piątek, 30 października 2015

Ci,którzy głoszą konieczność wiosennego bielenia ,tłumaczą to tak jak onegdaj mój sąsiad  Stefan.Bardzo onegdaj."Bo jak pobielę drzewa to wapnem zabije te małpy"I tu trzeba wiedzieć,że małpy u mojego sąsiada to szkodniki,takie jak mszyce,przędziorki i inne.Ha,Ha śmieją się z bielenia indywidualnie  i zbiorowo  wszystkie szkodniki ,bowiem wtedy są schowane w swoje "domki' chroniące je od wszystkiego.A wapno dla nich to Pikuś.I to tyle na dziś,ale myślę,że nie koniec tematu,który już kiedyś omawiałam...............wiem,wiem,  pamiętam.Zatem to nie skleroza.
Winna jestem wyjaśnienie - dlaczego bieli się owocowe drzewa na zimę a nie wiosną.Ileż sprzeczek na ten temat w czasie moich wykładów, ileż podenerwowania,po co nie wiem.Sprawa jest bardzo prosta.każde drzewo ,na zimę zamienia się w drewno .Jest suche od nasady pnia począwszy na najcieńszej gałązce skończywszy.Jak to  ?spytacie być może.Ano tak to,że latem wiązki sitowo naczyniowe,tj małe cienkie rureczki umieszczone  tuż pod korą wypełnione są sokiem ,a sok jak to sok wszakże jest płynem - czyż nie?O gdyby pozostał w tych swoich rurkach,w tych wiązkach  ,to zmarzłby,a  w takiej postaci,postaci lodu niestety powiększa swoją objętość.I co ? i drzewo przemarza.Jak puste rurki ,to nie ma co zmarznąć i to na  nasze szczęście.A,le może ktoś zapytać ,a co z tym sokiem?A ten sok jest,jest,nie martwcie się.Ulokowany bezpiecznie w korzeniach, głęboko ,poniżej strefy zamarzania gruntu i czeka.Czeka wiosny,bo wiosną kora się będzie nagrzewać i poszerzać  i wiązki sitowo- naczyniowe zaczną działać jak pompa ssąca.Będą zasysały tak skutecznie aż rozprowadzą  zmagazynowany w korzeniach po całej koronie.No i rozpocznie się wegetacja.Tak zachowują się drzewa w naszej strefie klimatycznej.Muszą przejść spoczynek zimowy.I niech w czasie tego spoczynku nikt ich nie budzi.A to budzenie może mieć miejsce gdy nie są pobielone pnie.Wszak ciemny kolor [niepobielonej kory}pochlania promienie słoneczne ,a biały je odbija.Z tej to przyczyny murzyni chodzą w białych szatach - zauważcie.Bielenie NA ZIMĘ ,zapobiega przedwczesnemu niepożądanemu  nagrzewaniu się kory.Czasem bowiem tak jest w zimie,że w dzień  ciepło,kapie z dachu, a w nocy [wszak to zima] temperatura znacznie spada.I co się wtedy dzieje,jak są niepobielone pnie drzew?Łatwo przewidzieć.Rozpoczęcie wegetacji w dzień i przyhamowanie nocą co skutkuje popękaniem wypełnionych sokiem wiązek sitowo-naczyniowych,a my obserwujemy pęknięcie kory,bo lód ją rozsadził,bo ma większą objętość jak woda ,jak sok.

To czemu krąży ten mit o bieleniu wiosennym pytają mnie słuchacze?Zaraz wyjaśnię.
Nie martwcie się Kochani !,że znowu tyle pieniędzy trzeba wydać bowiem:
"Bogactwo,jak zły lekarz,czyni nas z widzących ślepymi."
"Bogactwo i zaszczyty są niepewne i krótkotrwałe"............bo choćby to:"Spodnie z lampasem tymczasem"..............mówi Wam to coś.?

A ja nie, bogata,absolutnie,nie bogata staram się nie martwić co będzie jutro,bo w moim wieku tego jutra może nie być,cóż wola Boga.Zatem po co martwić się na zapas.
A przy okazji ,może przez te dwa dni nie uda mi się usiąść do komputera by coś napisać.Ale to nie jest pewne.Piszę tak na wszelki wypadek i chyba mnie rozumiecie ,bo to przecież szczególne dni.

Ale teraz jeszcze.....................


czwartek, 29 października 2015

Jeszcze nie okrywamy roślin ciepłolubnych ,np róż i innych,bo odparzy się kora,lub w przypadku pojawienia się deszczu i przy wysokiej temperaturze,mogą zginąć od chorób grzybowych,a wiosną Państwo stwierdzicie............"o zgniły".Z resztą - ,proszę teraz ubrać się w futro lub kożuch...............i co ca ciepło?,z pewnością za ciepło.Przestrzegam także tych działkowców którzy stwierdzili , niestety obecność ,myszy,nornic,norników itp, by do okrywania roślin nie stosowali liści,szczególnie suchych liści,a już zupełnie nie do okrywania korzeni świeżo posadzonych i innych młodych drzewek,bo myszowate czując się bezpiecznie w kopczyku liści będą ogryzały korę .Lepiej niech to będzie ziemia lub substrat torfowy.Zwracam uwagę na SUBSTRAT................ bo to odkwaszony torf.Jeżeli jednak  mamy zamiar okryć  jakieś rośliny kwasolubne,takie jak wrzosy,wrzośce różaneczniki [ nie mylić z różami ] rododendrony,azalie,hortensje borówki,to oczywiście tam stosujemy do okrycia torf,kwaśny torf.

To jak się od tych myszowatych zabezpieczyć?spytacie być może?.W sklepach  i supermarketach z akcesoriami ogrodniczymi są różnego typu zabezpieczenia do drzewek,młodych to jest,takich co to mają młodą korę chętnie ogryzaną.Stara już im nie smakuje,zatem okrycie nie będzie potrzebne.Będzie potrzebna starym drzewom owocowym ochrona od mrozów.Spełnimy to malując je mlekiem wapiennym  w stosunku jedna część gaszonego wapna  i dziewięć części wody,ale to jeszcze nie teraz,to gdzieś za miesiąc dopiero.Teraz wapno ,być może zostałoby spłukane,przez jesienne deszcze.Nic jednak nie stoi na przeszkodzie by wapno już kupić i naszykować szczotkę zmiotkę,bo to nią będziemy w grudniu nanosić  wapno z wodą na korę drzew.Tak najwygodniej.Aha !,widziałam w handlu wapno konfekcjonowane w pudełka z napisem............"Wapno do bielenia drzew."

Nie wiosną,lecz na zimę bieli się drzewa i o tym kiedyś pisałam bardzo obszernie,ale może powtórzę to jeszcze ,...........dla czego,lecz nie dziś.
Bo zaraz będziemy przygotowywać działkę do zimy.Przypominam,że już nie kosi się trawy.Należało to zrobić do polowy tego miesiąca.Powinna bowiem odrosnąć na tyle by okryła swoje korzenie.I jeżeli zapytałby mnie ktoś........."czy lepiej zostawi długie źdźbła,czy skosić?"Odpowiem .........,zostawić.No chyba,że takie ciepłe dni będą jeszcze przez 5 tygodni,co najmniej,co będzie oznaczało ,że do mrozów zdąży na tyle odrosnąć ,by mieć możliwość "położenia się" - okrycia darniny. Są tacy, którzy tego nie biorą pod uwagę,nie słuchają rad..........no i co ja mogę na to.Mogę tylko przytoczyć taki przykład,że znam osobę która wyskoczyła z 6 piętra i żyje,a przecież powinna się zabić.Może zatem upartemu też się uda,że teraz skosi trawnik ,a na wiosnę będzie on zielony,zdrowy,nie będzie,ani szarych,ani żółtych plam.No  -  cóż.Powodzenia zatem.
Może to jednak prawda,że przysłowia są mądrością narodu,bo choćby takie:
"Być młodym jest pięknie,być starym ,wygodnie".
albo
"Stary z młodą, ogień z wodą".
albo
"Bardziej niebezpieczna jest iskra na starość niż pożar za młodu."

I to tyle tytułem wstępu ,bo zaraz.

środa, 28 października 2015

Że co?,że ma być jednak jakiś przepis kulinarny?.No dobrze,to będzie  deser.Średnio twarde  trzy gruszki ,obrać ze skórki,wydrążyć gniazda nasienne,pokroić na małe kawałki dodać łyżkę rodzynków i dwie łyżki fig pokrojonych w paseczki.Dla dorosłych proponuję część skropić jakimś alkoholem by zaostrzyć smak i zalać galaretką ,koniecznie cytrynową do której jeszcze dodać [niestety nie soku z cytrynu bo się nie zsiądzie] tylko ćwierć łyżeczki kwasku cytrynowego.Przygotować ten deser w oddzielnych kokilkach dla każdego ,by nie pomylić i nie dać dzieciom tych z alkoholem włożyć do dziecięcych porcji np. śmiej żelki  lub po jakimś cukierku.Galaretka winna być kwaśna,bo bardzo słodki jest wkład do niej.No - ewentualnie po wystudzeniu  można przybrać bitą śmietaną,jakąkolwiek,np. w spreju .
A kiedy oprysk może być mało skuteczny?...........a może być.Wtedy jak będzie wykonany mało dokładnie,jak zostaną pominięte,części gałązek, [  bo za wysoko  ], lub bo korona drzewa jest tak gęsta ,że nie wszędzie dociera preparat,bo jeszcze są liści na drzewie i bo...........chcemy uchronić od wymienionych wcześniej chorób wiśnie Łutówkę.Darujmy sobie tę pracę.Łutówka  jest odmianą wiśni bardzo dobrą ale dla plantatorów.Wymaga wielu oprysków.Chimerycznie, rośnie,tak to nazwę,bo ma tendencję do ogołacania gałązek.Na takich gałązkach są trzy liście na końcu i dwa owoce.Swoim wyglądem bardziej przypomina małą Wierzbę Płaczącą jak wiśnię.Myślę..........warto rozstać się z tą odmianą i wymienić ją na odmianę Panda.Ale,ale,przypadkiem nowego drzewka nie posadzić w tym miejscu ,w którym rosła wcześniej ,też wiśnia, i "wyjadła" z ziemi wszystko czym wiśnia się żywi.W to miejsce można posadzić, ale nie drzewko pestkowe,tylko ziarnkowe tj. np gruszę lub jabłoń.
A przypadkiem nie prześwietlajcie teraz zbyt gęstych koron drzew,bo to zupełnie nie jest odpowiednia pora.

No - to jedna z prac jeszcze przed zimą za nami,ale nie ostatnia,nie ostatnia.O dalszych,niebawem.A poirytowanych faktem  jednak obowiązków związanych z uprawą sadu namawiam na rezygnację z drzew owocowych.Przecież to nie klęska,nie tragedia nie jakieś wielkie zmartwienie...........rozstanie się z nimi i na to miejsce posadzenie jakiegoś  [  większych rozmiarów  ] drzewa ozdobnego.Może do wiosny coś wymyślę i podpowiem.
Miałam w planie rozpocząć od słów............"niestety,jeszcze należy zrobić to i to na działce przed zimą",ale jakie tam niestety.Toż pogoda tak zachęcająca do przebywania na świeżym powietrzu,że będzie wielka przyjemnością,tak domniemam,wykonać oprysk w sadzie,..................oprysk zapobiegawczy.Przeciw jakim chorobom,muszę wyjaśnić.Otóż przeciw temu,by nie gniły jabłka i gruszki jeszcze będąc na drzewie,by nie pleśniały i nie sklejały się po dwie,lub trzy śliwki,wiśnie i czereśnie i aby na przełomie maja i czerwca nie skręcały się, nie skędzierzawiały się liści brzoskwiń i nektaryn.Tyle można dokonać jednym opryskiem zapobiegawczym,pierwszym opryskiem,ale jeszcze  drugi należy wykonać wiosną i innym preparatem.Teraz  stosuje się Miedzian.Zawsze radziłam by zbieg ten wykonać około połowy listopada ,jak spadną wszystkie liście z drzew owocowych,ale coś mi się wydaje,że można już,bowiem jak patrzę na ulicę i na gołe  Lipy,to chyba przyszedł czas na ten oprysk i ,na ten preparat.I dobrze by była , właśnie taka pogoda,bo...............działanie preparatu jest tym intensywniejsze im jest wyższa temperatura powietrza,a właśnie jest,no i by nie spłukał naszego oprysku deszcz,oby nie wystąpił co najmniej 6 godzin po zakończonej pracy,bo gdyby tak się stało,to oprysk należy powtórzyć.Dobrze jest do cieczy roboczej [preparat + woda ]dodać 2,3, łyżki płynu do mycia naczyń.Wtedy jest lepsza przyczepność.No i jeszcze to:Jeżeli już decydujemy się na tę pracę należy wykonać ją dokładnie.Mgła,którą pokrywamy gałązki winna być w takiej ilości,by się skraplała ,na tych gałązkach i już w postaci płynnej je pokrywała.

A zaraz cd tematu,tylko wyjaśnię coś przez telefon pewnej osobie.

Ten czas zmusza do myślenia,do myślenia o życiu.To może takie przysłowie;
"Życie przypomina ogień,początek jest płomienny a koniec  - popiołem." [ gruzińskie]

Abym znowu się nie rozpisała na tematy kulinarne,zacznę od tematu działka, a konkretnie część sadownicza.

wtorek, 27 października 2015

Przepis podany przed momentem zajął mi trochę czasu.......jak widać z resztą,ale chciałam by  był czytelny.Na ile mi się to udało nie wiem.Osobiście wolę tę roladę,lub tego klopsa  jak kto woli nazwać podać na zimno,jako przystawkę z grzankami    i sosem korniszonowym.
A sos korniszonowy robię tak:Jest to bardzo proste.Kilka korniszonów drobno siekam ,dodaje dla wzbogacenia i urozmaicenia smaku ,trochę kaparów,a jak nie mam kaparów to dodaję kilka suszonych pomidorów pokrojonych w kostkę [z pomidorami sos łagodniejszy ] ,no i 1 szklankę majonezu,1 szklankę gęstego jogurtu,obowiązkowo łyżkę cukru.
:Po wymieszaniu podaje w sosjerce.A zimne plastry mięsa ozdabiam na półmisku rzodkiewkami,robiąc z każdej kwiatek.A robi się to tak:Po obcięciu ogonka ,małym nożykiem należy nakrawać ,czerwoną skórkę rzodkiewki od ogonka do nasady,miejsce za miejscem nie dochodząc jednak tak całkiem do końca, tak by wyglądały jak czerwone płatki odkrywające biały w środku kwiat.

A do tego,nareszcie też coś ciepłego np. czysty czerwony barszcz w kokilkach.I wiecie co?mój barszcz ma takie powodzenie ,że dodatkowo stawiam na stole porcelanowy dzbanek z nim,bym nie musiała biegać do kuchni i dolewać,każdy może zrobić to sam ,korzystając z barszczu w dzbanku.

Przepraszam,ale to już wszystko na dziś.Zaraz bowiem zamieniam się w wykładowcę i idę do pracy,bowiem właśnie od wczoraj trwa kurs.
W  prawdzie w tym roku nie ma dwu dni świat,ale i tak rodziny będą się spotykać.Może zatem na tę okoliczność, przygotować coś łatwego do wykonania .Zaletą ,tego jest możliwość przygotowania nawet na dwa ,trzy dni wcześniej.Wypróbowałam................ma wzięcie.

Należy przygotować dwie piersi kurczaka,  [filety  ]ot choćby jutro,przekrawając je wzdłuż  ,by uzyskać dużą ;płaszczyznę.By ją jeszcze powiększyć,dobrze będzie pobić lekko tłuczkiem.Kostkę rosołową,lub dwie [kto woli bardziej słone] rozgnieść i wymieszać z łyżeczką Cury i łyżką miodu i łyżką oleju.Natrzeć tym rozbite filety  [piersi] .Zwinąć i dać do lodówki na jedną dobę.Następnego dnia doprawić pół kilograma mielonego mięsa.Może też być drobiowe,pamiętając o dodaniu połowy bułki namoczonej w mleku i odciśniętej i o dodaniu jednego jaja i jednej cebuli pokrojonej w kostkę i lekko zeszklonej,na maśle .Dla wzbogacenie smaku radzę też dodać ze dwie  wątróbki drobiowe  też pokrojone w kostkę i podsmażone na maśle. Należy  posolić i popieprzyć do smaku.Wymieszać.Rozpłaszczyć ,tj rozwinąć filety i tak je ułożyć by jeden lekko zachodził na drugi.Posmarować ciepłym masłem [2 łyżki] ,rozłożyć mięso mielone z wątróbką i zawinąć ,tak jak się zawija makowce.Końcówki wsunąć nieco do środka i całość owijać,owijać ,dokładnie nitką.Obsmażyć na patelni by się ten jakby klops przyrumienił i teraz,można upiec w piekarniku około 40 minut dodając masła   pod koniec pieczenia,lub kto lubi mniej spieczone,mniej rumiane ,może włożyć do żaroodpornego naczynia ,dodać 4 łyżki masła i pół szklanki wina lub rosołu z kostki.Wino ,niekoniecznie................tylko dla koneserów.Poddać prużeniu pod przykryciem około pół godziny.Wystudzić.Wyjąć z sosu .Położyć na deseczce i obciążyć drugą deseczką  z naczyniem z wodą,by się nieco spłaszczyło.Można po zdjęciu nici pokroić w plastry ,włożyć do sosu i podawać na gorąco,lub na zimno.Jak kto woli.Najlepiej z sałatą zieloną ,lub mizerią,ot kurczak po polsku.

poniedziałek, 26 października 2015

JESIENNA ZMIANA WARTY.
=========================
Przyszła jesień ,a jesienią politycy się zamienią.
ci odchodzą,ci zostają,odchodzący źle się mają.
Trwa złowieszczy ciszy spokój,cizi nie ma już przy boku.
A przecież tak miło było,,tam się jadło,w barze piło.
I owoce morza były i taśmy co się kręciły.
Któż by wtedy myślał o tym,,że odkręcą wszystko potem,
co się jadło i co pilo i co w trakcie się mówiło.
Mama rad dawała dużo.............choćby,"nie mów z pełną buzią."
Któż by jednak słuchał mamy,no to mamy to co mamy.
Teraz,barchanowa żona ,obrażona,urażona,że śpi sama na kanapie,
bowiem w nocy  mocno chrapie.
Nie ma kumpli,drinków nie ma.
Jak tu żyć?...........to jest dylemat.
Tak zupełnie nieoczekiwanie ,bo to nie moja pora................ale wiersz,tylko wiersz.
SADOWNICTWO i w tym temacie, JARZĄB POSPOLITY  [JARZĘBINA].W prawdzie ,nie spotykam jej nadziałkach,co najwyżej w ogrodach przydomowych jako drzewo ozdobne,lub krzew.Warto wiedzieć,że nie ma ,absolutnie, nie ma żadnych wymagań glebowych.Polecam uprawę odmian szlachetnych ,spotykanych w niektórych szkółkach ,a to ze względu na zdrowe owoce.Tak,tak,to te korale jarzębiny wyśpiewywane ,zebrane,koniecznie po przymrozkach mają duże właściwości lecznicze,ot choćby pod postacią soku.Próbowałam,da się pić.Kiedyś marynarze zabierali ze sobą sok jarzębinowy,bo nie mieli dostępu do świeżych warzyw i owoców,a pływali ,miesiącami i by nie zapaść na groźną ,wówczas,chorobę marynarzy,szkorbut ,pili właśnie ten sok.Bo gdyby nie on w krótkim czasie pozbyliby się zębów.Także zawarty w owocach kwas sorbowy,działa bakteriobójczo,na cały przewód pokarmowy i na wszystko co w naszym środku.A same owoce.................Uwaga! są polecane  pomocniczo w leczeniu cukrzycy,a szczególnie jej stanach początkowych,także w chorobach nerek i wątroby,zatem na wszystko co w naszym środku ,jak napisałam wcześniej.Cenne odmiany i typy i tylko takie polecam,bo ich owoce dają się zjeść,rozmnaża się przez szczepienie na siewkach jarząbu pospolitego.

I to tyle na dziś ,ale mam jeszcze w zanadrzu kilka drzew i krzewów  nie spotykanych,dla amatorów.
A ONEGDAJ BYWAŁO I TAK.Przede wszystkim ,jeszcze w latach ,zaraz powojennych ,były dwa dni  świąt.Nie chodziło  się na cmentarz.............absolutnie...........1,ego,tylko 2,ego,bo przecież Święto Zmarłych jest 2,ego .A tu zima na dworze.Groby śniegiem zasypane.Odwiedzający  w ciężkich,bardzo ciężkich pelisach,z futrzanymi kołnierzami.Aha ..........droga młodzieży..........pelisa to zimowy płaszcz z futrem w środku,a czasem jeszcze z watoliną ,wyobraźcie  sobie jakie to było ciężkie.Nie,nie, kożuchy jeszcze nie były w modzie.Nosili je tylko dozorcy i furmani.A damskie futra............o to była rzadkość,bowiem zostały w czasie wojny zabrane przez okupanta ,by ocieplić żołnierzy walczących pod Stalingradem ,co jak wiadomo i tak nić nie dało i z powodu zimna............... i braku dostaw cała Szósta Armia von Paulusa poddała się do niewoli.No - ale już  jest koniec lat 40,tych i idziemy na cmentarz z zasypanymi śniegiem grobami.I niech nikt nie myśli,że niesiono tam jakieś kwiaty................o nie.Nie było jeszcze sztucznych,bo nie było plastiku,a żywe ,to majątek.Nie było też zniczy,ani jedniutkiego.Takie coś zupełnie nie istniało.Zapalało się na grobie zwykłą białą świecę,odgarniając śnieg.Rodziny postały z pół godziny przy grobie,bo zimno.Wokół pachniało naftaliną od tych wyciągniętych z szaf pelis i potupawszy nogami szło się do domy wspominając tych co na cmentarzu pozostali.Tylko świętowali dłużej Cyganie.Rozkładali obrus na grobie i jedząc i pijąc ,też za nieboszczyka.Nie spotykam się teraz z tym,choć Cyganie w Rudzie pochowani są.Po powrocie do domy mama zaraz wstawiała wodę na herbatę,obrzydliwą herbatę pod tytułem Ulung w pergaminowej  torebce ,  za to ojciec  przygotowywał coś pysznego.To była grzanka.Ale jaka tam grzanka skoro nie było czekolady.Zatem robił ja z cukierków irysy .One nazywały się "Alfa".To były mordoklejki.Pół kg. tych irysów ,4 łyżki masła,1 szklanka wódki i 1 szklanka spirytusu.To zagotowywał ,a na koniec zapalał i szybko kład pokrywkę.Dostawałam tego jedną stołową łyżkę,owszem.Chciałam więcej,ale mi nie dano., Do tego było ciasto drożdżowe i ta okropna herbata parzona w małym porcelanowym czajniczku.Mówiło się na to esencja.Smakosze herbaty poczęstowani,choćby nawet tą esencją ,zapytaliby" a gdzie herbata"?Tak, to onegdaj  Święto Zmarłych,świętowano.

Ale dość wspominków,bowiem.........
A może takie przysłowie,na dziś?"Osoba zięcia jest kolumną,na której się wspiera serce teściowej."Jest to przysłowie armeńskie.Niebawem zięciowie spotkają się,  być może z teściowymi,z okazji Święta Zmarłych................tak myślę,zatem warto wiedzieć.

I jeszcze ,oby pogoda była taka jak dziś w to świeto rodzinnych spotkań żywych z umarłymi.

niedziela, 25 października 2015

AKTINIDIA,jest pstrolistna,ostrolistna i chińska. CHIŃSKA, wydaje duże owoce zwane agrestem chińskim [ kiwi ].Dwie pierwsze są u nas uprawiane , mają drobne owoce,ale za to bardzo wyraziste w  smaku,są słodko kwaśne   i pachnące.Dojrzewają we wrześniu.Obie uprawiane u nas Aktinidie są pnączami o pędach dorastających do 5 m..
ASSAI,dorasta do 4 m.Owoce ma małe,słodkie,a ususzone przypominają rodzynki.
WEJKI,wzrost ma silny,owoce drobne o średnicy 3 cm,zielone z czerwonobrunatnym rumieńcem.Bardzo zdobią roślinę gdy dojrzewają ,a dojrzewają w pażdzierniku.
DR SZYMANOWSKI.U nas jeszcze mało rozpowszechniona.Ma drobne owoce ,nadające się na przetwory i susz,jednak najbogatsze są one w witaminy,w porównaniu z poprzednimi.

A na działce,może posadzić.............jeszcze taką roślinę dla amatorów szczególnie.
Zadzwoniła moja przyjaciółka,z prośbą:"wymyśl coś do kotletów mielonych i ziemniaków,ale niech to będzie coś gotowanego,jakieś warzywa gotowane,ale nie buraczki,nie fasolka ,nie marchewka,nie groszek."Ot - i problem,ale nie dla mnie,bo od jakiegoś czasu,a konkretnie jak jest tania papryka sporządzam coś takiego:pół główki lub jedną małą kapusty włoskiej kroję w  paseczki ,do tego dwie papryki ,też kroję w paseczki ,do tego dwie cebule w talarki i gotuje.................Uwaga !koniecznie odkryte, w bardzo małej ilości wody.Czas gotowania to 30,40 minut maksymalnie.Pod koniec dodaję dwie kostki rosołu drobiowego  dwie ,lub więcej łyżek masła świeżego,czubatą łyżkę cukru  i drobniutko pokrojone dwa pomidory.Pomidorów nie dodaję wcześniej ,bo utrudniają  rozgotowanie się innych warzyw.A na koniec jeszcze pikantnego keczupu cztery łyżki.To jest wyśmienity dodatek do wszystkich mięs,ale do mielonych kotletów szczególnie,a ten sosik,ach ten sosik ................pychota.
A ONEGDAJ BYWAŁO TAK:Myślę,o końcu lat 40,tych ubiegłego wieku.Spadały kasztany.Chodziło się je zbierać na niemiecki  cmentarz jak już wspomniałam.Jakież to dla dzieci były skarby .Ważniejszy był ten,kto ma więcej.A potem w jesienne deszczowe wieczory wyczarowywało się z nich najprzeróżniejsze ludziki i zwierzątka. I tu - kłopot.Gdzie to ustawić?Mama z takiej kolekcji zadowolona nie była,bo to się kurzy,bo nie pasuje na kredensie,a chciałoby się ,oj ! chciało mieć to w zasięgu wzroku.Ustalono raz na zawsze,że będą ustawione na pokojowych piecach.W prawdzie to wysoko ,ale co tam ,dobrze,że choć tam i że uzyskano na to zezwolenie,bo to rodzice rządzili w domu i decydowali,nie dzieci...............wtedy oczywiście.I stały biedne i się od ciepła kurczyły i czasem gubiły zapałki,którymi były połączone.Raz jeden mój ludzik zgubił nogę i ojciec skomentował to tak:" a ten inwalida to co,chyba z wojny wrócił?"Gdy od ciepła pokurczyły się bardzo,posłużyły za podpałkę do pieców.Piece w domu to coś co gromadziło rodzinę ,to zapach palonych szczap drewnianych ,takich smolnych,takich pełnych żywicy i bardzo ,bardzo pachnących i  ogień,można było w niego patrzeć i patrzeć,to coś żywego w domu.To nie kaloryfery.Ale ta tęsknota znana jest już niewielu.A co w tym czasie robili właściciele ogródków przydomowych?,bo to może interesować Moich Działkowców.I tu Was zaskoczę Kochani,nie robili nic.Nie przekopywali ziemi.Zostawiali na zimę nieprzekopaną.Dopiero robiono to wiosną,a za nawóz posłużyły im ludzkie fekalia ,bo przecież w nielicznych tylko domach była kanalizacja.Jak wspominam te widoki polewania nimi grządek przed kopaniem,to mnie mdli.Ale cóż,tak się wtedy żyło.Już widzę co by było teraz gdyby dowiedział się o tym SANEPID.I to tyle na temat jesiennych smuteczków ,teraz i onegdaj.

A już zaraz...........
"Jeśli chcesz kogoś poznać,daj mu władzę".
To  takie pasujące na dziś przysłowie............czyż nie ?

A tak w ogóle ,to jakoś smutno.Sypią się liście z drzew niczym confetti Spadają też kasztany.Ach te kasztany.Gdy byłam dzieckiem,chodziło się po nie  na niemiecki cmentarz .Cmentarz był oczywiście ewangelicki ,ale w Rudzie Pabianickiej wszystko co było ewangelickie ,zwano niemieckie.,kościół też.No to może:JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO.Pan Piotr,który bardzo lubi czytać te wspominki,chyba będzie dziś zadowolony.