sobota, 14 lutego 2015

Onegdaj bywało tak.Jak już czasem wspominałam że moi rodzice dysponowali schowkiem pod schodami,choć mieszkali na pierwszym piętrze,ale właściwie klatka schodowa był do naszej dyspozycji cała, bo na drugim pietrze mieszkała moja siostra z rodziną.Jak tylko nastała wiosna to w słoneczny ciepły dzień sosnowe półki,ze schowka były szorowane ryżową szczotką i wodą z sodą i szarym  mydłem.Czyste pomieszczenie czekało na przetwory.A właściwie dla czego je robiono?Ano dla tego,że w sklepach  była tylko kiszona kapusta i ogórki,tak ,tak no jeszcze musztarda i ocet.Żadnych słoików bo też nie było takich jak dziś typu twist,,tylko typu weck.Ten typ charakteryzował się tym że miał też szklana pokrywkę i między tę pokrywką a słoik była wkładana gumka i sprężyna na wierzch trzymająca pokrywkę .Wszystkie gumki corocznie były wygotowywane.Oczywiście zawartość słoików pasteryzowano,czasem nie raz,bo się nie zamknęły i systematycznie sprawdzano w czasie przechowywani,.to było kłopotliwe ale za to wygodne były te słoiki ,bo nie zwężały się ku górze i swobodnie wchodziła tam dłoń.A przetwory ; na pierwszy plan szły truskawki przetwarzane na kompoty,natomiast porzeczki,o te, były przeznaczone do  wina i na galaretkę.Pamiętam że po oberwaniu z szypułek i opłukaniu,przeciskane były przez gazę,by uzyskać sok.Oj! była to ciężka praca. I mierzono ile jest litrów ,bo tyle litrów też wlewano wody i tyle litrów cukru.Zatem w równych proporcjach. Najpierw balon stał na parapecie okna i przez specjalny bulgotek ,bulgotał w dzień i w nocy.Po kilku tygodniach zanoszono go  doschowka ,gdzie fermentacja przebiegała już wolniej .W listopadzie było zlewanie wina z nad osadu i korkowanie i lakowanie i układanie na leżąco,no i jeszcze była kartka z datą Ale to akurat był Pikuś w porównaniu do sporządzania galaretki   [na surowo] z porzeczek.W dzisiejszych czasach nie wiem czy znalazłoby się amatorów na coś takiego. W makutrze [to kamienna misa z rowkami wewnątrz] ucierało się jeden litr soku z porzeczek z dwoma kg.cukru.Ucierało,ucierało i ucierało.A wszystko co zwało się ucieraniem to było moje zadanie.A jakie było słodkie to nie wspomnę.Po utarciu wlewało  do słoików i pergamin w kształcie krążka umoczonym  w spirytusie kładło na wierzch a następnie pokrywkę i sprężynkę i o dziwo nie psuło się  to,to i miało konsystencje  galaretki.To jednak dopiero początek przetworów.Czyste półki czekały na następne przetwory,.ale o tym już jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz