sobota, 7 marca 2015

Por jest bardzo bogaty w witaminy i w białko,zatem dość dobrze zaspokaja głód a sole mineralne,takie jak wapń i fosfor,z reszta cała roślina bierze czynny udział w leczeniu nerek,pęcherza i prostaty.Anglicy twierdzą,że przewietrza przewody moczowe,likwidując najprzeróżniejsze złogi.Zatem jemy pory,pod każdą postacią.PALUCHY POROWE przysmak Anglików właśnie, podawane są jako przystawka A tak w ogóle ,to jadamy część wybieloną pora i taką właśnie się gotuje około 15 min,w wodzie z kostką rosołową.Odcedza studzi .Układa na blacie i przykrywa deseczką trochę obciążoną np naczyniem z wodą.Niech wystygną.Takie spłaszczone łatwiej smażyć.Do ciasta, zwykłego, naleśnikowego dajemy sól ,jakiś ostry sos np Tabasco ,lub ostrą paprykę i pieprz .Najpierw w mące a potem w  cieście macza się pory i smaży na dobrze rozgrzanym tłuszczu po obu stronach.Do tego dobra ,mocna herbata jaką piją Anglicy w godzinach popołudniowych .Należy liczyć dwa pory na osobę.Ale oczywiście ,zdrowsza i równie smaczna będzie surówka sporządzona  z :3 szklanek rozdrobnionych porów[tylko biała część],jednej szklanki posiekanych orzechów włoskich i majonezu,śmietany ,lub jogurtu i jednej łyżki cukru i nieco soli i to wszystko wymieszane .Tyle winno być ,by składniki surówki były schowane jak pod pierzynką.I taką pierzynką można też  przykryć solone,wymoczone śledzi.,Wówczas dodajemy jeszcze sok z cytryny i zimną ,bardzo zimną, wódkę w rozsądnej ilości oczywiście.I nie wiem czy ja to już kiedyś pisałam,że nie ma nic gorszego jak............."ciepła wódka,zimna kobieta,chuda świnia i spocony chłop".

No to już koniec na dziś ,a jutro stoi pod znakiem zapytania.Jeżeli mi się uda to coś napiszę po południu.
A u Działkowców słychać  POR.Znany głównie jako składnik tzw. włoszczyzny,ale na szczęście coraz częściej dodawany do surówek.Ma duże właściwości  lecznicze ,ale spożywany na surowo.Ja jednak dziś pragnę zaproponować Państwu  "zagonek wzór doskonałości i urodzajności".W skład tego zagonu ,będzie wchodził też por.Oj ,sąsiedzi będą zazdrościć.Należy tylko kupić 4 średniej wielkości woreczki z ziemią uniwersalną ,do różnych roślin i 3 opakowania  4 litrowe suszonego obornika.Zagon winien mieć około 4 m długości i typową szerokość tj 120 cm.Po środku wykopujemy niewielki rowek ,ot taki  20x20 cm .Takie same ,po  brzegach zagonu i we wszystkie wsypujemy ziemię z opakowań i obornik,jednocześnie mieszając.Przykrywamy [ale nie wiele] tą wykopaną z rowka,najwyżej 1 cm.I co tu będzie rosło?W pierwszej kolejności zostaną posadzone pory.Na jednym z brzegów.Może to być pod koniec kwietnia.O jakże te rośliny będą szczęśliwe z takiej odmiany sytuacji .Już z daleka słychać jak się cieszą........"tyle jedzenia,tyle jedzenia".One bowiem korzenią się jak wszystkie cebulowe bardzo płytko,a tam właśnie daliśmy dobrą ziemię i obornik.Wielkość roślin będzie zależna też od odległości jednego pora od drugiego .A winno to być 20cm..I w odróżnieniu od selerów które będą rosły w drugim rowku,przy brzegu zagonu,por można , a nawet należy obsypywać nieco ziemią ,nagarniać ją sukcesywnie,ale dopiero po 2 miesiącach od sadzenia. U selerów natomiast  odgarniać ziemię,nieco przy każdym pieleniu A sadzimy je jak napisałam wczoraj po 20 maja.One także lubią,oj,lubią dobrą ziemie i obornik,ale traktują to poważniej jak pory,stwierdzając "dobrze,dobrze,powoli wszystko zjemy" i mogą pozwolić sobie na tę powolność bo korzenie ich to nie korzenie porów,które  sięgają tylko 20 cm."jemy,jemy,"usłyszymy od nich,"już jesteśmy na głębokości 50 cm.No i  środek,tam ogórki ,które sieje się około polowy maja .Bardzo płytko ,by nie były gorzkie,ale...............by nie wybrały podkiełkowanych nasion ptaki przykrywamy obsiany rowek gałązkami,lub poplątanymi nićmi,których to ptaki bardzo nie lubią ,bo kojarzą im się z sidłami.Ale te nici  dajemy w małych kawałkach i bez przesady,niewiele.I jak popatrzymy na zagonek w czerwcu to zobaczymy bujną ciemną zieleń i "ekologiczne papu",czyż nie?Mam jeszcze taką uwagę.Otóż jest por letni i por zimowy Polecam ten letni,bo ma szybszy wzrost i już w lipcu,nie jesienią ,będzie nadawał się do zbioru Aby nikt nas nie "wpuścił w maliny" ...........informuję.Rozsada pora letniego jest bardzo jasno zielona w odróżnieniu do zimowego,który jest bardzo,bardzo ciemny,aż granatowy ze srebrzystym nalotem.

A za moment jeszcze o właściwościach zdrowotnych pora.
Coś na gorąco.:Będą to  ŚLIWKI Z BOCZKIEM,LUB BEKONEM.Man na myśli suszone śliwki  kalifornijskie,miękkie,a boczek,lub bekon wędzony "na zimno",bo taki jest elastyczny.W każdy kawałek,a raczej plaster boczku,czy bekonu,zawijamy 3,lub 4 śliwki i spinamy wykałaczkami.Układamy na "blasze" i zapiekamy w piekarniku,około 30 min.Podajemy gorące ,na półmisku z małymi kawałkami angielki,którą można ułożyć ,na brzegach półmiska.
Do tego dania  to już tylko czerwone wytrawne wino  [bardzo,bardzo zdrowe ] o odpowiedniej temp,i  odpowiednich kieliszkach.No i jest niedrogo i elegancko.

A co słychać u Działkowców ?
Ciekawostki kulinarne,do zastosowania na "babskie spotkanie",lub" mąż z kolegami gra w brydża".Poczęstunek  z grupy "mini,mini"Kupujemy paczkę [sporą] słonych krakersów i sporządzamy dwie pasty.
Pasta pierwsza. 15 dkg utartego ostrego sera lub bryndzy,1 duża drobniutko posiekana cebula,15 dkg masła,sardynki z jednej puszki ,pieprz ,sol ,pół łyżeczki cukru i 1 łyżeczka soku z cytryny,dokładnie mieszamy do uzyskania jednolitej masy.Smarujemy masą krakersy i na każdy kładziemy oliwkę przekrojoną,tak by były dwie połówki Układamy piętrowo na tacy,a raczej jej połowie ,bo na drugiej połowie będą ..[.Pasta druga...]....................krakersy z inną pastą.Taką:Dokładnie należy rozetrzeć 15 dkg masła z puszką [jest mała] anchois.Lepsze będą koreczki anchois z kaparami w środku.Krakersy cienko smarujemy i przybieramy zielonym ogórkiem,by złagodzić sól .
A jak już się rozpędzimy w przyrządzaniu mini,mini...........to może jeszcze?
Witam moich czytelników ,taką poranną refleksją :Spacerując po osiedlu z psem zauważyłam wyrzucony ,celem nakarmienia ptaków chleb.Niestety osoby to czyniące nie pokroiły go ,a ptaki ,jak to ptaki wydziobały środki ,bo miękkie.I spotykam gołębie z "obręczami" z chleba na szyi .A stało się tak gdyż właśnie gołębie mają zwyczaj podrzucania kromki .I pomyślałam w tym momencie o latach 40-tych,już po wyzwoleniu jak u mojej koleżanki w zagłębieniu kredensu kuchennego ,stał aluminiowy pojemnik ,wielkości i kształtu dużego bochenka chleba,zamknięty na małą w prawdzie ,ale jednak kłódkę. 

A za moment ,pewne ciekawostki kulinarne.

piątek, 6 marca 2015

Dziś jeszcze tylko wiersz.Czy pamiętacie przepiękną piosenkę do słów Mari Konopnickiej jak to jechały  dzieci droga i nie mogły się nadziwić jaki piękny świat.I ten wiersz zainspirował mnie bym napisała,aktualna wersję. Zatem............

JADĄ ,JADĄ DZIECI DROGĄ
=========================
Jadą, jada dzieci drogą,braciszek z siostrzyczką ,
i jak kiedyś przed stu laty ,także jadą bryczką.
Jadą,jadą ,lecz świat nie ten,choć ta okolica.
Nic tu dzisiaj nie to samo i nic nie zachwyca.
Gdzieś zginęła pobielana,wiejska ,swojska chata,
kury gęsi oraz kaczki,także wierzba rosochata.
Strach w konopiach niepotrzebny ,bowiem dawno wróbli nie ma,
Zginął także i skowronek  i o świcie już nie śpiewa.
Niegdyś były mokre łąki,kaczeńcami malowane
dziś niestety już ich nie ma ,zostały zmeliorowane.
Zaraz następnego lata gdy ucichło żab kumkanie,
zawisły jak mroczne wspomnienia,puste gniazda bocianie.
Co się stało  ,myślą sobie i siostrzyczka i jej brat,
kto to  wszystko zniszczył popsuł,że ten świat,to nie ten świat.

Kochani! przepraszam za minorowy nastrój w tym wierszu.Następny będzie weselszy.










A bywało  tak: Pod koniec lat czterdziestych już rozpoczęły działalność teatry w Łodzi.Moi rodzice jeszcze przed wojną bywali w teatrach,więc bardzo się ucieszyli  tym faktem.Radość tym była większa,że zakłady pracy fundowały swoim pracownikom bilety.A moja mama jako ten magistracki urzędnik korzystała z tego w całej rozciągłości. Zatem zaczęliśmy  "bywać".Oczywiście dla mnie było to ogromne święto.Zaczynało się od "pośpiesznego" obiadu.Prawie zawsze były to" kulki teatralne" tak je nazwala mama.A robiło się je tak  :Dwie szklanki tartej bułki mieszało z 3 łyżkami wody,no czasem z 4,i podgrzewało szybko mieszając  a następnie dodawano 3 żółtka,łyżeczkę pieprzu,łyżeczkę majeranku,natkę pietruszki,posiekaną i sól do smaku. I formowano [ a to już była moja praca] kulki.Czasem były gotowane, a czasem smażone na patelni, w zależności od długości czasu, jaki  pozostał do wyjścia do teatru.Mama przecież pracowała,więc to wszystko robiono po południu.Zawsze do tych kulek były pyszne skwarki z wędzonego boczku,lub kiełbasa pokrojona w plasterki i przyrumieniona.Czasem jedno i drugie .Popijało się dzień wcześniej ugotowaną zupą grzybową  [wówczas grzyby były drobno pokrojone i dodane do kulek ].A czasem był  czysty barszcz burakowy.Po takim szybkim jedzeniu [myślę o przygotowaniu go] z łatwością  zdążyło się  do teatru.A w teatrze przeważnie wodewile.Zatem dużo śpiewu i tańca.Był jakiś o tytule chyba "Jadzia wdowa" ,gdzie  ta Jadzia wdowa chodząca przez cały czas po scenie  w czarnej krynolinie............nagle odsłaniała ją i  spód tej krynoliny , był żółty i miał ogromną ilość falbanek i śpiewała ..........."jak żałoba ,to żałoba,Jadzia wdowa,Jadzia wdowa."W tym spektaklu występował Michotek,ależ był niewyobrażalnie piękny i zgrabny i roztańczony.Oczywiście natychmiast się w nim zakochałam pomimo moich dopiero nastu lat.Pamiętam też "Wodewil Warszawski,czyli śluby murarskie." i taką piosenkę:

"Budujemy nowy dom,jeszcze jeden nowy dom,
twoim snom i moim snom Warszawo
każdą cegłę z nami mnóż,każdą cegłę z nami dziel,
bo to jest nasz wspólny cel Warszawo.
Od piwnicy ,aż  po dach,niechaj rośnie,rośnie gmach,twoim snom i moim  snom Warszawo
niech się mury pną do góry,póki dłonie chętne są
budujemy betonowy nowy dom."

Czy wyczuwacie Drodzy moi Czytelnicy jak to  i tetr "wchodził" swoją tematyką w aktualną wówczas  sytuację i politykę.Ale głupiutki człowiek nie przeczuwający niczego złego,ot choćby ja,śpiewał  o betonach,które znacznie,znacznie później  okazały się niezdrowe.
WITAM MOICH CZYTELNIKÓW  i na początek "Jak  to onegdaj bywało".

czwartek, 5 marca 2015

Witam Działkowców.O uprawie tego warzywa ,będzie krótko.Krótko,bo kupuje się wyhodowaną wcześniej rozsadę i sadzi na działce po 20 maja.TO SELER.Jest bardzo ciepłolubny i nawet niewielki spadki temp.mogą mu zaszkodzić.Wtedy jak mówią hodowcy "nie idzie" w bulwę ,tylko w pęd kwiatowy.a nazywa się to jarowizacją Stąd taki późny termin sadzenia.Najlepiej uprawiać go współrzędnie  z innymi warzywami np sadząc przy brzegach rosnących w środku ogórków.Sadzi się bardzo płytko i to" płytko" winno mieć miejsce cały czas .A uzyskuje się przez obrywanie liści które spełniły swoje zadanie i leża na ziemi.Takie systematyczne obrywanie powoduje ,że większość bulwy jest ponad powierzchnią zagonka . I O TO CHODZI .Korzenie będą tylko  na spodzie.I następna ważna rzecz to podlewanie: jak najwięcej ,jak najczęściej albowiem seler jest rośliną błotną.Ale jakkolwiek będziemy postępować  ,czy uprawiać,czy nie,jest warzywem bardzo zdrowym.Zatem zachęcam do konsumpcji..Japończycy i Amerykanie uważają,że:jedna szklanka soku z selera na czczo [brrrrrrrrr nie jest to smaczne] jest eliksirem młodości.,bowiem oczyszcza organizm,likwiduje obrzęki,nawilża skórę,wzmacnia włosy i daje aksamitną,gładką cerę.Zauważyć to można po 2 tygodniach picia soku.Radzę naszykować sobie pomidorowy do popicia niesmacznego selerowego.Polecam też surówki  z selera mieszane z jabłkiem,lub papryką ,także z solonymi posiekanymi orzeszkami ziemnymi. To jest zjadliwe.Tylko po starciu na tarce należy seler skropić sokiem  z cytryny ,by nie pociemniał.A może też być taka wersja :seler ,rozdrobnione mandarynki
 i śmietana luk jogurt.Surówka z selera "wygania "z organizmu nagromadzone szczawiany zatem zalecana jest osobom ze schorzeniami  kostnymi.









Jak wspomniałam wczoraj ,gospodynie domowe wiele produktów i półproduktów ,robiły same .A tylko dla tego,że po prostu nie było tego w sklepach.Czy potraficie sobie wyobrazić ,że do połowy  lat  50 ątych nie były jeszcze znane i nie spotykane w handlu ogórki konserwowe.A brokuły ,toż to tylko abstrakcja.Oj ! ubogo było  ubogo.Np ocet .W wielu domach robiono go bo zdrowszy jak spirytusowy.A zrobić go można zawsze.Należy tylko naszykować jakieś duże naczynie,wówczas:słój ,lub garnek kamienny i wlać do  niego wodę lekko ocukrzoną Sukcesywnie wrzucać tam obierzyny od owoców,niech fermentują.W miarę potrzeby dolewać słodzoną wodę i skórki od owoców.Naczynie winno być  przykryte ,by nie miały tam dostępu muszki owocówki.Po sześciu tygodniach  ,należy zlać ocet i napełnić nim butelki,do każdej ,półlitrowej ,dodać jeszcze 1 łyżeczkę cukru.Zamknąć ,lub zakorkować  i odstawić na następne sześc tygodni.Po tym czasie ,już nadaje się do użycia.ale najlepszy jest gdy postoi do następnego roku Wówczas nabiera smaku i zapachu winnego.A za kilka lat także koloru wina.Taki w moim domu "leżakował " zakorkowany i zalakowany.W każdym razie ,jakby na to nie spojrzał,jest to ocet powstały w wyniku fermentacji ,zdrowy i nie drogi.Nadaje się do wszystkich potraw,także przetworów na zimę.Aha  !  tylko w czasie fermentacji ,nie może w jednym pomieszczeniu stać ocet i wino,bo będzie tylko ocet.Z wina też.
A jak to onegdaj bywało?
A teraz coś  [moje spostrzeżenia ] dla odchudzających się.Otóż zauważyłam że wieczorem tj po 19 ej  każde danie nawet bardzo dietetyczne niestety w tłuszcz się zamienia Kiedyś zjadałam jabłko około 21 ej i nawet to powodowało brak spadku wagi.Zatem zamieniłam go na marchewkę.I jest rezultat.Czasem też zamiast marchewki jem porcję zielonego groszku ,surowego,wcześniej rozmrożonego.Sprawdza się to co mówią dietetycy "warzywa,owszem ,proszę bardzo,ale z owocami raczej ostrożnie postępujemy. Zatem jabłko nie na noc a w dwie godziny po obiedzie.Polecam też wystrzeganie się winogrona..................bo to kalorie jak od schabowego.Na zakończenie  proszę ewentualnie poczytać starsze moje posty.Tam jest wiele przepisów dla osób odchudzających się.A co ja jeszcze wymyślę na nadchodzące Święta  Wielkanocne,to tym podzielę się z Państwem.Aha  marchewka tylko surowa jest mało kaloryczna ,gotowana już nie.Zachodzą w niej pewne procesy chemiczne  zwiększające ilość cukru.
CHCECIE TO WIERZCIE,CHCECIE NIE WIERZCIE, ale Sikorki noszą już suche źdźbła na gniazda Na moim osiedlu wykorzystują wywietrzniki podokienne,które onegdaj zabezpieczone były siatką plastikowa,ale to było onegdaj.Tak się martwię,czy im ktoś w tym nie przeszkodzi  ? A Wy Działkowcy,czy przygotowaliście się na tę okoliczność.? Jak to zrobić i jak zabezpieczyć gniazda przed kotami pisałam we wcześniejszych  postach.

środa, 4 marca 2015

Marzec to bardzo imieninowy miesiąc.I w związku z tym,być może będziemy mieć gości i to takich na których na  bardzo zależy.

Jeżeli mamy śnieżno białą zastawę ,taka obecnie najmodniejsza ,to do niej będzie pasował ciemny obrus np brązowy,ciemno zielony,lub granatowy.
Warto nieco czasu poświęcić kieliszkom do wina.Nic nie nada im tak lśniącej czystości jak przetarcie rzadką pastą sporządzoną z proszku do pieczenia i wody.Po wypłukaniu wytarcie miękką szmatką.Kieliszki  te na długich nogach wycieramy trzymając w ręku ścierkę i obracając kieliszkiem,nie odwrotnie,by nie urwać nogi kieliszka.

Jeżeli karafka ma być czysta i lśniąca ,należy wsypać do niej garść soli i dwie łyżki octu i odrobinę wody.Potrząsać nią chwilę i w czasie wylewania zawartości wyczyścić wierzchnią stronę.Wypłukać.Ocet "wygoni"też z karafki poprzednie zapachy.

Jeżeli chodzi natomiast o zapachy,to proponuje  na tacy ,lub półmisku pokroić w cienkie plasterki zielonego ogórka  Rozłożyć ,by była duża powierzchnia parowania i postawić w niewidocznym miejscu [wysoko] w pokoju w którym będziemy podawać posiłki zaproszonym gościom.Pokój  przed przyjściem gości zamknąć.SPRAWDZIŁAM,TO DZIAŁA. I pachnie "jedzeniowo" i pobudza apetyt.
To tyle Kochani na dziś.Mam wyrzuty sumienia.................wygląda jakbym zapomniała o odchudzających się,ale to nie jest prawda.Może już jutro dam świadectwo.
A teraz kilka moich rad praktycznych .
Onegdaj bywało tak.Gospodynie same kisiły żur.U mnie w domu stał na murku ,na piecu i był systematycznie kiszony i nieustannie wykorzystywany.Służył do kiszenia kamienny dzbanek o pojemności około 1 litra.Nawet jak nie gotowano żuru to go wypijano na surowo.Często słyszałam pytanie "kto wypił żur" ?.Było to pytanie retoryczne ,albowiem zawsze wypijałam ja.O ! nawet nie macie pojęcia jakie to było wyśmienite gdy po  zabawach podwórkowych" wpadało" się do domu i akurat nie było kawy [to oddzielny rozdział] jakże on gasił pragnienie.A co do kawy,to był specjalny,tylko do tego przeznaczony garnek w którym zagotowywano kawę zbożową  Dobrzynkę ,lub Turek.Turek był nieco pachnący czekoladą.Ta kawa nie miała nic wspólnego z prawdziwą.Ale wracając do żuru.Robiło się go tak: Koniecznym składnikiem żuru,zwanego też barszczem jest żytnia mąka,którą w Łodzi kupuje się na rynku,a czasem bezpośrednio od chłopa taką grubiej mieloną.Ta najlepsza.Wsypuje się około 5 łyżek maki do przeznaczonego naczynia i zalewa letnią wodą ,około 1 l.Przykrywa,ale niezbyt szczelnie.U mnie w domu pokrywką była tekturka  z dziurką w środku,bo przez tę dziurkę wystawał patyk od "koziołka".Koziołek służył do "kwierlania".O teraz to dopiero zagmatwałam.Kwierlanie  to mieszanie koziołkiem mąki z wodą.To po prostu regionalizm.Po 3,lub 4 dniach zakwas gotowy.Używano go do barszczu czystego z białą kiełbasą ,lub do typowo Łódzkiej zalewajki.Zalewajka to: ziemniaki z wodą ,z liściem laurowym,zielem angielskim i solą.Po ugotowaniu zalewano żurem ,lub jak kto woli barszczem.Przed zalaniem należało koziołkiem wymieszać tj.rozkwierlać,by był równo gesty.Podawano ze słoniną i zrumienioną cebulą ,lub ze śmietaną.A pewna osoba dodaje białego sera pokrojonego w kostkę,ale mnie to nie smakuje.Moim zdaniem najlepszy jest ze skwareczkami i cebulką i pieprzem.SMACZNEGO!

A jutro robimy sami ocet.


A jak to onegdaj bywalo ?
Nie wiem jak u Was ,ale w Łodzi spadł pierwszy wiosenny deszcz.Deszcz był wiosenny ,o nawet ciepły ,ale to jeszcze nie ten,po którym rozwijają się pąki ,co najwyżej Forsycji Pośrednie.Ale już następny,po którym temp.będzie około 8 st. o to tak.Zatem DRODZY DZIAŁKOWCY,to już niedługo.

wtorek, 3 marca 2015

Aha ! jeszcze informacja dla Działkowców.Nie martwcie się pogodą ,nie zaszkodzi ona ,ani krokusom,ani hiacyntom  ani tulipanom.A pamiętacie, że  przewidywałam jeszcze nico zimy w marcu.............ale za to po 20 ym ,jeżeli księżyc mnie nie okłamuje, oj  będzie ciepło.
A onegdaj bywało tak.Ani pół ,ani ćwierć produktów w sklepach nie było.Zatem gospodynie od początku do końca same ,sporządzały  dania .I tak np.nie gotowano barszczu burakowego bez zakwasu.Nie, nie dodawało się octu,a cytryn  nie było ,no chyba że na jakieś święta.Zakwas do barszczu robiono tak:1 kg obranych buraków ćwikłowych  zalewano przegotowaną letnią wodą ,nieco posłodzoną,tak by buraki były pokryte.Po kilu dniach stania w ciepłym miejscu,np. na murku pieca kuchennego,[chyba o piecu pisałam wczoraj] ,kwas zlewano do oddzielnego naczynia i trzymano w chłodnym miejscu.Ja teraz trzymam w lodówce.Jeżeli robi się go pierwszy raz można dla szybszej fermentacji dodać skórkę chleba.Barszcz buraczany z zakwasem to zupełnie inny barszcz.Pamiętam,że jadano go z "dobieranymi"ziemniakami.A był to barszcz ze śmietaną.Na głęboki talerz nakładano z jednego boku ziemniaki  "tłuczone" i kraszono  słoniną z cebulką ,smaczną, lekko przyrumienioną.Potem ostrożnie uzupełniano talerz  barszczem.Oj to był smak oj był.A najlepsze to było na końcu jak już ziemniaki odrobinkę zagęściły barszcz. 

To tyle na dziś .Jutro postaram się podać Państwu jak kisiło się  żur staropolski i robiło samemu ocet.A tam już rehabilitantka na mnie czeka.
Prawda może okazać się przykra,ale pietruszka jest jeszcze bardziej wymagająca co do gleby jak marchew.Wiecie Kochani ,z nią jest tak jak z pstrągami. Nie pożyją w brudnej wodzie,oj nie ,ale np już karpie tak.Pietruszka nie lubi "zmęczonej gleby" ,tj takiej w której w różnych miejscach i w różnych latach,już rosła.Ale co ,  moim obowiązkiem jest podać że należy ją wysiać jak najwcześniej wiosną i zaopatrzyć się w cierpliwość bo może trzeba czekać na skiełkowanie nawet kilka tygodni,a w tym czasie zagonek się zachwaści.ale jak pielić jak nie wiadomo gdzie chwast,a gdzie pietruszka?Jest jednak na to rada.Do nasion pietruszki należy dodać nieco nasion salaty [ bardzo niewiele].Sałata wytyczy nam  rzędy i nawet może pozostać,wśród pietruszki ,bo jej wegetacja jest bardzo krótka.Oczywiście myślę o sałacie masłowej,bo to ona nadaje się do wiosennego siewu i ma krótki okres wegetacji.Myślę jednak,że nie będzie to przeszkodą w konsumpcji tego przyprawowego warzywa,albowiem jest bardzo bogata w witaminy.Proszę sobie wyobrazić,że w 100 gr. natki pietruszki jest aż 300 mg. Vit C.To o wiele więcej jak w cytrynie.Nasiona pietruszki [ nie wszyscy to wiedzą] podobnie jak nasiona kopru pobudzają perystaltykę jelit i powodują intensywniejsze wydzielanie , żółci a co za tym idzie szybsze spalanie tłuszczu,zatem uwaga ODCHUDZAJĄCY SIĘ.Ale jeszcze jest korzeń pietruszki.I korzeń i woda w której się gotował ,ma właściwości moczopędne,wcale nie takie małe.Tak, tak nadciśnieniowcy.I ,też  "wygania" z organizmu sól.To tyle i aż tyle ................a to przecież tylko pietruszka.

A za moment "Jak to onegdaj bywało?"
A teraz witam Działkowców i nie tylko,bo choć będzie o pietruszce,to nie tylko o jej uprawie,ale też o właściwościach zdrowotnych.
W ramach przeprosin,że wczoraj jednak drugi raz nie udało się spotkać............coś takiego: Pijaczek spotyka pijaczka i mówi "chodźmy Staśkowi pogratulować,bo urodziło mu się dziecko." "A co ma?"."Wyborową".

poniedziałek, 2 marca 2015

To tyle na razie.Jeżeli się zmieszczę w czasie to jeszcze raz być może będę miała przyjemność spotkać się z Państwem .A nowy wiersz?  ,będzie  w tym tygodniu.
Wszystko co jest mi wiadome o marchwi,zatem informacja nie tylko dla Działkowców.W prawdzie już kiedyś o niej pisałam ,ale dziś nieco obszerniej  [tak mi się wydaje ]  .Niejednokrotnie na spotkaniach szkoleniowych z  Działkowcami ,niestety odradzałam jej uprawy,ale muszę stwierdzić,że niektórzy słuchacze upierali się ogromnie,tłumacząc to koniecznością posiadania tego warzywa,bo planują na działce spędzać większość dni letnich,gotować i przyrządzać posiłki.To w takiej sytuacji informowałam,że ważna jest struktura gleby  [nie piaszczysta,nie gliniasta] ,także termin siewu.Im wcześniejszy,tym lepszy..Ważne też by nie była robaczywa a to jest tylko możliwe ,gdy stosuje się tzw. uprawę współrzędną z cebulą  tj,jeden rządek  marchwi,jeden cebuli,albowiem szkodniki ,zarówno cebuli jak i marchwi,nie lubią w pobliżu innych roślin.Śmietka cebulanka marchwi a połyśnica marchwianka cebuli.Nie uprawiając tego warzywa,czy mamy świadomość co dostarczamy do organizmu z marchewką.MARCHEW,JEST BARDO,BARDO BOGATA  w beta karoten,jak żadne inne warzywo,a jest to prowitamina A,także witaminy: B1,B2,PP,K i C a mikroelementy takie jak:wapń,żelazo,fosfor,miedź i cynk.NO DOBRZE,DOBRZE,POWIEDZĄ MOI CZYTELNICY,ALE CO TO MI DAJE,ŻE BĘDĘ JEŚĆ MARCHEW?.Otóż:prawidłowo funkcjonujący organizm,odpieranie i wyganianie bakterii i wirusów.Systematyczne jedzenie marchewki poprawia widzenie,chroni serce poprzez obniżenie poziomu tłuszczu we krwi,zapobiega starzeniu się komórek,działa przeciw nowotworowo,poprawia stan włosów i paznokci.Ale to wszystko  będzie się działo ,gdy choć raz na tydzień będziemy jeść surówkę z marchwi.Jej przyrządzenie jest zupełnie nie kłopotliwe |Ucieramy na tarce i mieszamy z jabłkiem ,lub chrzanem.Ja jeszcze wymyśliłam jedną kompozycję,a mianowicie :marchew utarta na tarce o grubych oczkach i do tego dodaję zielony groszek,surowy.Tylko rozmrożony.Ale proponuję Państwu zrobić niewielką ilość ,na próbę,albowiem są jej zwolennicy jak i przeciwnicy.Pewna osoba powiedziała mi :do tej surówki ,trzeba mieć zęby.Ano trzeba.I jeszcze jedno:do surówki zawsze należy dodać ,olej,oliwę lub śmietanę,bowiem niektóre witaminy by były pobrane przez organizm potrzebują tłuszczu.I jeszcze drugie:systematyczne konsumowanie marchwi i picie soku może zmienić  kolor skóry na opalony.Przekonałam się o tym.I teraz już naprawdę na koniec.Nie należy surówki przetrzymywać zbyt długo np do następnego dnia,bo traci na wartości.
Witam moich Czytelników i tak jak zapowiedziałam wczoraj być może będę zmuszona podzielić  podane informację na dwie tury a to z powodu rehabilitacji ,na którą muszę się udać, w południe.

tymczasem to:Blondynka  wypełnia formularz:.....Nazwisko :Kowalska,Imię:,Maria Urodzona: tak.

niedziela, 1 marca 2015

BLINY ,ZE ŚMIETANĄ
===================

Szklankę mąki gryczanej ,należy zaparzyć,dwoma szklankami gorącego mleka  mieszając.Gdy nieco przestygnie dodaje się 2 dkg.rozdrobnionych drożdży.I niech tak sobie stoi w cieple około pół godziny ,aby podrosło.Po tym czasie dodajemy 2 jaja ,małą łyżeczkę soli i 1 szklankę mąki pszennej.Mieszając dodajemy jeszcze szklankę ciepłego mleka.ZROBIONE.Odstawiamy je znów na pół godziny.Po tym czasie wylewamy małe porcje na patelnie z gorącym masłem.Do blinów podaje się śmietanę,lub świeże masło,lub bryndzę,kawior,sardele a nawet śledzie,zależnie od gustu i apetytu.I tu muszę stwierdzić,że mój ojciec zawsze miał gust i apetyt na kawior,ale na tym się kończyło.

I ja także kończę dziś.Od poniedziałku znowu się przez dwa tygodnie "rehabilituję" i z tej przyczyny  moja obecność  na blogu,może być o różnych porach.Pozdrawiam Wszystkich Moich czytelników,Wasza ciotkamalinka.
Oj  ! bywało,bywało,szczególnie przed Wielkanocą pracy dużo ,a jeszcze gospodynie myślały,myślały,by było tych prac więcej.Np ,komu teraz chce się zrobić bliny ,takie oryginalne,najoryginalniejsze wg przepisu mojej prababki,Rosjanki.Ale o tym na końcu.Teraz radość panowała ,bo coraz dłuższe dni i można już było przysiąść na podwórku i spłukać asfalt  po zimie.A było co.Ileż na nim popiołu wysypanego od grudnia do lutego.Po takim spłukaniu całe podwórko lśniło ,a w wodzie która stała tu i tam,odbijały się promienie wiosennego słońca.I kogut sąsiadów piał jakoś głośniej i nareszcie szeroko otwierało się okna A na podwórku przez te otwarte okna wpadały urywki rozmów sąsiadów."To co Panie Pawłowski,kiedy trzemy chrzan"?Bo tarcie chrzanu na każde Święta Wielkanocne,czy Bożego Narodzenia ,to rytuał.Najpierw moczył się przez kilka dni,by był jędrny,a potem z wszystkimi akcesoriami schodziło się na dwór by na beczce stojącej kolo pralni go utrzeć i na koniec zaparzyć wodą z octem i cukrem.O  ! mógł tak stać utarty i nie wietrzał a dopiero przed samymi świętami był doprawiany buraczkami ,a druga porcja miodem i żółtkami jaj na twardo.Pisałam o tym wcześniej.Wiosna to radość ,bo myło się tylko połowę okien,to  zn,te  wewnętrzne wynosili wszyscy na strych.I tam stały do jesieni.Teraz wyrzucano  pociemniałą watę ,która ocieplała,leżąc między oknami, bombki jako ozdoba zwane wówczas z niemieckiego kuglami.Zawsze też na święta zmieniano ceratę na kuchennym stole A z tej starej wykrawano nie zniszczone kawałki i wykładano nimi półki w szafkach i kredensie kuchennym.Ale najgorsze było mycie kryształów ,bo towarzyszyło im.........."|uważaj abyś nie stłukła"A one jak na moje nieszczęście były ciężkie i niewygodne do mycia.Woda była intensywnie niebieska ,bo dodawano farbkę ,tę samą jaką dodawano do płukania białej bielizny.No.....lśnił.y,lśniły,ale jakim moim kosztem.Zawsze przy ostatnim przyrzekałam sobie ,nigdy więcej kryształów.

A teraz ,zaraz,bliny.
No to co ? "Jak to onegdaj bywało"?
Czy jest coś do wykonania na działce?ZAWSZE JEST.Jeżeli już na niej jesteśmy,warto "wziąć się" za trawnik.Proponuje wygrabić  go intensywnie.Bardzo intensywnie.To wiosenne grabienie   [po zimie] nazywa się odfilcowaniem.A jeżeli  jeszcze mamy czas i cierpliwość ,to radzę widłami podziurawić go.Tylko proszę  nie dziurawić sobie stóp.Raz mój sąsiad Stefan tak postąpił ,a że ma chroniczny  wstręt do Służby Zdrowia ,leczył się sam do maja.Nigdy wygrabiania i  nakłuwania dość.A gdyby tak po tej pracy przystawić ucho do trawnika,usłyszało by się jak głęboko oddycha.Myślę,że na norkrosowanie  tj spulchnianie skopanej w ostrą skibę gleby,jest jeszcze czas.Zimą osiadła bardzo i takie spulchnienie przed grabieniem jest konieczne.Radzę też przy okazji "sypnąć" jakiegoś nawozu wieloskładnikowego.przecież coś tam będzie rosło.A przy okazji zostanie dobrze wymieszany z glebą Proponuję typową mieszankę do nawożenia wiosennego tj Azofoskę.Polifoskę stosuje się jesienią.Tej Azofoski rozsypujemy po jednej garści na 10 m.2.Azot wzbogacający glebę bardzo potrzebny jest właśnie wiosną,bo to on odpowiedzialny jest za wielkość rośliny.Ale,ale,ale.Kochani.Do tej pracy przystępujemy ,gdy gleba na tyle obeschnie że do narzędzi nie będzie się kleiła.Gdy między grabiami np,przesypuje się jak piasek, o ,to jest to. Gdy się klei wtedy odkładamy tę pracę na za tydzień lub dwa.Nie należy się upierać........."muszę to dziś zrobić",bo gdy gleba zbyt mokra ,to grabienie psuje jej strukturę.
A teraz witam Działkowców.!
A co do tego wiersza,to,został on przeczytany  pewnej grupie gimnazjalistów.Osoba czytająca [ bo to nie ja] ,zapytała?.Jak myślicie kto ten wiersz napisał.Odpowiedź była jednoznaczna,"to ktoś młody,taki jak my,ale udało mu się przeżyć".Oburzenie zapanowało gdy dowiedzieli się, że ta osoba jest po siedemdziesiątce...........no i natychmiast padło  pytanie " a skąd ona zna nasz slang"?
WIERSZ W RYTMIE RAP
=====================
Wino ,wódka prochy szkło,byle tylko jakoś szło,
dopalacze,spoko smak,byle dalej tylko tak.
Szkoła wczoraj lecz nie dziś,już nie muszę do niej iść.
Sam steruje swym okrętem.Budka z piwem za zakrętem.
Cztery działa ,celne strzały.Piwa starczy na rok cały.
Namęczyłem się nie mało,prochy zdobyć by się zdało.
Piwkiem popić potem spać.Takie życie ,tylko brać.
Takie życie duszkiem pić,może krotko przyjdzie żyć?
Dziś niedziela,a w niedziele,zapalimy świeże ziele.
Zajaramy,zapalimy,dzień świąteczny tak uczcimy.
A tam rożen.Przy nim laski.Przyszły laski na kiełbaski.
Ach świeżutkie te towary,krótki podryw ,kłopot mały.
Sympatycznie płynie czas.No to polej jeszcze raz.
Pełny oddech,luzik śmiechy.Krzyżujemy swe oddechy.
Pełne szkło ,a głowa pusta.Twoje usta,moje usta.
Dłonie błądzą,twarz goreje.Ty się śmiejesz ,ja się śmieje.
Stop zabawa  !  kasy brak.Idzie babcia,my ją ciach.
Babcia leży,torba nasza.W torbie nawet  spora kasa.
Świt pobielał.Wschodzi słońce.Świerszcze grają tuż na łące,
koncert ranny,trzeba wstać.Mnie się ni chce ,idę spać.
O szesnastej me świtanie.O szesnastej też śniadanie.
Zimny browar,cienkie szkło i by dalej jakoś szło.
Ale co to?.Zwalniam krok.Sił brakuje na skok w bok.
Szpital,lekarz,białe łóżko.Puszka piwa pod poduszką.
Ale ,chęci,chęci brak.Takie życie mi nie w smak.
Krew,badanie,wynik jest.Pozytywnie wypadł test.
Język suchy,gardło też,szpital, łóżko i ten test.
Własnie odszedł,choć bez chęci.Miej go matko w swej pamięci.
Odszedł na własne życzenie,na życia ręki skinienie.
 No cóż Kochani ! tytuł mojego bloga zobowiązuje,zatem będzie wiersz.W prawdzie napisany dawno, ale nie publikowałam go jeszcze tu.Ale przed tym przysłowie:"GDY DZIKA GĘŚ W MARCU PRZYBYWA,CIEPŁA WIOSNA BYWA."huraaaaaaaaa własie przybyły dzikie gęsi.