sobota, 27 lutego 2016

"Kochanie,może wybralibyśmy się na romantyczny spacer?A nie mogłeś sobie kupić tego piwa wracając z pracy?"
A może trochę porządków wiosennych ,z tamtych lat czterdziestych.W taki słoneczny dzień wietrzyło się wszystko.Przede wszystkim pierzyny.Kto dziś jeszcze pamięta co to jest.?Wisiały na balkonach,leżały na parapetach,lub na trzepaku na podwórku.Ale jak na dworze mróz -25 stopni ,co wtedy zimą było normalnością ,to pod pierzyną ciepło,oj! ciepło.Ze schowka pod schodami wszystko już wystawione ,także garnki kamienne z  powidłami śliwkowymi.Sporządzane były z najpóźniejszych  węgierek, już po przymrozkach.Często wisiały na drzewie owoce,choć już nie było liści.Były pomarszczone od mrozu i tak słodkie,że  można było do smażenia  nie dodawać cukru.O ! wtedy były smaczne i pachnące  i samo smażenie trwało o wiele krócej.................no ,tylko niestety trzeba było mieszać drewnianą łyżką o nazwie kopyść.Gdy teraz zapytałam w sklepie o taką łyżkę,sprzedawczyni nie miała pojęcia o co pytam.A ona jest potrzebna w kuchni,tak uważam,bo próbując  coś gorącego  łyżką taką się nie poparzę ,tak jak metalową.Ale wracając do  smażenia powideł,oczywiści to ja błam wytypowana do mieszania.Szczęście,że  nie trwało to wtedy zbyt długo.Mieszałam i mieszałam  i czytałam" Łuk Triumfalny" Remarka  ,co normalnie byłoby mi zabronione,ale skoro przy okazji....................to.Mama sprawdzała czy już powidła się usmażyły,mówiąc zawsze..........."jak kot po wierzchu przebiegnie i się nie utopi,to znaczy,że mają dość smażenia".Takie powidła w zimie służyły przede wszystkim do przekładania  pierników.To była klasyka.Pierniki ,tylko z powidłami,z niczym innym,ale także jak pozostał i się zestarzał chleb,to mama ,pajdki jego moczyła krótko w mleku,potem w cieście naleśnikowym,potem smażyła i na talerzu nakładała  na nie właśnie powidła.Było to także danie postne ,jako drugie na obiad.Pyszne,nie za słodkie i chrupiące.Na nie jednak mój ociec się krzywił.Zatem po nakarmieniu nas do ciasta naleśnikowego mama dodawała pokrojoną drobno cebule ,czosnek,czasem też szczypior sól i pieprz.Maczany w tym chleb ,nie muszę wyjaśniać miał zdecydowanie inny smak.Niebawem dołączyłam do ojca i też wolałam takie ,a nie słodkie danie. A mama kwitowała to tak:"ukochana córunia tatunia".
A  POWOJNIKI TJ .KLEMATISY ............zapytała właśnie moja koleżanka,bo jakże by to było.Ale jestem jej wdzięczna,że mnie sprawdza.Otóż,nie spieszcie się z radykalnym ich cięciem.Co mam na myśli określając, radykalne? Mam na myśli to,by nie obcinać zbyt nisko. Bowiem ,wiele odmian tego gatunku, nie należy  skracać.Dobrze jest ,poczekać ,aż ruszy wegetacja i wtedy obciąć te które są suche.Często tak jest,że całe pędy się zielenią  i cały zakwita.A przy okazji miłośnikom Klematisów  polecam przepięknie na biało kwitnącą ogromnymi kwiatami odmianę o jakże polskiej nazwie JAN PAWEŁ II.
A.............może tak zaplanować prace na pierwszy dzień na działce?CIĄĆ,CIĄĆ,CIĄĆ,ALE TYLKO TO CO JEST SUCHE.W tym celu ,proponuję dobrze przyjrzeć się gałęziom i gałązkom,ma drzewach i krzewach i roślinach ozdobnych.I to jest oczywiste,że choć to nie jest termin na prześwietlanie koron np. śliw a jakiś fragment drzewa ,jakieś  gałęzie,lub ich część są suche to należy je obciąć,nie ma sensu z tym czekać do lata,do terminu cięcia pestkowych.Ale  może warto zastanowić się czemu tak się stało,bo przecież jest zawsze jakiś związek przyczynowo skutkowy i nie koniecznie to brak,lub nadmiar wody,bo to jest pójście  po linii najmniejszego oporu.A jakże często słyszę..................."bo lato było takie suche,lub takie mokre".A może jakaś choroba dokucza naszemu drzewu,ot choćby RDZA GRUSZY. To ona często jest przyczyną zasychania całych fragmentów drzew,tego gatunku.A może zupełnie suche,najwyraźniej martwe pędy czarnej porzeczki,zniszczył PRZEZIERNIK PORZECZKOWY.Sprawdźmy taki pęd ,przekrawając go wzdłuż  .Czy aby przypadkiem  nie jet wyjedzony środek przez tego szkodnika?A zupełnie suche ,pomimo okopcowania,pędy róż,czy nie zjadła ich środków  BRUZDOWNICA CIEMNA.. Także można to sprawdzić.Teraz szkodniki pod postacią poczwarki są w ziemi ,ale już za trzy,cztery tygodnie obudzone po zimie ,z ogromnym apetytem ,poprzez korzenie będą chciały dostać się do  nowych pędów,na razie jeszcze zdrowych,ale już  zamierających pod koniec maja ,lub w czerwcu.Są preparaty,doglebowe i jeżeli chodzi o róże jestem "za",ale o czarną porzeczkę....................no,nie wiem.Bo przecież wraz ze składnikami pokarmowymi [nawozami]i z wodą będą, w mniejszym lub w większym stopniu w krzewie te preparaty i być może,powtarzam ,być może i w owocach,nie jestem całkowicie tego pewna.Ale zlikwidowanie krzewów na 5 lat ,to najskuteczniejsze działanie.Po tym czasie ,można już posadzić nowe krzewy bo szkodnik zginął nie mając co jeść,a je tylko porzeczkę czarną."A to małpa",stwierdziłby  mój sąsiad Stefan.Poza tym ,proponuję obciąć też wszystkie przekwitłe  ,bo kwitnące w ubiegłym roku byliny,tj rośliny ozdobne wieloletnie.Zatem co?  ZATEM TNIEMY,LIKWIDUJEMY NA POCZĄTEK TO CO SUCHE. I zaraz działka się zmieni i "przejrzy na oczy",bo z tym suchym jest tak jak mówią strażacy  [ przy okazji pozdrawiam ich  ]..........."..by  oddzielić ,to co się pali od tego co się nie pali,by się nie zapaliło,to co się nie  pali od tego co się pali.".Widzicie........Koledzy Strażacy ,jeszcze pamiętam.
Na okoliczność,że miesiąc ten się już kończy,takie przysłowia:
"Silne wiatry ,przy końcu lutego,spodziewaj się lata żyznego".
"Kiedy w lutym pękną lody,wnet pod lodem szukaj wody."
No - nie ma co pękać,bo też lodu nie było,a co do wiatrów ,to były,owszem były.
I tymi pozytywnymi treściami Witam Państwa.A termin rozpoczęcia prac na działce coraz bliższy.

I w związku z tym....................

piątek, 26 lutego 2016

"Oby ,nie obudziło się w nas zwierze i oby to nie był leniwiec."
" Myślisz,że możesz wszystko?,no to trzaśnij drzwiami obrotowymi."
KROKIETY Z RYŻU Z PARMEZANEM.przytaczam w oryginale.
|Ugotować na rosole lub na mleku,na bardzo miękko ćwierć litra ryżu.Gdy przestygnie,wymieszać go z łyżką młodego masła,utartego na pianę,z trzema surowymi żółtkami i 3 lub 4 łyżkami tartego parmezanu i solą do smaku,.Podłużne krótkie wałeczki maczać w rozbitym jajku,obtaczać w bułce i smażyć na maśle,obrumieniając ze wszystkich stron.Jest to bardzo pożywne i jednocześnie eleganckie danie na postny obiad.

To tyle autorka ,a ja ze swojej strony sporządzam do tego sos szczypiorkowy lub z natki zielonej pietruszki. Rozpuszczam dwie łyżki masła ,dodaję ,nieco ponad pół łyki mąki, rozprowadzam ją i wlewam szklankę zimnej wody,wkruszam do smaku kostkę bulionową,nie całą i po wymieszaniu i jak zgęstnieje dodaję szczypior lub pietruszkę.
A po tym daniu chce się pić.Proponuję wodę mineralna z kostkami zamrożonego soku owocowego,np .wiśniowego,lub z czarnej porzeczki o który nie trudno jak mamy lodówkę z zamrażalnikiem i jak mamy wytłoczkę po czekoladkach,którą proponuje napełnić sokiem i zamrozić.Im więcej kostek w  szklance,tym napój smaczniejszy................a jeszcze, zimny?..............o to już tylko...........mniam,mniam.
I w tym miejscu oświadczam,że tak się zmęczyłam tym myciem okien  i prześwietlaniem jabłoni i grusz,że już nie mam siły na sprzątanie  wiosenne w schowku pod schodami i podpowiadanie jakie postne  potrawy z dodatkiem przechowywanych tam zapasów na zimę  sporządzić,ale nie zostawię tak tej sprawy i podam  Państwu pewien przepis z mojej ponad stuletniej książki kucharskiej,także wypróbowany  przeze mnie.I także postny.

A zatem....................
"...........A na działkach,nic się nie dzieje.".....'chciałoby się zaśpiewać,ale  niebawem,będzie się działo.Przypominam ,w tym momencie,że prześwietla się o tej porze tylko drzewa ziarnkowe ,tj jabłonie i grusze i to jest bardzo,bardzo ważne.Proszę zostawić prześwietlanie pestkowych np. takich jak brzoskwinie i nektaryny na czas ich kwitnienia.Bo co ?zapytacie być może.A  to,że kaleczone teraz łatwo zachorują na raka bakteryjnego kory.I proszę potem się nie dziwić skąd te zastygłe na gałązkach jakby koraliki żywicy,bo to własnie pierwsze tej choroby objawy,zwane wyciekami gumy.Następne,to zamieranie gałązek,a potem całych gałęzi i konarów i w końcu drzewa.Któryż to raz o tym piszę,a robię to tylko dla tego,że wiem,że widzę jak piękne i zdrowe mogą być te drzewa i jak można wszystko,nawet ,tylko jednym prześwietlaniem zepsuć.Tak nam się wydaje czasem,że "co tam",że "co ona pisze"|?A ona tylko radzi,decyzja należy do Was ,Kochani,tylko proszę jednak pamiętać,że to żywe organizmy, ,i że to należy wziąć pod uwagę.A także prześwietlając jabłonie i grusze i powodując rany piłką,nie sekatorem,to należy je zabezpieczyć pastą specjalistyczną do zabezpieczania ran,lub choćby farbą emulsyjną z dodatkiem jakiegoś,preparatu  grzybobójczego.W tym miejscu nawet nie wspominam o cięciu wiśni czereśni i śliw.To nie dla  nich czas.Pisałam o tym wcześniej.I jeszcze taka uwaga na koniec:Jeżeli myślicie,że  częściowa likwidacja  korony drzewa ,"załatwi wszystkie problemy,związane z plonowaniem ich" to jest to błąd w myśleniu,bo np.,tak bardzo dająca się  we znaki ostatnio RDZA GRUSZY, wcale nie zmniejszy się ani nie zginie dopóki w zasięgu naszego wzroku będą widoczne jałowce.To one hodują tę chorobę.Ale przecież kiedyś tego nie było.Owszem,ale także nie było takiego zanieczyszczenia powietrza i wielu innych czynników sprzyjających jej powstawaniu,bo, bo jakże często "podcinamy gałąź na której jesteśmy"...............ale co? ..........zgodzilibyście się przesiąść na dorożki i takimi np.dojeżdżać na działki.Zatem tak jak już nie raz pisałam.Coś ,za coś.A ci co maja sady ?zapytacie być może.A ci co prowadza gospodarkę wielkotowarową z pewnością w sadach gruszowych nie sadzą jałowców i komputery im wyliczają, ile i jakiego i kiedy preparatu użyć do ochrony przed szkodnikami i chorobami i kiedy i czym nawozić?Ot ,i cała tajemnica zdrowych i obfitych plonów.
Będzie praca w domu i ogrodzie oj ! będzie.Obserwuję siebie,że im jestem starsza ,tym mycie okien [pcv],trwa u mnie coraz krócej, bo potrzeba matka wynalazku.Przygotowane ,bez firan i zasłon okna myję w ten sposób:Stare powłoczki na małe poduszki nigdy nie wyrzucam ,mam dwie do mycia okien.Jedną zmoczoną mydlana woda, np. z płynem do mycia naczyń,a drugą zamoczoną w czystej wodzie.Najpierw zakładam na szczotkę na kiju tę mydlaną i zmywam całą powierzchnie.Nie zsuwa mi się bo jest zapięta jak na poduszce,potem zmieniam na tę zamaczaną i płukaną w czystej wodzie i też ją, zapinam.A moja koleżanka  która  nie ma szczotki na kiju wykorzystuje do tej pracy rury od odkurzacza,też razem ze szczotką.I w ten oto sposób całość ,wraz z szybami jest umyta.No - to pozostają już tylko szyby,ale to jest pikuś.A jeżeli chodzi o szyby,to nic nie myje tak dobrze jak mieszanka w równych proporcjach: woda ,nafta i kreda.Należy  ,szyby , że tak to nazwę  posmarować i jak lekko przeschną wytrzeć ręcznikami  jednorazowymi,bo tak najwygodniej ,a i szyby czyste,bez smug.W ten sposób postępując  moje duże okno balkonowe myję około 40 minut.Kiedyś "wpadła do mnie sąsiadka i pyta ,"a co zrobić jak  nie mam powłoczek"?.........."a masz jakieś szmaty,dobrze chłonące wodę,albo stare zużyte już bardzo ręczniki"? zapytałam."Mam,o mam " ucieszyła się."No to zrób po środku dziurę,wycinając  ją nożyczkami i nadziej na kij"."Ale po co "?,zapytała."A,po to by ci w czasie pracy szmata nie spadała ze szczotki.""Ale fajnie" ,ucieszyła się autentycznie,................" to ja sobie w ten sposób umyję tapetę i kafelki,te których nie mogę sięgnąć".O,to, to odparłam i pomyślałam im jestem starsza,tym bardziej kombinuję.

A na działce?
A dziś przysłowie,takie sobie:"Idealna bezczynność sprawia przyjemność ,tylko wtedy,kiedy ma się bardzo dużo racy".A wraz z wiosną będzie tej pracy ,oj ! będzie.

czwartek, 25 lutego 2016

"Czy zauważyliście,że jadąc autostradą,wszyscy,którzy jadą wolniej od nas to cioty,a ci co jadą szybciej ,to skończone debile?"
Czyż nie tak?
JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO ? W  ciepły ,słoneczny dzień wystawione wszystko ze schowka i przeglądane czy przypadkiem się nie zepsuło ? a były to jak już wspomniałam garnki kamienne  z np,żurawiną smażoną z gruszkami i powidła śliwkowe i w tym miejscu możecie spytać co z tymi garnkami ......dlaczego wszystko w  nich,przechowywano,dla czego przetwory ?Ano bo,nie było ani plastiku,ani słoików hermetycznie zamykanych ,takich jak teraz .Owszem,były słoje ,duże do gruszek i śliwek marynowanych  i dyni marynowanej.Były przeważnie o pojemności 5 i więcej litrów ,miały u góry "kołnierz ",takie wywinięcie ze szkła by było wygodnie zawiązać szmatkę lnianą sznurkiem,by się nie zsuwała.A wszystko to było w cenie do tego stopnia,że byli naprawiacze potłuczonych garnków kamiennych i dziurawych metalowych.Chodzili po podwórkach i krzyczeli................"garnki ,miski lutuje ,kamienne drutuje".I reperowali i bywały kamienne tak mocno zdrutowane ,że kropla nie przeciekła.Pamiętam takie.Drut na zewnątrz  oplatał garnek,ładnie,symetrycznie,w kratkę.
O tej porze przeważnie już "dojadano" kiszoną w bechce kapustę ,ale , jeszcze wystarczało jej  na  danie pt."postny kopiec".wszyscy,cała rodzina bardzo to lubiliśmy.Ten kopiec składał się z warstwy klusek łazanek,które oczywiście były przez mamę osobiście robione bo to może dziwić ,ale w sklepach ,żadnych gotowych klusek ani makaronów nie było,po prostu ,nie było.
Zatem warstwa klusek,na dnie dużego półmiska ,potem warstwa gotowanej kiszonej kapusty,okraszonej zielonym olejem z zimnego tłoczenia,niezwykle smacznym,a potem warstwa drobno pokrojonych suszonych grzybów,po ich ugotowaniu oczywiście,a na samym wierzchu warstwa przyrumienionej lekko cebuli .Każdą warstwę nieco posypywano solą i pieprzem.A ojciec mój pilnował by pieprzu nie żałowano..A ponieważ suszone grzyby ugotowano,do tego dania to powstała po dodaniu śmietany zupa grzybowa,która,była podawana w kubkach [ o kokilkach nikt wtedy nie słyszał]do popicia.O ! jakże to danie lubiliśmy.I wtedy i  i teraz .................jest pyszne,bardzo,bardzo.
A teraz ? ,a teraz cd porządków wiosennych i jak to robiono przed   laty,a konkretnie to było 70 tych, lat.I nie wiem po co ja to pamiętam?I nie wiem czemu uczestniczyłam w tych sprzątaniach ,czemu jako dziecko mnie  nie oszczędzono i jak to się stało,że zawsze miałam odrobione lekcje i że jako 17 latka zdałam maturę,co bardzo skomplikowało mi życie  bo ,zdałam, tak,tak,zdałam do szkoły aktorskiej [wtedy 9 osób na 1 miejsce] ale  niestety nie mogłam być przyjęta  bo nie byłam pełnoletnia o czym komisja egzaminacyjna zorientowała się ,już po egzaminie.Dostałam jednak zaświadczenie,że zdałam i bez egzaminu miałam prawo rozpocząć naukę w następnym roku.Ale jak człowiek jest młody ,to rok jest wiekiem.......................i wszystko ma prawo się zmienić.Czy żałuję,  że się zmieniło? NIE,ZDECYDOWANIE NIE.Drodzy moi Rodzice,!tylko nie myślcie gdzieś tam wysoko ,że mam  pretensje o cokolwiek.Nie ,nie ma.,Z  resztą wszystkie dzieci wtedy pomagały rodzicom w różnych pracach.Ja nie byłam wyjątkiem.,

No - ale co tam.Tymczasem  jest wiosna  47,a może 48 roku i trzeba dokładnie posprzątać spiżarnię po zimie i co tam było jeszcze przechowywane,w tym schowku pod schodami?
Na razie jeszcze musimy poczekać na wiosnę i choć miałam nadzieje,że może już w ten weekend zrobi się na tyle ciepło,że niektóre prace na działce będzie można wykonać ,ale nie wzięłam pod uwagę faz księżyca,bo też nie było go widać ,bo noce  pochmurne i deszczowe były ,aż tu wczoraj ,pełnia,chyba pełnia co oznacza w prawdzie lepsza będzie pogoda no -, z małymi wyjątkami bo czasem jednak to się nie sprawdza,ale niestety ,także wróży spadek temperatury.Zatem co,?zatem jeszcze zawieszamy działalność ogrodniczą.I niech Was Kochani nie pokusi by tam ,to jest na działkę pojechać w celu pobielenia drzew.O ! ileż razy obserwowałam takie widoki gdy wiosną ,lub na przedwiośniu z ogromnym zapałem bielono,bielono i drzewa i krawężniki i co tam jeszcze się dało pobielić.A to tylko strata czasu i materiału,bo co  niby teraz to wapno ma dać pniom drzew,że zginą szkodniki? ,jakie szkodniki,?w tej chwili są one tak schowane ,maja takie twarde powłoki chitynowe,że co najwyżej młotek może im dać radę ,a nie wapno.Zatem po co bielić?Po to by zabezpieczyć przed zbyt wczesnym nagrzewaniem pni i zbyt wczesną wegetacją.I bielić,owszem bielić ,ale w grudniu ,nie teraz,bo teraz niech  ciemnego koloru pnie się nagrzewają,niech nagrzewają,bo na to właśnie nadszedł czas.Pisałam o tym dokładnie chyba w grudniu,wtedy kiedy bielić należało.A co teraz ?Teraz możemy sprawdzić jak drzewa owocowe ,a konkretnie ich pnie" się czują",jak przezimowały?Czy przypadkiem nie powstała LISTWA MROZOWA,co najczęściej ma miejsce  po chimerycznej  zimie,takiej co to mróz i odwilż na zmianę dość często występują.Listwa ,to pęknięcie, kory na pniu od korony do samej ziemi,przeważnie od strony południowej lub południowo-zachodniej.Po stwierdzeniu takowej należy natychmiast zareagować, i to w bardzo drastyczny sposób: przybijając korę tuż przy pęknięciu po jednej i drugiej stronie  listwy w odległości co 20 cm.Przybicie  zapobiegnie odsłanianiu się miazgi,najwilgotniejszej części drzewa ,a w maju należy taki pęknięty pień owinąć czystymi szmatami,które powinny być systematycznie polewane wodą.To leczenie będzie trwało do września.Po wrześniu szmaty zdejmujemy,gwoździki pozostają POZOSTAJĄ.BO ONE WYLECZYŁY DRZEWO,I po sprawie.Także- ,dobrze będzie pnie starszych drzew"opukać"trzonkiem od jakiegoś narzędzia,czy noża.Odgłos  dźwięczny  oznacza zdrowy pień,natomiast głuchy należy zlokalizować i także przybić tam korę do miazgi.Ale tego wszystkiego nie powinni spodziewać się ci co pobielili drzewa w grudniu i ponieważ ta zima była deszczowa powtórzyli bielenie,gdy spłukał je deszcz.
Zamiast przysłowia o wiośnie mały fragment ,aby Państwa nie  zanudzić wiersza jaki napisałam dla dzieci.,o wiośnie własnie.Mały fragmencik.

......................"Tylko nie przegapcie wiosny,w zielonej przyjdzie sukience,
posrebrzy świerki i sosny i zaraz się zrobi goręcej.
Jabłoniom doda wigoru,grusze i śliwy dopieści.
Ludziom poczucia ,humoru,mnie siły do opowieści.
W tę porę ,pójdę z myślami,z sytością serca i duszy,
i  z ustawicznym pytaniem,kto stworzył to wszystko tak pięknie,
by każdej wiosny mnie wzruszyć ?"

Tak,tak,niedługo tak będzie,ale na razie  jeszcze..................

środa, 24 lutego 2016

Zajączek zwraca uwagę wężowi:-Przestań mnie kopać,bo się zdenerwuję.Przecież ja nie mam nóg,odpowiada wąż ,wzruszając ramionami.
ONEGDAJ BYWAŁO  TAK.cd porządków wiosennych .Jak wspomniałam wcześniej rozpoczynało  się je od schowka pod schodami,bo tam zgromadzona była cała spiżarnia.Różne dodatki do potraw,także garnki kamienne se smażoną żurawiną.A smażono ja w takich proporcjach: 3 kg .żurawiny błotnej ,nie ogrodowej,bo takowej jeszcze wtedy nie było  2 kg.cukru i  2 kg. gruszek,dojrzałych ,wtedy to były gruszki BARWILE,["wstąp na chwilę kup barwilę]" wołał pewien sprzedawca  z  handlu obwoźnego jakby teraz to nazwano bo jeździł wózkiem na dwóch kołach od podwórka do podwórka i się reklamował.Był najprawdopodobniej z pobliskiej,bardzo pobliskiej  wsi Chocianowice.Klapsy,już nie było bo żurawina to wrzesień lub pażdziernik  a klapsa  sierpień.Nie było domu w którym by nie smażono żurawiny z gruszkami.Po usmażeniu przekładano ją do kamiennych garnków  ,które wkładano do piekarnika i tak zapiekano by po wierzchu zrobiła się "szyba",tak to zwano.To był dodatek WYŚMIENITY ,BARDZO WYŚMIENITY ,do drobiu pod każdą postacią,np do indyczego mięsa na którym gotowano rosół.Ale to  nie mógł być indyk tylko indyczka,na rosół to tylko indyczka i to musiało być święto. Jeżeli ktoś myśli,że ta żurawina była słodka to jest w błędzie,na tyle była słodka,że nadawała się właśnie do mięs.Ale mój ojciec lubił to też jako dodatek  do kotletów cielęcych które nosiły nazwę MINISTERSKIE..A robiło się je z kawałka cielęciny bez kości .Kotlety musiały być dobrze rozbite i potem maczano je w roztrzepanym jaju i kładziono na talerz na którym były maleńkie grzaneczki posolone i popieprzone i te kotlety wciskało się w te grzaneczki ,by jak najwięcej z nich przywarło do kotleta i kładło na gorące masło,do zrumienienia.O! to było pyszne,bo chrupiące.A grzanki to pokrojona w małą kosteczkę nieco czerstwa [taka lepsza ] angielka i,wysuszona w piekarniku,czasem dzień lub dwa wcześniej.Ja teraz też robię takie kotlety ,ale z piersi kurczaka.Przyznam,że równie smaczne.I jak widać smażona z gruszką  żurawina to klasyka tamtych czasów a gdy teraz poczęstowałam pewną osobę to była zdziwiona..............."z gruszkami"?

Ale wiecie co,ja tego prządku wiosennego w schowku pod schodami do Wielkanocy nie skończę,bo wciąż przypomina mi się co tam było przechowywane i do czego służyło? bo ze sklepów przynosiło się tylko podstawowe produkty,bo też czego innego  w sklepach nie było.I właśnie przypomniało mi się jeszcze jedno danie bardzo postne i bardzo smaczne,ale o tym już nie dziś.
A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO ?
Tylko o brzoskwiniach i nektarynach dziś ,teraz   - tylko.Postaram się dokładnie opisać jak i czym i kiedy je opryskać przeciw groźnej chorobie pojawiającej się na przełomie maja i czerwca i wtedy,niestety na walkę z tą choroba jest za późno.KĘDZIERZAWOŚĆ LIŚCI,jak wiele innych chorób grzybowych potrzebuje oprysków zapobiegawczych nie interwencyjnych,nie w maju ,zatem,a teraz . Może za dwa,lub trzy tygodnie,a może nawet w ten weekend .Bowiem potrzebna jest słoneczna pogoda i temperatura powietrza co najmniej  + 7 stopni.I powszechnie wiadomo,że walkę z tą chorobą  należy zawsze przeprowadzać w formie oprysków  zapobiegawczych,w listopadzie Miedzianem ,A NA PRZEDWIOŚNIU SYLITEM .A  przedwiośnie przecież jest,- no to zróbmy to,jeżeli warunki pozwolą.Proszę tylko wykonać sam oprysk dokładnie,kładąc szczególny nacisk na końcówki pędów,bo tam zarodników grzybowych jest najwięcej.Także proponuję opryskać częściowo tylko drzewa które blisko brzoskwiń lub nektaryn rosną,a może nawet dotykają się gałązkami i od tej właśnie strony potraktować je Sylitem,bo choć one na tę chorobę nie zachorują ale nośnikami jej są.Z tamtych gałązek,tamtego drzewa mogą z wiatrem dostać się na brzoskwinie ,czy nektaryny.Proszę także dokładnie przeczytać  ulotkę załączoną do preparatu,by sporządzić  prawidłowo ciecz roboczą  [ preparat + woda],by było stężenie tej cieczy  takie jak do tej choroby winno być.Bo np.też Sylitem niszczy się drobną plamistość drzew pestkowych ,ale w innym zupełnie czasie i właśnie w innym  [słabszym  ] stężeniu.Jeżeli jeszcze do cieczy roboczej będzie dodana 1 łyżka płynu do mycia naczyń na 5 l,co zwiększy jego przyczepność to już możemy spać spokojnie - oby tylko przez 6 godzin nie spłukał preparatu deszcz.I zobaczycie Państwo - zobaczycie  ile owoców pojawi się  tego lata.G w a r a n t u j e.
"Krótki jest czas życia - sławy wieczny." By to nie była jednak zła sława.Mnie osobiście bardzo na tym zależy ,ale niektórym  osobom chyba nie.

I co dalej? co Państwa interesuje.Niestety  muszę zgadywać.Może zatem krótko  - przypomnienia co na działce teraz wykonać należy.?

wtorek, 23 lutego 2016

"Mimo,że jesteś taka zimna,to zawsze zaskoczysz mnie w łóżku - powiedział drogowiec,spoglądając rano przez okno na zimowy krajobraz."

O ! ten drogowiec niech śpi spokojnie a śnieg niech już nie pada.
Niech już lepiej będzie:

:"Co powiedział huragan do palmy kokosowej?
-To nie będzie zwyczajne dmuchanie."
Jeszcze wczoraj myślałam,że może w  najbliższą sobotę,że może do tego czasu gleba obeschnie ,ale jak dziś ponownie zaczęło padać ,plan rozpoczęcia prac tam się przesuwa na późniejszy termin.Ale gdyby jednak, to co w następnej kolejności tam robić,czym się zainteresować,może na razie zainteresować?
RÓŻAMI. Ale o tyle zainteresować,że można już nieco rozgarnąć kopczyki.Piszę nieco,bowiem tak jest zdrowiej dla nich.Nie jednego dnia  nie odgarniając cały krzew lecz na dwie raty.Ale,ale,należy wybrać dzień pochmurny a nawet dżdżysty  jak dziś,bowiem nie zostaną  wtedy poparzone słońcem pędy schowane przecież na całą zimę przed nim.Przed rozgarnięciem można zastosować nawożenie,dając jedną łyżkę nawozu na krzak,nawozu  specjalistycznego do roślin kwitnących bo on zapewni obfite kwitnienie.Zatem - najpierw sypiemy nawóz,potem rozgarniamy ,nie odwrotnie,bo nawóz zbyt blisko pędów,zbyt blisko krzewu może podobnie  zaszkodzićim jak słońce.Nie radzę jeszcze teraz obcinać pędów.Dopiero za tydzień lub dwa okaże się w jakim miejscu ciąć, na pewno w tym miejscu gdzie kolor  zielony graniczy z czarnym,co jeszcze może się zmienić.A co do samego cięcia ,to zasada jest taka:Pozostawienie dłuższych pędów daje latem więcej kwiatów,lecz są one drobniejsze.Krótko obcięte,to kwiatów mniej,ale są  większe.No -  nie ma się to nijak do  róż piennych,tj. szczepionych na pniu i róż pnących prowadzonych przy podporach.I w jednym i drugim przypadku należy postępować niezwykle ostrożnie i przemyślanie pamiętając,że obcięty pęd z róży piennej tuż przy pniu już nie odrośnie bo wszystkie one są w ten pień wszczepione.Natomiast u róż pnących nieważny jest  kwiat,a konkretnie jego wielkość.Ważne jest by tych kwiatów było dużo i jeżeli nie są poczerniałe krzaki ,nie ma potrzeby ich ciąć,co najwyżej same końcówki ,a szczególnie   te na których są jeszcze,bo nie zjadły ich ptaki ubiegłoroczne owoce,nasiona.Za porcję nawozu teraz,także będą bardzo wdzięczne i nie szkodzi,że jeszcze w tej chwili z niego nie korzystają ,skorzystają potem jak się przemieści w glebie wraz z deszczem na nieco większą głębokość,a wtedy dostaną nową porcję,tak gdzieś za miesiąc .Zatem i "góra i dół"  będą najedzone.
Zbliża się czas przesadzani roślin ozdobnych doniczkowych.To nasze oko winno ocenić czy jest taka potrzeba.Często rośliny,"aż wychodzą z doniczki" i to jest najlepszy sygnał by dać im większą.Jest tylko jeden wyjątek.Sansewieria zwana też językiem teściowej  bardzo dobrze się czuje w za ciasnej doniczce, no cóż ,ten typ tak ma,czego np. nie można przypisać paprociom.W każdym przypadku  przed, przesadzaniem  doniczki należy zanurzyć w wodzie na kilka minut,by potem wyjmując , ,wyjąć z całą bryłą ziemi,by się ona z korzeni  nie wysypała,co gwarantuje dobre  przyjęcie się jej i rozpoczęcie wegetacji.Najczęstszym błędem popełnianym  w czasie przesadzania roślin  jest wypełnienie nowej doniczki ziemią. także na jej dnie.Na dnie winna być warstwa piasku lub skorup od jaj,to tak najprościej,ale najlepszy jest keramzyt.Na takim dnie nie będzie zalegała woda z naszego nadmiernego podlewania co zabezpieczy każdą roślinę przed gniciem.
Czasem pytają mnie znajomi jakie rośliny ozdobne ,doniczkowe hodować w domu?Oczywiście te ,które nie sprawiają problemów i jeszcze SĄ PRZYJAZNE CZŁOWIEKOWI.Mogą np stać w sypialni i nawet powinny tam,, bowiem w nocy produkuję tlen i oczyszczają pomieszczenie z dymu papierosowego [co ja piszę,kto pali w sypialni?] i nie tylko, oczyszczają też  zasłony,dywany,narzuty z najprzeróżniejszych  szkodliwych substancji,tak,tak, nieprawdopodobne,a jednak prawdziwe.
Polecam wspomnianą Sansewierie ,która nie lubi zbytniego i zbyt częstego podlewania i paprocie,które lubią podlewanie,ale jeszcze bardziej zraszanie liści i Skrzydłokwiat ,który zgadza się ze wszystkim co mu damy,ale będzie wdzięczny za kilka porcji nawozu rozpuszczonego w wodzie  w okresie wiosennym z resztą jak i inne doniczkowe.Tylko proszę przypadkiem nie rozpoczynać nawożenia tuż po przesadzeniu roślin.Możemy to zrobić dopiero  w miesiąc po przesadzeniu.I jeszcze jedno.Nowa doniczka,to nowe miejsce dla rośliny.Może zbyt skomplikowanie to określiłam ,bo po prostu chodzi o to by na 10 dni postawić je z dala od słońca np. na północnym oknie.Ostre promienie słońca są zaraz po przesadzeniu szkodliwe.

To w domu,a co nadziałkach?
Nie jest lekko,o nie jest.Moja koleżanka  stwierdziła "a nie wszystko napisałaś o pomidorach,bo to co mnie mówiłaś...................pamiętasz?"A mówiłam jaj ponieważ byłam świadkiem jak robiła sałatkę z pomidorów i mieszała je z zielonymi ogórkami.Tak nie należy postępować,gdyż zawarta w ogórkach pewna substancja zabija witaminy w pomidorach,co nie oznacza,że ogórki są niezdrowe i  nie należy  ich jadać.Wprost przeciwnie,są bowiem warzywem zasadotwórczym.Wszystko o czym należy pamiętać,to to, by jadać je oddzielnie,nie razem z pomidorami - i to tyle.A wcale nie tyle,bo jeszcze przysłowie:
"Uśmiech kosztuje mniej jak elektryczność,a daje więcej światła".szkockie.

A teraz krótka informacja dla Działkowców Doniczkowców.

poniedziałek, 22 lutego 2016

Czy uprawiamy warzywa,czy nie z pewnością jadanie ich to nasze zdrowie.Ale króciutkie przypomnienie dotyczące psiankowatych na:Zarówno  papryka jak i pomidory winny na ,działce być uprawiane w miejscu słonecznym ,ciepłym, a szczególnie papryka.I to nieprawda,że udaje się ona tylko pod osłonami.Niejednokrotnie sadziłam ją na zagonku pamiętając jednak by ten zagonek miał osłonę z jakichś wyższych  roślin od strony północnej i zachodniej,a jak to było  niemożliwe wbijałam 3,lub 4 pręty od tych właśnie stron świata i przypinałam do  nich  lub przywiązywałam ,przezroczystą folię.Sprawdziłam,że mocniejsza a jednocześnie bardziej elastyczna jest pęcherzykowa.Należy tylko mocno ją przywiązać  do podpór i od spodu obciążyć kamieniami lub ziemią.Przyda to się także pomidorom.To jak połowa szklarni.A potem,a potem te własne [proponuję choćby kilka krzaków] o !
 jakież smaczne ,a jakie zdrowe.Tu przypominam,że gdyby nie papryka  to mieszkańcy Ameryki Południowej ginęli by od najprzeróżniejszych infekcji.To ,konsumowana w dużych ilościach papryka trzyma ich przy życiu.Bo po natce  pietruszki jest warzywem najbogatszym w  witaminę  C ,a przecież powszechnie wiadomo,że to ona czuwa nad naszą odpornością.Jadają ją tam ze wszystkim i do wszystkiego ,bo uprawiana jest jak u nas ziemniaki.Także pomidory ,właściwie, maja wszystkie witaminy potrzebne nam.Ponad to są bogate w potas,a braki potasu w organizmie sygnalizowane są pod postacią uciążliwych i  niepokojących objawów,bo to skurcze łydek ,drżenie powiek,kłopoty z zasypianiem ,poranne zmęczenia i także czasem bóle zamostkowe kojarzone z  sercem,że to  może od niego te bóle,a okazuje się,że  niekoniecznie.A wypłukujemy sobie potas,oj ! wypłukujemy ,mocna kawą,mocną herbatą i piwem.I jakby na to nie patrzył ,na pewno  mamy go za mało.I tak sobie myślę ,że przed np. 70 ,laty nie miało to miejsca,nie było zatem problemu z brakiem potasu w organizmie bo choćby,taką herbatę jak ja piję teraz właśnie,wtedy z niej zrobiono  by cztery.Ale jednak nie skuszę się na to  nie skuszę,nie  zrobię czterech z jednej.Pamiętam jednak o uzupełnianiu potasu przez picie soku pomidorowego,teraz a latem jadam dużo pomidorów.I to jeszcze co posiadają  może nie tyle same owoce co PRZETWORY POMIDOROWE,to LIKOPEN.W samych pomidorach jest go niewiele ,ale po przetworzeniu,dużo więcej.A tenże Likopen zwalcza komórki rakowe,nie dopuszcza do rozwoju nowych,zatem działa podobnie jak Sulforafan w warzywach kapustnych.I czyż to nie jest dużo właściwości leczniczych?
Nietypowo o tej porze ,nietypowo,ale co tam,choćby na pół godziny.O właściwościach zdrowotnych warzyw,zatem.
I to tyle,na dziś ,tylko tyle.Jutro odrobię zaległości,podając co jeszcze zrobić na działce i jakie właściwości zdrowotne mają warzywa psiankowate tj pomidory i papryka.A dziś jeszcze tylko:

"Kochanie,wytarłam klawiaturę i teraz się z prawej strony świecą trzy zielone lampki,co to znaczy?
-To znaczy,że klawiatura jest czysta."

O ! ze mną by tak sobie nie pogrywał.
Nie wiem jak u Was ale u mnie to jest w Łodzi i okolicach popadało solidnie.Z tego wynika,że wszelkie prace ogrodnicze do końca tego tygodnia nie powinny mieć miejsca.A dla czego?,a dla tego,że depcząc ,kopiąc grabiąc glebę  niszczymy jej strukturę.Pisałam o tym wcześniej.Mój sąsiad Stefan,z natury bardzo niecierpliwy i do tego zawsze chciał  być pierwszy  we wszystkich pracach,jednak mnie pytał ............"to kiedy mogę zacząć"? Wytłumaczyłam ,raz i pokazałam mu na czym polega szkodzenie glebie.Do żadnych narzędzi  nie może ona się przyklejać.I tego się trzymał.I często grabiąc zagonki  w stosownym czasie cieszył się jak dziecko i mówił "popatrz jak mi się przesypuje miedzy zębami grabi ta ziemia ,bo jest sucha"I tej radości Kochani także Wam życzę,bo to takie piękne,takie zdrowe ,sam kontakt z przyrodą i praca na działce .I nie wszyscy wiedzą,że zmęczenie fizyczne powoduje ,że ilość hormonu szczęścia  w naszym organizmie  jest więcej.Jeżeli się nie mylę,obym się nie myliła to endorfina.Sprawdzę potem i ewentualnie sprostuję.Ale jak się zwał ,tak zwał jednak to działa .Zauważcie wracając do domu, po pracy na działce,po zmęczeniu,po uwolnieniu z naszych mięśni zakwaszenia,i pomimo,że boli,jesteśmy szczęśliwi...............zauważcie.A jeszcze jak po prysznicu,czy kąpieli usiądziemy,ze szklaneczką czerwonego wina,to stwierdzimy....................."..życie jest piękne".A co do tego czerwonego wina,to nie tylko smak,zapach,lekki szum w głowie.To też zdrowie,samo zdrowie,bowiem czerwone  wino jest doskonałym  antyoksydantem tj antyutleniaczem.Likwiduje" rdzę",w naszych komórkach.Nasze komórki nagle wyglądają tak jak metal po zanurzeniu  w odrdzewiaczu.Z wiekiem,z czasem niestety "rdzewiejemy" w wyniku czego ubywa komórek.To tak jak metal im dłużej leży tym warstwa rdzy grubsza.A po pracy fizycznej wchłanianie antyutleniaczy zawartych w winie jest lepsze.Przewiduję,że będzie to możliwe w sobotę lub niedzielę,bo podobno ma sie wypogodzić  już w czwartek.To co będzie można w tym czasie wykonać ,to oczyścić truskawki i poziomki.Tylko proszę pamiętać,ze zarówno jedne jak i drugie nie są roślinami  wieloletnimi.Truskawki winny rosnąć na jednym miejscu maksymalnie 4 lata,choć już w trzecim można zaobserwować drobnienie owoców ,a poziomi 2 lata,ale na te drugie ja mam pewną radę by nie 2,ale 3 lata pozostały na zagonku.Ich,tj tych roślin,tych krzaczków starzenie następuje wówczas jak w skutek mrozu rośliny są "wypychane" przez niego i znaczna częśc korzeni się.. urywa.Odmłodzenie poziomek to wysypanie w okolice roślin,w międzyrzędzia ziemi lub kompostu,co najmniej 7 cm warstwę.W odróżnieniu od truskawek,których ,żadnym nawozem teraz traktować nie należy,bo spowoduje on tylko wzrost liści nie owoców, a w takich zagęszczonych w większej wilgotności ,bo to oczywiste,namnażają się choroby grzybowe np szara pleśń.Poziomki można zasilić jakimś nawozem najlepiej specjalistyc w stosownym czasieznym do nawożenia  truskawek i poziomek.Radzę  posypać niewielka ilość,po jednej łyżce pod krzaczek,lub w jego okolicy i potem przysypać ziemią lub kompostem.W najbliższą sobotę i niedzielę,bo ma być  pogodnie ,będzie też można zasilić iglaki,bo one już zaczynają wegetację ,ale czym i jak  i w jaki sposób to już nie dziś.Sygnalizuję to wcześnie,by zdążyli Państwo nawóz pod iglaki kupić.
Witam wszystkich moich Czytelników  takimi dziś przysłowiami:
"Idź złoto do złota,my Polacy bardziej w żelazie się kochamy."
"Każdy Polak rodzi się do korony."

Ot - i tu może być problem.Bo jakże koronować wszystkich?Ale znam,oj znam wielu ,którzy tak się zachowują jakby byli koronowani.

Ale jeszcze przed koronacją proponuje pomyśleć co,też tam na działkach się dzieje ?

niedziela, 21 lutego 2016

Jeśli masz przepiękną żonę,odlotową kochankę,super brykę i nie masz kłopotów a urzędem podatkowym i prokuratorem, a gdy wychodzisz na ulicę świeci słońce i wszyscy się do ciebie uśmiechają  .................NARKOTYKOM POWIEDZ NIE.
JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO? cd.Wystawione na podwórko  beczki garnki sprawdzała mama .Ona z resztą wszystko zawsze sprawdzała i decydowała i zarządzała."Aha ,kapusty już pozostało  niewiele .Możecie już wybrać to co na dnie..a ty Stachu potem beczkę umyj  i  postaw koło pralni i nalej wody by się nie rozeschła.Pralnia  to taki mały domek na tej posesji służący jak nazwa wskazuje do  ............... itd.Koło tej pralni  był kran na zewnątrz ,zatem dolanie wody do beczki było bezproblemowe.Ale ,ale co było w niej na dnie ?to na tamte czasy coś pysznego otóż: cała główka kapusty ,to jeszcze nic ,ale też całe jabłka.Liści tej kapusty posłużyły mamie do sporządzenia gołąbków.Ależ były smaczne,zupełnie inne jak tradycyjne, a do sosu gołąbkowego mam dodawała dużo cebuli   i nieco go słodziła i na koniec wlewała sok pomidorowy własnej produkcji w butelkach  które był zalakowany.Kto teraz cokolwiek lakuje?W butelkach  był też szczaw na zupę,pyszny ,tylko same listki drobno pokrojone. Ale jabłka  zjadane w plasterkach z cukrem o pyszne były.I jak zauważyć nie trudno,żadnych kompotów,a i niczego w słoikach ,bo porostu jeszcze ich,tj słoików służących do wekowania nie było.Dopiero  za kilka lat pojawiły się typu  słoiki typu"weck" na gumkę pod pokrywkę i sprężynkę.Wszystko co zawierała ówczesna spiżarnia było suszone,bądź solone lub konserwowane w occie,lub w occie z dodatkiem cukru i przechowywane w kamiennych garnkach zabezpieczone czystymi płóciennymi szmatkami. W śród wielu różnych artykułów były też solone rydze.Te pyszne grzyby po wymoczeniu smakowały jak prosto z lasu.Po zimie  półki drewniane były szorowane szczotką ryżową  i wodą z sodą.Potem schły.Potem ściany były bielone wapnem i wszystkie przetwory wracały na swoje miejsce.I czy to było siermiężnie  czy ubogo,nie.Ja tak tego nie odbierałam,bo bardzo wiele potraw mi smakowało z dodatkami ze spiżarni pod schodami np.zawsze do kaszy gryczanej dynia marynowana  a do jęczmiennej w okresie postu  sos korniszonowy,z korniszonów posiekanych drobno,co nie było trudne bo przecież były malutkie. Wrzucone na zasmażkę zrobioną z dwóch łyżek masła i niewielkiej łyżki mąki i szklanki zimnej wody [zimnej by nie powstały kluski] i nieco posłodzony ,ale tylko na tyle by złagodzić smak.I to tyle na dziś.Pora obiadowa,zatem życzę smacznego.
JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO ? .  o tej porze tj,na trzy ,cztery tygodnie przed Świętami Wielkiej Nocy w  moim rodzinnym domu rozpoczynano porządki  od wystawienia na zewnątrz,na podwórko wszystkiego co było przechowywane  w schowku pod schodami.a to w celu,by się przyjrzeć jak w świetle dziennym wyglądają  np,beczka z kapustą,beczułka z ogórkami kiszonymi i suszone owoce i grzyby zawieszone w płóciennych woreczkach wysoko ,bo tam bardziej sucho  i nie sięgały dzieci , O ! bo bardzo szybko schrupałyby ,nie grzyby oczywiście,a suszone owoce.A wówczas jak ja byłam dzieckiem  nie przejmowano się tak dziećmi jak dziś ,nie,stanowczo nie Muszę przyznać ,że przyszło mi żyć w dziwnych czasach.Jako dziecko bałam się rodziców jako dorosła boje się dzieci, no - może nie dzieci a młodzieży.Ale wracając  do porządków przedświątecznych,bo tak wtedy je zwano,nie wiosenne,a przedświąteczne.Gdy wystawiono w ciepły suchy dzień wszystkie przechowywane zapasy przez zimę to były tam też garnki kamienne z marynowaną dymią  i śliwkami i gruszkami i  w dużym ,największym garnku korniszony Były i słone i kwaśne i także lekko słodkie.Bardzo je lubiłam,lecz za wysoko stały.Ale zupełnie nisko stał balon ,duży balon,gdzie były owoce wiśni ,przesypane cukrem.W butelkach już nalewka ,ale jeszcze alkohol pozostał w wiśniach.Do tego łatwo było się "dobrać"bo balon w koszyku stał na posadzce.Kiedyś z bratem dobraliśmy się do tych wiśni właśnie.A co było potem.?Potem to nie pamiętam.Obudziłam się w łóżku następnego dnia rano .Zanieśli nas do domu z tego schowka rodzice jak wrócili z pracy.Trzeźwiałam jeszcze  dwa  dni i gdyby nie ojciec ,oberwałabym od mamy,ale on zawsze mnie bronił i kiedyś po cichu wyszeptał [ mieliśmy takie szeptane tajemnice] "no to pierwsze upojenie alkoholowe już zaliczyłaś ,trochę wcześnie,no ale cóż takie czasy".Bardziej poszkodowany był mój brat ,bo starszy i  powinien być bardziej odpowiedzialny i nie był oczkiem w głowie tatusia tak jak ja.

I co z tym wszystkim wystawionym na podwórko?
 Druga wersja surówki selerowej ,to także dwie szklanki utartego selera  i jedna szklanka utartej marchewki i dwie szklanki pokrojonego  selera naciowego.To mniej więcej jeden pęczek.Dla zaostrzenia smaku dwa ogórki kiszone pokrojone w kostkę  i dowolna ilość np. jedna szklanka pokrojonych w paseczki suszonych pomidorów.To wszystko należy wymieszać z kilkoma łyżkami oliwy lub oleju i dodać dla zaostrzenia smaku ,albo jedną łyżeczkę sosu Tabasco,albo dwie łyżki sosu ostrego Chili ,no i oczywiście soli i cukru .To zdecydowanie inna w smaku od poprzedniej surówka ,a jednak baza pozostaje ta sama i właściwości lecznicze dokonane.
Jest jeszcze trzecia wersja ,z tą samą bazą selerowo -marchewkową,ale ją sporządzam  zawsze latem bo wówczas jest tania i do wyboru papryka.Dodaję dwie łagodne i jedną ostrą i pęk szczypioru pokrojony  i już nie potrzebny jest żaden,ostry sos.Przestrzegam jednak ta surówka do łagodnych raczej się nie zalicza.

Sprawdziłam,że takie ostre surówki bardzo smakują, szczególnie smakują z ryżem na różne sposoby.I jeszcze to: kto ma dzieci niech surówkę podzieli na dwie porcje i  tylko do tej drugiej doda jakichkolwiek ostrości.Dzieciom raczej proszę takiej ostrej nie serwować.Tak samo z reszta jak i grzyby też,nie są potrawą da dzieci.

A jak to onegdaj bywało?
SELER.Zarówno jego bulwa jak i łodygi ,jak i liście mają właściwości lecznicze.Niewiele osób cierpiących na schorzenia reumatyczne i  artretyczne   wie ,że konsumowana co najmniej raz w tygodniu pod postacią surówki  bulwy selera powoduje wypłukiwanie nagromadzonych w organizmie  szczawianów i innych szkodliwych substancji w formie stałej które  zasiedlają stawy i ich okolice.No - nie wspomnę tu o zawartych witaminach i właściwościach lekko moczopędnych,co z kolei daje pozytywne efekty przy nadciśnieniu tętniczym i przy piasku w nerkach i przy innych złogach w przewodach moczowych.W prawdzie lepsza w tym względzie jest pietruszka,a konkretnie jej korzeń,ale SELER także,także .I na tę okoliczność  dwie surówki,które wypróbowałam.Nie da się ukryć,że utarta bulwa selera smaczna nie jest.Co zatem?.Zatem należy wymieszać ją z takimi dodatkami by nieco "przebiły,"zagłuszyły" ten smak.W przypadku obu surówek niech bazą będą mniej więcej dwie szklanki utartego selera co przeważnie jest połową dużej bulwy,którą należy dokładnie umyć,obrać i zetrzeć na tarce o grubych oczkach i natychmiast skropić sokiem z cytryny ,by nie pociemniał,bo będzie nieapetycznie wyglądać.Połowa tego ,zatem 1 szklanka winna być utartej marchwi i do tego dwa banany pokrojone w kostkę po obraniu ze skórki oczywiście i dwie łyżki rodzynków i sól  i cukier do smaku i jedna szklanka niskoprocentowej śmietany i pół szklanki jogurtu i dwie łyżki chrzanu.I teraz wszystko dokładnie należy wymieszać.Muszę przyznać,że smakuje ona dorosłym i dzieciom [prawda moja koleżanko?] a szczególnie jak jest podawana do ryżu i gotowanego mięsa np. drobiu.Jednak co do ilości soli i cukru,to proszę dopasować do własnego smaku.
A ta druga wersja surówki,to.....................
Za dużo tematów w mojej głowie i wciąż za mało czasu na ich przekazanie.I wiecie  co? Ja chyba wrócę na pełny etat ,bo tak mi się wydaje,że wtedy czasu miałam  więcej.A moje koleżanki pytają mnie............."kiedy przejdziesz na emeryturę?".........."..przecież jestem". "Ale -  na prawdziwą kiedy - pytają".

Wiosna tuż tuż i tematów działkowych mnóstwo.Tymczasem jakoś "padło" na wilki.I takie oto dwa przysłowia.Nie,nie,niczego i nikogo nie dotyczą,tylko wilków.
"-Kto chce z wilkami przestawać musi wyć jak one."polskie
-"Choćbyś życie swe włożył  w wilka wychowanie,szkoda trudu,wilk wilkiem i tak pozostanie."perskie.

Teraz ,zaraz powrócę do tematu który kilka dni temu  forsowałam.A konkretnie chodzi mi o właściwości zdrowotne warzyw.O owocach  i ich właściwościach postaram się nieco ,później.A jeszcze dziś mam w planie '"pociągnąć" ...........jak to onegdaj bywało?