sobota, 21 listopada 2015

Pamiętam,a było to kilka lat temu jak pewna moja sąsiadka nagabywała ustawicznie swojego męża ............",No choć już,już starczy tego grabienia"Na co mój sąsiad Stefan zauważył............."O ! jakbym to ja tak powiedział to zaraz zwróciłabyś mi uwagę,że starczy to może być uwiąd a mówi się w tym przypadku , wystarczy."Ale w czym problem zapytalibyście.?Problem w tym,że ona w listopadzie przyjechała w cienkich pończoszkach i szpileczkach  i nie ruszając się,nie pracując  marzła.O! i to przykład niestosownego do sytuacji ubrania,ale jak miała się ubrać skoro ona na działce nie pracowała o żadnej porze roku..............głosząc często,oczywiście żartobliwie............."chciałeś panią,to rób na nią".Ale po co ja to piszę,to przecież to, tak jakby cd,skończonego przed momentem tematu.Wracam zatem do rzeczywistości.Jak będziecie na działce,pomimo wygrabionych wcześniej liści,sprawdźcie,czy wiatr nie przywiał nowych od sąsiadów.Bo, pisałam o tym już, jak to jest ważne by wiatr nie usypał kopczyka  z liści na trawniku i by pod tymi liśćmi przyciśniętymi śniegiem ,nie zniszczyła się darnina.Proponuje wykorzystać je w  innym,bardzo pożytecznym celu.Przy ścianie domku usypcie kopczyk i na to postawcie odwróconą do góry dnem jakąś skrzynkę,najlepiej drewnianą.Plastikową bowiem należałoby obciążyć,by ni poniósł jej wiatr,tam gdzie mu się podoba.Z jednej strony powinien być otwór prowadzący do wewnątrz,co w przypadku skrzynki  drewnianej,to tylko zlikwidowanie jednej deski.Mam nadzieję,że będzie tam zimowała jakaś rodzina jeżyków .A o  tym jak one są pożyteczne,pisać nie muszę.Są już kraje w których kupuje się jeże i wpuszcza do ogrodu  [ podobno],a to w cel wyjadania ślimaków,ale nie tylko.POMYŚLCIE O KRECIKU KOCHANI,POMYŚLCIE.
A teraz ...............by nie zapomnieć o obowiązkach ,co na działce i jak tam chodzimy ubrani?
A,onegdaj,to jest ,tak około 70,ciu  lat temu bywało o tej porze często już śnieżnie i mroźno ,ale też szaro,a jak szaro to smutno."Dobrze,możesz wyjść  do koleżanek ,ale jak założysz pumpy.A co to takiego?,to coś podobnego do dzisiejszych spodni dresowych ,z tym tylko,że bardzo,bardzo były grube ,i "drapane" od środka.Ograniczały ruchy a jak namokły ,to schły dwa dni.A wtedy,w czasie tego schnięcia,jeszcze gorsze ubranie zakładano dzieciom.To były "majtki na klapę",też grube,też drapane od środka,tyle tylko,że białe,nie granatowe jak pumpy.Przypominały nieco ubranie kosmonauty,bo zakładało się je  na całe ciało.Zapinane z tyłu wzdłuż na plecach i na końcu pleców  miały poprzeczne zapięcie które należało odpiąć w razie jak była taka potrzeba tj. fizjologiczna.Odpinanie trwało czasem zbyt długo i nie muszę chyba tu pisać co wtedy.Ten kosmiczny kostium,obejmował też nogi,aż poniżej kolan.A potem wciągało się pończochy które nijak rozciągnąć się nie dały,a nazywano je patentki.Oj ! nie  lubiłam tego  "sztywnego patentu"Na to wszystko "szły "czapki i  szaliki z takiej włóczki ,która była niesamowicie "gryząca".............ale kto by się tym przejmował,że dziecko się skarży,"mamo,mnie to drapie,gryzie".Mama odpowiadała,"ale daje ciepło,bo to owcza wełna."I tu często wtrącał się  ojciec............"bo widzisz,jakby ta wełna była barania ,to by  nie gryzła,a że owcza to gryzie".Bo widzisz wszystko co jest rodzaju żeńskiego,..................."ale nie skończył,bo mama czuwała.No - to pozostały jeszcze buty.O ! w końcu lat 40,ch bardzo modne były kapce.A co to takiego?To połączenie filcu z niewielką ilością skóry,bo to w tamtych czasach był materiał trudny do zdobycia.Zatem ta skóra to spody i boki kapców.To co wyżej to już filc,z niewielką ilością skóry,ot takie cieniutkie paseczki naszyte i sięgające kolan,z przodu i boków,bo kapce kolan sięgały.Ktoś by może pomyślał,że to takie walonki,tylko trochę ładniejsze.O nie ! one były eleganckie i do nogi dopasowane,a szczególnie eleganckie były te ,w których połączono biały filc z wiśniową skórką.Zapinane były na trzy sprzączki z tyłu Ale ja miałam takie zwykłe z filcu szarego i w zawiązku z tym nie wymagały takiego czyszczenia jak białe,a białe czyściło się płatkami owsianymi zwiniętymi w kulkę w gazie.Pocierało się i pocierało.Efekt był mizerny,a ile ubielonej podłogi tymi płatkami przy okazji?.Zatem ubrana od stóp do głów ,dostawałam pozwolenie..............."no teraz możesz wyjść".Myślę,że obecnie dzieci i młodzież nie zgodziłyby się na takie ubranie,ale ale my nic nie mieliśmy do powiedzenia.Nawet nie próbowaliśmy,bo to i tak by nic nie dało.Liczył się głos rodziców,a nie dzieci................."..a co one wiedzą,nie mają doświadczenia życiowego jeszcze".I tak ubrana szłam.......................gdzie?o tym jak, Bóg da  jutro.


"Gdy spotykają  się pochlebcy,diabeł siada do uczty."To bardzo stare przysłowie,więc jakiekolwiek podobieństwo do osób czy sytuacji ,wykluczone.

Wczoraj obiecałam wrócić do...................JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO..................zatem.

piątek, 20 listopada 2015

I będę namawiać zaraz do cięcia iglaków,a Wy  zapytacie ..............."jak to, teraz",przed zimą?i pomyślicie :"przecież niedawno pisała,że o tej porze się nie prześwietla,się nie tnie"?Owszem owszem,ale do cięcia iglaków namawiam tylko niektórych ,działkowców.Proszę się przyjrzeć  swoim iglakom i jeżeli jakieś gałęzie czy gałązki są całkowicie,absolutnie suche,bez igieł,to należy je usunąć.Albo jeżeli pojawiły się na iglakach................... OBY NIE, guzowate narośle  w różnych miejscach na gałązkach ,ale szczególnie na ich końcach  ,to koniecznie,niezwłocznie należy je usunąć.Tam  wewnątrz są bowiem szkodniki  i chcą przezimować.Walka z nimi jest długotrwała  ale skuteczna.A polega na usuwaniu galasów ,to jest tych narośli,stale i systematycznie.

 Prawie wszystkie iglaki korzenią się bardzo płytko ,a spotykane w zimie okresy zamarzania i odmarzania gleby,,to zrywanie korzeni poprzez "pracującą " ustawicznie glebę.Bardzo dobrym okryciem korzeni jest kora drzew iglastych.I nawet  nie musi jej być zbyt gruba warstwa.Wystarczy 2,3 cm, na powierzchni  w pobliżu iglaka , chodzi bowiem tylko o to,by zbyt nagle nie podziałał mróz na odkrytą glebę,by był to proces wolniejszy,łagodniejszy,zapobiegający raptownemu zrywaniu korzeni.Bo co jak okrycia nie będzie?.A będzie wiosną brązowienie igieł.Owszem ,daje się to leczyć,bo są w sprzedaży nawozy pod iglaki przeciw brązowieniu igieł,ale po co do tego dopuszczać.

I w zakończeniu iglakowego tematu,przypominam...............one lubią kwaśną  glebę i wszystkie nawozy do nawożenia iglaków mają właściwości zakwaszające ale..........................CIS, TO TAKI IGLAK KTÓRY NIE LUBI KWAŚNEJ GLEBY,A WPROST PRZECIWNIE ,WAPIENNĄ A to z tej przyczyny,że wywodzi się z wapiennych gór Kaukazu..Zatem jesienią rzućmy nieco wapna pod CISY.  I jeszcze  to co teraz napisze,może zaskoczyć.Gdyby zima była bezśnieżna i bez mrozu [myślę o pewnych jej okresach] ,to jeżeli będzie to możliwe podlejmy iglaki.I to tylko tyle na dziś a jutro..................tak mnie kusi by JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO?  i co Wy na to Kochani?,oczywiście oprócz porad działkowych.
"Grzmot w listopadzie ,urodzaj w polu i sadzie"................mówi przysłowie,a wczoraj w Łodzi ,własnie zagrzmiało.

 No - ciekawa jestem bardzo jak też przygotowaliście Drodzy moi Czytelnicy,Działkowcy,swoje iglaki do zimy?
Strażnik do strażnika więziennego.Dziś w nocy uciekł ten spod  siódemki .Nareszcie,już miałem dość tych odgłosów piłowania.

Rozmawiają dwaj uwięzieni"Za co siedzisz?'.Fałszowałem pieniądze.Banknot stu złotowy wyszedł mi bardzo dobrze,ale jak zrobiłem trzystu złotowy ,coś poszło nie tak."

czwartek, 19 listopada 2015

Gdyby był kret,wówczas wyjadłby wszystko co pod naszą działką ,w naszej glebie żyje.Nawet nie macie pojęcia jak jest żarłoczny.Codziennie zjada tyle ile sam waży,a największym przysmakiem jego są wszystkie myszowate i turkucie.Jeżeli tę wagę kreta pomnożymy x 6 ,bo tyle liczy krecia rodzina ,przeważnie,to gwarantuję,że pozostanie tylko jeden problem KRET,KRECIK ale i to nie musi być problemem,bo trawnik ochroniony siatką od spodu a rośliny na których bardzo nam zależy chronione przez najprzeróżniejsze inne rośliny [tak po 1 sztuce] wydzielające specyficzną woń,np,mięta,np aksamitka,która zwana jest też śmierdziuchami lub,z niemieckiego studentami,że nie wspomnę o cebulowej cesarskiej koronie.A resztę działki ,tę np koło drzew,krzewów owocowych,czy ozdobnych,"przepiszcie na niego" tj .na kreta.
Turkuć Podjadek.........o to jest dopiero poważne zmartwienie jak,pojawi się na działce.I wiecie co?onegdaj,bardzo onegdaj,jak się uczyłam,zadałam pytanie.Zapytałam o tego szkodnika,ale uzyskałam odpowiedź mniej więcej,tej treści................."ależ to nie  jest szkodnik działkowy,on tylko zasiedla tereny podmokłe,łąki ,okolice zbiorników wodnych itp"A po latach?................a po latach okazało się,że nie tylko.Szkody przez niego wyrządzane są  ogromne,bo przemieszczając się pod ziemią ,kleszczami które posiada  [to taki włochaty rak] przecina korzenie wszystkich roślin będących na jego drodze.Widziałam takie działki z "łysinami placowymi" np.  zagonek marchewki i sam środek  tego zagonka,około 70 proc.rośliny były zwiędnięty.Zostały om odcięte korzenie,czego nie dało się oczywiście uratować..Walka z  nim jest możliwa,owszem,ale dość kosztowna,bo polega na zastosowaniu specjalnego preparatu doglebowego.Niestety,to poważny koszt,że nie wspomnę o  tym,że obojętny dla człowieka ,oczywiście on nie jest.

A mogłoby nie być ani myszowatych,ani turkucia ,gdyby................


Ten szkodnik mylony jest często z kretem.Myślę o Nornicach i Nornikach,bo też tak jak i kret ,żyją pod ziemią i też mają tam korytarze,tyle że znacznie płycej jak kret.Różnią się także tym,że nie usypują kopców.Własnie po deszczu można stwierdzić ich obecność,bo płytkie korytarze zapadają się i obserwujemy najprzeróżniejsze meandrowe  ich kształty.Często,gładki jeszcze wczoraj trawnik,nagle w wielu miejscach się zapadł.To oznaka,że przyszły,z lasu,łąki znad wody nowe osobniki.I teraz jest ta pora .że mogą przyjść.Szczególnie winny zwrócić uwagę ci działkowcy,którzy mają swoje działki usytuowane  blisko lasu ,zbiornika wodnego,czy łąki,jak pisałam wcześniej.I to co  teraz napiszę zabrzmi źle,wiem,źle,ale muszę to napisać.To nie one do nas przyszły,tylko my do nich.To ich środowisko ich tereny łowne.A że nie ma na świecie bardziej ekspansywnego gatunku jak człowiek,no to znaleźliśmy się tam.A piszę o tym ,by uświadomić posiadaczy takich działek,że walka z myszowatymi będzie ustawiczna,ale nie niemożliwa.Z pewnością najskuteczniejsze jest zatrute ziarno,które można nabyć w sklepach ogrodniczych.....................tylko,tu moja ogromna prośba,przy stosowaniu go,należy uwzględnić obecność ptaków,które jeszcze łatwiej i szybciej zatrułyby się.Proponuje wsypać niewielkie ilości ziarna do odnalezionych nor i czymś przykryć.Idealne są do tego rurki drenarskie .Do tych rurek ziarno wsypuje się do środka i kładzie na powierzchni gleby.Szperające ustawicznie myszowate  odnajdą je ,a płochliwy ptak nie. Kiedyś nie było problemu ze stwierdzeniem obecności tych szkodników.Poznawaliśmy ,po ogryzionych marchewkach,pietruszkach i innych korzeniowych.Często dopiero jesienią przy wykopywaniu.Także w tajemniczy sposób ginęły cebule roślin ozdobnych.Wiosną stwierdzało się " to na tyle posadzonych tulipanów tylko tyle wyszło"?A dziś?Dziś korzeniowych przeważnie nie uprawia się , a cebule różnych roślin ozdobnych sadzi się w specjalnych koszyczkach plastikowych,uniemożliwiających "dobranie " się do nich ,myszowatych.

Ale coś najbardziej tragicznego,co może spotkać działkowców,"przyłąkowych" i" przywodnych" to...............
"Korzenie nauki są gorzkie,ale owoc słodki".................Oj ! popłakało się czasem popłakało. Dziś dziwie się czemu i do płaczu skora nie jestem,a szkoda bo łzy oczyszczają organizm ,z tego co w nim szkodliwe,ale też myślę ,że przez płacz ubywa  hormonu  stresu, ,który był bardzo potrzebny naszym przodkom bo mobilizował ich przed  niebezpieczeństwem,takim jak dzikie zwierzęta i zbójcy co to stali przy drodze.Dziś ani jednego,ani  drugiego nie ma, - no to nadmiar tego hormonu powoduje stres.Z czego wniosek...................że może przydaliby się choć zbójcy przy drodze.No - obym nie wypowiedziała w złą godzinę?A ten hormon,to chyba kortizol,ale nie jestem pewna,muszę sprawdzić.

A teraz cd.tego co to może nas spotkać na działce o tej porze.

środa, 18 listopada 2015

Gdy deszcz ustanie proponuje udać się na działkę,choćby w celu sprawdzenia jak" zachowuje" się nasze pokrycie dachowe i po to ,by zwinąć chodniki jeżeli takie na podłodze leżą.W zamian rozłożyć tekturę od opakowań ,lub choćby gazety,bo wizyty zimowe mogą łączyć się z wnoszeniem do domku błota.Dobrze będzie też przyjrzeć się dokładnie trawnikowi.Czy przypadkiem nie zauważymy   krecich kopczyków.?To jest bowiem czas gdy one szukają sobie nowego pola.Młode ,które przyszły na świat w tym roku przeganiane są przez rodziców " a idźcie sobie szukać swojego terenu łownego" swojego pola.I być może to właśnie będzie nasza działka.Z ciężarem na sercu to piszę.............na krety najskuteczniejszy jest karbid włożony do otworów i zakryty ziemią z kopca.Z ciężarem na sercu,albowiem ,"to gdzie one mają żyć"?A  Wy mi odpowiecie ," a dla czego pod moim trawnikiem?"A ja na to odpowiem "a dla czego pod trawnikiem nie ma siatki chroniącej od usypywania kopców?Pisałam o tym we wcześniejszych postach,ale jeszcze do tego wrócę jak Bóg da jutro.Bo też jutro o innych szkodnikach glebowych,też ,teraz zasiedlających nowe tereny.
A co na działkach? ,a na działkach nic się nie dzieje,poza padającym deszczem,który już za tydzień zamieni się w śnieg,bo też na niego czas.Niedługo już nie będę zadawać takiego pytania,ale przed tym.................
I co zrobić z tak ponurym dniem?Może zafundować sobie coś smakowitego na obiad w ramach ograniczania  spożycia mięsa.Ja na dziś planuje czempionki.A wiecie co to są czempionki?Tak kilkadziesiąt lat temu nazywano pieczarki.Kupiłam ,duże,bardzo duże.Będą po 3 sztuki na osobę.Z trzonów [ ogonki] po posiekaniu ich zrobię nadzienie do kapeluszy,tych dużych,a więc pojemnych kapeluszy.Posiekam drobniutko te pieczarkowe ogonki,dodam tartej bułki i 1 jajo,także pieprz i sól.Wymieszam i napełnię tym farszem pieczarki.Ubije i przed smażeniem  miejsce z farszem odcisnę w tartej bułce.Smażyć będę na niewielkim ogniu i około 20 minut.Pieczarki winny "puścić" sok który to winien odparować.Smażę po jednej i po drugiej stronie.Gotowe do konsumpcji są wtedy gdy lekko zbrązowieją.Z pewnością będą mało słone ,ale dosolić można nawet już na talerzu.

A co do tego spyta być może ktoś?

A do tego będą kotlety ziemniaczane.Tak, tak, ziemniaczane.Można je wykonać z takich ziemniakopw co pozostały od wczoraj,lub specjalnie ugotować.Zatem niech będzie to np. 6 ugotowanych ziemniaków.Należy je przecisnąć przez praskę.Przez praskę przeciskają się łatwiej jak są ciepłe.O wiele łatwiej.Zatem wczorajsze ,dobrze będzie podgrzać.Po przeciśnięciu dodać nieco solonego białego  sera np. na tę porcję 4 łyżki.W ostateczności  może to być topiony serek, ale z białym solonym ,to danie jest lepsze, dodać też 1 łyżkę  jakiejś przyprawy do kurczaka lub po prostu do  drobiu.nieco pieprzu i jeżeli serek był topiony to też soli,która tu bardziej pasuje pod postacią jakiejś przyprawy kuchennej,2 łyżki tartej bułki 1 jajko i około dwóch łyżek drobno posiekanego koperku.Może też być go więcej,kto lubi koperek zielony.Po wymieszaniu formować male kotleciki i smażyć na rumiano po obu stronach.Ja jednak dziś jeszcze do tych kotletów dodam ,ze dwie,trzy łyżki posiekanych orzechów włoskich.Robię to pierwszy raz ,więc  na 100 procent nie polecam,bo nie wiem jak będzie smakowało.?I do tych dań ,pieczarkowo-ziemniaczanych będzie u mnie zielona sałata,ale nieco  inaczej wykonana,bo z rzodkiewkami,cebulą w talarkach,wcześniej posoloną by nieco zmiękła i cukrem i olejem i octem balsamicznym.I to wszystko wymieszane zostanie tuż przed podaniem.

Ale się rozpisałam kulinarnie,a tu pada i pada.W taki dzień,może dobrze będzie sobie dogodzić jakimś dobrym jedzeniem,które proponuje zakończyć deserem pobudzającym perystaltykę jelit. Wszak trzeba strawić ten smaczny obiad.Niech to będą zatem, pieczone jabłka , z wydrążonymi środkami  ,a w tych środkach miód lub rodzynki.Pyszota...................
"Okres deszczowy przychodzi jak zając ,a odchodzi jak słoń".I tak to wygląda,tak wygląda.
"Deszcz jest jak kwiat,który czuje się na odległość."

I,to takie przysłowia wybrałam na dziś ,bo jakie inne byłyby  bardziej adekwatne do panującej  pogody.?

wtorek, 17 listopada 2015

A na działkach z pewnością pada,bo chyba dziś pada wszędzie gdzie się da i nie powinno to być naszym zmartwieniem,bo jak pisałam wcześniej drzewa i krzewy jeszcze" przyrastają  w korzenie".Podobnie rośliny ozdobne wieloletnie tj byliny.Ten czas bez mrozu jest dla nich bardzo dobrym czasem.I nie należy domniemywać,że ............."a może zgniją"?, [ to gnicie to w ogromnym uproszczeniu oczywiści ] ,nie nie zgniją,bo nie gniją rośliny dobrze ukorzenione,nawet cebulowe ,takie jak np. tulipany,lilie,hiacynty,szafirki itp.Także posadzone ząbki czosnku,już  są ukorzenione .O ! byłoby gorzej gdyby wystąpiły wcześniej mrozy a potem deszcze,ale przecież nic takiego nie miało miejsca.Jednak  mrozy i śniegi zapowiadane są  pod koniec tygodnia.Zatem przy następnej bytności na działce opróżnijcie Państwo pojemniki z wodą,bo lód je rozsadzi.I proszę się nie martwić,że tak bardzo urosła trawa.Niebawem mróz ją "położy" i będzie stanowiła okrycie korzeni,ochroni darninę.Tylko proszę wygrabić liście leżące na trawniku,bo  one mogą spowodować zniszczenie go i wiosną  w tych miejscach pojawią się żółte lub szare plamy co jest oczywiści do naprawienia,ale po co do tego dopuszczać?

Szklarnie i tunel foliowy pozostawić otwarte,by nie rosły w nadmiernej wilgotności glony ,porosty i grzyby Mogą pojawić się też na powierzchni gleby.Szczególnie niepożądane są glony porastające dolne szyby uniemożliwiające dostęp światła ,a są dość trudne do zlikwidowania.Owszem można szyby wyszorować ostrym proszkiem ,ale NIE WOLNO TEGO ROBIĆ.Co najwyżej może to być tarta cegła lub piasek...............lepiej ten drugi.
W ramach prób,wzięłam :1 dużą białą rzodkiew i po obraniu i umyciu rozdrobniłam.Mam maszynkę do robienia frytek ,więc ją wykorzystałam  i uzyskałam coś w kształcie grubszych zapałek,jak frytki,ale myślę,że można też pokroić ją w cienkie plasterki.Ponieważ biorę pod uwagę,że moje surówki winny być kaloryczne ,dodałam do rzodkwi ale o tym za chwilę,nieco posolonej, wyjątkowo  na początku.Zawsze zalecam solić surówki na końcu,ale tu proponuję odstępstwo, ze względu na konsystencję tego warzywa.Rzodkiew jest dość twarda...............jednak.Dodałam połówkę białego sera typu Caprio ,jest dość ścisły ,łagodny w smaku i świetnie się komponuje z rzodkwią,ale myślę,że może być to  jakiś inny biały ser.Pokroiłam go w kawałki,dodałam też posiekanego szczypioru,tak około dwóch łyżek i pół szklanki gęstego jogurtu.Wymieszałam.Tuż przed podaniem posypałam każdą  porcję groszkiem ptysiowym ,ale ..............tuż przed podaniem.I wiecie co? większa porcja w zupełności zaspokaja głód i może być daniem obiadowym dla osób odchudzających się.Kalorii niewiele ,a sytym się jest.I wiecie co?.............jeszcze? do następnej surówki z rzodkwi dodam solonego sera typu Feta ,lub Falvit [sory za pisownie nie wiem czy prawidłowa?].

Wszystko co wchodzi w skład  surówki jest zdrowe i potrzebne organizmowi.Znam pewnego lekarz,który  mówi:"............co najmniej 1 raz w tygodniu jedzenie powinno być białe jak śnieg".A to które ja proponuje jest takiego właśnie koloru.Ma właściwości  zdrowotne:rzepa działa pozytyw nie na wątrobę i przewody żółciowe,natomiast sery i jogurty bardzo wspomagają kości .Wszystkie panie o tak zwanej drobnej budowie i cienkich kościach szczególnie o nie dbać powinny,bo częściej "dopada" ich na starość osteoporoza jak panie o grubej kości.Nie wierzycie?zapytajcie lekarza.A ja bardzo lubię białe jedzenie,ale to nie istotne,..........no może tylko na tyle,że lekarz  dwa razy sprawdzał moją datę urodzenia ,bo nie pasowała mu do faktu,że nie mam osteoporozy.Ale nie martwcie się Kochani na zapas,bo Wy Działkowcy przez kontakt ze światłem i słońcem,też zapobiegacie tej chorobie.
A jednak ,przysłowia ,to mądrość narodu.Bo ,choćby takie:"Charakter człowieka jest jak bruzda na kamieniu,nie da się zetrzeć"..............czyż nie?

A te,?Te mi się podobają bo są wesołe w swojej treści,a przecież jest tak szaro,tak smutno,no to trochę uśmiechu Państwu i sobie funduje.
"Kiedy car ma katar,cała Rosja kicha."i  "Korona nie uchroni cara od bólu głowy".

W nadziei na to,że być może  wykorzystany zostanie mój sposób na surówkę z białej rzodkwi,bo o tej porze roku jest wyrośnięta,soczysta i do tego bardzo zdrowa,bo nie zdążyła jeszcze 
"pogubić" witamin co ma miejsce ,gdy jest długo i żle przechowywana.Podaję go.

poniedziałek, 16 listopada 2015

Aby  zastąpić mięso warzywami,należy pamiętać o kaloryczności stworzonego dania warzywnego,wszak mięso jest kaloryczne przecież.

No to może taka surówka  ? I znowu będzie zielony groszek.Bowiem jak rozpoczęłam kombinacje groszkowe ,tak je popróbuje "pociągnąć".

Dobrze odsączona  z wody 1 puszka zielonego groszku,3 pokrojone w kostkę jaja na twardo,1 pęczek posiekanego drobno szczypioru i 1 pęczek [ 2 garście ] selera naciowego.Kto jeszcze selera naciowego nie jadł,zachęcam do spróbowania ,bo  jest smaczny i tak wyśmienicie chrupiący.Należy tylko do tej surówki drobno go pokroić.Wszystko wymieszać z majonezem [nawet i 10 łyżek ],bo ta surówka winna się dobrze połączyć,dobrze związać. Nieco posolić i dodać łyżeczkę cukru.Jest i kaloryczna i wyśmienita w smaku.Polecam na kolacje z tostowym,a więc także chrupiącym chlebem.Tym naprawdę można się najeść.

A teraz idę próbować nową surówkę,bo takie piękne widziałam białe rzodkwie,te odmiany Agata,długie łagodne w smaku i bardzo soczyste.
Powtórzę jeszcze raz .................czy lepiej sadzić jesienią ,czy zimą w głównej mierze  zależy od warunków pogodowych.................ale gdybym ja miała decydować,który termin wybrać to z pewnością dla większości  drzewek owocowych wybrałabym termin jesienny.
Dla większości,napisałam,albowiem brzoskwinie,nektaryny i winorośl posadziłabym wiosną,a to z powodu ich ciepłolubności,by nie martwić się jak  przeżyją zimę u mnie.Ale ,że zimy teraz nie takie jak wówczas gdy ja sadziłam drzewa,to może ta rada jest już nieaktualna.?

To tyle co chciałam poradzić Państwu,teraz,dziś,ale zainteresowanych tematem odsyłam do wcześniejszych postów,bowiem tam dokładnie opisuje jak powinno się sadzić drzewka.Myślę,że może nawet we wrześniu o tym pisałam.

A jeszcze dziś...........
Sadzenie wiosenne drzewek owocowych,także zależne jest od pogody.I dobrze byłoby,gdyby ona tj .wiosna przychodziła powoli co jednak niezmiernie  rzadko się zdarza.Bo drzewka należy wiosną sadzić gdy gleba już rozmarznie,a wegetacja jeszcze nie ruszyła.Takie które w trakcie sadzenia rozwijają pąki ,bardzo choruję ,lub nie przyjmują się,..............no chyba,że  nabędziemy  rosnące w donicy lub jakimś pojemniku.W odróżnieniu od jesiennego sadzenia to wiosenne ,to nie usypywanie kopczyka a uformowanie misy,wokół pnia by zbierała się tam woda opadowa,lub z naszego podlewania.A u tych posadzonych jesienią także należy rozgarnąć kopczyk i także formować misę.

No to ,który termin jest lepszy?
Czy wybrać wiosnę czy jesień?.Najistotniejsze są warunki pogodowe i to zarówno te wiosną jaki te jesienią.Obecna  jesień jest bardzo łaskawa,bowiem nie przemarzła jeszcze gleba.W takiej posadzone młode drzewka  ,zdążą "się przyjąć" ,zdążą jeszcze powiększyć swoją masę korzeniową,zdążą "przymocować" się do gleby.A czy pamiętacie Kochani jak pisałam kilka dni temu o tym,że właśnie teraz drzewa rozwijają korzenie,szczególnie te włośnikowe,te,które natychmiast zaczną pracować wiosną i pobierać soki i kierować je do korony drzewa....................i co ................i rozpocznie się wegetacja. no,ale to nie teraz,nie teraz,teraz wegetacja się kończy.Zatem ,po posadzeniu rosną korzenie,jeszcze rosną jeszcze będą rosły nawet wtedy jak przemarznie  1,lub 2 cm .gleby.Dopiero po solidniejszych mrozach................no ,jak przemarznie 10 cm gleby,licząc w głąb oczywiście,ustaje rośnięcie i drzewa,czy to posadzone teraz ,czy starsze przechodzą do spoczynku względnego,by w końcu grudnia przejść do spoczynku bezwzględnego.A z resztą czy to będzie koniec grudnia czy styczeń ,zależeć będzie od pogody.Będą mrozy,..............no i  niech sobie będą, naszym prawidłowo" przyjętym" młodym drzewom nie zaszkodzi mróz,oczywiście gdy przyjdzie w prawidłowej porze a  będzie ona prawidłowa ,skoro nie ma go jeszcze.Ale podobno już w przyszłym tygodniu ,ta ciepła pogoda ma się skończyć.No - cóż,zima stoi ,za drzwiami.Wystarczy je otworzyć by sprawdzić.Po posadzeniu młodych drzewek jesienią usypuje się kopczyk wokół pnia,a to po to ,by pogrubić warstwę okrywającą korzenie.

Natomiast wiosną......................
Czy lepiej sadzić drzewka owocowe jesienią,czy wiosną?................ot i jest dylemat,ale zaraz przedstawię Państwu    ZA  I  PRZECIW.

niedziela, 15 listopada 2015

By zamienić mięso................."bo podobno jadamy go za dużo" na warzywa,należy wziąć pod uwagę,że nie mogą to być trzy listki sałaty,bo kalorii za mało.

Zatem:....................sałata owszem będzie,poszarpana ,dość sporo jej, na głębszym półmisku ,na jego dnie.Potem jedna puszka zielonego groszku ......[ bez wody,suchego ] wsypana na sałatę i potem około 20 dkg.ostrego żółtego sera tartego ,lub w kostkę i to wszystko polane cienkim strumieniem majonezu.Na samym wierzchu coś czerwonego ,np przekrojone koktajlowe pomidorki lub zwykłe pokrojone w ósemki.I smaczne to i kaloryczne i witaminowe i zdrowe i może być oddzielnym daniem lub przystawką.
Im starsze drzewo,tym wykopanie go będzie trudniejsze,bo...........te stare,mają dobrze wykształcony korzeń palowy tzw.maciczny to jest ten sięgający  pionowo w głąb.Do wycięcia zabieramy się w ten sposób,że najpierw ścinamy samą koronę.Pozostawiamy pień.To nim  będziemy obracać by naruszyć korzenie boczne.Po intensywnym rozkołysaniu pnia ,boczne korzenie ukażą  się naszym oczom.Będą pod wierzchem.Wówczas w zależności od ich grubości albo przecinamy je łopatą tj szpadlem,albo siekierą.Gdy już wszystkie boczne będą ucięte,wówczas uda  się pień położyć i w ten sposób łatwy zrobi się dostęp do korzenia palowego,tego głównego................ale uwaga nie wszystkie drzewa go posiadają.Proszę nie szukać go u  drzewka wiśni,którą to bardzo łatwo się wykopuje,bo korzenia palowego nie mają.
A co z tym dołem?Dajmy temu dołowi i ziemi w pobliżu odpocząć choć ze dwa lata.Dopiero po tym czasie sadzimy tam nowe drzewko,pamiętając,że nigdy tego samego gatunku,że pestkowe po ziarnkowych,a ziarnkowe po pestkowych,np gruszę po wiśni,a wiśnie po gruszy. A w międzyczasie składać tam resztki roślinne,czyli zrobić mini kompostownik..............o ! przyda się ten nawóz nowemu drzewku,ale jeżeli nie chcemy na taką pryzmę kompostową  patrzeć to przecież  po napełnieniu można tam posiać jakieś rośliny ozdobne,lub warzywa np trzy tyczki z fasolą,lub trzy rośliny pomidora ,albo urządzić tam skalniak powiększając ilość dawanej tam zielonej masy.Znam kogoś kto urządził piękny skalniak i już potem nigdy nie posadził tam drzewa.:Przesunął je o dwa metry poza skalniak.Szkoda mu było go niszczyć i ja go rozumiem ,bo widziała to dzieło.

A teraz coś do konsumpcji..............
Gdy gleba dobrze nasiąknięta wodą,łatwiej wykopuje się stare drzewa,przeznaczone do likwidacji.Ale co to znaczy stare drzewa,owocowe oczywiście.To o nich myślę.O  - to bardzo względne pojęcie bo:drzewa wiśni np,stare ,to takie które mają ponad 20 lat,że nie wspomnę o brzoskwiniach i nektarynach.One jeszcze przed dwudziestką się starzeją.Ma na to wpływ,na to starzenie, ich podatność na raka bakteryjnego kory,niejednokrotnie lekceważonego przez użytkownika,lub niezorientowanego o szkodliwości, "niewinnych"zdawałoby się wycieków gumy ,podobnych,bardzo podobnych ,do żywicy.To początki tej choroby,tej trudnej do zwalczenia choroby.Powstaje w miejscach zranień powodowanych przez prześwietlanie koron tych drzew,którego czasem jednak trzeba dokonać.Ale także w miejscach blizn po opadniętym liściu.Powiecie,toż to absurd.Ależ tak,zgadzam się z Wami,ale  nic na to nie poradzę.Oczywiście w pewnym stopniu pomaga zasmarowywanie ran po cięciu specjalną  [ w sprzedaży ] pastą,ale nie da się zasmarowywać maleńkich blizn powstałych w miejscach gdzie odpadły liście.Także drzewka wiśni chorują na tę chorobę - no może nieco mniej intensywnie jak brzoskwinie i nektaryny,ale jednak i chorują też niektóre śliwy.Jedne mniej drugie bardziej .Ale śliwy stare to takie ,które ukończyły 25 lat.No - i pozostały jabłonie i grusze.Ile muszą mieć lat ,byśmy przeznaczyli je do wykopania?O i tu znalazłam się w pułapce.Bo odmiany jabłoni  dawnych starzeją się  wolniej,nowszych szybciej.Te jabłonie które posadzono w latach 40,50, to te odmiany dawne i jeszcze spotykane ,ale z pewnością już się zestarzały.Natomiast posadzone po 80 roku odmiany jabłoni ,są stare.One przez skrócenie systemu korzeniowego tak długo jak poprzednie nie żyją.No - i grusze....................nie,nie potrafię powiedzieć ,że ta grusza jest stara,bo to drzewa o dłuższym żywocie i można spotkać takie które posadzone były jeszcze przed wojną  i owocują.Ale tu także jak u odmian jabłoni  nowsze będą miały krótszy żywot.Póki co 30 letnia grusza,to jeszcze młoda  grusza.

A teraz rad kilka,jak szybko i praktycznie wykopać stare drzewo?
Ale,póki co................w radiu smutne francuskie melodie i moje myśli z tymi co stracili bliskich.To tak jakby ponownie 11 września ,ale nie w Stanach ,tylko we Francji.I znowu trzeba stwierdzić,że Świat już nie będzie taki sam jak przed zamachami.A piszę o tym by uświadomić sobie i Państwu,"co tam,że pada,że jest ciemno,że nie ma radości,bo niema słońca".To tak niewiele,to nie tragedia.

A właśnie...............pada,zatem dobrze będzie po deszczu wykonać pewne prace na działce,bo są takie które o wiele łatwiej się wykonuje gdy gleba jest mokra.Aha ! - piszę pada ,bo pada w Łodzi.
A jakie to prace?
"Listopad drzewa obnaża ,zgarnia z pola gospodarza."To przysłowie uświadamia mi ,że zgarnie też Działkowców..................i co ja wówczas będe pisać?,co radzić?.................ale póki co............