niedziela, 22 listopada 2015

A DO KOGO ONEGDAJ SIĘ CHADZAŁO? .W zimne jesienne i zimowe dni do Walusia który  mieszkał w niewielkim domku,który ustawicznie modernizował  i coś w nim zmieniał.Wtedy wpadł na pomysł,by ogrzewać pokój piecem trociniakiem,który sam wykonał.Trociny paliły się bardzo powoli ,a ciepło dawały.Nikt jeszcze wówczas  takiego ogrzewania oszczędzającego węgiel nie znał.Waluś w pobliskich zakładach bawełnianych był tzw,"złotą rączką".Potrafił wszystko.Także potrafił wymyślić jakieś dziwne niespotykane przysmaki:np na patelnie kładł łyżkę smalcu  i kilka łyżek suchego grochu.Przytrzymywał to pokrywką bo bardzo groch "strzelał".ale jak się wystrzelał,jak zarumienił ,to przypominał w smaku orzechy.Jeszcze dziś czuję ten niepowtarzalny smak.Z resztą w tych biednych ,głodnych i chłodnych czasach powojennych wszystko było dobre.Albo rumienił nam na patelni cukier i dodawał o niego płatki owsiane i wylewał na pergaminowy papier wysmarowany masłem,ale nie wolno było tego robić na stole,bo tam leżała zawsze ładna i czysta wzorzysta cerata ,zastępująca obrus.Zatem, tak jak z każdym czymś co było gorące szło się na próg.A pod progiem stał duży garnek z ugotowanymi w mundurkach maleńkimi ziemniaczkami.Po dodaniu do tych ziemniaczków ospy,było to wyśmienite "danie zasadnicze " dla kur.Kiedyś bowiem ziemniaki przebierano i te niewyrośnięte zjadały zwierzęta hodowlane,ale i tak kury niosły się tylko do listopada.Nagromadzone jaja ,zniesione przez kury wcześniej przechowywano w wapnie.Zimą były tylko jaja wapienne,bo nie było ferm drobiowych ,co to "zapalone światło,kury jedzą,zgaszone światło kury śpią".Ale co z tymi małymi ziemniaczkami o tym już nie dziś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz