sobota, 28 lutego 2015

A onegdaj bywało tak:Gospodynie domowe miały bardzo dużo pracy,bo w sklepach żadnych półproduktów nie było.I jakież inne było gotowanie i pieczenie i inne naczynia.Piec w kuchni moich rodziców był duży."Okolony" mosiężną ramą ,którą co jakiś czas czyściło się Sidolem [nie mylić z obecnym Sdoluksem].Czyściło się także gałki i haczyki.Haczyki były usytuowane na ścianach pieca ,też z kafli,na nich często suszyła się kiełbasa a jesienią grzyby.Nazywano go murkiem.Zapałki np. zawsze leżały na murku,bo było to pod ręką i nigdy nie zawilgotniały.Płyta grzejna [jakby teraz ją nazwano] była duża.Miał cztery otwory prowadzące do wnętrza przykryte fajerkami.Na dwóch gotowano a te dalsze dwie  służyły do dogotowywania i zawsze w jednej odkrytej fajerce włożony był czajnik.Wrzątek był na poczekaniu.Napisałam włożony był czajnik, tj. jego część ,jakby miał podwójne dno było w piecu.Z resztą garnki też miały taki kształt [lekko owalny],że "wpuszczano je do pieca"Była to oszczędność paliwa.A po lewej stronie na płycie był wmontowany ,zamykany drzwiczkami  10 litrowy pojemnik na wodę.Była zawsze ciepła,czasem gorąca i przeznaczana do zmywania naczyń.A to zmywanie ,to coś bardzo pracochłonnego.Należało naszykować dwie miski .W jednej myto" z pierwszego" a w drugiej płukano.No i te "wpuszczane "garnki .Nie tylko usmolone pod spodem,ale także częściowo po bokach.Szorowano utartą cegłą i to też było zajęcie  nieciekawe.Ocierało się jedną cegłę o drugą i w ten sposób powstawał proszek .A  to szorowanie cegłą garnków,.to chyba za  jakąś kara.Ojciec filozofował [jak mówiła mama].że jest to zbyteczna praca ,bo przy następnym  gotowaniu zaraz się ubrudzą ale gdzie tam,ten głos się nie liczył bo w szafce półki wyłożone były ceratą,a cerata nie może się ubrudzić.Może jeszcze dodam ,że zmywano tylko wodą.Nawet nikomu nie przyszłoby do głowy,że można sobie pomóc jakimiś płynami.A inne naczynia?Czy wyobrażacie sobie Państwo ,że ani grama plastiku,żadne miseczki,żadne kubki,ani widelczyki,ani łyżeczki,ani pojemniki do lodówki.Ale co ja pisze przecież nie było lodówek.I garnki i miski były tylko metalowe,emaliowane.Często emalia" odpadła",a czasem robiły się dziury.Ale to żadne zmartwienie,bo co kila dni słychać było z podwórka "garnki ,miski lutuje".Innego natomiast dnia słychać było ,"garnki,naczynia kamienne drutuje"Czasem bowiem się tłukły a drutownik składał częsci garnka i "pajęczyną drucianą" oplatał  całość.To tyle o tym jak to onegdaj bywało,dziś o kuchni i naczyniach.ale obiecałam wczoraj przepis na pieczeń wołową i o tym teraz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz