czwartek, 2 kwietnia 2015

A jak to onegdaj bywało?Onegdaj ,nie przypominam sobie,by w Święta Wielkanocne padał śnieg,tak jak teraz .Zmusza mnie to do myślenia,że nic innego nie jest przyczyną ,tylko "wtrącanie się" do praw przyrody przez człowieka.Onegdaj już w podkolanówkach i sandałkach biegałam po łące i  niejednokrotnie też  brodziłam po płytkich rozlewiskach , co to zostały po wielkiej wiosennej wodzie.Oczywiście bez akceptacji rodziców.Pamiętam też sukienki,które lubiłam i nie mogłam się doczekać kiedy je ubiorę.Były to ,zdecydowanie lekkie bawełniane zwane "chłopkami"Lubiłam je bo miały bufki.Czy ktoś jeszcze wie co to są bufki?Ileż to razy zostały zmoczone "śmigusem" z czego można wnioskować,że było ciepło.A jeżeli chodzi o "śmigusa,dyngusa" to przypominam sobie szczególnie jednego,gdzieś tak z końca lat 40 tych.Jak już kiedyś wspominałam na końcu lewej oficyny kamienicy w której mieszkałam ,był mały domek ,w którym była pralnia dla lokatorów.Przy tej pralni był kran usytuowany  na zewnątrz.Często do niego był podłączany wąż do zmywania asfaltowego podwórka,ale można też było umyć tam ręce i leżał  hełm w którym była zawsze woda dla ptaków.Od rana Wielkiej Soboty czekało się na księdza ,który przyjeżdżał bryczką i święcił pokarmy w każdym domu.O jakże się niecierpliwie czekało.Bo na stole  przykrytym białym obrusem z wyhaftowanymi kurczaczkami i zajączkami stało tyle pyszności.A od rana obowiązywał post.Tylko szklanka mleka i nic więcej.Stały lukrowane baby i galareta z nóżek  ,też o kształcie baby i mięsiwo oplecione białą kiełbasą.A tu trzeba czekać.Po poświęceniu wolno było już jeść.Oczywiście my dzieci sięgaliśmy po pisanki.Bo nie myślcie sobie Kochani.Jaj na przedwiośniu nie było.Bo też nie było wielkotowarowej gospodarki.A wiejskie kurki zaczęły się nieść dopiero w marcu.No to my za te jaja i  na podwórko.Słońce świeci ,ptaszki z hełmu wodę piją a my opukujemy jajami o mur ,ten przy pralni i nagle co to?............nie ma kranu tylko jakiś kolek.Aha,bo poprzedniego roku zlaliśmy się korzystając z tego kranu bardzo dokładnie.Moja ukochana chłopka  też była cała zmoczona.Chcąc temu zapobiec dorośli wbili ten kołek.Ale co tam "zebrani w sobie" tak ruszaliśmy  nim aż ustąpił.Oj ! co to się działo?Woda pod kątem prostym z całą siłą uderzała   w zagrodę gdzie były kury i kogut sąsiadów.Kury się pochowały a kogut stanął na wysokości zadania i toczył zaciętą walkę z silniejszym przecież od niego strumieniem wody.Na koniec zaczął piać przeraźliwie głośno,raz za razem i postawił na nogi sąsiadów.Jak to się skończyło z pewnością chcielibyście wiedzieć........................otóż wkręcono kran, a my zostaliśmy pouczeni tylko ,bo przecież to Świąteczny Czas.Teraz myślę,że pewien wpływ na  decyzję dorosłych miały,te szykowane od dawna naleweczki, wszak  już było po Święceniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz