sobota, 5 września 2015

"Jak to onegdaj bywało ?"To było tak właśnie, o tej porze. Na początku września w 1945 r.Gdzie tylko , możliwe ,zostały wywieszone hasła pt."CAŁY NARÓD BUDUJE SWOJĄ STOLICĘ"To budowanie to składki ..........jakiś procent od pensji,ale także wyjazdy do Warszawy ,by czynnie uczestniczyć w odgruzowywaniu.Łódzki Magistrat,w którym pracowała moja mama także zorganizował grupę ludzi ,która ofiarowała się pomóc.Pewno odgruzowywanie nie byłoby ważne gdyby zabrakło tam mojej mamy.Ona wszędzie,a szczególnie w takich akcjach była pierwsza.A jak mama,to też i ja.No i zaczęło się."Idziemy wcześnie spać,bo jutro wcześnie trzeba wstać",oznajmiono mi około 19 ej.I to było okropne.Jak tu zasnąć o tej porze?A rano?,nie ,nie,nie myślcie,że nie chciało mi się wstać.Wprost przeciwnie.Choć jeszcze ciemno było na dworze ,ja już na nogach.Ojciec przebudził się i westchnął................"Boże myślałem,że za swoje grzechy muszę znosić jednego niespokojnego ducha,ale czy aż tak nagrzeszyłem,że muszę znosić dwa ?"Drzwi się za nami zamknęły  ,a za bramą już czekał ciężarowy  samochód pod plandeką i ławki w środku i już siedziało tam kilka osób.I ruszyliśmy.Przez całą drogę wiatr mocował się z plandeką ,ale nie dał jej rady.Jak dziś pomyślę o tej podróży to skóra mi cierpnie jak była niebezpieczna i co by na to powiedzieli teraz panowie  w białych czapkach.Jak dojeżdżaliśmy do Warszawy ,wszyscy się ożywili,ale natychmiast posmutnieli,takie to było gruzowisko.Zostaliśmy skierowani i poprowadzeni przez organizatora tej "imprezy "na miejsce pracy.Samochód postawiono na  małym kawałku już odgruzowanej ulicy ...........no i dalej do roboty.Polegało to na podawaniu cegieł i gruzu z wyznaczonego miejsca do samochodów z przyczepami.Ja przyglądałam się tej pracy z szoferki naszego samochody ,aż zasnęłam i pamiętam,że śniły mi się góry lodów waniliowych.Ale to tylko sen.Mama go przerwała bo właśnie cała magistracka grupa  organizowała posiłek.Odwinęli onucki ,którymi mieli zawinięte dłonie ,bo o rękawicach ochronnych wówczas nikt nie słyszał.Za to było słychać z jak poranionymi rękami wracali ci co odbudowywali swoją stolicę.A onucki,cóż,onucki to coś takiego używanego w wojsku zamiast skarpetek.I nawet nie wiem kto i jak tyle ich załatwił.Podejrzewam,że i tu moja mama coś miałaby do powiedzenia.Pewno to jakieś remanenty powojenne.Ale póki co owinięte dłonie były zabezpieczone.W czasie przerwy posiłkowej został "puszczony" ..........[tak się wtedy mówiło] patefon.Patefon to taki przyrząd do puszczania na nim płyt.A płyty te obracały się po nakręceniu  tegoż patefonu.Płyty niestety były tylko cztery i na  nich Mieczysław Fogg.Wszyscy porozkładali kanapki na jakiejś skrzynce nakrytej gazetą i częstowali się wzajemnie.Mnie najbardziej smakował chleb ze smalcem.Po posiłku,ponownie pracowano i  zakończono pracę około 17 ej.W drodze powrotnej patefon grał i grał i tak to czas szybko minął.I w ten to sposób ja też budowałam swoją stolicę ,bo wyniosłam z gruzów  aż cztery cegły i zauważyłam leżący w tychże gruzach piękny [taki kiedyś był ] zegar.Była na nim godzina 10,ta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz