sobota, 6 lutego 2016

MĄDRZYKI.  tak to jest w oryginale  .                Pół kg .dobrego sera utrzeć na tarku,a cztery żółtka z dwiema łyżkami cukru na misce do białości.Dodać ser  i ucierać dalej a gdy masa już gładka wymieszać ją z pianą z pozostałych białek.Wyrzucić na stolnicę i wyrabiać rękami,dodając tylko tyle mąki ,aby się ciasto dało rozwałkować.Następnie, wykrawać grube na palec placuszki i smażyć na patelni,na dobrze rozgrzanym maśle lub smalcu.Pocukrować i podawać z kwaśną śmietaną.

No i oczywiście nie byłabym sobą gdybym w tym przepisie nic nie zmieniła.Ser,choćby.Skąd wziąć tak suchy by można go było utrzeć na tarce?  [100 lat temu,tarka ,o dziwo była rodzaju męskiego]Zamienię go na jakiś inny.Użyję do pracy miksera, a do śmietany dodam sparzone   a potem osuszone rodzynki,by stanowiły taki trochę złamany smaczek śmietany.A do cukru dodam nieco waniliowego.Użyję też masła klarowanego.Będę uważać by się nie paliło,a gdyby w razie  miało zbyt ciemny kolor,bo porcji do smażenia wiele to umyję patelnie i dam świeże masło.

No i w ten sposób można typowe na ten czas faworki zamienić na  MĄDRZYKI.A po modyfikacji  przepisu,przyznacie,pracy o wiele mniej.

Zatem smacznego!
Czy wiecie co to są mądrzyki?.Ja też nie wiedziałam,ale wyjaśnia to autorka mojej starej książki kucharskiej.Może przepis ten zechcecie  sprawdzić,bo ja tak.
Może zatem zaproponuję dziś roślinę  łatwą w uprawie i bardzo ozdobną,ale wtedy gdy rośnie w kępie  kilka sztuk.Pamiętam . na początku mojej "działalności" na działce uprawiałam go w większych ilościach,bo wtedy [ polowa lat 70 ątych] nie było tylu ozdobnych  roślin jak dziś.Myślę o ŁUBINIE..To,co jest szczególnie urokliwe w nim,to kwiaty w tak ogromnej gamie barw,że nie wyobrażalne.Najbardziej cenione i poszukiwane są mieszańce z ras Russela,Downera i Ruysa.Właśnie jest jeszcze trochę czasu ,można zatem poszukać takich właśnie nasion.Skoro mnie się udawało w siermiężnych  latach 70 ątych  je znaleźć ,to teraz  tym bardziej będą możliwe do nabycia.Bo jak już uprawiać rośliny ozdobne ,to niechże będą  autentycznie ozdobne.Rozmnaża się łubin z bezpośredniego siewu w maju gdyż jest ciepłolubną rośliną.Cenniejsze odmiany można rozmnażać przez sadzonkowanie pędów.Jednak jest to sposób trudny.Nie wszystkie uprawiane rośliny są zimotrwałe.Proszę się nie martwić tym co napisałam,bo ta uwaga była aktualna 50 lat temu.Łubiny,ze względu na zdolność wiązania azotu atmosferycznego  [ z reszta ,jak wszystkie strączkowe ] dobrze rosną nawet na glebach ubogich.Lubi jednak by była ona wilgotna.Do najważniejszych zabiegów pielęgnacyjnych należy usuwanie przekwitłych kwiatostanów.Nie należy dopuścić do zawiązania nasion,wówczas zakwitną po raz drugi.Ale...................uwaga! tylko obcinamy kwiatostany ,nie całą roślinę.Choć zdania są podzielone,ŁUBIN nadaje się do ozdoby pomieszczeń,do wazonu.W prawdzie ścięty i transportowany  szybko więdnie,ale równie szybko odżywa w wodzie.
Jeżeli masz problemy z zasypianiem,to po 16 ej nie pij herbaty,a szczególnie zielonej.Ona bowiem jest bogata w teinę.Teina utrzymuje się w organizmie,pobudzając go przez około 8 godzin.Kofeina ,natomiast zawarta w kawie tylko około 5 godz.Oczywiście  ,zależy to od ilości wypitego płynu.Po  4 herbatach zielonych,wypitych wieczorem ,osoby mające problemy z zasypianiem nie usną do rana.I to nie prawda,że niespanie w nocy nie szkodzi organizmowi .............jak twierdzi moja przyjaciółka............."no tym co idą do pracy ,to tak,ale tym co nie idą ,to nie".Nieprzespane noce niszczą serce.To nie moja opinia ,lecz lekarzy.Ciepłe mleko,Melisa i wyłączenie myślenia ,w jakimś stopniu pomagają.

Idzie wiosna ,pora roku w której nasilają się wszelkie dolegliwości.Bardziej jesteśmy podatni na infekcje grypopodobne.Jeżeli czujesz,że cię przewiało,że zmokłaś ,a szczególnie gdy  masz zmarznięte nogi ,to nie czekaj aż choroba się rozwinie.Natychmiast zrób gorącej herbaty a do niej  oddzielnie jakiś dżem malinowy ,lub sok i włóż nogi do gorącej wody,bardzo gorącej.Herbata pobudza,puszcza w ruch szybciej krew ,a dostarczany do organizmu  np. sok malinowy czy dżem ,między jednym a drugom łykiem herbaty  działa jak aspiryna ,bo także ma  salicylany.Potem już tylko pójście do łóżka.I  niech nieprzekonani ,przekonają się,że to skutkuje tak samo,lub prawie tak samo jak leczenie farmakologiczne bo polega na przyspieszeniu działalności całego organizmu,bardzo ogólnikowo to nazywając.

A do wiosny już niedaleko,oj,niedaleko.Może zatem...........
Oj  coś bardzo stare to przysłowie,jakieś takie nie po polsku,ale co tam:
"Jako zapusty pogodne bywają,świąt wielkanocnych,tak się spodziewają."
I w tej chwili przyszło mi do głowy,że słowo zapusty,  tak wychodzi z użycia jak kałamarz,stalówka,czy obsadka.Czy piszący długopisem wiedzą o czym myślę?

A teraz porad kilka ,może akurat się przydadzą?

piątek, 5 lutego 2016

Zbliża się niedziela.Co by Pani Maria Monatowa ,autorka mojej starej książki zaproponowała  np .na kolację? Wybrałam przepis prosty,łatwy z artykułu spożywczego  dostępnego w handlu i bardzo,bardzo zdrowego.

LIN DUSZONY W MAŚLE.
Średniej wielkości lina oczyścić,posolić i obtaczać kawałki w mące.Włożyć do rondla w rozpuszczone masło,którego trzeba dać dwie łyżki.Wcisnąć , na wierzch sok z pół cytryny ,przykryć i na bardzo wolnym ogniu,dusić często polewając sosem  który się wytworzył.Podawać do ziemniaków  lub ryżu.

A ja do tego proponuję taką surówkę : obrać dwie marchewki i zestrugać je strugaczka do warzyw w długie wiórki ,dodać pęczek poszatkowanych rzodkiewek  i pół  główki kapusty pekińskiej ,też drobno poszatkowanej i duży pęczek szczypioru podobnie.Dać 4,5 łyżek oleju 1 łyżkę  cukru pół łyżeczki soli ,trochę jakiegoś ostrego sosu np. Chili ,lub Tabasco [tego ,tylko odrobinę] i 2,3 łyżki octu balsamicznego.Wymieszać i przybrać jeszcze po wierzchu np.rzodkiewkami.W innej wersji ,zamiast kapusty pekińskiej może być papryka łagodna czerwona.
KOSAĆCE,,bo ich liście swoim kształtem przypominają kosę,ale częściej mówimy na nie  IRYSY,a to czemu to już nie wiem.Od niepamiętnych czasów  spotkać je można było w ogródkach przydomowych.Pamiętam  ,że także rosły u gospodyni która nas przygarnęła w 1939 r,po wkroczeniu wojsk okupacyjnych.W jej ogródku rosły i rozrastały się ,bo to jest typowe dla tego gatunku Kosaćce ale nie takie jak dziś.Występowały tylko w dwóch kolorach : żółtym i niebieskim.Potem jeszcze przez wiele lat ,tylko takie były.Inne,w innych kolorach i dużych kwiatach spotkałam pod koniec lat 70 , w Instytucie Kwiaciarstwa w Skierniewicach.W sprzedaży jeszcze ich nie było.Były piękne o kolorach dotychczas niespotykanych np. landrynkowo różowym ,lub w dwu kolorach błękitno granatowym,lub beżowo brązowym.Myślałam,że oczy wyjdą mi z orbit  i tak bardzo chciałam je mieć.I miałam i wtedy z kolei mnie zazdroszczono,że je mam...Ciągle  są jednymi z najcenniejszych i najbardziej rozpowszechnionych bylin.Uprawiane w ogrodach i na działkach odmiany należą do kilkunastu gatunków.Wyobrażacie sobie np kwitnące jednocześnie irysy w kilkunastu kolorach?Wysokość ich jest zróżnicowana.Mogą być zupełnie  niziutkie  25 centymetrowe [moje ulubione],do wysokości 120 cm.O ! te nadają się do wazonu.Należy tylko przewieźć  je do domu jak są w fazie pąków bo rozwinięte już kwiaty w transporcie się niszczą.W wodzie stopniowo będą się rozwijały,co przeważnie trwa około 10 dni.Przekwitłe ścinamy i w ten sposób wciąż ładnie wyglądają.A jakie stworzyć im  warunki?Otóż są  bardzo mało wymagające,ale obfite kwitnienie uzyskuje się przez posadzenie ich na stanowiskach gdzie gleba jest dość żyzna próchniczna i przepuszczalna.Na wybranym stanowisku mogą rosnąć przez wiele lat,byle nie było to za blisko drzew,bo podobnie jak  PEONIE ,drzew IRYSY,też nie lubią i jedne i drugie po prostu,chyba ze złości,że tam je posadzono,przestają kwitnąć.Wymagają stanowisk słonecznych,ale także dobrze rosną w lekko zacienionych i co dla mnie osobiście jest dziwne tolerują lekkie zakwaszenie gleby.
Irysy rozmnaża się wczesna wiosną lub dwa tygodnie po kwitnieniu,odcinając   od rośliny matecznej ,młode,niezdrewniałe  kłącza.A teraz coś co jest  moim zdaniem ważne.Sprawdziłam to niejednokrotnie.Sadzić należy bardzo płytko kłączem w kierunku południa.?Wówczas  szybciej i intensywniej kwitną.I wiecie że:mogą rosnąć na tym samym miejscu przez 6,7 lat . Można je  po tym czasie wyjąć z ziemi poobcinać stare zdrewniałe kłącza,wybrać młode sadzonki a glebę zasilić obornikiem i ponownie je w to miejsce posadzić.Bardzo to jest przydatne gdy  małe te 25 cm rosną  np. na skalniaku.Wyjąc je.Miejsce potraktować obornikiem i ponownie je tam posadzić.A pielęgnując rośliny należy pamiętać  o obcinaniu przekwitłych pędów i ewentualnie liści ,gdy pojawiają się na nich plamy co ma często miejsce.Na koniec tego irysowego tematu.Pięknie,przepięknie wyglądają duże ,te 120 cm wysokości w wazonie postawionym na podłodze i niech będzie to np,10,15, sztuk o różnych kolorach.
Winna jestem Państwu informację na temat IRYSÓW,  czyż nie?
Wczoraj powinnam podać jakiś prosty i szybki przepis na pączki.Może błędnie,ale uważam,że kupne są bardzo smaczne i że moim zadaniem jest podawać przepisy proste i szybkie w wykonaniu ,wszak dzisiejsza Kobieta,to Kobieta pracująca zawodowo.Ja ,wczorajszy dzień poświęciłam na DOPRACOWANIE , pewnego deseru.Oświadczam,tu uroczyście,że ktoś kogo poczęstowałam,zapytał..............."a ten krem to jak zrobiłaś'? A to nie był krem tylko homogenizowany serek o smaku waniliowym.Już kiedyś o tym pisałam,ale wciąż nie dawała mi spokoju konsystencja serka .Jego gęstość.Doszłam do wniosku,że to zależy od firmy produkującej.I już teraz wiem,że na 4 kubeczki serka waniliowego,co stanowi około 600 gram potrzebne będą dwie galaretki owocowe.Ale,ale,ale Uwaga ! przepis zawarty na opakowaniu galaretki mówi,że należy ją 1 szt.rozpuścić w pół litrze wody.A ja wczoraj 2 szt,galaretek owocowych rozpuściłam w pół litrze wody.Czyli wody dałam połowę niż podaje przepis , bo po 1 szklance na opakowanie i po wystudzeniu wlałam ją do serków wyjętych oczywiście z opakowań i wymieszałam.Ponakładałam ten wymieszany z galaretką serek do szklanych kompotierek.Wystawiłam w chłodne miejsce by   zastygły.I nareszcie osiągnęłam to co chciałam Po wystudzeniu  serki zesztywniały,że tak to nazwę.Dorobiłam jeszcze jedną ,ale już zgodnie z przepisem galaretkę i  już zimną ponalewałam na wierzch na serki.Włożyłam też po plastrze ananasa z puszki. Wystawiłam w chłodne miejsce,do stężenia, teraz już tylko tej z wierzchu galaretki owocowej .I to dopiero jest to o co mi chodziło.Ten dopracowany przepis polecam wszystkim zapracowanym kobietom,bo nie wymaga wiele czasu.Ja będę jeszcze próbowała go ulepszać dając na wierzch bitą śmietanę,lub dodając do serka dużo rodzynków, lub jakichś innych suszonych owoców.Jeszcze nie wiem jakich,ale coś wymyślę. A galaretka  owocowa moja ulubiona,to wiśniowa i do niej można dodać np wiśnie ,pod warunkiem,że się je ma,lub kupne mrożone.
Oj ! pospieszny to dziś nie jest internet.Ale na początek takie przysłowie:
"W czym smaku nie czujesz,w tym grzechu nie ma."A wybrałam je na okoliczność wczorajszego dnia.Jeżeli pączki nie smakowały  to grzechu nie ma,to "w biodra nie pójdą".

I wracając do wczorajszego dnia...............

czwartek, 4 lutego 2016

KARTOFLE PO WŁOSKU. przytaczam w oryginale.
Surowych kilka kartofli nakrajać w drobna kostkę i po wypłukaniu dać na sito,żeby obeschły.W niskim naczyniu rozpalić trochę oliwy,wsypać kartofle i usmażyć do złotego koloru.Osobno zasmażyć 3 cebulki siekane ,na oliwie ,a gdy zrumieniona wsypać,zielonej pietruszki,odrobinę rosołu lub bulionu,masła ,pieprzu,soli i wymieszać z obsączonymi z tłuszczu kartoflami.

S m a c z n e g o.
By nieco zmienić temat,tak całkiem nieco,proponuje przepis z taj znanej już Państwu,książki kucharskiej co to ma ponad sto lat.Jej autorka Pani Maria Monatowa proponuje ,tak podać kotlety wieprzowe z ryżem.Ale ten ryż ,to tylko "dla ozdoby".

KOTLETY WIEPRZOWE Z RYŻEM. podaje w oryginale.
Ugotować na rosole,ćwierć litra ryżu.Można dodać do niego,łyżkę lub dwie marmelady [tak wtedy pisano] pomidorowej i i trochę ostrej papryki.Ryż musi być zupełnie rozgotowany.Usiekać dokładnie mięso wieprzowe i formować z niego cieniutkie kotlety,posmarować warstwą ryżu i przykryć drugim cieniutkim kotletem .Obrównać brzegi  i obtaczać w bułce tartej.Smażyć na maśle.Podawać na półmisku ,na którym w środku będą kartofle np pure ,a w sosjerce sos pomidorowy ostry.

Przyznam,że zupełnie nie wyobrażam sobie smaku tego dania.To coś zupełnie  nieznanego.Muszę spróbować .A to mięso wieprzowe ,to u mnie będzie schab lub karczek,dokładnie pobite tłuczkiem,bo chyba autorce o to chodzi.A jak będzie dokładnie pobite,to po prostu,każdy kotlet złożę na pół,bo  dwa ,mogą być bardzo duże,za duże.Ot - i to jest to.Jakby to było,gdybym czegoś nie zmieniła.?

A do tego może kartofle po włosku,też tej autorki.
Postaram się choroby i szkodniki roślin domowych,doniczkowych "potraktować",bez uszczerbku dla naszego zdrowia - niechemicznie.Wystarczy,że trujemy się  żywnością GMO.To genetycznie modyfikowane organizmy.Oj ! jak człowiek się wtrąci do jakiegoś ładu i porządku "panującego"  od wieków,to nic dobrego to nie wróży.Najpierw  wyginęły wróble, od modyfikowanej pszenicy i samice składały nie zalęgnięte jaja ,a potem,................,o lepiej nie będę straszyć co potem,może tylko tyle in vitro  ,a ostatnie badania wskazują ,że być może też ,znaczny wzrost zachorowań na cukrzycę typu I-szego.Ale wracam do chorób i szkodników roślin doniczkowych.Wszystkie z plamami na liściach należy wynieść w suche miejsce,a jeżeli to możliwe,latem  do ogrodu,lub na balkon ale w cień.Natomiast szkodniki,te najpopularniejsze ,te od suchego powietrza,ale przyniesione do domu z jakąś nową rośliną  ,to: MĄCZLIK SZKLARNIOWY.O ! idealnie się czuje w w suchym ciepłym domu.Ten szkodnik to biała maleńka muszka.Gdy potrząśniemy  gałązkami ,unosi się w powietrze.Jego larwy wysysają soki z rośliny.Tu będzie wskazany kilkakrotny,zimny prysznic,ale wykonany po owinięciu doniczki folią bowiem intensywnie pryskamy roślinę,nie ziemię .Mocnym,zimnym strumieniem polewamy tylko po liściach.One giną od silnego strumienia wody i niskiej temperatury wody.Ważne jednak jest by powtórzyć go kilka razy,by  te co się właśnie wykluły ,ze złożonych jaj dostały swoja porcję prysznica.
Inaczej ,natomiast należy postępować ,z WAZONOWCAMI.Ich obecność stwierdzamy w momencie podlania ,obfitego podlania  ziemi.Pojawiają się wówczas,małe  białe,wyginające się na wszystkie strony gąsieniczki.Są bardzo żywotne.Taką doniczkę należy zanurzyć w wodzie tak,by spłukać wraz z tą wodą Wazonowce,one zawsze wychodzą na jej powierzchnie,zatem będzie łatwo.To też należy powtarzać.Cierpliwością można załatwić wiele.
I jeszcze TARCZNIKI.To małe tarczki znajdujące się ;pod liśćmi.W nich jest samica i złożyła tam jaja.Po jakimś czasie ,tarczka odpada,jaja spadają do ziemi,tam się wylęgają i wędrują w górę by założyć własna tarczkę.Nieruchome są tylko samice.Samce,jak to samce ,fruwają sobie, w oczekiwaniu  na atrakcyjną samiczkę,która to po zapłodnieniu,właśnie składa jaja pod tarczką.I tak sytuacja się powtarza.A my to możemy przerwać,okrywając szczelnie ziemię,a także zdejmując paznokciem,wszystkie w polu widzenia,ale tak by padły na folię nie do ziemi.

A miało być,tylko ,na chwilę...............prawda?
Na chwilę o roślinach doniczkowych w domu.Zatem ,witam Działkowców Doniczkowców !
Zima nie jest dobrym czasem dla wszystkich,absolutnie wszystkich roślin ozdobnych.Niektóre : tak jak np Fikus Beniamina gubi liście .Im dalej stoi od światła ,tym bardziej cierpi z braku jego niedoboru.Paprotki ,choć  brak światła dla nich nie jest tak uciążliwy ,za to cierpią od suchego powietrza,ale systematyczne zraszanie ich pomaga.Systematyczne ,to znaczy co najmniej 3 razy w tygodniu.W żadnym  przypadku,choćby nie wiem jakie było suche powietrze,nie należy zraszać figowców ,bo pojawia się na liściach  brunatne plamy.No -  może tylko za wyjątkiem Fikusa Sprężystego  [ to ten o dużych liściach ]Niech jednak stoi w pomieszczeniu w którym rzadko przebywamy,bowiem nie jest to roślina zbyt przyjazna człowiekowi,czego nie należy przypisywać innym fikusom np Beniamina i Binendijki .Ten drugi to pnącze,powszechnie spotykane w wielu domach o łaciatych liściach.Najbardziej jednak cierpią wszystkie rośliny "przelane"W zimie   należy podlewać  bardzo rzadko.Nadmiar wody poznajemy po zaschniętych końcach liści.Natomiast gdyby liście zasychały od   środka ,tuż przy głównym nerwie,to jest to oznaka braku wody.Ale czasem  przyczyną brzydkiego wyglądu ,są choroby ,lub szkodniki.

Choćby te najpopularniejsze,najczęściej spotykane.................... 
Bardzo proszę nie doszukiwać się niczego w treści tego przysłowia.Przysłowie jak przysłowie,takie sobie:"Wielbłąd to nic innego,jak koń , zaprojektowany przez komisje ekspertów".

środa, 3 lutego 2016

LILIOWCE,Hemerocallis.
Bylina ta jest uważana ,za jedną z najlepszych ozdobnych roślin na działki i do ogrodów.W uprawie znajduje się wiele odmian,różniących się, wysokością,czasem kwitnienia i barwą kwiatów.Wysokość O! - ta jest bardzo różna ,od 90 ,do 30 cm.A te niziutkie,bo jak na liliowce,to niziutkie,o te warto się postarać bo kwitną obficie w najprzeróżniejszych kolorach.Ich kwitnienie nie jest krótkie.Widziałam kiedyż ścieżkę w ogrodzie wysadzoną tymi niziutkimi i różnokolorowymi liliowcami.No - coś zupełnie niepowtarzalnego.Odmiany wczesne,zakwitają już, pod koniec maja ,późne na początku września.Wczesne odmiany,odznaczają się bardzo   bogatą gamą barw kwiatów od żółtych,przez pomarańczowe,ogniste,do krwistoczerwonych i fioletowopurpurowych.Także ozdobne są same liście ,odziomkowe ,to jest wyrastające z ziemi jak pióropusze.Zielone pozostają aż do przymrozków,bez plam i jakichkolwiek oznak chorób czy szkodników.I choć zdolne są do przetrwania w złych warunkach jednak pełny efekt dekoracyjny i ogromną ilość kwiatów ,uzyskuje się przy uprawie na glebach żyznych  i wilgotnych.Aby obficie kwitły ,potrzebne jest im światło i słońce.Nieźle rosną,choć słabiej kwitną na miejscach zacienionych.Rozmnaża się liliowce przez podział starszych egzemplarzy  na wiosnę i wtedy też są w handlu.

I jak Państwo widzą ,staram się znaleźć rośliny ozdobne,bardzo ozdobne ,a nie kłopotliwe w uprawie.I choćby te właśnie.Podlewanie w czasie suszy i dwa  razy dokarmiane, w marcu i maju jakimś nawozem mineralnym ,do roślin kwitnących im wystarczy.To wszystko.Ale maja też jedną wadę.Nie nadają się do wazonu.Zbyt szybko przekwitają.

No tak..........rozpisałam się,a tu już taka późna godzina.Wiec do jutra,taką mam nadzieję,jak Bóg da.
O pewnej bylinie,łatwej w uprawie,niekłopotliwej i pięknie kwitnącej................teraz.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób,lub sytuacji w tym przysłowiu jest przypadkowe.A oto przysłowie,które może się podobać - tak myślę.:"Lisy,tylko sierść  zmieniają ,nie obyczaje."

I właśnie przypomniało mi się jak to onegdaj zajączek popił zdrowo,aż tak zdrowo,że zasnął na  miedzy.Pojawiły się dwa lisy.Każdy miał na zajączka apetyt.Walczyły o zdobycz dzielnie,Pozagryzały się i padły nieopodal śpiącego zajączka.Ten obudziwszy się stwierdził............."co też po pijanemu można zdziałać"

To stary dowcip,wiec być może dobrze znany,zatem.............
Drodzy moi Działkowcy!...........Nie,zupełnie nie jest to czas na jakiekolwiek prace na działce.Przyczyn jest wiele.Chodzić tam teraz możemy tylko po ścieżkach.NIE NALEŻY DEPTAĆ TRAWNIKÓW, z wielu,bardzo wielu powodów.Jednym z najistotniejszych jest niszczenie darniny .Pod naszym ciężarem się zapadnie i pozostaną nierówności,ale to nie tylko to.Tam gdzie pozostał ślad naszych stóp zniszczone są korzenie nie tylko trawy,ale  też np.drzew rosnących ,nawet nie tak blisko.I to na co jesienią drzewo tak pilnie pracowało,to właśnie korzenie włośnikowe,to otwarta buzia tego drzewa do jedzenia niebawem,jak tylko ruszy wegetacja  wszystkiego tego to co daliśmy mu jesienią pod postacią nawozu mineralnego  ,zostanie zjedzone.Zatem,czekamy na obeschnięcie gleby,na tyle by można było na  nią wejść.Mój sąsiad Stefan,znając moje stanowisko w tej sprawie,kładł deski i chodził po deskach i jeszcze mnie informował..............." o popatrz ,nie zapada się".Ale ja i tego nie pochwalałam.Nie widzę powodu do pospiechu.I tu pragnę też poinformować,że jeżeli Państwo gdzieś przeczytali,że w lutym prześwietla się drzewa,to autor tej informacji miał na myśli sady wielkotowarowe.Tam ,by skończyć na czas należy wcześnie zacząć.AMATORZY W LUTYM NIE ZACZYNAJĄ. Z ,resztą ,to jet czas [ luty] w którym ,aż gęsto jest w powietrzu od chorób grzybowych,bo...........................BO MOKRO,BO WILGOTNO,a choroby grzybowe właśnie w wilgoci się namnażają,,z reszta,tak jak i grzyby.I nawet w marcu i nawet w suchy słoneczny dzień ,gdy" ranimy" tj.,prześwietlamy drzewa rany należy zamalować  pastą np. Funaben,lub choćby farbą emulsyjną z dodatkiem jakiegoś preparatu grzybobójczego.Te rany  w lutym to miejsce wnikania chorób,których objawy wystąpią  później.
Także ,proszę się nie spieszyć z obcinaniem róż.Koniec marca,luk kwiecień "pokarze nam" gdzie ciąć.Tnie się do zdrowego miejsca,to jest z jasną korą.Czarna kora,jest korą martwą i taką obcinamy.

Zatem co? na działkę udajemy się tylko na spacer i by sprawdzić czy wszystko w porządku,czy dach nie cieknie,bo miał ku temu powody,po tylu deszczach.Czy zamki i kłódki lekko się otwierają,bo jeżeli nie to po prostu bierzemy w strzykawkę , coś do naoliwienia.I jak sama nazwa wskazuje:oliwi się oliwą,lub  ewentualnie  [ ja polecam]olejem silnikowym np.
A przysłowie takie na dziś: "Kiedy sroka w styczniu gubi pióra,spadnie jeszcze śniegu fura.".
Nie spotkałam na spacerze żadnych piór ,więc chyba zima "odpuściła".Mając na względzie to,że temat sadowniczy ,jak na razie "się przejadł ".To może coś z roślin ozdobnych ?Ale przed tym............
W nawiązaniu do tytułu mojego bloga:
KIM JESTEŚMY?
Nie urządzam w nocy ryków,
nie potrzeba mi nocników,
także zbędna jest pielucha,
bo ma pupcia zawsze sucha.
Nikt do żłobka mnie nie taszczy,
i przedstawić się mam zaszczyt.
Jestem gołąb ,ptak dachowy,
pospolity nie rasowy.

Żadna to poezja,wiem - zdaje sobie z tego sprawę .Więc, przepraszam.Poprawie się.

wtorek, 2 lutego 2016

I jeszcze raz przepraszam za błędy ortograficzne.To nie powinno się zdarzyć.A to przez zamyślenie się nad treścią.
Owoce JEŻYNY  dojrzewają stopniowo.Trwa to,w zależności od pogody od  początku sierpnia do połowy września.Można je zbierać do natychmiastowego użycia ,lub zamrażać.W zimie są także smaczne.Polecam sposób podania ich.A jakże bardzo dzieci je lubią.

Porcja jeżyn np .około pół litra ,wymieszać z  pokrojonymi w kostkę dwoma,lub trzema bananami.Na patelni ,na  łyżce masła przyrumienić 4 łyżki płatków owsianych [bardzo bogate w witaminy] i dwie łyżki orzechów włoskich drobno posiekanych.Orzechy dodać na sam koniec i także na sam koniec 2 łyżki cukru.Chwilę mieszać i posypać tym sałatkę owocową .Niech lekko wszystko przestygnie.To wyśmienity deser.A że owoce jeżyn są bogate w witaminy ,to już sobie tę informację odpuszczę.A co do sałatki owocowej,to w tej chwili można też ją wykonać z jakichś owoców mrożonych z dodatkiem bananów.
Tylko jeszcze taka uwaga na koniec:To na  patelni winno tylko lekko się przyrumienić.Mieszanie obowiązkowe.I znam osoby które wolą posypać sałatkę jak całkowicie wystygnie posypka,ale wówczas  ,ze dwa ,trzy razy należy przemieszać.
Nawożenie JEŻYNY BEZKOLCOWEJ jest takie, jak innych krzewów jagodowych:zatem ,marzec,maj i listopad,po jednej garści np Fruktusu,lub jakiegoś  innego nawozu do nawożenia drzew i krzewów owocowych.Te pędy ,które urosną w danym roku ,owocować będą na przyszły.Zatem pozostają na zimę.W starych publikatorach możecie Państwo spotkać jeszcze zalecenie ,kładzenia pędów  na ziemi i okrywania liśćmi.Ale to było  potrzebne wtedy,gdy zimy,to były zimy ,a nie coś takiego jak choćby w tym roku.Gwarantują - już nie marzną.Można je zostawić rozpięte.Przez wiele lat tak robiłam .Jest natomiast co innego,na co należy zwrócić uwagę.Te pozbawione kolców JEŻYNY,żle się czują w nowej "skórze"  i tyko mażą,tylko marzą jakby się jej pozbyć.To taka chęć do powrotu do stanu dzikiego.Ma to nawet swoją nazwę,lecz w tej chwili nie to jest ważne.Ważne jest ,by przy pieleniu,najlepiej nie używać żadnych narzędzi.Myślę o miejscu blisko krzewu.Chodzi o to ,by nie skaleczyć korzeni,bo w miejscu uszkodzenia,wyrośnie pęd kolczasty.I co wtedy zrobić?Wtedy wyciąć go dokładnie przy samum miejscu gdzie się pojawił.To jest ważne,ale najlepiej nie kaleczyć.
I jeszcze to:Po zerwaniu wszystkich owoców,wyowocowane pędy należy jesienią wyciąć przy ziemi.W tym czasie są już nowe ,które urosły wtedy,gdy te stare zawiązywały owoce.Przy wycinaniu nie należy się pomylić.Początkującym radzę popatrzeć w górę na pęd  czy to ten który owocował?  ewentualnie prowadząc dłonią od końca jego,do ziemi.Tak robił mój sąsiad Stefan.Na zimę pozostają tylko te które będą owocowały w roku następnym.TO WAŻNE BY NIE ZAGĘŚCIĆ KRZEWU,BY NIE CHOROWAŁ NA SZARĄ PLEŚŃ.I proszę mi wierzyć,że odpowiednio prześwietlane i rosnące na stanowiskach ,gdzie jest przewiew ,nie chorują.Ale gdyby ,ewentualnie to się stało,to konieczny będzie oprysk takim samym preparatem jaki się stosuje na truskawki np. Sumileks i też należy opryskać trzykrotnie:na początku, w środku i pod koniec kwitnienia  JERZYN.

A jeżeli chodzi o owoce................
O ! przepraszam,za dwa błędy .Oczywiście jeżyna ,pisze się przez  "ż"
JEŻYNA BEZKOLCOWA O !,tę roślinę sadowniczą, polecam,gorąco polecam.Należy do szybko rosnących i jeszcze szybciej wchodzących  w okres owocowania.Do tego ma jeszcze inne zalety.Może stanowić odgrodzenie się od czegoś ,lub kogoś.W tym celu należy jej zorganizować podpory.Niech będą to np 4,lub 5  metalowych prętów o długości  od 2 ,do 3 metrów.Piszę od ,do albowiem na jakiej wysokości chcemy ją "prowadzić" .Głowna masa pędów,może być tuż przy ziemi ,a może na wysokości 2 m.zależy to tylko od nas.Z jednej sadzonki ,już w pierwszym roku po posadzeniu wyrasta kilka pędów,które najlepiej jest skierować w lewo i w prawo od rośliny.W taki sposób prowadzona będzie miła ,lepszy dostęp powietrza i światła i słońca.A to właśnie ma wpływ na smak owocu.Są pachnące soczyste i bardziej słodkie.Prowadzenie polega na przywiązywaniu pędów do prętów.Te pędy osiągają długość kilku metrów w ciągu jednego sezonu.Należy brać to pod uwagę planując nasadzenia,że np 4 m,w lewo i 4 m. wprawo będą pędy, JEŻYNY  BEZKOLCOWEJ.Znam osobę,która przy pomocy tej rośliny osłoniła sobie  niezbyt urokliwy kącik na działce.A jest to pryzma kompostowa i składowane obok doniczki,skrzynki ,wiaderka itp.Zrobiła to tak,że  pręty wbiła w kształcie litery L ,a to ,by mieć dostęp do tego miejsca  z jednej strony.Dwa boki są zasłonięte.I wiecie co? on to tak to zrobił,jest to tak wygodne i tak trwałe ,że chyba trzęsienie ziemi tego nie ruszy.Poza prętami jest tam jeszcze siatka plastikowa o dużych oczkach przymocowana do prętów i by sobie ułatwić sprawę przeplata wyrastające pędy JEŻYNY, miedzy otworami w siatce.I takich kształtów można wymyślać  wiele .A może w jednym prostym ,na lewo i na prawo prowadzeniem pędów odgrodzić się od ulicy,sąsiada itp.

I jeszcze...........
Ale jeszcze przed tym:"Los szczęście rzuca ,ale nie każdy je łapie.""Szczęśliwym się ten mianuje,kto spokojnie dni rachuje",a ja dodam od siebie,że nie wstaje w nocy by sprawdzać aktualną temperaturę.

No  - dobrze,dość tych niepoważnych tematów.
Wiecie co ? ,wiecie co?,zaczynam się martwić zachowaniem przyrody.Zbyt ciepło jak na luty.A tym bardziej,że pamiętam  taki jeden rok pięćdziesiąty któryś.W tym to roku w marcu zakwitły krzewy i niektóre drzewa [wiśnie i śliwy ].A potem w kwietniu pojawiły się mrozy i owoców prawie nie było.Tak,że  wszystko może się zdarzyć.I wszystko już było i miało miejsce.To co mnie jednak pociesza ,to to,że są chłodne noce.Bowiem zabójcze byłoby,gdyby w nocy,podobnie jak w dzień  temperatura utrzymywała się w granicach  +10 st.Ta sytuacja nie daje mi spać i jak ta głupia ,świecę latarką w termometr  w nocy w nadziei, że  jest nie więcej jak  +3 st   .Tak jakby to miało coś zmienić.No -ale dość siania defetyzmu.Jednak pokuszę się  i napiszę o obiecanej wczoraj JERZYNIE BEZKOLCOWEJ.

poniedziałek, 1 lutego 2016

Już bliżej do wiosny,coraz bliżej i warto bym zajęła się roślinami ozdobnymi,ale tak mi się wydaje,że przed tym jeszcze, chyba jutro o,JERZYNIE BEZKOLCOWEJ. O której w prawdzie,chyba niedawno pisałam,ale czy to kiedykolwiek napiszę wszystko?Podobnie jak inne krzewy warta jest informacji na temat uprawy,bo jakby na to nie patrzył krzewy na ogół są mniej kłopotliwe w uprawie ,od drzew ,rosną w zasięgu ręki ,a i owocowanie  ich mniej zawodne .
GALARETA Z AGRESTU.przytaczam w oryginale.
Zielony jeszcze agrest,z początkiem czerwca,zebrać.Oczyścić z ogonków i szypułek,opłukać i nalać tyle wody aby agrest był tylko nią pokryty i gotować przez pół godziny ,a następnie wylać do worka  płóciennego,a by sok powoli ściekał..Ten sok wlać do kamiennej,lub mosiężnej rynki,dodając na szklankę soku,dwie szklanki miałkiego cukru i smażyć na wolnym ogniu,starannie szumując.Gdy przy próbie szybko się ścina na zimnym talerzyku,wlać ja gorąca do słoików i postawić w zimnym miejscu.Pozostałą w workach miazgę ,można użyć na marmoladę.

Nieco to słodkie jak na mój gust,ale pozwolę sobie stosownym czasie na niewielkiej próbie to wykonać.To ciekawe jak smak odpowiadał naszym babciom i prababciom.Dziadków nie wymienię,bo dla nich nic nie jest za słodkie.
A ,o AGREŚCIE ,jeszcze to.:Trzy krzewy jak przed momentem poleciłam Państwu ,w zupełności wystarczą dla kilu osobowej  rodziny.Mam na myśli konsumpcję na surowo.Ale jeżeli nie jest to owoc szczególnie lubiany,to przecież można z niego zrobić drzemy,galaretki czy kompoty.Pamiętam czasy gdy robiło się kompoty na zimę,oj ! robiło.I prawie zawsze owoce agrestu były dodawane do owoców truskawek.Zaostrzały smak kompotu.Ale także pamiętam jak moja mam z miską tych owoców pod koniec lat 40  wychodziła do ogródka,który wtedy jeszcze był ogródkiem.Myślę tu o posesji przy ul .Pabianickiej 204.Podobnie z resztą i inne sąsiadki z tej kamienicy.Z tym,że one od rana skubały agrest ,a mama po pracy,po południu.A wyglądało to tak:Nożyczkami od manicure obcinała ogonek i okwiatek.Potem,żyletka oprawioną na patyku nacinała owoc.Potem maciupenieńką łyżeczką ,taką od soli ,z solniczki wyjmowała pestki z środka ,co nie było takie łatwe bo owoc był jeszcze nie dojrzały  i miał grubą skórkę.Ale taki miał być,bo to jeszcze soczysta i jędrna skórka była surowcem do sporządzanie galaretki agrestowej......................jak fama głosiła.................."po magnacku".Ważyła potem mama ten agrest i tyle ile było agrestu,dawała cukru.I wiecie co?wcale to nie było za słodkie, a jakie pachnące,a jakie galaretowate.Do chrupiącej świeżej bułki ,wyśmienite.I nikt  nie dyskutował,że to tyle pracy.Po prostu,agrest robiło się  właśnie tak .

Ale,ale ,a jak przetwarzano agrest ponad 100 lat temu ?W mojej  starej książce kucharskiej autorka poleca...............
Gdyby mi ktoś zadał pytanie,"A jaki lepiej posadzić na działce  AGREST,krzaczasty,czy pienny"?Odpowiem tak: w przeważającej liczbie przypadków pienny,to jest szczepiony na pniu jest formą wygodniejszą,bo przy jakichkolwiek pracach nie ma potrzeby pochylania się ,ale jest pewien kłopot.W prawdzie na początku,ale jest.Takie krzewy wymagają podpór.I dobrze jest wykonać je solidnie ,"wchodząc" nimi, np. metalowymi prętami w koronę krzewu,by zapobiec ewentualnemu wyłamaniu jej.Polecam sprawdzoną metodę trzech egzemplarzy posadzonych w kole o średnicy 2 metrów,przy prętach ,jak już zaznaczyłam wchodzących w koronę krzewy,ale też  wskazane jest połączenie ich jakimś miękkim drutem  by stanowiły całość,by wzajemnie się podpierały.Sadzimy oczywiście w odpowiednich odległościach przy granicy koła.A jeżeli jeszcze odgrodzimy czymś, np. drewnianym płotkiem ten agrestowy ogródek, to może stanowić niebanalną ozdobę,a przy okazji płotek umożliwi koszenie trawy jeżeli taka jest w pobliżu.
Krzewy agrestu są wytrzymałe na mróz i z tej przyczyny ,żadnego okrywania na zimę nie wymagają.Nie wymaga też  owijania dla ochrony przed mrozem sam pień i tu przy okazji: ten pień nie jest agrestem,ten pień to złota porzeczka na niej jest on szczepiony ,zatem wszystkie odrosty ,te przy ziemi i te na samym pniu ,należy likwidować.Ale należy ostrożnie podchodzić do samej korony.Tu cięcie,czy prześwietlanie winno być minimalne by nie wyciąć wszczepionego pędu,bo nowy nie odrośnie.Zatem co?Zatem możemy tylko częściowo i to same  końcówki pędów skracać mając jednak świadomość ,że  takie postępowanie  umożliwi zagęszczenie korony,bo z jednego obciętego w połowie pędu  wyrosną trzy.Czy aby na pewno o to nam chodziło?

I co jeszcze,a ,jeszcze to.................
Przysłowia o lutym:"Czasem gdy luty ,same pluty"."Czasem luty jak się zlituje,to człek na boso w pole wędruje.""Dzionki mroźne i dni pluty,słowem zwykły miesiąc luty."Bardzo stare te przysłowia ,a jednak mówią o tym,że w lutym bywały niezimowe dni.A podobno ocieplenie klimatu to sprawa ostatnich 50 lat.

I jeszcze o agreście:

niedziela, 31 stycznia 2016

Może jeszcze tylko to  :"Z weekendem  jak z facetami bywa podobnie.Masz wielkie nadzieje,ale zanim się obejrzysz jest już po wszystkim".

Do szefa dzwoni kierowca Tira.Melduje,że przejechał psa.Szef poleca mu go zakopać i jechać dalej.Z jakiś czas ,ponownie dzwoni kierowca i melduje ,że psa zakopał,zatem szef radzi,"no to jedź dalej?",na co kierowca ",tak ,ale nie wiem co zrobić z radiowozem?"
AGREST jest typowa rośliną  klimatu umiarkowanego.Jego owoce z powodu dużej zawartości witamin polecane są osobom osłabionym zmęczeniem wiosennym i,rekonwalescentom .Owoce zawierają dużo cukru [ w okresie pełnej dojrzałości] kwasy organiczne i dużo witaminy C,a także,są bardzo bogate w związki mineralne  -  potas,wapń,fosfor i ŻELAZO.Przewyższają pod tym względem jabłka.................. o ,to,to, o to mi chodziło.Uprawa AGRESTY jest łatwa a ochrona przed chorobami i szkodnikami jeszcze łatwiejsza.Agrest należy do rodziny,skalnicowatych,nazwa myślę,niezbyt popularna i chyba mało znana.Agrest jest krzewem dorastającym do 1,5 m,żyjącym wiele lat.Główna masa korzeni znajduje się na głębokości 30 cm,co oznacza,że bardzo reaguje na nawożenie ,które jednak nie powinno być częstsze jak trzy razy w sezonie w marcu,w maju i w listopadzie,po jednej garści  pod krzew np Fruktusu.Krzew może rosnąc wszędzie.Lepiej jednak by w zasięgu jego pędów ,jego korony,był czarny ugór i może być czymś ten ugór wyściólkowany np korą .Głównie chodzi o to by tuż przy krzewie nie rosła trawa,do której dostęp  jest utrudniony,z powodu kolczastych pędów.No - chyba,że będzie  to forma pienna,tj szczepiona na  pniu.To co może sprawiać kłopot to choroba AMERYKAŃSKI MĄCZNIAK AGRESTU.W prawdzie pokuszono się o wyhodowanie odmian odpornych np.Resistanta i Robustenta  jednak jak już nie raz wspominałam,że zawsze jest coś,za coś,krzewy te nie chorowały ale wydawały małe i niesmaczne owoce.Po nich jeszcze wiele odmian powstawało ,a ja wciąż polecam ODMIANĘ :BIAŁY TRIUMF.,bo jest ona bardzo plenna.Krzew ma, luźny w pokroju ale silny,pędy grube i sztywne,nie łamiące się.Odmiana bardzo mało podatna na mączniak,a jego" brat" Czerwony triumf , jest już bardziej podatny.Często jednak mączniak pojawia się tylko dla tego,że krzew rośnie pod drzewami,co nie jest wskazane.Wskazane jest słońce,światło i wiatr.

Widzę,że wszyscy ,już przy obiedzie,to może i ja też?A o Agreście jeszcze nie koniec,bo nawet mając tylko jeden krzew warto wiedzieć wszystko,absolutnie wszystko, o nim.
Bardziej"żelaznego"jedzenia szkoda szukać, jak to co podałam przed momentem.Bo jest żelazo w warzywach zielonych [groszek,sałata] i bardzo dużo w wołowinie.A jak to się ma do owoców ?Też można spotkać bardziej lub mniej bogate w żelazo.Przeglądając moje zapiski natrafiłam na AGREST.I co Wy na to  ,jaki jest Wasz stosunek do tego owocu?A może jednak warto mieć go na działce?.Może choćby jeden krzew ,pozwalając mu rozłożyć się na wszystkie strony.Taki "jedynak" potrafi mieć wysokość  półtora metra i podobnej  długości boczne pędy.,To co ? zaczynamy?
Wiecie co? Drodzy moi Czytelnicy ?Wymyśliłam sałatkę na kolację lub jako przystawkę przed obiadem,a to wszystko dla tego by poprawić morfologię,która aż tak zła nie jest,ale jeżeli może być lepsza ?,to czemu nie spróbować.Okres wiosny,to zły czas dla człowieka,zatem może ta sałatka bogata w żelazo przyda się i  Wam Kochani.Nawet jeżeli zdaje się,że wszystko w porządku  ,to nie koniecznie musi tak być,w myśl  prawdy:"Nie ma ludzi zdrowych,są tylko źle zdiagnozowani."

A moja sałatka składa się:
Z jednej główki sałaty rozdrobnionej [porwanej] i wymieszanej z 1 szklanką , a może też być więcej zielonego groszku i to polane sosem sporządzonym z 5 łyżek oleju 1 łyżki miodu ,odrobiny soli  i 2  łyżek octu balsamicznego, lub soku z cytryny.Po wymieszaniu należy potraktować tym sałatę i wymieszać.A na sam wierzch pokrojona na małe kostki ,takie 2x2 cm gotowana wołowina i w taka samą kostkę razowy chleb...................ale,ale wołowinę i chleb należy przyrumienić na patelni na klarowanym maśle,       p r z y r u m i e n i ć..................  koniecznie ,mieszając .Na koniec skropić  Maggi i już wystudzone  wyłożyć na wierzch sałaty.Każdy nabiera sobie porcję sięgając do dna."Oj !jakie to dobre "stwierdziła pewna osoba,to ja też chcę uzupełnić hemoglobinę."dodała no koniec.

A ja dodam jeszcze od siebie,że groszek może być mrożony i rozmrożony i niekoniecznie z puszki.Taki surowy jest jak świeży w smaku.


Macie Wy ze mną teraz,oj macie.Ale jeszcze tylko dziś o żelazie.Jutro już się z tego wyzwolę.
"Kto nie pyta,temu nie odpowiadają."No - i właśnie czemu mnie nie pytacie o nic?Najprościej pytać na moim adresie mailowym..Jest podany ................ale,może dla pewności ...................ciotkamalinka@gmail.com