niedziela, 27 września 2015

To co ? - dziś o śliwach.Ile razy o nich myślę,przypominają mi się lata 70 ,ąte   ubiegłego wieku jak rozpoczynałam pracę na  działce ,jak mój ogród "Zimowit" jeszcze był dziewiczy.Jeszcze nie wszystkie działki zagospodarowane,jeszcze gdzie nie gdzie  rżysko po ubiegłorocznym zbożu i stara stodoła i brak ogrodzenia a w zamian dzikie zwierzęta np. kuropatwy i króliki i krety,co to spędzały sen z powiek "osadnikom" i świty z ptasimi śpiewami,a jakaż różnorodność ich była.I właśnie pamiętam taki świt .................Ktoś puka do drzwi?..........................Nie ,toż to piąta rano,ale na tarasie na stoliku "urzęduje" sroka i próbuje dobrać się do suchego strąka fasoli,który na swoją zgubę tam położyłam.Po pięknej słonecznej sobocie ,niedzielny świt wstał jak kara za grzechy osób które pracują i tę niedzielę chciałyby mieć słoneczną i ciepłą,wszakże to lipiec.Oj ! takie nieudane lipce wtedy bywały.Przyjrzałam się "pracującej sroce,bo po co ją straszyć skoro i tak już nie śpię,ale,ale, cóż to siedzi pod moją śliwką.?To przytulony do pnia zając.Ponieważ mżyło a ta śliwka miała dużo gałęzi,rzadko ją prześwietlałam, rzadko cięłam,bo ona tego nie potrzebowała,zatem mogła stanowić świetny parasol dla zająca.Za jakiś czas znowu gdy padał deszcz ponownie go widziałam,ale po spotkaniu z moim sąsiadem Stefanem ,więcej nie przyszedł.Za to przyszły czasy przeganiania zwierząt z ogrodu i czasy grodzenia i wodociągów i kanalizacji,bo człowiek tego wszystkiego potrzebuje,.................a dzikie zwierzęta zupełnie nie.I teraz jest płot,a jak plot to nie zając i nie ma już kretów i nawet dzikich królików,tak upartych i tak ekspansywnych.A ta śliwka,którą bardzo polecam to :WĘGIERKA WANGENCHEJMA.

No,ale do rzeczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz