sobota, 13 grudnia 2014

Bywało tak ,ze do teraz nie daje mi to spokoju.Sygnalizowałam to wczoraj Jest [dla przykładu] rok 1938 .W Rudzie Pabianickiej prawie tyle samo Polaków co Niemców.Budowane są nowoczesne  kamienice,rozwija się handel ,a moja siostra gra w siatkówkę  w IMCe ze swoimi koleżankami ,Niemkami.Żyje w przyjażni  z Judytą Gertrudą i Natalią.  Sklep cukiernia niemiecki ,sklep spożywczy ,niemiecki i nikomu to nie przeszkadzało.I legenda głosi że  dwóch synów z jednej rodziny niemieckiej w Rudzie walczyło w powstaniu warszawskim ,ale po dwóch różnych stronach barykady.I nagle sąsiad stał się wrogiem,?I zostają zerwane wszelkie przyjaźnie?I liczyli się ci co znali język niemiecki jak moja siostra i ojciec,a jakież było nagabywanie by podpisać folks listę na szczęście  tego nie zrobili.Jak można było zrzec się polskości zapytał mój ojciec pół  Rosjanin?.Mieliśmy -  [już na wygnaniu] sąsiada który podpisał ,więc w domu mówiło się szeptem.I to chyba my Polacy pierwsi znienawidziliśmy Niemców ,ale czemu pierwsi?............,nie ,pierwsi byli oni ,najeżdżając  nas ,uważając  za prymitywnych  i ciemnych i tylko nadających się do ciężkiej pracy fizycznej na rzecz "wybrańców",tych doskonałych rasowo .Zatem jaka  była radość gdy uciekli w popłochu.I gdy okazało się ,że ten ,któremu tak wierzyli ,który przeżył 42 zamachy,zmuszony został sam na siebie się "zamachnąć" i chyba to już kiedyś pisałam.Był na koniec schorowany ale nie na tyle by nie pocierpieć przed śmiercią a jemu podobny Stalin ,taki car narodu,i taki bandyta jednocześnie też pocierpiał ,gdy po ostatnim wylewie leżał i nikt nie ośmielił się w tym leżeniu mu przeszkodzić.............bo po prostu wszyscy się go bali Leżał zatem usiusiany  i ukupkany i zmarzniety przez wiele,wiele godzin.I tak to jest jak wielki mocarz nie bierze tego pod uwagę ,że wszelkie mocarstwa tego świata to ułuda.
A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO?
Aby rozprawić się z tym tematem GENERALNIE I DOGŁĘBNIE,to moje dzisiejsze postanowienia,Wczoraj pewna zatroskana osoba zadzwoniła z pytaniem..........co się stało? Na działce rosła pietruszka korzeniowa.Chciała mieć ją w domu więc wykopała z ziemi  ,przygotowała super podłoże bo przesiany kompost,ubiła w skrzyneczce i posadziła korzenie pietruszki wraz z natką ,bo to o natkę chodziło .Jakież było jej zdziwienie gdy pietruszka wcale nie okazała się być wdzięczna za taka troskliwość.Nie dość że zwiędła jej natka ,to jeszcze pojawił się biały nalot na listkach.To mączniak wyjaśniłam .A jaki popełniła ta osoba błąd?..........błędów było wiele.Otóż ,nigdy ,przenigdy nie sadzimy korzeni do ziemi,bo ona długo utrzymuje wilgoć.Piasek to coś najbardziej pożądanego i to nie za wilgotny ...............bo mączniak.Ale ona chciała dobrze,myślała,że korzeń pietruszki będzie potrzebował pokarmu z dobrej ziemi................a nie o to chodzi.Poza wodą korzeń nic nie pobiera...................bo tu wyjaśniam.Cały cykl    ZAMKNIĘTY tej rośliny to:kiełkowanie nasion,rośnięcie części podziemnej i nadziemnej,zawiązanie korzenia ,który jest magazynem sił witalnych i możliwości po spoczynku  [usunięciu z ziemi] ponownego ożywienia,wydania na świat natki,w następnej kolejności nasion,uschnięcie korzenia i jego śmierć.W warunkach domowych najczęściej nie dochodzi do zawiązania nasion.I to co robimy w domu nie nazywamy rośnięciem a pędzeniem A my zadufani w sobie myśleliśmy ,że co?????????????/ ,że ta pietruszka posiana przez nas,rośnie  dla nas,do konsumpcji .........prawda?,tak myśleliśmy.A tu okazuje się ,że ona rośnie by wydać plon,pozostawić po sobie dzieci,co ma miejsce w następnym sezonie.Zresztą jak każdy gatunek na ziemi No i korzeń należy sadzić po przesuszeniu,nie z ziemi do piasku.I jeszcze jedna moja uwaga.Do pędzenia w domu jeszcze lepsza jest pietruszka naciowa.Ma nieokazałe korzenie i potężniejszą  [czasem kędzierzawą] natkę.Przypominam też że możemy pędzić seler [ o jak pięknie pachnie rosół z natką selera]  a także ........buraczki.Buraczki gdy mamy nieco miejsca w widnej piwnicy lub garażu I w środku zimy co...................botwinka. Ogromnych bukietów witaminowych z parapetów  życzę.
A TERAZ DO DZIAŁKOWCÓW I NIE TYLKO
 Dziś na zimowym spacerze................ha,ha.gdzie ta zima? z psem zauważyłam  że trawa jest zielona jak w maju.Dawniej by to nie miało miejsca.Śnieg leżał często już od końca listopada I ta zielona trawa przywołała wspomnienia .Gdzieś,na początku lat 90 -ątych  ubiegłego wieku jechałam na naradę którą organizowała jednostka  nadrzędna,w Warszawie.Był to pażdziernik ,było szaro i mglisto a przy drodze sprzedawcy grzybów.I tylko to nas interesowało tj kierowcę i mnie.On tez był ŚWIR NA PUNKCIE GRZYBÓW.Powiedziałam wówczas "wiesz co jak będę na emeryturze to we wrześniu postawię szałas w lesie i będę zbierać ,tylko zbierać grzyby.....................Jedziemy ,jedziemy,nagle na zieloniutkiej łące [jak teraz] ogromne stado krów i zauważyłam że są brudne.Pełna ochoty do pracy stwierdziłam"wiesz ja umyłabym je chętnie"Na tym koniec.Po naradzie i powrocie do Łodzi  pracownicy bardzo chcieli się dowiedzieć i dopytywali Andrzeja no i co ,no i co co nowego?[oczywiście mieli na myśli temat narady] ,a nieco zagubiony i nie wyspany [zawsze taki był] Andrzej przekazał............."szefowa wyprowadza się do lasu i  będzie  myć krowy".
ZUPEŁNIE NIE NA TEMAT.............

piątek, 12 grudnia 2014

A bywało tak........... radośnie bo pierwsze powojenne święta i w polskim kościele czekał polski ksiądz i choć nie wszystko jeszcze działało radość rozpierała nas.Np do kościoła szło się z własnym światłem by oświetlić drogę bo nie wszystkie ulice oświetlone były.My mieliśmy dużą lampę na naftę  ,jak górnicza.Bardzo mi się to podobało,a szczególnie brnięcie w wielkim śniegu na Pasterkę,w wielkim śniegu bo kto by go sprzątał.A miało się buty które nazywały się kapce.Były aż do kolan,zapinane z tyłu na trzy sprzączki i całe z filcu,tylko na samej stopie i zelówkę miały ze  skóry ,ale ............mieli je ci którym udało się ukryć przed okupantem i skórę i filc. Były bardzo ciepłe ,a że śnieg od grudnia do marca był suchy zdawały egzamin.Jak wspomniałam wcześniej przez cały adwent pościliśmy.A chciało się dobrej kiełbasy oj chciało.Zastępowały ją śledzie w marynacie [ im dłużej stały ,tym były lepsze ] i na kolację placki ziemniaczane na pysznym oleju ciemnozielonego koloru ,który tłoczony był na zimno,.................a pachniał................bardzo apetycznie.Ten olej też smakował gdy polało się nim drobno posiekaną posoloną cebulkę i w tym maczało świeży chleb z chrupiącą skórką.Dziś jeszcze można go kupić na rynku  od "baby"I w tym momencie przypomina mi się taka  jedna wigilia okupacyjna .:Jakiś znajomy rodziców dał litr tranu.Wykorzystany był  do smażenia na nim placków ziemniaczanych.Czy potrafią Państwo wyobrazić sobie zapach i smak tej potrawy??????????? a ja słyszałam........."jedz,jedz bo to pożywne."A dziś zastanawiam się nad tym czemu?czemu? tak się musiało zdarzyć? i na te rozważania pozwolę sobie jutro.Pozdrawiam Wszystkich moich Czytelników
A TERAZ  - JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO  ?
O deserach.Czy budyń to tylko deser dla dzieci ?..............nie.Zależy jak jest podany.Jeżeli mamy wysokie  szklanki  z grubym dnem i specjalne o dłuższych trzonkach łyżeczki to już samo w sobie jest eleganckie .Możemy np.ugotować w dwu oddzielnych naczyniach dwa budynie .Niech będzie to śmietankowy i czekoladowy.Do przygotowanych naczyń wlewamy nieco jednego koloru,potem drugiego i ponownie pierwszego.I tak przemiennie,do wyczerpania.Ale to nie wszystko.Tą długą łyżeczką ale cienkim końcem delikatnie [tylko trochę] mieszamy.Odstawiamy do wystudzenia.Podajemy z bitą śmietaną posypaną tartą czekoladą,lub rodzynkami.A inna wersja to jeden kolor np śmietankowy i po napełnieniu naczyń wsypujemy po łyżce stołowej tartej czekolady i lekko mieszamy.W takich wysokich szklanicach pięknie prezentują się galaretki owocowe ale zrobione w ten sposób,że nalewamy np pierwszą warstwę [ok3cm] koloru czerwonego.Wystawiamy w chłodne miejsce do zastygnięcia.Po czym wlewamy kolor zielony i ponownie studzimy.I ponownie czerwony i ponownie zielony.W tym czasie galaretki przeznaczone do użycia trzymamy w cieple np w naczyniu z ciepłą wodą .Jest to trochę pracochłonne ale przepięknie się prezentuje.Przed podaniem tę długą łyżeczkę wkładamy w galaretkę aż do dna utoruje ona drogę słodkiemu likierowi lub  wiśniówce które to alkohole wlejemy tuż przed podaniem [ok 2łyżek]na jedną porcje.No - oczywiście nie jest to deser dla dzieci.I  by nie było im  przykro wlewamy sok owocowy.I jeszcze jedna rada.Ale to już raczej poświąteczna. Jeżeli zostaną różne resztki wina w butelkach,można je wlać do pojemnika w którym robimy kostki lodu.To najlepszy sposób przechowania wina.Będzie można je w razie potrzeby dodać do drinków.
NO  -  TO JESZCZE TROCHĘ PORAD GASTRONOMICZNO - KUCHENNYCH

czwartek, 11 grudnia 2014

TO TYLE NA DZIŚ BO CIOTKAMALINKA  BIERZE SIĘ ZA PRACĘ PRZEDŚWIĄTECZNE
Porada kuchenna.Niebawem będziemy przyrządzać śledzie ,a jak śledzie to cebula.Oczywiście najlepsza jest cukrowa ,ale teraz już trudno ją spotkać w handlu,a to z przyczyny ,że jest odmianą letnią i źle sie przechowuje.Ale ja chciałam o poprawieniu jej smaku.Najlepsza jest pokrojona w cieniutkie piórka i posypana odrobiną cukru,np 2 duże cebule pół łyżeczki cukru.niech taka pocukrzona trochę postoi.I jeszcze druga rada .Kompot z suszonych owoców będzie bardzo elegancki jak do szklanek lub kompotierek na wierzch położymy plaster ananasa.Smakowo nie kłócą się.A kisiel żurawinowy [niektórzy go podają] bedzie smaczniejszy gdy już po ugotowaniu ale jeszcze do ciepłego dodamy suszonej żurawiny.|Ta potrawa wigilijna jest rodem z Litwy.
Mięta jest zielem  stosowanym od wieków.Znaleziono ją w egipskich grobowcach.Żydowskie synagogi pachniały miętą bo posypywano nią podłogi.Marsz swój aż do Europy zawdzięcza braciszkom z różnych klasztorów.Mięta jest byliną, jej ciemnozielone liście często mają odcień czerwieni lub fioletu.W lipcu na końcach pędów pojawiają się  fioletowe kwiatki w kształcie kłoska.Chcąc mieć suche ziele należy je ściąć przed kwitnieniem rośliny bo wtedy aromat jest najintensywniejszy.To zresztą tak jak i z lawendą.Mięta winna rosnąć na stanowiskach ciepłych w słońcu ,lub półcieniu,ale najważniejsze jest by gleba była wilgotna wiec może przy kranie ,lub przy studni,lub przy oczku wodnym.W Europie jest mięta częstym dodatkiem do sosów lub mięs,u  nas  rzadko.Najczęściej w postaci naparów i ciepłych lub zimnych herbatek. ALE UWAGA!!!!!!!!! ZBYT DUŻE JEJ DAWKI MOGĄ BYĆ SZKODLIWE,mogą drażnić błony śluzowe przewodu pokarmowego,i zamiast uspokajać[bo ma te właściwości]pobudza układ nerwowy.A dla mnie jest to jedyne zioło ,którego nie lubię,a to z powodu ,że w pewnym okresie życia napiłam się naparu mięty ......na zapas.A było to w latach 50 tych ubiegłego stulecia.Tańczyłam wówczas w zespole przy zakładach Harnama w Łodzi.Wiadomo ,że  po wysiłku chce się pić ,zatem w czasie prób stało wiadro z ciepłą miętą i wazowa łyżka i poobijane garnuszki .................no cóż sorry,takie były czasy.Tak,tak droga młodzieży ,o wodzie mineralnej nikt nie słyszał.Ale wspominam też z dużą sympatią naszego nauczyciela.do tańców ludowych trzeba mieć cierpliwość .On ja miał.A balet z zakładów Harnama był znany w Europie,ale mnie będzie zawsze   kojarzyć się będzie z miętą i teraz mnie nikt nią nie uraczy,poprzysięgłam wówczas nigdy więcej mięty.
No dobrze to dziś niech na początek..............ZIOŁA NIECH BĘDĄ ZIOŁA

środa, 10 grudnia 2014

Oj bywało radośnie ,szczególnie  w pierwsze powojenne Święta. w prawdzie jeszcze nie chodziliśmy do kościoła naszego katolickiego,bo w nim okupant urządził skład płodów rolnych ,ale na "rzut kamienia" był kościół ewangelicki a ewangelika {Niemca ]ani na lekarstwo wiec ewangelicki stał się katolicki I te msze  pierwsze dla mnie i ksiądz w pięknej kapie.Kapy teraz nie widuję.To coś z tyłu przepięknie haftowane a z przodu skromne szelki ale nie ma co się dziwić bo przecież msza była odprawiana tyłem do wiernych a przodem do ołtarza.No i oczywiście po łacinie .Pamiętam ,że na  końcu ksiądz mówił "ite misa es" [idźcie msza skończona].To było TO tego brakowało NASZ BÓG I MY. I te radosne  powroty z kościoła i ludzie znajomi .............którzy.........przeżyli to samo co my.A jak już wspomniałam Niemca ani na lekarstwo.I zupełnie nie wiem czego się tak bali ? nas czy nadchodzących Rosjan?A jeszcze niedawno bo rok wcześniej w okresie przedświątecznym właśnie,wczesnym wieczorem psy ujadały u sąsiadów a to nie wróżyło nic dobrego ,no i zjawili się chłopcy 14,15 letni z Hitlerjugend  z zabawkami przez siebie wykonanymi i należało [dla bezpieczeństwa] przyjąć ich i dać kilka fenigów [niemieckie grosze] .Oni potem fundowali prezenty swoim żołnierzom walczącym na wschodzie.Na jakim wschodzie? już nie było wschodu....,już Rosjanie w akcji Bagration tak przegonili  tych walczących na wschodzie i całe armie szły do niewoli jak np 6 armia gen Von Paulusa.Jak oglądam stare filmy i widzę żołnierzy  Niemieckich zmarzniętych ,głodnych i zmaltretowanych to jest mi ich przeogromnie żal.To byli ludzie, przecież mieli żony ,dzieci matki i tylko łatwo poddali się indoktrynacji jak ci chłopcy z Hitlerjugend z opaskami na rękawach czerwonymi i w białym kole   połamany krzyż [hakenkrojc] i  taki sam był wymalowany na lokomotywie z tektury ,którą pozostawili za fenigi.I potem jeszcze 19 stycznia widziałam chłopca też z tej organizacji,który stał w bramie pewnego pałacyku przy Pabianickiej 240 [już go nie ma] i stał tam kilka godzin z pancerfaustem [broń przeciwczołgowa] i czekał z pewnością na Radziecki czołg, i niestety nie doczekał się.Po pewnym czasie leżał  martwy  a obok rozbrojony pancerfaust,a jego matka gdzieś tam jeszcze długo czekała ,a potem został jej tylko płacz i żal,ale niech przypomni sobie jak wyciągała ręce do ukochanego wodza i jak mu bezgranicznie uwierzyła w obiecany raj na ziemi.Bo tak zawsze jest gdy nie rozpozna się Antychrysta.I tu wyjaśniam,że Antychryst nie oznacza przeciw Chrystusowi ,lecz zamiast Chrystusa [z Greckiego] A ten który Antychrystem był  ...........za długo był i o nim jeszcze  jutro
A  JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO?
To były porady działkowe ,a teraz...........KUCHENNE.........NIEBAWEM WIĘCEJ CZASU W KUCHNI SPĘDZIMY. I moje rady są następujące........Dobrze jest mieć gdzieś na boku dużą miskę z wodą,do której  w czasie sporządzanie potraw wkładamy brudne naczynia.Po wymoczeniu łatwiej je umyć.Oczywiście nie dotyczy to tych,którzy mają zmywarkę .Nieładny zapach śledzi i ryb morskich z różnych naczyń i deseczek nigdy nie zmywamy ciepłą wodą tylko zimną ze zmywakiem umoczonym w soli............o ! jak pięknie "puszcza" przykry zapach.Dla bezpieczeństwa nie korzystamy  równocześnie z piekarnika i palników.Myślę o kuchence gazowej.Byłam świadkiem takiego zdarzenia:.Sąsiad  wypalał w piekarniku jakieś gliniane talerze a sąsiadka włączyła palnik.W tym czasie sąsiad zmniejszył dostęp gazu do piekarnika,ale tak niefortunnie,że zgasł,ale się ulatniał i jak potem tłumaczył gazownik likwidujący szkodę.........gaz z piekarnika" liznął " płomień i wybuch gotowy.I wszyscy pojawili się na klatce schodowej................."co się stało?,co się stało ? no i oczywiście  ...............który to zawór .?............ i czy tylko ja muszę wiedzieć .......ale do tego się przyzwyczaiłam ,że wtedy wszyscy patrzą na mnie.W kuchni zwracamy uwagę  na podłogę by w czasie pracy nie była mokra.Tak..............,tak ..........proszę się nie dziwić ,że tyle tego BHP,ale proszę pamiętać ,że najwięcej wypadków jest w domu.I dalej ..........żadnych mikserów ,ani młynków nie obsługujemy  mokrymi dłoniami i nie pochylamy się nad nimi..................... a jakby sie tak urwało to co ma właśnie ogromne obroty????????.A z przyjemniejszych rzeczy..........aby ciasto drożdżowe  "trzymało wilgoć" należy do niego dodać szczyptę soli,............aby kruche placki ,lub placki piernika "nie piały.."..........nie zadzierały się po brzegach,a chcemy je ułożyć jeden na drugim ,przekładając jakimś nadzieniem,to należy po ułożeniu obciążyć je deseczką i naczyniem z wodą i pozostawić tak na kilka godzin.
A na działce zalega sen w drzewach,w krzewach i w ozdobnych,tylko oczko wodne z lodową szczelną pokrywą  jeszcze nie śpi.Myślę,że że ryby przeniesione  w bez mrozowe miejsca ale by te żyjątka co pozostały przeżyły należy doprowadzić do wody pod lodem powietrze.Kiedyś wkładano do wody snopek słomy,by doprowadzić tlen [słoma to rurki],a zatem dwie trzy plastikowe rurki załatwią sprawę.Ta woda na wiosnę będzie żywą wodą.Spokojni ci co położyli działkę do snu zimowego ,no może z zastrzeżeniem  .............bo zapowiadają wichury.Czy wszystko tam zatem sprzątnięte,? nie będzie wiatr wybijał szyb w domku czy szklarni jakimiś porzuconymi przedmiotami ?
A te skrzydełka wcale nie były tak dobre jak dobrze  pachniały a może mi się przejadły?bo ostatnio coś często je jadałam.Ale ktoś skwitował to tak................"..bo tobie to najbardziej smakuje internet" a zatem..............

wtorek, 9 grudnia 2014

O skrzydełka za ładnie pachną ,zatem do jutra.
Onegdaj bywało tak............gdy nie było śniegu i mrozu chodziło się na spacer w kierunku rzeki i łąk .A zaraz za rzeką była wieś Chocianowice,na którą tubylcy mówili Choćki.I choć od łąk do wsi jeszcze około 800 m,to słychać było wieczorem brzęk baniek i czuło się zapach mleka ,takiego prawdziwego co jak postawiło się na zsiadłe to na wierzchu była gruba warstwa śmietany.Gdy jeszcze słodka dodawało się do prawdziwej kawy,której mnie nie wolno było pic,ale znalazłam sposób,by choć trochę spróbować z kubka mojej siostry ,dzięki jej nieuwadze.I tak na prawdę nie wiem w  czym miałaby mi szkodzić?Bardzo  lubię dobrą kawę ,ale gdyby jeszcze do niej  była tamta śmietanka Ul. Pabianicka w tamtych czasach "błyszczała" kostką bazaltową,szczególnie w zachodzącym słońcu,jakby rozsypano perły. W połowie  lat 40 tych ,wracało życie.Nareszcie mieszkańcy wsi pracowali dla siebie,bo w czasie okupacji hitlerowskiej wszystko co wypracowali zostawało im zabrane.Hodowali świniaki,to te świniaki miały kolczyki w uszach i były ewidencjonowane.Jak podrosły zostawały odbierane.Raz na jakiś czas tak jak teraz brzęk baniek słychać było kwik  świń,ale Polak potrafi i niejednokrotnie udało się kolczyk przełożyć na prosiaka niedorosłego,a wyrośniętego zachować .Konfiskujący dziwili się bardzo,"czemu ten nie urósł"?I tak oto raz na jakiś czas pojadło się "rąbanki ' Hitlerowcy czuli się tam dobrze .............żyć nie umierać..............wszystko dostarczała wieś,jak to się teraz mówi.........za fryko........To mleko które tak pachniało przez rzekę i przez łąki było przynoszone w lekkich metalowych bańkach na sprzedaż.Robiły to kobiety.Pokrywka od takiej bańki miała kształt kubka i mierzyła równe pół litra,co bardzo ułatwiało  odmierzanie litrów.Na moście   nad Nerem już pod koniec 44 roku pewna Niemka spotkała znajomą Polkę,która szła zmartwiona i głodna i widząc taką pocieszyła ją i swoim charakterystycznym akcentem oznajmiła "Pani Proniu [Broniu] niech sie pani nie martwi jeszcze Adek pokaże tej Angla  niebieskie niebo.Chodziło jaj oczywiście o V2 ale akurat  nie było to zmartwieniem  pani Broni.Jakże wszyscy wówczas się cieszyliśmy,że  jesteśmy u siebie.Niestety nie na długo.
A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO ?
Tak lubię skrzydełka i tak często je przyrządzam ,że kiedyś pofrunę.A robię je tak: W moździerzu [mam po babci ] "tłucze" 1 goździk .odrobinę cynamonu 5 ziaren pieprzu 3 ziarna ziela angielskiego i dodaje do tego 2 łyżki curry ,4 łyżki oleju i 1 łyżkę miodu.........no oczywiście do smaku sól.Tym nacieram skrzydła [około 12 szt] i leżą w lodowce  2 doby.Po tym czasie nadają się do pieczenia.Ponieważ są ..........nie bardzo,ale trochę kaloryczne ,to do tego tylko zielona sałata z "oszczędnym" sosem vinigret.
No - dziś tak późno bo wróciłam z miasta.Nie wiem czemu zawsze u mnie w domu się mówiło ...........z miasta,a przecież nie mieszkam na wsi.No dobrze' ale przecież muszę usprawiedliwić swoja nieobecność.Jestem bardzo głodna ,więc nie wiem jak długo tu wytrzymam bo tam w piekarniku już pachną skrzydełka kurczakowe wg mojej receptury.................a pachną.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

A BYWAŁO TAK..........Kto nie przeżył głodu i chłodu okupacyjnego nigdy,przenigdy nie zrozumie jaka to radość,gdy w piecu "strzelają smolne szczapy".Podejrzewam ,że nawet może być kłopot ..............co to jest smolne i co to jest szczapy?To jest to czego mi brakuje ,bardzo brakuje,bo kaloryfer,żeby nie wiem jaki był ciepły ,rodzinnego ciepła nie daje.A smolne szczapy to kawałki drewna bardzo żywicowe,dobrze i szybko się palące i"strzelające" gdy płoną.Także niezrozumiała może być radość z przyrządzanych potraw Wigilijnych po Wigiliach okupacyjnych składających się z zupy z ulęgałek [maleńkie gruszeczki  rosnące  na miedzach] Zwane też pierdziołkami .Ten kompot słodzony był sacharyną po której dostawało się zgagę i CZASEM,TYLKO CZASEM,były do tego kluski i okraszona olejem kapusta.I jeszcze w wielu rodzinach płacz po tych co zginęli w obozach hitlerowskich.A jak że" ordnung mus zajn " Rodzina otrzymywała powiadomienie ,że zmarł na serce.I jakie to dziwne,że ci w obozach takie słabe mieli serca,bo wszyscy umierali na serce.Takie pismo leżało na stole w czasie kolacji Wigilijnej  i w tym uroczystym dniu świadomość,że pozostaliśmy sami,że zdradzili nas wszyscy i ci na wschodzie i na zachodzie.Churchill  miał tyle zmartwień,że co mu tam Polska..........wiedział że po Rosji będzie następny a Roosevelt migał się jak  długo mógł by nie wplątać  Ameryki w wojnę,ale któż by chciał.Dostarczał zatem broń i do Anglii i Rosji ale. choć tyle..............nagle ............stało się !!!!!! wczoraj była rocznica .7 grudnia o godz.7,45  1941r Japońskie samoloty zaatakowały Amerykańska bazę Pearl Harbor ,akurat wtedy gdy trwała msza.Nadleciały Japońskie samoloty i zupełnie zaskoczyły żołnierzy  Amerykańskich,z wyjątkiem jednego,który rękawem odsunął wszystko na ołtarzu polowym ,ustawił tam karabin maszynowy i  komenderował "chwalcie Pana i podawajcie amunicję"Potem powstała o tym piosenka.Ataki Japońskie  poczyniły ogromne zniszczenia,bo Japończycy fanatycznie wierzyli w swojego Cesarza.To ich bóg i w imię poświęcenia  życia umierali za niego  jako żywe torpedy KAMI KADZE, CO OZNACZA BOSKI WIATR.I długo jeszcze trwała wojna z Japonią W Europie pokój  od maja 45 a wojna Światowa praktycznie skończyła się dopiero we wrześniu.Ogromnie się cieszę jak oglądam stare filmy na których kapitulację Japonii przyjął  gen.Mak Artur  i na zakończenie powiedział ...."MÓDLMY SIĘ O POKÓJ I NIECH  BÓG ZACHOWA GO NA ZAWSZE."A tyle pięknych i młodych i inteligentnych chłopców Amerykańskich zginęło z rąk fanatycznych Azjatów i nie uratował ich Roosevelt Bo fanatyzm jest nawet gorszy od  faszyzmu choć oba sa na literę  F

A JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO?
A  teraz.a teraz Kochani,obiecane wczoraj danie Wigilijne dla zapracowanych.Nie wiem czy kiedyś już go nie proponowałam,ale ponieważ zmieniłam ilość składników  podaje:::::::::::: Należy ugotować 1 kg kapusty kiszonej na średnio kwaśno [zawsze zostawiamy kwaśną wodę z płukania lub gotowania] może trzeb  będzie dodać do gotowego dania bo mało kwaśne.W rondlu ,lub dużej patelni usmażyć 1 kg.pieczarek pokrojonych,lub całych gdy bardzo malutkie.Gdy zmieniają kolor na rumiany dodajemy łyżkę maki,mieszamy i  dodajemy do  kapusty. Świeżo zmielony pieprz w ilości umiarkowanej wieńczy dzieło.Po dwu ,trzech dniach jest jeszcze lepsza.A dla nie zapracowanych proponuje sporządzić krokiety ..............
Usmażyć cieniutkie naleśniki nakładać kapustę z pieczarkami  zawinąć do środka prawą i lewą stronę naleśnika i teraz zwinąć ciasno w rulon.W ten sposób będą miały jednakowy kształt.Obtaczać w cieście naleśnikowym i bułce tartej i smażyć krótko na patelni ,tylko tyle by się lekko przyrumieniły...............no i eleganckie i pyszna danie Wigilijne gotowe. Można je zrobić wcześniej i potem tylko podgrzać..............mniam, mniam.

Najpierw pewien pomysł,jakim chciałabym się podzielić ze wszystkimi a szczególnie z tymi którzy maja żarówki "tak sprytnie schowane" że nie ma je za co uchwycić .Są równe z płaszczyzną w której  je  zainstalowano.A żarówki jak to żarówki lubią się przepalać................................ i przy wymianie kłopot  ................był ,ale już go niema.Należy cienki patyk [ja użyłam długopisu] przykleić plastrem do żarówki i obracać by wykręcić.Gwarantuję sukces...........to musi zadziałać bo działa na zasadzie dzwigni...... i po kłopocie.
No nie wiem czy nie powinnam tego opatentować?

niedziela, 7 grudnia 2014

A z Unrowskimi Paczkami było tak.Były w nich też soki owocowe w metalowych puszkach koloru wojskowego ochronnego i ojciec mówił na nie puszki pancerne.Soki były wyśmienite pomarańczowe cytrynowe,grejpfrutowe i mandarynkowe.Mnie najbardziej smakował taki którego nikt nie chciał pić ,a mianowicie grejpfrutowy.Rodzina stwierdziła,że jestem nienormalna i że choroby psychiczne pojawiają się czasem w bardzo młodym wieku i objawiają  różnie ,oj bardzo różnie.Do dziś jest to mój ulubiony sok,ale jakoś choroba psychiczna się nie rozwinęła w brew oczekiwaniom bliskich.W paczkach też były "pastylki" tj bardzo kolorowe guziczki a w  środku czekolada.........takie z niespodzianką, Kolorowy lukier na wierzchu a wewnątrz czekolada.Były też używane ubrania ,taki ówczesny ciucholand,ale przepiękne.Po pończochach z pokrzyw [pisałam o tym we wcześniejszym blogu] niemieckich i to jeszcze na kartki,toż to były luksusy.Pamiętam czerwoną plisowaną spódniczkę . Jak z niej wyrosłam i była wydana jakiemuś innemu dziecku to płakałam.A  Święta się  zbliżały ,a w schowku pod schodami co to pierwszy raz w życiu się upiłam [ polecam wcześniejszy blog] leżała w kamiennym garnku DUŻYM BARDZO DUŻYM bardzo duża szynka tylna z kością natarta solą i saletrą i co jakiś czas była obracana na drugą stronę.To trwało 6 tygodni ,a potem ustawiana stara beczka w ogródku i budowany kanał  około 1 m.i palenisko i sterta liściastego drewna i wędzenie i taki wieczór jak w domu wszystko pięknie pachniało wędzonką i potem doglądanie jak dojrzewa wisząc w schowku  pod wspomnianymi schodami.Ale tu przerwa do jutra.A jutro przepis na wigilijną inna kapustę.Przepis dla kobiet zapracowanych.
JESZCE NIECO O TYM JAK TO BYŁO Z TYMI  UNROWSKIMI PACZKAMI?
A ONEGDAJ BYWAŁO TAK....Wszyscy czuli zbliżające się Święta Bożego Narodzenia.Jakoś częściej bywało się w kościele i oczekiwało szopki ,która była ubożuchna jak Jezus ,który w niej przyszedł na świat.Przeważnie był śnieg i mróz ,a do kościoła 3 km.choć to w granicach administracyjnych miasta,zatem idąc robiło się orły na śniegu.Polegało to na tym,że leżąc na wznak machało rękoma i nogami i w śniegu pozostawał ślad orła.....................ni i czyj ...................i czyj ładniejszy ?............ot to były zmartwienia.W domu trzeba było pomagać w przygotowaniach np prasując wierzchnią stronę powłoki na kołdrę.Sama magiel nie wystarczała.Wierzch był ozdobny koronkami robionymi szydełkiem i miał wycięcie w kształcie rąbu  i łączące ten rąb koronki które po powleczeniu [przez ten otwór wkładało się kołdrę] i związywało pięknie wyprasowaną wstążką.Kokarda musiała być okazała i zawsze w kolorze kołdry  ,a kołdra miała dwie strony,obie w innych kolorach np.seledynowy i żółty ,a inna błękitny i różowy.Oczywiście po pierwszej nocy kokarda była nieco" zmęczona" z czego zawsze naśmiewał się ojciec,kwitując to tak "ciekawe co ty w nocy robiłaś"?Częściej i dłużej  w  zimowe wieczory cała rodzina spędzała  przy stole.Ojciec nieodzownie z gazetami i informował nas o różnych niepowodzeniach i katastrofach.ale najbardziej interesował go stan wody na świecie i bardzo sie martwił ,ze ubywa na co mama uspokajała go mówiąc" nie martw się dla ciebie starczy".Taki spektakl powtarzał się co najmniej raz na miesiąc.Ale najprzyjemniejsze były kolacje.Zawsze coś smakowitego.Bo o tej porze mama miała czas,bowiem, pracowała.Poszła do pracy jak tylko [wiosna 45r] ukazały się ogłoszenia,że wzywa sie przedwojennych pracowników magistrackich na swoje miejsca pracy. Pierwsze dni to było urządzanie wszystkiego,noszenie szaf i biurek.I  pierwszy miesiąc,a może i następne wypłata była w paczkach UNRA.CZEGO W TYCH PACZKACH NIE BYŁO? Dużo różnych puszek z żywnością ,ale nie wszystkie na polski smak.Pamiętam ze Szwecji zawsze było to mięso [z czego nie wiem?] z dużą ilością rodzynek i różowego bardzo słodkiego budyniu,brrrrrrrrrrrrr za słodkiego.Natomiast wszystkim nam smakował polny groch z koperkiem i gotowana fasola z surową cebulą Nieco to modyfikując robię taką sałatkę ,na zimno oczywiście.

3 szklanki czerwonej fasoli ,ugotowanej i ostudzonej ,1 szklanka kiszonych lub konserwowych ogórków,pół szklanki  drobno posiekanej cebulki,nieco cukru 7 łyżek oleju i odrobina ostrego sosu tabasco.Modyfikując dalej dodaje teraz jeszcze 1 dużą paprykę też pokrojoną w kosteczką.I to wszystko mieszam.Smaku nabiera w lodówce po 2 godzinach.ale ja chyba o tym kiedyś pisałam bo taki przepis znalazłam też w "kuchni meksykańskiej".Gdzie Meksyk a gdzie Szwecja a jednak...................
I jeszcze dwie krótkie informacje..........Chciałam wczoraj na Św Mikołaja zamieścić wierszyk dla dzieci ,ale jakoś wena odeszła,ale podobno co się odwlecze.........
I druga............nie wiem jak u Was ale u mnie w Łodzi jest ciemno,a mgła taka że na spacerze psa nie widziałam.Kilkadziesiąt lat temu mój ojciec mówił tak "jak jest mgła to rośnie śnieg" i to mnie bardzo cieszyło,a dziś..............nie musi rosnąć, jeżeli o mnie chodzi i czym by się tu pocieszyć?Wiem ,wiem co chcecie mi powiedzieć i mam własnej roboty wyśmienitą nalewkę truskawkowo -wiśniową.Ale ta pociecha zbyt krótko trwa
Zatem ,do roboty,może to zmieni nastrój.JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO?
Witam Wszystkich o do Was Działkowcy ,taka informacja.W  TV ,"idzie"reklama w której sprzedający informuje,że jabłka z jego sadu są nie pryskane.Ja....człowiek,który już dawno "wyćwiczył" w sobie spokój..............O !............w tym momencie nie jest mi łatwo.To co???????? wszyscy ci co pryskają to jacyś idioci?.OŚWIADCZAM Z CAŁĄ ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ,NIE MA DORODNYCH OWOCÓW [TU JABŁEK] W GOSPODARCE WIELKOTOWAROWEJ BEZ OPRYSKÓW.Można tylko skwitować to tak:TELEWIZJA KŁAMIE.Czy telewizji nie zależy na dobrej reputacji?????????????????????