wtorek, 30 września 2014

Nie,nie,dziś nie patrzę na zegarek.Na '"tapecie" krzewy jagodowe,ale dziś tylko jeszcze niektóre uwagi dotyczące czarnej porzeczki.Niestety kochają ją szkodniki i tak jak można jeszcze walczyć z pewnym sukcesem z przeżiernikiem powodującym zamieranie pędów [a ktory pęd by nie zamarł gdyby miał wszystko wyjedzone w środku],tak walka z wielkopąkowcem jest znacznie trudniejsz a,choć nie niemożliwa ,szczególnie gdy stosujemy ochronę chemiczną,ale przy takowej należy koniecznie przestrzegać terminów oprysków by nie było ani  za wcześnie ,a szczególnie by nie było za póżno bo w znacznie powiększonym pąku żerują już larwy i jak mówi mój sąsiad z za działkowej miedzy [nie do mnie] "teraz to można im tylko soli nasypać na ogon"]Co też on wymyśla, a może ma rację larwy przecież mają ogony.Mechaniczna ,nie chemiczna ochrona polega na wycinaniu pędów porzeczki jak tylko pęd zaczyna zasychać.Proszę czasem przeciąć go wzdłuż i poszukać wyjadającej wnętrze pędu tłustej gąsienicy Jeżeli nam się to uda ,to sukces ............... mamy tę małpę żarłoczną ,a jeżeli nie to pęd był ściety za póżno ,to znaczy,że ta małpa obrzydliwa,żarłoczna się najadła i przez korzenie wyszła do ziemi i teraz trawi nie jak małpa,ale jak krowa.........A TO KROWA,A TO MAŁPA i często słyszę pytanie a skąd ona się tam wzięła? ale o tym za chwile.A skąd wziął się wielkopąkowiec.........no skąd? też można z nim walczyć mechanicznie,ukręcając nabrzmiałe  znacznie większe pąki,ale jak bedzie ich dużo to co ................ogołocić krzew?

Przypominam sobie dzień 1 pażdziernika 1945 r.Jako "cudowne dziecko" [miałam 6 lat] a umiałam czytać i pisać wiec znalazłam się w II klasie.Tak ,tak uprzedzam ewentualne pytania w żadnej klasie nie "repetowałam" i zostałam bardzo  ,za bardzo młodą maturzystką A z cudowności nic nie pozostało,a że za bardzo bylam młoda to zaszkodziło mi ,gdy po wielu trudach [18 osób na jedno miejsce] zdałam do szkoły aktorskiej.............................no niestety osoby niepełnoletnie nie mogą być przyjęte  na taką uczelnie ,że niby co się tam miało dziać nie wiem i nie dowiedziałam się ,ale przewodnicząca komisji egzaminacyjnej pani Jadwiga Chojnacka oświadczyla mi,że uczelnia nie może brać odpowiedzialności za takie osoby.Myślę jednak że pewne moje głupie powiedzenie,oświadczenie zrobiło swoje.Gdy stanęłam przed szanowną komisją ,jej przewodnicząca ,z pewnością w dobrej wierze powiedziała:: ............."no to będziemy mieć rudą aktoreczkę [a ruda byłam przeokropnie] ale moje "rogate ego " odezwało się w te słowa "ale moje nie farbowane" a pani Jadwiga Chojnacka miała farbowane.Biedna kobieta ,chciała mi pomóc,ośmielić a tu taka niewdzięczność i moj "smarkaty wiek" dosłownie stał się przeszkodą.Jednak do pewnych rzeczy trzeba dorosnąć.Ale w efekcie końcowym Bogu dziękuję za to,że tak się stało,bo marzenia minęłyby sie z rzeczywistością  i przyszłoby mi wygłupiać się w serialach............... to nie na rogate dusze.Ale miało być o zupełnie czymś innym.Miało być o 1` pażdziernika 45 r.Wówczas to z nauczycielką i całą klasą poszlismy na Niemiecki cmentarz [ tak się wówczas mówiło] nie Ewangelicki,a było to przy ul  Pabianickiej.Tam rosły kasztany.Tam było cicho,ale obco ,bo nie tak jak teraz chowani byli przeważnie Niemcy.Nikt nie chodził tam ,nie odwiedzał grobów i ani jedna świeczka nie paliła się na Świeto Zmarłych.Jakie to dziwne,byli a nagle nie ma ani jednego  Niemca żywego.Pozostali tylko ich umarli.Ale ja znowu nie o tym.Chcę powiedzieć że kasztany były wyjątkowo dorodne i gdzie im tam do SZROTÓWKA  KASZTANOWIACZKA,GROŻNEGO SZKODNIKA KASZTANOWCÓW,który z pewnością gdzieś tam był we świecie ,ale nie stanowił takiego zagrożenia jak "wyzwolony" ,bo przewieżiony w inne miejsca,ot,choćby osiedlony u nas,na naszych kasztanowcach ,przewieżiony z  Bałkanów.A dla czego tak się dzieje? bo skrócił sie czas podróży i w takim krótkim ,szrotówek nie zdechnie i choroba nie padnie.Samolot to nie dyliżans.A dla czego z taką siłą niszczycielską działa w nowych miejscach...........nie wiadomo tak jak nie znane są przyczyny wysokiej umieralności zesłanych onegdaj na Sybir Tubylcy zarażeni syfilisem dożywali 70 ki a przybysze umierali po 40 ce.Co chciałam dziś przez to powiedzieć?chciałam choć trochę wyjaśnić dlaczego dziadek miał zdrowe porzeczki a ja już nie.Ale niestety nie wiem czy mi się to udało???????????????????????????

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz