niedziela, 18 stycznia 2015

Wracam do obecnej w ogrodzie hodowli drobiu.Kurniki i kurniczki to chyba tęsknota za tym co pozostało tam gdzieś na wsi a ponad to przecież zawsze są jakieś resztki to i kurki się uchowają na nich i jajeczka swoje,na co mój ojciec zawsze odpowiadał "nie swoje tylko kurze",ale to nie wiele dawało.Pamiętam jak jedna z sąsiadek w wygrodzonym wybiegu dla kur siadała na leżaku i się opalała.Zdejmowała sukienkę i siedziała albo w różowej,albo w błękitnej halce z szerokimi brązowymi koronkami.Tak..........koronki zawsze były brązowe,czego nie potrafię wytłumaczyć.Oczywiście chłopcy mieli co oglądać bo miała ładne,duże piersi i w ogóle była ładna.Starli się by piłka często wpadała za ogrodzenie.Ale najgorszy i nie porównywalny widok to tuczenie drobiu,które miało miejsce jesienią.Często też pojawiały się indyki lub gęsi.Wówczas gospodyni brała taką tuczoną sztukę między nogi i siedząc na stołeczku,na który jedni mówili zydel a inni ryczka,wkładała na siłę sporządzone przez siebie z ospy [pasza dla zwierząt],starego chleba i mąki i jakiegoś już nieświeżego tłuszczu duże kluchy.Gdy zamknęła dziób to druga ręką przesuwała tę kluchę przez całą długość szyi Tak tuczono gęś ,indyk nie zgadzał się na to ,ale efekt końcowy był taki sam.A ja po każdym męczeniu gęsi współczułam jej bardzo.Dla mnie to nie nie była gęś tylko giga ,bo tak też mówił mój ojciec.Po Świętach Bożego Narodzenia gigi już nie było. W tej kamienicy działy się różne rzeczy.Pamiętam jak kiedyś wrócił z miejsca odosobnienia sąsiad i dowiedział się o niewierności żony w tym czasie,to chyba przez tydzień słychać było jej krzyki pt. "z zielazem na mnie, z zielazem."Po tygodniu wszystko ucichło,bo sąsiad miał miękkie serce a żonę urodziwą na swoje nieszczęście.W chwilach pochmurnej lub deszczowej pogody bawiliśmy się w bramie I nie zgadniecie Kochani czym..............wiatrówką.Strzelaliśmy w narysowaną tarczę "pędzelkami" lub śrutem,ale śrut był na raz ,a pędzelek po wyjęciu można było ponownie  użyć.I zachodzę w głowę,że też nasi rodzice nie obawiali się ,że możemy zrobić sobie krzywdę.A wiatrówka  była własnością jednego z sąsiadów i jego syn po prostu nam jej użyczał.Jeszcze  lepsze zabawy pojawiły się wraz z motocyklem i samochodem  sąsiadów.ale o tym już nie dziś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz