sobota, 14 lutego 2015

Onegdaj bywało tak.Jak już czasem wspominałam że moi rodzice dysponowali schowkiem pod schodami,choć mieszkali na pierwszym piętrze,ale właściwie klatka schodowa był do naszej dyspozycji cała, bo na drugim pietrze mieszkała moja siostra z rodziną.Jak tylko nastała wiosna to w słoneczny ciepły dzień sosnowe półki,ze schowka były szorowane ryżową szczotką i wodą z sodą i szarym  mydłem.Czyste pomieszczenie czekało na przetwory.A właściwie dla czego je robiono?Ano dla tego,że w sklepach  była tylko kiszona kapusta i ogórki,tak ,tak no jeszcze musztarda i ocet.Żadnych słoików bo też nie było takich jak dziś typu twist,,tylko typu weck.Ten typ charakteryzował się tym że miał też szklana pokrywkę i między tę pokrywką a słoik była wkładana gumka i sprężyna na wierzch trzymająca pokrywkę .Wszystkie gumki corocznie były wygotowywane.Oczywiście zawartość słoików pasteryzowano,czasem nie raz,bo się nie zamknęły i systematycznie sprawdzano w czasie przechowywani,.to było kłopotliwe ale za to wygodne były te słoiki ,bo nie zwężały się ku górze i swobodnie wchodziła tam dłoń.A przetwory ; na pierwszy plan szły truskawki przetwarzane na kompoty,natomiast porzeczki,o te, były przeznaczone do  wina i na galaretkę.Pamiętam że po oberwaniu z szypułek i opłukaniu,przeciskane były przez gazę,by uzyskać sok.Oj! była to ciężka praca. I mierzono ile jest litrów ,bo tyle litrów też wlewano wody i tyle litrów cukru.Zatem w równych proporcjach. Najpierw balon stał na parapecie okna i przez specjalny bulgotek ,bulgotał w dzień i w nocy.Po kilku tygodniach zanoszono go  doschowka ,gdzie fermentacja przebiegała już wolniej .W listopadzie było zlewanie wina z nad osadu i korkowanie i lakowanie i układanie na leżąco,no i jeszcze była kartka z datą Ale to akurat był Pikuś w porównaniu do sporządzania galaretki   [na surowo] z porzeczek.W dzisiejszych czasach nie wiem czy znalazłoby się amatorów na coś takiego. W makutrze [to kamienna misa z rowkami wewnątrz] ucierało się jeden litr soku z porzeczek z dwoma kg.cukru.Ucierało,ucierało i ucierało.A wszystko co zwało się ucieraniem to było moje zadanie.A jakie było słodkie to nie wspomnę.Po utarciu wlewało  do słoików i pergamin w kształcie krążka umoczonym  w spirytusie kładło na wierzch a następnie pokrywkę i sprężynkę i o dziwo nie psuło się  to,to i miało konsystencje  galaretki.To jednak dopiero początek przetworów.Czyste półki czekały na następne przetwory,.ale o tym już jutro.
Onegdaj bywało tak.Zaraz po zakończeniu wojny po pierwszej wiośnie przyszło lato.Wszystkie lokale w kamienicy już były zamieszkałe.Wielu lokatorów  przybyło z okolicznych wsi i kontakt z rodziną pozostawioną tam nie ustawał.Zatem plony owoców przywozili w celu przerobienia na kompoty ,dżemy i konfitury.W ciepłe słoneczne dni podwórko wyglądało jak przetwórnia owoców.Pamiętam sąsiadki  siedzące na   [ jedne mówiły zydlach inne na ryczkach a jeszcze inne na stołeczkach] i obierały  lub drylowały owoce A nawet smażono je też na podwórku na prymusach.Prymus to taka  maszynka na naftę.Zatem w zależności od przetwarzanych owoców pachniało,albo truskawkami ,albo wiśniami,albo malinami.Moja mama pomimo że pracowała ,także sporządzała dżemy ,soki,galaretki,wina nalewki,Tylko to wszystko było robione po południu.Oczywiście nie obyło się bez mojej pomocy,a czasem miałam zadane jak lekcję "gdy wrócisz ze szkoły  to weź się za obieranie porzeczek"Popatrzyłam na ogromną miskę pełną owocu i płakać mi się chciało bo wczoraj umówiłam się z koleżankami  na podwórku,na skakanie przez gumę.Ale z tymi porzeczkami to wiąże się taka historia Przyniosła je kobieta,która  uprawiała sadzik,a może nawet sad.Była wdową i mieszkała  z synem i synową.Żyła ,ze sprzedanych owoców.Zaopatrywała nas we wszystkie od truskawek począwszy,na późnych jabłkach i gruszkach skończywszy.Kiedyś przyszła zapłakana. Jej syn jedyny się powiesił i to czego ja wówczas nie mogłam zrozumieć,na klamce od drzwi.Drążyłam temat,aż ojciec zapytał,"Wiesz co ,może urządzimy wizje lokalną"?Zostałam zawstydzona i już nic więcej nie pytałam ale jeszcze długo po okolicy krążyła wersja ,że teściowa z synowa nie mogły żyć w zgodzie i ,że syn i mąż był miedzy młotem a kowadłem i tego po prostu nie wytrzymał psychicznie.A jakie i dla czego robiono przetwory w moim domu już za moment
Jest sobota ,to ja poproszę o wolną.Że ,co ,że nie,że mam pracować jak górnicy?No dobrze zatem JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO.
"Tato,a co to jest skurczybyk"?  -  "to taki byk co się kurczy."

piątek, 13 lutego 2015

Skrzyp polny..Czy ja o tym chwaście mającym jednak właściwości lecznicze nie pisałam ?Myślę ,że chyba jednak nie.Zatem tyle na ten temat.Jest on rośliną wieloletnią i z ogromnym "apetytem" zasiedla tereny podmokłe.Rozmnaża się,rozrasta,przez podziemne rozłogi sięgające głęboko ,zatem każde niszczenie jego części nadziemnych  nie daje skutku ,co najwyżej tylko osłabia rośliny,ale dobre i to.Pamiętam jak niejednokrotnie słuchacze na moich wykładach byli bardzo zawiedzeni,że nie mogę podać im skutecznej metody walki.Niestety ,tylko uregulowanie stosunków wodnych  -  no najlepiej drenaż,daje jakieś  rezultaty.Wcale nie zajmowałabym  się tym tematem,gdyby nie jego zastosowanie w lecznictwie ,a nawet ochronie roślin na działce.Ziele skrzypu jest  wskazane dla ludzi w wieku podeszłym [jak ja],oraz dla matek karmiących,gdyż poprawia mineralizację kości.I życzę Państwu by spotkało  Was to co mnie.Lekarz sprawdzał moją datę urodzenia dwa razy w końcu skonstatował......"no,no,no nic a nic  nie ma pani osteoporozy."No tak ,ale mam za to co innego,bo jakby nie mieć w tym wieku czegoś co zwie się zmianami starczymi jak tu 77 wchodzi na człowieka.Ale wracając do skrzypu.Poza właściwościami leczniczymi [jest skrzyp w mieszankach np.Reumosan.]W ogrodzie natomiast można go wykorzystać do walki z chorobami grzybowymi.Do ochrony używa się cieczy uzyskanej,z 10 l wody i 1 kg świeżych pędów,lub 150 gr.suszonych,ale po rozcieńczeniu  w stosunku 1:5.Opryski ,wykonywać można także zapobiegawczo na wszystkie choroby grzybowe,zapobiegawczo tzn jak jeszcze nie ma chorób,np na zarazę ziemniaka na pomidorach od maja do lipca.
ZIOŁA,ZIOŁA,ZIOŁA
 Ostrzegam, danie to wymaga więcej pracy, ale czegoś zdrowszego,i bardziej eleganckiego,bo wypracowanego  [niestety ]Kochani nie spotkacie.Proponuje zatem jako przystawkę dla bardzo szanowanych gości,niech ich to zadziwi,a,że zadziwi  g w a r a n t u j ę.Od czego zaczynamy? od  kupna pstrągów .Ilość zależna od ilości gości i wielkości półmiska.Liczy się pół ryby na osobę. Potem  należy je" sprawić" jak zwykle nie odcinając głów.Pokroić na większe kawałki,posolić i do każdego kawałka włożyć do środka  gałązkę  natki pietruszki i łyżeczkę masła.Niech tak poleży nawet i dwie godziny,a my w tym czasie,przygotowujemy galaretę [ale nie do ryby,nie].Jedną szklankę wody zagotowujemy z kawałkiem kostki rosołowej,lub całą,[zależy do wielkości kostki] i w tym rosole rozpuszczamy żelatynę,jedną równą łyżkę.Proszę zwrócić uwagę,czy żelatynę można gotować czy nie,bo są rożne. Ważne by się dobrze rozpuściła.Wyjmujemy  ile tylko mamy kieliszków,im mniejsze tym lepiej.Do każdego kieliszka wkładamy zielony groszek z puszki [około jednej trzeciej].Wlewamy przygotowaną galaretkę i wstawiamy po przestygnięciu do lodówki. W tym czasie na klarowanym maśle na dobrze nagrzanej patelni smażymy lekko oprószone mąką kawałki ryby.Studzimy.Już całkiem zimne układamy na półmisku,wyłożonym sałatą w całość tj z głową włącznie. niech tak sobie leżą jakby były całością.Dekorujemy  galaretką z groszkiem z kieliszków wyjętą.Gdyby były trudności z wyjęciem,należy na BARDZO MAŁĄ sekundę  włożyć kieliszek do gorącej wody,ale ,to naprawdę ma być maciupeńieńka sekundka.Wtedy "wyjdzie" z łatwością.I co Państwo na to?
A TERAZ OBIECANE WCZORAJ DANIE ZDROWE W MYŚL HASŁA "KOŃCZYMY JEDZENIE,ZACZYNAMY ODŻYWIANIE.
Widzę  ! czytających jest mało,i tak myślę,że kto żyw pojechał na działkę.Ale czy pamiętacie co napisałam, -  no, może czy chcecie pamiętać,by teraz, gdy gleba jeszcze jest bardzo wilgotna jak mówi mój sąsiad Stefan "od stóp do głów"nie chodzić po niej,ani po tej w czarnym ugorze,ani po trawniku,bo niszczymy jej strukturę.Bo w przyrodzie jest tak:już od jesieni działają na całej powierzchni działki kanaliki,którymi woda jest odprowadzana do niższych warstw gleby i tam zalega by dać się "napić",różnym roślinom a w przypadku jej nadmiaru tymi kanalikami jak kominami wyparowuje  do atmosfery .Chodząc,depcząc całą tę wypracowaną strukturę niszczy się ją.Zatem czy warto?A wiele prac ,które należy przeprowadzić na przedwiośniu ,zdążymy . jeszcze wykonać,zdążymy.Wszak przedwiośnie jeszcze trwać będzie ponad miesiąc.
"O ! słyszę,ze rozmawiacie o franku."Tak ,ale my o Franku Sinatrze".

czwartek, 12 lutego 2015

Kalafior [może być mrożony],ugotować,ale nie przegotować.Ostudzić.Na dużym półmisku ułożyć warstwę  "poszarpanej " sałaty .Na tej sałacie  ułożyć 4 jaja ugotowane na twardo pokrojone w ćwiartki i cztery pomidory  także pokrojone w ćwiartki  lub ósemki i połowę zielonego ogórka pokrojonego w kostkę, [bardzo poprawiają smak dania].Sporządzić  sos z  jogurtu gęstego i 4 łyżek ostrego keczupu nieco posłodzić. Polać tuż przed podaniem a na wierzch  dać garść suszonych pomidorów pokrojonych w paseczki.Nic lżejszego np na kolacje wymyślić się nie da i UWAGA ! ODCHUDZAJĄCY SIĘ ! to danie także dla  was,a wprowadzamy do organizmu witaminy  A i C i B [to z jajek] no i tenże sulforafan zawarty w kalafiorze,ale nie tylko .Także likopen nie dopuszcza do rozwoju komórek olbrzymów,z których to bierze się rakowe zło.A jest  on w pomidorach i w keczupie i to w nim właśnie jest go dużo,bo likopen wzrasta znacznie po przetworzeniu pomidorów na  przecier ,sok,czy keczup.Zatem smacznego! 

A jutro o rybach ,za mało ich jemy,na co mąż mojej koleżanki  zapytał " a co mamy stosować dietę śródziemnomorską?".Wiem ,my mamy klimat" schabowy" odparłam bo u nas zimniej  ,ale nie tak jak przed 50 ciu laty.To nie te zimy co dawniej,gdzie należało jeść tłusto i  kalorycznie,by utrzymać odpowiednią ciepłotę ciała.Ale ja wiem też o co mu chodziło.To co mówię to rewolucja w jego myśleniu,bo np głosi  że z ryb najbardziej właśnie lubi schab.
A teraz obiecane wczoraj danie lekkie zdrowe i bogate w witaminy i także we wspomniany wczoraj sulforafan,ale dziś będzie on w kalafiorze.
Dziś rano w trakcie robienia zakupów w warzywniaku  [oj,kupuje tam często i dużo  ],bo warzywa wszak nie tuczą.No chyba że będzie to tłuściutki bigos.Ulubione warzywo męża mojej koleżanki."A co kapusta to nie warzywo"? ,wykłóca się.Otóż w tum sklepie dziś spotkaliśmy przepiękne pomidory malinowe,ale po 27 zł.kg.Oczarowany ich widokiem znajomy ,zaczął marzyć,"a jak by tak w bardzo dużej doniczce,no w bardzo dużej,poprawił się,gdy zauważył grymas na mojej twarzy  posadzić pomidora i postawić na parapecie,to też bym teraz miał owoce jak te ,takie drogie"I nie dopuszczając mnie do głosu,bo przewidywał negację,zapytał,"to kiedy trzeba by było je wysiać ?"Oj ! ileż ja się tego już natłumaczyłam znajomym amatorom ogrodnikom.Zatem dziś krótko.Nie,nie,zdecydowanie nie.To się nie uda.To trzeba byłoby mieć ogrzewaną szklarnie,w której temperaturę i wilgotność a nawet nawożenie [ile i kiedy]metodą kropelkową,regulują specjalne automaty.One także włączają i wyłączają lampy specjalistyczne żarowe,służące do doświetlania."To jakbym sobie taką małą szklarenkę  kupił"?No owszem odparłam,jeżeli ma pan zbędne około 40 tyś.zł,to nie widzę przeszkód. Nie wiem czy nawet nie zaniżyłam kosztu.Pożegnał się bardzo ozięble bo może myślał,że to jednak nie tak i wtedy pomyślałam ,że warto by organizować wycieczki zainteresowanych  ogrodników amatorów do takich upraw szklarniowych,to wówczas zobaczyliby np rosnące na słomie ogórki.Ani grama ziemi ,tylko słomiane baloty i rozciągnięta  "pajęczyna" rurek winidurowych.Z każdej rurki kapie woda  wzbogacona nawozami i mikroelementami,a kapie tuż przy roślinie ,a jakże pięknie i zdrowo wyglądają.Ale co tam Japończycy już od dawna stosują oprawy hydroponiczne .U nich pomidory rosną na dachach niejednokrotnie i tylko maja w pojemnikach odpowiednio wzbogaconą wodę.W zakończeniu,tak mi przykro,że marzenia znajomego działkowca nie mogą być zamienione w czyn I też,że najtrudniej jest być prorokiem we własnym kraju.
"Zło jest fotogeniczne,atrakcyjne i dobrze się sprzedaje",niestety.Ale ja nie o tym,ja o spotkaniu w osiedlowym warzywniaku pewnego działkowca amatora pomidorów malinowych,i co z tego wynikło?

środa, 11 lutego 2015

Dziś także będzie brokuł.Poza zawartością witamin i wspomnianego wczoraj sulforafanu, jest też dużym źródłem żelaza.Zatem co ? zatem winny go jadać osoby ze słaba morfologią, a co tam,powinni wiosną jadać wszyscy,choć mąż mojej koleżanki twierdzi,że zna lepsze źródło,to wołowina pod postacią "tatara:"Owszem zgadzam się ,choć znam jeszcze lepsze.To surowa wątroba.Można ja przyrządzić podobnie jak tatara.Oj ! znam ten smak.Zjadłam jej bardzo dużo wiosną 1945 r,gdy zachorowałam na szkorbut.Ale dość tego.Przyrządzamy  ,smaczne ,pożywne i ZDROWE danie.Jednego brokuła należy podzielić na małe kawałki i albo ugotować na parze.albo wrzucić na rozgrzany na patelni tłuszcz,na 7 min.mieszając.Wystudzić.Na dużym półmisku poukładać "poszarpaną" na małe kawałki sałatę,ułożyć brokuły i kilkanaście przekrojonych na połówki pomidorków koktajlowych ,lub 3 duże pokrojone w ćwiartki.Oprószyć  sola i pieprzem [niewiele].Sporządzić sos czosnkowy lub szczypiorkowy,lub mieszany,z 4 łyżek majonezu,10 łyżek gęstego jogurtu i szczypioru do smaku lub czosnku.Nieco posłodzić.Polać tym półmisek i na koniec otworzyć puszkę wędzonych szprot i udekorować nimi ,ustawiając ogonkami do góry.Ta pyszność pięknie się komponuje smakowo z ciemnym razowym chlebem,pod postacią tostów,choć nie koniecznie .SMACZNEGO.

A JUTRO NADAL O  KAPUSTNYCH  BOGATYCH W SULHORAFAN.
IDZIE WIOSNA ! KOŃCZYMY JEDZENIE,ROZPOCZYNAMY ODŻYWIANIE.
Na przedwiośniu ,gdy gleba rozmarznie  ,w słoneczny  dzień możemy wybrać się na działkę w celu prześwietlania koron jabłoni i grusz , bo to jest czas dla ziarnkowych,dla pestkowych nie teraz.Zaopatrzeni w ostrą piłkę i sekator,szmatkę i spirytus do dezynfekcji narzędzi oraz pastę zabezpieczającą rany ,bierzemy się do pracy Dzień słoneczny  [to ważne] da nam pewność,dobrego gojenia sie ran a pasta zabezpieczy przed wnikaniem do rany różnych chorób niesionych z wiatrem i deszczem,choć o tej porze akurat nie ma tych chorób co zainfekowałyby ziarnkowe [jabłonie i grusze],ale już nie można mieć tej pewności co do pestkowych i z tej to przyczyny dla nich termin cięcia  jest inny.Do każdego drzewa należy podejść indywidualnie.Do prześwietlania nadają się te jabłonie i grusze,które już rozpoczęły owocowanie.Wcześniejsze cięcie  owocowanie tylko będzie opóźniać .No i nie należy przesadzać w usuwaniu,zdaniem naszym zbędnych konarów.Pamiętajmy,że drzewo zareaguje natychmiastowym "porastaniem " "wilkami".Wilki to pędy "strzelające " w górę.I to one dopiero zagęszczą koronę drzewa i do tego nigdy nie będą owoconośne.Lepiej usunąć połowę tego co zamierzamy a druga połowę wykonać w roku następnym.We wcześniejszych postach już pisałam o tym.Wszystkie rany,które powodujemy piłką,nie sekatorem,zabezpieczamy pastą do ran,lub farbą emulsyjną z dodatkiem preparatu grzybobójczego.I to koniec ,Kochani,koniec na teraz,bo wszystkie śliwy najzdrowiej prześwietlać jest latem,nawet godząc się z częściowa utrata plonu ,a bardzo zdrowo,bardzo,zdrowo jest je prześwietlać jak najrzadziej.Niestety są podatne na raka bakteryjnego [ początek choroby to  gumozowanie ,jakby wycieki żywicy].zawsze prowadzi to do śmierci drzewka.Częste prześwietlanie ,zawsze do tego prowadzi.Z tego to także powodu tzw,"strzyżenie fryzjerskie" u wiśni wykonujemy w czasie zbioru owoców,a polega ono na skracaniu wydłużonych cienkich pędów o połowę.Ma to na celu "przesunięcie" owocowania wiśni ,bliżej przewodnika,tj części środkowej drzewa.Niestety dobre wiśnie np odmiany Łutówka" tak się maja",ze lubią wyglądać jak  wierzby płaczące.Stąd nasze coroczne czuwanie nad tym.A brzoskwinie i nektaryn.?Te też mają swój najzdrowszy termin ciecia,a jest to czas ich kwitnienie. I to wszystko  co tej wiosny wykonamy.Niewiele ,prawda?No cóż,starałam się by było niewiele.
Ciecie prześwietlanie ,wycinanie ,regulowanie odmładzanie drzew,w części sadowniczej.

wtorek, 10 lutego 2015

Co mam  na celu "wciskając "Państwu ten temat?Otóż to ,że kończy się zima,czas niedobry dla naszych organizmów.Bo w zimie więcej jada cię tłuszczu i mięsa,a mniej warzyw.A to one właśnie  są potrzebne,bo gdyby tak dokładnie przeanalizować  każdą grupę warzyw,to poza wartościami odżywczymi,posiadają też lecznicze.Ot - choćby kapustne,do której zalicza się: kapustę białą włoską ,czerwoną,brokuł włoski ,kalafior,kalarepkę i kapustę pekińską.Wszystkie są bardzo bogate w witaminy.ale witaminy,jak to witaminy,giną w czasie obróbki termicznej,lub wypłukiwane są do wody.Ale jest wiele składników,które temu nie podlegają np.SULFORAFAN.Zawarty w każdym warzywie kapustnym nie jest niszczony przez gotowanie pieczenie,smażenie i odgrzewanie,nawet kilkakrotne.A ten że sulforafan" stoi na  straży" by nie budowały się komórki rakowe w organizmie człowieka.Oczywiście zawartość jego jest różna i  jest  go najwięcej w brokułach.Zatem moja propozycja na dziś ,taka:Gotujemy zupę brokułową,na dwóch skrzydełkach drobiowych [tylko],bowiem chodzi o warzywa ,nie mięso.Duży pęczek włoszczyzny dodajemy do tych skrzydełek i jednego brokuła.I uwaga ! ważne.Nie należy ,w żadnej fazie gotowania przykrywać zupy.Po ugotowaniu ,posoleniu,wyjąć skrzydełka .Oddzielić od kości ,pokroić   mięso.Zupę zmiksować,dodać pokrojone mięso i podawać z groszkiem ptysiowym,lub maleńkimi grzankami, osobno.Ta zupa  nie ma brzydkiego zapachu, i smaku,bo było w niej dużo włoszczyzny i gotowała się odkryta.ZATEM JEST SMACZNA I ZDROWA.Można tuż przed podaniem dodać do niej natki pietruszki,lub kopru,a mąż mojej koleżanki dodaje posiekany szczypior.Nie wiem czy to smaczne,bo nie zdążyłam  wypróbować.Jeszcze jutro będę proponowała brokuły,ale podawane jako przystawka.I jutro też będziemy :"ciąć" w części sadowniczej.Oczywiście jak Bóg mi pozwoli.
A TERAZ - CO,KOŃCZYMY JEDZENIE,ZACZYNAMY ODŻYWIANIE.?
Z Emilką ,na którą mówiłyśmy  Mila ,chodziłam  do szkoły podstawowej.Ona bowiem wtedy zakończyła swoją edukację,ale często się spotykałyśmy.W ostatniej klasie podstawówki była najładniejszą dziewczyną.Typowa Słowianka,o jasno blond włosach  gęstych  [zawsze spadały jej na oczy ] i same się kręciły,a wówczas loki ,to było marzenie każdej z nas.Miała też duże niebieskie oczy i była szczuplutka i delikatna jak porcelanowa figurka.Emilkę wychowywała babcia.Mieszkały w bardzo małym [pokój z kuchnią ] domku,z ogródkiem w którym tylko rosły porzeczki i zawsze były bardzo kwaśne,bo zasłaniały je drzewa rosnące przy ulicy.W domu nie było żadnych wygód.Studnia na podwórku z wiadrem i brzęczącym o to wiadro łańcuchem.Przy ulicy rynsztok w którym płynęło dosłownie wszystko np zupy szczawiowe,a czasem barszcz burakowy i co by tylko kto nie chciał,oj nie chciał.Emilka za wszelką cenę usiłowała się wydostać z tego domu  i tego otoczenia.A w tym domu niepodzielnie panowała wilgoć,więc wszystko pachniało stęchlizną.W pokoju ogromna szafa z lustrem po środku i małżeńskie łoże,też ogromne i masywne i święty obraz , w poczerniałych  a dawniej złotych ramach.Emilka była starsza od nas ,swoich koleżanek z podstawówki.Gdy "wyruszyła w świat",po wywietrzeniu na strychu ubrań,miała 17 lat.A ten jej świat to Łódzcy plastycy,którym podobno pozowała.ale nikt z nas żadnej pracy ,żadnego plastyka nie widział.Zawsze miało to nastąpić ,ale jakoś nie nastąpiło.Jednak ona czuła się w swojej roli wyśmienicie i chodziła w coraz to modniejszych ciuchach,czego jej zazdrościłyśmy,a ja szczególnie rękawiczek skórkowych na wszystkie palce.Jednak ,czasem znikała nam na jakiś czas i wtedy opowiadała jak to pan x czy y woził ją na wycieczki.AŻ TU NAGLE,tak gdzieś po 3,czy 4 latach Emilka znalazła się w szpitalu.Po dłuższym  w nim pobycie pojawiła się w domu i była bardzo blada i słaba,nawet tak słaba ,że sama  nie miała siły chodzić.Miało się na wiosnę.Odwiedzałyśmy ją coraz częściej ,a ona marzyła, że jak wyzdrowieje to pójdziemy razem na okoliczne łąki i narwiemy dużo,bardzo dużo kaczeńców.Zmarła 26 maja w Święto Matki.Miała 20 lat.Po pogrzebie jej babcia poprosiła nas do domu by podziękować za opiekę w ostatnich chwilach jej życia i wówczas powiedziała,że zmarła na raka macicy i wyjaśniła też jak to się stało,.że Emilka była sierotą.Nigdy my nad tym się nie zastanawiałyśmy.Okazało się,.że jej mama już pod koniec okupacji zakochała się w pewnym Niemcu  ,który stacjonował na pobliskim lotnisku.Niemiec mówił,że nie jest Niemcem,tylko Węgrem służącym w Wermachcie.Miał skrzypce i pięknie na nich grał i śpiewał,ot taka romantyczna dusza  w mundurze.Ale przyszedł dla niego czas odwrotu i wtedy jej mama zdecydowała iść z nim.Front coraz bardziej się "rwał" i panował bałagan na drogach.I w taką "zawieruchę" ojciec Emilki poszedł szukać żony.I podobno ją znalazł [opowiadali świadkowie].W okolicach  Wrocławia dorwał też jej kochanka.Zaczęła się szamotanina,w czasie której kobieta uciekła do lasu.Nie chciała słyszeć o powrocie do domu.Uciekała,uciekała, aż skończył się las i pozostała tylko droga przez bagna.Nie zawahała się.Obaj panowie także i w efekcie końcowym po nawoływaniach i nawet,podobno próbach ratunku  utopili się.|Babcia Emilki zmarła za rok śmiercią naturalną.
W taki szary i smutny dzień przypomniałam sobie Emilkę,ale to też smutna historia.No - to może pocieszające jest tylko to,że dnia przybyło już prawie dwie godziny.O EMILCE  ,A  ZATEM JAK TO ONEGDAJ  BYWAŁO ?

poniedziałek, 9 lutego 2015

Jak pisałam  wcześniej z Rudy Pabianickiej do Łodzi, [tak się mówiło choć to też Łódź  ] dojeżdżało się tramwajem podmiejskim.One miały inną Dyrekcję i  nic  wspólnego z miejskimi.Nawet nazwa była zupełnie inna :"Łódzkie Wąskotorowe Elektryczne Koleje Dojazdowe".Pierwszy wagon był tak długi jak obecny "przegubowiec".Zawsze zastanawiałam się jak on potrafi skręcić i zmieścić się wszystkimi kołami na szynach.A właśnie skręcał jadąc z Tuszyna i Rzgowa.To było sporo kilometrów.W tym pierwszym wagonie siedzenia [ławki eleganckie drewniane] z listewek jak dzisiejsza boazeria ,świeciły się od lakieru i przykręcone były ładnymi błyszczącymi śrubkami,które tak mi się podobały ,ze kombinowałam jakby  choć jedną odkręcić.Co powiedział ojciec na te moje zamysły  ,nie wspomnę.Trzy dni trwała edukacja:"co to jest kradzież" i to z firmy w której  pracował jako  główny buchalter [księgowy] .Skończyło się na tym ,że z pobliskiej zajezdni przyniósł mim kila śrubek,ale takie piękne tak złote i tak błyszczące nie były.Mama zaś naśmiewała się jak to rozliczy i czy bilans będzie na zero?Ale nie o tym miałam pisać.Miałam pisać o tym jak to kiedyś wsiadając z ojcem właśnie do podmiejskiego tramwaju jadącego z Tuszyna do Łodzi w tym pierwszym wagonie trwała dyskusja nad nieszczęśliwym dzieckiem,które tak skutecznie naciągnęło sobie nocnik na główkę,że nijak nie szło go zdjąć.Nocnik zakrywał w połowie wystraszone oczy dziecka ,a jego ojciec poinformował,że jedzie z tym problemem do lekarza.Na co mój ojciec poradził by wracał do Tuszyna ,bo tam łatwiej spotkać kowala jak w Łodzi.A tu nie lekarz jest potrzebny ,tylko kowal,co przetnie obręcz.Jak to się skończyło nie wiem,bo my wysiedliśmy na 3  przystanku,tam gdzie grób pierwszego Polskiego żołnierza poległego we wrześniu 39 roku na naszym  terenie.Lubiłam tam postać i zawsze obiecywałam sobie że jak dorosnę ,to przyjadę tu sama,czego oczywiście nie spełniłam.
A jak to onegdaj bywało? Dziś takie zdarzenie zachowane w pamięci.
Udajemy się do części sadowniczej działki.Ale udajemy jak śnieg stopnieje i gleba nieco obeschnie.Bo ,czy krzewy i drzewa rosną na trawniku,czy w czarnym ugorze ,udeptywanie ziemi wokół jest bardzo,ale to bardzo nie wskazane.Pomijam fakt niszczenia powierzchni,ale ważne jest by NIE OBRYWAĆ KORZENI ,znajdujących się tuż pod powierzchnią tych najbardziej  potrzebnych,włośnikowych.To one będą pobierały z gleby ,już  od początku wegetacji składniki pokarmowe i wodę,to one tak pięknie się rozrosły zimą,tak umocniły i co? zniszczyć je przez nieświadomość tego faktu.Mój sąsiad Stefan  ,rozkłada deski i po nich chodzi,by nie niszczyć trawnika .Cięcie rozpoczynamy od krzewów.,Oczywiście ci którzy tego nie zrobili w stosownym czasie,a więc w trakcie zbioru porzeczek i agrestu.Pisałam o tym  we wcześniejszych postach.A teraz przyglądamy się najpierw porzeczkom.Na pierwszy plan "idą" czarne w formie krzaczastej.Te porzeczki najobficiej owocują na pędach rocznych i dwuletnich, no i trochę na trzyletnich.Zatem wszystkie starsze należy usunąć.Te starsze poznajemy po korze ciemniejszej i po grubości pędu,ale przy okazji przyjrzyjmy się wszystkim pędom.Czy przypadkiem pąki kwiatowe już nabrzmiałe  wiosną nie są zbyt nabrzmiałe.Oczywiście niektóre,np co 30,czy co 40 ty I to wyraźnie kilkakrotnie większy pąk.Gdyby tak było to te DUŻE należy zlikwidować,bo tam znajdują się szkodniki czarnej porzeczki.A być może w przyszłości zlikwidować też  krzewy porzeczki czarnej na działce, na 5 lat.Zatem prześwietlamy porzeczkę czarną intensywnie,czerwone i białe i agrest tak by pozostawić tylko pędy jednoroczne ,dwuletnie,trzyletnie i czteroletnie.Zawsze usuwamy te,które pokładają się na ziemi.PAMIĘTAJMY,NIEZBYT ZGĘSZCZONE KRZEWY DAJĄ WYŻSZY PLON I OWOC JEST WIĘKSZY.Należy tylko być ostrożnym w prześwietlaniu krzewów piennych,prowadzonych na pniu.Tam raz wycięte gałązki już nie odrosną,ale gdy są zbyt zagęszczone na agreście może pojawić się choroba na końcach pędów i nawet na owocach w postaci szaro brunatnego,wojłokowatego nalotu.Najczęściej chorują na nią agresty rosnące w cieniu pod drzewami,ale na pocieszenie:  jest to że,nie wszystkie odmiany na tę chorobę zapadają.Gdy zmartwionemu pojawieniem się  tej choroby sąsiadowi Stefanowi powiedziałam,że to Amerykański mączniak agrestu,stwierdził: no nareszcie mam coś Amerykańskiego
WITAM DZIAŁKOWCÓW,to co TNIEMY DALEJ ?
Kluski ,to węglowodany.Organizmy ROSNĄCE ,winny mieć je dostarczane do organizmu co dzień.Spagetti ,to magiczne słowo.Działa na małolaty,ale my nie podamy im  tego dania tak jak podaje się dorosłym.Dzieciom ,żadne ostre przyprawy zawarte w sosach ,nie służą.Zrobimy tak: jabłko umyte i obrane ze skórki należy zetrzeć na tarce,skropić odrobiną soku z cytryny ,by zachowało jasny kolor i apetycznie wyglądało.Mieszamy z łyżką płynnego miodu i nakładamy na kluski.Do tego kompot z jabłek.O jak dzieci to lubią.Ale jest pewien problem.Miód jest uczulający i nie każdy może go spożywać.To w takim przypadku zamiast miodu dajemy łyżkę dżemu lub konfitur.A za kilka dni jabłko zastępujemy gruszką,która też ma dużo witamin,ale więcej od jabłka potasu.A co do tego ostatniego ,to ze  wszystkich owoców najwięcej mają go banany.Zatem któregoś dnia  ,to one,z łyżką jakiegoś niezbyt słodkiego soku ,mogą być podane z kluskami.No - nie wiem czy to Spagetti  z banem   nie przyda się także  dorosłym,tak skutecznie wypłukującym potas z organizmu kawą ,herbatą,alkoholem.Dobrze,że dzieci tego nie piją,bo to dopiero było by. A na zakończenie  :Anglicy twierdzą,że "jedno jabłko dziennie trzyma lekarza z daleka"A najzdrowsze to ze skórką ,która to pobudza perystaltykę jelit i nic niepotrzebnie nie zalega w organizmie bo wymiótł wszystko wymiatacz t j.JABŁKO.
KOŃCZYMY JEDZENIE,ZACZYNAMY ODŻYWIANIE. oczywiście kto ma ochotę,a jeżeli niema,to niech choć raz spróbuje.Dzisiejsza moja propozycja ,to danie dla :4,5,6,latków.

niedziela, 8 lutego 2015

A DZIŚ PRAGNĘ POINFORMOWAĆ,że zima się kończy i powinniśmy przestać jeść ,a zacząć się odżywiać.Nasze osłabione po zimie organizmy,tego potrzebują.Może uda mi się wprowadzić do Państwa organizmów witaminy i minerały metoda najmniej bolesną.Propozycja na dziś taka: surówka do wszystkiego,ale nie dla wszystkich.I z tej przyczyny proszę popróbować z mniejszej ilości.Ja podaję na 4 osoby.Mnie bardzo smakuje i znam takich którym także smakuje,ale niestety nie wszystkim ,jak już wspomniałam.
Jedno opakowanie zielonego groszku  należy rozmrozić na sicie by ociekła woda,dodać dwie pokrojone drobno papryki i jednego zielonego ogórka pokrojonego  w słupki, wszystko wymieszać i najpierw dodać oliwę lub olej a na końcu nieco soli i cukru.Wykonuje się taką surówkę ,tuż przed podaniem by nie zdążyła "podejść" wodą,choć sporządzając ją w taki sposób,że najpierw dajemy tłuszcz ,a potem wyciskającą wodę sól nie powinno się to zdarzyć.I uprzedzam ewentualne pytania ,a co też takie daje  zielony ogórek,"to sama woda".Otóż daje błonnik na trawienie i zapobiega nadkwasocie,tak,tak,jest warzywem zasadotwórczym. A zielony groszek żelazo ,witaminy i selen potrzebny do budowy komórek mózgowych niszczonych systematycznie przez promieniowanie z telewizorów komputerów itp A  papryka daje odporność ,bo jest bardzo,ale to bardzo bogata w  witaminę C
WITAM DZIAŁKOWCÓW ! a jednak ,a jednak,czy przypominacie Państwo  moje ostrzeżenie  z końca stycznia,że zima i  śnieg ,jeszcze wrócą i że za wcześnie na wiosenne cięcie.Ale już nie długo,niedługo,bo co jest w stosunku do wieczności 4 tygodnie.To będzie już czas na regulowanie,prześwietlanie i cięcie.W myśl tego co napisałam CD tematu
MODRZEW.Na działce winny rosnąc tylko modrzewie wolno rosnące.Odmiany Europejskie ,lub Japońskie i szczególnie piękny modrzew w formie zwisłej,szczepiony na pniu Widziałam taki,odmiany "Pendula " Bardzo,bardzo mi się podoba.Wszystkie modrzewie ,ten także przycina się wiosną,przed pojawieniem się igieł.Doskonale znoszą przycinanie.

ŚWIERK.Polecam do uprawy na działce tylko formy karłowe i o krzaczastym pokroju.Np przepiękne ,tworzące bardzo karłowe puchate poduszki "Echniformis".Jest maciupenieńki {30 cm].Ze względu na to,że Świerk nie tworzy przyrostów na starym drewnie ciecie należy ograniczać  do usunięcia chorych lub połamanych  gałązek i tylko wiosną.

ŻYWOTNIK .Na działce należy  uprawiać też tylko formy wolno rosnące i karłowe.Np zachodni "Danica "lub "Hoseri".Żywotniki  to j. [Thuja] można ciąć i formować i strzyc i to przez cały rok.Zupełnie im to nie przeszkadza.ale ,uwaga ! ta roślina,a właściwie ten iglak,bo to iglak choć nie ma igieł,tylko łuski,może stanowić niebezpieczeństwo wiosną,gdy ukazują się na jego końcach jasno zielone przyrosty .Są one bowiem bogate w tujon niebezpieczny dla dzieci i zwierząt.Dla dorosłych nie,bo mam nadzieje  że nikt z dorosłych do ust tych jasnozielonych przyrostów brać nie będzie

Cięcie w części sadowniczej ,ważne,owszem ważne i o nim także napiszę,ale już nie dziś.Dziś jeszcze tylko............
No,to pojawiła się ta społecznie udzielająca i zaraz poudziela  się tu.