sobota, 27 czerwca 2015

Jak podawano łososia ponad sto lat temu mówi   p.M.Monatowa w swojej książce kucharskiej:
Łosoś z wody z masłem.Przytaczam w oryginale.
==================
Łosoś jest jedną z najwykwintniejszych ryb podawanych na wielkich przyjęciach.Jest w dwóch gatunkach,morskim i rzecznym,rzeczny jednak jest wiele smaczniejszy,ma ładny różowy kolor i łatwiej go u nas dostać.Mamy łososie w Wiśle Dunajcu,a często zabłąka się i do innych rzek,dopływających do Wisły.Na większe przyjęcia podaje się w całości,na użytek codzienny można go dostać na targu w kawałkach.Oczyszczonego i nasolonego ,tak jak inne ryby,gotuje się  w smaku z włoszczyzny i cebuli.Przed podaniem należy go ułożyć na półmisku i ubrać zieloną pietruszką i plasterkami cytryny.A w sosjerce podać rozpuszczone masło.

No  -  to jeszcze jeden sposób na łososia ,prawie prehistoryczny.I tylko można westchnąć jak to kiedyś bywało  oj jak."Pełne zwierza bory................"cytując klasyka.
Nie jest to zbyt tanie,ale bardzo wykwintne danie na zimno,jako przystawka.I też będzie to ryba,w myśl powiedzenia,że najzdrowsze jest to co fruwa i pływa.A zatem.............

Łosoś wykwintny,tak go nazwałam.
=============
Kilka  [5,6,] kawałków surowego łososia należy po posoleniu usmażyć na rumiano na klarowanym maśle.By się nie rozpadł w czasie smażenia ,dobrze będzie oprószyć go nieco,tylko nieco mąką i  smażyć na bardzo dobrze   rozgrzanej  patelni ,uważając jednak by masło się nie paliło.Zatem robi się to tak:najpierw samą pustą patelnie się  intensywnie rozgrzewa,a następnie daje masło i na takie gorące układa  [uwaga ,to ważne ]  luźno na patelni rybę.Łosoś to droga ryba zatem te obwarowania.Smaży się zmniejszając nieco dostęp ciepła ,by nie spalić po obu stronach.Gdy przestygnie  wkłada ją do marynaty,tak,tak po usmażeniu,do marynaty.A właściwie tą marynatą się suto skrapia.A marynata to pół szklanki octu balsamicznego i nie cała .........no trzy czwarte szklanki wina pół wytrawnego  obojętne jakiego i łyżeczka kopiasta   lub dwie cukru.W tej marynacie łosoś winien poleżeć ze dwie doby.Gdyby ona go nie pokrywała należy przekładać kawałki  ,te co na spodzie dać na wierzch ,a te co były na wierzchu dać na spód.Po dwu dobach układamy kawałki  łososia na pokrojonej w drobną kosteczkę papryce i posypujemy oliwkami,lub kaparami .Do takiej kwaśno ,słodkiej ryby najlepiej pasują oliwki,bo są słone i o taką kompozycję słodko kwaśną i na koniec od oliwek słoną chodzi.I jeszcze takie uwagi.Proszę ,na początek zrobić próbę z mniejszej ilości ryby.Proszę też popróbować marynaty,bo winna być kwaśno słodka.Moja przyjaciółka daje więcej cukru,lub słodkie wino.
Dojrzała para ,na pierwszej randce.On :".Nie obrazisz się jak zapytam ile masz lat"?Ona "zbliżam się do czterdziestki".On,z zainteresowaniem"od strony trzydziestki,czy pięćdziesiątki"?

A teraz może jeszcze jeden przepis na rybę.............wymyślony  przeze mnie i u mnie ma powodzenie .Goście także go lubią .A potem jak to p.M.Monatowa radzi co podać  i jak podać ,a to z powodu tak wielu popularnych imienin.
No ,to co właściwie robić teraz na działce?Wszystko rośnie,chwasty wypielone,trawa skoszona,woda w oczku  czysta,bo wiosną zostały wybrane , opadłe z drzew liście i "wyłowione" wszystko ,co tam się znajdowało,a znajdować się nie powinno.Zatem ,nie ma nic do roboty? To tylko pozory..................bo np.niebawem skończą plonowanie truskawki,bo to już trzeci ich rok po posadzeniu,a poziomek drugi,,to i jedne i drugie ...............do likwidacji,tak,tak Kochani,do likwidacji.Amatorzy ogrodnicy nie mogą sobie pozwolić,ze względu na szczupłość miejsca "trzymać"nieopłacalnie " owocujących ,ani truskawek,ani poziomek,a do tego wszystkiego należy brać pod uwagę,że są one ,lub mogą być opanowane przez jakieś szkodniki ,bowiem te szkodniki miały wystarczająco dużo czasu  by się tam osiedlić..............aż nadto dużo czasu.Zatem co,zatem szkodniki do likwidacji ,wraz z roślinami,a przy okazji,też ewentualne choroby,tam osiedlone.Bo.............uwaga!,zupełnie nie ma potrzeby "trzymać " tych zagonów do jesieni ,celem przekopania.Owszem jesienią je przekopiemy ,ale z zielonym nawozem,który teraz posiejemy po likwidacji,wyrwaniu, krzaków truskawek i poziomek.Tak, to sprawa nie wymagająca  dużej pracy,bo po wyrwaniu  rzucamy nasiona np.wyki,peluszki,seradeli łubinu gorzkiego, [takiego nie wybiorą ptaki] albo nasiona mojej ulubionej gorczycy,co to wzbogaca glebę w fosfor i potas.I po rzuceniu,tylko zagrabiamy.Oczywiście,potrzebny byłby deszcz,lub podlanie co najmniej co drugi dzień przez tydzień.Ależ to luksus dla gleby.Nareszcie dostanie to co lubi,a lubi dostać to co na niej rosło.Oczywiście ,że dostanie w postaci przekopania jesienią.A mu tymczasem planujemy gdzie założyć  nowy zagonek z nowymi roślinami truskawek i poziomek bo przypadkiem............ nie tam m gdzie rosły.Najlepszym czasem na zakładanie jest pierwsza dekada sierpnia.Może w tym miejscu gdzie teraz rosną jakieś warzywa o których mówi się,że "wcześnie schodzą z pola",np sałata, szpinak,rzodkiewka,cukrowy  groszek itp".No i wymyśliła nam pracę" ,tak być może powiedzą niektórzy Działkowcy.Ale nie martwcie się Kochani bowiem największym wrogiem człowieka jest bezruch.
" Wszystko jest możliwe do zrobienia dla osoby,która nie musi tego robić."

"Prawdopodobieństwo spotkania osoby znajomej wzrasta kiedy znajdujemy się w towarzystwie osoby ,z która nie chcemy ,by nas widziano."

Witam Działkowców  w ten,bardzo pochmurny,ale ciepły dzień.We wrześniu w taki dzień rosną grzyby.A w czerwcu w taki dzień rośnie wszystko na działce i nie tylko.To ,może paradoks,ale rośliny intensywniej rosną  [  przyrastają  ] gdy jest pochmurno.Zatem nie ma się co smucić.Na tę okoliczność informacji mała garstka.Informacji działkowych oczywiście.Na razie.

piątek, 26 czerwca 2015

A na zakończenie jeszcze dziś tylko to:"Człowiek,który uśmiecha się,gdy sprawy idą źle,myśli o człowieku na którego będzie można zwalić winę."

"Przyjaciele,przychodzą i odchodzą,wrogowie się akumulują."
Czas sprzyjający zbiorom truskawek,poziomek i niebawem porzeczek i agrestu,ale przy tym  nie należy zapominać o siewach,tak ,tak, o siewach.Np. jeszcze można  z dobrym skutkiem siać fasolę szparagową niską.Na tyczkową ,  już nie czas,ale na niska w sam raz.O,  nawet jest do rymu i co mam na myśli pisząc z dobrym skutkiem.Otóż to,że wysiana teraz nie będzie "atakowana "przez  groźnego szkodnika śmietkę kiełkówkę  ,która to niszczy liścienie.Liścienie to to co pierwsze ukazuje się z gleby.Tam żerują jej larwy,niszcząc rośliny.Ale nie teraz ,tylko w maju.Teraz jej nie ma.Bo wszystkie szkodniki mają swój określony czas występowania.Ot,choćby kistnik malinowiec,powodujący robaczywienie owoców  malin właśnie ma swoje 5 minut .A teraz owocują maliny tradycyjne i z tego korzysta.W sierpniu go nie będzie jak będą owocowały te  nie tradycyjne.I tak to w przyrodzie jest.Warto o tym wiedzieć  [  tak uważam  ] by "wykiwać" szkodnika.A często się  udaje.I jeszcze będą siewy,ale to dopiero w ostatniej dekadzie lipca o czym poinformuję w stosownym czasie.
Oj! coś dziś tylko na kulinarnie................a co słychać na działkach.Niewiele słychać zatem informacja będzie oszczędna.
Aby podnieść rangę zwykłych,najzwyklejszych kotletów mielonych,wzbogacam je  kapeluszami suszonych podgrzybków.Kilka sztuk moczę dzień wcześniej,gotuję,"wyławiam" je.Na smaku robię zupę,będzie do popicia.A kapelusze nie utarzam jak p Monatowa ,a obtaczam w tartej bułce ,ale przed tym w rozmąconym jaju.I bułka i jajo są posolone i opieprzone.Po usmażeniu kotletów,smażę kapelusze  i dekoruje nimi kotlety.I to jest pyszne.
Przepis wg. p.M.Monatowej z 1905r.przytaczam w oryginale
                                                             ================

Kotlety z suszonych grzybków.
=======================
12 dkg.suszonych grzybów opłukać,namoczyć dzień wcześniej i ugotować.
Gdy miękkie,odcedzić i przepuścić przez maszynkę,wraz z dwoma namoczonymi w mleku  i odciśniętymi bułkami.Posiekać dwie cebule i udusić na biało na maśle,po czym włożyć do niej masę grzybkową,posolić,opieprzyć i lekko zasmażyć na wolnym ogniu..Gdy przestygnie wbić dwa całe jaja,dodać łyżkę usiekanej zielonej pietruszki.Wymieszać.Robić owalne kotleciki i utarzać je w tartej bułce i smażyć na maśle jak kotlety z mięsa.Podawać do nich kartofelki  przysmażane i sos ostry wg,upodobania,lub sos grzybowy zrobiony na pozostałym smaku.

Myślę,że może to być smaczne,choć wymagające nieco pracy.I moja propozycja jest taka:Zrobić to z połowy składników  [  spróbować  ] .Ja tak zrobię i wykorzystam do tego suszone ogonki od grzybów ,bo kapeluszy mi będzie szkoda.Bo ja wykorzystuje kapelusze w następujący sposób.................
Idę jak to się powszechnie mówi,za ciosem i znalazłam coś w mojej starej książce  kucharskiej co ewentualnie nadaje się do odtworzenia,bo jednak wiele przepisów się nie nadaje  ,jak np "prosie,nadziewane kaszą",wówczas wielki rarytas ,a ja widocznie nie mam nic ze szlacheckiego,wielkopańskiego pochodzenia,bo zupełnie takie danie mnie nie podnieca językowo,zatem wszystkie prosięta osiągnęłyby przy moich upodobaniach kulinarnych poważny wiek.
Przyrządzałam to na imieniny mojego męża Piotra,zatem o tej porze.Danie to miało wielkie powodzenie.Goście przyzwyczaili się ,że zawsze było.

Potrzebne składniki:
2 opakowania paluszków rybnych,tłuszcz do smażenia ,kilka liści salaty,1 czerwona papryka,1 małe opakowanie oliwek,a kto nie lubi,może być marynowana maleńka cebulka,a kto rozrzutny ,może być jedno i drugie,1 opakowanie ok.300 ml, jogurtu,5 łyżek majonezu,1 małe jabłko 1 łyżka chrzanu 1 łyżka miodu, [ewentualnie 1  łyżeczka cukru w zamian,za miód] i szczypta soli.

Sporządzenie:
Paluszki usmażyć na rumiano,wystudzić.Na dużym półmisku poukładać wypłukaną,ale obsuszoną  sałatę,,tak by zakryła półmisek.Poukładać na niej usmażone ,wystudzone paluszki,tak by pozostawić puste miejsce w środku.Paprykę opłukać,wytrzeć ,pozbawić nasion z środka i pokroić w drobną kostkę.Posypać tą papryką paluszki.Natomiast, brzegi  półmiska obłożyć,[udekorować ] oliwkami,ewentualnie cebulką też.
Sporządzić sos:Utrzeć na tarce o dużych oczkach obrane jabłko.Natychmiast skropić odrobiną soku z cytryny,by nie poczerniało. Dodać go do jogurtu i dodać też majonez do tego jogurtu i miód,lub cukier i sól i chrzan i wszystko wymieszać.Spróbować: winno być ostre od chrzanu i nieco słodkie.Przelać w naczynie pasujące do środka półmiska.Dobrze jednak by miało to naczynie ucho,więc może jakiś dzbanuszek,  lub dzbanek z łyżką w środku.Każdy nakłada sobie porcję i polewa sosem.I jest to o tyle dobre danie,że podaje się je na samym początku,tak jak inne ryby czy śledzie.Oj  !  ma to powodzenie ma,BO JEST PYSZNE.
"Hej  !  wakacje ,to rzecz miła,wyśmienita rzecz.Już nauka się skończyła ,książki poszły precz".Wszystkiego dobrego na wakacje życzę Tym,którzy je właśnie zaczynają.Radzę z piosenką na ustach,którą przytoczyłam na wstępie.A mnie smutno,bo z pewnością stracę część czytelników.

Niebawem wiele popularnych imienin i na tę okoliczność ....................

czwartek, 25 czerwca 2015

 "Jaka jest różnica miedzy dobrym prawnikiem,a bardzo dobrym prawnikiem?
Dobry zna prawo ,a bardzo dobry sędziego".
.Kupujemy np 3 kg malin i  3 cukry żelujące  i 1 żelfiks  [ to taki bez cukru].Maliny gotujemy ze szklanka wody na dnie naczynia,ale też mieszamy.Gdy się pogotują kilka minut  [niewiele],przecieramy stopniowo całość przez sito metalowe palką.Pozostałe na sicie pestki odrzucamy.Całkowicie wystygły płyn,sok ,mierzymy.Na 2,5 l tego soku dajemy trzy cukry,żelujące i dokładnie mieszamy,wciskamy sok z cytryny i nadal mieszamy do całkowitego rozpuszczenia cukru,ale to następuje szybko.Dopiero wówczas podgrzewamy.Gdy się zagotuje,wyłączamy, dostęp ciepła ale musimy mieć pewność,że się to zagotowało.|Mieszamy ,aż zginie piana.Jest to kilka minut.Jeszcze gorące nakładamy do czystych słoików i jeżeli zakrętki do tych słoików były już używane ,winny być krótko wygotowane w wodzie z odrobiną płynu do mycia naczyń i opłukane. Koniec,to nałożenie gorącej galaretki do słoików i odwrócenie  ich do góry dnem .Niech tak postoją 20 minut.Gwarantuję ,że przechowają się dobrze,a sok z cytryny spowoduje,zachowanie ich koloru.A co z tym żelfiksem,zapytacie być może?A ten żelfiks ,to na okoliczność ,gdyby soku było np 3 l. to należy go dodać.I  polecam cukier żelujący 3x 1 ,bo najmniej słodki.Prawda że łatwe?I proszę "trzymać sie tego co napisałam,a nie co jest na opakowaniu cukru,bo tam np jest podane,żeby gotować ileś minut.I niejedna osoba zepsuł sobie przetwory,bo przegotowany ,żelfiks przestaje być żelfiksem,traci właściwości żelujące.No to co?.............udanej pracy.
A  ten inny temat.................to chcę Was namówić do sporządzenia na zimę wyśmienitej  galaretki malinowej.Zapewniam ,nie jest to trudne,A wiecie do czego można potem jej użyć ,jak wicher mroźny,jak plucha śniegowo,deszczowa jak wicher zrywający czapki z głów jak zamieć jak zadymka a w domu ciepło i przytulnie a jutro przyjdą dzieci i wnuki....................to co by tu zrobić?.............czym zaskoczyć.Polecam się, jestem specjalistką od tego.Gotowe ,kupione ,upieczone przez piekarza kruche babeczki.....................puste ,można napełnić jakimkolwiek kremem ,na krem położyć porcję zrobionej teraz galaretki malinowej i przybrać,albo ponownie kremem,albo czym tam nam przyjdzie do głowy.......... i co  I ZIMĄ ZAWITA LATO.

No to jak?zgadzacie się?........................... i niechcący zacytowałam pewnego klasyka z epoki PRLu.
""Mój trawnik,to jest to czym się mogę pochwalić " mawiał   mój sąsiad Stefan.Ale też pracował nad nim ustawicznie.Był na emeryturze ,zatem mógł sobie na to pozwolić.Najbardziej lubił go odchwaszczać,to jest stosować specjalne preparaty.Czasem używał ich zbyt często,a wystarczy raz w sezonie,a właściwie winno starczyć na co najmniej dwa.W zależności od tego w jakim stopniu jest on zachwaszczony.Jednak to co jest istotne nie zawsze działkowcy biorą pod uwagę,a mianowicie,że zastosowany odchwaszczający preparat winien być wówczas jak chwasty są duże,,wyrośnięte,jak trawnika nie koszono  przez co najmniej 10 dni,oczywiście tylko wtedy,tylko ten raz,by pozwolić chwastom urosnąć,by była duża powierzchnia ,przez którą,to co ma je zniszczyć dostanie się do nich  jak najszybciej i jak najintensywniej.Ale to jednak musi potrwać.Zatem ,znowu ,nie kosimy trawy przez kilka dni.Że podziałało poznajemy po poskręcanych liściach chwastów,a następnie pożółkłych.A trawa...............no cóż trawa zostaje zielona i nietknięta,bo nie zalicza sie do tej grupy roślin,co chwasty.Trawa to ..............jednoliścienne.Ale jest inny niemożliwy do całkowitego zlikwidowania problem trawnikowy...............to mech.O  !  z nim walka musi być coroczna,albowiem to ,że rośnie,"zawdzięczamy" usytuowaniu działki i jej zacienieniu.I nie jest to prawdą że przyczyną jest kwaśna gleba.Przyczyną jest to ,że ta gleba jest zbyt zwięzła,zbyt ciężka.Przydałoby sie ją"przewietrzyć" ,głęboko spulchnić,przekopywać z pogłębieniem,zmeliorować.I nawet nie zamierzam tłumaczyć jak to zrobić,bo jest to nie do wykonania.No  -  może tylko melioracja.Ale taniej będzie corocznie stosować NAWÓZ NA TRAWNIKI ANTY MECH,jak cokolwiek innego.To tak jak z wiewiórkami.Masz działkę przy lesie,przy dużym parku ,masz złodziei orzechów.I wiele mogłabym podawać podobnych przykładów.No  -  może jeszcze  jeszcze ten.Masz działkę  blisko łąk,podmokłych,możesz mieć turkucia podjadka..I nawet intensywna walka z nim ,okaże się mało skuteczna bo od pobliskich łąk będzie przybywał na naszą działkę.A kiedyś od łąk leciały bociany.............tak pisała Maria  Konopnicka............." Od łąk mokrych ,bocian leci,żabkę w dziobie ma.Bociek ,bociek krzyczą dzieci,a on kla,kla kla",.No i za interpretację tego wiersza,dostałam dwóję,bo stwierdziłam,że jak będzie bocian się odzywał  kla,kla,kla,to zgubi żabę.No i rozpętała się burza................bo jak ja śmiałam skrytykować taką wielka poetkę?Dziś myślę,że ta wielka poetka uśmiałaby się,z mojej krytyki,a nauczycielka skwitowała na koniec"nic dobrego z ciebie nie wyrośnie".I.........może miała rację?No tak,a miało być o trawniku,ale właściwie to na dziś koniec tego tematu.Bo jeszcze jest inny do omówienia.
A co tam na działkach,jak się mają trawniki?
"Żaden szef nie będzie trzymał pracownika,który ma zawsze rację."

"Ci co umieją   -  robią,ci co nie umieją   -  uczą."

Powinnam to wziąć do siebie.

środa, 24 czerwca 2015

Uwaga  !  przytaczam w oryginale.
Pieczarki,czyli szampiony,to jedne z najdelikatniejszych grzybów,używane bywają do przyprawy najrozmaitszych potraw,sosów etc,jako  jarzyna i puree do kotletów..Można je mieć przez cały rok świeże,w sztucznej hodowli,założonej w  piwnicy,lub stajni.W lecie rosną dziko po ,lasach ogrodach i pod spróchniałemi  budynkami.

Od siebie.............no,największy  kłopot będzie  ,gdzie usytuować stajnie i gdzie znaleźć spróchniałe budynki?

Pieczarki po prowancku.
===================
Opłukane pieczarki obciągnąć ,że skórki,pokrajać w talarki,osolić,opieprzyć i skropiwszy cytryną,oblać je oliwą ,w której niech leżą 2 - 3 godz.Potem włożyć do rondla i dusić pod przykryciem,a pod koniec wsypać garść,zielonej usiekanej pietruszki.Gdy już miękkie ,podać jako jarzynę,lub jako garnitur do mięsa.

Proszek pieczarkowy
==================
Gdy jest dużo pieczarek,wszystkie obcięte ogonki i starsze sztuki,porajać cienko i ususzyć na słońcu,tak silnie aby dały się pokruszyć,potem je utłuc w moździerzu ,przesiać przez sito i złożyć w szklany słój z korkiem i trzymać w bardzo suchym miejscu..Proszek ten dodawszy do sosów podnosi bardzo smak tychże.

I jeszcze raz usprawiedliwiam się ,to nie ja jestem autorką ,tylko p.M.Monatowa.Zatem nie moje te błędy,jej chyba też nie.Tak wówczas pisano.
A teraz ..............czy zechcecie zagłębić się wraz ze mną w starą,ponad stuletnią  książkę kucharską?Co tez wówczas polecano z grzybów.O  !  nie przytoczę przepisu na rydze na  maśle bo to i nie pora na nie i nie często są spotykane.Ale może................
Jak każda roślina,tak i trawa ma swoje wymagania.Lubi określony rodzaj gleby o dużej zawartości  substancji organicznej,luźnej,przewiewnej,czego my nie zawsze jesteśmy w stanie spełnić...............ale,ale,taką jaką mamy możemy poprawić,a wszystko po to by trawnik był piękny,gęsty,bez żółtych plam. Na czym będzie to polegało?Na tym,że zwięzłą gliniastą,lub bardzo piaszczysta glebę będziemy systematycznie zmieniać w próchniczną.Będzie to  tak częste koszeniu,że będzie można pozostawić pokosy ,miedzy źdźbłami wyrastającej nowej trawy.A czemu to obwarowanie,że często?.Bo wówczas nawet nie widać pokosów ,tak jest ich mało,tak niewiele zdążyło urosnąć.I przekonacie się jak bez kosza szybko tę pracę się wykonuje.A ścięta ,pozostawiona trawka systematycznie zamienia się w substancje organiczną.Mówiąc ..............nieprawidłowo,ale popularnie gnije.No  -  toż to większego luksusu dla trawnika być nie może.O  !  nie może jeszcze być większy.Gdy raz na trzy tygodnie w czasie wegetacji,zatem od wiosny do jesieni,będziemy powodować napowietrzanie.Im głębsze,np 20 cm,tym lepsze.No i bardzo chciał poprawić swój trawnik mój sąsiad  Stefan.Zatem kupił sobie widły i niczym Posejdon  pracował nimi tak zawzięcie,aż raz pomylił trawnik ze swoja stopą,przed czym przestrzegam pilnych Działkowców.Bo z widłami jak z głęboką wodą ,nie należy zbliżać się "po kielichu",nawet tylko wina.I jak widać, jeżeli "damy,to mamy",trawnikowi  więcej pracy to  zamienimy go w przepiękny angielski.Na koniec przestrzegam jednak by nie pozostawiać pokosów zbyt długich np ,gdy nie kosiliśmy trzy tygodnie lub po jeszcze dłuższym okresie,bowiem będzie następowało "zaparzanie" szkodzące  odrastającej trawie.Kto chce sprawdzić co to zaparzanie ,polecam włożyć rękę do kompostu.To co napisałam dziś o trawniku,to nie wszystko ,o..j nie.Zatem będzie c.d ,jutro.I ciekawe co tez ona jeszcze jutro  wymyśli,tak uważają być może moi Czytelnicy.A ona napisze,nie wymyśli ,choć chciałaby być taka mądra by sama wymyślać.
Drodzy Moi Działkowcy !Może gładko się czyta ...........jak to onegdaj bywało ,ale jak wygląda trawnik na działce,też jest ważne.Zatem ,tamto odkładamy do jutra,a dziś jeszcze o trawniku.
"Jeśli jesteś dobry,cała robota zwali się na ciebie,
jeśli jesteś naprawdę dobry,to nie dopuścisz do tego".

wtorek, 23 czerwca 2015

A to: bardzo mi się podoba:"Praca w zespole polega na tym,że przez połowę czasu ,trzeba tłumaczyć innym,że są w błędzie."
Dziś jeszcze tylko taka uwaga.Rozpoczęły plonowanie maliny.Jeżeli zjemy ich zbyt dużo,może podnieść się temperatura naszego ciała.A to za przyczyną zawartych w nich salicylanów.Co zatem?Zatem zalecam umiar ,jak we wszystkim,z resztą.A za 8  godzin temperatura spadnie,na co ja często liczę ................tak,tak..............niestety.Bo radzić jest łatwo innym,gorzej sobie.
Tak.To dobry czas,by zająć się trawnikiem.Bo,  może okazać się,że brak mu wody  i składników   pokarmowych.Mam na myśli takie,które są pozbawiane i jednego i drugiego,bo z wody i "jedzenia"korzystają drzewa owocowe bo w trawniku zostały posazdone.To właśnie teraz jest czas intensywnego przyrostu zawiązków owocowych ,a nawet już dojrzewanie owoców.I co się dzieje?żarłoczne drzewa teraz zjadają wszystko i zwyciężają w walce o wodę i pokarm.Bo dzieje się tak,że korzenie traw "podciągają" pokarm  [azot,fosfor,potas} i trzymają go na takiej głębokości ,że są dostępne ,zalegającym  tam korzeniom włośnikowym  drzew.Korzenie te,przez zróżnicowaną grubość jedzą szybciej od korzeni traw.Niejednokrotnie udaje się to zauważyć,bo w zasięgu korony drzewa trawa jest mizerna ,czasem pożółknięta.Ma to miejsce szczególnie w tych latach w których plonowanie zapowiada się na obfite.I tu,w tym miejscu,biorąc odpowiedzialność za to co piszę ,NALEŻY DRZEWA I TRAWĘ NAKARMIĆ I SYSTEMATYCZNIE PODLEWAĆ.Bo choć pisałam niejednokrotnie,że są dwa terminy wiosenne nawożenia drzew i krzewów,tj przed kwitnieniem i po kwitnieniu,ale w sytuacjach wyjątkowych  [obfite plonowanie],WOLNO,A NAWET NALEŻY DOKARMIĆ DRZEWA JESZCZE RAZ DODATKOWO, w dozwolonym terminie ,do końca czerwca.

I to tyle o trawniku dziś .Jutro cd.
A co słychać na działkach?...........................Trawnik...............jak wygląda.................czy nie brak mu niczego?
A onegdaj bywało tak.Jeszcze dmuchał chłodny wschodni wiatr i był ,może  marzec,a może kwiecień jak na łąkach stanęły wozy cygańskie.Były bardzo kolorowe,miały dużo lustereczek i  różnych wisiorków.Konie tez były przystrojone.Ależ była uciecha.Coś się działo.Rozkładali na łąkach dywany i na nich przyrządzali  posiłki.Ale najbardziej ciągnęło nas tam wieczorem,gdy rozpalali ogniska.Ze sporej odległości  obserwowaliśmy  co też tam się dzieje?W tym czasie,a stacjonowali tam aż do lata.Rodzice musieli się pogodzić z tym,że dzieci nie ma w domu.Ale też nikt nie robił z tego powodu problemu i zupełnie się nie martwiono."Przecież przyjdą"W tamtym czasie ani nie było kidnapingu,ani żadnego typu zboczeńców seksualnych.W każdym domu czworo,pięcioro,lub więcej dzieci,wiec starsze przyprowadzały do domu te młodsze.No  -  i proszę,okazuje się niechcący,że kłopot rodziców o dzieci ,wtedy,był odwrotnie proporcjonalny do ich ilości.Starsze miały obowiązek pilnować , młodsze.Najweselej jednak w obozie cygańskim było w niedziele.Grano,śpiewano i tańczono.Stopniowo włączaliśmy się i my w tę zabawę.Porozumieć jednak  się z nimi było dość trudno,bo bardzo słabo mówili po polsku.Córka pani Ani,Bożenka bardzo zaprzyjaźniła się ze Szymem.Tak podobno miał na imię.Myślę,ze to po prostu Szymon.Od czasu do czasu spotykałyśmy ich na  cmentarzu, [był bardzo blisko obozu].Gdzieś tak na początku lata,zaczęli się pakować.Na początku bo Szym nosił w czapce gruszki ulęgałki,zwane przez wszystkich po prostu pierdziołkami.Grusze rodzące takie, bardzo małe,bardzo drobne owoce,rosły w tamtych czasach na miedzach.Wyznaczały granice pól.Opadały z drzew same i do jedzenia nadawały się dopiero jak kilka dni poleżały.Te jeszcze nie były dojrzałe i nie nadawały się do jedzenia Przed odjazdem cyganka urodziła dziecko,które zaraz po porodzie wykąpano w Nerze.Nic mu się nie stało,pomimo groźnych wróżb okolicznych sąsiadek.Było zdrowe i miało piękne czarne loki.Cyganie odjechali.Zrobiło się smutno,ale najbardziej smutna była Bożenka.Tuż przed żniwami  prowadziła nas na pola  z żytem i prosiła by zbierać dla niej takie czarne przerośnięte ,duże ziarna ,.Podobno to jest bardzo zdrowe gdy się zaparzy i wypije na cerę,tak nam mówiła.Nieopatrznie wygadałam się w domu o tym zbieraniu...................jak się okazało Sporyszu,tak oświadczył mój szwagier farmaceuta.Ten sporysz to choroba grzybowa zbóż i ma pewne właściwości ,ale z pewnością nie poprawia wyglądu cery co najwyżej samopoczucie,śmiał się szwagier.Powoduje  on obkurczanie macicy...................No i ,niechcący sprawa stała się jasna.Bożenka nawet skakała ze stopni prowadzących do domu Marylki,bo były wysokie.Nic to jednak nie dało.W czasie ciąży okazał jej wiele ciepła i dobroci jeden z pracowników mamy .Zupełna odwrotność Szyma.Był tak jasnym blondynem,że prawie albinosem i powiedziałabym  ,żedo brunetki Bożenki pasował.Gdy spotykano ich razem plotki jakoś milkły.W lutym następnego roku urodził się Jeżyk ,piękny jaśniutki blondynek,a w czerwcu wzięli  ślub i wszyscy nie mogli się nadziwić jaki podobny do tatusia ten Jeżyczek.
A teraz,obiecane wczoraj..........jak to onegdaj bywało?
WSZYSTKIM OJCOM,Z OKAZJI ICH ŚWIĘTA,DUŻO ZDROWIA ,ALE TAKŻE I SZCZĘŚCIA I UŚMIECHU NA BUŹKACH WASZYCH  DZIECI I WIELE SATYSFAKCJI Z BYCIA TATUSIEM ,życzy ciotkamalinka
Jedna blondynka mówi do drugiej :
-  Wiesz,w tym trzęsieniu ziemi zginęło sto osób,wyobrażasz sobie,sto osób.
-  Druga jej odpowiada:
 - To straszne.Na stare,to będzie milion.

Przepraszam blondynki.Nie gniewajcie się ,bo ja też blondynka.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

A jak to onegdaj bywało,to ostrzę pióro na jutro.I chyba od tego zacznę.A dziś jeszcze byśmy się rozstali w pogodnym nastroju:::::::::::::::;

Mężczyzna z miasta ożenił się z kobietą ze wsi i na wieś się przeprowadził.
Często,żona nabijała się z jego mieszczańskiego pochodzenia,do czasu aż przy gościach kiedyś powiedziała..........""ty nawet nie wiedziałeś jak wygląda prawdziwa krowa,dopóki mnie nie poznałeś".

Przepraszam moich Czytelników,bo może nieco irytująca  w swojej formie i treści jest ta wcześniejsza informacja,Nie zamierzałam nikogo obrazić,tylko tak bardzo chciałabym przekazać to co jest istotne w uprawach amatorskich.Że nie wszystkie odmiany dla nas są przydatne.Czy pamiętacie Kochani taką odmianę jabłoni MEKINTOSZ ,Otóż ona bardzo szybko,już w drugim roku plonowała.Zatem opłacało się zainwestować w taki sad,bo zyski przyszły już niebawem.Ale ,jak  zawsze głoszę,coś za coś ,niestety była bardzo,najbardziej,ze wszystkich odmian podatna na PARCHA JABŁONI.To choroba grzybowa i lubi,co jest oczywiste wilgoć .Jak zatem było deszczowe lato,to wiecie ile razy trzeba było ją opryskiwać przeciw tej chorobie?????????? DWADZIEŚCIA KILKA  RAZY.O i nie myślcie,że to tylko to.Opryski wykonywane były różnymi preparatami,bo na niektóre choroba mogła się AKURAT uodpornić.Czy jest to odmiana dla amatorów,dla nas?Myślę,że jest jasne,że nie.Odmiana ogórka Polan,też nie.
Często słyszę narzekania,że jakaś roślina  czy to drzewo,czy krzew,czy warzywo,źle,plonuje.Ot choćby niedawno takie stwierdzenie............."bardzo lecą mi brzoskwinie z drzewka" i tylko tyle.Dla czego lecą  [spadają],to dopiero niedobre ,te brzoskwinie,to się uparły ,by opadać.To coś w nich jest w tych owocach,to ich wina...........Koniec informacji.Albo takie narzekanie.Zupełnie nie wiem czemu te ogórki moje takie niezgrabne,takie pępki i tak szybko żółkną.Przecież posiałam dobrą odmianę.Pani w sklepie mi poleciła Polan  F1.Wszyscy taka kupują.I dopiero,by coś poradzić, muszę ,na siłę dopytywać się a dopytywani są nawet poirytowani   tym faktem.Po co mi i do czego to potrzebne?przecież jest fakt................zawiązki brzoskwiń osypują się ,opadają nie trzymają gałązek jak powinny ,a ogórki,brzydkie  i to jest istotne.....................OTÓŻ NIE,NIE,NIE.Istotne jest jak wygląda roślina,która ma rodzić plon.I po wnikliwym wywiadzie dowiedziałam się,że brzoskwinia była nie chroniona  chemicznie. Nie opryskana w listopadzie ,ani na przedwiośniu i cierpi z powodu choroby KĘDZIERZAWOŚCI LIŚCI ,a ponad to W NIEPRAWIDŁOWYM CZASIE BYŁA PRZEŚWIETLANA ,bo w listopadzie,o zgrozo,w listopadzie,nie w  czasie kwitnienia,w czasie dla niej najlepszym ..............no i już są efekty ,tego listopadowego prześwietlania,a mianowicie GUMOZOWANIE,choroba kory.Są to wycieki gumy ,przypominające żywicę prowadzące do RAKA BAKTERYJNEGO i w efekcie końcowym przyspieszonej śmierci drzewka.Bez systematycznych oprysków zapobiegawczych ,ani brzoskwiń,ani nektaryn  [bo to też brzoskwinia],nie opłaca  się sadzić.Lepiej niech na tym miejscu rosną wierzby,bo ich pryskać tj chronić chemicznie nie trzeba.A ogórki................owszem Polana,to bardzo intensywnie owocująca odmiana,ale niestety także bardzo podatna na mączniaka rzekomego.Najbardziej,ze wszystkich odmian ogórka.To czemu plantatorzy tę odmianę uprawiają?Bo uzyskują z niej wysoki,bardzo wysoki plon,ale chronią,chronią i chronią chemicznie.W myśl zasady...........coś za coś.Dzisiejsze moje wywody,nie wiem czy są zrozumiałe ,ale chodziło mi o to,by nie tylko skupiać się na efekcie końcowym,na plonie,lecz by popatrzeć jak wygląda cała roślina. Chora,ze skędzierzawionymi liśćmi ,albo z plamiastymi  [ogorki] nie może wydać dorodnego plonu.To tylko u ludzi jest tak,że garbaty może mieć proste dzieci,u roślin nie,nie,nie.
A teraz Drodzy Działkowcy................mam problem i nie wiem jak do niego się dobrać by rozebrać na czynniki , no,może nie pierwsze,ale istotne i a by to było zrozumiałe.
W MOIM MIEŚCIE.
================
W moim mieście ,jest moja ulica,na niej drzew czereśniowych szereg,
cztery sklepy ,kiosk "Ruchu",przystanek i tuż nieopodal skwerek.
Te drzewa płatkami swych kwiatów,sypia wiosna jak kalendarze kartkami już zerwanymi,
brzemienność swa niosąc w darze.
Owocem dobrym jak wino  i  słońcem i miodem pachnącym,
zerwanym na letnim spacerze,ot tak po prostu niechcący.
Aż dnia któregoś o świcie,przyszli ludzie z zębami ze stali.
Wyrok śmierci na drzewa przynieśli  i natychmiast go wykonali.
Jak niegdyś w boju żołnierze tak ranne drzewa padały
i łzami z owoców ostatnich cichutko na ziemie płakały.
Pojawiły się już czereśnie,są smaczne ,zdrowe,bogate w witaminy  i sole mineralne ,inne witaminy i inne sole mineralne jak w innych owocach,w każdym razie w pewnym ,innym zestawieniu.Winny go jadać osoby,co ja piszę ? po prostu wszyscy winni jadać,ale szczególnie osoby ze skłonnościami do obrzęków  bo maja właściwości moczopędne i na tę okoliczność...................
Jak to jest ,dziwi się pewien góral?Gdy w Warszawie spadnie 30 cm śniegu ,to jet klęska żywiołowa, a jak u mnie chałupa do dach zasypana, to są dobre warunki narciarskie.

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozmawiają dwaj koledzy:
Kiedy wywnioskowałeś,że żona cię nie kocha?
Gdy potknąłem się na schodach i wpadłem do piwnicy.
Wtedy powiedziała ,bym przyniósł wiadro węgla skoro już tam jestem.

Przyjeżdża Ślązak do Warszawy.Wchodzi do monopolowego.
Poproszę o flaszkę wódki.
Co jest flaszka ?pyta ekspedientka.
Ma pani rację poproszę dwie.

W tym miejscu pozdrawiam mojego kolegę Staszka dzięki któremu mogę cytować różne dowcipy i zaraz mi weselej.Dzięki Staszku ,jeszcze raz i pamiętaj o mnie.
Oj,słychać jak dojrzewają porzeczki.Najpierw czarne,potem białe ,a następnie czerwone.Choć muszę wyjaśnić,że nie wszystkie czerwone dojrzeją niebawem.Jest taka odmiana,której nazwy  nie pamiętam,która dopiero w końcu sierpnia się czerwieni.Jeżeli na kiści czarnej porzeczki są tylko 3,lub 4 jagody,to nie jest to żadna choroba.To taka jej uroda,ale jeżeli na białej,czy czerwonej opadły te jagody z końca kiści o oznacza przeważnie jak mówił pewien znany mi profesor od owoców jagodowych "liznął je mróz".I coś się dzieje z brzoskwiniami ,prawda ?Część zawiązków opada ,co znowu,wyjaśniam, jest prawidłowością  -  no chyba,że w porównaniu do lat ubiegłych jest ich znacznie więcej.Ale przeważnie o tej porze ma jednak miejsce tzw.opad świętojański wszystkich  zawiązków  tj. małych,maciupkich owoców jabłek gruszek śliwek itd.Wracając jednak do brzoskwiń ,przyczyną opadania ,może też być kędzierzawość liści brzoskwiń,bo nie zostały opryskane zapobiegawczo,o czym donosiłam we wcześniejszych postach.A też może być brak wody w glebie,bo tegoroczny sezon wegetacyjny generalnie jest ubogi w wodę ,bo nie było śniegu,nie stopniał i nie zmagazynowała się woda powstała z niego i teraz nie  ma zjawiska powszechnego każdej wiosny zwanego podsiąkaniem.By to zobrazować napisze tak"nie ma podlewania od spodu" Z tego powodu  najbardziej cierpią te drzewa ,które płytko się korzenią PESTKOWE i krzewy ,a z krzewów  brak wody najbardziej odczuwają maliny.Co zatem pozostaje?  Podlewanie.
                                                                                            ===========


A na działkach .Co też tam słychać?
A onegdaj bywało tak:Ulica przy której mieszkała moja koleżanka Marylka była babską ulicą.Tak o niej mówiono.Trzeba jednak przyjąć do wiadomości,że były to lata powojenne i wielu mężczyzn,albo zginęło na wojnie,albo w partyzantce,albo w obozie.Naprzeciw posesji p.Janeczki ,mamy Marylki była piekarnia z pysznym chlebem.Zarządzała nią też samotna p.Ania .Historia śmierci jej męża była dość dziwna.Otóż,w maju 1945 r. wrócił p.Władysław ,jej mąż z obozu.Mówiono o nim tak:" toż to cień dawnego Władka.Po  kilku dniach okazało się jednak,że choruje na tyfus.Znalazł się w szpitalu.Leżał około miesiąca  .Choroba ustępowała bardzo powoli.Ciągle jadał tylko kleiki,po których co jest oczywiste nie przybywał na wadze.Któregoś dnia odwiedzili go bracia ze Zgierza.Pobiadolili nad nim i następna wizyta już była bardziej owocna.Przywieźli ze sobą ,jak potem się chwalili pęto suchej kiełbasy i pół litra okowity.Stwierdzili,że po tych kleikach on źle  wygląda i powinien zjeść coś konkretnego i wypić kielicha dla zdrowia.No i p Władek uwierzył,że to pomoże, bo też był zniechęcony wielotygodniową dietą.Następnego dnia rano zmarł.Po pogrzebie nie wolno było mówić w okolicy o jego nagłej ,jak by na to  nie patrzył , śmierci.Tylko bracia uważali,że zrobili dobrze,bo skoro miał umrzeć,to chociaż przed śmiercią pojadł sobie i popił.Zostawił zonę i nastoletnią córkę Bożenę.Żona  była kobietą energiczną i bardzo samodzielną.W swoim interesie............piekarni,zatrudniała piekarzy,woźniców i miała kilka furgonów do rozwożenia chleba i trzy pary koni i obszerną stajnię i pokoje dla pracowników nad tą stajnią,ciepłe i przytulne ,wbrew temu co było widać z zewnątrz.Podwórko było obszerne i pachniało wokół końskim nawozem i chlebem.A obok posesja gdzie była  farbiarnia.Zarządzała nią też kobieta .Jak miała na imię naprawdę nikt nie wiedział,ale wołano na nią Dzidka.Dzidka bardzo chciała być mądra i bogata.To drugie nawet jej się udawało W czasie okupacji usiłowała  uczyć się języka niemieckiego co mój ojciec skwitował w następujący sposób:"Ona po niemiecku mówi mniej więcej tak:Majne Muter, moja matka sprzedawała Epfel jabłka ,przyszła do niej Cige koza i wyjadła jabłka z woza." Także zatrudniała pracowników ,w tej swojej farbiarni.A trzeba przyznać ,że interes się rozwijał ,bowiem wiele było owczej wełny przędzionej domowym sposobem i to tej wełnie należało "dać jakiś kolor".
Wisiały i suszyły się włóczki zwinięte w luźne motki na specjalnych suszarkach na kółkach.Bo jak nie było pogody ,wieziono je do pomieszczeń.No i rynsztokiem płynęły tęczowe wody.Bardzo ładnie prezentowały się na nich papierowe stateczki białego koloru.Przyznacie,że ciekawie spędzałam czas z moimi koleżankami  i że otoczenie dorosłych też było niebanalne.Ale to jeszcze nie  ta pora by opisać obóz cygański ,który pojawił się nad Nerem.
Przychodzi "nowobogacki" do ekskluzywnej restauracji:
Chciałbym zamówić coś ekstra.Cena nie gra roli.
To może kawior  ?  -  proponuje kelner.
A co to jest?
To są jaja jesiotra.
Pan poda dwa na twardo.


A  czy wiecie Kochani Moi Czytelnicy,że dziś rozpoczyna się o 18ej z minutami lato kalendarzowe.
Kiedyś i wiosnę i lato witałam szampanem o godzinie o której przychodziły.Czasem to było w środku nocy,ale co tam?Dziś nie mam z kim.Wiem jednak,że bez mojego powitania przyjdzie i to się liczy.

A teraz chyba zacznę ......................jak to onegdaj bywało,bo się boję ,że nie spełnię wczorajszej obietnicy jak się "wdam" w sprawy działkowe.