sobota, 18 października 2014

Kochani ! przepraszam ,że jeszcze nie jestem do Waszej dyspozycji  a ma być o fasoli,a może nie dam rady dziś? 

piątek, 17 października 2014

Cy to dobrze,że pada ? to bardzo dobrze  ,bo zawiązane na rok przyszły plony w drzewach,krzewach,a nawet roślinach truskawek powiekszają sie.I jak poczatkowo[jeszcze tydzień temu] truskaweczka przyszłoroczna miała ważyć 1 dkg,będzie ważyla 1,5 dkg,a te średnie jabłuszka właśnie planują nowe ubranka ,bo stare za ciasne.I z tym optymistycznym przesłanie pozostawiam Państwa w ten deszczowy dzień.
O groszku zielonym,cukrowym ma być dziś tak????????/ O jakiż jest smaczny słodki sożywany na surowo z własnej dzialki.Jest to przysmak maluchów.A jak lubią się męczyć wyjmując ziarenka z środka.Sprawmy dzieciom  frajdę i choć mały zagonek obsiejmy groszkiem w najbliższym sezonie.Kupując nasiona należy kierować się wysokością  roślin [jak najniższe] i by w straku nie było wyściółki pergaminowej,wówczas można jeść strąk z ziarnami w calości.Ważny też jest termin siewu,im wcześniejszy ,tym lepiej ,pamietając przysłowie,że"kto sieje groch w marcu,zbiera w garncu,a kto w maju ten w jaju",bo proszę sobie wyobrazić ,że wystarczy temp. gleby 5,6 stop. i groszek kiełkuje ,a dla fasoli [też strączkowe] musi być 10 więcej i z tej przyczyny sieje się fasole dopiero w maju.Uprawa groszku może zniechęcić gdy okaże sie że jest robaczywy.To szkodnik o przedziwnej nazwie pachówka  strąkóweczka [motyl]  złożyła jaj w czasie kwitnienia groszku.Wylęgłe z jaj gąsienice wgryzają się do strąkow powodując robaczywienie ziaren.Zupełnie bez oprysków ,bez chemii ,można mieć zdrowe strąki i ziarna jeżeli na czas kwitnienie nakryjemy groszek [jego podpory,patyki] agrowlókniną białą Po kwitnieniu można zdjąć Groszek zdrowy.Posiejmy groszek  z sukcesem by dziecko zapytane skąd się on bierze nie odpowiedziało,że z puszki.Wszyscy,nie tylko dzieci powinny jadać surowy groszek [a jest to możliwe]MROŻONY ,bo jest bogatym żródłem białka ,posiada AŻ TYLE WITAMIN:E K B1,B2,B6 ,C,oraz sód,potas,magnez,żelazo............ i S E L E N  ktory jest antyutleniaczem i leczy ,wzmacnia serce,wątrobę,płuca i mózg............................no i właśnie ten ostatni potrzebuje groszku najbardziej bo "dokuczamy" mu komputerem,telewizorem[nawet na czuwaniu] Ja słyszę jak woła RATUNKU!!!!!!!!!

No to ratujemy............2 szklanki mrożonego [rozmrożonego]groszku ,1 papryka  pokrojona w kostkę ,nieco soli,łyżeczka cukru i 4 łyżki oleju wymieszać.Ktoś powiedział mi że bardzo smakowało to  mężowi i dzieciom "ale ja nie lubię takiej surowizny"Odpowiedziałam "moje szczere wyrazy współczucia"

czwartek, 16 października 2014

Cześć  ! działkowcy  balkonowcy.No to koniec tego dobrego.niebawem  sprzątniemy tak jeszcze ładnie kwitnące  rośliny.Ostatnio panujące ciepła spowodowały jeszcze bujniejszy wzrost i obfite kwitnienie ,jak w lipcu.Najmniej zawodne w uprawie są pelargonie.I to zarówno te kwitnące na stojąco jak i te kwitnące na zwieszająco się [bluszczolistne] Mogą też być przechowane przez zimę i wystawione wiosną na balkon,ale trzeba spełnić pewne warunki.One same nie kończą wegetacji,to my zdecydujemy o końcu obcinając je krótko.Pozostawiamy pędy długości  około 15,20 cm.Wynosimy w miejsca chłodne np do garażu piwnicy ,lub na klatkę schodową,zapewniając jednak dostęp światła.Przez całą zimę podlewamy sporadycznie [raz na 2 tyg] i niewielkimi ilościami wody.Pelargonie powinny przejść spoczynek zimowy.To bezwarunkowo należy im zapewnić a ten spoczynek to właśnie niska temperatura i ograniczone podlewanie.Nie wchodzi w rachubę przechowywanie w pomieszczeniach w których temperatura  przekracza 10 st.W takich pomieszczeniach wegetacja będzie trwała przez zimę.Wyrosną "chude"wybiegnięte  pędy.Pożytek z nich żaden.W niskiej natomiast temp.przyrost jednak jest ale bardzo powolny,ale na tyle skuteczny,że w marcu można pobrać części szczytowe na nowe sadzonki.W marcu też zwiększamy ilość wody do podlewania i już rozpoczynamy nawożenie,najlepiej specjalistycznym nawozem do nawożenia pelargonii ,ktory to rozpuszcza się w wodzie.W pełni lata podlewam nawozem codziennie choć instrukcja na opakowaniu zaleca by bylo to raz na dwa tygodnie.Robię to już od wielu lat i mieszkańcy Żubardzia  znają moj ukwiecony balkon przy Kasprzaka 68.Wielu osobom to poradziłam i takich jak mój balkonów jest  coraz więcej.Zanim jednak przeniesiemy rośliny do zimowania zwróćmy uwagę na ich zdrowotność.Jeżeli bardzo zniszczyły je mszyce lub trudny do rozszyfrowania mączlik szklarniowy,to lepiej niech" zimują w śmietniku" a wiosna posadzimy nowe,Lecz skrzynki należy umyć dokładnie wodą z mydłem bo w zakamarkach mogą" czaić się jakieś formy przetrwalnikowe owadów szkodników. A tak w ogóle to informuje,ża tylko dwa sezony sprawdzają się w kwitnieniu pelargonie.Zatem zmieniamy je co drugi rok.Informuje też ,że mając zapasową skrzynke ,można pobrać sadzonki w sierpniu.Jest to czas w którym ukorzeniają się tak jak i wiosną ALE TYLKO TE DWA TERMINY.E co tam ona pisze ąż tu u mnie slychać tak mówią niektórzy.Pobrałam we wrześniu i też urosły.TAK,TAK,UROSŁY,ALE JAK KWITŁY? CZY ABY ZADOWALAJĄCO?????????Na wszystko niestety jest czas,właśnie teraz a nie potem,dla pelargonii to potem to zbyt mało czasu na rozrost korzeni Mało korzeni,mała roślina,mały pożytek.Tu przypomina mi się moja sąsiadka z działki,która jak zobaczyła że coś u mnie rośnie to nagle ją olśniło "o ja też to muszę posiać"np zielony cukrowy groszek.Posiała w maju.Tłumaczyłam ,że nawet jest takie przysłowie dotyczące groszku,że kto sieje w marcu ten zbiera w garncu a kto w maju ten w jaju",ale gdzie tam,posieje póżniej to będę miała póżniej mowila.A jak nic z tego nie wyszło  bo zbyt małe,zbyt delikatne  roślinki padły od choroby grzybowej ,od mączniaka.Były zbyt młode by ją zwalczyć a posiane w marcu ,to w czasie kiedy ma w zwyczaju pojawiać się mączniak już kończą plonowanie.KUMACIE  KOCHANI???????? JAK TO JEST,JAK CZŁOWIEK SWOIM ROZUMEM I DOŚWIADCZENIEM   WYKIWAŁ MĄCZNIAKA.? A skoro jakoś tak z pelargonii przeszłam na groszek to chyba jutro poświęce mu czas bo wart jest tego.Nie tylko jest zdrowy,ale pozostawia glebę w dobrej strukturze i w następnym sezonie urosną tam takie warzywa,które na byle jakiej glebie nie  urosną.

środa, 15 października 2014

Jak  się ma  sporo lat ,tak jak ja to często występują skojarzenia.Na porannym spacerze z psem zauważyłam bujnie rosnące jak wiosną pokrzywy i zastanawiałam sie  nad tym czy nie zerwać wierzchołków ,tak jak to  robię w maju .Kilka dni kuracji pokrzywowej  nadzwyczajnie  stawia na nogi.Kto tego nie doświadczył nie ma pojęcia .Ja budzę się po zimie i nabieram sił dopiero po takiej kuracji.Kilka wierzchołków  pokrzywowych,myje i miksuje by uzyskać formę płynną.Nie da się ukryć,że jest to okropieństwo i żadne słodzenia ,nawet miodem nie są w stanie  tego zmienić.Jest tylko jedno lekarstwo.Zaraz po przełknięciu popić czerwonym półwytrawnym  lub wytrawnym winem.Też bardzo zdrowe,bo niszczy w naszym organiżmie  utleniacze,które to utleniają czyli likwidują komórki z których jesteśmy zbudowani.Utleniacze działają tak jak rdza  na metal.Kończyłam  właśnie trzytygodniową kurację,gdy spotkałam na klatce schodowej sąsiadkę,a ta stwierdziła " ty od rana pachniesz alkoholem" odparłam " no wiesz jak pić to cały dzień".ale wracając do pokrzyw .W czasie okupacji hitlerowskiej Polacy mający dzieci otrzymywali na kartki pończochy dla nich.Było to 5 lub więcej METRÓW POŃCZOCHY.Cięło sie to na odpowiednią długość i "na okrętkę" zszywało stopę.O jakież  było okropne,gryzące,drapiące i zupełnie nie rozciągliwe.Aż nastąpił kres tych pończoch bo ostatnie 2 m.lub więcej zostało zużyte na przywiązanie mnie do wózka w którym były zapakowane w kilka ubrań dzieci mojej siostry.Ja szłam pierwsza z krzyżem w rękach i ciągnęłam ten wózek,a było to 18 ego stycznia 45 r.Szliśmy do schronu za pozwoleniem pewnego Niemca,do jego schronu ,który znajdował sie pod jego pałacykiem z szarej cegły.Po wojnie była tam szkoła.Ten schron to piwnice pełne jabłek co mi odpowiadało bardzo a Niemcowi było wszystko jedno.Nagle stał się bardzo przyjacielski dla Polaków i z moim szwagrem popili nieco i poszli strzelać [tzn.Niemiec strzelał] na taras .Za kilka chwil słychać było od tamtej strony [wkraczały już wojska Rosyjskie] piękną kanonadę z karabinu maszynowego.Na szczęście nie celną.Nastał świt.Ani śladu człowieka na ulicy.Świat jakby przyczajony.Wyszliśmy z ojcem już bez wózka [reszta rodziny pozostała w schronie] Szliśmy do domu bo tam został pies Mucek i 5 kur ,które dostały w łeb i gotowały się na piecu powoli bo na brykietach.Kto teraz zna brykiety?,to prasowany miał węglowy.Palił sie bardzo wolno.Po drodze[około 400 m spotkaliśmy Niemca na słupie ,ale glową w dół bo słup"dostał przez środek" i się złamał.Był w mundurze,lecz bez butów.Przeokropnie wyglądały blade stopy,rozwiane włosy i przymarżniete do  drewna także blade dłonie.Nieopodal w okopie drugi  Niemiec z łyżeczka w dłoni i słoikiem z jakąś konfiturą.Zginął od strzału w tył głowy.Nie ochronił go hełm bo się najprawdopodobniej pochylił nad słoikiem.W domu pies popatrzył na nas z wyrzutem,jakby chciał powiedzieć " gdzieście się szwendali całą noc"?.Kury na piecu akurat "doszły" I taki to był moj pierwszy dzień wolności.Ranek był cichy i nadchodziła odwilż.Zaczął sie zupełnie inny,absolutnie inny czas i już nigdy nie założyłam pończoch z pokrzyw.A pałacyk ze schronem wciąż stoi przy ul Ciechocińskiej .

wtorek, 14 października 2014

 A na działce,szczególnie o tej porze kończy się jakieś życie.Oby nie była to śmierć drzew..........choć ,bo ja wiem,czasem musi to nastąpić i nie powinno nas dziwić.Długość życia drzew owocowych jest bardzo różna.Większość jabłoni i grusz przeżywa nas,a przynajmniej tak powinno być   no -  ale już nie brzoskwinie,nie nektaryny i {zdziwi to Państwa} nie wiśnie.Oczywiście mam na myśli drzewka okulizowane tj szczepione a nie dziczki z odrostów korzeniowych.Te rosną i rosną tylko nie wiadomo po co bo owocowanie skąpiutkie ,ale właściwie po 30 latach też zamierają..............no ale wszystkie wymienione wcześniej  "żegnają się z nami" po latach nastu.No i niech to przeczyta np plantator wiśni ,czy brzoskwiń ,to pomyśli sobie "co ona tu wypisuje" u mnie ponad 20 lat.Tak ,tak,zgadzam się ,ale plantator ma tylko tę odmianę i o wiele łatwiej skupić mu się na leczeniu,zapobieganiu i dbałości,a u nas pozostawione przeważnie same sobie umierają stojąc.Najczęściej od chorób kory,ale nie tylko.

Kończą także plonowanie warzywa,np kabaczki.cukinie,patisony..............i tu uwaga!!!!!!!!!!!! wiem jak wyglądają rośliny .........oj wiem.Mączniak właściwy rozgościł się na nich jak perski dywan i bieleje z daleka.Zatem co robimy?.........".sprawdzamy ceny i bank" jak mówi w reklamie telewizyjnej pewien aktor.I tak sobie myślę,że ja chciałam być aktorką.O jakże by mnie to bolało by zarabiać w ten sposób,a jeszcze po jakiejś historycznej poważnej roli.. No dość tego my  nic nie sprawdzamy,tylko wywozimy z działki te chore rośliny.Kiedyś się paliło ,to najprostsze i najwygodniejsze.Ale.........zostały owoce kabaczka,patisona,ale ja chciałabym by zostały cukinie ,najlepiej dwie duże,albowiem mam propozycje na upieczenie SMAKOWITYCH I BARDZO DELIKATNYCH PLACUSZKÓW.Cukinie obrać ,wykroić z środka gniazda nasienne i zetrzeć na tarce ,dać na sito by nieco [tylko nieco]pozbyć się soku.Potem dodać 3 lub 4 łyżki mąki i dwa żółtka,pół łyżeczki proszku do pieczenie [choć niekoniecznie].Na rozgrzanym tłuszczu piec małe placuszki i podawać posypane cukrem pudrem,lub z dobrą konfiturą ,lub z ubitą śmietaną i to jest wersja na słodko,a inaczej może być tak: Po wyłożeniu placuszka na patelnie w każdy wkładamy jeden większy lub 3 mniejsze plasterki kiełbasy,tak by przykleiły sie do ciasta i przy  przewracaniu na drugą stronę nie odpadły.Podaje się na gorąco z np sosem chrzanowym lub czosnkowym,lub po prostu  keczupem.No tak.......................jak teraz jest dobrze,wprost luksusowo,a jak pamiętam tamte okupacyjne czasy,jaka była radość jak były ziemniaki,to sie je piekło tak: kilka małych do popielnika[popielnik to miejsce w każdym piecu gdzie spada produkt po spaleniu tj popiół ]a resztę ucierało się na tarce i piekło placki bezpośrednio na piecu [ bo kto miał wówczas tłuszcz ?],nawet nie Niemcy  ,bo oni woleli armaty nie masło,takie wychował sobie społeczeństwo ten historyczny już na szczęście oszołom i bandyta.Jak sie jadło takiego placka  to odbite były na nim fajerki [a fajerki to krążki zamykające palenisko z wierzchu,a piec mógł być kanonką,[okrągła ,nieduża],lub "suką"[prostokątna większa].Miała dwa otwory i dwa komplety fajerek.Do obu potrzebny był haczyk by chwytać nim fajerki.BYŁO,MINĘŁO,ALE  SIĘ PAMIĘTA.

poniedziałek, 13 października 2014

Jakoś tak na mnie naszedł czas umierania,stąd ten żółty kolor by rozproszyć smutki.Na moim osiedlu umarła też piękna ,ale stara jabłoń.Z pewnością  pamieta czasy Mikołajczyka iBieruta.owoce miała bardzo smaczne[przynajmniej dla mnie] bo twarde i kwaśne,ale w tamtych czasach takie właśnie sadzono,by dobrze się przechowywały w sianie.Nie dysponowano kopcami z kontrolowaną atmosferą,zatem owoc musiał być twardy a kwasu ubywało  w czasie przechowywania.TAK,TAK, NIE BYŁO JABŁEK PRZEZ CAŁĄ ZIMĘ ,AŻ DO WIOSNY ,NIE.Przypomina mi się rok czterdziesty,może trzeci,a może czwarty.Umiałam już czytać w co poniektórzy wierzyć nie chcieli.Także pewien znajomy moich rodziców,ktory przyszedł to sprawdzić.Czytałam przedwojenne pisma dla dzieci pt."Nasza Przyszłość", ale ten niedowiarek podał mi jakieś przyniesione ze sobą pismo i kazał  z niego czytać.Jakież było jego zdziwienie,że jednak potrafię.I....................... wówczas w nagrodę otrzymałam od niego  wielkie,ogromne jabłko i cukierka w zielonym papierku.Był to pierwszy cukierek w moim życiu,a papierek  zostal wygładzony i  jeszcze długo przechowywany,a jabłko  - to kosztel,ależ było pyszne,coś takiego w środku zimy?A  potem okazało się,że jabłek tych ma tyle że może sprzedać.No to kilka kilogramow zostało ułożone w pokoju na szafie bo tam było chłodno,TAK,TAK,CHŁODNO.bo nie było opału tyle by ogrzewać pokój,tylko w kuchni bylo palone i na noc otwierane drzwi by trochę  ogrzać pokój .Ale malunki mrozowe na szybach byly przez całą zimę.KTÓRE DZIECI TO ZNAJĄ????????????/.No ale nie koniec sprawy z jabłkami.A zatem zostały ułożone na szafie ,bo może wróci z więzienia siostra,lub z obozu brat to będzie dla nich.Ale jeszcze w domu był jeden brat i ja.Zakradaliśmy się do tych jabłek od tyłu.Pierwszy rząd był nie naruszony.Ale w końcu się wydało i kara była okrutna" no to Pan Bóg niech was ukarze" powiedziała mama.Jakże na tę karę czekałam i bardzo się bałam.A siostra,która byla w kobiecym więzieniu w Kożminie pod Poznaniem tylko dla tego przeżyła ,bo umiała szydełkować i pewnej Niemce [pilnującej więżniów] zrobila ileś firanek i kap na łóżko  [jak to dobrze jak się coś umie] ale na jabłka się już nie "załapała" .Ja pamiętam,że po powrocie nie umiała jeść przy stole tylko w kucki na podłodze.A brat...........a brat wracał i wracał  aż wrócił pod koniec maja 45 roku. My wówczas tj moi rodzice wrócili do swojego przedwojennego mieszkania i pamietam jak z podwórka ktoś zawołal,a to był właśnie mój brat i pamiętam,że rozebrał się do naga i ubranie zostało spalone  [ w s z y  ] a on wykąpany.
Oj zażółcę sobie kolor tła bo jest mi smutno.wczoraj zmarła moja koleżanka.Młoda,o wiele za młoda na umieranie Na kilka dni przed śmiercią rozmawiałyśmy o zdrowiu i Ona mnie zapytała a jak ty się czujesz..........no cóż odparłam ciągle ten kręgosłup ,ale jak ma on nie boleć skoro ma 75 lat.Ona wówczas westchnęła głęboki i powiedziała"jakbym chciała takiego wieku dożyć"Ciągle słyszę te słowa  i w całym tym smutku jedno mnie cieszy,że zdążyłam powiedzieć jak ją kocham.

A za moment o umieraniu  roślin i nie tylko.

niedziela, 12 października 2014

no to zrobilam sobie niedzielę............. bo skąpa dziś informacja ,ale pora póżna i pies domaga się spaceru i ochlodziło się ,ale są pozytywy WYGRALIŚMY Z NIEMCAMI I SREBRNY MEDAL ŻUŻLOWCA KASPRZAKA o ktorym malo się mówi bo przyćmila go wygrana piłkarzy.

  • No i co tu o tej porze pisać.Miało być o tym co żyje w glebie,a żyje oj żyje,np dżdżownice bardzo pożyteczne,bo spulchniają,glebę budują kanaliki w których utrzymuje się powietrze i woda,ale są też np.rolnice .........o to szkodniki,niszczące rośliny.Można je spotkać czasem przy kopaniu działki,są rogalikowate w kształcie ,lekko szare,ogromne żarłoki..No i turkuć podjadek ,to dopiero coś ślicznego.Wygląda jak rak ,ale jest włochaty.Wędrując  pod ziemią szczypcami przecina korzenie różnych roślin,powodując tzw.łysienia placowe.Czasem też na trawniku,choć rzadko.TAM GDZIE JEST KRET NIE MA TURKUCIA I WSZELKICH MYSZOWATYCH O KTÓRYCH PISAŁAM WCZEŚNIEJ.Owszem jest sposob aby za jednym razem pozbyć się wszystkiego co żyje w glebie.O to jednak jestem spokojna ,bo preparat ktorym należy posypać glebę po wierzchu jest tak drogi,że aż nie opłacalny. I cale szczęście,bo z tej ekonomicznej przyczyny pasja niszczenia przez czlowieka  zostaje zahamowana.Jest wiele najprzeróżniejszych sposobow walki nie  koniecznie chemicznej.