piątek, 21 listopada 2014

ZATEM,JAK TO ONEGDAJ BYWAŁO?.Też było szaro i w małej pralni z bardzo małym okienkiem ciemno i goła żarówka pod sufitem,ale robiło się milej gdy w piecu "strzelał ogień".Stół z wyszorowanym drewnianym blatem i szuflada do schowania krochmalu i farbki [kto teraz wie co to farbka?] aby sie nie zamoczyły i firaneczka wokół stołu ,a ta po co to już nie wiem.Gdy pomagałam mamie w praniu to w wolnych chwilach marzyłam " jakby zrobić z tego pokoik i zawiesić w oknie firaneczki   i i i ...............zostałam wyrwana z marzeń     ................................."..patrz  tu ,tak się rozkłada na pralce [pofałdowana blacha oprawiona w drewno]męską koszule i najpierw pocierasz mydłem [ogromny kawał o nazwie biały jeleń]kołnierzyk i mankiety i trzesz aż będzie czyste".Była to taka okropność ,tak ciężka praca ,ze odparłam " nie będę chodziła w męskich koszulach",ale twój mąż będzie chodził "odparła mama " nie będę miała męża [pyskata byłam po mamie] a potem co ?potem było aż dwóch ,ale na szczęście pranie już nie takie.Ale wracam do tamtego .Po wypraniu w bali ,gotowanie w kotle,a po wygotowaniu pranie drugie.Była to przecież biała bielizna i pościelowa i osobista.A potem płukanie i płukanie i wąchanie czy nie pachnie mydlinami ,a potem rozpuszczanie w wodzie farbki,by bielizna nabrała błękitnego odcienia ,a potem gotowanie krochmalu i krochmalenie wieńczyło dzieło.I jeszcze wieszanie na strychu i otwieranie wszystkich okien by bielizna ładnie pachniała,a jak wyschła ...........rytuał składania,tak a nie inaczej,do dużego kosza o dwóch uszach i do magla ,którego trzeba było wcześniej zamówić Mieścił się nieopodal w piwnicy dużej kamienicy i było tam zawsze bardzo zimno,ale na koniec już nie.Najpierw nawijało się na stole bieliznę na wałki,mocno upychając [też tego się uczyłam].Potem wałki podkładało się p[od coś co przypominało ogromna szafę ,a w środku były kamienie.Ogromnym kołem z korbą kręciło się aż bielizna zmiękła,oj robiło  się ciepło.Składana do kosza wędrowała do domu .ale, nie, to nie koniec .W domu prasowało się koszule i serwetki a te ostatnie były najgorsze, a potem w Świąteczny magiczny czas wszystko było czyste i pachnące i rozjaśniały pomieszczenie położone na meblach serwetki,których ja nie mam i może to żle,że nie ma tego wszystkiego co przed,by to po było warte tego co przed?Może to żle ,że nie celebrujemy?i  tę pustkę wypełniają depresje i stany lękowe bo i na depresje i na stany lękowe mamy czas.Nasi przodkowie tego czasu nie mieli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz