sobota, 12 grudnia 2015

Tylko na chwilkę jeszcze,tylko nachwilkę,by zapewnić moją koleżankę..................publicznie.............że jutro podam przepis jak ja robię karpia w galarecie,bo jakby to było gdyby nie zadzwoniła i nie przypomniała co jeszcze powinnam podać.....................podchlebiając się przy okazji."przecież ten twój karp jest pyszny".
"O ,kapusta,ta jest ciężko strawna"..................nieprawda."Bigos jest ciężkostrawny"...........prawda.
A tak w ogóle to kapusta jest daniem zasadniczym w te zimowe święta.Ale kto nie może "pozwolić sobie na bigos" polecam kiszoną kapustę z pieczarkami.1 kg kapusty ugotować,1 kg.pieczarek usmażyć i pod koniec smażenia dodać 1 łyżkę maki ,rozprowadzić i lekko tę mąkę przyrumienić i dodać do kapusty .Wymieszać ,ewentualnie posolić i popieprzyć.

Lub wersja dla odchudzających się .Także kapusta, ,także pieczarki,lecz ugotowane w bardzo małej ilości wody z kostką bulionową lub dwoma  [są takie o smaku grzybowym ].Po 20 minutach gotowania i mieszania by się nie przypaliło ,a wody ma być mało,należy wymieszać z odcedzoną ugotowaną kapustą.Smak pieczarek ,winien  [ i będzie ] dominować.I nie myślcie sobie............."o to takie  nie kraszone"..? ...............,bo to jest bardzo smaczne................no i ta świadomość ,że nie kaloryczne,też przecież się liczy.

I to jeszcze................pierwsze 20 min,kapusta winna być gotowana odkryta,by wyparowała z niej siarka,tak tak w kapuście jest odrobina siarki.Potem będzie lepsza i potem można już ją przykryć.

I to tyle na dziś.Nie,jeszcze to:Rozmawiają dwie przyjaciółki.Jedna mówi:Mam wspaniałego męża,nie pije ,nie pali,nie zdradza mnie,nie lubi piłki nożnej ,a nawet mnie nie bije.Na to druga.A od dawna jest obłożnie chory?
To co koniecznie zmienić należy to:SPOSÓB MYŚLENIA.Tak tak,drogie babcie i dziadkowie,do Was się zwracam ,bo to Wy pamiętacie te czasy,gdy o karpia się walczyło  i wystawało w długich kolejkach.A teraz? a teraz chętni kupna będą proszeni ,by tego dokonali  właśnie u tego sprzedającego.To jemu na nas zależy,nie odwrotnie.Zatem kiedy kupić tę rybę.?Ja to zrobię w poniedziałek przedświąteczny i zapewniam wszystkich,że kłopotu z zakupem mieć nie będę.Oczywiście kupię już zabitego.Po przywiezieniu do domu oczyszczę i wypatroszę i podzielę na dzwonka.I teraz moja rada dla tych ,którym karp śmierdzi ,bo tak to trzeba nazwać,mułem.Po dokładnym oczyszczeniu należy kawałki zalać słodkim mlekiem,na kilka godzin.Mleko ma bowiem to do siebie,że bardzo łatwo pochłania obce zapachy.Potem opłukać posolić i przez dwie lub trzy doby może być przechowany w lodówce.To, jeżeli przeznaczony jest do smażenia,a do gotowania w galarecie  tylko dobę lub dwie.Ale.......................myślę,że i we wtorek i środę będzie dostępny.

I na koniec tego tematu.Czy wiecie,że w wielu krajach karp nie jest rybą jadalną?

A teraz tak trochę o wszystkim co może jest znane,a może nie?Wszak na działki się nie wybieracie  -  prawda?.No chyba że tam hodujecie karpie.
Ja dziś w obronie uciśnionych KARPI.
Kochani,proszę nie męczcie ich.One i tak przeżywają stres  związany z odłowieniem i przeniesieniem do miejsc gdzie w prawdzie woda jest ,ale jest jej mało i zbyt płytka.A po co odławia się wcześniej karpie.Po to by się nie "rozbiegły"po całym hodowlanym stawie...............kumacie?by nie usiłowały"  zejść na dno"by się zagłębić w mule.Zatem są ściśnięte i zaniepokojone,a jeszcze przenoszone ,żywe w plastikowych foliówkach i wpuszczone do wanny celem oczyszczenia to dopiero cierpią.A co do tego oczyszczenia,to jest absurdalna teoria.Może kiedyś było to potrzebne bo były tylko dzikie karpie,ale teraz NIE,NIE,NIE.One właśnie już oczyszczają się po odłowieniu.Poza tym karpie hodowlane  [te o kilku zaledwie łuskach ] różnią się tym od dzikich  [to te całe pokryte łyskami ],że nieco inne mają zwyczaje .One to, tak mułem nie pachną jak dzikie.Poza tym ,powątpiewam w to oczyszczenie w wodzie kranowej i czy karp będzie chciał się oczyszczać..?..........skąd ten przesąd prowadzący jedynie do cierpienia ryby i niespodzianki,że zbyt szybko w" kranówce" ryba padnie i potem problem,bo zakładano,że będzie żyła  kilka dni,a ona zrobiła nam kawał i już rano był martwa.I całe jej szczęście  - no -ale nie nasze.

Zatem jak słusznie postąpić z Świąteczną rybą?
Iluż takich spotykamy ,którzy lubią mówić o niczym ,bowiem jest to jedyna rzecz na której się znają.

 I jeszcze to:Dwie rzeczy nie mają granic :wszechświat i ludzka głupota.!

A przysłowie:?"Gdy się woda ścina i u gęsi pierś biała,będzie zima długo trwał".Ale jak sprawdzić tę gęś? ,ot i jest problem.

A teraz,coś zupełnie nietypowego...............

piątek, 11 grudnia 2015

Nadszedł czas  na :JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO....?................Szczególnie jakoś wspominam te lata głodne i chłodne................lata 40 e.O tej porze roku już zawsze była zima.Przychodziła czasem pod koniec listopada,a czasem na początku grudnia.Towarzyszyły jej obfite opady śniegu i duże mrozy.Pamiętam "tunele" w których się cała chowałam i tylko śnieg i śnieg i po lewej i po prawej stronie.I pamiętam  nieogrzane mieszkania,bo opału nie było,a jak był to tylko z ;przeznaczeniem na święta i niedziele.Pamiętam też Wigilie Bożego Narodzenie i podawane wówczas potrawy .Była to zupa z suszonych małych gruszeczek  [to z dzikich gruszy rosnących na miedzach przeważnie w celu wyznaczenia granic pól.}Na te gruszeczki,mówiono po prostu pierdziołki,lub bardziej elegancko,ulęgałki.Ta zupa była gęsta od nich,bo nic więcej w niej nie było.Posłodzona oczywiście sacharyną.Sacharyna ,to taki sztuczny cukier,po którym zawsze była zgaga.Była w malutkich pudełeczkach,wielkości zapałek a na wierzchu był obrazek słońca na tle granatowego nieba.Nie wiem czemu,ale jako dziecko tego słońca się bałam,a może tego granatu nieba ?Zatem,pierwsze danie zjedzone.Z niecierpliwością czekało się na drugie,bo była  to sałatka z gotowanych ćwikłowych buraków  pokrojonych w plasterki i cebuli ,także pokrojonej w plasterki.Cebula na jedną godzinę przed była posolona i posłodzona tą sacharyną by zmiękła,a potem zostało to wymieszane ,pokropione octem i dodany PYSZNY olej tłoczony na zimno ciemnozielonego koloru,przemycony jakoś,jak nie wiem.A do tego ziemniaki w mundurkach.Ależ to było pyszne.Nareszcie ziemniaki nie brukiew.Jeszcze dziś czasem robię taką sałatkę pół na pół surowa cebula i gotowane buraki i mi smakuje,szczególnie do mielonych kotletów ,by udowodnić sobie,że do mielonych kotletów ni musi być zawsze jarzynka z marchewki.I przy kolacji ,zawsze mama i ojciec płakali ,bo siostra w więzieniu a brat w obozie.Potem gdy wrócili...................jakież to było szczęści i radość ,no i koniec wojny i Kolacja wigilijna i nikt nie płacze................a ja zdziwiona,bo myślałam,że w czasie  kolacji płakać należy..Że to jakiś obowiązek. 

I  to tyle na dziś.Jak to dobrze,że jest cukier.Chyba zrobię tę sałatkę,bo z cukrem to pychotka.
A teraz może trochę informacji, jednak działkowych,bo jakby na to nie patrzył ciągnie nas tam , oj !ciągnie. Ale chyba w tej chwili tylko w celu rekreacyjnym,bo ,mam nadzieje,że wszystkie prace jesienne już zakończone.A przy okazji odwiedzin,może warto uciąć,z dolnych części ,gałęzie iglaków .Roślinom to nie zaszkodzi ,a  w domu będą już święta.Można je wstawić do dużego wazonu  z wodą,bo i wazon będzie bardziej stabilny i nawilżone powietrze i gałęzie nie tak szybko uschną.Można je  też przybrać jak choinkę .Można  zawiesić nad drzwiami.Z tego pożytek większy jak z jemioły,no i koszt żaden.Nie radzę tylko by były to gałęzie Tui.Pisałam o tym wcześniej ,że są rośliny przyjazne człowiekowi.................to z pewnością wszystkie iglaki,jednak  nie Tuja,bo ona nie wydziela ładunków elektrycznych potrzebnych nam,wprost przeciwnie i tak jak wszystkie Olchy np.lub Topole jest chwastem o skłonnościach  wampirycznych.To znaczy pobiera siły żywotne ze wszystkiego co je otacza.Oczywiście nie należy wyolbrzymiać tego,bo jest to proces powolny i trwa latami i nie ma powodu by nagle poczuć się gorzej ,bo Tuje w pobliżu.Ale jednak coś w tym jest skoro nasi przodkowie sadzili je nie w ogrodach a  na cmentarzach z przeświadczeniem,że przecież nieboszczykowi nie zaszkodzą.Na tym opieram moje uzasadnienie,a także na badaniach uczonych Amerykańskich,którzy sprawdzili,że rośliny te są, powodem poronień u kobiet. Pewna  kobieta po trzecim poronieniu, po wnikliwej analizie lekarza  i za jego poradą  zlikwidowała rosnącą tuż pod oknem Tuję  Po tym.urodziła jeszcze troje zdrowych dzieci.To tyle o naszych ewentualnych rozważaniach .........................pojechać na działkę czy nie?..................ja jestem na tak.

Nadszedł czas na.......................