bo nie w maju ,a w czerwcu szlo się do pierwszej komunii.I co, i wtedy pomidory były takim luksusem? mogą Państwo zapytać?Ano tak.Tak było w 1947 r.Bo nawet gdyby znaleźli się chętni  do hodowli w szklarniach,to nie kupili nigdzie szkła ,ani metalu na konstrukcję.Zaraz po wojnie w wielu oknach nie było szyb tylko dykta  Aha !,dykta to sklejka.A tunele foliowe ,zapytacie może?I możecie pytać,możecie.Wtedy nie było żadnej folii ,nikt nie znał nawet tego słowa.Pomidory bez problemu,można było kupić dopiero w lipcu,gruntowe.A te czerwcowe ,te bardzo drogie,to ze szklarń,które jakimś cudem przetrwały czas wojny,albo ,niektórzy zapobiegliwi   moi rodacy jeździli na "szaber" ,na, ziemie odzyskane,na zachodzie Polski.I z tamtych zasobów ,pozostawionych bez nadzoru przywożono ,wszystko co tylko przywieść się dało.I po pewnym czasie już mówiono mówiono,"ziemie wyzyskane"Nawet  wożono także szkło.
WSZYSTKIM DZIECIOM,RADOŚCI,BEZTROSKI I DOBRA OD DOROSŁYCH życzy ciotkamalinka.Drogie Dzieci,no cóż,nic lepszego nie wymyślę dla was jak frytki z keczupem i Cole.No może,na deser zmiksowane  truskawki z lodami śmietankowymi na wierzchu,posypane czekoladą w proszku,taka z torebeczki,jednorazową

A w nawiązaniu do tego i nie tylko tego dnia,jakie było moje dzieciństwo,zatem............."Jak to onegdaj bywało"?

niedziela, 31 maja 2015

To tyle na dziś.Przepraszam Tych,którzy czekają na "Jak to onegdaj bywało".Postaram się jutro.
Nawożenie krzewów,też winno być co najmniej dwukrotne, z pewnymi w prawdzie różnicami.Bo jeżeli chodzi o krzewy agrestu,porzeczek,białej i kolorowych,to wystarczy takie właśnie dwukrotne "sypnięcie" nawozem.Ale............czasem obserwujemy zbyt małe,zbyt mizerne przyrosty na porzeczce czarnej  krzaczastej.O ! przyczyny mogą być dwie .Krzewy dawno nie były prześwietlane,lub po prostu są głodne.I tu przypominam,że najlepiej prześwietlać je latem w trakcie zbierania plonu.A sypnąć jeszcze dodatkowo nawóz za dwa tygodnie.Bardzo też głodne mogą być krzewy malin.Bo one jedzą szybko,bardzo szybko.Spieszą się z tego powodu,że mają maleńkie,maciupkie ,króciutkie korzonki i jak się nie pośpieszą  z jedzeniem to ono im ucieknie i go nie zdołają sięgnąć.Zatem maliny lepiej karmić małymi dawkami a częściej ,nawet 5,6 razy w sezonie.Oczywiście mam na myśli NIE KŁOPOTLIWE maliny to jest te które owocują w sierpniu np Polanę,lub Polkę.A dla czego są nie kłopotliwe ,bo nie chorują  i  nie robaczywieją.Rosną sobie one od wiosny,,latem plonują,jesienią,się pędy wycina i przychodzi wiosna i rosną nowe,nie tak jak u tradycyjnych malin,że pędy musza pozostać przez zimę,by wydać plon i mieć owoce w czerwcu.Przez zimę "łapią" chorobę ..........zamieranie pędów..............a w czerwcu robaczywieją od kistnika malinowca .A sierpniowe,?nic w zimie nie łapią  bo nie maja możliwości  w co złapać a owocują wówczas gdy kistnika malinowca nie ma.I tak to udało się człowiekowi "wykiwać "i chorobę i szkodnika jednocześnie.Jerzyna bezkolcowa jest rośliną bardzo żarłoczną i cokolwiek i kiedykolwiek byśmy jej nie dali wszystko zje..................ale,ale,nie należy przesadzać bo poza czasem konsumpcji ,musi mieć czas na zdrewnienie  pędów [niewielkie zdrewnienie,ale jednak].Bo nie zdrewniałe przemarzną w zimie,co jest oczywiste,go niezdrewniałe,to zielone zielone to dużo soków  a soki to płyn.Zatem,z reszta ,wszystkie drzewa i krzewy na zdrewnienie tego co urosło winny mieć czas..................zatem koniec czerwca.............schowane nawozy.Borówka amerykańska,to krzew,którego owoce zasilają nasz wzrok,nasze ostre widzenie.Stąd jadali go lotnicy RAFU ,przed nocnymi lotami w czasie II Wojny,by w nocy lepiej widzieć i nie ma to znaczenia czy surowe czy w konfiturze.Pisałam o tym kiedyś i przepraszam,że się powtarzam,ale tak mi się to podoba ,że te jagody niejako przeważyły o losach wojny.Kiedyż porozmawiałam na temat zdrowotności owoców i innych roślin z okulistą i dowiedziałam się ,że jeszcze zdrowsza  na oczy od jagody amerykańskiej jest aksamitka ,roślina ozdobna.Ale jak ją jeść.............oj nie da się,nie da.Wracając jednak do borówki amerykańskiej.Dla niej nawóz winien być specjalistyczny,zakwaszony.Jako roślina z rodziny wrzosowatych ,takiego wymaga i to co jeszcze jest ważne to,to,że, w stanie dzikim rośnie na skraju lasu przy zbiornikach wodnych,W czasie zawiązywania plonu winna być zraszana,by stworzyć warunki podobne do jej macierzystego środowiska,"niech jezioro paruje",niech krople się osadzają na kwiatach,zawiązkach i owocach.A nasze niezadowolenie z mizernego przyrostu pędów poprawimy w mig,gdy prześwietlimy,LATEM KRZEWY.Da to  możliwość odrostu młodych, pędów na których owoce będą większe.
W części sadowniczej ,już większość drzew owocowych zawiązała owoce,co ja piszę,?wszystkie zawiązały.A czy drugą dawkę nawozu otrzymały?Przypominam:wiosenne nawożenie,to dwie dawki nawozu,jedna pod koniec marca,a druga po kwitnieniu,Najwygodniej posłużyć się nawozem mineralnym w proszku,lub granulacie przeznaczonym do wiosennego nawożenia drzew i krzewów owocowych.Zarówno w marcu jak i teraz wystarczy jedna garść na 10 m2.I proszę nie martwić się  tym,że  drzewa z niej nie skorzystają bo rosną na trawniku i że wszystko "zje" trawa.Tak  nie będzie,bowiem nie jest ona w stanie tego "przejeść".Natomiast korzenie traw zatrzymują składniki  pokarmowe [nawozy] ,uniemożliwiając wypłukiwanie po deszczu w głąb gleby.Oczywiście, bez nawożenia też zawiążą się owoce ,ale znacznie mniej.I proszę nie przywoływać w pamięci drzew dziadka,rosnących za stodołą i że nawożone nie były,bo to inne drzewa były jak te które rosną na naszych działkach.Od czasu jak  istnieje gospodarka wielkotowarowa i zakładane są hektary  sadów,potrzebne stały się drzewa niskie ,o małych koronach,bu z ziemi zbierać owoce,nie z drabiny.Skrócono je zatem,ale ,że w przyrodzie panuje symetria  [o czym pisałam niejednokrotnie] skróciły się też korzenie.Dziadkowa jabłoń czy grusza miała je o długości kilkudziesięciu metrów, nasza natomiast kilku.Tamta miała ogromny stół z jedzeniem,nasza ,mały stolik.I dla tego można było pozwolić sobie na nienawożenie dawnych,dużych drzew, obecne,należy nawozić.Niebawem jednak ,pomimo nawożenia część owoców [zawiązków owoców]  spadnie.To ,normalne,coroczne zjawisko i należy je zaakceptować..To opad świętojański .Gorzej jak pod śliwami leży cały plon,a male śliweczki są robaczywe,co łatwo sprawdzić po rozłupaniu.To znaczy,że nie opryskano śliw,preparatem owadobójczym pod koniec zrzucania płatków kwiatowych.Ani wcześniej ani później,a dla czego?opisałam to dokładnie we wcześniejszych postach.Ale winna jestem Państwu pewną informację na ten temat.Obiecałam,chyba przed wczoraj.Otóż można znacznie ograniczyć występowanie tego szkodnika ,który niszczy małe maciupkie śliweczki,tj zawiązki śliwek,rozkładając na początku kwitnienia śliw wokół korony drzew folię i przyciskając brzegi kamieniami na tyle by nie powiał jej wiatr.Tak winna leżeć trzy tygodnie.Nigdy nie przypuszczałabym ,że tyle muszek [dorosły osobnik piłecznicy żółtorogiej] ,w postaci poczwarki było w ziemi.Pod folią udusiły się i do niej przykleiły.To one złożyłyby jaja w dno kielicha kwiatowego,z którego wylęgłaby się gąsienica i zjadła,zniszczyła owoc.A takich jaj byłoby,oj było około 80............"od jednej tylko mamusi".I co? i historia tu zatacza koło.Gąsienice opuszczają opadłe zawiązki i udają się do ziemi i zamieniają w poczwarkę a wiosną.....................to już Państwo znacie.Przez taki niechemiczny  sposób możemy nawet całkowicie zniszczyć szkodnika,pod warunkiem,że zrobią to też nasi najbliżsi  sąsiedzi.Tylko najbliżsi bo dorosły osobnik ,mała muszka nie ma siły, na nasze szczęście pokonywać zbyt dużych odleglości.

A krzewy owocowe jagodowe?
Zgodnie z wczorajszą obietnicą ,jestem wcześniej i witam Wszystkich Czytelników w ten świąteczny dzień.Dzień Trójcy Przenajświętszej obchodzony przez Chrześcijan  i w związku z tym przypomina mi się jak w trzeciej klasie szkoły podstawowej katechetka zapytała mojego kolegę,ile jest Bogów? Odpowiedział,że trzech,bo biednemu myliło się to z Trójcą.Na co katechetka odpowiedziała."No tak,jeden ruski,drugi pruski,trzeci nasz".

A mnie dziś przychodzi do głowy,że jakoś łączy się to z zaborcami,było przecież takich dwóch zaborców.

No ale," poloneza działkowego" czas zacząć,zatem porady ekspresowe.