wtorek, 30 grudnia 2014

I jeszcze o tej porze bywało tak ,że dużo czasu spędzałam na dworze,bo zamarznięty  Staw Stefańskiego  i rzeka Ner i Rudzka Góra ,a zatem łyżwy i "wygibasy" jak mawiał mój ojciec na stawie.Bo przecież musiał sprawdzić czy lód mocny albo wyścigi z rozpędu na Nerze albo sanki i Rudzka Góra.Po takim dniu poliki przypominały kolorem tę dolną część Polskiej flagi W moim domu od lat była taka  umowa.Dzieci [tj do 18 lat] wracają do domu przed zmrokiem i nie było żadnej dyskusji na ten temat. Zimą to było dokuczliwe i czekało się albo wiosny ,albo pełnoletności.Przyszło mi pewnego razu zrozumieć dla czego takie  ostre i moim zdaniem  niesprawiedliwe prawo,bo czy to moja wina ,,że słońce tak wcześnie zachodzi?"Właśnie z dwoma koleżankami  było to na Rudzkiej Górze ciągnęłam sanki pod górę by potem[ależ to była frajda] zjechać w dół.I nagle zauważyłyśmy babcię z chrustem na plecach [młodzieży wyjaśniam.........chrust to suche gałązki z drzew]Przeważnie palono nimi w piecu.Dogoniłyśmy babcię "pnącą się pod górę" z wielkim wysiłkiem..........i chciałyśmy  pomóc .Przecież miałyśmy sanki,ale babcia się uparła i dziękując nam wskazała "ja tylko tu pokazała szczyt góry." Zupełnie się nad tym nie zastanawiałyśmy,że niby do czego na szczycie ten chrust.Wyprzedziła nas nieco ,więc była przed nami  jakieś 30,40 sekund.Gdy dotarłyśmy i my na szczyt ,ani babci ,ani chrustu.Było jeszcze widno.............i przed zmrokiem byłam w domu..................oj bardzo szybko się w domu znalazłam. Nie raz wracałyśmy z koleżankami do tego faktu ,ale nic racjonalnego do głowy nam nie przyszło.Gdybym była sama myślałabym ,że mi się  przywidziało a tak.............nadal nic nie wiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz