wtorek, 27 stycznia 2015

Tak jakoś przeskoczyłam  do jedenastej ,maturalnej klasy,bo też wiele się wtedy działo.My młodzież ,ale nie tylko byliśmy rozdarci miedzy tym co jeszcze tak niedawno było aktualne ,a tym co jest.Tu szkoła  i dom i  religia w kościele,bo nie tak szybko wróciła do szkoły i jeszcze na apelach przed lekcjami śpiewało się .......... "tysiące rąk miliony rąk,a serce bije jedno" lub "...........my ZMP,my ZMP  niczego nie boimy się"ZMP to Związek Młodzieży Polskiej...............tak niewinnie brzmi,ale ta młodzież  czuła jednak nałożone jarzmo .I proszę sobie wyobrazić ,ze należenie do tej organizacji było obowiązkiem każdego ucznia szkoły TPD-owskiej.ale szukaliśmy sobie odskoczni choćby w uczęszczanie  na lekcję religii........... i nie to że tacy byliśmy rozmodleni ,o nie ,ale na te lekcje szlo się do kościoła a  przecież ,a to kawał drogi.Szło się najczęściej przez łąki koło rzeki Ner,wówczas jeszcze  z czystą wodą w której były ryby a nawet raki.Te wędrówki,szczególnie powrotne przeciągały się nieco aż rodzice byli zaniepokojeni.Musiały dobrze się przeciągać skoro się niepokoili ,bo tak na co dzień się to nie zdarzało.Wytłumaczenie mieliśmy:na łąkach szukaliśmy czterolistnych  koniczynek A ja miałam szczęście ................ ogromne.Te czterolistne wklejało się do zeszytu od religii .W moim zeszycie ,aż się zieleniło...............no to nic dziwnego.że tak późno przychodziłam.Ale po co to zapytał raz realnie myślący ojciec?Ksiądz nam polecił szukać szczęścia,a na ziemi  bo to tylko może przynieść je koniczynka czterolistna ale dociekając dalej i oglądając mój zeszyt ,nagle  poszedł po lupę a ja wiedziałam,że to koniec oszukaństwa.Szpilką po podważał dolepione do trzylistnych czwarte listki.I kogo ty oszukujesz ?zapytał nawet księdza? Nie nie oszukuje bo wcale nam nie kazał szukać szczęścia w koniczynach i tak to skończyły się spacery nad rzeką.Ze też dorośli muszą być tacy dociekliwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz