sobota, 31 stycznia 2015

Odpowiadam na pytanie,"Czy można ziemie na działce wapnować wiosną?..........nie, zdecydowanie nie,............ale ..........ale jest wyjście z tej sytuacji .Jeżeli wapno zostanie rozsypane na topniejący śnieg to można.Zatem kiedy? ,a choćby teraz.Będzie stopniowo dostawało się do gleby z wodą z topniejącego śniegu.Czy wapnować?,Tak ,raz na cztery lata ,a raczej jesienie,przeznaczając około  7,8 kg na 100 m2.Oczywiście lepiej byłoby zmierzyć odczyn gleby,specjalnie do tego przeznaczonym aparatem,zwanym kwasomierzem,lub pehametrem.Wówczas wie się dokładnie   ile wapna zastosować.Proszę tylko pamiętać  że wapno winno być w proszku ,nie w bryłach,szczególnie gdy rzucane jest  na trawnik. Bryla wapna "wypaliłaby trawę"A tak przy okazji na trawniki powinno go być znacznie mniej,np 3 do 4 kg na 1oo m2.Niektórzy działkowcy nie przywiązują wagi do wapnowania ,a jest to błąd albowiem  w kwaśnej glebie utrudniony jest rozpad substancji organicznej takiej jak  obornik,czy kompost,czy zielone nawozy.Zatem zakopywanie ich staje się bezcelowe gdy gleba kwaśna.Bo winno się najpierw  to co zakopane rozpaść ,by korzenie mogły ,przyswoić to co dla nich przeznaczone,wszak zębów  nie mają,by pogryźć.Ale wracając do pytania "czy wiosną" i czemu nie wiosną,bo wiosną już roślinność rozpoczyna wegetację a wapno jest przecież zasadą i ma właściwości  parzące.

I to tyle na dziś ,jutro będzie więcej,zatem do jutra.
A TERAZ WITAM DZIAŁKOWCÓW!
Amerykanie wylądowali na księżycu i patrzą a on jest pomalowany na czerwono,wiec podają tę informacje do bazy,a baza na to ,no to chyba byli pierwsi przed nami Rosjanie ale weźcie białą farbę i napiszcie Coca cola.
A gdzie lista obecności ?,że co,że już schowana? No to ładnie się spóźniłam.

piątek, 30 stycznia 2015

"No dobrze,dobrze zapytał mnie na spacerze z psem działkowicz.Piszesz o nawożeniu sadu,że jesienią bez nawozu azotowego ,a wiosna z ..........a jak ja mam to zrobić ,jak oddzielić i tak w ogóle ta popatrz ,na naszym osiedlu rosną bardzo stare jabłonie i nikt ich nie nawozi,a widziałaś  ile w tym roku miały owoców.?Tak,tak,widziałam ale............dobrze,że padło to określenie  stare...............no niestety za "usprawnienia" się płaci.Chcemy mieć drzewa niewielkie,takie by 80 /% owoców zbierać z ziemi.Zmniejszono korony?..................to musiały być też zmniejszone korzenie i te malutkie sięgające niewiele poza cień drzewa korzenie muszą dostać jeść bo nie sięgają tak daleko jak te stare.Doszliśmy do jego bloku.............zapytałam...........patrząc na oddaloną o kilka metrów jabłoń............jak myślisz ,dokąd ma korzenie............ponieważ nie wiedział odparłam.......... sa pod twoja piwnicą.A to nie może tak być by część nadziemna była mała,a podziemna duża ..........zapytał..?.......... no, nie niestety.W przyrodzie jest jak w lustrze przyroda preferuje symetrię.Westchnął a ja dodałam ..............można się najeść jak się ma do jedzenia  ponad 100 m2  prawda,bo tyle mają stare jabłonie ,a co do nawozu to w sklepach dostaniesz do nawożenia sadu 
jesienią i wiosną,nic nie musisz mieszać.Rozstaliśmy się i  tak myślę,że poszedł  do piwnicy.
To tyle Kochani na dziś...............trochę odrobiłam zaległości.
Odpowiadam na pytanie działkowca.
ZIEMNIAKI......".. maja to do siebie",że są lekkostrawne,bogate w vit.C ,ale w pewnych okresach pod skórka jest więcej solaniny.Zawsze są to dwie przyczyny .Kiedy ziemniak jest przechowywany z dostępem światła [zielenieje wówczas skorka] i  gdy ukazują się kiełki.Wtedy solaniny jest dużo,dużo więcej  jak w młodych ,a więc latem i wczesną jesienią.A dla czego o tym piszę? ,by zorientować osoby ze schorzeniami przewodu pokarmowego,że nie wspomnę o wrzodach żołądka,iż w tym czasie,teraz ,należy ziemniaki obierać nieco "grubiej" Z ta grubszą skórką pozbywamy się nagromadzonej właśnie tam solaniny.o ona powoduje podrażnienia błon śluzowych i przewodu pokarmowego.Czytałam kiedyś jak to stonka ziemniaczana jest odpowiedzialna za wyginięcie bażantów  i kuropatw.Zapytacie ................zaraz,zaraz, o co chodzi?.Otóż chodzi oto,że stonka żeruje tylko na roślinach psiankowatych,głównie,ziemniakach,zielone części,części nadziemne psiankowatych są przebogate w solaninę właśnie .Biedne bażanty i kuropatwy rzuciły się na stonkę jak szczerbaty na suchary,ale to nie te owady winny jeść,ale skąd miały wiedzieć.?To powodowało choroby ich przewodów pokarmowych i efekcie końcowym przedwczesną śmierć.Wiem.............powiecie..........technika cywilizacja im zaszkodziła...........owszem to też ,ale stonka zrobiła swoje.
A ja jeszcze pamiętam jak 30 lat temu spotykałam bażanty i kuropatwy na swojej działce.Często przyfruwały napić się wody a tam technika i cywilizacja nie dotarła do dziś. Kiedyś jedna kuropatwa nie zdążyła uciec,więc położyła się na grzbiecie a w pazurkach trzymała kępkę trawy i usiłowała się nią zasłonić.Tak się zachowuje dzikie ptactwo.Przed drapieżnikiem  udaje " nie ma mnie,lub jestem martwa".Podniosłam  tę niby martwą kuropatwę,ucałowałam w dziób i posadziłam na dłoni ,a ona fruuuuuuuu ,natychmiast ożyła.Nie ma dziczyzny oj nie ma.ale ja chciałabym by była tylko dla tego bym spotykała ją żywą.Przed wojną, przed świętami Bożego Narodzenia przy ul Piotrowskiej w wielu miejscach można było spotkać wiszące na zewnątrz przed sklepami ubite dzikie ptactwo: kuropatwy ,bażanty jarząbki i inne.Tam gdzie dziś jest Hortex ,chyba Piotrkowska 106,lub 108 ,miał delikatesy  Ignatowicz.Moja mama wracając z pracy kupowała tam rożne nie osiągalne gdzie indziej przysmaki np rachatłukum..........napiszę o tym niebawem,ale na szczęście nie kupowała tego biednego ptactwa.Dzięki Ci  Mamo bo mam dzięki Tobie prawidłowy [tak myślę],stosunek do przyrody.
A teraz coś co wydaje mi się że jest ważne:
Onegdaj bywało tak:Jak już wspomniałam wczoraj wybór artykułów kosmetycznych był bardzo mizerny.Mydło,było tylko dla dzieci i dla dorosłych,do, prania "Radion" co to sam prał i służył do zamaczania bielizny,a moczyło się wieczorem ,a następnego dnia  używało się już do prania na pralce ręcznej mydła "Biały Jeleń".Robiło się tak: na pralce [tarze] rozkładało np męską koszule i dużą kostką mydła pocierało kołnierzyk i mankiety Chyba to mydło jest do dziś.Do delikatnych części garderoby używano płatków mydlanych .Przed wojną jak jedna sąsiadka prała to mydliny dawała drugiej,bo szkoda wylewać,przecież można jeszcze w tej wodzie coś wyprać."Ucz się moja kochana ucz ,napominała mama................. no i właśnie cała nauka niepotrzebna,nie zapieram kołnierzyków ani mankietów i wszystko robię nie tak.I bardzo Cię  Mamo za to przepraszam,ale popatrz tam z  góry w dół co też zrobiła ta technika i cywilizacja .A kosmetyki ,aż dziwne że tak je wówczas nazywano.Żadnych płynów do kąpieli co najwyżej "szyszka " którą wrzucało się do wanny.Pod wpływem ciepłej wody rozpuszczała się jej otoczka i wypływał proszek znajdujący się w środku i pachniało lasem,ale żadnych balsamów . ręcznik i koniec pielęgnacji ciała.Był tylko krem "Nivea" ,ale kto by się tam nim smarował,czasem tylko spierzchnięte na mrozie twarz i dłonie.Puder.............w proszku i bez żadnych kolorów,po prostu puder.Był w tekturowych okrągłych ,z wypukłym wierzchem pudełeczkach,a ta wypukłość przeznaczona była na puszek,[to kępka ptasiego puchu].a używano  go  z tego pudełka tylko   przed wyjściem z domu, natomiast każda elegancka kobieta miała płaską ,małą puderniczkę w torebce .Bardzo bogata ,to nawet pozłacaną.Pozłacane też czasach były papierośnice.Z pudrem kojarzy mi się taka historia: Siedziałam w pokoju przy stole i suszyłam włosy,zagraniczną suszarką pamiętam firmy "Elektroluks"[polskich nie było].Przy stole siedziała mama i właśnie  się pudrowała z tej dużej puderniczki i siedział też ojciec i palił papierosa i czytał gazetę.Nie wiem co mnie podkusiło ,ale dym z papierosa "leciał" na mnie,więc skierowałam suszarkę w tamtą stronę..............................wszystko pofrunęło i puder {cały] z puderniczki i popiół z popielniczki i nawet ojca gazeta.Czy mam pisać co było dalej?.............dalej było tak ,że najpierw umyłam jeszcze raz włosy a potem sprzątałam  przez tydzień DOKŁADNIE.........tak miałam zapowiedziane cały pokój.
Z niewielkim lękiem siadam dziś do mojego komputera,bo tyle mam do przekazania Państwu,tyle się nagromadziło ................. i niech mi się to uda.Dokończę zatem ja kto onegdaj bywało z tą chemia i kosmetykami. A to co pisałam wczoraj..............to proszę spuścić na to "kurtynę milczenia"

czwartek, 29 stycznia 2015

No to, wszystko w porządku ,byle do jutra się coś nie stało 
Tak mi przykro,ale to podkreślenie tak mnie irytuje,że to tyle Kochani na dziś.Muszę skontaktować 
sie z kimś mądrzejszym,kto poradzi, ok 
No zobaczę ,choć wszystko co piszę jest podkreślone na czerwono i nie potrafie tego usunąć.W tamtych dawnych czasach powojennych  w sklepach bylo wiele art. ale mizernej wartości.Np chemichne.Pamietam jak pan Henryk ,nasz wieloletni malarz pomalował podłogę w środkowym pokoju ,na jasny orzech ,taki jak mama sobie zarzyczyła.Ale przez ten pokój trzeba bylo przejśc do łazienki ,więc pan Henryk zostawił po środku przejście,ale gdy minął tydzień a podłoga wciąż  byla mokra stalo sie to uciążliwością.No schła jeszcze  drugi tydzień.Jednej nocy ojciec jakimś sposobem wdepnął  na malowane i potem pościel też była pomalowana na jasny orzech .O tym co powiedziała mama ,nie wspomnę.A art,kosmetyczne.Jeszcze pamiętam jak na półce w łazience stały dwa szampony,jeden pokrzywowy,a drugi łopianowy i nie ma co pytać dla czego,poprostu innych nie było.W szklanych oczywiści brzydkich butelkach.A woda po goleniu  byla tylko Prastara ,Jucht i Przemysławka  i to i tak duży wybór bo dla kobiet Fantazja ,lub Czarny Kot.Bo coś takiego jak "Być może" o to owiele wiele lat później.Już pracowałam i poprosiłam koleżankę ,która w czasie pracy wychodzila do sklepu by kupiła mi to "Być może",było blisko do Centralu.Wróciła i mówi...........nie ma tego twojego "Cyż by".No to posyłam to do Was kochani dla sprawdzenia czy dojdzie ,ale jestem zła na tę niedyspozycję mojego komputera,tak że nawet nie sprawdzam co napisałam.
Kochani ,jak nie ktoś to coś ,coś z moim komputarem nie tak,ale postaram się,może się uda,jak to onegdaj bywalo?
DRODZY DZIAŁKOWCY...........dziś taka informacja.Mam sygnały że przechowywane cebule mieczyków mają wklęsłe plamy brązowego koloru .a bulwy dalii kiełkują.Co na to mam poradzić.Oj ciężkie to zadanie ,ale spróbuję.Z mieczykami sprawa jest łatwiejsza.Najprawdopodobniej ,piszę najprawdopodobniej bo nie widziałam "wdały się" wciornastki .Należy jak najszybciej przesypać naftaliną i szczelnie zamknąć....................ach te wciornastki.............dokuczliwe ale szybko ginące od naftaliny,ale co do dalii,to z pewnością zamieszania narobiła ta nie zimowa zima.Gdyby to było w końcu marca ,poradziłabym posadzenie ich do skrzynek czy donic w ogrodniczą ziemię i ustawienie w jakimś widnym miejscu,ale koniec stycznia to zdecydowania za wcześnie,bo co byc może ktoś zapyta?..........bo to ,że rośliny będą "wybiegnięte" ,cienkie,długie i jak by powiedział mój sąsiad Stefan rachityczne,a to z tej przyczyny,że nie zgadza sie temperatura z długością dnia.Przy temp.pokojowej słońce powinno zajść o 20-ej a tu o 16 ciemno [myślę o świetle słonecznym ] no to roślina go szuka i to szykanie to właśnie wyciąganie,wybieganie.I  żadne  oświetlenie tego nie załatwi ,no chyba że lampy żarowe służące do doświetlania szklań.Radzę zatem tylko zmienić tor
w którym są przechowywane ,na suchy piasek.
No i oby mi nikt nie przeszkodził................zaczynam i dla rozweselenia:Na Kalatówkach  zatrzymał sie turysta. 

Wysadził z samochodu kobietę......ale gdy już odchodziła zawołał "a buzi",no to się wróciła i przez odkręconą szybę włożyła głowę do samochodu i cmoknęła kierowcę,ale on szybę nieco zakręcił,domagając sią  następnych buziaków .Obserwowało to dwóch baców i mówi jeden do drugiego .........."samochód jak samochód ,ale takie drzwi z szybą to bym kupił".

środa, 28 stycznia 2015

A tak pięknie się zaczęło,tak pięknie i co mam gościa i muszę przerwać a tak ciekawy odcinek szykowałam o tym "jak to onegdaj bywało"To co zatem do jutra.
Z pewnością chcieliby Państwo wiedzieć ,co "robią teraz" rośliny na działce?Otóż rozpoczynając od tych największych tj od drzew owocowych.Są  w prawdzie w tak zwanym spoczynku jeszcze bezwzględnym ,a le już niedługo [miesiąc może]"  przejdą" w względny  tj będą szykować się do rozpoczęcia wegetacji .Ale w tym bezwzględnym spoczynku pod ziemią a szczególnie w wierzchniej warstwie tj w glebie  rozrastają się  korzenie włośnikowe.W prawdzie jest to żółwie tępo ,ale jednak jest .Ma to miejsce wówczas gdy zima jest łagodna,gdy nie ścisnął wszystkiego mróz.A tak przy okazji ,czy wiecie ,że w 1929 r [opowiadała mi moja mama] w okolicach Strykowa w styczniu był taki mróz ,że drzewa owocowe pękały ,dzieląc się na pół,aż do samej ziemi.Przez kilka nocy słychać było huki i trzaski i stąd wzięło się"powiedzenia" trzaskające mrozy".Wyginęło wówczas  wiele chłopskich sadów rosnących za stodołą.Na szczęście nie dotyczy to tegorocznej zimy i powolutku  w prawdzie ,ale rozrastają się te włośnikowe,te mizerne,te cieniutkie ,te bardzo potrzebne,bo  to one dostarczają koronie drzewa życiodajne substancje i wodę.No to niech pracują dalej i widzicie Kochani ,z tej to przyczyny także jesienią należy nawozić drzewa.Azot nie jest im  potrzebny,ale fosfor i potas ..............o te tak.Przez kilka m-cy przemieszczają się powoli w glebie i na wiosnę już się nie przemieszczają,bo ich już nie ma bo chrup,chrup,mniam,mniam zostały zjedzone,no i wówczas dostaną nową porcję ,już wzbogaconą nawozem azotowym,bo właśnie wiosną jest bardzo potrzebny.Ale o tym napiszę w marcu.A krzewy jagodowe?................podobnie się zachowują,z tym że są o trzy tygodnie " do przodu" w porównaniu do drzew,a truskawki jeszcze trzy tygodnie "do przodu" w porównaniu do krzewów. Owoców truskawki o tej porze nie zawiązują.Zrobiły to jesienią ubiegłego roku.A cebulowe,te pięknie kwitnące wiosną i latem,pąki kwiatowe też zawiązały jesienią,a było to zależne  od wielkości części nadziemnej [zielonej masy].Im więcej  było łodyg i liści i gdy były zdrowe,tym intensywniejsze kwitnienie w tym sezonie.Minimalnie tylko rozrastają im się korzenie,ale cały magazyn żywnościowy jest zgromadzony w cebuli i nasze tegoroczne nawożenie  już nie będzie miało wpływu na obfite kwitnienie ,tego roku ,ale  w następnym ,tak.
Kto ,to powiedział..........no kto,że citkamalinka chyba już dzisiaj nic nie napisze,a właśnie ,że napisze.WITAM DZIEŁKOWCÓW

wtorek, 27 stycznia 2015

Tak jakoś przeskoczyłam  do jedenastej ,maturalnej klasy,bo też wiele się wtedy działo.My młodzież ,ale nie tylko byliśmy rozdarci miedzy tym co jeszcze tak niedawno było aktualne ,a tym co jest.Tu szkoła  i dom i  religia w kościele,bo nie tak szybko wróciła do szkoły i jeszcze na apelach przed lekcjami śpiewało się .......... "tysiące rąk miliony rąk,a serce bije jedno" lub "...........my ZMP,my ZMP  niczego nie boimy się"ZMP to Związek Młodzieży Polskiej...............tak niewinnie brzmi,ale ta młodzież  czuła jednak nałożone jarzmo .I proszę sobie wyobrazić ,ze należenie do tej organizacji było obowiązkiem każdego ucznia szkoły TPD-owskiej.ale szukaliśmy sobie odskoczni choćby w uczęszczanie  na lekcję religii........... i nie to że tacy byliśmy rozmodleni ,o nie ,ale na te lekcje szlo się do kościoła a  przecież ,a to kawał drogi.Szło się najczęściej przez łąki koło rzeki Ner,wówczas jeszcze  z czystą wodą w której były ryby a nawet raki.Te wędrówki,szczególnie powrotne przeciągały się nieco aż rodzice byli zaniepokojeni.Musiały dobrze się przeciągać skoro się niepokoili ,bo tak na co dzień się to nie zdarzało.Wytłumaczenie mieliśmy:na łąkach szukaliśmy czterolistnych  koniczynek A ja miałam szczęście ................ ogromne.Te czterolistne wklejało się do zeszytu od religii .W moim zeszycie ,aż się zieleniło...............no to nic dziwnego.że tak późno przychodziłam.Ale po co to zapytał raz realnie myślący ojciec?Ksiądz nam polecił szukać szczęścia,a na ziemi  bo to tylko może przynieść je koniczynka czterolistna ale dociekając dalej i oglądając mój zeszyt ,nagle  poszedł po lupę a ja wiedziałam,że to koniec oszukaństwa.Szpilką po podważał dolepione do trzylistnych czwarte listki.I kogo ty oszukujesz ?zapytał nawet księdza? Nie nie oszukuje bo wcale nam nie kazał szukać szczęścia w koniczynach i tak to skończyły się spacery nad rzeką.Ze też dorośli muszą być tacy dociekliwi.
A JAK TO W SZKOLE BYWAŁO?
Danie dla wysokocholesterolowych,mogą też na nie pokusić się czasem ci co się odchudzają.Podaję   ilość na  4 lub 5 osób. 1 kg kapusty kiszonej  ugotować jak zwykle,jednak nie powinna być zbyt kwaśna,doprawić do smaku jeżeli trzeba pieprzem ,solą.Odcisnąć nieco z wody w której się gotowała.Dzień wcześniej  dwie piersi kurczaka pokroić w kostkę i sporządzić marynatę.Z pewnością Państwo maja jakiś własny przepis,luk korzystają z gotowego.Ja robię to tak: do 5 łyżek oleju lub oliwy dodaję czubatą łyżkę,lub nieco więcej przyprawy kuchennej Kucharek,lub Wegety,lub Ziarenek smaku a często i to najlepsze 2,lub 3 kostki rosołowe,drobiowe ,1 łyżkę przyprawy wybitnie drobiowej Curry 1 łyżeczkę ostrej papryki i 1 łyżeczkę cukru.Wszystko mieszam i dodaję pokrojoną pierś i niech tak sobie stoi w lodowce do następnego dnia.A tego właśnie następnego dnia wrzucam wszystko na dużą rozgrzaną patelnię i mieszając rumienię [koniecznie]  czasem trzeba dodać oleju a na drugiej patelni też się rumienią mieszane od czasu do czasu ,najlepiej małe,a jak większe to pokrojone pieczarki około 70 dkg.A dalszy ciąg tego dania wygląda tak:  podaję na dużym półmisku,najpierw gorąca kapusta w której jest po środku zagłębienie ,w to zagłębienie kawałki piersi kurczaka dobrze przyrumienione,a na wierzch rumieniusieńkie też pieczarki nieco posolone.Osoby konsumujące nakładają sobie porcje,które na własnym talerzu mieszają lub nie.Do tego chleb z rumianą skórką i lampka białego wytrawnego wina,choć czerwone zdrowsze,ale do tego dania pasuje białe.I na koniec jeszcze uwaga moja do tych którzy ten wyższy cholesterol mają.Poza jajami kryje się on  [ cholesterol] w artykułach co do których nie przypuszczamy,że jest np w biszkoptach, wątróbce drobiowej też,w podrobach, salcesonach,pasztetowych itp.ALE I TAK ŻYCZĘ SMACZNEGO.
Kochani ! ten wczorajszy wiersz okropny i źle napisany.Dopiero jak go przeczytałam to zrozumiałam,że tak jakoś potraktowałam go zbyt pośpiesznie.Zatem spuśćmy kurtynę milczenia na niego.A teraz na prośbę pewnej osoby,która w prawdzie odchudzać się nie musi,ale ma wysoki cholesterol,czy mogę zaproponować  zdrowe i smaczne  danie,nie podwyższające cholesterolu....................no spróbuje.

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Ponieważ dzisiejsze ziółko jest takie trochę bajkowe,trochę legendarne ,proszę o wyrozumiałość  w potraktowaniu go, co nie umniejsza jego znaczenia i warto go na działce mieć, w proponowanym we wcześniejszym jakimś poście ,o bardzo wczesnym, w urządzonym ogródku zielarskim.
Lubczyk należy do bylin,zatem raz posiany lub posadzony odrasta corocznie wiosną.Ojczyzną tej rośliny są Alpy Liguryjskie [przyznaje ,gdzie Alpy wiem, ale Liguryjskie?].Ale znaleziono go też [i tu sprawa jest prostsza] w górach Iranu.Znany od I wieku n.e.Najpierw uprawiany był w ogrodach przyklasztornych i leczono nim : puchlinę wodną,bule brzucha i choroby płucne.Ależ jestem niedowiarkiem,bo coś mi podpowiada,że skuteczność leczenia chyba była mizerna..Z ta roślina wiąże się wiele legend i wierzeń,np taka,że wykopany o 6 rano .Wstanie o tej porze to dla mnie katorga bo wstaję o 7,3o,ale budzę sie o 10 ej.A zatem wykopany  o tej  6 rano i to koniecznie 1 października i odpowiednio sproszkowany korzeń,jest doskonałym środkiem miłosnym i łagodzącym niesnaski małżeńskie.KOCHANI, NO TO MAMY SPOSÓB NA TO ,.BY W NASZYCH DOMACH ZAKWITŁA,CHOĆ DO WIOSNY DALEKO ......MIŁOŚĆ. Szczególnie kobiety dawniej  tak wierzyły w moc tej rośliny,że  nosiły przy sobie  kawałek korzenia  by zapewnić szczęśliwe  pożycie  małżeńskie.A ode mnie............"nie ma jak korzeń ,w korzeniu siła"Obecnie lubczyk uprawiany jest jako dodatek do różnych potraw szczególnie zup i sosów.W lecznictwie  uznawany jest za lek powodujący,zwiększanie ilości  wydalanego moczu a z nim szkodliwych produktów przemiany materii.Dość skutecznie usuwa kwas moczowy z organizmu i z tej przyczyny jest stosowany w leczeniu dny .Medycyna ludowa uważa go za bardo cenny lek w chorobach przewodu moczowego i przypisuje mu właściwości zwiększające popęd płciowy.Uprawiany na większą skale jest przeznaczony do produkcji kostek bulionowych.Na działce możemy posiać go w kwietniu ,lub poprosić kogoś kto go ma o sadzonkę [to pewniejsze],też w kwietniu. I to tyle tylko na dziś .Wiersz zabrał czas.
No.......... to jakoś uporałam się z tym wierszem Przyznam że wolę pisać jak przepisywać.A  teraz to co być może bardziej Państwa zainteresuje,ale wracając jeszcze do wiersza.Jest kontrowersyjny i być może obraża czyjeś uczucia za co przeprasza bardzo ,autorka.I wiecie co Kochani zawsze mam o tym napisać i zapominam.Każdy ma jakieś marzenia.............. mnie się marzy szklana kula z 

zamkiem na szczycie góry i jak się poruszy kulą to pada śnieg.Infantylne to marzenie ,prawda?

A teraz ZIOŁA,ZIOŁA,ŻIOŁA
GLORIA VICTIS.
===============
Jak to dobrze,że onegdaj pewna księżniczka Czeska,pokochała księcia Polan,poganina Mieszka.
Urządzono zrękowiny podano polewkę białą,chrzest,ślub i wesele przez tygodni kilka trwało.
Więc poległy, niegdyś święte światowidy,oziębłe wodniki i złośliwe południce,
I właśnie weszliśmy do  kościoła i świata,przez otwarte  szeroko okiennice.
Silni Bogiem,silni królem i orłem białym w koronie,stawaliśmy do boju we własnej i innych obronie.
Kiedy czarne krzyże wrosły w Polską ziemię jak opuncje kolczaste,
to wbiliśmy dwa nagie miecze w pola Grunwaldu,by wyplenić te chwasty na zawsze.
Świat podziwiał dzielne pułki rycerskie,co pod wodzą Króla Jagiełły,
z Bogurodzicą na ustach na przeciw wroga stanęły,
i padli jam  młody las,wichurą podcięty,ci co za niezwyciężonych  uchodzili,
ale pokój, nie na długo był nam dany,bo po latach ,po miesiącach,po chwili..........
już przeganialiśmy wrogów co z potopem,aż z za Bałtyckiego morza,sięgnęli  po Częstochowę,
tam gdzie nasza ukochana, Święta , Matka Boża.
Oj ! niech nikt nie próbuje zabierać nam wiary,bo Król Sobieski pod Wiedeń go pogoni.
Podziękowanie przyjmij ode mnie Królu,bo gdyby nie Ty ,to oni,
ubraliby mnie w burkę i jak inne Laszki do haremu oddali,
i usychałabym,z tęsknoty za moim Bogiem i ojczyzną gdzieś w dali.
Niedługo  potem przyszedł czas by sierp z młotem połamać i wysłańców Lenina wygonić,
I znów ruszyli do boju znad Wisły Polacy,znów Oni,prowadzeni przez Matkę Bożą,
Która swoim błękitnym płaszczem osłaniała  dzieci kochane,jak onegdaj jak wczoraj jak zawsze
I po co Wam to było i po co,wy Dekabrystów potomkowie,gdzie szlachectwo zostawiliście
gdzie dumę?Dziś nikt mi na to nie odpowie.
A gdy czas września nastał, stąpającego po wrzosach i dymy  okrywały ścierniska,
to z błękitu dwie moce runęły żelazem i Polsce urządziły  igrzyska.
Bój trwał krótko,a gdy już popioły wojenne opadły ,okazało się ,że jak to zwykle bywa,
 "w śród  wielu przyjaciół psy zająca zjadły"
Ale ta klęska ,rylcem skrwawionym,wyrzeźbiła  pokolenie nowe i to właśnie oni,
pierwsi w Europie zrzucili uciskającą okowę.
To  nie "mur Berliński " był pierwszy,lecz płot stoczni,wielki symbol wolności,
i ten symbol podniósł Polaków z kolan  ku lepszej przyszłości.
Prawdę o tamtych czasach najlepiej znają ci co zamieszkują ziemię od Bałtyku po Kraków,że to wszystko stało się dzięki,Największemu i Najświętrzemu z Polaków.




Przepraszam Kochani,ale najpierw będzie wiersz............no ,od czasu do czasu muszę,ale na  szczęście tylko, od czasu do czasu odwiedza mnie wena.

niedziela, 25 stycznia 2015

W SZKOLE  trafiliśmy [tu myślę o całej mojej klasie - 42 osoby,dziś żyje  12],na rewolucyjny okres.Nagle...........".bo co tam czekać do jesieni i do historycznej odwilży" nasi nauczyciele zmienili się bardzo.Czuli ,że mogą powiedzieć to co dotychczas nie mogli i tak jakoś zaczęli nas traktować "po dorosłemu",pytając co o tym myślimy,dyskutując, rozwiązując wspólnie problemy.Dziś i wtedy też byłam bardzo dumna z tego a tym bardziej,że ja wyjątkowo skończyłam tylko 17 lat,nie tak jak moje koleżanki i koledzy 18,19,i 20 .Oni  już byli pełnoletni,ale kto by o tym pamiętał?Działy się rzeczy o wiele ważniejsze.Ku naszej radości połowa,lub więcej pytań z historii "nagle zniknęło "te ze Stalinem związane  , np pięciolatki Stalinowskie . Pozostało do nauczenia około 30 tu pytań.Też część z polskiego ubyło ,te o Dekabrystach,o Puszkinie i o jego przyjaźni z Mickiewiczem  ,choć zupełnie nie wiem dla czego,ale tu jak zwykle wyjaśnił mi to ojciec,że lepiej tego nie ruszać bo wyjdzie na jaw ,co Mickiewicz napisał o tej przyjaźni.A napisał tak "Kto mi powie ,że Moskale są to bracia nas Lechitów,temu pierwszy w łeb wypalę przed kościołem Karmelitów".Kto dociekliwy sprawdzi co tam w Warszawie na Pradze się stało.Ja uważam ,że to tak zwane wzloty i upadki w przyjaźni tych dwóch wielkich poetów .Osobiście także bardzo lubię twórczość Puszkina - romantyka.Lubię romantyków.Polskiego nauczała nas wychowawczyni,która zbytnio mnie nie lubiła bo znała lepiej jak inni nauczyciele,bo miała  z nami najwięcej godzin i czuła,choć tego nigdy nie powiedziała,że jeżeli jest prowodyr w tej klasie ,to tylko z pewnością ja. I to była najprawdziwsza prawda: bo np jak musiała nagle wyjść bo jakoś dziwnie zawsze do niej przyjeżdżał  kontroler z Kuratorium,to wówczas  kazała  nam coś śpiewać.Wiadomo bowiem,że dzieci ,które śpiewają nic "nie kuszą".Jakoś dziwnie najlepiej" wychodziła " nam piosenka z repertuaru  Mazowsza..........." Pod borem,pod borem,Marysia stojała" i nie byłoby nic dziwnego w tej sprawie gdyby nie to,że pani wychowawczyni miała na imię Maria i że to ja pierwsza zaintonowałam tę piosenkę.No cóż,miała mnie za co nie lubić .Ja też nie lubiłabym takiej uczennicy ,ale poza tym była dobrym uczciwym człowiekiem i nauczycielem i to Ona doprowadziła nas do matury i rozstanie z nami bardzo przeżyła,a w wakacje wzięła ślub z panem z Kuratorium.
A W SZKOLE,TO JAK BYWAŁO?
Generalnie rzecz ujmując,to czy się odchudzamy czy nie kolacja powinna być "lekka" ,a o tej porze roku,witaminowa i bogata w warzywa.....................może zatem taka.Składniki podaję na jedną osobę.Będzie to : połowa puszki zielonego groszku,połowa puszki kukurydzy,jedno jajko na twardo pokrojone w kostkę ,pół pęczka  natki pietruszki,drobno pokrojonej i dla osób nie odchudzających się ,majonez[ale bez przesady] ,a dla odchudzających, ostry keczup........wymieszać.Jest to smaczne ,dość pożywne [jajko,kukurydza] i witaminowe,oj jak witaminowe [natka pietruszki] i bogate w błonnik [groszek kukurydza],zatem jest wszystko co człowiekowi potrzeba a zarazem jest "lekkie"Głodni mogą dodać do tego ewentualnie tosta.Ale generalnie taka kolacja jest nieobciążająca naszego żołądka na noc co daje wiele,bardzo wiele,bo do trawienia  jej potrzeba  odrobiny tlenu.Ten tlen może być skierowany i  odżywiać mózg i dawać bardziej relaksujący sen.Na koniec smacznego ! i jeszcze to:Pewien mąż  nie lubiący natki pietruszki,pewnej żonie powiedział......".skoro muszę to jeść to daj mi moją porcję na raz zjem i nie mieszaj do jedzenia".Nie widzę przeszkód by tak było.A co do jajka:pewne przysłowie mówi tak:"Kogut,który będzie piał dobrze,pieje już w jajku"
a TERAZ...........COŚ DLA ODCHUDZAJĄCYCH......... a może nie tylko.
Czy coś w tej chwili można zrobić na działce?............no nie,śniegu odgarniać nie ma potrzeby,ale należy pamiętać by NIE DEPTAĆ TRAWY, jest to dla niej szkodliwe na szczęście tylko w zimie.W taki zimowy dzień być może wybrali się Państwo na działkę, to tylko proszę  sprawdzić czy starsze drzewa wcześniej pobielone ,są nadal białe?,jeżeli nie ,to należy zabieg ten powtórzyć,bo właśnie teraz jest ważne,............bardzo ważne by były białe.A młode drzewa? o,tym mogą zagrażać nornice Jeżeli obecność takowych stwierdziliśmy wcześniej, to na wszelki wypadek sprawdźmy  jak wygląda  kora  młodych drzew,tuż przy ziemi?.Gdyby była ogryziona należy jak najszybciej  w jakimś pudełku [by nie wytruć ptactwa] podać im zatrute ziarno .Pudełko winno być zamknięte z wszystkich stron,tylko wycięty mały otwór "zaprowadzi " te myszowate do środka ,do zatrutego ziarna.Pudełko powinno być obciążone,by nie porwał go wiatr. A już niebawem będziemy sprawdzać jak przetrwały zimę drzewa owocowe? ..............a jak podam w stosownym czasie.A na koniec...........czy pamiętacie Kochani jak chyba ze trzy tygodnie temu ,obserwując przyrodę i księżyc przewidywałam zimę po 20 stycznia.Jednego tylko nie wzięłam pod uwagę,że  okres ten nie będzie trwał zbyt długo trwał.
UWAGA ! Działkowcy  doniczkowcy.Jeżeli twój Grudnik ,nie kwitł tej zimy,to przyczyny mogą być następujące :,albo jest to jeszcze za młoda roślina albo nie była nawożona w sierpniu ,wrześniu i październiku nawozem dla  roślin kwitnących albo............ co jest dość istotna ,nie był w czasie nawożenia ,a zatem też zawiązywania pąków kwiatowych zraszany.A najlepiej ,kto ma taką możliwość ,wystawić go na zewnątrz pod koniec maja  i  niech sobie na niego deszcze padają.Schować do pomieszczenia przed zapowiadanymi przymrozkami.Ponieważ ja takiej możliwości nie mam,lub może raczej mam ale nie całkowicie ............to wystawiam go na balkon i tam co najmniej dwa razy w tygodniu zraszam,bo nie sięga go na balkonie deszcz To zraszanie jest konieczne  w okresie wiązania pąków kwiatowych co ma miejsce właśnie późnym latem, i jesienią.a konieczne, jak podawanie kobiecie ciężarnej kwasu foliowego.Mój Grudnik "{Szlumbergera Ucięta] kończy właśnie kwitnienie,które rozpoczął na początku grudnia ,a jest tak duży i tak kolorowy {kwiaty], że może  konkurować z choinką.A na koniec UWAGA DEPRESAŃCI  ta roślina jest lekiem na zimową szarość i rozprasza tkwiący w nas zły nastrój.Ja go zwę "niewyzwolonym kociokwikiem" a Churchill , który też cierpiał na depresję  w okresach  nasilenia złego nastroju mawiał: "znów przyszedł do mnie ten czarny pies".Uśmiechnij się ,skoro  cierpisz na tę chorobę to jesteś w dobrym towarzystwie.