sobota, 30 maja 2015

Praktycznych rad kilka.

Pomarańcze o wiele łatwiej jest obrać gdy zostaną zanurzone na moment w ciepłej wodzie.

Ostrożnie z ananasami!.Nie przekrawaj świeżego ananasa tym samym nożem,którym był obierany.W skorce bowiem są kwasy,które u osób wrażliwych mogą wywołać zapalenie jamy ustnej.

Nie usiłuj świeżego ananasa łączyć z jakąkolwiek galaretka owocową.Ananas zawiera enzymy utrudniające zastyganie galarety.Ale jeżeli go zagotujesz ,lub poddusisz,możesz łączyć z galaretką.

Niedojrzałe brzoskwinie,dojrzeją  łatwo w tekturowym pudełku,przełożone gazetami i ustawione w ciemnym miejscu.Podobnie postępuj z pomidorami.

A czy wiesz że owoce cytrusowe o cienkiej skórce są bardziej soczyste ,jak te o grubej.

Owoc awokado jest kaloryczny,ale zdrowy,bo posiada,poza tłuszczami ,wiele soli mineralnych i witamin.Ale smaczny owoc awokado to tylko owoc dojrzały.Jego dojrzałość poznajemy po grzechotaniu pestki w czasie potrząsania.

Nieco podobnie jest z arbuzem.Jeżeli przy opukiwaniu słychać,niski ,głęboki dźwięk  to jest dojrzały.Głuchy odgłos oznacza niedojrzały owoc,lub suchy w środku.


I to tyle na dziś.Postaram się,by jutro było i wcześniej i więcej .
No to,o czym będzie? o pomidorach w szklarni,lub tunelu........................ale nie, nie zamęczę tym tematem Państwa,bo będzie tylko w aspekcie............uprawy współrzędnej  z ogórkami.Niestety ,stworzenie warunków,które odpowiadałyby psiankowatym i dyniowatym ,nie jest rzeczą prostą.Psiankowate,to zn.pomidory WSZYSCY JUŻ WIEDZĄ lubią suche powietrze,bo w wilgotnym pojawiają się plamy na liściach tj. choroby grzybowe.Natomiast w suchym powietrzu,ogórki "zrzucają",część zawiązków. Jest jednak na to rada.Można cienką folią wygrodzić część dla ogórków.I tam podlewać,jak to się mówi ,kiedy popadnie.I niech sobie paruje.I po sprawie.W tym miejscu przypominam o innej uprawie współrzędnej z pomidorami tj z sałatą,którą można posiać tera.,Tak, tak,  właśnie teraz,tuż przy brzegu,nieopodal rosnących pomidorów....................pod warunkiem wszakże ,że będzie to sałata,krucha ,a najlepiej lodowa.Bo w ten czas i w szklarni urośnie prawidłowo,zawiąże główki,czego nie należy spodziewać się po masłowej.Ten typ,uprawia się tylko wiosną lub jesienią Odradzam siew rzodkiewki,.Ani w szklarni,ani w tunelu ani na zagonku jej teraz nie wysiewamy bo urosną liście,tylko liście.

A teraz ,praktycznych rad kilka.A potem idę robić sałatkę z małosolnego ogórka,i pomidora  [ z małosolnym można łączyć pomidory,z zielonym nie] i cebuli i dodam ostrego sosu i smakowego oleju.Spotykam taki o różnych smakach.Na razie testuje czosnkowy.
A teraz ,niestety,nie zaskoczę nikogo .......................bo jeszcze będzie o pomidorach.Bo widzicie Kochani ,niektóre rośliny" NALEŻY PROWADZIĆ" ,a to w celu prawidłowego ich wzrostu i w przypadku pomidorów,plonowania .Teraz właśnie nadszedł czas "prowadzenia".I tak np. od pewnego czasu prowadzi się rośliny pomidorów "na plask".Dawniej usypywano kopczyki co było zupełnie dla nich nieistotne,a tylko opóźniało  plonowanie.Ważne jest,by roślin ,czy to w szklarni,czy na zagonku nie pozostawić samych sobie.W szklarni prowadzi się tylko i wyłącznie "na jeden pęd",owijając go wokół sznurka ,a jeżeli jest to niemożliwe,bo pęd jest za gruby i za sztywny,a zależy to od odmiany,to do pionowego sznurka tylko go przywiązujemy.Najczęściej taki gruby pęd ma olbrzym malinowy,ale już malinowy ożarowski  jest znacznie cieńszy i bardziej wiotki.Podglądamy,czy roślina nie ma zamiaru "wydać "nowych pędów wyrastających w katach zawartych między ogonkiem liściowym a głównym pędem. Jak tam ukazuje się coś małego ,maleńkiego, to to maleństwo uszczykujemy.Proste,prawda?Uszczykiwanie takich małych,jeszcze nie dorośniętych,to najmniejsza krzywda dla rośliny.

I w ten sposób zawędrowaliśmy na zagonki gdzie rosną pomidory,bo w szklarni czy tunelu foliowym,to  jak na dziś ..........wszystko.No może tylko jeszcze to,by wietrzyć,wietrzyć i wietrzyć,w myśl zasady.................gleba mokra,powietrze suche.
A na zagonku,możemy prowadzić pomidory w ten sam sposób,z ta różnicą ,że przywiązujemy do palików..Najlepiej dla rośliny,by to  czym ją  przywiązujemy,było miękką szmatką.Możne też prowadzić pomidory na zagonku na dwa,lub trzy pędy,zostawiając te co wyrosły w katach liści najniżej,ale jak pisałam wcześniej ,owoców będzie dużo ale będą mniejsze.Zawsze,zawsze prowadzenie na jeden pęd, daje duże,bardzo duże pomidory,bardzo dorodne,a szczególnie z odmiany olbrzym malinowy.A do tego jakież one są smaczne.


A za moment
Jest rok 2065 ,Obama prosi o przepustkę na jeden dzień.Litościwy Pan Bóg mu daje.Gdy już znalazł się na ziemi odwiedził najbliższy pub .Poprosił barmana o piwo i zapytał "co tu  słychać "?Barman na to",że dobrze,że rewelacyjnie,że jesteśmy mocarstwem".Zaniepokojony jednak Obama  dopytuje:"A Afganistan, a Ukraina ,a tereny roponośne.?"Wszystko to teraz nasze" odpowiada barman.Zadowolony Obama ,pyta ",a ile ci płacę za piwo"?Na to barman"dwa ruble i  dwadzieścia kopiejek.
No - ładnie,to zrobiła sie ta godzina?Ale jestem zapóźniona. To  może zacznę od........................

piątek, 29 maja 2015

No,tak.............miałam zupełnie inne plany.Miałam pisać o pomidorach,bo po posadzenie z pewnością już się" przyjęły",już zaakceptowały "adopcję" i nowe środowisko,nowe miejsce,inną temperaturę .Mam na myśli te posadzone na zagonku ,nie w szklarni,czy w tunelu foliowym Czasem na chłody,a takie były,reagują czerwienieniem liści ale to jest przejściowe i proszę się nie martwić,minie.Oznacza, jak już wspomniałam przejściowy kłopot rośliny z pobieraniem fosforu i potasu.Podobno od poniedziałku już ma być zdecydowanie cieplej to zaczną zachowywać się normalnie.Czasem jestem pytana czy warto uprawiać na działce ziemniaki?Takie swoje,takie smaczne,takie inne.Ja,no cóż ,nie mam prawa narzucać metod uprawy działki,ale mam obowiązek poinformować co się z tym wiąże.Możemy bowiem bardzo zaszkodzić i sobie i sąsiadom jeżeli uprawiamy pomidory i sąsiedzi także.Zaraza ziemniaka,bardzo groźna choroba wszystkich roślin z grupy psiankowatych,a zatem ziemniaków,pomidorów ,papryki,miechunki,tytoniu, BIERZE SWÓJ POCZĄTEK  ...............Z  CZEGO?...........Z  ZIEMNIAKÓW.Ogromne ilości zarodników grzybowych  [ bo to choroba grzybowa  ] wysiewają się na całą okolicę w momencie  kwitnienia ich.I nawet ,te w szklarni ucierpią.Na liściach pomidorów szklarniowych też pojawią się plamy,co nigdy nie miałoby miejsca gdyby ziemniaki w pobliżu  [nawet 100m] nie rosły.Po to przecież uprawiamy je w szklarni,by nie stosować oprysków ,ani zapobiegawczych ani   interwencyjnych.W szklarni jednak należy utrzymywać niezbyt dużą wilgotność,i ,nie podlewać wieczorem,bo nadmiar wody nie zdąży wyparować .Jeżeli nie mamy innych możliwości to lepiej podlać w samo południe jak wieczorem.Parująca woda  po zachodzie słońca osadza się na szybach lub folii i jej nadmiar skapuje na rośliny................ i są mokre,a to prowadzi do innej choroby,do brunatnych plam  ,szczególnie na liściach starszych.Jeżeli plamy nie są żółte,nie brązowe,tylko brunatne,to natychmiast należy te starsze ,najbardziej zaplamione oberwać.Choćby tyle.Lub przystąpić do oprysków.Nie znam jednak nazwy aktualnie stosowanych preparatów ,bo zmieniają się jak w kalejdoskopie.Ale lepiej jest zapobiegać,nie leczyć pamiętając,że w szklarni  GLEBA,OWSZEM MA BYĆ WILGOTNA,NATOMIAST POWIETRZE SUCHE.To tyle na dziś,ale do pomidorowej sprawy ,będę jeszcze wracać.
A są rośliny niezbyt przyjazna człowiekowi.I to z grupy iglaków.To tuja z polskiego zwana Żywotnikiem i choć nie ma igieł tylko łuski iglakiem jest.To co napisałam przed momentem nie oznacza,zlikwidowania ich.Oznacza jedynie by niezbyt blisko ich przebywać.Wystarczająca odległość to 2 m.Należy też pilnować dzieci by nie brały przypadkiem do buzi gałązek tej roś liny.Szczególnie teraz gdy ma jasnozielone ,młode odrosty.Tam zmagazynowany jest tujon,a to trucizna.Nasi przodkowie sadzili tuje na cmentarzach,nie w ogródkach,to chyba coś w tym jest.Kiedyś bardzo,bardzo,dawno czytałam jak grupa osób............niech będzie naukowców,przeprowadziła następujące doświadczenie.Poleciła wyciąć z ogródka rosnącą bardzo blisko okna  dużą ,,wieloletnią tuję,bowiem pewna kobieta  mieszkająca tam często miała poronienia.Zanim spróbowali medycznych metod,wycieli tuję.Dolegliwości ustały.
Jakże pięknie kwitnie krzew dzikiej róży w pewnym miejscu na moim osiedlu.Podejrzewam,że jest wiekowy,bo   kiedyś były  tu domki jednorodzinne.Mój spacer z psem to odwiedzanie go .Zapach już czuje się z daleka,a takie mizerne , takie tylko pojedyncze ma kwiatki ,a jaki piękny zapach.Dziwie się,czemu nie spotykam ich na działkach.A to tako pożyteczny krzew.Przebywanie w jego bliskości ładuje ludzkie akumulatory ,daje siły witalne.Pięknie pachnie,a  jego owoce są przerobowe.Przepyszna jest konfitura ,że nie wspomnę o pachnącym winie, w przepięknym kolorze.Wyobrażacie  sobie paczki z konfiturą z dzikiej róży i wino,w zimny śnieżny ,wietrzny i mroźny wieczór.TO WSPOMNIENIE LATA,ZAMKNIĘTE W TYM OWOCU.Ale wiem,  my wolimy pełne  róże ,takie co to na obrazku :SAM IDEAŁ,PRZEPIĘKNY,BOGATY ELEGANCKI DOSTOJNY,WYTWORNY WYGLĄD.................a w praktyce "parszywe liście"przedwcześnie opadające,chorowity wygląd i opryski,opryski,nie zawsze skuteczne,bo powinno stosować się  je przemiennie,różnymi  preparatami.Pytacie czemu?Ano temu ,że nigdy nie wiadomo,na który choroba się uodporniła.Nikt,nigdy tego nie wie.A dzika róża żadnych oprysków nie potrzebuje.

czwartek, 28 maja 2015

Kochani,przepraszam,że dziś tylko wspominki.przepraszam szczególnie Działkowców.Oczywiście  spraw działkowych jest wiele do omówienia,ale to już jutro,dobrze?
Wakacje były wielką radością,wielką ulgą.Nie potrzeba  było odrabiać lekcji.To zadawanie do domu,to zemsta za nieuważanie w szkole.Przez moich 10 wakacji może ze trzy razy gdzieś wyjechałam,ale nie z rodzicami ,nie.Na kolonie,na obóz,jak już byłam nieco starsza.Zazdrościłam siostrze ,że  przed wojną ona z rodzicami wyjeżdżała nad może do Copot.Nie wiem czemu przed wojna to był Copot ,a po wojnie zrobił się Sopot.Nawet nie warto było się upominać o jakikolwiek wyjazd,bo zaraz się słyszało............."co ty jeszcze chcesz,Ner,łąki ,staw Stefańskiego Rudzka góra"?to co maja powiedzieć dzieci ze śródmieścia.A my nie wiedzieliśmy co maja powiedzieć.A pytanie to zadawali wszyscy rodzice.Bo też  pieniędzy na wakacje dla dzieci generalnie we wszystkich rodzinach nie było.I uważano to za normalne.ale raz.................... oj jakie ciekawe były wakacje.Chyba gdzieś tak na początku lat 50 atych nakręcano w Rudzie film pt."Młodość Chopina".Wybudowano całe miasteczko na przedwojennym torze wyścigowym.Cale dnie kręcono i całe dnie przesiadywaliśmy tam.To wówczas narodził się w mojej głowie pomysł by zostać aktorką.Poznałam tez tajniki filmowe:np Chopin wychodzi na balkon jakiegoś domu a ten dom to tylko przednia ściana  i na balkon wychodził pokonując ustawioną z tyłu drabinę.A jak się robiło bruk uliczny?Z kilku warstw tektury wytłaczano kamienie i rozkładano  na łące.A jakie piękne  i pięknie ubrane i pięknie umalowane były aktorki.Toż to bajka z tamtych siermiężnych lat,a Czesław Wołejko w roli Chopina.Śnił mi się po nocach,że zamiast Konstancji Gladkowskiej bierze mnie za rękę i prowadzi po tekturowym bruku.Ale rzeczywistość,ale jawa okazywała się okrutna i piękny ,przepiękny znikał.W tym czasie stało się oberwanie chmury.Deszcz ulewny poniszczył dekoracje,tj domy co to miały tylko front,wiec aktorzy w oczekiwaniu na naprawę udali się z nami na okoliczne łąki .A tam........Ner "wylał" po ulewie i na "mieliźnie",osiadła buda z psem.:Pies był nadal przywiązany do budy,a na niej spał kot.Aktorzy odpięli psa ,przenieśli na suche miejsce kota i wrócili,na plan.Przez wiele jeszcze dni chodziliśmy oglądać ich pracę i zdawać relację w domu z tego co widzieliśmy.
A jak to bywało,w wakacje? Oj coś zebrało m się na wspominki.
Jak to onegdaj bywało?W trakcie mojej bytności ,w szkole,myślę o dzisiejszym dniu ,zadzwonił dzwonek,elektroniczny.Z klas ,majestatycznie  wyszły piękne kobiety,bo to szkoła średnia.A  w lat ach 50 - ątych pan woźny dzwonkiem "ręcznym" dzwonił i chodził po korytarzu,by z każdego miejsca było go słychać.A z klas wybiegały dziewczęta i chłopcy z ochotą zabawy,teraz, zaraz natychmiast.Zawsze jej nam było mało i nawet długa przerwa ,tzw śniadaniowa ,była za krotka,choć trwała 20 min.Ale należało obowiązkowo zejść  ,do piwnicy,bo tam była kuchnia i do kubków wlewano nam coś co było słodką wodą a mówiono na to herbata.I niech nikt nie myśli,że można było się z tego obowiązku wymignąć............o nie.Pani wychowawczyni sprawdzała czy kubki są pełne?Czasem udało się postawić pusty i udawać ,że właśnie się wypiło.Raz przez tę herbatę miałam zmniejszony stopień ze sprawowania ,bo zapytałam "a pani profesor,gdzie ma swoją herbatę,proszę nam pokazać"?.A najgorsze było to,że pytanie rozśmieszyło całą klasę".No i nagrabiłam sobie.Nie bez znaczenia będzie tu wspomnieć jakie to były kubki?Co ważne ,każdy miał swój aluminiowe lub polewane,i poobijane.Nosiło się je codziennie ,albo przypięte do tornistra,albo do teczki.Jednak teczki raczej były zabronione  bo deformowały kręgosłup.A jak wyglądały tamte przecież też nastoletnie "damy".Tym damom ",damowanie" nie było w głowie,bo co to za dama ,nawet 18 letnia w fartuszku z podszewkowego jedwabiu  z białym kołnierzykiem  z rypsu i do tego fartuch ten był zmarszczony gumami w pasie.Bo był uniwersalny.Musiał pasować na grubą i chudą.I niechby któraś przyszła do szkoły ,bez fartuszka?....................nie napiszę co  się wówczas  działo.Ale też nie ma się co dziwić, skoro nauczycielki też chodziły w fartuszkach,z tym że one miały zielone a my granatowe.W tych zaraz powojennych czasach chowało się pod nimi biedę.A na zewnątrz..............jak w Weselu Wyspiańskiego..........."ubrałem się w com ta miał."Ja przez wiele sezonów chodziłam w  płaszczu mojej mamy przedwojennym ,zielonego koloru,a ponieważ był po prawej stronie wypłowiały , nosiłam go po lewej,co wówczas nazywało się nicowaniem.I bardzo,ale to bardzo w modzie były pilotki,chyba z powodu niedawno zakończonej wojny.To dopiero było obrzydlistwo.Taki naleśnik z wiszącymi nausznikami.Królowały dwa kolor,brudny wiśniowy i zgniła zieleń.Szlam do szkoły ubrana w taką zieloną pilotkę,pod kolor płaszcza a jakże ,z tym tylko,że płaszcz,był nieco przydługi.Ale ciągle słyszałam " Nie szkodzi,podrośniesz i będzie dobry" A  mnie szkodziło oj szkodziło bo z tornistrem i wiszącym kubkiem do niego przypiętym,aluminiowym,poczerniałym w środku,wyglądałam jak "Dziewczynka z zapałkami" z bajki.ale żadnego  księcia nigdy nie spotkałam ,niestety.
Jestem ! a właśnie wróciłam ze szkoły,by zapisać się na obchody,jej 70 - lecia i odżyły wspomnienia.
Zatem.......................

środa, 27 maja 2015

Zatem bywało też tak.Uprawiamy, my sobie z sąsiadem Stefanem ogórki od lat kilku.Czasem plon większy,czasem mniejszy, ale zawsze  jakiś.Odmiany przeważnie dwie,zatem wybór "ogromny,"bo albo Monastyrski,albo Wiskonsin SMR 15,lub SMR18.I zupełnie nie wiem  po co to pamiętam. Nagle po takim ulewnym deszczu jak wczoraj ,spokojnie jadę na działkę,bo nie potrzeba podlewać,a tu mój sąsiad co robi? podlewa,a co podlewa ?,Ogórki .No nic ,myślę sobie "spokój ,tylko spokój",zawsze mnie to   przecież ratuje w dziwnych sytuacjach.A Stefan ,także spokojnie, O to już nie źle pomyślałam".Wiesz co "? "Tyle padało ,a ogórkom to nie wystarczyło," "bo popatrz  żółkną im liście".No i się zaczęło. Z rynku zniknęły ogórki.Wszystkie plantacje "padły"Niebawem okazało się,że to mączniak rzekomy dyniowatych,którego w Polsce nie było,bo to choroba klimatu tropikalnego.Oj  ! zmniejszyły się pozornie odległości.Zawleczenie,bo tak się mówi o chorobach roślin stało się możliwe.Toż to kilka godzin samolotem i już..............zarodniki tej choroby grzybowej  znalazły się w klimacie innym,nie tropikalnym.Ale wtedy właśnie taki tropikalny miał miejsce,bo po upałach przyszły silne ,jak tropikalne deszcze.Zaczęto pracować nad wyhodowaniem odmian odpornych na tę chorobę,na mączniaka rzekomego i częściowo ,powtarzam częściowo się to udało.Wyhodowano odmiany mało podatne na tę chorobę,choć producenci nasion piszą na torebkach,że są odporne.I już nie hoduje sie i nie uprawia tamtych odmian,bo zanim zdążą zawiązać plon padają.To tyle przygody ogórkowej.A przy okazji .Często działkowcy,  żółknięcie rośliny kojarzą z brakiem wody ,jak mój sąsiad Stefan,bo tak najprościej.,a czasem jest nawet odwrotnie.

I pomyśleć,że to wszystko przez to,że dyliżanse wyszły z mody.W czasie podróży takim środkiem lokomocji  jakiekolwiek choroby,czy szkodniki,nie dojeżdżały do mety.Padły w podróży.



Aha  ! jutro będę później.
Dziś jeszcze tylko o przygodzie z ogórkami o wielkiej negatywnej niespodziance ,która zdarzyła sie pod koniec lat 70 - ątych ubiegłego wieku.

A jutro już na pewno "Jak to onegdaj bywało"?
Zdolność magazynowania wody ,niestety,nie wszystkie rośliny posiadają.I to one potrzebują tzw. lepszej gleby.To jest takiej ,która to ona magazynować wodę będzie.Z rozpadu substancji organicznej taka ,dobra powstaje.A gdzie i z czego.?Ot,choćby z różnych odpadków składowanych na pryźmie kompostowej.Albo po oborniku,albo ......................substrat torfowy.Sam torf ma ogromne właściwości,zatrzymywania wody.No,ale torf kwaśny nie nadaje się do wielu roślin,ale odkwaszony,czyli substrat torfowy,już tak.Kiedyś wcześniej ,radziłam tym osobom ,które chcą uprawiać ogórki by zrobiły to tak:W wykopany rowek .............taki 20x20 cm nasypać substrat torfowy wymieszany ze sproszkowanym obornikiem.Wypełnić cały rowek i posiać w nim ogórki,bo to one tej bardzo,bardzo dobrej gleby potrzebują właśnie. Bo to one mają tak płytko i tak wąsko zalegające w glebie korzenie,zatem niewiele zmagazynują.I tu proszę nie śmiać się  z tych którzy uprawiają ogórki  i robią to w sposób prawidłowy  [podany wyżej ] i nie nawożą dodatkowo,żadnymi nawozami.........................bo oni mają pewność,że po zakiszeniu na zimę ,będą jędrne i smaczne.A ta jędrność zależna jest od sposobu kiszenia,jednak w niewielkim procencie.Znacznie ważniejsze jest to,by nie były przenawożone azotem,czego po kupnych nie można poznać.O sposobie kiszenia napiszę w stosownym czasie.Dziś jem mojego kiszenia ubiegłorocznego ogórki przyniesione z piwnicy.Są twarde i niezwykle smaczne.Bardzo lubię z nich robić surówkę ,która bardzo dobrze komponuje się z ryżem na sypko ,lub kaszą.A są to w równych częściach rozdrobnione  obórki,młoda cebula ze szczypiorem i suszone pomidory.Wszystko wymieszane z łyżeczką cukru i kilkoma łyżkami oleju
Jak to się ma w przypadku truskawek np.Lepiej nie mogło się zdarzyć .Właśnie teraz kiedy kwitną i niebawem zaczną wiązać owoce woda jest im bardzo potrzebna.Bo jak wspominałam nie raz, owoc musi się zawiązać  [powstać] a do tego woda  jest niezbędna.I co jest pocieszające w przypadku truskawek ,to to ,że gęsta pajęczyna korzeni podpowierzchniowych, i  jednocześnie włośnikowych zatrzymuje ją i pije i pije.Następny deszcz może być dopiero za 10 dni,ale nie wiem czy to będzie możliwe bo właśnie za  10 dni mają być duże upały.Wówczas radzę truskawki podlać,ale tak by nie moczyć liści.Po prostu kładąc węża miedzy rzędy  roślin i przestawiając  co jakiś czas.Zraszacz   -  fontanna ,nie wchodzi w rachubę.

Wcześniejszego podlewania jak truskawki będą potrzebowały poziomki.Oczywiście jeżeli nie spadnie deszcz.W szczególności te,które są już na zagonku drugi sezon,który to winien być ich ostatnim.Bowiem poziomki,ze względu na słabe i cienkie korzenie ,"wypychane" są przez mróz.Gdy  gleba "pracuje",bo raz zamarza ,no to rośliny "idą w górą  " ,a gdy rozmarza "opadają",ale korzenie zostały zerwane,co bardzo ujemnie odbija się na owocowaniu.Teraz wyglądają jak nieco wyciągnięte z ziemi.Można to jednak naprawić posypując w międzyrzędzia  nadprogramową ziemię lub kompost.Ziemia może być np kupna w plastikowych torbach ,o różnej gramaturze.Gdy poziomki wyrównają się z podłożem [nie będą sterczały],odbudują boczne pozrywane przez mróz korzenie,co przełoży się bezpośrednio na wysokość plonu.

A inne rośliny?

Zima była bezśnieżna  [ prawie].Zapasu wody w glebie zatem nie ma.I, tu wyjaśniam ,co to może dać wiośnie jak zima jest z dużymi opadami śniegu?  O ! bardzo wiele.Często nie zdajemy sobie  sprawy jaki magazyn jej  jest pod naszymi stopami.Topniejący stopniowo śnieg wsiąka i wsiąka i temu wsiąkaniu towarzyszy budowanie kanalików ["rurociągu"].To co tym rurociągiem "poszło " w dół,zatrzymuje się i jak obsycha część wierzchnia gleby...................woda wraca,tak ,tak,wraca tymi samymi kanalikami ,którymi "szła" w dół,teraz  "idzie " w górę,,w myśl tego co pisałam wcześniej ,że przyroda preferuje symetrię.Dotychczas to "jezioro" pod naszymi stopami było puste,no prawie puste ,ale jak wczoraj dolało to się napełniło i teraz na dłuższy czas będzie podsiąkało,czyli będzie woda "podlewać " rośliny od spodu o czym nie mamy pojęcia ,bo nie możemy tego sprawdzić..

cdn
Witam w ten zmoczony jeszcze od wczoraj i niezbyt słoneczny dzień.O  !  jaka byłam  zła na pogodę,bo zmoczona  zostałam tyle razy ile  wychodziłam z psem,pomimo parasolki,z którą wiatr robił co chciał,że już nie wspomnę o psie.Wyglądała  jak młoda  foka.A dla czego młoda.?Bo młoda jest biała  jak mój pies.Czarna się robi po pewnym czasie jak dorośnie.Jednak po chwili refleksji doszłam do wniosku,że deszcz był potrzebny i tych potrzebach zaraz.

wtorek, 26 maja 2015

PODLEWANIE RABAT KWIATOWYCH,to bardzo prosta zasada.Te rośliny,które jeszcze nie kwitły potrzebują wody dużo.Przekwitłe niewiele.Natomiast przekwitłe tulipany i inne cebulowe przekwitłe wcale.?Należy tak postąpić by stworzyć im warunki podobne do tych gdzie żyją dziko.To w większości przypadków rośliny stepowe.A już zupełnie nie podlewa się cebul tulipanów przeznaczonych do wykopania.Jeżeli posiadamy krzewy ozdobne,to bez względu na to czy kwitną czy nie podlewamy identycznie.Bo te co przekwitły ,niebawem będą zawiązywały pąki kwiatowe na przyszły rok...................tak,tak, na przyszły rok.Z takim wyprzedzeniem działają.A teraz podziwiamy całą grupę kwitnących różaneczników i kwitną  moje ulubione   Tamaryszki.To takie delikatne różowe mgiełki.Działają bardzo pozytywnie na człowieka właśnie w czasie kwitnienia.Przy nich się łagodnieje.
PODLEWANIE WARZYW.W przypadku braku,wody w glebie podlewanie jest konieczne wszystkich warzyw,z niewielkimi różnicami jak chodzi o ilość wody,ale pora dnia dla  wszystkich jednakowa.Albo wczesny ranek,albo w godzinach od 16-tej do 18-ej.Nie później ,bo późniejsze podlewanie,to pozostawienie mokrych liści na noc.No......................i hulajcie choroby grzybowe.Najprzeróżniejsze mączniaki,właściwy i rzekomy i pleśnie zarazy ziemniaka i inne.W lesie też grzyby lepiej rosną po deszczu i jak nie ma pełni księżyca,jak jest ciemno. Przestrzegam  przed stosowaniem tzw. urawniłowki.To jest identyczne traktowanie wszystkich zagonków.Bo np groszek cukrowy już wiąże  plon, już widać male strączki,a fasola ,o ta będzie miała strączki za miesiąc.Groszek winien dostać wody więcej ,fasola mniej.Bo co przez to uzyskujemy,że nie wspomnę o oszczędności wody?Nie "rozpieszczamy" fasoli.Niech szuka wody,niech sięga korzeniami głębiej.Bo dłuższe korzenie,to wyższy plon.Podlewanie też winno być długotrwałe.Nie po wierzchu,bo tylko po wierzchu,a raczej pod wierzchem będą znajdowały się korzenie.Należy je teraz "ćwiczyć" i "ćwiczyć " bo roślina jest w fazie zawiązywania korzeni,wiec niech to robi.Bo jak wejdzie w fazę zawiązywania plonu ,już korzeni wiązać  nie będzie,Nie bez znaczenia jest fakt,że długość korzeni roślin,a wiec i warzyw jest różna i tak np dorosły burak ma 80 cm.korzeń a dorosły ogórek tylko 20 cm.Przy podlewaniu należy brać to pod uwagę.Glebę po obfitym [bo tylko tak się podlewa]  należy wzruszyć,spulchnić,bo taka dłużej zatrzymuje wilgoć.To spulchnienie powoduje,  przerwanie kanalików, którymi mogłaby ewentualnie wyparować.Bo tak jak "poszła" w dół,tą samą drogą "poszłaby" w górę.
KWATERA SADOWNICZA.W brew ogólnym pogłoskom,drzewa owocowe,a szczególnie już owocujące ,a szczególnie o tej porze potrzebują wody..W przypadku,gdy nie padają deszcze.Są oczywiście pewne różnice ,co do jej ilości ,ale generalnie ,gdy ZAWIĄZUJĄ PLON,wody trzeba im dostarczyć.Przecież ten plon musi  z czegoś powstać.Powstaje także z wody.Jeżeli gleba jest lekka ,piaszczysta,to podlewanie MUSI mieć miejsce nawet dwa razy w tygodniu.Nie powinno nastręczać kłopotów,bo wąż można położyć  w pobliżu drzewa i niech sobie małym strumieniem woda dostaje się do gleby i do jej głębszych warstw.I czy zwrócili Państwo uwagę ,że napisałam DO GŁĘBSZYCH WARSTW.Oznacza to podlewanie długotrwałe,nie po wierzchu.Po takim ,nie wyparowuje szybko,lecz pozostaje w glebie i zdążą wykorzystać ją korzenie.I w ten sposób można potraktować, indywidualnie ,każde drzewo owocowe.Nie bez znaczenia będzie tu poinformowanie Państwa o tym,że szczególnie drzewa szczepione na podkładkach karłowych wody potrzebują więcej jak te na podkładkach  wysoko rosnących.Bo proszę sobie wyobrazić ,że wielkość,że część  nadziemna drzewa,tj. jego korona odzwierciedla nam  wielkość korzeni w ziemi.Bo przyroda preferuje symetrię  W przyrodzie jest jak w lustrze.No to,popatrzcie Kochani na swój sad...............i co widzicie? o to drzewo jest duże ,a tamto całkiem małe.I tak też wyglądają ich korzenie.Jedne duże ,drugie małe. Wszystkie na podkładkach karłowych ,nie tylko mają karłową  [zmniejszoną  ] koronę ,także zmniejszone są korzenie.Zatem,te karłowe ,a ponadto młode niedawno posadzone potrzebują najwięcej wody.Woda konieczna jest też ,gdy rosną drzewa na trawniku.By nie było walki o nią miedzy korzeniami trawy ,a korzeniami drzew.A jeżeli rosną na trawniku to proponuje dla szybszej wsiąkliwości zrobić jakimś szpikulcem dziury w trawie.
Drodzy Ogrodnicy Amatorzy,czy wiecie że ja prawie nic,a nic o podlewaniu.No to czas nadrobić zaleglości.
Z OKAZJI ŚWIĘTA  MAM,WSZYSTKIM MAMOM ,ZADOWOLENIA I SZCZĘŚCIA Z POSIADANIA UKOCHANYCH DZIECI,A TAKŻE TYM,KTÓRE NIEBAWEM MAMAMI ZOSTANĄ DUŻO,DUŻO ZDROWIA  I POMYŚLNOŚCI ,ŻYCZY CIOTKAMALINKA.

poniedziałek, 25 maja 2015

Porad praktycznych kilka.

Nigdy nie zostawiaj listkowej sałaty w wodzie.Bowiem straci i wygląd i witaminy.

Już kiedyś o tym pisałam ,zatem tylko przypominam:Żadnych warzyw liściowych nie należy przechowywać szczelnie zapakowanych,bo tracą wiele ,a zyskują szkodliwe azotyny.Najlepiej  głąb sałaty naciąć na krzyż i włożyć do talerz z niewielka ilością  wody.

Bardzo zwiędnięte liście sałaty,uzyskają jędrność jeżeli do wody w której je myjesz wsypiesz łyżeczkę cukru,albo zanurzysz  ja na 10 min.w wodzie z sokiem cytrynowym.Kwas cytrynowy ujędrnia zwiotczałe liście.

Tzw, mizeria z zielonych ogórków,będzie bardziej krucha jeżeli posolisz ja tuz przed podaniem ,bo inaczej "puści" za dużo soku i rozmięknie.
Aby mizeria była  łatwiej strawna należy obrane ze skórki ogórki ,sparzyć wrzątkiem i natychmiast zanurzyć w zimnej wodzie i dopiero po tym kroić.Można też do  niej dodać małą łyżeczkę musztardy.Dzięki temu unikniesz wzdęcia i nie będzie ci się odbijało............... podobno.Tego nie sprawdzałam,bo nie mam wzdęć i nie odbija mi się,zaden,pod żadną postacią ogórek.

 Nie wylewaj wody po marynowanych ogórkach.Użyj jej do zaprawiania ,różnych surówek i sałatek,a nawet do gotowanej słodkiej kapusty..
 Teraz ...............moja ,bez mała odezwa,do Działkowców i wszystkich przebywających  w lasach i ogrodach i parkach.Bo tam wszędzie JUŻ niestety mogą spotkać się z kleszczami.Stwierdzenie takiego faktu.to nasze rozważne postępowanie w tym momencie.Jeżeli nie potrafimy umiejętnie  się go pozbyć,to lepiej nie eksperymentujmy,nie manipulujmy przy nim,bo możemy pozostawić jego część,tę najważniejszą  ,gębową .Oderwany odwłok odrośnie.Ale jest też coś bardzo istotnego ,a mianowicie .........................kleszcza ........................to dziwne........................ale .............nie należy denerwować,bo wtedy wypluwa  [w celu obrony],to co jest dla nas toksyczne i groźne.Można nawet zauważyć część jego spienionej śliny.Pozbycie  się go, to szybki i energiczny ruch skrętny ,odwrotny do ruchu  wskazówek zegara,by nie zdążył wstrzyknąć tego co jadowite.Jeżeli nie podejmujemy się wyjąć kleszcza sami,lepiej niech zrobi to osoba umiejaca.
Na Dzień Mamy,przepis kulinarny dla mamy,  i dla dzieci,które jutro przyjdą prosto z pracy i będą głodne.Przystawka na zimno .Przed zasadniczym obiadem.Zjedzą z apetytem.

Dwie piersi drobiowe przekroić w taki sposób by powiększyć ich powierzchnie  [poziomo].Lekko pobić  .Natrzeć przyprawa do kurczaka  ,lub startą gałką muszkatołową i curry i skropić olejem .Ewentualnie lekko posolić. Przygotować nadzienie: kilka wątróbek drobiowych ,kilka pieczarek i jedną pokrojona cebulę przesmażyć na patelni.Można oddzielnie,można razem.Wystudzić.Namoczyć w mleku ,pół bułki.Odcisnąć.Wszystko zmielić w maszynce.Bułkę też .Dodać posiekaną natkę pietruszki, dwa żółtka jaj łyżeczkę cukru  i pół łyżeczki soli .Wymieszać .Gdyby było za rzadkie dodać nieco mielonej bułki.Rozłożone plastry,jeden przy drugim  by stanowiły całość posmarować tym farszem.Zwinąć ciasno.Obwiązać dokładnie nitką.Na  rozgrzanym sklarowanym maśle przyrumienić ze wszystkich stron.Masło nie powinno się palić.Podlać niewielką ilością wody i prużyć około 30,40 min.na wolnym ogniu.Wystudzić nieco.Wyjąć z patelni .Położyć na deseczce i obciążyć drugą deseczką  stawiając na niej np naczynie z wodą.Niech tak całkowicie wystygnie i zastygnie.Nie będzie się  rozpadało w czasie krojenia.Wyśmienite jako przystawka.Do tego sałatka z pomidorów z cebulą "posypana" ostrym tartym serem,lub serem typu Feta.To jest pyszne.
No  -  uparł się,uparł się  i  nie chciał "otworzyć".Że też ja na stare lata muszę się zmagać z tymi cudami najnowszej techniki.Ale już jestem.Dobre sobie,przecież widać.

niedziela, 24 maja 2015

Dziś jeszcze tylko przypominam wszystkim MAMOM,że jako poczęstunek  dla pamiętających   o Święcie dzieci można  podać na przystawkę sałatkę jarzynową ,ale trochę inaczej.Na dużym półmisku  ułożyć "poszarpaną" ma małe kawałki sałatę a sałatkę  wyporcjować i   poukładać po bokach  cieniutkie paseczki czerwonej papryki by wyglądały jak wianuszek  i wszystko posypać drobno posiekanym szczypiorem  i oliwkami.W różne wolne miejsca powkładać ćwiartki jaj na twardo,niewiele,2 lub 3.Oj  !   będzie kolorowo na stole.
Dysponuje jeszcze takim niechemicznym sposobem walki z gąsienicami niszczącymi zawiązki śliwek.Zauważalne być może już nie długo .Proszę obserwować drzewa śliw,a raczej to co pod nimi tj .na trawie ,lub glebie.Czy przypadkiem nie leży ich dużo? małych śliweczek i czy w środku nie ma gąsienicy OWOCNICY ŻÓŁTOROGIEJ,,lub czarnych jej odchodów.Ale o tym ,nie dziś.Tymczasem zadanie domowe,a raczej działkowe dla Państwa,Obserwacja  śliwowego podłoża.I proszę,się nie bać rozłamać takiej małej śliweczki,by sprawdzić co w środku. W tym miejscu  informuję:::::::::::::::::::::::::::; proszę  też nie martwić się  opadającymi zdrowymi,tyle tylko,że nie wyrośniętymi  maleńkimi owocami.Niebawem taki proces się rozpocznie.I jest to prawidłowość zwana OPADEM ŚWIĘTOJAŃSKIM.

A dziś jeszcze tylko................
Ileż to razy przyglądałam się wróblom,sikorkom i innym ptakom i myślałam "co też one w tej trawie znajdują"?Aż ,tak gdzieś około polowy lat osiemdziesiątych  udało mi się je podejrzeć.A  wtedy właśnie pojawiły się szkodniki agrestów i porzeczek.Bo ze szkodnikami tak jest.Pojawiają się powoli,stopniowo,najpierw niezauważalne przez człowieka,by w jakimś sezonie wystąpić w postaci plagi.I co ? i człowiek reaguje i niszczy,i niszczy i w jakimś stopniu mu się to udaje .Czasem całkowicie.Właśnie we wspomnianym czasie wystąpiły:PIŁECZNICA  AGRESTOWA I BRZĘCZAK PORZECZKOWY.Wystąpiły ................ to bardzo delikatne określenie.To był desant tych szkodników.Z ogromnym upodobaniem zjadały liście agrestów i porzeczek.W ciągu dwóch tygodni potrafiły zjeść je dokładnie do jednego.Zaskoczyło to wszystkich,bo wcześniej czegoś takiego nie obserwowano.No  -  najłatwiej było sięgnąć po jakiś preparat owadobójczy,ale w tym czasie nie było to takie łatwe.Myślałam jeden dzień i jedną noc.A mobilizował mnie do tego mój ciągle obecny na działce ,sąsiad,którego już Państwo znacie, Stefan.Z tej jego  ustawicznej obecności byłam zadowolona,bo" miał oko" na moją działkę też.Doczytałam się w swoich książkach,ciekawej rzeczy o gąsienicach.Bo to gąsienice zjadały liście naszych agrestów i porzeczek.Okazuje się,że one oddychają sześcioma otworami ,umieszczonymi na swoim ciele."Wiesz co Stefciu" podzieliłam się z nim moim pomysłem............"a jakby tak posypać nasze krzaki popiołem,tam gdzie one żerują?",a żerują zawsze od środka,posuwając się do końców pędów.U nas były ,gdzieś tak w połowie drogi.Popiół,ale skąd wziąć popiół?"Wiem.............wiem" wykrzyknął . "Od sąsiadów""No faktycznie ,przecież wszyscy okoliczni mieszkańcy palą w piecach".I stało się.Zebrał wiadro popiołu.Teraz tylko należało go szybko zastosować i tak to zrobić by pokrył te rejony w krzewach gdzie żerują gąsienice  co okazało się niezwykle łatwe.Nasypywaliśmy na sito porcję popiołu   i potrząsając delikatnie  przez chwile sialiśmy tylko ten najdrobniejszy.Właściwie sam pył popiołowy.Skuteczność tej metody zauważyliśmy następnego dnia.A wcale by się nam nie udało zauważyć gdyby nie ptaki.Uwijały się pod krzewami i zbierały martwe gąsienice."Ty ! popatrz jakie cwane" zagadnął sąsiad."Przyszły do gotowego,a z krzewu pozbierać to nie łaska?""A co miały się pokaleczyć kolcami"?Z resztą  na ziemi lepiej je widzą.""Ale wiesz co" zaniepokoił się "jak się objedzą to pieszo pójdą do gniazda,bo ich skrzydła nie udźwigną takiego ciężaru."Przez kilka kolejnych dni "posprzątały" wszystkie gąsienice,a w następnym roku już  się nie pojawiły.Pokolenie wymarło,bo przerwany został ciąg rozrodczy.Bowiem gąsienice winny w ziemi zamienić się w poczwarki by wiosną wyfrunąć jako dorosłe osobniki,by złożyć jaja na liściach agrestów i porzeczek,by z tych jaj wylęgły się..................... itd.Ptaki ,a przed tym popiół ,który je udusił,bo zasypał otwory do oddychania uniemożliwiły to.I wiecie co,?na różnych roślinach walczyliśmy  z gąsienicami tym popiołowym sposobem[z wyjątkiem dużych drzew] i przez wiele lat podawałam ten sposób walki na swoich wykładach.Metoda ta zadowala szczególnie tych którzy nie lubią stosować metod chemicznych.Oj  !  gdyby tylko było więcej ptaków, to wybrałyby dokumentnie  także czające się w trawie kleszcze .
A teraz ? Teraz witam Wszystkich moich Czytelników serdecznie ,a Działkowców  ?,a  Działkowców także serdecznie.Dziś zajmę się tym do czego  bardzo przydatne są małe ptaki.Do "oczyszczenia "działki  z............................
|Witam Wszystkich w tę niedzielę Zesłania Ducha Świętego.Ducha Zgody i Miłości.I ciekawa jestem jak ta zgoda i miłość będzie wyglądała wieczorem ,jak już zakończy się głosowanie.A swoją drogą czuję szczęście przeogromne,że to nie ja będę prezydentem i że nie muszę o to zabiegać i prosić "głosujcie na mnie"..................jestem szczęśliwa.