poniedziałek, 22 lutego 2016

Witam wszystkich moich Czytelników  takimi dziś przysłowiami:
"Idź złoto do złota,my Polacy bardziej w żelazie się kochamy."
"Każdy Polak rodzi się do korony."

Ot - i tu może być problem.Bo jakże koronować wszystkich?Ale znam,oj znam wielu ,którzy tak się zachowują jakby byli koronowani.

Ale jeszcze przed koronacją proponuje pomyśleć co,też tam na działkach się dzieje ?

niedziela, 21 lutego 2016

Jeśli masz przepiękną żonę,odlotową kochankę,super brykę i nie masz kłopotów a urzędem podatkowym i prokuratorem, a gdy wychodzisz na ulicę świeci słońce i wszyscy się do ciebie uśmiechają  .................NARKOTYKOM POWIEDZ NIE.
JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO? cd.Wystawione na podwórko  beczki garnki sprawdzała mama .Ona z resztą wszystko zawsze sprawdzała i decydowała i zarządzała."Aha ,kapusty już pozostało  niewiele .Możecie już wybrać to co na dnie..a ty Stachu potem beczkę umyj  i  postaw koło pralni i nalej wody by się nie rozeschła.Pralnia  to taki mały domek na tej posesji służący jak nazwa wskazuje do  ............... itd.Koło tej pralni  był kran na zewnątrz ,zatem dolanie wody do beczki było bezproblemowe.Ale ,ale co było w niej na dnie ?to na tamte czasy coś pysznego otóż: cała główka kapusty ,to jeszcze nic ,ale też całe jabłka.Liści tej kapusty posłużyły mamie do sporządzenia gołąbków.Ależ były smaczne,zupełnie inne jak tradycyjne, a do sosu gołąbkowego mam dodawała dużo cebuli   i nieco go słodziła i na koniec wlewała sok pomidorowy własnej produkcji w butelkach  które był zalakowany.Kto teraz cokolwiek lakuje?W butelkach  był też szczaw na zupę,pyszny ,tylko same listki drobno pokrojone. Ale jabłka  zjadane w plasterkach z cukrem o pyszne były.I jak zauważyć nie trudno,żadnych kompotów,a i niczego w słoikach ,bo porostu jeszcze ich,tj słoików służących do wekowania nie było.Dopiero  za kilka lat pojawiły się typu  słoiki typu"weck" na gumkę pod pokrywkę i sprężynkę.Wszystko co zawierała ówczesna spiżarnia było suszone,bądź solone lub konserwowane w occie,lub w occie z dodatkiem cukru i przechowywane w kamiennych garnkach zabezpieczone czystymi płóciennymi szmatkami. W śród wielu różnych artykułów były też solone rydze.Te pyszne grzyby po wymoczeniu smakowały jak prosto z lasu.Po zimie  półki drewniane były szorowane szczotką ryżową  i wodą z sodą.Potem schły.Potem ściany były bielone wapnem i wszystkie przetwory wracały na swoje miejsce.I czy to było siermiężnie  czy ubogo,nie.Ja tak tego nie odbierałam,bo bardzo wiele potraw mi smakowało z dodatkami ze spiżarni pod schodami np.zawsze do kaszy gryczanej dynia marynowana  a do jęczmiennej w okresie postu  sos korniszonowy,z korniszonów posiekanych drobno,co nie było trudne bo przecież były malutkie. Wrzucone na zasmażkę zrobioną z dwóch łyżek masła i niewielkiej łyżki mąki i szklanki zimnej wody [zimnej by nie powstały kluski] i nieco posłodzony ,ale tylko na tyle by złagodzić smak.I to tyle na dziś.Pora obiadowa,zatem życzę smacznego.
JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO ? .  o tej porze tj,na trzy ,cztery tygodnie przed Świętami Wielkiej Nocy w  moim rodzinnym domu rozpoczynano porządki  od wystawienia na zewnątrz,na podwórko wszystkiego co było przechowywane  w schowku pod schodami.a to w celu,by się przyjrzeć jak w świetle dziennym wyglądają  np,beczka z kapustą,beczułka z ogórkami kiszonymi i suszone owoce i grzyby zawieszone w płóciennych woreczkach wysoko ,bo tam bardziej sucho  i nie sięgały dzieci , O ! bo bardzo szybko schrupałyby ,nie grzyby oczywiście,a suszone owoce.A wówczas jak ja byłam dzieckiem  nie przejmowano się tak dziećmi jak dziś ,nie,stanowczo nie Muszę przyznać ,że przyszło mi żyć w dziwnych czasach.Jako dziecko bałam się rodziców jako dorosła boje się dzieci, no - może nie dzieci a młodzieży.Ale wracając  do porządków przedświątecznych,bo tak wtedy je zwano,nie wiosenne,a przedświąteczne.Gdy wystawiono w ciepły suchy dzień wszystkie przechowywane zapasy przez zimę to były tam też garnki kamienne z marynowaną dymią  i śliwkami i gruszkami i  w dużym ,największym garnku korniszony Były i słone i kwaśne i także lekko słodkie.Bardzo je lubiłam,lecz za wysoko stały.Ale zupełnie nisko stał balon ,duży balon,gdzie były owoce wiśni ,przesypane cukrem.W butelkach już nalewka ,ale jeszcze alkohol pozostał w wiśniach.Do tego łatwo było się "dobrać"bo balon w koszyku stał na posadzce.Kiedyś z bratem dobraliśmy się do tych wiśni właśnie.A co było potem.?Potem to nie pamiętam.Obudziłam się w łóżku następnego dnia rano .Zanieśli nas do domu z tego schowka rodzice jak wrócili z pracy.Trzeźwiałam jeszcze  dwa  dni i gdyby nie ojciec ,oberwałabym od mamy,ale on zawsze mnie bronił i kiedyś po cichu wyszeptał [ mieliśmy takie szeptane tajemnice] "no to pierwsze upojenie alkoholowe już zaliczyłaś ,trochę wcześnie,no ale cóż takie czasy".Bardziej poszkodowany był mój brat ,bo starszy i  powinien być bardziej odpowiedzialny i nie był oczkiem w głowie tatusia tak jak ja.

I co z tym wszystkim wystawionym na podwórko?
 Druga wersja surówki selerowej ,to także dwie szklanki utartego selera  i jedna szklanka utartej marchewki i dwie szklanki pokrojonego  selera naciowego.To mniej więcej jeden pęczek.Dla zaostrzenia smaku dwa ogórki kiszone pokrojone w kostkę  i dowolna ilość np. jedna szklanka pokrojonych w paseczki suszonych pomidorów.To wszystko należy wymieszać z kilkoma łyżkami oliwy lub oleju i dodać dla zaostrzenia smaku ,albo jedną łyżeczkę sosu Tabasco,albo dwie łyżki sosu ostrego Chili ,no i oczywiście soli i cukru .To zdecydowanie inna w smaku od poprzedniej surówka ,a jednak baza pozostaje ta sama i właściwości lecznicze dokonane.
Jest jeszcze trzecia wersja ,z tą samą bazą selerowo -marchewkową,ale ją sporządzam  zawsze latem bo wówczas jest tania i do wyboru papryka.Dodaję dwie łagodne i jedną ostrą i pęk szczypioru pokrojony  i już nie potrzebny jest żaden,ostry sos.Przestrzegam jednak ta surówka do łagodnych raczej się nie zalicza.

Sprawdziłam,że takie ostre surówki bardzo smakują, szczególnie smakują z ryżem na różne sposoby.I jeszcze to: kto ma dzieci niech surówkę podzieli na dwie porcje i  tylko do tej drugiej doda jakichkolwiek ostrości.Dzieciom raczej proszę takiej ostrej nie serwować.Tak samo z reszta jak i grzyby też,nie są potrawą da dzieci.

A jak to onegdaj bywało?
SELER.Zarówno jego bulwa jak i łodygi ,jak i liście mają właściwości lecznicze.Niewiele osób cierpiących na schorzenia reumatyczne i  artretyczne   wie ,że konsumowana co najmniej raz w tygodniu pod postacią surówki  bulwy selera powoduje wypłukiwanie nagromadzonych w organizmie  szczawianów i innych szkodliwych substancji w formie stałej które  zasiedlają stawy i ich okolice.No - nie wspomnę tu o zawartych witaminach i właściwościach lekko moczopędnych,co z kolei daje pozytywne efekty przy nadciśnieniu tętniczym i przy piasku w nerkach i przy innych złogach w przewodach moczowych.W prawdzie lepsza w tym względzie jest pietruszka,a konkretnie jej korzeń,ale SELER także,także .I na tę okoliczność  dwie surówki,które wypróbowałam.Nie da się ukryć,że utarta bulwa selera smaczna nie jest.Co zatem?.Zatem należy wymieszać ją z takimi dodatkami by nieco "przebiły,"zagłuszyły" ten smak.W przypadku obu surówek niech bazą będą mniej więcej dwie szklanki utartego selera co przeważnie jest połową dużej bulwy,którą należy dokładnie umyć,obrać i zetrzeć na tarce o grubych oczkach i natychmiast skropić sokiem z cytryny ,by nie pociemniał,bo będzie nieapetycznie wyglądać.Połowa tego ,zatem 1 szklanka winna być utartej marchwi i do tego dwa banany pokrojone w kostkę po obraniu ze skórki oczywiście i dwie łyżki rodzynków i sól  i cukier do smaku i jedna szklanka niskoprocentowej śmietany i pół szklanki jogurtu i dwie łyżki chrzanu.I teraz wszystko dokładnie należy wymieszać.Muszę przyznać,że smakuje ona dorosłym i dzieciom [prawda moja koleżanko?] a szczególnie jak jest podawana do ryżu i gotowanego mięsa np. drobiu.Jednak co do ilości soli i cukru,to proszę dopasować do własnego smaku.
A ta druga wersja surówki,to.....................
Za dużo tematów w mojej głowie i wciąż za mało czasu na ich przekazanie.I wiecie  co? Ja chyba wrócę na pełny etat ,bo tak mi się wydaje,że wtedy czasu miałam  więcej.A moje koleżanki pytają mnie............."kiedy przejdziesz na emeryturę?".........."..przecież jestem". "Ale -  na prawdziwą kiedy - pytają".

Wiosna tuż tuż i tematów działkowych mnóstwo.Tymczasem jakoś "padło" na wilki.I takie oto dwa przysłowia.Nie,nie,niczego i nikogo nie dotyczą,tylko wilków.
"-Kto chce z wilkami przestawać musi wyć jak one."polskie
-"Choćbyś życie swe włożył  w wilka wychowanie,szkoda trudu,wilk wilkiem i tak pozostanie."perskie.

Teraz ,zaraz powrócę do tematu który kilka dni temu  forsowałam.A konkretnie chodzi mi o właściwości zdrowotne warzyw.O owocach  i ich właściwościach postaram się nieco ,później.A jeszcze dziś mam w planie '"pociągnąć" ...........jak to onegdaj bywało?