sobota, 10 listopada 2018

Onegdaj ,jak jeszcze wyjeżdżałam  na grzyby w Bory Tucholskie,to ponieważ zaprzyjaźniłam się z tymi ludźmi to starałam się zawsze  coś ze sobą zabrać.To coś ,to był  bimber własnego pędzenia i coś jeszcze.A muszę wyjaśnić,że były to czasy jak alkohol był na kartki.Raz zabrałam ze sobą smalec ze skwarkami i cebulką i barszcz liście laurowe,angielskie ziele i pieprz .Na ich ziemniakach.które były pyszne ugotowałam zalewajkę.Okazało się ,że w tamtym rejonie taka zupa zupełnie nie była znana.Wypytywali i wypytywali jak się ją robi.I natychmiast sołtys pojechał do młyna po żytnią razową mąkę.Na resztce mojego barszczu pokazałam jak się to robi.Ileż listów dostawałam które rozpoczynały się od : "A ostatnio zalewajkę ....................."Na następny rok zostałam zobligowana do przekazania jakiegoś nowego dania,nowego przepisu i wymyśliłam  i zabrałam ze sobą tłuszcz 1 kg kiszonej kapusty i 1 kg pieczarek i  pieprz,które na szczęście nie  były na kartki.
Od miejsca w którym sporządziłam  to danie pierwszy raz  nazwałam je:................

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz