środa, 21 września 2016

Na powidła najlepiej nadają się śliwki węgierki bardzo dojrzałe.Dawno,dawno temu czekano aż mróz je "chwyci" na drzewie i się pomarszczą.Do takich nie dodawano cukru,tyle miały własnej słodyczy.A dziś ,po wydrylowaniu wkłada się śliwki do jakiegoś szerokiego rondla i na 2 kg owoców dodaje pół kg .cukru [tylko ]  . No -i się zaczyna Smażenie podzielone na etapy .Codziennie po trzy,cztery razy należy podgrzewać i mieszać i odparowywać ,bo to jest najistotniejsze.  W moim domu ,gdy jeszcze byłam dzieckiem to na mnie spoczywał obowiązek mieszania,bowiem w odróżnieniu do dzisiejszych czasów,wówczas dzieci miały także obowiązki ,nie tylko prawa i żądania ,jak obecnie .Dzięki temu umiem sporządzić wyśmienite powidła.Pamiętam jak to mama oceniała czy już są gotowe,czy jeszcze nie .Byłam bardzo szczęśliwa jak usłyszałam................."no,dobrze.kot po wierzchu może przebiec i się nie utopi" .Takie powidła jeszcze gorące wówczas przekładano do kamiennego garnka i zapiekano w piekarniku.Na powierzchni,po takim zapiekaniu robiła się sucha skórka jak szyba.Teraz oczywiści nakładam do słoików jeszcze gorące i odwracam  do góry dnem,by mieć pewność ,że dobrze się zamknęły.Tak przygotowane przechowuje w zimnej i suchej piwnicy i jeszcze muszę się tu przyznać ,że przed przełożeniem  nimi piernika troszkę oszukuję ,bowiem dodaję do tych powideł suszone kalifornijskie śliwki pokrojone drobno.To dopiero jest nadzienie., pychota...............i zagadka dla konsumujących ..............."jak ty robisz te powidła.?".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz