niedziela, 7 grudnia 2014

A ONEGDAJ BYWAŁO TAK....Wszyscy czuli zbliżające się Święta Bożego Narodzenia.Jakoś częściej bywało się w kościele i oczekiwało szopki ,która była ubożuchna jak Jezus ,który w niej przyszedł na świat.Przeważnie był śnieg i mróz ,a do kościoła 3 km.choć to w granicach administracyjnych miasta,zatem idąc robiło się orły na śniegu.Polegało to na tym,że leżąc na wznak machało rękoma i nogami i w śniegu pozostawał ślad orła.....................ni i czyj ...................i czyj ładniejszy ?............ot to były zmartwienia.W domu trzeba było pomagać w przygotowaniach np prasując wierzchnią stronę powłoki na kołdrę.Sama magiel nie wystarczała.Wierzch był ozdobny koronkami robionymi szydełkiem i miał wycięcie w kształcie rąbu  i łączące ten rąb koronki które po powleczeniu [przez ten otwór wkładało się kołdrę] i związywało pięknie wyprasowaną wstążką.Kokarda musiała być okazała i zawsze w kolorze kołdry  ,a kołdra miała dwie strony,obie w innych kolorach np.seledynowy i żółty ,a inna błękitny i różowy.Oczywiście po pierwszej nocy kokarda była nieco" zmęczona" z czego zawsze naśmiewał się ojciec,kwitując to tak "ciekawe co ty w nocy robiłaś"?Częściej i dłużej  w  zimowe wieczory cała rodzina spędzała  przy stole.Ojciec nieodzownie z gazetami i informował nas o różnych niepowodzeniach i katastrofach.ale najbardziej interesował go stan wody na świecie i bardzo sie martwił ,ze ubywa na co mama uspokajała go mówiąc" nie martw się dla ciebie starczy".Taki spektakl powtarzał się co najmniej raz na miesiąc.Ale najprzyjemniejsze były kolacje.Zawsze coś smakowitego.Bo o tej porze mama miała czas,bowiem, pracowała.Poszła do pracy jak tylko [wiosna 45r] ukazały się ogłoszenia,że wzywa sie przedwojennych pracowników magistrackich na swoje miejsca pracy. Pierwsze dni to było urządzanie wszystkiego,noszenie szaf i biurek.I  pierwszy miesiąc,a może i następne wypłata była w paczkach UNRA.CZEGO W TYCH PACZKACH NIE BYŁO? Dużo różnych puszek z żywnością ,ale nie wszystkie na polski smak.Pamiętam ze Szwecji zawsze było to mięso [z czego nie wiem?] z dużą ilością rodzynek i różowego bardzo słodkiego budyniu,brrrrrrrrrrrrr za słodkiego.Natomiast wszystkim nam smakował polny groch z koperkiem i gotowana fasola z surową cebulą Nieco to modyfikując robię taką sałatkę ,na zimno oczywiście.

3 szklanki czerwonej fasoli ,ugotowanej i ostudzonej ,1 szklanka kiszonych lub konserwowych ogórków,pół szklanki  drobno posiekanej cebulki,nieco cukru 7 łyżek oleju i odrobina ostrego sosu tabasco.Modyfikując dalej dodaje teraz jeszcze 1 dużą paprykę też pokrojoną w kosteczką.I to wszystko mieszam.Smaku nabiera w lodówce po 2 godzinach.ale ja chyba o tym kiedyś pisałam bo taki przepis znalazłam też w "kuchni meksykańskiej".Gdzie Meksyk a gdzie Szwecja a jednak...................

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz