poniedziałek, 4 września 2017

Wydawało mi się ,że wszystko o grzybach napisałam,że jako stara grzybiara miałam czym się podzielić,ale gdzie tam.Jeszcze takie moje doświadczenia.Aha !- ale przed tym : ze starej grzybiary ,pozostała już ,tylko stara ,ale jest co wspominać.Niejednokrotnie było tak,że na grzyby jechałam na kilka dni.Czekał na mnie cały pokój w leśniczówce,w Borach Tucholskich.Leśniczyna cieszyła się zawsze ze spotkań i byłyśmy umówione  [nie było jeszcze tel.komórkowych],że jak tylko stwierdzi ,że grzyby się ukazały ,to wysyła telegram , o takiej treści :"Przyjeżdżajcie natychmiast ".O grzybach w tym telegramie nie mogło być mowy,by nie zjechała się cała Łódź.Czasem to był koniec sierpnia,a czasem dopiero koniec października.Chodziło o duży wysyp grzybów,by warto było przyjeżdżać na kilka dni.I wiecie co ? Wtedy gospodyni paliła w piecu w moim pokoju i między kaflami  tego pieca umieszczała patyki.Na sznurkach zawieszałam tam grzyby.Powoli,ale sukcesywnie schły.Zmieniałam tylko sznurki i zawieszałam nowe.Czasem też układała na piecu kuchennym metalowa siatkę w ramach podpartą na kilu cegłach.Te doswiadczenia też mogą Państwo wykorzystać ,dysponując piecami.
Będąc kilka dni ,bo nie opłaca się 428 km.[jeszcze pamiętam ] jechać na jeden dzień,tym bardziej,że paliwo było w tym czasie na kartki.Dobrze,że mój" przyrząd  do jeżdżenia" ,bo trudno "malucha" zwać samochodem,w trasie palił około 5 l Ale pomieściły się zawsze w nim wszystkie grzyby.
Często zdarzało się zbierać grzyby gdy padał  deszcz ,lub zaraz po deszczu.Wtedy.........................

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz