wtorek, 10 lutego 2015

Z Emilką ,na którą mówiłyśmy  Mila ,chodziłam  do szkoły podstawowej.Ona bowiem wtedy zakończyła swoją edukację,ale często się spotykałyśmy.W ostatniej klasie podstawówki była najładniejszą dziewczyną.Typowa Słowianka,o jasno blond włosach  gęstych  [zawsze spadały jej na oczy ] i same się kręciły,a wówczas loki ,to było marzenie każdej z nas.Miała też duże niebieskie oczy i była szczuplutka i delikatna jak porcelanowa figurka.Emilkę wychowywała babcia.Mieszkały w bardzo małym [pokój z kuchnią ] domku,z ogródkiem w którym tylko rosły porzeczki i zawsze były bardzo kwaśne,bo zasłaniały je drzewa rosnące przy ulicy.W domu nie było żadnych wygód.Studnia na podwórku z wiadrem i brzęczącym o to wiadro łańcuchem.Przy ulicy rynsztok w którym płynęło dosłownie wszystko np zupy szczawiowe,a czasem barszcz burakowy i co by tylko kto nie chciał,oj nie chciał.Emilka za wszelką cenę usiłowała się wydostać z tego domu  i tego otoczenia.A w tym domu niepodzielnie panowała wilgoć,więc wszystko pachniało stęchlizną.W pokoju ogromna szafa z lustrem po środku i małżeńskie łoże,też ogromne i masywne i święty obraz , w poczerniałych  a dawniej złotych ramach.Emilka była starsza od nas ,swoich koleżanek z podstawówki.Gdy "wyruszyła w świat",po wywietrzeniu na strychu ubrań,miała 17 lat.A ten jej świat to Łódzcy plastycy,którym podobno pozowała.ale nikt z nas żadnej pracy ,żadnego plastyka nie widział.Zawsze miało to nastąpić ,ale jakoś nie nastąpiło.Jednak ona czuła się w swojej roli wyśmienicie i chodziła w coraz to modniejszych ciuchach,czego jej zazdrościłyśmy,a ja szczególnie rękawiczek skórkowych na wszystkie palce.Jednak ,czasem znikała nam na jakiś czas i wtedy opowiadała jak to pan x czy y woził ją na wycieczki.AŻ TU NAGLE,tak gdzieś po 3,czy 4 latach Emilka znalazła się w szpitalu.Po dłuższym  w nim pobycie pojawiła się w domu i była bardzo blada i słaba,nawet tak słaba ,że sama  nie miała siły chodzić.Miało się na wiosnę.Odwiedzałyśmy ją coraz częściej ,a ona marzyła, że jak wyzdrowieje to pójdziemy razem na okoliczne łąki i narwiemy dużo,bardzo dużo kaczeńców.Zmarła 26 maja w Święto Matki.Miała 20 lat.Po pogrzebie jej babcia poprosiła nas do domu by podziękować za opiekę w ostatnich chwilach jej życia i wówczas powiedziała,że zmarła na raka macicy i wyjaśniła też jak to się stało,.że Emilka była sierotą.Nigdy my nad tym się nie zastanawiałyśmy.Okazało się,.że jej mama już pod koniec okupacji zakochała się w pewnym Niemcu  ,który stacjonował na pobliskim lotnisku.Niemiec mówił,że nie jest Niemcem,tylko Węgrem służącym w Wermachcie.Miał skrzypce i pięknie na nich grał i śpiewał,ot taka romantyczna dusza  w mundurze.Ale przyszedł dla niego czas odwrotu i wtedy jej mama zdecydowała iść z nim.Front coraz bardziej się "rwał" i panował bałagan na drogach.I w taką "zawieruchę" ojciec Emilki poszedł szukać żony.I podobno ją znalazł [opowiadali świadkowie].W okolicach  Wrocławia dorwał też jej kochanka.Zaczęła się szamotanina,w czasie której kobieta uciekła do lasu.Nie chciała słyszeć o powrocie do domu.Uciekała,uciekała, aż skończył się las i pozostała tylko droga przez bagna.Nie zawahała się.Obaj panowie także i w efekcie końcowym po nawoływaniach i nawet,podobno próbach ratunku  utopili się.|Babcia Emilki zmarła za rok śmiercią naturalną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz