środa, 27 maja 2015

Zatem bywało też tak.Uprawiamy, my sobie z sąsiadem Stefanem ogórki od lat kilku.Czasem plon większy,czasem mniejszy, ale zawsze  jakiś.Odmiany przeważnie dwie,zatem wybór "ogromny,"bo albo Monastyrski,albo Wiskonsin SMR 15,lub SMR18.I zupełnie nie wiem  po co to pamiętam. Nagle po takim ulewnym deszczu jak wczoraj ,spokojnie jadę na działkę,bo nie potrzeba podlewać,a tu mój sąsiad co robi? podlewa,a co podlewa ?,Ogórki .No nic ,myślę sobie "spokój ,tylko spokój",zawsze mnie to   przecież ratuje w dziwnych sytuacjach.A Stefan ,także spokojnie, O to już nie źle pomyślałam".Wiesz co "? "Tyle padało ,a ogórkom to nie wystarczyło," "bo popatrz  żółkną im liście".No i się zaczęło. Z rynku zniknęły ogórki.Wszystkie plantacje "padły"Niebawem okazało się,że to mączniak rzekomy dyniowatych,którego w Polsce nie było,bo to choroba klimatu tropikalnego.Oj  ! zmniejszyły się pozornie odległości.Zawleczenie,bo tak się mówi o chorobach roślin stało się możliwe.Toż to kilka godzin samolotem i już..............zarodniki tej choroby grzybowej  znalazły się w klimacie innym,nie tropikalnym.Ale wtedy właśnie taki tropikalny miał miejsce,bo po upałach przyszły silne ,jak tropikalne deszcze.Zaczęto pracować nad wyhodowaniem odmian odpornych na tę chorobę,na mączniaka rzekomego i częściowo ,powtarzam częściowo się to udało.Wyhodowano odmiany mało podatne na tę chorobę,choć producenci nasion piszą na torebkach,że są odporne.I już nie hoduje sie i nie uprawia tamtych odmian,bo zanim zdążą zawiązać plon padają.To tyle przygody ogórkowej.A przy okazji .Często działkowcy,  żółknięcie rośliny kojarzą z brakiem wody ,jak mój sąsiad Stefan,bo tak najprościej.,a czasem jest nawet odwrotnie.

I pomyśleć,że to wszystko przez to,że dyliżanse wyszły z mody.W czasie podróży takim środkiem lokomocji  jakiekolwiek choroby,czy szkodniki,nie dojeżdżały do mety.Padły w podróży.



Aha  ! jutro będę później.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz