sobota, 23 maja 2015

Moją działkę urządzałam od zera w połowie lat 70 ątych.Było to puste pole po dużym gospodarstwie.Przez wiele lat na mojej działce były ,lub bywały różne zwierzęta.Spotykałam,szczególnie rano,bażanty,kuropatwy,zające i ogromną ilość najprzeróżniejszych ptaków.A wróble miały gniazda w różnych zakamarkach domku.Przyfruwały,kosy ,drozdy ,a w  domkach zawieszonych na drzewach  przychodziły na świat sikory.W maju klaskały słowiki w górze" wisiały" nad działką i śpiewały skowronki,a u sąsiada Stefana w oczku wodnym,były ryby i żaby .Bardzo pożyteczne te żaby bo gdy z kijanek zamieniły się w dorosłe osobniki,"rozchodziły się" po wszystkich działkach i zjadały ogromne ilości ślimaków.A dziś? ..........próżno byłoby szukać którychkolwiek  z wymienionych zwierząt.Ostatnie wróble były 4.lub 5 lat temu.Smutno m,.ale może to taki dziś dzień?Proszę mi wybaczyć,postaram się jutro być weselsza.
Kleszcze,to plaga posuwająca się w głąb miast.A na działkach,jeżeli jeszcze ich nie ma,to niebawem będą.Nie, nie chcę siać defetyzmu,wystarczy,że dziś jest pochmurno,mżawkowo  i zimno,przynajmniej w Łodzi,nie wiem jak gdzie indziej.Ale dla czego tak się dzieje? i nie chodzi mi o pogodę ,a o kleszcze.Czemu aż taką stają się plagą?.Przyczyny poważne są dwie,no i jeszcze  kilka mniej poważnych,ale wszystkie prowadzą do smutnego stwierdzenia.Nie ma małych ptaków,:wróbli,sikorek itp.Nie ma ich bo im zaszkodziło im GMO.Genetycznie modyfikowane organizmy.Bo chcemy więcej ,lepiej,szybciej.To czym ptaki te się żywiły pochodziło od GMO.I tak nap samiczki wróbli składały jaja nie zalęgnięte.Do tego  "dołożyły " się sroki",żarłoczne drapieżniki.Raz miałam przyjemność uratować sikorkę,którą na ziemi dopadła sroka.Gdy klasnęłam w dłonie,puściła ją.Myślałam że może jest poraniona,ale gdy ją podniosłam,odfrunęła.Tak,że nie tylko  ,to penetrowanie gniazd małych ptaszków jest srok udziałem,ale też łapanie ich w locie.I tak myślę sobie,............czemu tyle kobiet "ucieka się do in vitro?".Czy to nie jest wina GMO?Jemy je wszyscy i już we wszystkim .W mięsie też ,bo czy karmi się zwierzęta?.A wiecie ,że już wyhodowano pomidory ze świńskim hormonem?

Tak mi przykro,bo smutny robi się świat i o tym za moment.
Jeszcze w obronie krecika.Czasem szkody na działce" spisywane są na jego konto".No ,cóż ktoś musi być winny.A to nie krecik ,tylko np nornice.Myślę,tu o różnego rodzaju prawie naziemnych korytarzy tego szkodnika.Wyglądają  tak jak małe wzniesienia ,różnego kształtu.Na trawniku też.Po dużych deszczach zapadają  sie i powstają płytkie rowki.I nigdy tym szkodom nie" "towarzyszą" usypane kopce.I okazuje  się też ,że "coś" wygryza od spodu marchewkę ,buraczki i inne korzeniowe i że "zginęły " cebule roślin ozdobnych.To "coś" to tylko myszowate,to tylko ich "sprawka".Kret czegoś takiego nie weźmie  do pyska,natomiast weźmie myszowate.Jest zdecydowanie mięsożerny. Nie  ma kreta są myszy.Jest kret nie myszy nie ma.No dobrze............................zakładam ten pierwszy wariant,to co? ...........a to że należy rozłożyć zatrute ziarno,ale tak by nie dostały się tam ptaki.Pisałam o tym niedawno.Bardzo przydatne mogą okazać się jakieś naczynia odwrócone do góry dnem z wejściem  wygrzebanym w ziemi.Pod nim oczywiście zatrute ziarno.Należy jednak je obciążyć,by wiatr ich nie odwrócił. Wtedy bowiem ziarno zobaczą ptaki bo maja bardzo dobry wzrok.A, o ptaki należy dbać,bo to ogromni nasi sprzymierzeńcy,O CZYM ZA CHWILĘ.Podpowiadam, na koniec tematu myszowate,że to naczynie,to może być plastikowe pudełko np.od lodów.
No to wracam do krecika.Nie wszystko bowiem jeszcze o nim napisałam.Niniejszym pragnę poinformować ,że każdego dnia zjada tyle tłustych larw,poczwarek i innego robactwa.O przepraszam,nie robactwa ,a owadowstwa,jeżeli mogę tak to nazwać ile sam waży.Bo ci co mnie uczyli ,takie określenie ,bardzo nie podobałoby im się.Zawsze słyszałam................"robaki ma człowiek np. pod postacią owsików,lub glisty ludzkiej"...........a to wszystko zwane robakami to owady i ich stadia. I to one tak smakują krecikowi ,Gdyby przyłożyć ucho do ziemi  to słychać jak krecik robi...........chrup,chrup,mniam,mniam.I nie przeszkadza mu często gruba powłoka chitynowa  jaką mają np chrabąszcze,czy inne owady tęgopokryte,bo tak się nazywają.Niestety nie pogardzi dżdżownicami  i tu ma duży minus................ale,ale,zaraz może ten minus zamienić się na duży plus,jeżeli napiszę,że z ogromnym apetytem zjada wszystkie myszowate.Macie nornice,norniki itp ?,to mieć ich nie będziecie jak "zwęszy je kret",biorąc pod uwagę ,że zjada na dobę tyle ile sam waży,Wybierze też dokumentnie ,do jednego turkucie podjadki.To jest dopiero szkodnika jak sie patrzy,ale lepiej nie patrzeć na takiego,bo wygląda niesympatycznie.To włochaty rak,żyjący pod ziemią i swoimi szczypcami przecinający korzenie roślin.Nie, nie złośliwie.Po prosty przeszkadzają  mu w poruszaniu się swobodnym  pod ziemią.Widywałam takie zagonki z tak zwanymi "łysieniami placowymi",np rosła fasolka ,aż ty któregoś dnia część jej padła.Zostały podcięte korzenia przez turkucia.A dla czego tak się stało?...........................bo nie było na tej działce kreta,naturalnego wroga turkucia podjadka.
Zanim powrócę jeszcze do krecika ,coś o pomidorach, skoro tym tematem zaczęłam.A czy próbowaliście Kochani kiedyś dania pt".Gołąbki pomidorowe"?

Będzie do tego dania potrzebne mięso mielone ,doprawione jak na kotlety i kilka średnich ,dość twardych pomidorów.Pomidory należy wydrążyć ,ale tak by pozostała dość gruba warstwa  ścianki ich. Wydrążamy po ścięciu,nie wierzchołka ,ale części spodniej pomidora.Odrzucamy to.Po wydrążeniu palcem maczanym w jakiejś ostrej przyprawie smarujemy jego wnętrze.Pomidor ma być słony i ostry Na jego spod dajemy łyżeczkę topionego serka ,a następnie napełniamy mięsem.Uciskamy,maczamy w tartej bułce i lekko podsmażamy na patelni,na gorącym tłuszczu.Nie przewracamy pomidorów na drugą stronę.Podlewamy odrobiną wody i przykrywamy pokrywką,niech na wolnym ogniu się prużą kilkanaście minut.Uwaga ! nie mogą się przypalić.Na koniec zalewamy szklanką śmietany wymieszaną z łyżeczką cukru i polową kostki rosołowej.Kostkę należy dobrze rozgnieść.A kto woli ,może dodać 2 łyżeczki maggi .Z tą śmietaną powinny jeszcze być na wolnym ogniu kilka minut.Wyśmienite są te gołąbki pomidorowe ,do kaszy ,lub ryżu.A do tego sezonowa surówka ,z rzodkiewki,papryki i małosolnego ogórka,z olejem, cukrem solą i ostrym sosem np Tabasco ,lub Chili.Wszystkiego wg.własnych upodobań smakowych.Śmietana nie powinna się zważyć ,zatem należy taką wybrać,przeznaczoną do zupy.
Udało mi się przekonać kogoś,że pomidorów nie należy przechowywać w lodówce.Tracą bowiem smak i prawie całkowicie zapach.Kiedyś o tym pisałam.Kto jeszcze nie dowierza ,proszę by zrobił takie doświadczenia jak ta osoba i porównał smak [ w tym samym czasie]pomidora z lodówki i z poza niej,tj takiego o temp,pokojowej.

piątek, 22 maja 2015

A jak to onegdaj z krecikiem walczono? To onegdaj ,to mam na myśli lata 80 te ubiegłego wieku.Mój sąsiad Stefan,zaczajał si.,Tak to zwał.Stał wsparty na szpadlu i obiecywał.............."no niech no tylko ziemia się poruszy,to ja go zaraz na  szpadel i do wiadra i wyniosę na zewnątrz "ale na obiecankach się kończyło przeważnie .Tym bardziej  że naśmiewałam się z niego............."Stefciu już widzę ,że zapuszczasz korzenię" a poza tym ile można tak stać i nie palić,a Stefciu palił.No to wymyślił inny sposób."Zaleję go wodą"."Ucieknie" odparłam."Ale te male w gnieździe nie uciekną."Oj   ! " ty myślisz że kret  ,to idiota i tak zbuduje gniazdo,by mogła je zalać woda"?.Kret tak buduje je ,że samo gniazdo jest tuż pod powierzchnią ziemi ,a korytarze prowadzą do niego od dołu ,nie od góry".Zatem ,lej,sobie lej"."Właśnie słyszę chichot  twojego kreta."To co mam zrobić?" ,popatrzył na mnie jakbym była wyrocznią."Posadź cesarską koronę".|I co? i co?.Ano to ,że przykry zapach tej rośliny zniechęca kreta do przebywania w rejonach jej uprawy."Ale to działa tylko w promieniu do 3 metrów skonstatował po latach.""Ale obroniła ci cesarska korona twoje ukochane ogóreczki .prawda?"".Prawda odparł  i westchnął ciężko."

No i poszliśmy  na działkę ,ale okazuje się,że jak tam nas nie ma to żądzą się inni.Ci inni ,to np. krety.O  !   teraz bardzo duże mogą wyrządzać  szkody,albowiem w kreciej rodzinie w gnieździe jest 4,lu 5 szt.małych,głodnych krecików.By je nakarmić mamusia i tatuś szukają w glebie tłustych pędraków,RÓŻNYCH SZKODNIKÓW NASZYCH ROŚLIN.I tu dylemat...............no,ale ja  go nie rozwiąże,nie zadecyduję za Państwa,czy zabijać ,czy nie zabujać krecików przecież pożytecznych , co chciały w bajce dla dzieci mieć spodenki z kieszonkami.Właśnie wczoraj spotkałam działkowca ,który stwierdził.Ten sposób,co pani podała jest absolutnie skuteczny..............zatem podaję go dalej.To karbid ,który można kupić w sklepach ogrodniczych.Należy użyć go tak:odgarnąć kilka kretowin, by dostać się do korytarzy krecich i włożyć po kawałku karbidu,ale jeżeli to ma być skuteczne,należy dokładnie ziemie przydeptać  w tych kretowinach w których jest karbid i też te w  tych w których karbidu nie ma.Chodzi o to by obieg gazu z lasującego  się karbidu pod wpływem wilgoci zawartej w glebie był zamknięty.TO WAŻNE.Po kilku dniach nie ukaże się żadna nowa kretowina bowiem zatruły się  małe kreciki,będące w gnieździe ,a dorosłe uciekły.Najbardziej działkowców irytuje fakt niszczenia darniny tj trawnika.Bo uroku mu nie dodają usypane kupki ziemi.Można w prawdzie je posprzątać,ale to nie załatwia sprawy,bo pojawią się nowe .bowiem niestety kret jest ssakiem i jak każdy ssak,korzysta z tlenu zawartego w powietrzu,którego jak łatwo się domyśleć niewiele spotyka pod ziemią,stąd kopce by przez spulchnioną glebę powietrze dotarło do korytarzy.Można jednak temu zaradzić by kret był syty i trawnik cały, ale wygodniej zrobić to przed założeniem trawnika.W tym celu kupuje się siatkę  specjalną ,są takie w różnych budowlanych marketach.Siatkę po rozgrabieniu ziemi na boki,układa się  na powierzchni i nagarnia na nią ziemię.Potem dopiero sieje trawę.A pewna osoba zainstalowała siatkę już po założeniu trawnika.Po prostu podcinała szpadlem  darninę i zwijała jak dywan.Gdy już była zrolowana jego część rozkładała siatkę ,potem rozwijała trawnik,udeptywała i podlewała  przez kila dni obficie............"chwyciło".No to wzięła się za następny kawałek.Na takim trawniku,żaden kopiec,nigdy się nie pojawi..

,.A na koniec usłyszałam............"zrobiłem to bo ty niby dajesz radę jak go zniszczyć ,ale w efekcie końcowym te twoje kreciki takie sympatyczne i nie miałem sumienia ich zbijać.I co i myślicie,że to koniec tematu..?.............o nie.Zaraz cd.
A teraz...............hej,ho,hej ho ,na działkę by się szło.
A onegdaj bywało tak.Po festiwalu młodzieży jakby ktoś  otworzył lufcik i wpadło świeże powietrze,niewiele,,jak to przez lufcik ,ale jednak.Myślę ,że też miało to wpływ  na tzw ."odwilż",w 56 r..Do dziś słyszę treść przemówienia obecnego sekretarza ,najważniejszej osoby w państwie......................"Towarzysze,Obywatele,ludu pracujący stolicy."................. ,a lud stał na placu i falował jak dojrzałe zboże.I tak się czekało na jakieś zmiany.I tak się czekało.I przyszły,niewielkie ,ale jak na tamte czasy?I już w następnym roku tj w 57,maturzyści mieli inne pytania jak ja,maturzystka z 56.W końcu,zabrakło kilu miesięcy by nie odpowiadać na pytanie,[takie wylosowałam] "Jaka była rola  partii w Pamiątce z celulozy?"]  -  To obowiązująca lektura wówczas.Nawet sobie nie wyobrażacie jaka to była nudna "cegła".I już nieco ostygły zapały na śpiew pieśni masowych.Zaczęły pojawiać się najprzeróżniejsze piosenki np Nataszy Zylskiej,Marii Koterbskiej w których już nie szła naprzód młodzież  świata a mknęły po szynach niebieskie tramwaje,co mnie nieco dziwiło ,bo ja znałam czerwone,ale niebieskie podobno były we Wrocławiu.I już kręciła się karuzela na Bielanach co niedziela,A w Warszawie mknęły w piosence czerwone autobusy.I niech to wszystko się ruszało i niech sobie mknęło,byle ta młodzież już nigdzie się nie wybierała i nie szla naprzód,bo plan już swój wykonała.Zaczęły też pojawiać się w handlu czarne [analogowe ] płyty.Wcześniej ich nie było,bo kto by kupił i chciał poza planem słuchać pieśni masowych Plan słuchania wykonywało się na różnych akademiach ku czci...........W tym też czasie już można było kupić adapter.Ale ciągle przydatne były patefony.To takie nakręcane ręcznie adaptery.W letnie słoneczne niedziele ,brało się patefon i płyty i szło nad staf Stefańskiego w Rudzie.Zabierało jaja na twardo,chleb z masłem i kompot z rabarbaru.Czasem domowe ciasto i przez cały dzień muzyka grała i nawet tańczono.Pamiętam,że moja siostra uczyła mnie tańczyć fokstrota "słupkiem"...........hit tamtych czasów."O nie każdy umie tak tańczyć" mówiła.I kto dziś tańczy fokstrota "słupkiem"?A tak miało mi się to przydać na całe życie. Nad tymże stawem śpiewał często lokalny zapiewajło o pseudonimie Leli Fontello.Najczęściej przez niego wykonywana piosenka zaczynała się od słów........"..Domino,domino" i dalej nie pamiętam.Technika i cywilizacja wkraczała powoli ,ale systematycznie.Na swoim gospodarstwie  jak tylko mnie było stać kupiłam adapter.Pamiętam,że pierwszą płytą był mój ukochany Niemen,ze swoim  "Dziwny jest ten świat".Usiadłam na dywanie, i na "ful",słuchałam i słuchałam.A na ful,bo przecież tego inaczej się nie słucha..A taka byłam szczodra,tak chciałam się podzielić z innymi słuchaczami tą melodią ,że otworzyłam balkon,ale widocznie inni nie byli  spragnieni Niemena i dziwnego świata jak ja ,bo nagle na moim dywanie znalazła się żaba.Biedna żaba jakoś nic sobie nie połamała,no ale to tylko pierwsze piętro.Potem szukałam dla niej odpowiedniego miejsca.A jak już nastały  nagranie na taśmie,to był luksus.Można było z radia nagrać co się chciało.No i syn mojego sąsiada na działce  nagrał jakąś melodię,ale nie wyłączył w odpowiednim czasie magnetofonu i nagrał się hejnał z Wieży  Mariackiej.Na działkach nie raz wprowadzał w błąd sąsiadów.Czasem mnie pytano ...........co to dopiero dwunasta?..........ot,tak to bywało.
Która żona ma całkowitą pewność gdzie jest jej mąż?.......................Wdowa

I wiecie co? ,"Pójdę za ciosem",
A więc "Jak to onegdaj bywało"?,ale proszę się  nie martwić,będą też porady działkowe.

czwartek, 21 maja 2015

Kilka dni temu moja sąsiadka skarżyła się na mizerny jej zdaniem wzrost pelargonii  i opisała jak to rozumie.Rozpoznałam na podstawie opisu ,ze jest to MĄCZLIK SZKLARNIOWY, czyli tzw.biała muszka.O ! pomyślałam  ,to tylko dwa balkony dalej..........no to będę mieć kłopot.No i mam..Jak poznać żerowanie "tej białej dokuczliwej małpy"..............bo jest dokuczliwa.Najpierw to maciupeńkie kropeczki na liściach i nawet na płatkach kwiatowych .Można też spotkać dorosłego osobnika  [ małą białą muszkę, lub jej larwę] I jedna i druga wysysa soki z rośliny i pokrywa roślinę rosą cukrową ,uniemożliwiającą "pracę liścia",że tak to nazwę dla ułatwienia.Z reszta podobne szkody wyrządzają mszyce .Walka z jednym i drugim szkodnikiem polega na opryskiwaniu roślin preparatem np.Admiral,Nomolt,Talstar,,lub Rimon.Ale,ale   UWAGA !!!!!!!! WALKA Z TYMI SZKODNIKAMI TO NIE JEDEN OPRYSK,ANI DWA,ANI TRZY.Najtrudniej zwalczyć całkowicie,całą populację.Opryskując niszczymy tylko dorosłego osobnika,no ewentualnie larwy w przypadku zastosowania  [ o ile się nie mylę],Rimonu.Ale ze złożonych jaj których,żaden preparat nie niszczy wylęgną się nowe osobniki i po chwilowym sukcesie,obserwuje się ponowny rozwój,ponowną,zdawałoby się inwazję.Zatem z oprysków nie rezygnujemy,być może do końca lipca ,stosując je co dwa tygodnie.I w takiej sytuacji nie pozostawiamy roślin po zakończonej wegetacji na następny sezon,bo być może na następny sezon przetrwa w jakimś zakamarku rośliny lub doniczki,lub skrzynki ,ta "biała skrzydlata małpa"I pamiętam taki rok gdy nie tylko dokuczała roślinom szklarniowym ,ale też rosnącym poza szklarnią Po poruszeniu tyczki z fasolą ,unosiła się w górę  chmura białych muszek.I pamiętam,że w lato panowała ogromna susza i ogromne upały.I że pojawienie się tego szkodnika wróży właśnie upalne lato,co mi się nie zgadza z inną obserwacją.Zawiązało się  bowiem sporo gruszek.A gruszki chodzą w parze z grzybami,a jak grzyby to deszcze,przynajmniej w drugiej połowie lata.No to w końcu nic nie wiem.Ale podobno te proroki co chleb jedzą nic nie wiedzą.Muszę przestać go jeść.I na  koniec przypominam,że ten sam preparat  co niszczy mszyce,niszczy też mączlika.

A teraz już szykuje się do oprysku,bo jakoś nie ma się na deszcz a to ważne by co najmniej 6 godzin preparat miał  możliwość zadziałania.Spłukany przez deszcz oprysk należy powtórzyć.A teraz już naprawdę na koniec.WSZYSTKIE PREPARATY NISZCZĄCE  SZKODNIKI,NIE SĄ OBOJĘTNE DLA CZŁOWIEKA.
"Nosił wilk razy kilka,ponieśli i wilka "znacie to?Otóż ja ja jestem tym wilkiem i mam problem.PROBLEM BALKONOWY, i o tym zaraz.A może też Wasze rośliny to trapi?
A onegdaj bywało tak;Zbliżały się wakacje,a mnie groziła poprawka z matematyki.Tak  tak,,byłam najoporniejsza na wiedzę matematyczną,nie tylko w klasie,ale  i w szkole.Mogę się teraz przyznać,że po prostu ja tej wiedzy nie chciałam,byłam zła że się mnie zmusza do jej posiadania.Nie chciałam się uczyć matematyki,czego mój ojciec ,główny buchalter w firmie tramwajarskiej ni jak zrozumieć nie mógł.I przyszły te wakacje poprawkowe.I wiecie co?Ani razu nie zajrzałam do książki,nie rozwiązałam ani jednego zadania.Uważam,że zostawianie dziecka z taką presją,z takim stresem na wakacje,to zemsta dorosłych...................ale za co..................... nie wiem.Myślę że matematyk wiedział  ,domyślał się że nie powiększyłam  przez wakacje swoich wiadomości o tym jak to jest z tymi sinusami i kosinusami i jakoś znalazłam się w następnej klasie.Ale wracając do wakacji .Jak wspomniałam wcześniej do prania przychodziła pani Anielka,sprzątaczka  z pobliskiej poradni dla dzieci,która zwana była" kropla mleka"Ona miała córkę Helenkę pracującą w zarządzie ZMP[Związek Młodzieży Polskiej] i wiele mogła.W ramach ,tej "mocy" załatwiła dla mnie wyjazd na Festiwal Młodzieży i Studentów ,do Warszawy.Był to chyba 1955 r.O, i tak wyglądała moja nauka matematyki.Któregoś sierpnia była zbiórka uczestników z Rudy  Pabianickiej,przy budynku miejscowej władzy tj przy Prezydium Dzielnicowej Rady Narodowej Łódź  Ruda.Był to trzy piętrowy budynek z kilkoma wydziałami.Była też centrala telefoniczna ,a jakże i pan Mietek,który łączył z tymi wydziałami,a zgłaszał się tak:"Tu prezedium,unce,unce.No cóż co kraj to obyczaj co dzielnica to inny  i inaczej łączący.Ale,ale,festiwal czekał.Zajechaliśmy na południe.Nastąpił przydział namiotów ,dużych kilkudziesięciu osobowych.Pyszne było wyżywienie,w tych czasach dość biednych.Szczególnie smakowała mi  zupa ze słodkiej kapusty  i pomidorów z kawałkami wołowiny.Jak na tamte czasy............mniam mniam.Całymi dniami uczestniczyliśmy w spotkaniach młodzieży z różnych stron świata,ale co tam.Patrzyliśmy tylko na siebie,bo znajomość języków obcych "nie była w modzie"Pamiętam chłopca z  Brazylii w jasno zielonym sweterku.Był piękny.Ciągle szukałam tego sweterka.Nie mogąc się  porozumieć śpiewaliśmy pieśni masowe takie jak ..............".Tysiące rąk,miliony rąk,a serce bije jedno.".................albo?........."Naprzód młodzieży świata"................że nie wspomnę  innych.Generalnie rzecz ujmując wszystkie mówiły o wielkiej przyjaźni i skupieniu wokół Związku Radzieckiego.I  jeżeli myślicie,że my myśleliśmy  o  czym śpiewamy ,to jesteście Kochani w błędzie.To trochę tak jak  niedosłyszące babcie w kościele   na Wielkanoc,zamiast śpiewać............"Naród niewierny ,trwoży się przestrasza na cud Jonasza."..............śpiewają.........."Naród niewierny trwoży się przestrasza macurio nasza.".Po festiwalu wróciłam  bardzo zmęczona ,bo wiele było tańców i śpiewów,nawet w nocy na nowo odbudowanym MDM.Ale czasem było coś ciekawego.Raz wracając około północy stwierdziłyśmy,że w naszym namiocie ktoś śpi...............była to krowa,bo namioty rozbito pewno na jej łące.Upomniała się o swoje.
Rozpocznę od "Jak to onegdaj bywało",?,bo jak się "wdam" w sprawy działkowe  na początku,to końca  nie będzie widać.

środa, 20 maja 2015

Aha  !  ,a jutro chyba ..........."Jak to onegdaj bywało".............ma być?
Pozdrowienia i specjalne podziękowania  dla przesympatycznego Staszka.
Deszczu,nie za wiele......a ślimaków?,na ich brak ,nie można, narzekać.Jeżeli jest ich  bardzo dużo,to mogą wyrządzać też ,duże szkody.Warto wiedzieć gdzie ich szukać,bo może uda się sporą populację przerzedzić.Szukamy pod roślinami płożącymi się .Zaglądając po prosty pod nie.Spotkać je można też w okolicach warzyw kapustnych,sałaty,fasoli w ozdobnych ,tam gdzie aksamitki,zwane przez Państwa studentami  [to niemiecka nazwa] lub po prostu śmierdziuchami.Jak widać ślimakom  ,ten zapach nie przeszkadza.Lubią też cynie.Zbieramy do naczynia z wodą i proszkiem do prania,lub płynem do mycia naczyń. No i bardzo lubią ślimaki jak podlewamy działkę późnym wieczorem ,co nie jest wskazane.Nie jest wskazane,bo jak zapadnie ciemność i będą wilgotne rośliny,to pojawią się rożne choroby grzybowe na  nich,a to z tej przyczyny że spełnione zostały warunki do rozwoju tychże   CIEMNO I MOKRO.Grzyby w lesie też rosną jak jest ciemno  [nie ma pełni księżyca] i jest "po deszczu".Ślimaki bardzo lubią mokre rośliny i panującą ciemność.Wtedy  bardzo się ożywiają.Stąd moja rada ............podlewać po południu lub wczesnym rankiem.No i może,ewentualnie posypać w kilku miejscach ślimakol,lub wystawić w podstawkach ,w  pobliżu roślin piwo.No i pielić,pielić,pielić.Zachwaszczona działka to też zaślimaczona działka.A  czy są rośliny,których nie lubią ślimaki?...............Owszem są np ,nie lubią pomidorów , ale nie należy w tym miejscu domniemywać,że skoro  nie lubią pomidorów ,to  także i papryki,bo też jest z grupy psiankowatych.Ale  nie,paprykę lubią.Ale naj bardziej lubią jak jest mokro bo wtedy poruszają się szybko,a jak sucho to mogą się "zatrzeć " jak silnik samochodu,bez odpowiedniej ilości oleju.
Informacje ekspresowe działkowe.O tej porze zwracamy uwagę na wygląd roślin.Być może na drzewach "skręcają się" najmłodsze liście.Sprawdźmy ,rozwijając je  czy,nie ma tam przypadkiem czarnych,zielonych  lub ,popielatych mszyc?Tak,są ?No to do roboty.Czeka nas oprysk np.Pirimorem.Dorabianie,mieszanie z woda ,wiem jest,kłopotliwe,zatem informuje,że można kupić ten preparat w aerozolu w metalowym opakowaniu.Taki jest bardzo przydatne gdy pojawiają mszyce na roślinach ozdobnych np,na różach ,no ale nie na drzewach.W każdej chwili,w każdym momencie można go zastosować na rośliny małe.Nie należy tylko  przy rozpylaniu trzymać go zbyt bliski rośliny,by jej  tj .rośliny,nie zmrozić.Niniejszym w tym miejscu uprzejmie informuje,że nie ma co tłumaczyć sobie,"a co tam ja opryskam,a sąsiad nie,to przejdą do mnie od sąsiada"...........bo ,nie,nie przejdą.Nie maja takiej możliwości.Owszem,w połowie swojego życia dostają skrzydła,by przefrunąć na następną roślinę żywicielską,.Zatem ,nie z jabłoni na jabłoń ,a np z jabłoni na  babkę [ten chwast o szerokich liściach] bo mogła być na jabłoni mszyca jabłoniwo-babkowa.A na porzeczce np,porzeczkowo-czyściecowa, a na sliwie,śliwowo-czcinowa.I tak to wygląda,że w drugiej połowie lata  wiele mszyc już jest na innych roślinach żywicielskich,stad taka podwójna ich nazwa.Ale jak je zwał,tak zwał ,niszczyć je należy,bo pozbawiają sków rośliny i czasem są roz nosicielami chorób.
Nie wiem,nie wiem,...........może ja niepotrzebnie "wciskam" Państwu tę miłość do brzoskwiń i nektaryn?,A co tam............postaram się krótko.Ojczyzną brzoskwini są Chiny i na długo,na bardzo długo przed początkiem naszej ery ,była już  tam uprawiana.W czasach starożytnych "przywędrowała" przez Azję na Bałkany i stamtąd do Europy.Do Polski w czasach przedhistorycznych,ale zupełnie nie stanowiła poważniejszego znaczenia gospodarczego.Dla  niej zbyt ostre polskie zimy nie były sprzyjające.Że teraz  uprawia się ją na szeroką skalę ,to jest to tylko dowód na to,że klimat się ociepla.Brzoskwinie ,w odróżnieniu od innych drzew owocowych,tworzą paki kwiatowe,,prawie wyłącznie na pędach bardzo młodych.I z tej to przyczyny chcąc zapewnić dobre owocowanie,należy dbać o to by corocznie przyrastały młode długopędy,tylko bowiem na takich pojawią się owoce.Ot  !  jaka to istotna różnica miedzy brzoskwinią a jabłonią.Ileż to razy pisałam o wycinaniu długopędów na jabłoniach i gruszach zwanych wilkami bo są nieproduktywne ,a tu? a tu,nie  wycinamy.Stoi potem takie ,jeszcze młode drzewko  ,a na cienkich,cieniutkich pędach o w o c ó w,  ogrom.Takiego widoku nie spotyka się na innych drzewach owocowych.Systematyczne,niezbyt radykalne cięcie  każdej wiosny,w czasie kwitnienia.............tak,tak,w czasie kwitnienia,zapewni kilu letni sukces.Tylko kilku,no może 12,13, letni.Bo tylko młode brzoskwinie są zdrowe i obficie plonujące.Zatem jak pierwsza posadzona przez nas ma 10 lat,to sadzimy druga,bo niebawem z tą trzeba będzie się rozstać.Może to kłopotliwe,ale ekonomiczne.I jeszcze tylko przypomnę o dwu opryskach,:jeden w listopadzie Miedzianem,a drugi na przedwiośniu Syllitem.I to wszystko i sukces zapewniony i sąsiedzi zadziwieni i aż nie dowierzają,że "TAKIE MAŁE DRZEWKO ,A TYLE NA NIM OWOCÓW.I jeszcze tylko to:nektaryny to też brzoskwinie i jak mówią dzieci "bez wąsów"
Czterech dżentelmenów gra w pokera,nagle jeden podenerwowany odezwał się w te słowa :"nie powiem kto patrzy w karty,ale jak huknę w ten łysy łeb"..............

No,dość tego,a może jeszcze o brzoskwiniach,bo to drzewa bardzo atrakcyjne,a odpowiednio chronione [myślę o kędzierzawości liści] potrafią odwdzięczyć się niewyobrażalnie obfitym owocowaniem.

wtorek, 19 maja 2015

To jeszcze dziś TRUSKAWKI.Właśnie teraz  i po przekwitaniu potrzebują dużo wody,ale.................. nie wody spadającej na liście,a to ze względu  na ich chorobę.Chorobę liści i owoców o nazwie SZARA PLEŚŃ.Zatem podlewamy,owszem,ale położywszy węża na zagonku,by woda dostała się do ziemi a nie na liście.Dobrze będzie wyhamować jej strumień,wkładając do jakiegoś naczynia lub jeszcze lepiej kładąc na tacę.Nie będzie  w ten sposób zbytnio wypłukiwana w jednym miejscu ziemia.Wąż obciążyć by nie "fikał",tam gdzie chce.I znowu przypomina mi się  taki fakt ,jak na zawodach sportowych pożarniczych na pewnym stadionie w niewielkiej miejscowości koło Łodzi dziewczęca drużyna pożarnicza z jakiejś  ochotniczej straży pożarnej w czasie konkursu nie dała rady utrzymać węża z wodą i właśnie "fikał' gdzie chciał  ,a dziwnym zrządzeniem losu chciał po trybunach.Nie napiszę co było dalej,a było oj było bo nawet Pierwszy Sekretarz PZPR z Łodzi dostał prysznic.A wtedy taka osobowość to ho,ho.

A dziś?,dziś to nie ważne.Dziś ważne by rośliny truskawek miały z czego wybudować plon,a to coś to właśnie woda,a słodycz ,to słońce.I tego się trzymajmy

OPRYSKI...........jak  ja nie lubię o nich pisać,ale cóż,?Konsekwencja faktu.Bo widzicie Kochani ,z roślinami  jest tak : wszystkie chorują,ale niektóre sporadycznie,nie we wszystkie lata,dla przykładu pomidory.Mój sąsiad  Stefan jak wiecie na opryski mówi zawsze:"a tam".I  choć takie jest jego stanowisko    o dziwo,często pomidory ma piękne i zdrowe i wiecie dlaczego?Ano, dla tego,że tego akurat bardzo upalnego i bezdeszczowego lat nie wystąpiła choroba  ZARAZA ZIEMNIAKA.Nie wystąpiła ,bo nie było warunków ,nie było wilgoci i chłodu.Ale już nie można powiedzieć że bywa................,bo zawsze jest KĘDZIERZAWOŚĆ LIŚCI  BRZOSKWIŃ.I bez systematycznych oprysków nie ma  co liczyć na owocowanie.O ! ..........już niebawem będą się skręcać liście na brzoskwiniach i nektarynach ,nie chronionych,nie opryskiwanych.Nie ma  też co liczyć na zdrowe liście i pędy i owoce  wiśni ,jeżeli nie będą opryskane  TERAZ  ZARAZ Sylitem i POTEM jeszcze raz za dwa tygodnie.W tym miejscu przypomina mi się jak bardzo,bardzo dawno temu w ramach szkolenia działkowców w pewnym ogrodzie  przechodziłam z grupą słuchaczy od działki,do działki i wskazywałam nieprawidłowości i tłumaczyłam na podstawie chorych roślin jak choroba wygląda.Tak jest o wiele lepiej ,o wiele więcej słuchacze zapamiętują.Wśród nich ,był jeden bardzo pilny słuchacz i jak doszliśmy do jego działki pokazał mi drzewko brzoskwini [wówczas   prawie na działkach nie spotykane] i poprosił  bym powiedziała jak to odmiana,bo tylko na końcach młodych pędów miała poskręcane liście."To jakaś niespotykana odmiana ",prawda?.Zrobiła się cisza ,bo wszyscy czekali na moją odpowiedź.A brzmiała ona tak:"Tak proszę pana się nie robi.Chciał pan mnie ośmieszyć i,udowodnić,że nie znam się , o to panu chodziło?To  ja teraz wyjaśnię ,że oprysk jaki pan wykonał był niedbały.Nie sięgał pan wszystkich gałęzi i gałązek i to jest efekt.Na przyszłość , dla ewentualnych chętnych uprawiania brzoskwiń moja uwaga.Oprysk winie tak być wykonany,by ciecz robocza lała się po całym drzewku a nawet zalecam opryskanie ,częściowe,tych co rosną nieopodal,choć brzoskwiniami nie są.Ale jeszcze trzeba było poczekać kilka lat aż brzoskwinie i nektaryny "stały się modne" i rozpoczęły swój pochód od ogrodów i działek.
W Rudzie Pabianickiej,dzielnicy Łodzi,gdzie się urodziłam i wychowałam,działa towarzystwo jej przyjaciół.Dla upamiętnienia jakiejś rocznicy posadzono dwa dęby i o zgrozo jeden ,żyje,wypuścił liście ,a drugi nie, o czym dowiedziałam się wczoraj i tak mi przyszło do głowy,że nic na temat nasadzeń na działkach i w ogrodach nie pisałam i jaka może być przyczyna "nie przyjęcia się" drzewka ,lub krzewu.I ,oczywiście przyczyn może być wiele i zależą one od terminu sadzenia.Ot,choćby zbyt póżne jesienne sadzenie.Takie co to za tydzień "chwyta" silny mróz.Czasu na ukorzenienie ,drzewko nie dostało.A wiosenne? być może źle traktowane drzewko było w szkółce,albo wiosna przyszła zbyt wcześnie,zbyt szybko zrobiło się ciepło i za mało było wody w glebie.Ale też  mogło drzewko być chore np na guzowatość korzeni.Nie do zauważenia gdy sadzimy z doniczki.A są to guzowate narośla ,zamykające  stopniowo krążenie soków.Ale czasem życie w drzewku jeszcze  "się tli" i można mu zrobić "sztuczne oddychanie".Przeważnie nie "reagują" najmłodsze gałązki.Poniżej ich nieśmiało pojawiają się listki,ale trwa to dość długo.Obcinamy zatem bardzo radykalnie ,te martwe i systematycznie i obwicie podlewamy.Przeważnie , z opóźnieniem ,ale drzewko odżywa.
Jeszcze są banany i już "pokazują "się truskawki.Zróbmy rodzinie frajdę.Proponuję sporządzenie sałatki owocowej.................na deser .2 banany  obrać pokroić w cienkie plasterki,również truskawki pokroić  bo teraz są twarde.I to zalewamy szklanką mleka z cukrem i cukrem waniliowym...........oba do smaku.Maluchy to uwielbiają.Nieco starszym dzieciom taką sałatkę można podać z bitą śmietaną,a takim całkiem,całkiem starszym z jakimś słodkim likierem np. z "Adwokatem".Kompozycja owoców wyśmienita bo jedne są kwaśne,a drugie słodkie,wiec wzajemnie się uzupełniają,zawartością   cukrów i kwasów.

A na zaręczyny podać" młodym " i zaproszonym gościom  ................na deser szampana i truskawki skropione lukrem owocowym.Może być z "papierka" ..............przecież nikt nie sprawdzi.



poniedziałek, 18 maja 2015

UWAGA !UWAGA! UWAGA! Kurzak to nawóz niebezpieczny.Potrafi "spalić rośliny'".Absolutnie nie należy nim posypywać  gleby w celach nawozowych.Stosować tylko w formie płynnej w taki sposób:1 litr suchego kurzaka i 5 l wody odstawia się na dwa tygodnie w celu przefermentowania,od czasu do czasu mieszając. Po tym czasie bierze się 1 litr tego przefermentowanego płynu i dodaje 5 l wody.I dopiero takim można podlewać,"oszczędzając" jednak rośliny tj. polewać tylko po ziemi.Nie dotyczy to obornika suchego,który w prawdzie przefermentowuje się w takich samych proporcjach ale wody dodaje się nie 5 litrów,a 2,5.Bardzo dobrym nawozem też w formie płynnej są pokrzywy.Ileż teraz spotykam dorodnych pokrzyw.Należy  je zerwać ,ubić  w wiadrze ile się da i zalać wodą na taki czas,aż się będą rozpadać [gnić ] co zależy od temperatury.Przeważnie jest to około 3 tygodni.Bardzo wskazane do zasilania krzaków pomidorów,ze względu na działanie "przeganiające " choroby grzybowe.No to właściwie do czego jeszcze stosować kurzak?.........................np do krzewów ozdobnych.I jeszcze to:Wszystkie fermentujące nawozy brzydko pachną i z tej przyczyny lepiej trzymać je w większej odległości  od miejsc w których wypoczywamy.Podobno,powtarzam ,podobno zapach fermentyjących nawozów odstraszył złodziei  od pewnej działki.
To będą krótkie informacje ponieważ wiele o tym pisałam.Pragnę zwrócić uwagę na niektóre tylko  aspekty posiadania kwiatowej rabaty.Na niej ozdobne ,przekwitłe i takie które dopiero kwitnąć będą.Traktować należy je inaczej.Szczególnie cebulowe,a szczególnie tulipany.Nie podlewać ich teraz ,nie nawozić.Stworzyć warunki podobne do stepowych,bo to są rośliny stepowe,gdzie wiosną pada i pada ,a potem upały takie, aż ziemia pęka i sucho i gorąco.Stąd wzięło się między innymi,bo nie tylko wykopywanie ich po uschnięciu całej rośliny i przechowaniu w suchym pomieszczeniu.Ponowne sadzenie cebul winno mieć miejsce dopiero miedzy 15 września a 15 października.Pozostałe przekwitłe rośliny  tylko podlewamy,a nie nawozimy.Nawozi się , te które dopiero będą kwitły.Najwygodniej zrobić to  nawozem mineralnym w płynie,podlewając punktowo wybrane  rośliny.Ozdobne,kwiatowe bardzo pozytywnie reagują na nawożenie właśnie nawozami płynnymi mineralnymi.Skoro tak o tych płynnych piszę nie chciałabym by zrozumieli Państwo ,że piszę o nawozie płynnym sporządzonym z kurzaka i wody luk z obornika i wody.Takie po dwu tygodniach fermentacji lepiej przeznaczyć na zasilenie warzyw,pamiętając jednak ,że  kurzak ............to tylko nawóz azotowy,to taki który pobudza wzrost.Teraz można użyć go do zasilenia dyniowatych  [np ogórki] by urosły im długie 
pędy.Ale jak już urosną ,zaprzestać zasilania kurzakiem płynnym.Nie stosować go do podlewania roślin pomidorów,bo nie o pędy nam chodzi.Ale wszystkie ozdobne i warzywa można podlewać sproszkowanym obornikiem wymieszanym z wodą.Bardzo dobrym nawozem,wprost WYŚMIENITYM,jest też Biohumus   i też można go stosować w formie płynnej.Wszystkie,te co kwitnąć  mają,będą obficie kwitły w wyniku intensywnego nawożenia przed kwitnieniem.Dotyczy to także róż.Ale je nawozi się aż do końca sierpnia.Nawet nie potraficie sobie Państwo wyobrazić jak ogromna jest różnica w bujności rośliny i jej kwitnieniu ..............."gdy są najedzone."

Skoro tak jakoś sam "wyszedł" ten temat płynnego kurzaka i obornika to o tym krótko za chwilę.
Część rekreacyjna na działce i jej potrzeby o tej porze roku.
Dziko rosnące jeżyny,są bardzo ekspansywne.Przez zmianę genetyczną na jeżynę bezkolcową zmieniono także w znacznym  [nie całkowicie ] jej zamiary na rozrastanie.Zdarza się czasem ,że nagle w miejscu niezbyt odległym od krzaka macierzystego pojawi się nowa sadzonka ,ale jak zaznaczyłam zdarza się,a gdyby na tym miejscu co bezkolcowa,rosła kolcowa to w ciągu jednego sezonu opanowałaby teren w odległości od rośliny macierzystej kilkudziesięciu metrów.Aby było łatwiej to sobie wyobrazić,proszę popatrzeć na konwalie ,one też mają zapędy ekspansywne.Ale co tam konwalie.?W stosunku do jeżyny kolczastej to tak jak jeden do stu tysięcy.Poradziłam pewnej osobie ,by wkopała na głębokość 40 cm podwójnie złożoną papę.Będzie ograniczała rozrastanie się konwalii.I teraz rosną sobie grzecznie w wyznaczonym miejscu w kształcie serca bo tak sobie zaprojektowała ta osoba.Ładnie wyglądają  i przestały być uporczywym chwastem "wędrującym" po całej działce.Podobnie jest z kolcowymi jeżynami,z tym że papa winna być mocniejsza,np potrójna i wkopana głębiej.Mając tak "uchwycone",bo ogrodzone ze wszystkich stron miejsce z jeżyną kolczastą,możemy rozpocząć walkę,mechaniczną,lub chemiczną.Będzie ona jednak mozolna i długotrwała.Może nawet przez trzy sezony.Mechaniczna,to wykopywanie sukcesywne pojawiających się sadzonek.Ale należy zrobić to tak by usunąć je wraz z korzeniem.Lub stosując opryski jakimś preparatem chwastobójczym.Jakoś tak utarło się ,że najlepszy jest Roundup [Randap}czego wcale nie jestem pewna.Może skuteczniejszy byłby na chwasty wieloliścienne.Ale jakikolwiek by nie był winien być w dużym stężeniu  i tu od razu zapala mi się lampka ostrzegawcza .Wszystko to bowiem są trucizny,a w dużym stężeniu,będą,oj będą w glebie długo zalegać.I co? i co powinnam poradzić?Przyznaje uczciwie ..............mechaniczne niszczenie.Pracochłonne i skuteczne tylko wtedy,gdy oczyszczane poletko odgrodzone jest od "inwazji" z zewnątrz  jeżyny kolcowej.No  -  to zakolcowałam się skutecznie a jeszcze chciałam napisać jaki to kłopot z jeżynami mieli i chyba nadal maja Aborygeni.Rodowici mieszkańcy Australii,gdy na ich pastwiskach  [ ich źródło życia] pojawiły się jeżyny.Zarastały pastwiska skutecznie i szybkościowo.A skąd nagle tam się znalazły.Ano Europejczycy przybywający i osiedlający się  zatęsknili za szpakami,które mieli w Europie i przywieżli je do Australii ,a we wnętrznościach tych ptaków były nasiona jeżyny i to wystarczyło.Następną plagę też zafundowali Aborygenom Europejczycy,przywożąc dzikie króliki.I jedno i drugie stało się plagą z która walczą .Pożary ich lasów często biorą się stąd,że wypalają jeżyny co jednak nie jest zbyt skuteczne.Ot  -  do czego prowadzi tęsknota ?
Czy pamiętacie jeszcze Państwo o tym co pisałam niedawno,a może wczoraj,jak to trzeba uważać przy pieleniu w pobliżu jeżyny bezkolcowej,bo uszkodzenie korzenia spowoduje wzrost pędów kolczastych,a to może być plagą nie do wytępienia. Miałam inny plan na dzisiejszy początek  ,ale pewna dyskusja na porannym spacerze z psem uświadomiła mi ze chyba jednak od kolczastych jeżyn zacznę.Ale od razu zapowiadam nie mam dobrych wiadomości jak się ich pozbyć   -no  -nie tylko ja.

niedziela, 17 maja 2015

No to jeszcze pierś kurczaka dla osób starszych.Nie wiem co ja się tak uparłam  na te piersi?ale przejdzie mi to przejdzie.No to zaczynam:

1 dużą pierś kurczaka ,należy pokroić w paseczki i sporządzić  marynatę   z 1 łyżeczki Curry,1 łyżeczki gałki muszkatołowej i jednej kostki bulionowej grzybowej i kilku łyżek oleju i szczypty cukru.Niech tak poleży kilka godzin  ,po czym "wyrzucić " to do rondla i prużyć około pół godziny z kilkoma drobno pokrojonymi pieczarkami a na koniec dodać połowę  zupy grzybowej ,lub pieczarkowej z papierka.Krótko zagotować.By sie nie zrobiły grudki ,lepiej zupę rozrobić z niewielką ilością  zimnej wody.Zagotować,ewentualnie doprawić,a może dodać druga połowę zupy?Do tego,aż się prosi ryż na sypko,lub jakaś kasza i zielona sałata i do popicia neutralny bardzo sok jabłkowy z kostkami lodu.


Uwaga ! Działkowcy Balkonowcy.Jeżeli jeszcze gdzieś macie w pomieszczeniach skrzynki z pelargoniami,to można je wystawić.Także czas na posadzenie nowych roślin.Te które "zimowały" w pomieszczeniach,należy przyciąć na 20,30 cm ,nie żałować ,tego co już urosło.Tak prowadzone będą krępe i szybko  odbudują to co było obcięte,a to co było obcięte było" wybiegnięte",mizerne i  brzydkie..Natychmiast rozpoczynamy nawożenie ,nawozem do roślin kwitnących lub nawozem specjalistycznym do pelargonii.Natomiast świeżo posadzone dopiero po trzech tygodniach.Wystawienie na zewnątrz roślin rosnących przez pewien czas w pomieszczeniu najlepiej zrobić w dzień pochmurny,by nie poparzyć roslin.
A onegdaj na moim podwórku bywało tak:Ponieważ było nie małe, pomieściło sąsiadów  ,choćby nie wiem co na nim zamierzali robić.A robili.Np p. Anielka rozwieszała pranie,dwóch braci sąsiadów zakochanych w motoryzacji rozkładali  i ponownie składali swoje wehikuły .Obie" Dekawki" [kto teraz pamięta ,że była taka marka? ]Jedna to kabriolet i miała skórzane fotele i czasem udało nam się na nich posiedzieć,za podawanie narzędzi np.Przy okazji poznałam ich nazwy i wiedziałam,że klucze maja numery i że nasadkowe są inne.Ale też kusił nas dzieci kierunkowskaz ,oj przedziwny.Była to strzałka z żaróweczką w środku,z boku samochodu,która wyskakiwała po naciśnięciu guziczka.Oj ! chciało się chciało naciskać.Obaj bracia byli bardzo cierpliwi i wyrozumiali na nasze brewerie.A tak w ogóle to nie przypominam sobie by  ktoś na nas krzyczał,się denerwował ,bo np my gramy w piłkę,a tam suszy się bielizna ,a tu rozłożone narzędzia i wystające nogo spod samochodu,na które łatwo można było nadepnąć ,ale to wszystko jakoś się nie stawało.A jeszcze nieopodal inny sąsiad naprawiał swój  motocykl marki Cindap.Nie wiem czy tak się pisze,czy przez Z.Ten motocykl był  z koszem i to co ciągle było naprawiane  to jakaś forma w której  były w otworach korki.Nawet  mi się to podobało.I w tym też czasie żona motocyklisty,bardzo pracowita sąsiadka,drylowała jakieś owoce z przeznaczeniem na konfitury.Raz zainteresowałam się jak to robi i wiecie co drylowała?jaki owoc?...........to agrest,już wyrośnięty,  ale jeszcze nie dojrzały.A robiła to tak:Nożyczkami  od  manicure obcinała ogonek i pozostałość po kwiatku,potem żyletka nacinała jeden bok i maleńką ,bardzo maleńką łyżeczką wyjmowała  zawartość z środka.To dopiero było ćwiczenie cierpliwości.Mnie oczywiście podobała się ta łyżeczka.A była ona dodatkiem do solniczki.A potem............a potem uruchamiany był prymus.To taka maszynka na naftę.By sie nie wywracał mąż sąsiadki wykopał otwór w ziemi i tam go wkładał. Proste ,prawda?Teraz.....w specjalnym naczyniu smażyła się cały dzień konfitura.Jak już była odparowana ,to jeszcze gorąca nakładana była do słoików i na wierzch kładziono wycięte kółko z papieru pergaminowego zmoczone w spirytusie i naciągano na słoik mokry celofan,który po wyschnięciu,dobrze oblepiał brzegi .W czasie smażenia na podwórku ładnie pachniało,ale najładniej jak były smażone maliny.W czasie tej pracy ,zawsze coś tam nam skapnęło.I tak było przez całe lato ,bo owoce przywożone były tym ustawicznie reperowanym motocyklem z przyczepą.Czasem cała przyczepka załadowana była owocami.Przywozili je  ze wsi z której pochodzili.Dziś ta wieś jest dzielnicą Łodzi,z ogronma iloscią bloków z wielkiej płyty i wieżowców.......to Retkinia.
Jeszcze mam na myśli  tak sporządzoną pierś kurczaka ,by smakowała  też osobom starszym,nie tylko młodzieży,ale nie,nie od tego zacznę,zacznę od tego jak to onegdaj bywało?